Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kilka słów o sąsiedzkich relacjach w dzisiejszych czasach. Wychowałam się w bloku,…

Kilka słów o sąsiedzkich relacjach w dzisiejszych czasach.
Wychowałam się w bloku, gdzie sąsiad = przyjaciel.

Odwiedzaliśmy się kilka razy w tygodniu, robiliśmy sąsiedzkie imprezy, jako dziecko często bawiłam się z innymi dzieciakami w piaskownicy lub w naszych mieszkaniach. Do tej pory mam paczkę przyjaciółek z klatki, z którymi zawsze spotykam się, gdy jestem w rodzinnym mieście.

Moi rodzice często pilnowali dzieci innych sąsiadów, a w zamian za to my mieliśmy zapewnioną opiekę dla naszego kota, kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje. Gdy trzeba było zrobić gdzieś remont, nie wynajmowało się do tego ekipy, tylko prosiło się sąsiadów o pomoc. Zdarzało się, że moi rodzice pracowali do późna, więc niektórzy sąsiedzi z własnej woli zapraszali mnie i mojego brata na obiad.

Czysta, sąsiedzka życzliwość.

Uważałam, że takie relacje to coś normalnego. Przez całe studia w mieszkałam w akademiku, gdzie panowała podobna atmosfera - wiadomo, jak to w mieszkaniach studenckich bywa.
Po studiach znalazłam pracę i przeprowadziłam się do mieszkania na nowo wybudowanym osiedlu. Dobrze pamiętam ten dzień - była sobota, południe. Gdy tylko się rozpakowałam, postanowiłam przywitać się z sąsiadami.

Połowa nie otworzyła mi w ogóle drzwi, chociaż wewnątrz mieszkania słyszałam dialogi w stylu "Kto to? Nie wiem, jakaś typiara, nie znam. To nie otwieraj". Kilka osób przez drzwi spytało "kto tam?", a gdy odpowiadałam, że jestem nową sąsiadką i przyszłam się przywitać, słyszałam tylko "proszę stąd odejść, nie mam czasu".

Byli też tacy, którzy otwierali drzwi, ale słysząc, kim jestem, machnęli dłonią, mówiąc, żebym nie zawracała im głowy. Jeden starszy pan spytał "Aa, to pani się tak łomotała na klatce? Mam nadzieję, że to już koniec, zagłuszała mi pani serial". Jakaś kobieta nakrzyczała na mnie, bo dzwonek do drzwi obudził jej dziecko.

Tylko w jednym mieszkaniu trafiłam na miłą parę studentów, z którymi od razu umówiłam się na piwo i przy okazji dowiedziałam się, że podziwiają mnie za chęć zapoznawania się z innymi sąsiadami, bo w tym bloku mieszkają, cytuję "dziwni ludzie".

Byłam, delikatnie mówiąc, zszokowana, ale oczywiście, zaczęłam szukać winy w sobie - była sobota, tłumaczyłam sobie, że sąsiedzi pewnie odpoczywają po ciężkim tygodniu, a tu przychodzi obca baba i zawraca im głowę. Pomyślałam, że na razie dam im trochę czasu i na zacieśnianie sąsiedzkich więzi przyjdzie jeszcze pora.

W ciągu kolejnego tygodnia przekonałam się, że moi sąsiedzi nie znają słowa "dzień dobry". Parę razy zamknięto mi drzwi na klatkę przed nosem. Kiedy w windzie pies jednego z sąsiadów zaczął mnie zaczepiać i wyciągnęłam do niego rękę (może nie powinnam, bo niektóre psy tego nie lubią, ale ten wydawał się wyjątkowo towarzyski), jego opiekun burknął do mnie coś w stylu "niech trzyma pani ręce przy sobie".

Raz nie było mnie w domu, a akurat nadkręcił się kurier i chciał zostawić paczkę u sąsiadki - po rozmowie na infolinii dowiedziałam się, że sąsiadka powiedziała, że może przesyłkę przyjąć, ale wyrzuci ją do śmieci. Szczęśliwie kurier przyjechał kolejnego dnia, kiedy byłam w domu.

Z głębokim rozczarowaniem uznałam, że nie ma co robić drugiego podejścia do lepszego zapoznania się z moimi sąsiadami. Ale kiedy chciałam zrobić parapetówkę, pomyślałam, że rozsądnie byłoby ich chociaż o tym poinformować. Tym, którzy mieszkają najbliżej mnie, zostawiłam w skrzynce na listy słodką przekąskę i karteczkę z informacją, że tego dnia i o tej godzinie zapraszam ich na małą imprezę, a jeśli jednak wolą zostać u siebie, to, oczywiście rozumiem i postaram się, by było w miarę cicho.

Na parapetówce pojawili się jedynie wspomniani wcześniej studenci oraz piątka moich znajomych. Była godzina dwudziesta, muzyka grała głośno, ale nie na tyle głośno, by komuś przeszkadzać (nawet na klatce nie było jej słychać). Zdążyliśmy może wypić po łyku piwa, kiedy do mieszkania zapukała... policja.

Co się okazało? Sąsiedzi donieśli, że jest hałas, a na prośbę o ściszenie muzyki, ja i moi znajomi zaczęliśmy grozić im przemocą. Do tego para studentów, która mieszka w tym bloku to dilerzy narkotyków i na pewno wszyscy jesteśmy naćpani.
Sądziłam przez chwilę, że jestem w ukrytej kamerze.

Policjanci, na szczęście, okazali się dość wyrozumiali i skończyło się na pouczeniu. Kontynuowaliśmy imprezę, ale już w zepsutym humorze.

W ciągu kolejnych miesięcy bałam się wyjść w ogóle z domu lub do niego wracać w obawie, że trafię na klatce lub w windzie na któregoś z sąsiadów. Częściej niż "dzień dobry" słyszałam jakieś niemiłe uwagi, niepotrzebne zaczepki.

Dwa dni po parapetówce, gdy niosłam w przezroczystej reklamówce zakupy, w tym butelkę wina, jedna sąsiadka spytała "Co, znowu imprezka? Znowu będzie trzeba po policję dzwonić?" Nie odpowiedziałam.

Zdaję sobie sprawę z tego, że czasy się zmieniły i dzisiaj każdy jest skupiony bardziej na sobie, ma swoich znajomych i nie szuka przyjaźni wśród sąsiadów. Być może uznacie, że narzucałam się swoim sąsiadom, ale naprawdę nie rozumiem, skąd w nich tyle jadu i pogardy dla drugiego człowieka.

Blok, w którym się wychowałam, a ten, w którym mieszkam obecnie to dwa zupełnie różne światy i muszę wam powiedzieć, że jestem mocno przygnębiona, kiedy po pobycie w moich rodzinnych stronach wracam to szarej rzeczywistości.

Naprawdę, tu już nie chodzi o to, że ktoś mi nie odpowie na "dzień dobry" czy zbeszta za głaskanie jego psa - chodzi o zwyczajny szacunek do drugiej osoby i nie uprzykrzanie sobie życia.

sąsiedzi

by reksai
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Qaziku
2 22

Tacy ludzie teraz są. Bogaci, mieszkają w swoich nowoczesnych apartamentach, a nie znają sąsiadów, którzy mieszkają drzwi obok. Odwiedziłem mnóstwo mieszkań, tysiące ludzi i często widzę, że im ktoś sam ma mniej tym bardziej życzliwy jest dla innych.

Odpowiedz
avatar szafa
4 4

@Qaziku: tacy naprawdę bogaci wcale nie są źli. najgorsi są ci ze średniej klasy, którzy coś tam już osiągnęli w życiu, ale wciąż są sfrustrowani, że nie aż tak dużo jak ci naprawdę bogaci, więc leczą kompleksy dziwnymi zachowaniami. wiem, co mówię, pracowałam w sklepie dla bogatych osób i tam nigdy nie było awantur; pracowałam w sklepach w biednych dzielnicach i tam zdarzały się awantury, ale nie jakoś szczególnie często, a większość ludzi była bardzo miła; pracuję teraz w sklepie na typowym osiedlu klasy średniej - jest koszmar, większość nie potrafi wykrztusić dzień dobry, przepraszam, awantury co chwilę o byle co, była nawet skarga, że sprzedawczyni się nie uśmiecha...

Odpowiedz
avatar fursik
4 12

To nawet nie jest kwestia tego, że ktoś nie ma potrzeby przyjaźnić się z sąsiadem, a zwykłego buractwa, obecnie nawet dość powszechnego. Nawet tutaj "piekielną" byłabyś raczej za poproszenie o pomoc (np. przy remoncie czy pilnowaniu dziecka/kota) przez kogoś, kogo już dość dobrze znasz, niż za zwyzywanie sąsiada.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 20

Przykre, ale to co pamietasz to czasy postkomunistyczne (albo wczesniej), wiekszosc ludzi sie nie dorobila, kazdy mial prawie to samo w mieszkaniu,czesto rodzice pracowali w tym samym miejscu, zadnych smartfonow, internetow to ludzi ciaglo do siebie. Teraz sie wzbogacili i boja sie o swoje mienie, nie odczuwaja potrzeby kontaktu bo przeciez mozna wyslac smsa albo zadzwonic na skypie. Wlasnie kupilam mieszkanie z bloku i tez myslalam, że zapoznam sie z najblizszymi sasiadami bo moze ktos potrzebuje pomocy w tych covidowych czasach, moze komus paczke trzeba bedzie odebrac. Sprobowalam w niedziele popoludniu sie z kims zapoznac, tez nikt nie otworzyl. Szkoda.

Odpowiedz
avatar Cyraneczka
11 15

@nursetka Czy to naprawdę kwestia mienia? Już druga osoba o tym wspomina. Moje mienie to 10-letni laptop i telefon, nie mam nawet telewizora, a i tak nie mam ochoty na "nadobowiązkowe" znajomości. Po prostu po całodziennym natłoku wrażeń i nieustannych bodźców chcę mieć spokój, a gdzie mam go mieć jeśli nie we własnym domu?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

@Cyraneczka: Chodzilo mi bardziej o to, że ludzie czesciej sie spotykali bo nie bylo za bardzo innych rozrywek. Sama pamietam te czasy gdy sie wpadalo do kolezanki bez zapowiedzi bo jeszcze nie bylo telefonow albo dostep ograniczony (moge cie zaskoczyc ale w moim rodzinnym domu dopiero zainstalowali telefon w 2000roku. Nie bylo Internetu, smartfonow, ludzie nie byli az tak mobilni i inne byly relacje z sasiadami. Teraz sama po sobie widze, że dostep do technologii bardzo ograniczyl moje potrzeby kontaktu. I moze upraszczam, ale wychowalam sie w malym miescie i dlugo byla widoczna roznica w zachowaniu pomiedzy troche bogatszymi a biedniejszymi. Sama tez jestem osoba, ktora lubi miec swiety spokoj bo jest introwertyczka ale lubie kontrolowany kontakt. O tym wlasnie myslalam, ze sie przedstawie sasiadom, zaproponuje ogolnie pomoc i tyle. Moze to powodu pandemii jakos tak zatesknilam do czasow gdy mialo sie blizszy kontakt z sasiadami bo nie ma rodziny a wiekszosc moich dobrych znajomych z emigracji jest daleko i nie moze podrozowac z powodu ograniczen.

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
15 17

@nursetka: Mnie by, szczerze mówiąc, do głowy nie przyszło, żeby przedstawiać się sąsiadom tak celowo, dzwoniąc do drzwi. Nie, żeby to coś zdrożnego było, ale... sama nie wiem. Zdziwiłabym się, gdyby ktoś tak zrobił. Zazwyczaj tak przy okazji się sąsiadów poznaje. Na schodach, w windzie, przy skrzynkach pocztowych parę słów się zamieni i już, zapoznani.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@eulaliapstryk: widocznie ogladalam za dużo Gotowych na wszystko gdzie Bree z muffinkami zapoznawala sie z sasiadami :) wydawalo mi sie to dosc naturalne poznac najblizszych sasiadow ale widocznie sie przeliczylam :)

Odpowiedz
avatar Jorn
9 11

@nursetka: Mieszkałem w PRL-owskich blokach w latach '70 i '80, większość znajomych i krewnych mieszkała w niemal identycznych blokach i takie regularne spotykanie się z sąsiadami miało miejsce niemal wyłącznie w małych miasteczkach. W większych miastach raczej dominowała anonimowość i takie latanie po sąsiadach z zaproszeniem na parapetówkę wyglądało trochę na dziwactwo. Ale "dzień dobry" sąsiadom się mówiło, zachowania opisane w historii były uważane za dziwactwo w drugą stronę. Moi rodzice w jednym z tych bloków mieszkają nadal i jest podobnie.

Odpowiedz
avatar Habiel
10 16

Współczuję Ci. Ja wprowadziłam się właśnie na nowe osiedle, większość to młodzi ludzie. Ze wszystkimi prawie jesteśmy na ty, a gdy zdarzył się indycent na Sylwestra (mój narzeczony został pobity przez najemców lokalu nad nami za zwrócenie uwagi o rzucaniu petów do ogródka) pilnowali nas, pomagali i jeździli z nami na komendę i do lekarza. Sami też poinformowali właściciela lokalu o tym jakich ma najemców i załatwili, że szybko się z nimi pożegnamy. Już nie mówiąc o tym, że nie ma u nas czegoś takiego jak "nie pomogę ci", a zawsze można na kogoś liczyć. Kuchnie i łazienkę pomagali nam remontować, a mój narzeczony ogarniał im meble. To wszystko zależy od ludzi. Zazwyczaj Ci, którzy mieszkają na stałe, szukają relacji. Ci, którzy wynajmują odwalają akcje.

Odpowiedz
avatar Etincelle
21 27

U nas wszyscy się witają, każdy każdemu drzwi wejściowe przytrzyma, ale to w zasadzie tyle. I, prawdę mówiąc, mi to odpowiada. Nie mam potrzeby specjalnego poznawania sąsiadów na tej samej zasadzie, co nie mam potrzeby poznawania dowolnych obcych ludzi. Na początku jedna sąsiadka robiła nam naloty do ogródka, dopóki nie wzięliśmy przykładu z pozostałych i nie ogrodziliśmy go (zresztą zgodnie z wytycznymi wspólnoty). I dla mnie to już było za dużo, kilka takich "zajrzeń" do nas w ciągu 2-3 dni. Ja się szybko zaczynam czuć osaczona i mimo że rozumiem, że ona pewnie też chciała po prostu nas poznać, pogadać, to dla mnie takie odwiedziny ot tak, choćby w ogródku, stanowiły dyskomfort. Można mnie nazwać dzikusem, ale do mnie się trzeba zapowiadać i mój dom musi być miejscem, w którym nikt mi się nie pojawi sam z siebie, żebym się w nim dobrze czuła. Tak że, no, o ile grzecznie się przywitam, drzwi zawsze przytrzymam, poproszona wcześniej odbiorę paczkę i generalnie zgodzę się chętnie na wszystkie takie sąsiedzkie przysługi, o tyle raczej też nie byłabym najszczesliwsza w momencie wizyty-przedstawiajacej-nowych-sasiadow, zwłaszcza jeśli ewidentnie miałaby być początkiem bardziej regularnej znajomości. :P

Odpowiedz
avatar Bubu2016
22 26

@Etincelle: Święte słowa. Bardzo sobie cenię zdrową anonimowość. Prywatność. Domowe zacisze. Co nie znaczy, że nie szanuję sąsiadów. Ale relacje jak w śląskim familoku są nie dla mnie.

Odpowiedz
avatar reksai
3 19

@Etincelle: Ale dlaczego przechodzimy w takie skrajności? Ja tylko chciałam się przedstawić, nie miałam zamiaru pakować się ludziom z butami do domu. Szanuję to, że nie masz potrzeby zawierania znajomości z sąsiadami, wiele osób tak ma. Dlatego napisałam "Zdaję sobie sprawę z tego, że czasy się zmieniły i dzisiaj każdy jest skupiony bardziej na sobie". Ale to nie tłumaczy chamstwa i prostactwa.

Odpowiedz
avatar Etincelle
9 11

@reksai: mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, bo nie zamierzałam porównać Cię do tej sąsiadki. Po prostu tak mi się przypomniało, jak zaczęłam pisać, że u nas też się raczej nikt nie zna. :) No i moim zdaniem to nie zawsze ma coś wspólnego ze skupianiem się na sobie. Ja na przykład - nie mam pojęcia dlaczego :p - nie lubię po prostu zawierania znajomości, hm, intencjonalnie? Dla mnie jedyna opcja to takie "przy okazji", czyli jak przypadkiem kogoś gdzieś poznam - super, jestem wtedy całkiem otwartą osobą. Ale już jak pojawi się ktoś, kto chce mnie poznać - nie ma szans. Nieważne, czy to nowy sąsiad, zainteresowany mną facet czy jeszcze ktoś tam inny. ;) I zgadzam się, że nic nie tłumaczy niektórych zachowań z Twojej historii. Jak napisałam, ja przy tym nie miałabym żadnego problemu, żeby komuś pomóc, zawsze staram się być uprzejma itd. Mam tylko mieszane uczucia co do tego nieotwierania drzwi. Moim zdaniem jednak po to one są, żeby zdecydować, czy chce się kogoś wpuścić czy nie. Tzn. buntuję się przeciwko uznawaniu za piekielne tego, że ktoś nie otworzył, bo to by znaczyło, że zawsze się ma obowiązek otwierania, niezależnie od chęci, aktualnego zajęcia itp. Brr! :D

Odpowiedz
avatar Jorn
1 1

@reksai: To nie jest kwestia czasów, a ludzi na których trafiłaś. Przy czym za normę w większości miejsc jest postępowanie pośrednie między twoim, a twoich sąsiadów.

Odpowiedz
avatar Julita
3 3

@reksai: ale kim ty jesteś? Za kogo się uważasz, że ludzie muszą chcieć cię znać? Sorry, ale ja się nie dziwię, że ktoś, kto łazi po domach i się dobija "kim to ja nie jestem" ludzom się nie podoba.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
9 13

To trafiłaś na kiepskich sąsiadów. Z drugiej strony też czasy się zmieniły. Ludzie byli bardziej uwiązani na miejscu. Teraz więcej się jeździ, podróżuje, więc siłą rzeczy mniej czasu spędza w swoim domu, mieszkaniu albo w jego pobliżu. A co do remontów, to wolałbym skorzystać z usług jakiejś ekipy remontowej niż angażować sąsiadów czy tym bardziej pomagać sąsiadom. Nie chodzi o to, że bym tego nie zrobił, ale jednak wolę inaczej spędzać czas wolny. A tak mam powiedzmy wolny weekend czy trafiło się więcej dni wolnych pod rząd, a tu trzeba remontować. Jak bym znalazł dobrą ekipę remontową, na której mogę polegać, to mogę ich zostawić na pół dnia i cieszyć się wolnym.

Odpowiedz
avatar reksai
-1 13

@pasjonatpl: W bloku, w którym się wychowałam sąsiadami byli m.in. stolarz, hydraulik i paru innych fachowców, którym za ogarnięcie tematu wystarczyła flaszka lub dobry obiad. Podejrzewam, że jeśli sąsiad nie byłby w stanie pomóc, to by po prostu powiedział. Nikt nie był wykorzystywany.

Odpowiedz
avatar Balbina
13 19

@reksai: Krawiec do którego jeżdże mieszka w domu wolnostojącym. któregoś dnia jak do niego wchodziłam podjechał wypasiony wóz,wysiadł Koreańczyk z jedzeniem w ręce i wszedł do srodka. Pytam się go co to za gości ma? A on na to że to sąsiedzi z naprzeciwka. Wynajmują willę i się z nimi zaprzyjaznili. Kiedy robił samodzielnie ocieplenie domu i skakał po rusztowaniach to przyszli i wzięli sie do roboty.Bo u nich jest tak że jak ktoś cos robi to inni mu pomagają.I skakali ci prezesi razem z nim po tych rusztowaniach aż nie skonczyli. No i teraz się "kumplują" ale po jakiemu oni się dogadują to nie wiem bo krawiec starszy i angielskiego ani be ani me ani kukuryku.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 8

@Balbina: Jak to, po jakiemu? Po polsku, oczywiście.

Odpowiedz
avatar Balbina
-5 11

@Armagedon: Jasne,wszystkowiedząca sie odezwała. U mojej córki w przedszkolu małe Koreanki mówia po polsku ale ich matki już nie.Tylko angielski wchodzi w grę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2021 o 10:41

avatar konto usunięte
6 6

@Etincelle: @Balbina: a w Warszawie nikogo nie dziwia Wietnamczycy mowiacy po polsku :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2021 o 12:12

avatar Jorn
5 7

@reksai: Skąd wiesz, że ktoś się nie czuł wykorzystywany, ale nie był dość asertywny, żeby to powiedzieć?

Odpowiedz
avatar Bryanka
2 8

Moim zdaniem, to nie czasy się zmieniły, ale trafiłaś po prostu w wybitnie dziwne miejsce.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
0 16

Niech zgadnę - warszawka? Wnoszę po poziomie buractwa. Co do hałasu to jest plaga w nowym budownictwie. Też w takim bloku mieszkam. W moim bloku rodzinnym z końca lat 80 można puszczać muzykę na cały regulator i nic nie słychać przez ściany, a w tym nowym budownictwie używają jakichś gównianych, najtańszych materiałów, tak że przez ścianę słyszę co sąsiedzi oglądają w telewizji albo o czym rozmawiają.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 21

@HelikopterAugusto: Warszawkę zburaczyło przyjezdne buractwo, które tu ściąga kariery robić, a z powodu kompleksów prowincjuszy - wyżej sra jak dupę ma. Taka smutna prawda.

Odpowiedz
avatar misguided
0 4

@Armagedon: Proszę nie wrzucać wszystkich do jednego worka! Sama jestem przyjezdna i zawsze mówię dzień dobry sąsiadom, pomagam z zakupami, czy przytrzymuję drzwi albo windę! Chętnie też chwilę postoję i porozmawiam!:D Wszystko zależy od wychowania. Jeżeli ktoś zawsze uważał, że w Warszawie będzie "panem" to staje się burakiem. Będzie robić "karierę" za grosze w korpo. To, że wyjechali do Warszawy nie oznacza, że słomy z butów nie wyjęli:) Ale wtedy tak samo zachowują się na swojej wsi. Mam kilku znajomych, którzy po wyjeździe do większego miasta po miesiącu zapomnieli jak wyglądają twarze byłych znajomych

Odpowiedz
avatar Menma
4 4

@HelikopterAugusto: Nie ma znaczenia czy blok został zbudowany 40 lat temu czy 4, tylko od projektu budynku, ewentualnie materiałów, jakimi dysponowała ekipa budowlana/jakie zamienniki wykorzystała w miejsce ukradzionych. Sama mieszkam w bloku z wielkiej płyty, postawionym w latach 80, w którym wyciszenie stanowi własna wykładzina rzucona na goły beton - dźwięki zamykanych szafek i przesuwanych krzeseł piętro niżej słychać lepiej niż w pokoju obok. Moi dziadkowie mieszkają w czteropiętrowcu wybudowanym w tym samym czasie ale przez inną ekipę budowlaną i mają cichutko w mieszkaniu.

Odpowiedz
avatar Julita
-2 2

@Armagedon: dokładnie. I usiłuje się buractwo wepchnąć innym ludziom do domu i jeszcze z doopy strzela, że się nie udało. To co opisuje ta kobieta to zwykły opis niegdyś patologii, chodzili i chlali u siebie na wzajem, co ktoś miękka faja, to ogarniał porzucone bachory patologicznym rodzicom. I te dzieciary uważają, że to norma.

Odpowiedz
avatar Mavra
11 17

Też wychowałam się w takim bloku jak ty. Wszyscy wszystkich znali, pomagali sobie, spotykali się. Niestety w dzisiejszych czasach, w dobie ciągłego pospiechu jest znacznie gorzej. Kilka razy przeprowadzałam się i trochę doświadczenia w tym mam. Przede wszystkim dziś takie chodzenie po sąsiadach w celu przedstawienia może być odczytane jako narzucanie się. To trzeba stopniowo, dzień dobry z uśmiechem, a to zagadać tak na parę słów o pogodzie, o tym że ktoś tam ma ładnego pieska lub jak w moim przypadku dać pogłaskać swojego czworonoga, a to pochwalić dziecko sąsiadów jakie jest grzeczne, pomóc wnieść zakupy, zauważyć jak to elegancko dziś wygląda sąsiad lub sąsiadka ma ładną sukienkę itp. Takie proste gesty raczej nikt nie odczuje jako narzucanie się. Potem stopniowo z tymi sąsiadami, którzy okażą zainteresowanie i odpowiadają tobie pogłębić znajomość.

Odpowiedz
avatar misguided
2 4

Wydaje mi się, że też potrzeba czasu. Obecnie przez wynajmowanie mieszkań ludzie nie za bardzo znają swoich sąsiadów. Ja sama mieszkałam 4 lata w jednym miejscu i dopiero w ostatnim roku jakoś bardziej poznałam sąsiadów. Wcześniej to było tylko"dzień dobry" na klatce schodowej. Potem zaczęłam rozmawiać z jedną z sąsiadek, pomagać jej nosić zakupy po schodach. Innym razem pomogłam sąsiadowi piętro niżej otworzyć drzwi kluczem (był aż tak pijany, że nie dał rady sam). A gdy się wyprowadzałam co chwila ktoś wyglądał z mieszkania i pytał się czemu, czy wiem kto będzie mieszkał za mnie, bo tak cicho, zawsze mówiliśmy dzień dobry, pogadaliśmy:)

Odpowiedz
avatar krulgur
-4 6

Czyżby Warszawa?

Odpowiedz
avatar Samoyed
6 10

Wynajmuje pokoj w UK, bo tak wygodniej, a nieczesto tam bywam, ostatnio nawet wcale, wiec szkoda kasy na mieszkanie cale. Dziewczyny, ktore rowniez tam mieszkaja sa mile, przyjazne, jest git dzielic z nimi kuchnie i przedpokoj. Z jednym wyjatkiem, przy czym ona tez nie jest jakos strasznie upierdliwa. Posprzata po sobie jezeli sie jej przypomni, to samo ze sprzataniem przestrzeni wspolnej, wyrzucaniem smieci i tak dalej. Lubi glosno sluchac muzyki, ale nie jakos strasznie glosno, jednak na tyle, ze czasami jest to irytujace (tak samo jest z sasiadami, czasami chcesz sobie w spokoju poczytac, ale muzyka nawet nie bardzo glosna przeszkadza). Tupie, serio, ta laska chodzi jak stado sloni, moze sie to wydaje malo piekielne, ale jak tak stado sloni przeleci przez dom 64 razy dziennie, to robi sie problem. Mowi glosno i wszystko jej jedno gdzie akurat jest, ale nawet jak jest u siebie to ja slychac. Generalnie jest czasami uciazliwa, ale nic czego nie da sie zalatwic grzecznym poproszeniem. Jezeli sie jej powie to posprzata, sciszy, wyniesie. Powiedzmy, ze trzeba jej przypominac raz na tydzien max. I tak sobie zyjemy, ja juz tam rok nie bylam, bo pandemia, ale dziewczyny dalej tam mieszkaja. I nagle sie okazuje, ze zlozyla skarge do landlorda, ze: ciagle sie ja poucza jak ma sprzatac i kiedy to robic (nic podobnego, tylko jej delikatnie zwracalysmy uwage, ze jej spagetti jest wszedzie albo ze smieci wylaza z kosza i tym razem moglaby sie zainteresowac - nie interesowala sie 2 miesiace). Ze nie moze normalnie funkcjonowac, bo jej robimy awantury, ze nie rozmawia szeptem i ze w ogole rozmawia (rozmawia GLOSNO, wiec kilka razy ktos ja poprosil, zeby robila to u siebie, a nie w przedpokoju skad sie niesie). I jako wisienka na torcie - czepiamy sie muzyki, a przeciez nie po to kupowala sobie Alexe, zeby teraz nie moc jej uzywac... Ok, to byl przydlugi wstep, ale po zastanowieniu pomyslalam, ze moze ona to tak widzi? Moze czuje sie represjonowana, bo jej wolnosc polega na tym, ze nie sprzata po spagetti od razu, tylko dwa dni pozniej (tak mozna jak sie mieszka samemu, ale mowie o jej punkcie widzenia). Moze nie jestes aniolem wcielonym i troche tym sasiadom przeszkadzasz? A moze jestes, tylko w sposob dla nich uciazliwy z dziwnych powodow? Sciany w nowych blokach sa jak papier.

Odpowiedz
avatar reksai
-4 4

@Samoyed: Nie do końca rozumiem, co mogę mieć wspólnego z osobą, którą opisałaś. Mieszkam w tym bloku od kilku miesięcy i zdążyłam zrobić jedne spotkanie ze znajomymi (w historii jest wyraźnie napisane, że uprzedziłam o imprezie, a muzyki nie było słychać nawet na korytarzu). Po tym jak zostałam niemiło potraktowana, odpuściłam sobie próby zapoznania z sąsiadami, ograniczyło się to jedynie do mówienia sobie "dzień dobry". Nie wiem, czym mogę ich teraz denerwować, chyba tylko moim widokiem na klatce lub w windzie.

Odpowiedz
avatar Bryanka
7 7

@reksai: Na klatce może i nie było słychać, ale często po pionie się niesie.

Odpowiedz
avatar Samoyed
7 7

@reksai: Totez ja nie mowie, ze jestes czemus "winna". Moze robisz cos normalnego, w sposob ktorego nie zauwazasz, ze moze byc irytujacy albo jest irytujacy z jakiegos powodu dla konkretnej osoby. Ta dziewczyna nie wiedziala zapewne, ze tupie. Nic nie mowilam, bo pomyslalam, ze sie czepiam i jestem przewrazliwiona, dopoki nie pogadalam z innymi dziewczynami, podobnie nie chcialy nic mowic, bo ona tylko chodzi. Ale kto inny nie musi byc wyrozumialy albo to tupanie moze go wyjatkowo irytowac (ja np. nie znosze jak ktos pociera sobie palcem o skore, tak nawet nieswiadomie, ja to slysze i szlag mnie trafia, nawet jak nie slysze, a zauwaze, to mi mozg podpowie falszywie, ze slysze - oczywiscie nie robie ludziom awantury z tego powodu, ale rozumiem natrectwa :). Muzyka? Przeciez to ladna muzyka, kazdemu powinno byc przyjemnie z muzyka. Innymi slowy, gdyby ktos zapytal tej dziewczyny, to by sie dowiedzial, ze jest idealna wspollokatorka, a mieszka z jedzami, ktore sie czepiaja. Moze i sie czepiaja, ciezko to obiektywnie ocenic.

Odpowiedz
avatar ElleS
9 21

To wzywanie policji było zdecydowanie piekielne i nie ma nic na jego obronę. Ale początek tej historii czyli "chodzę po sąsiadach się przedstawić" jest dziwne. Obcy człowiek puka do drzwi i chce się przedstawiać - dlaczego? Po co? Czego on chce? Mam swoich przyjaciół, sąsiedzi to tylko sąsiedzi, niech nie naruszają mojego spokoju.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

@ElleS: wychowałam sie w domkach jednorodzinnych, ale znam wszystkich sąsiadow przy mojej ulicy i sasiedniej, łacznie ze szczegolami o ktorych nie chciałabym wiedziec :) nie przesiaduje u nich, ot najblizszy sasiad pomogl z wniesieniem mebli a my jemu w czymś innym, ktos zaprosil na śliwki bo mu obrodziło itd. Jest jakaś sasiedzka solidarnosc albo i nie ;) Wyjechałam z Polski, nie mam rodziny tutaj, kupiłam mieszkanie to chociaz chcialam sie dowiedziec kto mieszka obok mnie. Nie w celu przesiadywania bo lubie swoja prywatnosc ale aby wiedziec czy ktos nie potrzebuje pomocy bo jestem sama i mam duzo wolnego czasu jak trzeba chetnie pomoge. Niedawno mielismy ewakuacje bloku i policja pytala sie czy obok mnie mieszka ktos stary albo niepelnosprawny i nie mialam pojecia. Niestety nikt nie otworzyl, trudno, nie musze znac sasiadow.

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
11 17

@reksai: A skąd ci ludzie mają wiedzieć, że chcesz się tylko przedstawić, a nie zbierasz na kolejną fundację, roznosisz ulotki, albo po dwóch słowach rozmowy uznasz się za przyjaciółkę od serca i nie dasz im spokoju? Pojęcia nie mają. To nie było wymierzone w Ciebie osobiście, po prostu w tym domu są inne zwyczaje.

Odpowiedz
avatar bazienka
5 17

@reksai: mi sie to z akwizytorami i innymi zawracaczami doopy kojarzy, nic przyjemnego i wywoluje niesmak nie mam potrzeby zaprzyjazniac sie z kazdym randomem, jestes nachalna wiekszosci ludzi po prostu nie obchodzisz, pogodz sie z tym

Odpowiedz
avatar szafa
-1 7

@bazienka: nachalna? serio? w ogóle znasz znaczenie tego słowa? laska raz obeszła sąsiadów, żeby ich poznać, co jest normalne dla normalnych ludzi, choć być może zaskakujące dla bufonów, co się obracają w swoim 'lepszym' towarzystwie albo dla ludzi pozbawionych umiejętności społecznych. ja też znam swoich sąsiadów. od sąsiadki z góry ostatnio pożyczyłam termometr, bo akurat w moim zdechły baterie, a w środku nocy z gorączką nie będę szukać otwartej apteki. sąsiadce obok pomogłam kiedyś w ogródku, za co regularnie przynosi mi jakieś ekowarzywka i owoce. i dzięki temu, że znam i dobrze dogaduję się z sąsiadami nawet jak czasem, raz na pół roku, zrobię głośniejszą imprezkę, to nikt mi policji nie nasyła, bo wszyscy są życzliwie do siebie nastawieni. ale rozumiem, że życzliwość względem innych może być czymś dla ciebie czymś niepojętym, sądząc po komentarzu.

Odpowiedz
avatar japycz1
1 3

@szafa piszesz do osoby która musi skomentować każda historię, bez znaczenia czy ma coś do powiedzenia czy nie. Nie oczekuj od niej umiejętności społecznych czy jakiegokolwiek zrozumienia że świat może wyglądać inaczej niż ten który zna.

Odpowiedz
avatar Cyraneczka
9 13

Trafiłaś na niezłą zbieraninę, bo co innego jest olewać sąsiadów, a co innego jawnie okazywać wrogość. Tylko do jednej rzeczy sie przyczepię, tego chodzenia po sąsiadach w celu zapoznania się. Czasy naprawdę się zmieniły, kiedyś może takie przedstawienie sie byłoby w dobrym tonie, obecnie uważam to za brak manier. Spędzam około 12 godzin dziennie otoczona ludźmi, przestrzegając zasad życia w społeczeństwie, starając się być empatyczna, profesjonalna, uprzejma, spokojna itd. Naprawdę, ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę po powrocie, są interakcje z sąsiadami. Obawiam się, że zostałaś po prostu zaszufladkowana jako dziwaczka i skreślona na starcie.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
3 9

Wydaje mi się, ze jestem trochę starszy, ale jednak takiego zżycia sąsiedzkiego nigdy nie widziałem. Owszem - pomagało się sąsiadom - a to kwiatki podlać, a to dzieciaka przypilnować od wielkiego dzwonu, czy szło się ze świąteczną lub sylwestrową flaszką, ale żeby takie coś? Aż ciężko uwierzyć. Poza tym, to inne czasy były. Jak ktoś mieszkał - znaczy się jego. Wiadomo było, że się to raczej nie zmieni aż do śmierci. A dzisiaj? W bloku gdzie mieszkam (5 pięter, po 4 mieszkania na każdym) kojarzę jedynie trójkę stałych mieszkańców. Reszta to najemcy. Klatka ma wejście z ulicy, a nie z dziedzińca o ograniczonym dostępie i przynajmniej 1-2 razy w tygodniu są jacyś domokrążcy, jehowi, czasem ktoś za klamkę pociągnie i nie wiadomo czy złodziej szuka otwartego mieszkania, czy ktoś się zwyczajnie pomylił po pijaku. A co z tymi stałymi mieszkańcami? Żyjemy w dobrej i życzliwej komitywie. Ale zwyczajnie większości najemców nawet nie kojarzymy, bo trudno spamiętać tych wszystkich ludzi. Jedni zmieniają się co kilka miesięcy, a drugich człowiek spotka ze 2 razy na rok w perspektywie kilku lat.

Odpowiedz
avatar ynka
19 23

Nie widzę nic dziwnego w tym, że część sąsiadów nie otworzyła drzwi. Ludzie są u siebie, mają prawo do odpoczynku. Mogą chodzić w piżamie, ćwiczyć, układać dzieci do snu, uprawiać seks, pracować z domu. Nie każdy moment jest dobry na wizytę, zwlaszcza w czasach, gdy jest milion sposobów na uprzedzenie znajomych, że do nich wpadniesz. Niezapowiedziane wizyty to często nic dobrego. Co do dawnych zwyczajów z blokowisk, również na tym portalu znajdziesz historie sąsiadek wtrącających sie w czyjeś prywatne życie, naciskających klamkę - taka sąsiedzka bliskość ma swoje minusy. Mam nadzieję, że uda Ci się ułożyć dobre relacje z sasiadami.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 8

a moze po prsotu ludzie nie maja potrzeby zawiazywania przyjazni na klatce schodowej? mnieobcy ludzie nie obchodza i sasiadow poza tymi z tego samego pietra nawet nie kojarze nie narzucam sie tez obcym ludziom

Odpowiedz
avatar bazienka
0 10

z tym psem tez nie rozumiem- po cholere pchasz lapy do CUDZYCH zwierzat? jeszcze gorzej jak do cudzego dziecka z kurierem tez rozumiem- nie chcialabym sie bujac z pretensjami jesli okaze sie, ze paczka uszkodzona lub cos z niej zginelo, poza tym kurier ma obowiazek dostarczyc ja tobie, nie sasiadce, mi tak sasiedzi juz raz paczke ukradli, a kurier nawet nie potrafil ich potem wskazac i 200 zl poszlo sie kochac (15 lat temu, ja na studiach, to byla 1/3 mojego budzetu) oni maja inne granice niz ty, nie chca kontaktu i maja do tego prawo, nie osaczaj ich i nie badz namolna

Odpowiedz
avatar Habiel
1 5

@bazienka: To raczej właściciel ma odpowiadać za psa, który zaczepiał autorkę. Jak go nie może kontrolować,to niech chodzi klatką schodową. I zwrócenie uwagi nie musi być chamskie.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 5

tak, ale ona tez nie powinna wyciagac rak do cudzych zwierzat potem jak zwierze ugryzie takiego glaskacza to jest placz i klotnie o odszkodowania cudzycz zwierzat i dzieci sie nie dotyka, kropka a psy trzyma sie krotko, by nie zaczepialy innych

Odpowiedz
avatar Italiana666
2 4

@bazienka: u mnie paczki od kuriera dla wszystkich pracujacych mieszkancow zawsze przyjuje emerytka z parteru. Nawet jest z tego zadowolona, poniewaz mieszka od lat sama i jak ktos zjawi sie u niej po przesylke to zawsze moze z kims te kilka minut porozmawiac. Poniewaz od prawie roku pracuje w domu to i mi sie zdarza przyjac przesylke dla sasiada. Nie widze w tym problemu. Jesli przyjmuje paczke dla sasiada to kurier notuje moje nazwisko. Takze w razie zaginiecia paczki wiadomo do kogo mozna miec pretensje.

Odpowiedz
avatar reksai
-1 1

@bazienka: hej sąsiadko :)

Odpowiedz
avatar Tajemnica_17
-1 5

Sąsiadce od imprezki trzeba było powiedzieć "Imprezy nie są nielegalne. Niestety bycie wredną babą, której wszystko przeszkadza też nie".

Odpowiedz
avatar madxx
7 9

Mi się akurat podoba anonimowość w bloku, jak słyszę, że ktoś jest na klatce, a akurat mam wychodzić to czekam, żeby nie musieć się z nikim spotykać :P jak już kogoś spotkam to oczywiście dzień dobry, ale to tyle. Mam swoich znajomych, nie potrzebuję do niczego sąsiadów. A z imprezą no to akurat słabo trafiłaś :/ ja się z moimi sąsiadami poza dzień dobry nie odzywam, ale też nikt nie robi sobie wzajemnie problemów jak ktoś zrobi od czasu do czasu imprezę.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 8

@madxx: tez tak mam, wole unikac obcych ludzi i nienawidze takich napraszaczy jak autorka generalnie obcych mam gleboko wpowazaniu i nie chce sie z nimi kontaktowac jesli nie ma takiej wyraznej potrzeby a autorka niech sprobuje zrozumiec, ae oni zachowuja sie anonimowo, bo TAK WYBRALI i tak czuja sie komfortowo i przestanie wlazic obcym ludziom w zycie

Odpowiedz
avatar Austenityzacja
3 3

Co to zapoznawania się z sąsiadami - w każdym miejscu, w którym mieszkałam jest grupa osiedlowa na fb i tam ludzie proszą o jakieś drobne przysługi i działa to bardzo sprawnie. Nie ma potrzeby łazić po całym bloku i zapoznawać się na siłę. Zwłaszcza, że np. ja sporo pracuję w domu i to w różnych nietypowych godzinach i nie chcę, żeby ktoś do mnie przychodził bez zapowiedzi, bo nie zawsze jestem gotowa na taką wizytę. Takie podejście może kiedyś miało sens, gdy ludzie mieli więcej czasu (przynajmniej w moim odczuciu) i poznawali nowych ludzi głównie "na żywo".

Odpowiedz
avatar Julita
3 3

Ale to ty uprzykrzasz ludziom życie. Sorry, ale ludzie mają swoje życie, zorganizowane i wypełnione. Nie będą zmieniać swojego planu dnia czy życia, bobo ciebie nikt nie kocha i czujesz się samotna. W ogóle co to za zwyczaj łazić po klatce i się ludziom do drzwi dobijać?

Odpowiedz
avatar szafa
0 4

nie przejmuj się komentarzami, ci, co się zgadzają nie mają potrzeby niczego pisać, dlatego najgłośniej słychać tych, co im się nie podoba ;). ja znam swoich sąsiadów, wiem, że mogę liczyć na drobne przysługi od nich, tak jak i oni ode mnie i ogólnie mamy życzliwą atmosferę w bloku. może pomaga fakt, że większość z nich to raczej starsi ludzie. a tobie współczuję takiego bloku, trafiłaś na typową klasę średnią, która uważa, że nikogo nie potrzebuje do szczęścia i której wszystko naokoło przeszkadza, bo wszyscy powinni się do nich dostosować. miej to gdzieś, a jak ktoś będzie się przyczepiał, to zrób ma taką awanturę, że następnym razem będzie się bał odezwać ;)

Odpowiedz
avatar Orava
2 2

Masz dość nieprzyjemnych sąsiadów, ale co do pierwszego wrażenia, to jednak przyznam sąsiadom rację. Ja też nie otwieram drzwi nieznajomym (chyba, że kurierom). Sobota, to mój dzień na odpoczynek. Dzień w którym się nie maluję, ubieram rozciągnięte dresy i mam wyrąbane na wszystko i wszystkich, chcę sobie po prostu odpocząć. Głęboko gdzieś mam to, że kogoś to może urazić. Skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś jakaś nawiedzona i czy jak ci otworzę te drzwi, to mi się do środka nie zwalisz? Skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś Świadkiem Jechowy? Podziękuję za takie atrakcje. A kobiecie, której dziecko obudziłaś, to już w ogóle przyklasnę. Tym jednym dzwonkiem zepsułaś kobiecie cały dzień, pewnie usypiała je przez godzinę, ty je obudziłaś i wiedziała, że nie zaśnie już do wieczora. Za to będzie marudne i płaczliwe przez następne ~5 godzin. Przywitać się można przy okazji, spotykając kogoś na klatce, nie trzeba od razu zakłócać komuś tym spokoju i ciszy.

Odpowiedz
avatar Niqoo
2 2

Zgadzam się z większością komentujących, też bym nie chciała żeby mi ktoś zakłócał spokój w moim mieszkaniu. Tak samo bym Cię potraktowała jakbyś mi dziecko obudziła dzwonkiem, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to może podnieść ciśnienie - nawet Pani listonoszka jak przychodzi to cicho puka a nie napierdziala dzwonkiem bo wie, że mam małe dziecko, nie prosiłam jej o to, sama się domyśliła jak mnie kiedyś zobaczyła w drzwiach z córką :) kochana kobieta. Mieszkałam w małej wsi i w mieście cenie sobie anonimowość, nie chce plotek, obmawiania. Oczywiście mówimy sobie 'dzien dobry', czasem zamienimy kilka zdań i to na tyle. Nie potrzebuję przysług od sąsiadów, to dla mnie obcy ludzie. Dzisiaj mieszkam tu, jutro tam, kto to wie. Mam swoich znajomych, rodzinę i takie relacje są mi niepotrzebne. Oczywiście zgadzam się z tym, że trzeba być kulturalnym, wzywanie policji czy chamskie odżywki są nie na miejscu.

Odpowiedz
avatar LuzMaria
1 1

Chyba trochę nie uwzględniłaś, że to nie jest akademik - tam mieszkają różni ludzie, którzy mają różne sytuacje życiowe. Może ktoś właśnie w swoim mieszkaniu dostał diagnozę, że ma nowotwór złośliwy, ktoś może właśnie rozpacza bo przeżywa złamane serce, ktoś ma jakiś termin w pracy i musi z domu coś pilnie napisać i wysłać, ktoś odsypia całonocną pracę, ktoś ma małe dziecko i nie wie, w co ręce włożyć. Ciężko oczekiwać, że oni wszyscy swoje sprawy i problemy odłożą na bok dla Ciebie. Ja też mieszkałam kiedyś w takim bloku, gdzie wszyscy sobie pomagali i byli dla siebie życzliwi, ale elementem tej życzliwości dla sąsiadów było to, że nikt w mieszkaniu nie organizował większych spotkań przy alkoholu - jeśli mieszkanie nie było szczególnie duże a blok szczególnie wyciszony to osiem osób przy alkoholu i muzyce może naprawdę być dla sąsiadów uciążliwe. W blok, w którym mieszkałaś od dzieciństwa pewnie było jak w każdym bloku zasiedlanym od nowości - wprowadzają się głównie młode pary z dziećmi, mają podobne potrzeby, wszystkim dzieci trochę hałasują i nikt za bardzo nie imprezuje, więc łatwo o wzajemne zrozumienie i wyrozumiałość. W akademiku też wiadomo, że wszyscy mieszkańcy są na podobnym etapie życia. Ale jak widać zamieszkałaś w miejscu, w którym mieszkańcy są w różnym wieku, mają różne oczekiwania i potrzeby - to nie jest z ich strony nieżyczliwe, że nie chcą razem z Tobą żyć po studencku.

Odpowiedz
avatar Opiekunka
1 1

Doznałam takiego samego szoku kiedy przeprowadziłam się na nowe osiedle. "dzień dobry" nie istnieje, jak masz się z kimś minąć to głową w dół i udają, że Cię nie widzą. Przytrzymanie drzwi, windy itp zapomnij. Ale za to wystarczy, że dzieci coś kredą napiszą na chodniku to od razu post na grupie osiedlowej z pretensją, że dzieci źle wychowane...

Odpowiedz
avatar yfa
1 1

A skąd ktoś ma wiedzieć, że jesteś sąsiadką, a nie jakąś naciągaczką? Dlaczego chcesz poznawać ludzi w czasie, który sobie sama wybrałaś, a dla nich może nie być odpowiedni (uwielbiam, jak siedzę w piżamie, z rozwalonymi włosami, obcinam właśnie paznokcie, a tu ktoś do drzwi się dobija)? Chcesz się zapoznać inaczej, niż w drzwiach klatki? Włóż do skrzynek zaproszenia na ciasto i kawę u siebie. Wtedy będą wiedzieć, że na prawdę tam mieszkasz i przyjdą przygotowani do wizyty. I nie, za PRL-u również nie czułem się komfortowo łażąc do ludzi po różne rzeczy (nie było telefonów). A ludzi przyłażących po nic również uważało się za natrętów.

Odpowiedz
Udostępnij