Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Bardzo wcześnie rano na moich oczach facet potknął się i przewrócił -…

Bardzo wcześnie rano na moich oczach facet potknął się i przewrócił - dość widowiskowo. Niestety, oprócz wątpliwej efektowności upadek miał też niewątpliwie nieprzyjemne skutki dla gościa, bo zanim doszłam do niego (dzieliło nas jakieś 50-60 metrów), nie podniósł się z chodnika, ale zdążył zrobić się różowofioletowy na twarzy i zaczął jęczeć z bólu. Oceniłam sytuację w trymiga - facet przytomny, trzeźwy, kontaktuje, noga puchnie od podudzia do kostki, gość ma czucie w stopie, ale próba poruszenia palcami albo całą stopą boli go tak, że kwiczy, ból zdecydowanie ocenia na 10. Dzwonię pod 112.

Pierwsze starcie - operatorka każe mi jednoznacznie określić, czy mam pewność, że facet złamał nogę. Mówię kobiecie, że nie mam rentgena w oczach, ale wszystko na to wskazuje, włącznie z tym, że w ciągu kilku minut kończyna napuchła tak, że nie jestem w stanie odsłonić stawów, bo dotyk i podciąganie spodni za bardzo faceta bolą (jako, że natura obdarzyła mnie wyjątkowo kapryśnym mięśniem brzuchatym i niejeden raz miałam ostrą przeczulicę urazową, to wiedziałam już po pierwszej próbie, żeby nie zmuszać go do tego tego na siłę).

Najwyraźniej odpowiedź pani nie zadowoliła, bo zapytała, czy jestem pewna, że ten facet potrzebuje przyjazdu karetki - zupełnie jakbym na sam koniec mówienia jej, że gość cierpi miała powiedzieć "wie pani co, jednak nie, poradzi sobie sam, dziękuję za przyjemną rozmowę, miłego dnia". Ale byłam pewna, więc zostałam przełączona do dyspozytorni pogotowia.

Odczekałam swoje i kolejnej kobiecie powtarzam to samo - facet się przewrócił, gwałtowny, znaczny, bolesny obrzęk nogi obejmujący kolano i kostkę, gość ewidentnie cierpi, przytomny, trzeźwy, nie daje się dotknąć z bólu.

Usłyszałam, że skoro nie ma otwartego złamania, to nie ma zagrożenia życia i karetka nie przyjedzie.

Tu już mi nerwy zaczęły puszczać, bo sterczałam przy facecie dobry kwadrans, nie było nawet 6 rano, zimno, a gość na pierwszy rzut oka potrzebuje kogoś, kto go bezpiecznie zawiezie na urazówkę. Warknęłam do telefonu, że jestem ciekawa, jak dyspozytorka wyobraża sobie inną pomoc w takiej sytuacji - mam wezwać taksówkę albo sama zawieźć faceta na SOR, albo IŚĆ I ZNALEŹĆ JAKIEGOŚ SĄSIADA...

Wyplułam z siebie - jadowitym i ciężkim tonem - że to, co ona proponuje, czyli amatorski transport człowieka z oczywistym poważnym urazem nogi stoi w sprzeczności z podstawowymi założeniami traumatologii i nawet najgłupszy chirurg nie będzie miał wątpliwości, że facet potrzebuje profesjonalnego zabezpieczenia w drodze do szpitala, a nie kuśtykania do taksówki. Dodatkowo - może nie jestem drobną dziewuszką, ale gość na oko ważył o połowę więcej niż ja, czyli był zdecydowanie poza moją ligą udźwigową.

[Dyspozytorka] Pani jest opryskliwa i agresywna, proszę przestać odzywać się do mnie w taki sposób! Proszę nie rzucać słowami, których znaczenia nawet pani nie zna!
[Ja] A pani jest ewidentnie niekompetentna i opóźnia udzielenie poszkodowanemu pomocy, jeszcze dzisiaj zapis tej rozmowy trafi do każdej możliwej instytucji kontrolnej, dobrze, że to wszystko nagrywam!

Kobieta wyraźnie spuściła z tonu:
- Jest pandemia, karetki jeżdżą do naprawdę pilnych przypadków, ratować ludziom życie, a pani nawet nie wie, co dokładnie się stało...

[Ja] Wiem dość, żeby stwierdzić, że ten człowiek potrzebuje natychmiastowej pomocy fachowców. Może pani wysłać ratowników z deską ortopedyczną albo udowadniać mediom i przełożonym, że telepatycznie sprawdziła pani, że naprawdę nie było takiej potrzeby, a jeśli transport na własną rękę spowoduje jakieś komplikacje w leczeniu, to dodatkowo tłumaczyć się sądowi.

Stanęło na tym, że karetka jednak została wysłana - ale z olbrzymim fochem pouczono mnie o tym, że jeśli okaże się, że jest zbędna, to będę musiała zapłacić grzywnę.

W międzyczasie facet zdołał zadzwonić do żony i powiedzieć jej, że się przewrócił, że złamał nogę, że nie może wstać, że ja dzwonię po pogotowie i żeby do nas przyszła. Zanim pojawiła się ona albo kareta z dyskoteką, noga spuchła mu tak, że nogawka była napięta jak balon. Stwierdziłam, że nie ma na co czekać, wyłowiłam z torebki nożyczki do paznokci i wyjaśniłam gostkowi, że nie widzę innego wyjścia, że zostawienie nogi w za ciasnym ubraniu jest groźniejsze niż przypadkowe przesunięcie jej o kilka centymetrów, owszem, będzie go bardzo bolało, póki nie skończę, ale potem od razu poczuje ulgę - i zabrałam się za rozcinanie mu portek.

Byłam mniej więcej w połowie nogawki, kiedy pojawiła się jego żona i zaczęła piłować na mnie japę, że co ja wyrabiam, czy ja mam pojęcie, ile te spodnie kosztowały, po co ja mu niszczę ubrania - BĘDĘ ODDAWAĆ PIENIĄDZE. Gdyby ten mężczyzna jej błyskawicznie nie uspokoił, to nie wiem, czy nie skończyłoby się rękoczynami. Na szczęście przeszło jej zupełnie, kiedy zobaczyła stan jego nogi i nie protestowała, kiedy zabrałam się za rozcinanie sznurówek i niszczenie buta, żeby uwolnić stopę.

Na ratowników jeszcze trochę poczekaliśmy i dobrze, bo przynajmniej spadła mi adrenalina po kłótniach. Przyjechali, załadowali gościa na deskę, słowem nie zająknęli się, że wezwani niepotrzebnie, za to potwierdzili, że owszem, w takim stanie facet nie powinien być wożony taryfami, bo sprawa jest paskudna już na pierwszy rzut oka ("Wie pani, wytyczne chirurgów i innych lekarzy to niby są, ale jakbyśmy mieli jeździć do każdego przypadku z takich wytycznych, od ortopedów, pediatrów, nawet okulistów, to by nas musiało być kilka razy więcej w tym kraju, więc nas nie wysyłają, pani swoje wie, że trzeba profesjonalnego transportu i ma pani rację, ale nas po prostu jest za mało...") i zabrali delikwenta na urazówkę, a ja - wreszcie - poszłam w swoją stronę, myśląc o tym, że chce człowiek dobrze, próbuje pomóc, a musi straszyć sądem i mało w ryj nie dostanie, bo spodnie były drogie...

by Ursueal
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Michail
-4 14

Masz jakieś wykształcenie medyczne? Bo to nie jest wiedza jakiej uczą nawet na zaangażowanych kursach pierwszej pomocy.

Odpowiedz
avatar Gelata
11 11

Myślałam że to podstawowa wiedza, naprawdę tego nie uczą na żadnych kursach?

Odpowiedz
avatar Bryanka
15 15

@Gelata: To jest podstawowa wiedza. I tak, uczą tego też na kursach. Jestem po kursie pierwszej pomocy, zakończonym egzaminem i mieliśmy też szkolenie z zabezpieczenia poszkodowanego z potencjalnymi złamaniami. Poza tym na chłopski rozum - puchnie? rozcinasz ciuchy.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
7 7

@Bryanka: @Gelata: @Michail: Malo kto zrobil kurs pierwszej pomocy. Ja bym pewnie bala sie dotykac, a tym bardziej rozcinac. Teraz wiedziec bede ze tak sie robi. Mam dwa prawa jazdy i nigdy nic o takich rzeczach nie slyszalam. W pracy tez cos sie o pierwszej pomocy wspomina. Powinni przy kazdej rzeczy mowic takie podstawy.

Odpowiedz
avatar singri
-3 7

@Michail: Może i na kursach nie uczą, ale wystarczy przejść się do pierwszej z brzegu biblioteki publicznej. Sama żadnego kursu nie mam, a postąpiłabym podobnie. Całą wiedzę czerpię z książek. Na szczęście jeszcze nie miałam okazji jej zweryfikować...

Odpowiedz
avatar Michail
3 3

@Gelata: Nie piszę o oczywistym. Miałem znajomośc podstawowych założeń traumatologii - to, że się unieruchamia i umożliwa ukrwienie w takiej sytuacji to wiadomo i uczą.

Odpowiedz
avatar weron
2 2

@Michail: o ile mnie pamięć nie myli to autorka skończyła medycynę

Odpowiedz
avatar zielona_papuga
8 8

"chce człowiek dobrze, próbuje pomóc, a musi straszyć sądem i mało w ryj nie dostanie, bo spodnie były drogie..." a potem wszyscy się dziwią i bulwersują jaka to znieczulica społeczna panuje

Odpowiedz
avatar 2night
1 1

Uważam, że tą sprawę należy pociągnąć dalej. Poinformować instytucje kontrolne i może nawet media. Uwaga się raczej tym nie zainteresuje, ale lokalna praca może i może doprowadzi to do wyciągnięcia konsekwencji wobec niekompetentnej dyspozytorki

Odpowiedz
avatar TakaTamSobie
6 6

Dlatego kiedy w maju zeszłego roku strzeliła mi kostka w drodze do sklepu, nawet nie próbowałam wzywać karetki. Taksówka i prosto do prywatnego ortopedy. Po 1,5h wyszłam w gipsie i z wszystkimi potrzebnymi lekami. Znajoma ze złamaną ręką w czerwcu spędziła 9h w kolejce na urazówkę i kolejne 3 dni na załatwianiu zdjęć, gipsu i leków w osobnych miejscach, często wystając w kolejce na dworze w deszczu, bo covid. Powalone czasy.

Odpowiedz
avatar Armagedon
7 11

@TakaTamSobie: Fajnie, fajnie, tylko powiedz mi, koleżanko, ile cię to wszystko - tak "cuzamen" do kupy - wyniosło?

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 8

@Armagedon: No właśnie... Jakbym miała wydać kilka tysięcy na prywatne złożenie złamania, to wolałabym spędzić 9 godzin w kolejce i postać na deszczu.

Odpowiedz
avatar TakaTamSobie
5 7

@Armagedon 300 zł wizyta, 50 zł zdjęcie RTG z opisem na cito bez kolejki, 50 gipsowanie. Za zastrzyki przeciwzakrzepowe byłoby kilka stów, ale szybki telefon do przychodni rodzinnego i e-recepta refundowana załatwiona w kilka minut zniwelowała ten koszt do jakichś groszy rzędu 3 zł za opakowanie na tydzień. Kule wyjęte z piwnicy, orteza zbędna, rehabilitacja samodzielnie w domu na orbitreku. Moim zdaniem wysiłek fizyczny i psychiczny, ból, nerwy, stracony czas i ryzyko załapania covida w wielu różnych punktach nie były warte zachodu zaoszczędzenia takich pieniędzy ¯\_(ツ)_/¯

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 2

@TakaTamSobie: No ok, ale w takim razie nie było złamania, tak? Bo jakby Ci mieli składać kości, to zapłaciłabyś o wiele więcej, przynajmniej tak mówią internety.

Odpowiedz
avatar sanuspg
2 2

@TakaTamSobie: Coś w tym jest. Tak sobie myślę, że nie stać mnie na bezpłatną ochronę zdrowia. Wolę iść i zapłacić, dostać porządną jakość usług, szybko stanąć na nogi, niż korzystać z bezpłatnej przychodni, w której połowa osób będzie mi robić łaskę, a połowa będzie sympatyczna, ale przepracowana, terminy kosmiczne, a moje zdrowie ostatecznie na tym ucierpi, bo okaże się, że NFZ refunduje tylko przestarzałe metody leczenia, więc dana dolegliwość po pewnym czasie znów się odezwie albo spowoduje komplikacje.

Odpowiedz
avatar TakaTamSobie
0 0

@Ohboy Było złamanie, ale bardzo "szczęśliwe" - bez przemieszczenia. Wystarczyło unieruchomienie i wszystko się samo pięknie zrosło. Gdyby potrzebny był zabieg albo operacja, po prostu wzięłabym skierowanie i poszła z nim do szpitala na NFZ.

Odpowiedz
avatar Ohboy
-1 1

@TakaTamSobie: No to w takiej sytuacji można kozaczyć, przy poważniejszym złamaniu sytuacja wygląda inaczej. Z uszkodzoną kostką można się jeszcze jakoś przemieścić, ale z piszczelą czy kolanem już gorzej.

Odpowiedz
avatar weron
7 7

@sanuspg: jeśli noga faceta napuchła tak bardzo, to istnieje ryzyko, że miał jakiś zator. Nie wiem, na ile seriale medyczne są realne, ale w takich przypadkach, przecinają skalpelem nogę od kolana aż po stopę. Zresztą powodzenia życzę w podnoszeniu i wciskaniu do taksówki o wadze około 80-90 kg, jeśli noga była mocno potrzaskana, to czarno widzę nawet pionizację, a co dopiero doprowadzenie go, zgięcie w pół i usadzenie w taxi ze zgiętymi nogami. Pominę, że z bólu facet mógłby przyłożyć autorce i to, że potem istniałoby ryzyko, że żonka znalazłaby być może jakiegoś prawniczynę od odszkodowań i usiłowała wydębić odszkodowanie za źle udzieloną pomoc plus spodnie. Mało komu chciałoby się bujać potem po sądach. Winą autorki nie jest brak karetek czy ratowników, a poważniejsze złamanie to również stan zagrożenia zdrowia i życia. Gdyby to była kostka, ręka czy nos, nikt przy zdrowych zmysłach nie wzywałby taksówki.

Odpowiedz
avatar singri
6 6

@weron: Na upartego można znaleźć dwa kije, usztywnić nogę, potem stanąć za kolesiem, objąć go w pasie i powlec do taksówki. Ale to się łatwo pisze siedząc w piżamie przed komputerem. W praktyce wypadnie trudniej...

Odpowiedz
avatar weron
4 4

@singri: a w taxi rozłożyć tylne fotele i położyć go na tej przestrzeni? Nawet taki krasnal jak ja nie zmieści się w poprzek na tylnej kanapie, a co dopiero facet. To dojdzie jeszcze mandacik za niezapięcie pasów i dodatkowe uszkodzenia kończyny od podskakiwania na polskich drogach. Zawsze też można, choć to makabryczne nieco, wpaść do sklepu, 'pożyczyć' lodówkę turystyczną i nóż do kości, uciąć facetowi nogę, zapakować go w taxi, nogę do lodówki i zawieźć do szpitala, może mu tę nogę poskładają i przyszyją z powrotem. I jak naprawdę rozumiem niechęć do jeżdżenia do kataru czy zapitego żula, tak noga puchnąca w tak błyskawicznym tempie to już nie są przelewki. Zresztą, taksówka to nie karetka i nie jest przystosowana do transportu rannych.

Odpowiedz
avatar singri
2 2

@weron: Właśnie dlatego piszę, że łatwo się pisze. W praktyce to jest średnio wykonalne. To już mniej uszkodzeń byśmy spowodowali biorąc kilku silnych chłopa i drzwi. A to są oczywiście "rzeczy", które każda szanująca się baba nosi w torebce, prawda? Dobra, przestaję ironizować.

Odpowiedz
avatar weron
2 2

@singri: ależ ja zrozumiałam ironię :) skoro karetki nie są od takich przypadków, to chyb faktycznie nie zostaje nic innego jak zabór mienia w postaci drzwi i prześcieradła, co by się chłop za bardzo nie majtał na takiej desce ortopedycznej DIY :)

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 4

@sanuspg: Chyba nie wiesz, jak bardzo bolałaby próba przemieszczania się ze złamaną nogą. A co, jeśli doszłoby do dalszego przemieszczenia, przebicia skóry lub odprysku kości? Co, jeśli facet zemdlałby z bólu? Kto by go niby niósł do tej taksówki? Ale co tam, prawdziwy twardziel zagryzły zęby i doturlał się do najbliższego szpitala!

Odpowiedz
avatar sanuspg
-4 4

@Ohboy: "a w taxi rozłożyć tylne fotele i położyć go na tej przestrzeni? Nawet taki krasnal jak ja nie zmieści się w poprzek na tylnej kanapie, a co dopiero facet. To dojdzie jeszcze mandacik za niezapięcie pasów i dodatkowe uszkodzenia kończyny od podskakiwania na polskich drogach." - można zamówić busa, wytłumaczyć sytuację przy zamawianiu taxi i dyspozytorka będzie wiedziała, kogo wysłać. "Mandacik" i "dodatkowe uszkodzenia od polskich dróg" - weź już nie przesadzaj... "byłoby ciężko, nieprzyjemnie i boleśnie" cytat z mojej odpowiedzi. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie byłaby żadna podróż marzeń. Ale dojechałby do szpitala bez karetki. Może będziesz któregoś dnia patrzeć na najbliższą osobę doznającą zawału lub udaru i odliczać sekundy do przyjazdu karetki. Błagać w myślach, żeby już była. Ale będziesz czekać na nią dalej, bo pojechała pomóc panu, który nie chciał jechać taksówką z podejrzeniem złamania nogi, dlatego że mocno go bolało, a przecież nikt nie chciałby, aby zemdlał z bólu albo doznał przemieszczenia kości... Gdyby kości się przemieściły, to by je chirurg poskładał. Gdyby doszło do przebicia skóry, to by to opatrzono, a skóra by się zrosła. Szlag mnie trafia. Karetka to jest ostateczność. Nauczmy się pamiętać o tym, że może być potrzebna komuś, kto właśnie umiera. To nie jest dramatyczne stwierdzenie obliczone na efekt. To jest rzeczywistość, w której żyjemy. Tak, teoretycznie powinna przyjeżdżać i do innych przypadków. Ale w praktyce - karetek jest tak mało, że naprawdę, próbujmy je zostawiać tym, którzy bez nich zwyczajnie nie przeżyją.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 kwietnia 2021 o 21:45

avatar Ohboy
3 5

@sanuspg: Nie, nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wielki byłby ból przy poważnym złamaniu. Poza tym, jeśli ktoś przyjechałby sam, to siedziałby godzinami w poczekalni, bo uznano by, że najwyraźniej nie ma wielkiego problemu, skoro poradził sobie sam. Swoją drogą, oznaczyłaś złą osobę przy mandacie, ja o niczym takim nie wspominałam. Mnie szlag trafia, jak czytam takie wypociny internetowych siłaczy, którzy nigdy nie byli w takiej sytuacji i nie mają pojęcia, jak to w rzeczywistości wygląda. Chcesz pełznąć do taksówki i łudzić się, że ludzie dookoła pomogą ci w tym wszystkim, to tak rób, droga wolna. Ale nie wmawiaj innym, że to dobre czy normalne.

Odpowiedz
avatar weron
2 2

@sanuspg: panie, jak już cytujesz, to sprawdzaj, kogo dokładnie. Podpiąłeś użytkownikowi Ohboy to, co ja napisałam. co do dalszej części: po pierwsze, busy zwykle są dosyć wysokie, wskocz na jednej nodze po schodkach i nie rozwal głowy, wtedy pogadamy. Po drugie, nie położysz faceta z usztywnioną nogą na kanapie. Pominę, że kierowca taksówki to nie kierowca karetki, który jest przyzwyczajony do jazdy pod presją czasu, taksówkarz może się tak zestresować transportem pacjenta, że gotów spowodować wypadek lub przejąć się swoją rolą na tyle, że zarobi mandat za nadmierną prędkość. Plus, gdyby przyjechał swoim transportem, kwitłby z potencjalnym zatorem parę(naście) godzin, zanim obejrzałby go lekarz. A co do mandaciku, to chyba nie znasz naszych dzielnych stróżów 'prawa'. Kiedyś dostałam mandat za zaśmiecanie, po kiedy wyciągałam z kieszeni telefon, wyleciał mi z niej papierek po gumie do żucia, na tyle mały i lekki, że nie poczułam w ogóle. Panowie policjanci czuwali jednak i zarobiłam pięć dych mandatu. Poza tym, potencjalny zator to JEST stan zagrożenia życia. Mojemu ś.p. koledze, mimo noszenia skarpet uciskowych napuchła noga, to karetka przyjechała na tak zwanych gwizdkach. Co prawda ja mieszkam w Anglii, no ale jednak dyspozytor nie stwierdził, że kolega ma wsiadać w taxi i jechać. @Ohboy: miałam złamanie łokcia, otwarte z przemieszczeniem, ojciec zgiął mi rękę, żeby założyć mi temblak. Uwierz, wtedy (miałam 5 czy 6 lat) wydawało mi się, że amputacja bolałaby znacznie mniej. Gdyby chodziło o złamanie/skręcenie kostki czy kończyny górnej, to nikt by karetki nie wzywał, ale skazywanie kogoś na majtanie złamaną kończyną to jest okrucieństwo.

Odpowiedz
avatar ethelien
1 1

O rany, to najlepiej chyba od razu nogę uciąć i przypalić, żeby nie kłopotać lekarzy i karetek. Ja nie miałabym zamiaru ryzykować poważniejszych uszkodzeń nogi albo nawet kalectwa, zwlaszcza kiedy widać, że ktoś cierpi, no ale od razu nie umrze, więc to ok.

Odpowiedz
avatar weron
0 0

@ethelien: prawie to samo proponowałam wyżej, ale chyba nie ma po co stosować kauteryzacji, skoro lekarze by nogę doszyli w szpitalu? Chociaż po zwyczajowym czasie oczekiwania noga mogłaby posłużyć jedynie jako dekoracja haloweenowa. dojdzie do takich absurdów, ze karetka nie pojedzie do kogoś, kto wypadł z okna i uszkodził kręgosłup/nie czuje nóg. Bo skoro nie czuje, to znaczy, że nie boli i można go przywieźć na bagażniku rowera albo uberem.

Odpowiedz
avatar gmiacik
0 2

nawet nie czytam do końca. ludzie, ile jeszcze razy mam mówić, żebyście oduczyli się dzwonić na 112? nie wiem kto tę głupotę wymyślił, ale szybciej jest znaleźć w necie bezpośredni numer do loklanego szpitala/komisariatu i tam dzwonić ew. na 998, oni nigdy nie odmówią pomocy, cyrków nie robią i całe szczęście, że ten numer normalnie funkcjonuje

Odpowiedz
avatar takaonaaaa
0 0

@gmiacik: a ile razy można ci pisać, że 999 jest normalnym, odrębnym numerem, a strażacy nie są wcale tacy chętni do pomocy...

Odpowiedz
avatar gmiacik
0 0

@takaonaaaa: czekaj, spytam kolegów.... nie zgadzają się. jeszcze nie słyszałem, że straż odmówiła pomocy więc nie pitol

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 0

stara dobra rada, nie znać się za dużo lekko podkoloryzować (ale nie przesadzać) nie angażować się osobiście z łapami, no chyba że jesteśmy na prawdę bohaterem i wiemy co robimy, albo sytuacja pozostawania poszkodowanego w danym miejscy na prawdę zagraża mu nadal. czyli podać, że: leży i wyje z bólu, przytomny ale nie ma z nim sensownego kontaktu, a noga wygląda po urazie na nienaturalnie ułożoną, wielokrotne złamanie, nie wykluczam że otwarte. i tak dostaniemy pytanie o numer domu, mimo że będziemy np. na drodze wylotowej z miasta, gdzie jedynym punktem orientacyjnym jest przystanek autobusowy. Niestety jest to często pytanie blokujące, że nie chcą bez niego wysłać pomocy.

Odpowiedz
avatar 4525882ulasok
0 0

@PiekielnyDiablik: Jak w dupę wjechał mi onego czasu rzęchowaty passat -policjant, ujęty moją pierdołowatością- podpowiedział, że na latarniach są numery, użyteczne w lokalizacji zdarzenia ;) Od tego czasu, jak nie widzę numeru posesji, posiłkuję sie numerami punktów świetlnych

Odpowiedz
Udostępnij