Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jest sobie rodzina. Rodzice. Dwie córki - K. obecnie 40 i B.…

Jest sobie rodzina.

Rodzice. Dwie córki - K. obecnie 40 i B. 38 lat. Obie zamężne, obie mają po jednym dziecku, obie pracują, B. ma mieszkanie, K. z mężem wybudowała dom. I syn, nazwijmy go Piotruś. Obecnie 30 lat.

Piotruś był wyczekanym i wychuchanym dzieckiem, podobno rodzice bardzo chcieli kolejne dziecko i marzyli o synu, a były jakieś problemy, więc jak urodził się Piotruś, to oszaleli z radości.

Córki poczuły się odstawione na boczny tor. Z jednej strony wiadomo, niemowlę/małe dziecko wymaga więcej czasu, ale z relacji K. i B. wynika, że to się utrzymywało cały czas.

Piotruś miał zawsze nowe zabawki, nowe ubrania, one musiały donaszać po kuzynkach i po sobie nawzajem. Jak Piotruś coś chciał, to było oczywiste, że to dostanie. Na wakacje one były wysyłane do dziadków lub upychane u ciotek/wujków, a rodzice z Piotrusiem jechali na dwa tygodnie nad morze, potem i za granicę (bo na wyjazd dla całej rodziny i atrakcje dla Piotrusia - aquaparki, wesołe miasteczka, lody itp. - nie było ich stać).

K. i B. dobrze się uczyły, Piotruś od początku był z nauką na bakier. Rodzice: "wiadomo, jak to chłopiec". Dla nich i tak był najlepszy, najmądrzejszy, naj!

K. i B. zdały maturę, poszły na studia, na studiach pracowały i miały stypendia naukowe, żeby się utrzymać (od rodziców dostawały okazjonalnie jakieś drobne pieniądze, ale utrzymać się musiały same), usamodzielniły się, znalazły pracę, założyły rodziny.

Piotruś nadal mieszkał z rodzicami. Maturę zdał ledwo ledwo. Na studia dzienne się nie dostał, więc może za rok... Za rok też się nie dostał, poszedł na jakieś zaoczne (płacili rodzice), czegoś tam nie zdał, wyrzucili go, zaczął następne, ale to "nie dla niego", i tak sobie "studiował" przez jakieś 5- 6 lat. O pracy w międzyczasie żadnej mowy nie było, bo przecież "Piotruś się uczy, studiuje!".

Jak w końcu okazało się, że z tych studiów to raczej nic nie będzie, podjęto próby pracy. Rodzice po znajomości załatwili mu jakiś staż, potem jakąś inną pracę, i jakąś kolejną.
Niestety, w żadnej Piotruś się nie utrzymał.

Bo on na 7 rano nie będzie do pracy jeździł, bo o której musiałby wstać?
Bo koledzy mu świnię podłożyli i są niemili.
Bo szef się na niego uwziął.
Bo on nie będzie za takie grosze pracował.
Brak doświadczenia jakiegokolwiek, brak wykształcenia i brak jakichkolwiek umiejętności lub chęci nauczenia się czegoś też nie bardzo się sprawdzały.

Tak więc Piotruś stał się człowiekiem, dla którego nie ma pracy, po prostu nie ma.

W międzyczasie sytuacja materialna rodziców się pogorszyła. Zakład, w którym pracował ojciec, został zlikwidowany. Mimo to ojciec znalazł pracę dorywczą, w ochronie, za jakieś nędzne grosze, ale lepsza taka praca niż żadna. Szkoda, że Piotruś nie podzielał tej opinii...

Niestety, ojcu się zmarło, zawał.

Emerytura matki nieduża, ledwo starczałaby na jedną osobę, a co dopiero na dwie.

Matka niedomaga, coraz bardziej. Mimo to cały czas koło Piotrusia się krząta: sprząta, pierze, gotuje, na zakupy chodzi, bo gdzieś Piotruś będzie ciężary dźwigał... Sama na jedzeniu oszczędza, "bo ona już stara, to jej wiele nie trzeba", ale dla Piotrusia zawsze są napoje kolorowe, chipsy, przekąski, bo przecież "on tak je lubi"...

K. i B. starały się matce pomóc, ale jak kilka razy dały pieniądze, to zamiast na poduszkę specjalną, której matka potrzebuje i tego typu rzeczy zostały wydane na... grę komputerową dla Piotrusia "bo tak o niej marzył!". Teraz K. i B. już nauczone doświadczeniem same kupują takie rzeczy i dają rzeczy, nie pieniądze.

Wiele razy próbowały rozmawiać, wcześniej z oboma rodzicami, teraz już tylko z matką, o tej sytuacji. Że tak nie może być. Że Piotruś musi w końcu zacząć pracować, bo za co kiedyś będzie żył?

I to jest rzecz, nad którą matka najwyraźniej też się zastanawia, bo ostatnio wpadła na "genialny" pomysł.

Przecież K. ma dom! Więc jak matki zabraknie, to Piotruś sprzeda mieszkanie (całe mieszkanie rodzice zapisali testamentami na Piotrusia), i wprowadzi się do K. Bo przecież on sam sobie nie poradzi! Bo jak to mężczyzna, i sam miałby sobie gotować, prać, no a K. i tak to przecież robi, dom ma duży, to co jej Piotruś będzie zawadzał?

K. była tak zaskoczona absurdalnością tego pomysłu, że najpierw nawet nie wiedziała jak zareagować, a potem wygarnęła matce, że co sobie wychowała, to ma.

Matka śmiertelnie się obraziła i oświadczyła, że nie zamierza rozmawiać z K. ani z B. dopóki te nie zmienią zdania (bo B. oczywiście poparła K.).

K. jest moją dobrą koleżanką i radziła się mnie, co robić. Nie bierze pod uwagę niańczenia Piotrusia przez następne kilkadziesiąt lat, ale boli ją brak kontaktu z matką...

A ja się zastanawiam, jak można być tak piekielnym rodzicem...

piekielni rodzice rodzina

by marcelka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar marcelka
22 22

@Puszczyk: ojciec miał dobrą pracę, nie za jakieś miliony monet, ale przyzwoitą pensję. stać ich było na utrzymanie 3 dzieci, ale nie na równym poziomie. jak ojciec stracił pracę, to sytuacja się znacznie pogorszyła, jak umarł - matka została tylko z emeryturą swoją, niezbyt wysoką. K. i B. pracowały dorywczo - jako kelnerki, nianie, sprzątały po domach. Nie ma mowy o żadnym etacie na studiach. Łapały co było i co się dało pogodzić ze studiami. K. w dodatku studia naprawdę dobrze szły, miała jakieś stypendium ministerialne (?), nie wiem dokładnie na jakich zasadach ono było przyznawane, ale było wyższe niż normalne naukowe. B. miała zwykłe naukowe. Chyba też obie łapały się na socjalne stypendia. Mieszkały w akademiku. Nie nazwałabym K. i B. zakompleksionymi dziewuszkami. Wcale nie mają zamiaru Piotrusiowi usługiwać i w tym "problem".

Odpowiedz
avatar Etincelle
13 13

Owszem, takie stypendium było i było wysokie. Moja mama i ciocia miały (wychodzi mi na to, że niecałe 10 lat wcześniej) od drugiego roku i wystarczało im na utrzymanie, z tym że mieszkały w akademiku. Stypendium ministra chyba? Mama mówiła, że niewiele mniejsze niż dostała zaraz po studiach w pracy, normalnej, w zawodzie, nie jakiejś dorywczej. Więc przeżyć się za to w studenckich warunkach dało.

Odpowiedz
avatar Habiel
13 13

@Puszczyk: Na mojej uczelni stypendium naukowe to były grosze (gdy dostałam po raz pierwszy 450 zł/msc, potem ciągle spadało). Ale kiedyś z tego co słyszałam wynosiło około 1200 zł. Raczej za taką kwotę dało się utrzymać przy mieszkaniu w akademiku, bo też cenny były inne niż obecnie. Nie każde stypendium wymaga od ciebie wkładu naukowego. U mnie największą wagę miały oceny, a dopiero potem dodatkowa działalność np. w kole naukowym.

Odpowiedz
avatar digi51
23 27

@Puszczyk: Czasem jak czytam Twoje komentarze nasuwa mi się jedna myśl, że w dupie byłeś i goowno widziałeś, mimo, że twierdzisz coś innego, za to masz ogromne kompleksy co do swojego pochodzenia. Ostatnio próbowałeś udowodnić, jakimi to Polki nie są zakompleksionymi cichodajkami, teraz masz nową pożywkę, maminsynkowie z dwiema lewymi rączkami, no tak, tak się wychowuje facetów w "tenkraj". Serio, podejrzewam, że najdalej w całym swoim życiu byłeś we wsi obok, a te swoje analizy społeczne opierasz na obserwacji swojej rodziny i paru sąsiadów. Co do zarobków na studiach nie klei ci się, bo doszukujesz się fejka albo gloryfikowania sióstr w historii. Moja siostra na medycynie miała stypendium naukowe, dorabiała w kawiarnii, łącznie 1200zł. Jak wystarczy ci miejsce w dzielonym pokoju i umiesz żyć skromnie to spokojnie za to wyżyjesz.

Odpowiedz
avatar Crannberry
-4 12

@Puszczyk: sama jestem w wieku córek z historii i u mnie na studiach stypendium naukowe przysługiwało powyżej średniej ocen 4.5 (a i to nie zawsze, bo duża konkurencja) i wynosiło zawrotne 200zł. W pracy na pół etatu (bo ca cały etat nie pogodzisz ze studiami dziennymi, bo doby braknie) przy dobrych wiadrach zarobiłoby się 700zł, wynajęcie pokoju kosztowało 500zł plus media, miejsce w akademiku 300zł. Jedyna szansa, żeby student się samodzielnie utrzymał łącznie z zapewnieniem sobie dachu nad głową to jeśli studiował kierunek, który pozwalał na udzielanie dobrze płatnych korków

Odpowiedz
avatar Etincelle
6 6

@Puszczyk: nie mam pojęcia, jak jest teraz. Miały stypendium ministra od drugiego roku, czyli zaczęły je mieć 30 lat temu. Żadna nie pamięta kwoty, jedynie porównywały do pierwszej pracy. Nie miały stypendium socjalnego, a mieszkały w akademiku; tak czy siak było dużo taniej. A lata podaję, bo wychodzi mi na to, że są niecałe 10 lat starsze od bohaterek historii, więc pewne rzeczy mogły się zmienić. Tyle.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 7

@marcelka: jeżeli rodzice byli w miarę niezłe usytuowani, to raczej się nie łapały na stypendium socjalne. U mnie na uczelni nawet przy przyznawaniu miejsc w akademiku na pierwszym roku kryterium dochodowe było tak idiotyczne, że rodzice musieliby być podopiecznymi Mopsu, albo fałszować zaświadczenie o dochodach

Odpowiedz
avatar niepodam
14 14

@Puszczyk: Bohaterki historii są w podobnym do mnie wieku więc realia ówczesnych studiów znam. Ze stypendium socjalnego + praca dorywcza (raczej na czarno) spokojnie szło się utrzymać mieszkając w akademiku. A nawet tylko z socjalnego zaciskając pasa. Stypendium naukowe zależało od wydziału uczelni i u mnie na wydziale liczyła się tylko i wyłącznie średnia ocen. @marcelka - jeśli ojciec bohaterek zarabiał dobrze, to może matce będzie się kalkulować emerytura po nim? Oczywiście nikt w ZUSie sam tego nie zaproponuje, trzeba iść i złożyć wniosek o kalkulację.

Odpowiedz
avatar marcelka
12 12

@Puszczyk: taak, bo jak dorabiały sobie sprzątaniem czy niańczeniem dzieci, to na bank te zarobki leciały wszędzie zgłaszać... nie przypuszczam. mam oprócz K. jeszcze innego znajomego, który też to stypendium ministerialne/ministra (?) miał; studiował na innej uczelni niż K., parę lat później niż ona, prawo, ale z tego co mówił, wymogiem była średnia + przynależność do koła naukowego, a to koło podobno nic za wiele nie robiło, tylko się spotykało, piło, i pisało malownicze sprawozdania, cóż to za aspekty nie zostały podczas tych spotkań omówione. Żadnych salt olimpijskich nie trzeba było skakać ani sztuk wystawiać. A z kolei jak ja studiowałam (jestem młodsza niż K. i też inna uczelnia/kierunek), to stypendium naukowe strasznie się wahało. w jednym roku wynosiło np. ok.700 zł, a w drugim niecałe 200 (przy tej samej średniej). Ogólnie K. i B. jakoś dawały radę, żyły oszczędnie, mieszkały w akademiku... zresztą, to akurat tylko jeden niewielki aspekt tej historii.

Odpowiedz
avatar niepodam
7 7

O właśnie, przypomniało mi się: największym benefitem do stypendium socjalnego przynajmniej u mnie na uczelni było dofinansowanie do zakwaterowania w akademiku. Przykładowo ja (bez stypendium socjalnego) płaciłem 350zł, kolega z maksymalnym socjalnym płacił 120zł miesięcznie. Reszta kosztów życia w moim przypadku to było jakieś 300zł, a i papierosy wtedy paliłem ani od alkoholu nie stroniłem.

Odpowiedz
avatar digi51
7 11

@Puszczyk: czytaj ze zrozumieniem. Napisałam miejsce w pokoju. Wtedy, ok. 10 lat temu, nawet samodzielny pokój we Wrocławiu można było wynająć za ok. 700zł. Miejsce w pokoju nawet za 300zł. Samo stypendium wynosiło ok. 400-500zł. Nie wiem, z jakiej mańki bierzesz za pewnik, że wszędzie to było 200zł. Poza tym ważne jest "dorabianie z głową". Można znaleźć pracę słabo płatną, ale za to taką, w której spokojnie możesz się uczyć. W wakacje podobnie - nawet jak robisz praktyki 8h dziennie to i tak możesz dorobić wieczorami i w weekendy. I nie wszędzie praktyki wakacyjne są obowiązkowe. Ja miałam wyłącznie praktyki semestralne, nigdy nie robiłam praktyk wakacyjnych. I tacy ludzie mogą spokojnie wyjechać sobie "na truskawki" na 3 miesiące i np. Opłacić z tego czynsz na cały semestr.

Odpowiedz
avatar digi51
7 9

@Puszczyk: Aha, a co do stypendium socjalnego. Jest ono liczone z dochodu na osobę w rodzinie. Dochody się sumuje i dzieli przez ilość członków w rodzinie. Można więc dorabiać na legalu i otrzymywać socjalne.

Odpowiedz
avatar niepodam
11 11

@Puszczyk: 15-20 lat temu przeżywałem za 650-700zł miesięcznie. Z tego jeszcze byłem w stanie coś odłożyć, pójść na imprezę itd. Fakt, że nie interesowało mnie ubranie i buty, o to dbali rodzice. Ale pamiętam, że jakoś wtedy głośno było, którychś 2 posłów próbowało przeżyć miesiąc za 1500zł i im brakło. I pamiętam, jak siedzieliśmy na korytarzu w akademiku i przy papierosie śmialiśmy się, że z takiej kasy każde z nas połowę by jeszcze odłożyło.

Odpowiedz
avatar Lostsoul
7 9

@Puszczyk: Pokój w akademiku za 1000zł??? To chyba akademicka willa z basenem. W Wawie obecnie za 2 osobowy pokój około 500zł, a pewnie jak były nastawione na oszczędzanie to mieszkały w wieloosobowych, które dają ci łącznie koszt 600zł czyli jeśli dostawały łącze ze stypendium to 1000zł to zostaje jej 400 a za to już może przeżyć jedna osoba, dorabiały sobie na 2 osobę i bilety i się pewnie jakoś żyło.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 7

@Puszczyk: Rzeczywiście coś się nie klei, ale nie to, na co zwracasz uwagę. Przede wszystkim to, że historia jest do bólu stereotypowa, bez najmniejszych odstępstw od tego stereotypu, że aż zaleciało malinami.

Odpowiedz
avatar digi51
13 13

@Puszczyk: tysiące, jeśli nie miliony ludzi tak przeszło przez studia, bo rodzice nie mieli możliwości im pomagać, ale w Twoim świecie najwidoczniej student musi wynajmować co najmniej jedynkę w centrum, 1000zl na samo żarcie, samochód i co tydzień jakiś nowy łaszek, bo inaczej to jest wegetacja. W jakim Ty świecie żyjesz? Są ludzie z ubogich rodzin, którzy po to idą na studia, aby realnie podnieść sobie w perspektywie standard życia i wtedy naprawdę priorytetem nie jest mieć optymalne warunki mieszkalne, rozrywki, fajne ciuchy i to, żeby się za bardzo nie zmęczyć pracując południami. Aha, w Polsce są też inne miasta niż Warszawa i to co w Warszawie starczy najwyżej na waciki w innym mieście uniwersyteckim może mieć znacznie większą wartość.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
15 15

@Puszczyk: Krótko mówiąc: "Wiem, że są ludzie, którzy tak żyją, ale to nie jest moim zdaniem życie, wiec historia nieprawdziwa." Kurde, dawno już tak tu nie smagał pejczem logiki. Ale widzę, o co Ci chodzi - rzuciłeś garść argumentów, argumenty obalono, więc teraz będziesz się wykręcał jak piskorz, brnąc w coraz to bzdurniejsze wytłumaczenia, bo zwyczajnie krew Cię prędzej zaleje, niż przyznasz, że nie miałeś racji :) Przy okazji: jak się nie wywala kasy na fajki, to automatycznie więcej zostaje na przeżycie.

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 9

@Puszczyk: Ja się jakieś 10 lat temu spokojnie utrzymywałam za 1000 zł w dużym mieście i jeszcze odkładałam. I nie jadłam zupek chińskich, po prostu nie jestem rozpieszczona. Chrzanisz jak potłuczony w tej kwestii.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 stycznia 2021 o 0:08

avatar niepodam
8 8

Nosz cholera, całe studia przewegetowałem, dzięki za oświecenie mnie... Mało tego, po studiach poszedłem do pracy za 1500 brutto, co dawało mniej więcej 1050zł na rękę. Jak po 3 miesięcznym okresie próbnym dostałem podwyżkę do 2500 brutto (wtedy coś ponad 1700zł do łapy) to się czułem jak król. Moja matka po 30 latach pracy na kierowniczym stanowisku tyle nie zarabiała. Zejdź chłopie na ziemię. Życie to nie warszawskie imprezy i zakupy w butikach.

Odpowiedz
avatar weron
7 7

@digi51: to pan Lobo powrócił na piekielnych łono, nie widzicie tego? Na wszystkim zna się najlepiej, nie ma opcji, żeby on nie miał racji, bo jak dwie strony się nie zgadzają, to racja jest tylko i wyłącznie po jego stronie (nawet w kwestiach subiektywnych). Enticelle mówi (z doświadczenia rodziny), że za stypendium ministerialne dostawało się tyle kasy, ile potem za pracę? Niemożliwe, bo Puszczyk aka Lobo uważa inaczej, więc Enticelle na pewno kłamie.

Odpowiedz
avatar Lypa
3 3

@Ohboy: Damn, jak 10 lat temu pracowałem za ~1200 na czysto miesięcznie (w Warszawie, w akademiku) to po paru miesiącach uzbierałem z tego na zupełnie przyzwoity komputer, który (po paru ulepszeniach) do dziś mi zresztą służy. Kupa kasy to była. :)

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@weron: Też mi to przeszło przez myśl, zakładając, że Lobo był kłamliwym trollem i przybrał sobie nową osobowość podstarzałego lovelasa, który czuje się królem życia i parę zagranicznych wyjazdów daje mu monopol na głoszenie prawd objawionych. Ech, z tymi cwaniaczkami na piekielnych zawsze to samo, pokłócą się ze wszystkim i jak już się ostatecznie kompromitują to kasują konto i za chwilę wracają myśląc, że nikt ich nie pozna ;)

Odpowiedz
avatar Lostsoul
6 6

@Puszczyk: Ale dociera ciebie że mieszkały w AKADEMIKU? akademik! AKADEMIK STUDENCKI. mieszkały tam, w akademiku, nie na stancji. Akademik tanio, stancja drogo, rozumiesz? stancja 1000zł akademik 300zł. Jak ja się wyrwałam od rodziców na studia to też oszczędzałam w ciągu roku, a potem w wakacje szłam na pełny etat i za to co zarobiłam kupowałam sobie ciuchy na cały rok i resztę odkładałam. Byli ludzie co pracowali w ciągu roku i po prostu nie było ich często na wykładach, ale dostawali od nas notatki. No normalnie ludzie se po prostu radzą, a przeżywasz 3 lata tak (albo nawet mniej bo jest szansa zaczepić się na praktykach jak jesteś dobry) i potem masz szansę na pracę w zawodzie za normalny hajs. Dla mnie dobry deal.

Odpowiedz
avatar SunAmelia
4 4

@Puszczyk: Też w tamtym czasie studiowałam. W domu naprawdę się nie przelewało. Od mamy dostawałam na studia 600 zł. Od taty czasami coś dostałam, lub nie, miał wtedy dużo swoich problemów. Za to musiałam przeżyć. I wtedy wołowina w ogóle była luksusem, ale też produktem nie potrzebnym do życia. Na akademik nie miałam co liczyć, nie spełniałam warunków. Na stypendium socjalne też nie za bardzo, dopóki nie rozwiązałam kwestii alimentacyjnych. A jak dostałam w końcu to mniej niż 200 PLN. Miejsce w pokoju udało mi się znaleźć za 300 PLN na pierwszym roku w miarę blisko wydziału, na drugim i trzecim za 200 PLN (plus koszt biletu ok 35 zł miesięcznie). Dorabiałam ile mogłam, ale weekendy mi często odpadały bo jeździłam do miasta rodzinnego (30PLN w dwie strony). Radziłam sobie jak mogłam. Jadłam w barze mlecznym, który wtedy był baaardzo tani i jedli tam bezdomni. Potem zamknęli go i też dawałam radę. Potem skorzystałam z wyjazdu na Erasmusa i to już był dla mnie luxsus. Jeszcze dodam, że studia ciężkie, z 104 osób na pierwszym roku ukończyło 12.

Odpowiedz
avatar niepodam
3 3

Jeszcze wracając do kwestii, że "tera to panie bez 2000 do wynajmu nie podchodź" i odnoszenia tego do sytuacji sprzed 15 lat pragnę przypomnieć, że w latach 90-tych ludzie zarabiali miliony.

Odpowiedz
avatar weron
3 3

@digi51: w sumie to nie tylko Tobie, jakiś miesiąc temu skomentowałam 'bitkę' Puszczyka i Balbiny pod historią: https://piekielni.pl/87480#comment_1121478, mówiąc, ze mam wrażenie, że Lobo postanowił powrócić. Użytkowniczka @PsychopathicCountess odpisała, że myślała, że tylko ona miała takie wrażenie i cieszy się, że nie jest sama. Pamiętam, jak parę dni po tym, jak skasował konto (a ja nie zauważyłam), czytałam akurat pod świeżymi historiami komentarze od 'użytkownik usunięty' i śmierdziały mi Lobo na kilometr, po czym, przy jednej z historii trafiłam na odpowiedź do komentarza "usuniętego użytkownika" z jego nickiem i @ przed nim, i już wiedziałam, ŻE COŚ SIĘ DZIEJE :D Jeśli chodzi o cwaniaczków, to podejrzewam, że wielu, po ufochaniu się, nie wraca już tutaj. Ale lobo będzie swoistą legendą, tak jak malinowa. I tak jak każda zmyślona historia jest określana mianem 'malinowej', tak teraz każdy buracki, autorytarny komentarz nieznanego bądź usuniętego użytkownika będzie od razy przypisywany jemu. Btw, może Lobo to skrót od lobotomii? To by wiele wyjaśniało...

Odpowiedz
avatar weron
2 2

@Hatsumimi: raczej podejrzewam, że po cichu ucieknie od dalszej rozmowy i będzie mógł w swoim małym rozumku udawać, że wszystkich przekonał, że to on ma racje :D https://piekielni.pl/83072#comment_1045436 tutaj Lobo próbował wmówić mi i kilku innym użytkowniczkom, że wg niego babskie golarki są tak samo dobre i wytrzymałe jak męskie i to my nie umiemy korzystać, bo skoro według niego są takie same, to oznacza, że to wina użytkownika, a nie golarek. Nasze osobiste doświadczenia są nieistotne, bo pan Lobo WIE. Przez duże w. O dziwo, kiedy zarzuciło mu się kwestionowanie osobistych wrażeń, nie miał już nic więcej do powiedzenia. W niektórych historiach, kiedy wygłupił się już dokumentnie, szybko kasował komentarze i udawał, że nigdy go tam nie było. Aż załuję, że nie ma możliwości wejść w profil Lobo i zobaczyć, która dyskusja z nim tak go ubodła.

Odpowiedz
avatar digi51
3 3

@weron: https://piekielni.pl/87205#comment_1116482 Zapraszam do lektury. W skrócie: "Faceci mają przerąbane, bo baby to suki i nie chcą facetów niskich, biednych, brzydkich, głupich i niewykształconych. Mojego kolegę doprowadziło to do samobójstwa, bo w "tenkraj" nikt nie przejmuje się zdrowiem psychicznym mężczyzn" Za chwilę: "Ja wiedziałem o jego depresji i powolnym załamaniu psychicznym, ale nie reagowałem, bo aż tak dobrze się nie znaliśmy, ale zwierzał mi się z całego swojego życia. Tzn zadręczał mnie, bo to miękka faja była". Samozaoranie level hard, następnie skasowanie konta. Aż mi tęskno do tych jego durnych, ignoranckich komentarzy i przekonania, że on ma rację, tylko durna swołocz tego nie ogarnia ;)

Odpowiedz
avatar weron
3 3

@digi51: no i widzisz, tęskno Ci było i wywołałaś puszczyka z lasu. Samozaoranie samozaoraniem, ale 'miło' tak o kimś napisać, że go zadręczał, po czym, co by pozbyć się wyrzutów sumienia, że nie zareagował, stwierdzić, że to wina kobiet jednak. Może i były przyczyną załamania, choć przecież nie celowo, to jednak przyczyną śmierci był jednak brak reakcji naszego cudownego kolegi. Miałam kiedyś znajomego, który ma trochę nie do końca równo pod sufitem. Po angielsku ledwo umiał powiedzieć 'hi', więc gdy zmarła jego matka i został sam, pomagałam mu z ważnymi sprawami i nie brałam za to kasy, a i on nie proponował. Po jakimś czasie przestało mi się to podobać, nawet nie ze względu na aspekt finansowy, ale gość przesiadywał u mnie w domu, nie szło się go pozbyć (a nie umiałam powiedzieć wprost, żeby sobie poszedł, moja wina, wiem), przy pomocy z załatwianiem renty poprosił, żebym przetłumaczyła, że miał w dzieciństwie porażenie mózgowe, ale mu przeszło. Zaznaczyłam, że tylko tłumaczę, ale to na mnie patrzyli jak na debila. Punktem kulminacyjnym zakończenia bycia jeleniem było, kiedy kolega wziął abonament z telefonem za, bagatela, 60 funtów miesięcznie (przy albo zerowych dochodach albo zasiłku dla bezrobotnych w wysokości 70 funtów tygodniowo) i prosił wspólnych znajomych, żeby mi nie mówili, bo już nie będę taka chętna pomagać za darmo. Oczywiście dowiedziałam sie bardzo szybko, powiedziałam, że skoro stać go na telefon za taką kwotę, to powinno być go stać na dychę dla tłumacza raz na jakiś czas i podziękowałam za współpracę. Obsmarował mnie wśród znajomych i nieznajomych, na portalu dla Polaków w moim mieście, na przemian wyzywał mnie od k***, co się p**** z ciapatymi i przepraszał, straszył, że zgłosi opiece społecznej, że piję i ćpam i zabiorą mi dziecko. Spytałam go krótko, w jakim języku to zgłosi i zamknął mordę. Przez jakiś czas próbował jeszcze wypisywać, raz mnie dopadł na mieście i przylazł za mną do domu, jęczał, że chcą go wyrzucić z domu (nie płacił czynszu, w domu miał taki syf, że bezdomny Polak, którego przygarnął, wolał wrócić na ulicę), powiedziałam, że jak mi zapłaci, to z nim pójdę. Zapytał, ile chcę, powiedziałam, że pięć funtów będzie ok, na co się napuszył i stwierdził, że sobie poradzi. Znów na jakiś czas miałam spokój, aż pewnego wieczoru zaczął wypisywać, że się zabije, że już wiesza sznur na żyrandol. Zadzwoniłam na policję, bo bałam się, że mogą odkryć, że pisał, a ja nic z tym nie zrobiłam, policja olała, potem próbowałam z "talking shop" (chyba coś w stylu doraźnej pomocy psychologa), oni też mieli to gdzieś. Napisałam mu w końcu, że prędzej żyrandol spadnie na jego pusty łeb, bo na pewno nie utrzyma ciężaru jego wielkiej dupy. Nie jestem z tego dumna, ale ten idiota mi potem dziękował, że nim potrząsnęłam. Nienawidziłam gościa, nie wiem, ile osób uwierzyło w jego gorzkie żale, jak to zostawiłam go bez pomocy, mogłam stracić wielu potencjalnych klientów (jako tłumacz), na jego widok przechodziłam na drugą stronę ulicy, bo rzygać mi się chciało jak próbował zagadywać i udawać, że on przecież nic nie zrobił. Ale czułabym się źle, że nie zareagowałam, choćby to była próba zwrócenia na siebie uwagi, a nie próba samobójcza. A co dopiero, jak w przypadku Lobo, kolega, który widać szukał u kogoś wsparcia i go nie znalazł.

Odpowiedz
avatar Jorn
2 2

@Ohboy: 30 lat temu jako student żyłem w Warszawie za koszt mieszkania (nie pamiętam, ile tego było) + 300 zł (3 000 000 starych). Odłożyć za bardzo mi się nic nie udawało, ale byłem w stanie z tego utrzymać siebie na przyzwoitym poziomie i samochód dojeżdżany po rodzicach. Te 3 miliony miały wtedy wartość mniej więcej taką jak dzisiaj 800-1000 zł.

Odpowiedz
avatar madxx
0 0

@Puszczyk: ja się sama utrzymywałam bez stypendium i jakoś dałam radę. czasem człowiek zamykał bar o 4, a na 8 były zajęcia, ale jakoś się żyło :)

Odpowiedz
avatar trawiasty
0 0

@Puszczyk: studiowałem w latach 1993-98. Przez pierwsze 3 lata studiów 3-osobowy pokój w akademiku kosztował od 90 zł (1 rok) do 150 zł (3 rok). Na 4 roku z inicjatywy samorządu studenckiego podnieśli ceny do 300 zł/miesiąc, co i tak się opłacało, bo na mieście sensowny pokój kosztował od 600 zł w górę. A od 450 zł zaczynały się zagrzybiałe rudery lub podnajmowanie pokoju w mieszkaniu emerytki z ciszą nocną od godz.20 i kąpaniem raz w tygodniu, bo woda droga. Przy takich cenach za akademik dało się spokojnie, choć biednie wyżyć nawet przy 1100zł. Jak był gorszy miesiąc, to domowe słoiki z pseudo-bigosem, chleb z pasztetem czy salcesonem, ziemniaki z cebulą, itp. pozwalały przeżyć. Do tego jakaś praca (m.in. akurat myłem podłogi w sklepie przed otwarciem oraz sprzedawałem bilety do klubów na koncerty) oraz dorabianie na studentach (pisałem im programy za kasę lub piwo). Do tego stypendium socjalne i kilka razy naukowe. Ech, piękne czasy...

Odpowiedz
avatar Meliana
7 11

Obawiam się, że K. będzie musiała jednak jakoś to przeboleć. Niestety, córki matki na siłę nie zmienią. To ona musi spotkać się z rozumem (albo bolesną rzeczywistością), inaczej nie "odobrażą" jej w żaden sposób, nie ulegając przy tym jej żądaniom...

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 6

@Meliana: niestety tak... Podobną, na szczęście nie tak ekstremalną sytuację mamy w rodzinie mojej mamy. Brat mamy wychowany na księcia udzielnego,kóremu wszyscy mieli usługiwać. Tyle tylko, że pracuje. Za to oprócz bycia roszczeniowym leniem jest jeszcze agresywny i bardzo źle traktuje babcię. A ona by w ogień za nim skoczyła i zawsze go broni. Dzwoni z płączem do mojej mamy, że jej źle, a potem broni synka, że to dobry chłopak, tylko ma trudny charakter. Serce nam się kraje, ale nic nie zrobisz. Jak sama nie chce, to na siłę nie uszczęśliwisz

Odpowiedz
avatar KwarcPL
0 0

@Crannberry: Podobną sytuacje ma mój przyjaciel. Już ją kiedyś przytaczałem w komentarzach, ale chyba nigdy nie opisałem historii w całości. Był we wszystkim ograniczany przez swoją rodzicielkę. Przez to jak wyprowadził się na swoje i kupił sobie auto to bał się nim jeździć. Bo co z tego, że ma prawko jak od lat nie siedział za kółkiem? Matka nie dawała mu prowadzić, nawet na osiedlowej drodze z nią na miejscu pasażera. Za to jego 5 lat młodszy braciszek? On mógł pojechać do miasta wojewódzkiego dzień po odebraniu prawka. Także wobec niego stosowała zupełnie inne metody wychowawcze. Chociaż nie, go to nijak nie wychowała. Do mojego przyjaciela a swojego brata jak już przyjedzie w odwiedziny (zapewne przymuszony przez rodziców)... to z laptopem i tak, siada z boku i gra. Do rodziców ma takie odzywki, że ja bym się wstydził tak powiedzieć do kumpla. A na zwrócenie uwagi reaguje agresją. Raz to zrobił rage quita, wyłączył telefon i go szukali po mieście. Skąd o tym wszystkim wiem? Bo nie ma najmniejszych oporów tak się zachowywać przy obcych ludziach. Co mamuśka na to wszystko? Niby nie podoba jej jego zachowanie i regularnie się z nim o to (i wiele innych rzeczy) kłóci, ale nic z tego nie wynika, bo koniec końców jego zawsze jest na wierzchu. I tak samo jak u Ciebie, na zmianę narzeka na niego i go broni. Jedyne co jest stałe to to, że nikogo innemu nie wolno na niego podnieść głos. Bo Przemuś to dobre (25-letnie) dziecko a Wy tak na niego wsiadacie! Jeszcze sobie co zrobi!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 lutego 2021 o 11:36

avatar feline1
14 14

Może należałoby porozmawiać nie z mamą (starsza kobieta, ma swoje zakodowane przekonania, których nie zmieni), tylko z Piotrusiem. Uświadomić mu dobitnie, że po śmierci mamusi będzie musiał sam sobie radzić i żadna z sióstr nie ma zamiaru palcem kiwnąć (nie musi tak być, ale ja bym tak to przedstawiła). No i oczywiście porozmawiać też o mamie....że na niej zeruje i jak długo tak zamierza? aż ją zabije ?

Odpowiedz
avatar pixdrzwi
9 13

Wiem że to co powiem może być kontrowersyjne, ale może dla świętego spokoju niech K się "zgodzi" na opcję wprowadzenia się Piotrusia do jej domu, a jak mama umrze, to nagle K "zmieni" zdanie?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

Bez problemu taki testament podważa. majątek rodziców wyglądał tak: 50% ojciec i 50% matka Po śmierci ojca jego 50% dzieli się następująco połowa dla żony a druga połowa do podziału między troje dzieci a wiec obecny majątek ma taką własność 75% matka 1/12 Piotruś 1/12 K 1/12 B Testament matki moze dotyczyc tylko jej części i będzie można go podważyć na podstawie zachowku Matka zdania nie zmieni, Piotruś tym bardziej nagle nie zrobi się pracowity i dojrzały. Przytaknąć, nic nie podpisywać, a potem się na Piotrusia wypiąć

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2021 o 17:26

avatar Polo72
1 5

@maat_ Kolego albo koleżanko! Trochę mijasz się z faktami. Dziedziczenie ustawowe(gdy nie ma testamentu) małżonek i dzieci w równych częściach, przy czym udział małżonka nie może być mniejszy niż 1/4. Tu jest 3 dzieci, więc każde z nich dziedziczy po ojcu(mężu) 1/4. Ale tu był testament (autorka wyraźnie to zaznacza) więc testator może robić co chce ze swoim majątkiem. I może zapisać wszystko 1 dziecku a resztę pominąć. Pominięte dziecko może(nie musi) wystąpić o zachowek, ale to zupełnie inna bajka. Moja rada-nie wiesz - nie pisz dopóki nie sprawdzisz.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@maat_: "rodzice zapisali". Oboje. Więc córkom ojciec ich 1/12 na lebka nie zostawił.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 stycznia 2021 o 21:37

avatar Polo72
-1 1

@Pattwor Do spadku weszła część ojca. Czyli 1/2 majątku. Każde ze spadkobiorców wzięłoby(gdyby nie było testamentu) po1/4. 1/2*1/4 =1/8 całego majątku. Więc skąd 1/12?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Polo72: bo Matt wyszła z założenia, że żona dostaje po mezu połowę. Nie zwróciłam nawet na ułamki uwagi, bo samo założenie, że siostry juz jakas czesc domu posiadają było błędne, wiec to na tym się skupiłam.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@Polo72: @Pattwor: @Polo72: Testament ma matka tak to zrozumiałam, uznałam, że ojciec nie miał, zatem dziedziczenie ustawowe jego czesci wspólnoty majątkowej. Całośc to 100%, udział ojca 50% i tylko to dzielimy ustawowo po jego zgodnie. Ustawowo czyli z tych 50% połowa dla współmałżonka czyli 25% całosci druga połowa do podzaiłu miedzy dzieci czyli do podziału miedzy troje dzieci 25% całosci, teraz ułamki, 25% to 1/4 czyli 3/12 czyli dla kazdego dziecka po 1/12 całości w tym układzie obecnie własnośc całosci wyglada tak: 1/12 1/12 1/12 matka 75% czyli 9/12

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 stycznia 2021 o 12:52

avatar Polo72
0 4

@maat_: Polecam lekturę art. 931 KC a dopiero później zabieranie głosu na forach. I uprasza się o niepodawanie fałszywych informacji.

Odpowiedz
avatar BORCH
0 0

@Polo72: A tak z ciekawości: czy pominięcie w testamencie ustawowych spadkobierców nie wymaga przypadkiem ich wydziedziczenia ??

Odpowiedz
avatar SunAmelia
3 3

Niech koleżanka z siostrą udadzą się do radcy prawnego jak uzyskać zachowek. Wiem, że mamy nie chcą denerwować, ale chodzi aby pokazać Piotrusiowi jego stosunek do tego. Mamie potakiwać a robić swoje.

Odpowiedz
avatar hulakula
2 2

na razie nie muszą nic robić, matka może głosić swoje mądrości i pomysły- wystarczy nie komentować. jak coś się z matką stanie, wtedy tak jest najpierw sprawa o ustalenie osób uprawnionych do spadku. jak piotruś pokaże w sądzie testament, to włala zakładają sprawę o zachowek i tyle. fakt, że w przypadku testamentu dostaną niższy zachowek niż by wynikało z dziedziczenia ustawowego, no ale zawsze coś. poza tym: jeśli piotruś został zabezpieczony takim testamentem, to potem może nawet mieszkać pod mostem, na siostry nie spada obowiązek alimentacyjny.

Odpowiedz
avatar Italiana666
0 0

Skad sie biora tacy rodzice? Oni tak naprawde wyrzadzaja krzywde swojemu dziecku.

Odpowiedz
Udostępnij