Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mój świętej pamięci dziadek miał kilka sióstr. Z jedną z nich (nazywaną…

Mój świętej pamięci dziadek miał kilka sióstr. Z jedną z nich (nazywaną w dalszej części historii ciocią Basią (imię zmienione)), najstarszą, nasza gałąź rodziny miała od lat bardzo dobry i regularny kontakt. Jednak jakiś czas temu zaczęło się to powoli zmieniać za sprawą piekielnego wnuczka cioci, a mojego dalekiego kuzyna.

Piekielnemu kuzynowi, powiedzmy – Markowi, powodziło się w życiu stosunkowo dobrze. Uczył się dobrze, płynnie mówi w dwóch językach obcych, skończył studia, znalazł dobrze płatną pracę i narzeczoną. Miał jednak jeden wielki problem – alkohol. Nie znam szczegółów, jednak przez nasilający się nałóg i brak chęci do porzucenia go, jego ukochana zdecydowała się go zostawić. I to był początek końca. Marek wpadł w okropny stan, stracił chęci do życia, olewał pracę i pił, pił i pił. Zaskoczeniem chyba dla nikogo nie będzie, że pracę w końcu stracił.

Od tego czasu jego życie dzieliło się na trzy rzeczy: chwile opamiętania i chęci zmian, libację alkoholową i podróże. Co jakiś podejmował pracę, by zaraz ją stracić. Chodził na odwyki, by z nich zrezygnować i wypisać się z ośrodka. Wyjeżdżał z rodzinnej wsi, by wrócić dzień lub dwa później. I tak mijały lata, a problem jedynie się nawarstwiał. Obecnie Marek ma około 35 lat.

Jak wspomniałam, moja bliska rodzina od lat utrzymywała dobry kontakt z jego babcią. Pomimo to Marka poznałam stosunkowo niedawno – przez większość mojego kilkunastoletniego życia nie interesował się za bardzo babcią. A i ciocia nie poruszała zazwyczaj tematu wnuka. Wiedziałam, że istnieje, nic poza tym. Alkoholizm Marka był do pewnego dnia tematem pomijanym.

A tym dniem był dzień, w który Marek po kolejnej stracie pracy postanowił zamieszkać u cioci Basi.

Zaczęło się niewinnie – pomagał w domu, zwalniając staruszkę z ciężkich prac w domu i w ogrodzie, prawie nie pił i podobno szukał nowej pracy w pobliskim mieście. Jednak wystarczyło zaledwie kilka tygodni, by zaczęły się problemy. Wrócił do picia, a gdy skończyły mu się pieniądze, wybłagał je w jakiś sposób od cioci Basi i kontynuował swój maraton alkoholu. Często nie wracał na noc, spał w krzakach przed domem zbyt pijany, żeby wejść do środka i nawiązywał kontakty z innymi wioskowymi pijakami.

Jednak tak szybko jak się pojawił, Marek zniknął. Zabrał uzyskane od swojej matki, a córki cioci Basi, pieniądze i wyjechał w góry, poszukując nowej posady bądź na odwyk. Nie pamiętam dokładnie.
Świetnie za to pamiętam, jak w wigilię byłam u cioci Basi, żeby zaprosić ją do domu mojej babci na kolację. Przyznam, że namówienie cioci nie należało do najłatwiejszych ze względu na jej pewnego rodzaju dumę i brak śmiałości – miała wrażenie, że będzie przeszkadzać i nie pasować ze względu na dalekie pokrewieństwo. Jednak po długiej rozmowie zgodziła się.

I właśnie wtedy zadzwonił telefon. Dzwonił oczywiście Marek, który miał święta spędzić w górach. W kilku słowach zapowiedział, że będzie za kilka godzin, bo się rozmyślił i jednak wraca do domu. Polecił także przygotowanie wigilijnej kolacji i rozłączył się. Tak po prostu.

Ciocia spanikowana (jej panikę w pełni zrozumiałam dopiero pół roku później, ale do tego dojdziemy z czasem), bo w domu nic nie ma. Myślała, że wigilię spędzi sama w łóżku, a tu już za kilka godzin będzie głodny jak wilk Marek. No nic, bardzo zawstydzona poprosiła mnie, czy mogłabym zapytać moją babcię, czy dałaby jej „tak z sześć pierożków, byle dla Marka było”. Pobiegłam, wytłumaczyłam sytuację i wróciłam z mnóstwem jedzenia, co by im jeszcze na następny dzień starczyło. Ciocia płakała ze wzruszenia.

Kolejne miesiące były dla cioci męczarnią. Marek zamieszkał u niej na stałe, co jakiś czas wyjeżdżając w poszukiwaniu pracy lub na odwyk. Kiedy był w domu, czasem pomagał, czasem nie. Przeprowadził połowiczny remont, zabierając cioci wannę (ogólnie dom cioci jest bardzo stary i wanna była w innym budynku), obiecując wstawienie nowej. Czego do teraz nie zrobił, ale to inna sprawa. Opowiedział mi historię swojego życia (opisaną na początku), wspominając dodatkowo o majakach, chęci zmiany oraz jednoczesnym braku woli. W międzyczasie też kradł cioci pieniądze, na co zareagowała w końcu jego matka (powiedzmy, że ciocia Wanda), która sama zabrała wszystkie pieniądze cioci Basi i robiła zakupy za nią. Sam Marek, jak okazało się później, bił ciocię Basię i znęcał się nad nią psychicznie.

Ciocia Basia znalazła się w okropnej sytuacji. Nie wychodziła z domu, a jej stan zdrowia znacznie się pogorszył. Z wyjątkowo żwawej i pełnej sił jak na swój wiek (ponad 80 lat) kobiety, stała się zgarbioną w pół i kulejącą staruszką. Kiedy tylko mogłam, odwiedzałam ją, proponując wsparcie. Marka zazwyczaj w domu nie było, a kiedy był – spał zmęczony pijackimi wyczynami.
Zapytacie pewnie: dlaczego go nie wyrzuciła za drzwi? Odpowiedź jest aż nazbyt prosta – miała zbyt dobre serce. To był jej wnuk i nieważne dla niej było, jak wobec niej się zachowywał. Cierpiała, milcząc w kwestii mnóstwa ważnych spraw, zdana na łaskę wnuka. Odrzucała pomoc mojej bliskiej rodziny, a nikt inny – sąsiedzi, jej dzieci, jej siostry i ich dzieci – nie był tym w ogóle zainteresowany. Wiedziała, że nikt inny się nie ulituje nad Markiem, a ona nie mogła pozwolić, aby ten został sam. Bezdomny, pozbawiony pracy i wyklęty przez rodzinę. Ta wizja sprawiała jej zbyt wielki ból, co wielokrotnie sama podkreślała. Miała złote serce (co mogłabym uzasadnić na wielu przykładach, ale tekst jest bardzo długi i bez tego) i to złote serce ją gubiło.

Z czasem wycofała się całkowicie z rozmów z innymi. Jej świat ograniczał się do domu, podwórka, Marka i cioci Wandy. Kiedy do niej przychodziłam, płakała. Nikt nie mógł jednak zmusić ją do zaprzestania krycia Marka i zgłoszenia wszystkiego na policję.

Do czasu.

Któregoś dnia, jakoś na przełomie wiosny i lata, do domu babci przyszedł jakiś daleki wujek i jednocześnie sąsiad cioci Basi. Przyniósł wieść, że ciocia Basia przyszła zakrwawiona do jego domu i zemdlała. Karetka była już w drodze. Babcia poszła zobaczyć co z ciocią i zaszła do jej domu wraz z policją. Marka oczywiście na miejscu już nie było (i to chyba na jego szczęście, bo babcia była tak wściekła, że byłaby gotowa go pobić, a pomimo wieku odznacza się ogromną siłą w rękach). Za to były rozbite naczynia i jedzenie walające się po podłodze, szafkach, kuchence... Słowem – po całej kuchni.

W szpitalu okazało się, że ciocia ma wstrząśnięcie mózgu i złamane żebro. To właśnie wtedy zdecydowała o zgłoszeniu wszystkiego na policję, chociaż jej córka cicho jej tego odradzała. Policja jednak zabrała się do pracy. Marek został złapany i osadzony w areszcie, a rodzina i sąsiedzi przesłuchani. Pamiętam, jak cała moja bliska rodzina drżała, żeby ciocia nie wycofała zarzutów, bo jak policja przyznała – gdyby to zrobiła, nie dałoby się nic zrobić.

Jednak tego nie zrobiła. Miała ogromne wątpliwości, ale do procesu doszło. Marek dostał sądowy zakaz zbliżania się do cioci Basi.

W tym czasie ciocia zaczęła powoli zdrowieć. Nadal była rozstrojona emocjonalnie i dodatkowo przerażona pandemią, jednak zaczęła chodzić bardziej wyprostowana, odzyskała kolory na twarzy i przestała być tak przerażająco chuda. Nie wyglądała jak rok wcześniej, ale było lepiej. Zaczęła wychodzić z domu na zakupy, na cmentarz do męża, czasem nawet do babci.

Ale Marek wrócił. Ponownie zamieszkał u cioci, cała sytuacja zatoczyła koło, wliczając to nawet złamanie (tym razem miednicy). Ciocia nie chce przyjąć od nikogo pomocy, a policja nie jest w stanie nic zdziałać, bo oficjalnie go tam nie ma. Jego istnienie jest skrzętnie ukrywane, chociaż i tak wszyscy wiedzą, że tam jest. Dopóki jednak nie zostanie złapany na gorącym uczynku, wszystko na nic.

by Moren
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar marcelka
22 24

"a policja nie jest w stanie nic zdziałać, bo oficjalnie go tam nie ma. Jego istnienie jest skrzętnie ukrywane, chociaż i tak wszyscy wiedzą, że tam jest" - i to jest właśnie absurd. Skoro wszyscy wiedzą, że tak naprawdę Marek tam jest - a w wiosce to pewnie faktycznie wszyscy wiedzą - to i policja wie. A skoro wie, i skoro Marek ma zakaz zbliżania się, to czy nie dałoby się radiowozu postawić na pół dnia w okolicy domu? Albo żeby postał, postał, odjechał i znienacka wrócił? Jeśli policja nie jest w stanie w małej wiosce nic zrobić z pijaczkiem znęcającym się nad starszą kobietą, mając jego adres i w zasadzie podanego na tacy, to dla mnie to jest totalna porażka.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
11 13

@marcelka: dokładnie. A dla mnie dodatkowo taką porażką jest fakt, że taka staruszka - czy jakakolwiek inna zastraszona ofiara - jest traktowana gorzej niż kulawy pies. Bo jak oprawca atakuje psa, a świadek to zobaczy, ewentualnie nagra i złoży zeznania, to przecież oprawca zostanie ukarany. Zbity pies nie musi w tym celu składać zeznań. Natomiast jak oprawca pobije drugiego człowieka, to już wszyscy wokoło mogą patrzyć, nagrywać, zeznawać, interweniować - i dalej gówno można, dopóki ofiara się nie poskarży. Przecież to jest absurd. Nawet jeśli ofiara jest pełnoletnia i sprawna umysłowo - może być tak zastraszona, że logicznym jest, że nie złoży zeznań. Serio, taka ofiara jest w świetle prawa potraktowana gorzej niż pies.

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 9

@marcelka: nie wiem, na jakiej zasadzie w Polsce działa zakaz zbliżania, ale np. w Niemczech ofiara ma obowiązek zgłaszać każdy przypadek jego naruszenia przez sprawcę na policję. Jeśli tego nie zrobi, tylko nawiąże kontakt ze sprawcą, zakaz zbliżania przestaje obowiązywać.

Odpowiedz
avatar Jorn
-3 9

@marcelka: To nie absurd, to maliny.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Crannberry: w Polsce mozna np. dostac SDE ( dozor elektroniczny) i ofiara nosi w torebce badz ma zamontowany odbiornik w domu, a sprawca bransoletke na rece lub nodze ale to stosunkowo nowe przepisy sa i nie zawsze sie je stosuje @Jorn: co ma wspolnego Malinowa z dzialaniem polskiego prawa?

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

@Jorn: niekoniecznie, nad moją bliską osobą znęcał się psychicznie i fizycznie mąż. została założona niebieska karta, czy jak to się nazywało. kiedyś ją tak pobił, że w końcu poszła do lekarza na obdukcję i sprawa trafiła do sądu i co? sąd stwierdził, że nie ma dowodów na to, że pobicie zostało dokonane przez niego i po sprawie.

Odpowiedz
avatar Gelata
9 9

Radzę jednak przekonać wszystkich do istnienia Marka, bo babuleńka się odmelduje szybciej, niżby mogła

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 8

Jedna rzecz mnie tu zastanawia. Piszesz, że Marek złamał cioci miednicę. Starsza osoba ze złamaną miednicą musi kilkanaście tygodni leżeć plackiem. Ktoś musi przynieś cały czas być, karmić ją, myć, smarować specyfikami przeciw odleżynom, podawać basen/ zmieniać pampersy. Kto się tym w takim razie zajmuje? Marek?

Odpowiedz
avatar VAGINEER
0 0

@Crannberry: zajmuje się nią malinowa ;)

Odpowiedz
avatar Cyraneczka
10 10

Matka Mareczka wkurzyła mnie bardziej niż on sam. A niech tam synek babcie tłucze, ważne, że u niej spokój i porządek.

Odpowiedz
avatar Face15372
4 4

"Ostrzegam, będzie długo." E tam, średnia Crannberry ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
5 5

piekielni to jestescie wy wszyscy, ktorzy temuz Markowi pomagacie zapewniajac mu dach nad glowa, kiedy chce, karmiac, cholubiac i dajac pieniadze alkusa czy narkomana wypiertala sie na zbity ryj i niech sobie radzi sam, pasozyt jeden pomagajac mu stwarzacie mu tylko komfort picia, wiec po co ma cokolwiek ze soba robic, skoro i tak zawsze ma cieple lozko, jest nakarmiony, ma naszykowane i wie, ze ma gdzie wrocic? sami sobie to robicie ciotka powinna do was wbic na cale swieta, zamknac dom i niech sobie Mareczek koczuje na wycieraczce glodny, dorosly facet jest, niech kombinuje i podobnie z innymi przypadkami- nie wpuszczac dziada, nie dawac absolutnie zadnego hajsu poki bedziecie karmic pasozyta, nic sie nie zmieni

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

no to idz tam, nagraj filmik, ze tam jest i zglos zlamanie zakazu zblizania sie

Odpowiedz
avatar VAGINEER
-2 2

Przecież od niedawna jest prawo pozwalające wyrzucić z domu oprawcę nawet bez żadnych dowodów, a to jest jeden z przypadków gdzie wykorzystanie tego prawa nie byłoby żadnym nadużyciem. Czemu tego nie zrobi? Ja powiem czemu. Bo nie istnieje.

Odpowiedz
avatar kijek
1 1

Bierze się trzech rosłych kolegów, zaprasza Marka na szczerą rozmowę połączoną z rękoczynami i obiecuje się dalsze przy powrocie do tej miejscowości, szkoda, że autorka?autor miał siłę opisać ta historię, ale nie ma siły reagować mocno i na wku.wie

Odpowiedz
avatar Julita
-1 1

Selekcja naturalna. Babcia chce dać się zabić, to jej problem. Tobie nic do tego.

Odpowiedz
avatar smigly123
0 0

Jest takie urządzenie jak kamera i skoro wszyscy wiedzą, że Marek wrócił, ale policja nie może nic zrobić bo oficjalnie to go tam nie ma, to co to za problem żeby nagrać kilka dni i mieć nagranie, że jednak tam jest. A skoro on jest co chwile w stanie dużego upojenia, to nawet nie zauważy, że gdzieś za kwiatkiem czy regałem stoi ukryta kamera..

Odpowiedz
Udostępnij