Dostałam jakiś czas temu las w słoiku. Świetna sprawa, dba się o niego bardzo prosto: trzymać w jasnym miejscu, choć nie bezpośrednio na słońcu, obserwować, czy woda skrapla się na ściankach i w razie potrzeby albo otworzyć wieczko na 1-2 godziny, albo odrobinę podlać, jeśli przesadzi się z wietrzeniem. Ale najczęściej funkcjonuje to w zamkniętym obiegu. Fajnie, nie?
Gdyby to było takie proste, nie byłoby tej historii. Moja matka uparła się, że nie umiem się nimi zajmować i koniecznie trzeba to nieszczęsne wieczko zdjąć, bo biedne roślinki padną. Tak więc gdy tylko wyjdę z pokoju, ona wparowuje do niego i wieczko zdejmuje. Pół biedy było jakiś czas temu, kiedy po prostu odkładała je obok. Ale ostatnimi czasy chowa je gdzieś, albo wyrzuca do śmieci (na szczęście nie zdążyła ich wynieść), albo w ogóle bierze cały słój i odstawia na parapet w swoim pokoju, gdzie są bezpośrednio na słońcu. Dlaczego to wszystko? Bo jej koleżanka miała takie "roślinne ustrojstwo" i jej padło. Winę zrzuciła na pokrywkę, poza tym kto to widział, rośliny muszą być na świeżym powietrzu. Próba wytłumaczenia, jak działa fotosynteza i oddychanie na nic się nie zdaje. Jak do tego dodamy fakt, że mam 16 lat i dla niej jestem małolatą, co nic nie wie o życiu (nie przeczę, ale to nie powód, żeby odmawiać mi jakiekolwiek wiedzy), to otrzymujemy mieszankę dość oporną na jakiekolwiek argumenty.
Jestem wykończona. O ile wyjście do toalety czy żeby zjeść obiad nie skutkuje znaczącymi zmianami dla roślinek, o tyle boję się wyjść z domu na dłużej. Niby można podlać, ale nie mam pojęcia, ile tej wody utraciły. Dolewam na oko, na razie trzyma się nieźle. Nie mogę dorobić zamka do drzwi, bo są z takiego materiału, że by się zniszczyły. Rozważam oddanie do dziadków, od których dostałam słój, bo u nich na pewno będą miały dobre warunki. Dla większości z Was to pewnie pierdoła, ale dla mnie mocno uciążliwe. Zwłaszcza od teoretycznie najbliższej osoby.
rodzina
Czy ja wiem, czy głupota? Matka okazuje Ci duży brak szacunku, a do tego sama wykazuje się głupotą i brakiem wiedzy. I też nie rozumiem - to TWÓJ prezent, Twoja sprawa. Nawet, jeśli las padnie pod Twoją, to co z tego? Świat się nie zawali. Nie znam się na tym, ale szybki research powiedział, że rośliny niby mogą stać odkryte, więc przy dłuższym wyjściu nie powinno być problemu, o ile matka nie wyrzuci pokrywki. >.> Jak chcesz mieć spokój ducha, to faktycznie lepiej oddać dziadkom pod opiekę, tylko wtedy nie będziesz mogła się nim cieszyć na co dzień...
Odpowiedz@Ohboy: Miało być "pod Twoją opieką", rzecz jasna ;)
OdpowiedzPowiedz dziadkom o tych `numerach 'twojej matki. Niech się dowiedzą jak funkcjonuje ich córka czy synowa. A także jak traktuje ich wnuczkę. Może coś to da. I na pewno oddaj słój pod opiekę dziadkom, tłumacząc im w/w powody.
OdpowiedzFakt, pierdoła. Ale skoro matka robi Ci problemy przy takich drobnostkach to aż boję się pomyśleć co wymyśla przy poważniejszych sprawach.
OdpowiedzSerdecznie współczuję. Aż by się prosiło kupić dla niej kolejny las w słoiku, na zasadzie "masz, baw się swoim, od mojego się odczep, zobaczymy, który padnie pierwszy", ale to pewnie nie przejdzie, bo jak wykończy swój, to i tak z jakiegoś powodu będzie Twoja wina.. Inna sprawa, że pewnie jako 16-latka niekoniecznie dysponujesz funduszami na udowadnianie swojej racji. Dużo wytrwałości życzę, potraktuj to jako motywację do zbierania funduszy na wyprowadzkę;)
OdpowiedzA taka skomplikowana rzecz jak zamek do drzwi?
Odpowiedz@Trepcio: Może spróbuj czytać uważniej... "Nie mogę dorobić zamka do drzwi, bo są z takiego materiału, że by się zniszczyły."
Odpowiedz@Trepcio Jasne, bo w każdej normalnej rodzinie nastoletnia córka czy syn może sobie z rodziców błogosławieństwem założyć zamek na drzwi do pokoju... Get real
Odpowiedz@Trepcio: tia... Znajdź mi tego jednego mitycznego nastolatka, który, rzuciwszy taki pomysł, uzyskał inną odpowiedź niż: jak będziesz miał kiedyś swój dom, to możesz sobie instalować zamki, a dopóki mieszkasz pod naszym dachem i tak dalej...
Odpowiedz@Crannberry: Do tego zrobienie zamka nie jest tanie, chyba że zna się kogoś, kto się tym zajmuje (mi zaśpiewano ładnych kilka stówek). Więc pomijając jakość drzwi, już widzę, jak autorka miałaby na to hajs.
Odpowiedz@Crannberry: Faktem jest, że mnie w wieku nastoletnim zainstalowano zamek w drzwiach pokoju. Żeby było śmieszniej, to była to ochrona przed moją babcią, która miała w zwyczaju przychodzić "w gości" i spuszczona z oczu zaczynała robić mi "porządek" po swojemu, m.in. potrafiła wywalić mi szkolne zeszyty, bo myślała, że to niepotrzebne bazgroły :D
Odpowiedz@Bryanka: nie no, to jest oczywiście zupełnie inna sytuacja, kiedy w grę w chodzi ochrona przed innym domownikiem, który stwarza jakieś zagrożenie. Ja pisałam o takiej „klasycznej” sytuacji, kiedy nastolatek „sobie nie życzy”, żeby mu rodzice wchodzili do pokoju, bo on jest „dorosły mocno”
OdpowiedzJa może jestem złośliwa ale weź jej zacznij wynosić paprotkę z łazienki bo rośliny muszą stać na słońcu! A jak już skończy swój elaborat dlaczego paprotka ma być w łazience to powiedz "ale sama mówiłaś" a jak uzna że paprotka jest inna to powiedz że las też. Możesz też zniżyć się do jej poziomu i chować łańcuszki na których wisi doniczka z paprotką
OdpowiedzJa mam podobnie. Z racji pandemii musiałam wrócić do domu rodzinnego wraz ze słojami i sukulentami ( bo sama czasem robię takie dla znajomych ). Mama mi je przelewa bo jej zdaniem mają za sucho i zdechną.
OdpowiedzKiedyś na necie widziałam takie bańki, które wbite w ziemię stopniowo uwalniają wodę, może to, schowane w środku, pomoże przeżyć roślinkom twoją dłuższą nieobecność? A wychodząc, pokrywkę zabieraj ze sobą, przynajmniej jej nie wyrzuci.
OdpowiedzWspółczuję, myślę, że jej nie wytłumaczysz, przykro mi. Moze trzeba zabierać pokrywkę ze sobą by jej nie wyrzuciła i poinformowac dziadków, że okradła cię z prezentu od nich
OdpowiedzTo może być początek jakiejś choroby psychicznej, takie obsesyjne zainteresowanie jedną sprawą nie jest zdrowe
Odpowiedz@Morog: Zgadza się, to choroba psychiczna. Nazywa się ona rodzicielstwo. Nie każdy na nią zapada, ale wiele osób gdy rodzi im się dziecko, dochodzi do wniosku że są nieomylni i mają zawsze rację. Niestety jest to choroba bardzo powszechna. Zazdroszczę tym, których rodzice się jej nie poddali.
OdpowiedzMoja babcia tak samo nie mogła pojąć, że sukulenty nie lubią dużo wody i często mają po prostu SUCHO. Kiedy wyjechałam na dłuższą chwilę, zastałam mój ulubiony okaz w BAGNIE. Dosłownie. To już nawet nie było podlane, a zalane. Roslinka oczywiście padła jakiś czas później, musiała stać w tym bagnie dłuższy czas.
OdpowiedzKij z biologiczną wiedzą mamy, ale... jak ona sobie wyobraża cel takiego prezentu? Po co jej zdaniem się to robi? Bo cały sens takiego lasu to ciekawostka/eksperyment/fajny gadżet pozwalający się samemu przekonać, że obieg wody/tlenu/pierwiastków działa. Jak ma być tylko zwykłą roślinką w doniczce to możns dużo taniej kupić paprotkę. Innymi słowy las nie jest po to, żeby był, lecz po to, by sprawdzić, ile przeżyje. Jak padnie to padnie - po to jest. Może to jej spróbuj wytłumaczyć.
OdpowiedzTwoja matka jest bezrobotna?
OdpowiedzO, jak ja to świetnie znam, miałam magicznie przemieszczające się kwiatki. Do tego jak zapytasz, czemu tu stoi jak nie może, to "ale przecież nie ruszałam!" Cóż, magia ;)
OdpowiedzWytłumaczcie mi, proszę, jak to jest z tą pokrywką. W normalnych warunkach rośliby potrzebują słońca (to jasne) wody (ok, obieg zamknięty), ale też dwutlenku węgla produkowanego przez zwierzęta. W zamkniętym słoju na logikę powinno być coraz więcej tlenu, a coraz mniej dwutlenku węgla - co zatem w takim "lesie w słoiku" odpowiada za dwutlenek węgla? Bo przecież zwierząt tam chyba nie ma… Czy zajmują się tym jakieś konkretne bakterie?
Odpowiedz@janhalb: Oprocz fotosyntezy, której produktem ubocznym hest tlen, rosli jak żywy organizm prowadzą tez proces oddychania, którego istota jest pobieranie tlenu a wydychanie dwutlenku węgla. Bilans ten w takim słoju bliski jest zeru
Odpowiedz