Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ja wiem, że w Polsce wszelkiego rodzaju urzędu mają złą opinię i…

Ja wiem, że w Polsce wszelkiego rodzaju urzędu mają złą opinię i większości obywateli zbiera się na wymioty jak mają iść do urzędu, ale tak patrząc z drugiej strony...

Poszłam dziś do UM zarejestrować auto. Miałam wcześniej umówiony termin, poszło gładko, uprzejmy ochroniarz poprosił mnie o wejście dopiero 5 min przed terminem, uprzejmy portier wskazał okienko, uprzejma urzędniczka przyjęła papiery i tablice i po 15 min sprawa była załatwiona.

Okienko obok. Przychodzi młody facet, pani urzędniczka prosi o wniosek. Petent:

- Aha, wniosek? A to trzeba było jeszcze coś wypełnić?
- Nie ma pan wniosku? To moment, poszukam druku, to pan wypełni.

...

- Będzie rejestracja na osobę?
- Na spółkę?
- Ma pan dane przy sobie, KRS?
- Yyyy, no nie...
- Może w telefonie?
- No poszukam...

...

- Ma pan upoważnienie od pana Kowalskiego?
- Nie...
- Ale on jest współwłaścicielem firmy, powinien pan mieć.
- Ale to mój dowód nie wystarczy?
- Proszę poczekać, zapytam kierowniczki.
- Wie pani co, to jest koorwa żart! Czego wy wymagacie, mam papiery, mam dowód, co wy wymyślacie! Ja nie mam czasu tu pół dnia spędzać, bo pani swojej pracy nie umie wykonać.

Co było dalej, nie wiem, wyszłam.

Podsumowując przychodzi gość zarejestrować auto, kompletnie nieprzygotowany bez połowy potrzebnych dokumentów, urzędniczka stara się pomóc, a on jej wymyśla. Chyba tak dla zasady...

Urząd miejski

by ~lubiegraty
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Tolek
10 10

Generalnie moje doświadczenia z urzędami są pozytywne. Urzędnicy starają się pomóc petentowi, czasem wbrew samemu petentowi. Wszystko chyba polega na chęci współpracy.

Odpowiedz
avatar Balbina
6 6

@Tolek: Też nie miałam jakiejś opłaty przy przejerestrowaniu auta firmowego. Wystałam się w kolejce i szlag mnie trafił przy okienku żem taka dupa.Pani mogła mnie odesłać z kwitkiem ale popatrzyła na ten kłębiący się tłum i kazała iść opłacić. I jak wrócę to mam stanąć z boku tak żeby mnie widziała to mnie poprosi. I załatwiła pomiędzy petentami. Kochałam ją w tamtym momencie bardzo:-):-)

Odpowiedz
avatar Moloch
0 0

@Tolek: Ja również nie miałem nigdy problemu z urzędnikami. Zawsze służyli pomocą, gdy nie było się pewnym jak uzupełnić dany formularz.

Odpowiedz
avatar helgenn
4 4

Na moich studiach prawie wszyscy narzekali na przysłowiową panią Halinkę z sekretariatu, dość młodą, ale ostrą sekretarkę. Jako, że byłam startostą grupy to byłam u niej często gościem, wszystko załatwiała sprawnie i bezproblemowo. Natomiast nie raz widziałam jak jakiś student wszedł bez pukania, stanął jak ciele, patrzył w sufit i wyrażał swoje potrzeby równoważnikami zdań, szczerze powiedziawszy sama nie za bardzo rozumiałam co dokładnie chcieli, ale miało być na już (bo oczywiście wcześniej sami zapomnieli)

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
0 0

@helgenn: Tiaa... Na moich studiach narzekali strasznie na dziekanat. A Panie z dziekanatu miały zawsze porządek w papierach, załatwić były w stanie prawie wszystko, zawsze miłe i sympatyczne. Oczywiście to, że jakiś mało rozgarnięty student nie jest w stanie przypilnować swoich spraw to był jego problem a nie dziekanatu, więc Panie się takimi gagatkami nie kłaniały. Najwięcej narzekały właśnie takie umysłowe ameby... Ale mam wrażenie, że mój dziekanat to jakiś ewenement bo ilekroć pytałam znajomych to w ich dziekanat panował okropny bałagan i nic nie można się było dowiedzieć albo załatwić.

Odpowiedz
avatar Nurth
0 0

Ja staram się pomóc jak tylko mogę, ale ostatnio przyszła Pani i powiedziała, że potrzebuje zaświadczenie dla męża. To ja mówię, okej, poproszę upoważnienie i pani dowód. A ona, jak to upoważnienie? A nie wystawicie normalnie? Mówię, jej że nie, takie procedury, jak ktoś przychodzi w imieniu innej osoby to musi być upoważnienie. To coś pomruczała na mnie i wyszła, z tekstem że znowu nic nie załatwi. Później przypomniało mi się, że była już u mnie i też bez upoważnienia. A po fakcie jeszcze przyszło mi do głowy spytać, czy innego urzędu jak pójdzie to czy też jej dadzą. Albo jak ktoś przyjdzie i nie ma kompletu dokumentów i wyżywa się na mnie, gdzie ja je tylko przyjmuję.

Odpowiedz
avatar lvlaras
3 3

Urzędnicy to też ludzie, więc wiadomo, że trafiają się różni. Tak samo jak petenci. Jednak rzeczywiście sporo starszych urzędników trochę żyje jeszcze w innej epoce. Do tego często dochodzi kumulacja w postaci piekielności systemowych i/lub absurdalnych procedur. Kilka przykładów: Narzeczona poszła zapytać się do dziekanatu odnośnie nowego wniosku o stypendium (pobranego z oficjalnej strony uczelni) - babka zrobiła wielkie oczy, bo po raz pierwszy widziała ten wniosek. Jeszcze dopytywała się Narzeczonej jak wypełnić co niektóre pola. Dzwoniąc do US w bardziej skomplikowanych sprawach podatkowych zadając to samo pytanie trzem różnym urzędnikom można otrzymać trzy różne odpowiedzi. Oczywiście jak zrobimy coś źle z oficjalną interpretacją osoby z "góry" to będziemy płacić spore kary, i tłumaczenie, że zrobiliśmy tak jak powiedział ich pracownik na niewiele się zdaje. Oddział NFZ w ok 400tys mieście, sala gdzie załatwia się np. Europejską Kartę Zdrowia nikt z pracowników nie jest wstanie obsłużyć petenta posługującego się j. angielskim. Jedyną osobą, która próbowała mu sensownie pomóc był pan ochroniarz, z tym że prawie nie znał angielskiego. W końcu przechwycił go jakiś inny petent. Inny urząd, 4 panie, w tym jedna obsługuje, a 3 pozostałe razem oglądając coś na komputerze głośno się śmiejąc i popijając kawę (kolejka spora). Rozlegający się dźwięk migawki aparatu telefonu od strony petentów spowodował, że panie najpierw umilkły, a następnie momentalnie wróciły do swoich stanowisk i zaczęły obsługiwać petentów. Kiedyś Pani w urzędzie wydała mi dokument, który miał trafić do kogoś innego. Zorientowałem się dopiero w domu - około 200km od urzędu, w którym załatwiałem sprawę. Miałem wrażenie, ze bardziej mi zależało, żeby naprostować ową pomyłkę niż pani z którą rozmawiałem przez telefon (miałem dostęp do cudzych danych - takich jak imię, nazwisko, pesel, pełny adres zamieszkania itp.). Pominę już bieganie po kilku piętrach urzędu aby załatwić jedną sprawę, czy czatowanie w internecie na wolne numerki o północy. |

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 stycznia 2021 o 22:22

avatar Puszczyk
2 2

@lvlaras: o tak, brak odpowiedzialności urzędników i przerost ilości formularzy i niekiedy ich absurdalna treść to prawdziwa zmora.

Odpowiedz
avatar yfa
0 2

Nie porównuj załatwienia sprawy trywialnej (tj. takiej, które stanowią 99% ogółu) do sprawy z haczykiem. A rejestracja samochodu na spółkę jest zadaniem, które przerasta większość urzędników. Odnosząc się do tego, co napisałaś: 1. KRS nie należy nigdy przyjmować od nikogo (wydruk ze strony nie ma żadnego podpisu - można dowolnie pozmieniać), tylko samodzielnie pobrać aktualne dane (za darmo i natychmiast), 2. żadne upoważnienie od współwłaściciela firmy nie jest potrzebne, bo sprawami firmy zajmuje się zarząd (i np. prokurent), 3. a sposób reprezentacji tegoż zarządu określa nic innego ...jak właśnie KRS (dostępny publicznie). KPA wprost mówi o tym, że żaden urząd nie ma prawa żądać przekazania dokumentów, do których ma dostęp. Jeżeli KRS nie zawiera jeszcze np. zmian zgłoszonych ostatnio do sądu rejestrowego, to wtedy można przyjąć od kogoś dokumenty, ale w jakikolwiek sposób uwierzytelnione (podpisy zarządu albo wręcz uchwały). Podsumowując: niekompetentna urzędniczka (co z tego, że miła, skoro facetowi sprawy nie załatwiła) ...i petenci wytresowani do tego, żeby przed urzędnikiem stawać na baczność z czapką w rękach.

Odpowiedz
avatar PsychopathicCountess
1 1

Jak idę załatwić do urzędu (dowolnego) jakąś prostą sprawę, to owszem, jest elegancko - miło, kulturalnie, nawet szybko. Ale spróbuj tylko pojawić się z jakąś niestandardową sprawą, to szybciutko zrozumiesz dlaczego ludzie narzekają na urzędy. Jak miałam problem z zarejestrowaniem auta, bo gość od którego je kupiliśmy nie zorientował się od razu, że jeszcze wcześniejszy właściciel wypełniając umowę pomylił się przy wpisywaniu jego imion, to bite 3 miesiące się z tym pałowaliśmy, bo jedyne w czym zgodni byli urzędnicy do których się zwracaliśmy, to to, że nie możemy tego auta zarejestrować. Ale już pytanie "to jak możemy to teraz rozwiązać?" u każdego urzędnika kończyło się zupełnie inną odpowiedzią (oczywiście spośród tych, którzy nie rozkładali rąk, mówiąc "nie da się", albo "nie wiem")... Z kolei kiedy załatwialiśmy zamianę mieszkania, to dopiero były jaja, bo ja teoretycznie coś wiedziałam, ale ponieważ nie byłam pewna, to pytałam, i każdy z zapytanych urzędników udzielał mi odpowiedzi diametralnie różnej od mojej wiedzy, i oczywiście błędnej. Tu się sprawa tak zakręciła, że naczelniczka, do której w końcu trafiliśmy, podała nam rozwiązanie, na którego realizację musieliśmy czekać 5 lat, po którym to czasie, żeby było zabawniej, okazało się, że wcale nie musieliśmy czekać, i mogliśmy załatwić to w inny sposób od ręki... Dodatkowo, choć sprawa toczyła się w mieście z 500.000 mieszkańców, to jednak panie z UM już po pierwszej mojej wizycie, po tych nieszczęsnych 5 latach, po samym nazwisku, lub adresie, od razu wiedziały o jaką sprawę chodzi. Chociaż to może i lepiej, bo choć wcale nie była tak skomplikowana, to jednak za każdym razem, kiedy musiałam przedstawić ją jakiemuś urzędnikowi, miałam wrażenie, że opowiadam małemu dziecku o pierwiastkowaniu, w dodatku po japońsku...

Odpowiedz
Udostępnij