Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Życie pisze najdziwniejsze historie. Kilka słów tytułem wstępu. Jesteśmy bardzo patchworkową rodziną.…

Życie pisze najdziwniejsze historie.

Kilka słów tytułem wstępu. Jesteśmy bardzo patchworkową rodziną. Ja i mój stary mówimy rożnymi językami, mamy odmienne kolory skóry, wywodzimy się z różnych religii. Mamy dużo dzieci, część dla których jestem macochą, część wspólnych biologicznych, a część wspólnych adoptowanych. Nie mieszkamy w Polsce, chociaż z Polską mamy dużo wspólnego biznesowo. Biologiczna mama moich pasierbów nie ma praw do dzieci po kilku mocnych wybrykach, ale ja nie jestem prawnym opiekunem tej dwójki. Mamy też dwa miejsca zamieszkania, mniejsze mieszkanie w centrum i dom za miastem na weekendy.

W mieszkaniu w centrum mamy pewną sąsiadkę, która bardzo się nudzi i uwielbia utrudniać nam życiem, ale ostatnio przeszła samą siebie.

W mieszkaniu postanowiliśmy zrobić remont, a że covid to i tak siedzimy głównie na wsi, idealny czas. Ekipa remont skończyła i razem z moim starym postanowiliśmy to mieszkanie ogarnąć.

Dzieciaki z moim ojcem na wsi, jedynie kot z nami w centrum. My po kilkunastu godzinach pracy wino na kanapie i Netflix. Ale od słowa do słowa, coś mnie stary zdenerwował, wyszłam zapalić na ogródek. Stojąc tam mówię do niego, on do mnie ze środka i tak gadamy może w nie najmilszym tonie, ale spokojnie. Rozmowa dotyczyła tego jakie auto powinniśmy kupić, każde z nam miało inny pomysł.

Po 10 minutach konflikt zakończony, wracamy do wina i Netflixa. Po kolejnych 10 minutach dzwonek do drzwi. Patrzymy na zegarek, pierwsza w nocy. Otwieramy, a tam czterech policjantów, którzy przyjechali do awantury domowej! Drzwi otworzył mój i tłumaczy, że nic się nie dzieje, o co chodzi.

I wtedy zrobiłam najgłupszą rzecz jaką mogłam, wstałam z kanapy i poszłam do policjantów. Otworzyłam puszkę Pandory. Patrzą na mnie, mówią że przemoc domowa, awantura, patologia, a że mieszkają tu dzieci, oni muszą wejść i sprawdzić, że ja mam się nie bać i oni mi pomogą, tylko muszę zeznawać. I teraz zdałam sobie sprawę jak wyglądam; twarz obdrapana, opuchnięta, siniaki na rękach, bo 3 dni wcześniej miałam wypadek samochodem, stąd wcześniejsza rozmowa o kupnie nowego.

No nic, zapraszamy ich do środka, myślimy, że wszystko się szybko wyjaśni. mówimy, że ja miałam wypadek, że tu remont kończymy, że dzieciaki z dziadkiem na wsi, przemocy nie ma, nigdy nie było.

W mieszkaniu dramat jeśli chodzi o porządek, my lekko podpici, ja zmasakrowana, dzieci nie ma, kot miauczy, że chce jeść. Po naradzie policjanci postanawiają wysłać drugi patrol do domu na wsi, żeby sprawdzić, czy dzieci są bezpieczne, ale nie pozwalają zadzwonić uprzedzić mojego ojca. Także pan przed 70tką, bez znajomości języka urzędowego, został odwiedzony teraz już o drugiej w nocy przez kolejnych czterech policjantów. Nic nie rozumiał, myślał, że coś nam się stało, bo policja nie pozwoliła do nas zadzwonić.

Nasza czwórka policjantów sprawdza, czy był wypadek komunikacyjny, kto uczestniczył, jakie były obrażenia, ja wypis ze szpitala mam w domu na wsi. Druga czwórka budzi dzieci i ogarnia, że mój ojciec jest 'spokrewniony' tylko z trójką, a dwójka to dzieci mojego z pierwszego małżeństwa. Mój mówi, że ma pełne prawa do dzieci, matka utraciła swoje (to bardzo niespotykany przypadek), natomiast na słowo nikt nikomu nie wierzy, dokumenty są gdzieś w domu na wsi. O odebraniu praw matce postanowił sąd w innym państwie, niż to gdzie mieszkamy, więc nie da się tego sprawdzić w systemie. Do domu na wsi przyjeżdża też opieka społeczna. Mój ojciec ma już 'stan przedzawałowy', więc wbrew jego woli policjanci wzywają karetkę (oczywiście dobrze zrobili).

Pada pomysł, żebyśmy teraz pojechali wszyscy do domu na wsi, ale ani ja ani mój nie możemy prowadzić, policja przyjechała normalnym autem, w szóstkę się nie zmieścimy. Przyjeżdża kolejnych dwóch policjantów suką. Więc jedziemy, 1h; czterech policjantów w Skodzie, dwóch w suce, my z kotem który cały czas płacze na pace.

Dojeżdżamy tam po trzeciej w nocy. Po domu kręci się czterech policjantów, dwie panie z opieki społecznej, piątka dzieci, dwóch sanitariuszy i mój ojciec w szlafroku próbujący oddychać (nie dał się bohater zabrać do szpitala, bo dzieciaki pojechałyby do swego rodzaju pogotowia opiekuńczego). Dojeżdżamy w kolejne 8 osób. Podczas interwencji w tym samym pomieszczeniu przebywa 17 dorosłych i 5 dzieci. Przypominam, że jesteśmy w środku pandemii.

Kolejne tłumaczenia, szukanie dokumentów, badanie alkomatem mojego ojca, inspekcja mieszkania i pytania dlaczego w zlewie są brudne naczynia, pytania w jakim celu adoptowaliśmy obce dzieci mając swoje. Dzieciaki przerażone, ojciec też, my chyba już tylko wk***ieni i zmęczeni. O szóstej rano udaje się wszystko wyjaśnić, ale wpis o interwencji jest, opieka społeczna będzie musiała sprawdzić jeszcze kilka razy, skonsultować ze szkołą, naszymi miejscami pracy, czy nie jesteśmy rodziną patologiczną. Ojciec jedzie na obserwację do szpitala (miał 'tylko' atak paniki połączony z astmą).

Podsumowanie: kilka tysięcy już wydane na prawnika rodzinnego, niezliczone godziny spędzone na rozwiązywaniu tego, stres i terapia dzieciaków, bo myślały, że opieka je zabierze (dwójka naszych maluchów to dzieci z domu dziecka, adoptowane już w starszym wieku) i szpital dziadka. Tylko kotu się podobało, że miał dużo ludzi do zaczepiania.

A wiecie dlaczego to wszystko? Ponieważ sąsiadka nie lubi jak staje na 'jej' miejscu przed blokiem. Pozwać jej nie możemy, bo twierdzi, że wezwała policję w dobrej wierze.

Europa Zachodnia

by mops
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
21 27

Sąsiadka piekielna, ale za to służby reakcja na szóstkę.

Odpowiedz
avatar Armagedon
9 17

@Ohboy: Albo nawet na siódemkę. Bo tam się - zapewne - nie bardzo martwią o życie poczęte, za to kompleksowo potrafią się zająć tym, które już przyszło na świat. Aczkolwiek, czasem odnoszę wrażenie, że to zainteresowanie bywa momentami zbyt kompleksowe. Nie wiem w jakim państwie rzecz się dzieje, ale wiem, że w niektórych krajach "zachodniej Europy" łatwo można stracić dzieci za byle bzdet.

Odpowiedz
avatar Ohboy
21 25

@Armagedon: Ja na te historie o traceniu dzieci za "bzdet" patrzę z przymrużeniem oka, bo często mam wrażenie, że brakuje wielu informacji na temat tego, co naprawdę się działo.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
11 17

@Armagedon: A w których konkretnie? Bo słyszałem takie historie o Niemczech, jak to jugendamt zabiera dzieci polskim rodzinom. I od razu teorie odnośnie rasizmu Niemców, wojny, Hitlera itp. Ogólnie to dalej naziści i zabierają dzieci porządnym polskim rodzinom. Tyle że byłem w dość bliskim kontakcie z Niemką, która zna ten system od podszewki. Nie pracowała w tej organizacji, ale z racji wybranego kierunku studiów dobrze ma dość obszerną wiedzę, jak to dokładnie działa. I powiedziała, że nie ma takiej opcji, żeby ot tak ktoś zabrał dzieci. Już wcześniej musiały być jakieś zgłoszenia, musieli być w systemie i pod obserwacją i jak znowu coś się stało, to wtedy zabierali dzieci. A teraz historia, o której z nią rozmawiałem i pytałem, co o tym myśli. W polskich mediach rodzice i babcia płaczą, żeby niemieckie państwo oddało im ich dziecko. Po prostu służby wparowały w środku nocy i zabrały dziewczynkę, jak ta była tylko z babcią. Tyle że rodzice byli w szpitalu, bo się pokłócili i matka zemdlała. Tak, zemdlała po kłótni. Dość niepokojący objaw. Albo bardzo wrażliwa z niej osoba albo po prostu dostała od męża. A ten ich płacz to może być tak samo wiarygodny jak ckliwe historie meneli, którzy chcą od kogoś wysępić parę złotych na flaszkę. Jak to oni potrafią płakać, jak to ich los skrzywdził, jak to wszyscy się na nich uwzięli.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 11

@Armagedon: I czego to ma dowodzić? Skąd policja ma wiedzieć, czy sąsiadka mówi prawdę czy nie? A teraz wyobraź sobie, że tam ma miejsce prawdziwa patologia, przychodzi policja, opieka społeczna, porozmawiają sobie z rodzicem i wyjdą. A dziecko tam zostaje. Same z oprawcą, wściekłym, że ktoś się wtrąca. Może się opanuje ze strachu przed konsekwencjami, a może wręcz przeciwnie. Może też zastraszyć dziecko, które potem nic nie powie o sytuacji w domu. Chyba że trafi na bardzo dobrego psychologa, który to z niego wyciągnie.

Odpowiedz
avatar Bryanka
4 6

@Armagedon: Swego czasu w sąsiednim hrabstwie była ostra chryja. Rozbito szajkę pracowników socjalnych, którzy odbierali białe, ładne dzieci imigranckim rodzinom i umieszczali je w "rodzinach zastępczych". Dostawali za to kasę pod stołem. Łatwiej zabrać dziecko osobom nie mowiącym dobrze w języku urzędowym danego kraju. Dla przykładu mogę podać dwie rodzinki z "mojej" wsi. Obie angielskie. Pierwsza 6-osobowa, mieszkająca w domu nadanym "z urzędu". Wokół domu syf, jak otworzą drzwi to wali smrodem, pani domu - stereotypowa Angielka, łatwiej ją przeskoczyć niż obejść. Baba jest agresywna do każdego, wiadomo też, że jej młodsza córka się moczy z nerwów. Rodzina była zgłaszana wielokrotnie do social service i co? I jajo. A pani domu jest bardzo aktywna (i agresywna) w mediach społecznościowych. Druga rodzinka, ma synusia, który wiecznie chodzi ujarany i diluje pod szkołą w miasteczku. Zgłaszane było nie raz, wszyscy wiedzą, a jak gówniarz idzie przez wieś, to czuć marychę na odległość. Podobno młody ma pękatą teczkę. I co? Jajco. Jak tylko ktoś zwróci rodzicom uwagę, to mamusia o blisko-wschodnich korzeniach podnosi jazgot, a ojciec Szkot ma na to wyjebongo.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 lutego 2021 o 22:28

avatar kKKKK
7 7

@Armagedon Każdy medal ma dwie strony. Ja dziś czytałam w tabloidzie o trzylatce zabitej przez rodziców w Polsce, były relacje sąsiadów, że całe życie tego dziecka wysyłali zdjęcia bitego dziecka, nagrania awantur. I nic. Może w takim zachodnim kraju rodzice płakaliby, że dziecko zabrano za bzdety, ale dziecko by żyło...

Odpowiedz
avatar lusia19900
-1 1

@Ohboy oczywiście, że tak.

Odpowiedz
avatar Michail
11 17

Policja zaiste zareagowała dobrze, a jak się kłóciliście w nocy to się mogło nieść nawet bez dużych wrzasków. Okno na balkon otwarte.

Odpowiedz
avatar Jorn
12 18

@Michail: Dlatego też sąsiadki też bym nie osądzał surowo za tę akcję. Wystarczyło nie drzeć mordy w ogrodzie po północy i nie byłoby problemu.

Odpowiedz
avatar mops
-3 9

@Jorn Nie mieliśmy podniesionych głosów nawet. A rozmowa toczyla się w stylu “chyba cię pogrzało, że wydamy X tys na auto”. Cieżko to zdefiniować jako “darcie mordy”.

Odpowiedz
avatar Jorn
11 11

@mops: Tak, oczywiście. Jedna osoba wewnątrz, druga w ogrodzie i rozmawiają bez podnoszenia głosu. Tak się wam mogło wydawać, ale to musiało być mocno słyszalne w okolicy, zwłaszcza że w nocy hałasy miasta cichną i słychać dźwięki niesłyszalne w ciągu dnia.

Odpowiedz
avatar szafa
5 5

@Jorn: co prawda, to prawda. U nas są tak usytuowane budynki, że słychać wszystko, co dzieje się przed naszym blokiem. Nawet jak ktoś szepcze, to słychać, a już mówienie głośno (bo tak musieli mówić, skoro jedno w domu, drugie w ogrodzie) to już w ogóle słychać, jakby ktoś ci za uchem gadał....

Odpowiedz
avatar Dominik
-3 7

Ale Sajgon!

Odpowiedz
avatar Librariana
21 23

Co do służb - bardzo dobrze, że reagują. Nawet, jeśli z Waszej perspektywy jest to przesada. Czy tylko ja tak mam, że jak ktoś pisze "mój stary" to wydaje mi się, że ma na myśli ojca?

Odpowiedz
avatar jass
6 8

@Librariana: Nie tylko, też tak w pierwszej chwili pomyślałam, i dopiero informacja o dzieciach naprowadziła mnie na właściwy trop ;)

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
9 11

@Librariana: też w pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi o ojca. Ale bez względu na to, czy ma na myśli ojca czy męża, to jednak takie określenie razi i jest niesmaczne. Jakby użyła tego raz w całej historii, to by mogło dodać pikanterii, a tak to tylko świadczy o niezbyt wysokim poziomie kultury osobistej. Jeśli oboje wywarli na służbach takie grubiańskie wrażenie, to nic dziwnego, że policjanci tak zareagowali. Mimo wszystko mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
-5 9

Pozwać sąsiadki nie można, ale dać jej dyskretnie w łeb, tak żeby nikt nie widział to nawet trzeba. Po trzecim razie jej przejdzie ochota na wtykanie nosa w nieswoje sprawy.

Odpowiedz
avatar lusia19900
4 8

@tatapsychopata lepiej, że raz zareagowała za niepotrzebnie, niż gdyby coś faktycznie się działo poważnego, a nikt by nie zareagował. U Ciebie to mam nadzieję nick nie jest odzwierciedleniem Twojej prawdziwej natury..

Odpowiedz
avatar barwi
1 5

@lusia19900: dokładnie. Lepiej jak 10 raz ktoś zareaguje niepotrzebnie, niż gdyby 1 raz nikt nie zareagował kiedy ktoś krzywdzi dziecko. Ciężko ocenić nie znając sytuacji. Może autorka rzeczywiście rozmawiała z mężem zbyt głośno, w końcu był środek nocy. Sąsiadka mogła faktycznie reagować w dobrej wierze. No i brawo dla służb, że im się chciało tak dokładnie sprawę wyjaśniać, a nie machnęli ręką jak to zbyt często się dzieje.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
2 6

Norwegia? BTW Tylko pilnujcie, żeby dzieci nie ogarnęły zaklęcia "kup plejstejszyn bo jak nie to powiem bagietom że na mnie krzyczycie".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 marca 2021 o 11:15

avatar Shi
1 1

@KoparkaApokalipsy: w sumie taki dzieciak po kilku nocach na pogotowiu opiekuńczym szybko uzna to zaklęcie za jedno z zaklęć niewybaczalnych

Odpowiedz
avatar lusia19900
-4 6

No i sami zafundowaliście biednym dzieciom stresy i traumę. Brak słów. I bardzo dobrze, że służby interweniowały.

Odpowiedz
avatar yfa
2 4

A kota zabraliście ze sobą, żeby bajka miała element przyrodniczy? A poważnie - mając takich sąsiadów, pijących i palących na zewnątrz, wydzierając przy tym mordy, każde z innej parafii i jeszcze każde dziecko niewiadomo czyje, po rozwalonym samochodzie (pewnie prowadziła po pijaku) ...no to większość normalnych ludzi uznałaby ich za patologię. Sąsiadka postąpiła prawidłowo, wzywając do tak podejrzanych ludzi policję. Służby również postąpiły prawidłowo. Chcecie przestać być podejrzanymi typami dla sąsiadki? To ją zaproście do siebie i pokażcie, że jesteście normalni. No chyba że tak całkiem normalni to jednak nie jesteście albo wy, albo ta sąsiadka.

Odpowiedz
avatar nyktimene
3 3

@yfa: Tak, mnie też w tym wszystkim kot pasuje najmniej. Głównie dlatego, że gdybym miała dwa mieszkania - jedno z bałaganem poremontowym i drugie podmiejskie weekendowe, w którym jest dziadek i piątka dzieciaków, zostawiłabym go za miastem. Nie zrzuci ze stołu puszki farby, nie rozniesie na futrze pyłu poremontowego ani nie zostanie przygnieciony skręcanym własnie elementem szafy. No i nie bedzie nachalnie domagać się kocich chrupek i głaskania, gdy stoisz właśnie na czubku drabiny z karniszem w ręce...

Odpowiedz
avatar mich102
0 2

Ciekaw jestem, czy ktokolwiek was przeprosił za całe zamieszanie. Komentarze w stylu "trzeba było się nie kłócić" są śmieszne bo z nich wynika, że jak masz dzieci to nie masz prawa o nic się pokłócić bo ci zaraz służby zrobią wjazd na chatę? Pytania służb "po co adoptowaliście dzieci pomimo posiadania swoich" to jawne posądzenie o wyłudzanie zasiłków. Chora sytuacja. Powodzenia wam życzę w odkręcaniu i może na przyszłość uda się jakoś zabezpieczyć przed takimi sytuacjami.

Odpowiedz
Udostępnij