Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W temacie macierzyństwa będzie ta oto historia. Wiadomo, że jeśli się jest…

W temacie macierzyństwa będzie ta oto historia.

Wiadomo, że jeśli się jest rodzicem to robi się wszystko źle. Masz normalny poród i mówisz o jego konsekwencjach? Źle, poród jest cudowny. Masz CC to nie są narodziny, tylko wyodobyciny. Dziecko płacze - to pewnie przez ciebie, albo ktoś je zauroczył, bo nie przypięłaś do wózka czerwonej wstążeczki. Żłobek, przedszkole? To ty powinnaś zostać w domu, i aż do 18 roku życia Maleństwa się nim opiekować.

Ja musiałam zmierzyć się z Piekielną Teściową i siostrą mego męża, z którymi już na szczęście nie utrzymujemy kontaktu.

Moja ciąża, tak jak wszystkie inne w mojej rodzinie, rozwiązała się przed czasem. Ja sama urodziłam się na początku 8 miesiąca, moje dziecię wytrzymało trochę dłużej i doczekało przełomu 8 i 9 miesiąca. Oczywiście wczesne rozwiązanie to była moja wina, bo chodziłam długo do pracy, a powinnam na początku ciąży rzucić L4. Miałam pracę biurową, przy komputerze i lubiłam do niej chodzić, bo poprawiała mi nastrój, a przede wszystkim, motywowała do dbania o siebie.

Gdy urodziło się Maleństwo, nie karmiłam piersią, bo przez to, że trafiło do inkubatora, straciłam praktycznie od razu pokarm. Dodatkowo stresowało mnie to, że moje dziecko jest pod tlenem i nie wiedziałam czy rano będzie wciąż żyło. Baliśmy się z mężem, ale Teściowa oczywiście jeszcze bardziej nas dobijała.

1 - Ona nie może wnuka dotknąć, jak to tak!
2 - Wcześniaki dziewczynki mają lepsze szanse na przeżycie niż chłopcy, to uważajcie.
3 - Jak nie karmisz teraz to potem skąd mleko weźmiesz.
4- "Bo jak ja rodziłam..."

To jedne z jej wielu mądrości. W końcu przyszedł cudowny dzień, gdzie wyszliśmy ze szpitala. W mieszkaniu nagrzane tak, że ja nie wiem z czego się rozebrać, od razu otworzyłam okna. No i za to dostał reprymendę mój mąż, gdy chciał podziękować swojej mamie za pomoc w ogarnięciu mieszkania i zwrócił uwagę, że tak zrobiła ciepło, że musieliśmy otworzyć okna. Na o teściowa "ALE JAK TO TAK Z DZIECKIEM I W LUTYM!". Raz próbowała dziecko bujać w wózku, co o mało nie skończyło się tragedią, bo wózek tak się rozbujał, że dziecko prawie z niego wypadło, a w dodatku dziecko się rozryczało (o tym dlaczego dalej). Od tego czasu, dopóki Młody nie umiał sam jeść i chodzić, babcia była z nim razem z nami, bo baliśmy się jej pomysłów.

Siostra męża posiadająca już dwójkę dzieci, które nie są w ogóle odczepione od jej spódnicy, znowu zwracała mi uwagę, że nie powinnam zostawiać Małego pod opieką ojca, bo on potrzebuje matki! Nasze zmianowe opieki nad dzieckiem przyjęła wręcz z zawałem. To, że dziecko płakało, oznaczało, że koniecznie musi iść na ręce albo być bujane w wózku, co na moje kompletnie nie działało (tylko trzymanie za rękę i głaskanie po niej go uspokajało).

Przegięła w momencie, kiedy ja wyszłam na kawę z koleżankami, zostawiając 4 miesięcznego syna pod opieką ojca i zadzwoniła do mnie, wrzeszcząc do słuchawki, że mój mąż a jej brat, dziecko to zabije, bo facet nie umie zajmować się dzieckiem! Zwróciłam uwagę, że mój mąż umie zająć się własnym synem i nie boję się go zostawiać z dzieckiem samego, bo inaczej tego dziecka bym z nim nie miała.
Gdy zaczęła wyzywać mnie od alkoholiczek rzuciłam słuchawką, bo to przecież oczywiste gdy wychodzę na kawę, to w sekrecie idę się nawalić. Inne dogryzanie podczas rodzinnych spotkań sprawiały mi przykrość, a innych gości peszyły, bo w ruch szły teksty o tym, że nie jestem prawdziwą matką, bo nie karmiłam piersią, bo wróciłam do pracy po 6 miesiącach, a dziecko dałam do żłobka.

Najgorsze co od niej usłyszałam to to, że jak chciałam tak zajmować się dzieckiem jak się zajmuje, to mogłam sobie lalkę kupić. A to tylko dlatego, że ja w przeciwieństwie do niej, miałam czas dla siebie, bo nie bałam się zostawiać dziecka mężowi, ani dać go do żłobka, aby od małego się socjalizował, a ja mogła wrócić do pracy, którą kocham i w której każdy miesiąc się liczy ze względu na ciągłe zmiany w prawie i innych raportach.

W następnych latach stosowaliśmy, jak to się śmialiśmy, zimny chów. Gdy przychodziła pora snu Młodego, szedł on spać do swojego pokoju, a my mieliśmy go pod okiem kamery. Mieliśmy też od początku adoptowanego 4 lata wcześniej niż ciąża, kota, bo nie wyrzucimy pół ślepej Staruszki, gdyż pojawiło się dziecko. Co więcej, Staruszka, Młodego pokochała i go broniła przed obcymi jak własne młode. To jest wszystko źle. Tak samo, że zabieraliśmy Młodego do znajomych albo zostawialiśmy go z nianią, aby wyjść do kina. Tak samo złe było ustalenie godzin spania, bo przecież dziecko ma spać wtedy kiedy chce (co skutkowało u siostry tym, że dzieci siostry wstawały o 3 w nocy wypoczęte, chodziły spać o 12, wstawały na obiad i nie miały żadnego porządku dnia). Złe było czytanie książek z roczniakiem, bo i tak ich nie zrozumie. Gdy Młody się wywrócił, miałam do niego biec i od razu rany dezynfekować. My przyjęliśmy system "a gdzie masz zająca?", czyli odwrócenie uwagi od bólu, od tego, że się leje krew z kolana i dziecko praktycznie nigdy się nie rozryczało, bo upadło, czy się uderzyło.

Gdy Młody poszedł do przedszkola, dostaliśmy reprymendę od teściowej, że przecież on w przedszkolu prywatnym się nic nie nauczy i kto to widział, aby tak małe dziecko uczyć języka angielskiego, skoro po polsku nie umie jeszcze mówić (przedszkole wybraliśmy dwujęzykowe, a dzieci uczą się w nim poprzez zabawę). Bunt trzylatka, Młody przeszedł dość ciężko - testował nasze granice od zanoszenia się płaczem o nową zabawkę czy słodycze, po fazę na nie. Lekarstwo według teściowej - przyłożyć laćkiem to mu przejdzie.

Nie zastosowaliśmy się do tej rady, liczę, że siostra męża też jej nie stosowała. Bunt szybko u nas przeszedł, gdy Młody zobaczył, że nie reagujemy w sposób jaki by chciał.

Podsumowanie tej historii jest takie, że ja jestem ta zła, bo kazałam opiekować się mężowi własnym synem, wróciłam do pracy i jestem zadbana i szczęśliwa. Mam swoje życie, czas na randkę z mężem i wszyscy mamy czas dla siebie. Młody przynosi nam wieści z przedszkola, chodzimy na spacery i dużo się od siebie uczymy. Miło czasem spojrzeć jest na świat oczami dziecka, które nie boi się oddalić kawałek od rodziców na pikniku na łące i pokazać, że znalazł jakaś roślinę czy innego robaczka, a nie robić z dziecka kalekę, która trzyma się spódnicy mamy mimo ukończenia 5 oraz 7 lat i nie zostawiać ich z ojcem, bo przecież on się dobrze takimi "Maluchami" nie zajmie.

by ~madkapolka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
27 27

Przekonanie o tym, że facet nie będzie potrafił zająć się dzieckiem jest równie śmieszne, co irytujące. Potem jest płacz, że ojciec nie interesuje się dzieckiem, chociaż nie dało mu się szansy na nawiązanie z nim silnej więzi...

Odpowiedz
avatar Puszczyk
-2 4

@Ohboy: jest to u nas chleb powszedni. Niestety.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@Ohboy: To podejście, że tylko matka powinna się zajmować dzieckiem jest aż dziwne, zwłaszcza jak wychodzi od innej kobiety. Moja przyjaciółka jest w ciąży i zaskoczyła swoją koleżankę z pracy (są w podobnym wieku), bo przyjaciółka nie zamierza rezygnować z rozrywki (w granicach rozsądku) i planuje je także bez dziecka pod pachą. Koleżanka była zdziwiona i spytała kto niby z dzieckiem zostanie. Przyjaciółka odparła: "Yyyy... mój mąż? Przecież też będzie rodzicem." Szok i niedowierzanie. A później złote rady, bo kobieta powinna być z dzieckiem 24/7 a mężczyzna nie umie w rodzicielstwo, więc nie powinno się go zostawiać z dzieckiem. Tragedia.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 0

@Imnotarobot: Ha, no właśnie. Też mam znajomą w ciąży i dla wszystkich byłoby najlepiej, gdyby mąż wziął chociaż połowę urlopu rodzicielskiego, jednak sugestia ta wzbudziła szok i niedowierzanie. Mnie zaś dziwi, że tak wiele matek nie chce, aby ojcowie byli rodzicami i tylu ojców się na to zgadza...

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
0 0

@Ohboy: Pewnie powielanie schematów, które widzieli w swoich rodzinach. A dla wielu mężczyzn to niestety wygodne, że nie muszą nic koło dziecka robić...

Odpowiedz
avatar digi51
11 25

Dobra, tak zupełnie szczerze? Tak, teściowa piekielna, ale odnoszę wrażenie, że napisałaś tę historię, aby znaleźć sobie poparcie dla swojej metod wychowawczych i nieco się nimi pochwalić. Niby wszystko ok, ale mimochodem krytykujesz innych rodziców, że nie robią tak jak Ty, bo przecież Ty robisz lepiej. Od teściowej różnisz się tym, że masz inne poglądy i jeszcze nie jesteś stetryczała. Natomiast jestem ciekawa jak to będzie wyglądać, jak będziesz miała swoją synową, która np. wnuka nie odda do żłobka, bo będzie uważała, że jest na to za mały albo będzie stosowała "ciepły chów". Poczekajmy te 30 lat...

Odpowiedz
avatar fursik
10 10

@digi51: 100% racji. Żyjmy i dajmy żyć.

Odpowiedz
avatar Habiel
0 10

@digi51: Ja nie widzę tu żadnego chwalenia się albo narzucania swoich metod innych. I szczerze, jako osoba czytająca te historię, to widzę tylko próby narzucenia wychowania przez teściowa i szwagierkę, a autorka opisuje swoje metody (bo jak inaczej ta historia miałaby wyglądać?). I kto powiedział, że autorka będzie mieć wnuki albo będzie wchodziła w ich wychowanie? Bardzo dużo chyba sobie dopowiadasz, albo czytaliśmy różne historie.

Odpowiedz
avatar digi51
3 13

@Habiel: Rozpisywanie się ze szczegółami o swoich metodach porównując się do szwagierki brzmi jak próba udowodnienia sobie i czytelnikom, że JEJ metody są lepsze. Piekielności samego wtrącania się szwagierki i teściowej nie neguje. Nie, nie jest to napisane wprost, ale napisałam, że odnoszę takie wrażenie, a nie, że tak jest. Może i sobie dopowiadam - zabronisz mi? Historia napisana w nadęty sposób ukazujący obraz autorki jako idealnie nowoczesnej matki w porównaniu do zacofanej teściowej i szwagierki. Chociażby ostatni akapit sugerujący, że autorka jest odsądzana od czci i wiary, bo jest SZCZĘŚLIWA. Rozumiem, że Twoim zdaniem nie mam prawa odnosić takiego wrażenia, dopóki ktoś nie napisze tego wprost najlepiej CAPS LOCKIEM? "I kto powiedział, że autorka będzie mieć wnuki albo będzie wchodziła w ich wychowanie?" - jprdl. Nikt. A kto miał powiedzieć? Autorka miała stwierdzić, że 1. na 100% będzie babcią 2. Na 100% będzie się wtrącać w wychowanie wnuków? Myślisz, że jej teściowa w jej wieku już planowała wtrącanie się w wychowanie wnuków?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 maja 2021 o 8:32

avatar Puszczyk
1 11

@digi51: odnoszę takie wrażenie co @Habiel: dopowiadasz sobie coś, czego nie ma. Bez opisu jej metod wychowania, to ta historia nie miałaby sensu. Uważam, że jej metoda jest lepsza, bo nie prowadzi do powstania kolejnej zachuchanej miernoty życiowej, emocjonalnie uzależnionej od rodzica. Dzieciak ma postawione granice, system wartości, a jednocześnie samodzielność. I co ważne - nie jest pozostawiony samopas.

Odpowiedz
avatar digi51
4 8

@Puszczyk: Metoda szwagierki to znamy tylko ze słów autorki, ja osobiście oceniać nie będę, bo każdy robi po swojemu, tak jak dla niego i jego dziecka jest lepiej stąd też podkreślam - napastliwa krytyka ze strony szwagierki i teściowej JEST piekielna. Więc, nie, nie do końca jest tak, że opis metod wychowawczych nadaje tej historii sens. Gdyby jej metody były inne to wtrynianie się w wychowanie nie swoich dzieci jest ok? A kim jest babcia czy ciotka, żeby to oceniać i o tym decydować? A może krytykowanie byłoby ok, gdyby szwagierka miała idealnie według podręczników wychowane dzieci? Mamy cały akapit zachowań okołowychowawczych z dodanym od niechcenia stwierdzeniam, że teściowej i szwagierce się to nie podobało. To nic innego jak szukanie poparcia dla swoich metod wychowawczych.

Odpowiedz
avatar Habiel
0 8

@digi51: No chyba trochę odleciałaś. Wszystkie historie na piekielnych są subiektywne i nigdy nie będziemy znać całej historii. Możemy ocenić to, co chciał nam autor ujawnić. Idąc twoim tropem- mam wrażenie, że to ty masz duże ego i nie potrafisz przyjąć, że twoje komentarze są pisane w nadęty sposób, jakbyś zjadła wszystkie rozumy, a jeśli ktoś ma inne zdanie na temat historii, to od razu nie ma racji, bo to nie pasuje do twojej wizji świata. I wiesz co, wielu ludziom aprobata anonimowych ludzi z internetu nie jest potrzebna do szczęścia i nie potrzebują poparcia w swoim życiu, metodach wychowawczych, bo od tego mają realnych znajomych.

Odpowiedz
avatar digi51
2 6

@Habiel: "Wszystkie historie na piekielnych są subiektywne i nigdy nie będziemy znać całej historii" - ale o co Ci chodzi z tym tekstem? Ja napisałam tylko, że nie będę oceniać metod wychowawczych obcej kobiety na podstawie dwóch zdań na ich temat w internecie. Coś w tym złego? "akbyś zjadła wszystkie rozumy, a jeśli ktoś ma inne zdanie na temat historii, to od razu nie ma racji, bo to nie pasuje do twojej wizji świata." - napisałam, gdzieś, że nie masz racji? To chyba prędzej Ty zarzuciłaś mi błędny odbiór historii, bo jest inny niż Twój. Napisałam o swoim subiektywnym wrażeniach po przeczytaniu tego tekstu, a nie o tym, że mam absolutną rację, bo tak jest i ...uj. " wiesz co, wielu ludziom aprobata anonimowych ludzi z internetu nie jest potrzebna do szczęścia i nie potrzebują poparcia w swoim życiu, metodach wychowawczych, bo od tego mają realnych znajomych." - każdy, kto opisuje swoje życie w internecie przedstawiając się jako pozytywnego bohatera szuka w pewien sposób aprobaty, poparcia i potwierdzenia, że ma rację. Nie wyklucza to posiadania znajomych. I tak mi się wydaje, że jednak "normalny" rodzic nie ustala swoich metod wychowawczych w oparciu o zdanie znajomych.

Odpowiedz
avatar majkaf
4 4

@digi51 odniosłam dokładnie takie samo wrażenie, tylko nie potrafiłam tego nazwać.

Odpowiedz
avatar janhalb
1 5

@digi51: Tak zupełnie szczerze to mam wrażenie, że bawisz się w psychologa.

Odpowiedz
avatar digi51
-1 7

@janhalb: nie trzeba być psychologiem, żeny zauważyć, że najwięcej w tej historii jest samopoklepywania się po plecach autorki.

Odpowiedz
avatar Skierka15
0 4

@digi51 całkowicie się zgadzam z tym co napisałaś. A już śmieszy mnie tekst, bo my mamy czas dla siebie. I tylko i wyłącznie do tego autorka dąży. Tak mam dziecko, ale tak jak mam kanapę. Najważniejsze, żebym dalej robiła to co chcę, a dziecko to tylko dodatek. Do żłobka oddała, żeby się dzieciak socjalizował...no litości. Do żłobka posyła sie dzieci, jak ma się nóż na gardle, bo trzeba do pracy wrócić, a babci brak. Dlatego w państwowych żłobkach przyjmują dzieci tylko rodziców pracujących. W tym wieku socjalizacja nie jest potrzebna. Autorka jest w swoim mniemaniu super, bo potrafi zatrudnić niańkę , żeby pójść na randkę, a szwagierka jest głupia bo się dziećmi zajmuje. Dziecko autorki wie, że nie ma po co do niej podchodzić, bo i tak zostanie olane. Dzieci szwagierki może i za często za nią chodzą, ale w końcu przestaną. Określenie zimny wychów mówi dużo o autorce. Znam takich rodziców. Najważniejsze to nic przy dziecku nie robić, podesłać babci, koleżance, komukolwiek. A potem zdziwienie skąd z dzieckiem problemy. P.s. randka z mężem to nie randka. To już nie ten etap związku. To po prostu wspólne wyjście.

Odpowiedz
avatar janhalb
1 1

@Skierka15: "Do żłobka posyła sie dzieci, jak ma się nóż na gardle, bo trzeba do pracy wrócić, a babci brak." Ale bo Ty tak uważasz, czy może masz jakieś (trudne słowo będzie) argumenty? "randka z mężem to nie randka. To już nie ten etap związku. To po prostu wspólne wyjście." Mam nadzieję, że nie masz męża… Generalnie: mądrzysz się strasznie.

Odpowiedz
avatar Skierka15
0 2

@janhalb podałam argumenty, czego nie rozumiesz? Dzieci w wieku żłobkowym nie potrzebują żłobka do rozwoju. Potrzebują opieki. Jak rodzice pracują i żadne z nich nie może z pracy zrezygnować ma rzecz urlopu wychowawczego, to posyła dzieci do żłobka. W wypadu autorki - to była fanaberia, bo ona to woli iść do pracy. Z twojej wypowiedzi wnioskuję, że do dorosłości to masz jeszcze daleko.

Odpowiedz
avatar janhalb
1 1

@Skierka15: No więc powtórzę: bo Ty tak mówisz? I mamy to uznać za Prawdę objawioną, bo Ty tak mówisz? Do dorosłości? Dziecko, mogę się założyć, że mógłbym być Twoim ojcem. Mój najstarszy syn idzie właśnie na studia - a bardzo młodo dzieci nie miałem. Mądrzysz się. BTW - na randki z żoną chodziłem jeszcze wiele, wiele lat po ślubie i Twoje mądrzenie się nic w tej sprawie nie zmieni. Dziś już nie chodzę, niestety, bo jestem wdowcem.

Odpowiedz
avatar Fahren
6 12

Przekonanie o umiejętnościach rodzicielskich faceta jest równe przekonaniu o umiejętnościach jazdy autem kobiety. Czyli o kant d... A reszta? Teściowa patrzy przez pryzmat swojego wychowywania Męża. Czyli żadnej nauki angielskiego, bo po co, skoro lepiej się uczyć rosyjskiego, w końcu ZSRR nam bratem. Żłobek, czy przedszkole? Burżuazja, dekadencja i imperializm, zresztą po co, skoro pensja męża wystarcza do utrzymania domu, a nawet odłożenia czegoś? Lepiej posiedzieć w domu, albo na placu zabaw z sąsiadkami-mamami. A skoro wychowanie syna jej wyszło - w końcu sama se go wybrałaś - jest przekonana, że to najlepsze wychowanie, jakie mogła mu dać. I działa.

Odpowiedz
avatar katem
6 6

@Fahren: Zależy, jaki facet i zależy, jaka kobieta. Ojciec moich dzieci był lepszy ode mnie w opiece nad nimi :D W dodatku jestem tym damskim wyjątkiem, który dobrze jeździ.

Odpowiedz
avatar digi51
15 15

@Fahren: "Przekonanie o umiejętnościach rodzicielskich faceta jest równe przekonaniu o umiejętnościach jazdy autem kobiety." - jedno i drugie jest kwestią praktyki. Jak się ojca nie dopuszcza do dziecka to ciężko, żeby miał "umiejętności rodzicielskie", a to, że dziecko najpierw bardziej lgnie do matki to czysta biologia + częściej to kobieta bierze urlop macierzyński i spędza z niemowlakiem więcej czasu. Podobnie z jazdą samochodem, stereotyp z czasów, kiedy posiadanie prawa jazdy przez kobietę było "wow", a i tak facet pozwalał się jeździć tylko jak wracali z imienin u wujka Staszka, bo chciał się napić. A potem podśmiechujki, że baba, która jeździ autem raz na pół roku jeździ gorzej niż facet, który jeździ codziennie.

Odpowiedz
avatar Fahren
9 9

@digi51, @katem: Otóż to. Zależy od sztuki, nie od stereotypu

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@katem: Czyli Ty jesteś facetem a Twój mąż kobietą. ;)

Odpowiedz
avatar sanuspg
-1 5

Aż przyjemnie przeczytać tak rozsądną wypowiedź.

Odpowiedz
avatar Balam
2 8

Ja co prawda dzieci nie mam, ale już od teściowej usłyszałam wiele "jak będziecie mieli dziecko to zrób tak jak ja karzę, w końcu swoje już odchowałam i wiem jak to się robi". Kiedyś mnie tak skrajnie tym wkurzyła, że usłyszała ode mnie "niech się mamusia tak nie rozwija, bo u syneczka było sporo do poprawy". Tak swoje odchowała, że musiałam męża nauczyć, że do pracy nie idziemy w tej samej koszulce, w której spaliśmy, a sztućce trzyma się tak.

Odpowiedz
avatar Fahren
0 6

@Balam: Dlatego się śpi bez koszulki!

Odpowiedz
avatar geranium
10 10

Ja od swojej teściowej zapamiętam do końca życia jedną radę/pytanie, po którym nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Kobieta z pełną powagą zapytała po co zmieniam tak często (*) pampersy skoro powinnam co 12 godzin. Ona tak robiła i dzieciaki jakoś przeżyły.. Natomiast ja już wszelkie próby wtrącania się tak teściów jak i swoich rodziców ucinam bardzo stanowczym " wy swoją szansę mieliście, skoro spiep+liście to pretensje miejcie do siebie, a od wychowania naszego dziecka się odczepta. *co 2-4h w zależności jak są mokre

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
1 5

Z tym zauroczeniem dziecka to pierwszy raz usłyszałem od pary znajomych, po tym jak urodziło im się dziecko. Aż się złapałem za głowę, że młodzi i niby wykształceni ludzie, a taka ciemnota.

Odpowiedz
avatar szafa
0 4

Czuję, że siostra męża zwyczajnie Ci zazdrości, że masz tak fajnego faceta. Niestety nie często się zdarza, że ojciec jest chętny rzeczywiście współdzielić obowiązki domowe, a nie na zasadzie "baba 80%, facet 20%, bo on więcej zarabia"

Odpowiedz
avatar Pequenita
2 4

Wiesz że da się bronić własnego podejścia do macierzyństwa nie obrażając przy okazji podejścia innych? Spróbuj kiedyś.

Odpowiedz
Udostępnij