Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

To teraz porozmawiajmy o piekielnym pracodawcy. Wynegocjowałem na przełomie stycznia i lutego…

To teraz porozmawiajmy o piekielnym pracodawcy.

Wynegocjowałem na przełomie stycznia i lutego ubiegłego roku podwyżkę. Co prawda mniejszą niż chciałem, ale satysfakcjonowała mnie, więc teraz tylko czekać na aneks do umowy, ale stało się coś czego nikt nie przewidział. Koronawirus dotarł do Polski i zaczął się odgórny lockdown. Jak tylko przeszliśmy na home office, to szef wszystkich szefów wystosował maila do całej załogi, że jest jak jest i dlatego muszą zawiesić wszelkie decyzje finansowe. Do odwołania. Niby zrozumiałe, ale czy aby na pewno?

Miesiąc później trochę się uspokoił i napisał kolejnego maila. Tym razem, że pandemia naszej branży to właściwie nie dotyka i 2020 nie będzie gorszy od 2019 a wiele wskazuje, że może być nawet lepszy. Oczywiście ani słowa o odmrożeniu podwyżek i premii. Chyba nie przemyślał zbytnio sprawy, bo nastroje wcale się nie uspokoiły a wręcz przeciwnie, w firmie zawrzało. Bo skoro sytuacja ekonomiczna jest jednak dobra, to z jakiej racji decyzje finansowe dalej są zawieszone?

Pobujałem się jeszcze z miesiąc mając nadzieję, że może ktoś na górze w końcu pójdzie po rozum do głowy, ale nic z tego. No to trudno, w takim razie zaczynam rozglądać się za nową pracą. Wiadomo, była pandemia, więc trochę to trwało, ale w końcu dostałem ofertę zatrudnienia za sporo więcej niż bym zarabiał po podwyżce, której nie było.

Poszedłem więc do zwierzchnika powiedzieć, że jestem tu jeszcze miesiąc i uciekam, ale poprosił bym jeszcze nie rzucał papierami, bo właśnie odmrożono podwyżki. No co za zbieg okoliczności! Ale dobra, w nowej firmie będę zarabiał tyle i tyle, jak zrównacie to zostaję z Wami. Odpowiedź miałem dostać następnego dnia. Zaskoczenia nie było, spasowali.

No trudno, trzeba się w takim razie pożegnać. Z kolegami z pracy, których polubiłem umówiłem się na piwo. Nie znali szczegółów moich negocjacji płacowych, więc przegadali sytuację ze swojej perspektywy. W dużym skrócie mieli spory bulwers, że podwyżki dalej zawieszone i zastanawiali się kiedy w końcu ruszą.

Dopiero ode mnie usłyszeli, że są od jakiegoś miesiąca na tapecie. Czyli, że co? Dopóki nie straszyłeś odejściem, dopóty były dla Ciebie dalej zamrożone? To mnie utwierdziło w przekonaniu, że dobrze robię uciekając stamtąd i z tego co wiem, wielu kolegów z pracy poszło w moje ślady i podziękowało pandemicznym Januszom.

praca

by KwarcPL
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
13 15

U znajomych w pracy szefostwo część ludzi zwolniło, pozostałym obcięło godziny (i wypłaty - na początku chcieli obciąć same wypłaty bez obcinania godzin, ha). Po jakimś czasie ludzie się dowiedzieli, że góra zachowuje się jak nasz rząd - zafundowała sobie nowe auta w dobie pandemii, przy czym okazało się też, że inne (mniejsze) firmy z tej samej branży zasadniczo w ogóle nie ucierpiały. Skończyło się tak, jak u Ciebie, wielu pracowników poszukało nowej roboty i odeszło.

Odpowiedz
avatar ja_2
4 4

@Ohboy: Czasami tak to wygląda tylko z zewnątrz. Ja miałem podobną sytuację tylko z drugiej strony. Przetarg, auta zamówione, zapłacone... a przyszły od 3 do 6 mies później. A akurat była spora wpadka w firmie i też zamrożenie premii.... Ale samochody przyszły i co teraz? Nie odebrać? Zapłacone. Dodatkowo nie odbierzesz, to cię zaczną naliczać za parking u dealera. Zrezygnować tez nie (wybierane model, tapicerka, wyposażenie, kolor czyli produkt modyfikowany - wg. prawa bye). Rozumieliśmy wydźwięk wśród załogi, ale trzeba było odebrać.... Nawet myśleliśmy, żeby nie jeździć nimi - ale stare samochody były w kontrakcie w rozliczeniu... Nie mówię, że tak było w tym wypadku. Ale jak duże korpo czytaj. przetarg, zamówienia, spora dostawa .. to mogło tak być.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 3

Mniej więcej w połowie lutego ubiegłego roku też poszłam po podwyżkę. Dostałam, ale miałam niezłego farta, bo po lockdownie nie dają nikomu :D

Odpowiedz
Udostępnij