Chodziłam kiedyś na wykład, raczej typowy zapychacz. Na początku ustaliliśmy, że zaliczenie będzie "na obecność". Na każdym wykładzie wpisywaliśmy się więc na kartkę. Prowadzący dostawał ją z powrotem i odczytywał zapisane na niej nazwiska - taki sposób na wpisywanie nieobecnych. Okej, gra gitara.
Pewnego dnia profesor jak zwykle zebrał podpisy, odczytał nazwiska. Nie zdążył jeszcze odłożyć kartki, kiedy... mniej więcej połowa audytorium wstała i radośnie skierowała się do wyjścia.
Chyba nigdy nie widziałam bardziej wpienionego człowieka.
studenci
Ale... po co? Zasłużył sobie na to w jakiś sposób, czy po prostu ci studenci to banda kretynów?
Odpowiedz@VAGINEER: Zdecydowanie obstawiam bandę kretynów. No ale autor nam nie odpowie, bo ostatni raz był aktywny w sierpniu, a to kolejna historia-zapychacz wyciągnięta z archiwum.
OdpowiedzWiem, że to stara historia, ale na miejscu Pana Profesora po prostu zrobiłabym druga listę i porównała z tą pierwszą. Później można wymyślić co robić z tą "bandą kretynów".
Odpowiedz