Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję jako opiekunka osób starszych w Domu Pomocy Społecznej. Naprawdę lubię moją…

Pracuję jako opiekunka osób starszych w Domu Pomocy Społecznej.

Naprawdę lubię moją pracę i lubię moich podopiecznych, mimo że często są marudni, upie*dliwi, albo po prostu wredni - lubię ich i mam do nich cierpliwość. Jednak czasem są takie sytuacje, że "nóż się w kieszeni otwiera", no i dzisiaj się otworzył...

Krótki rys "architektoniczny" potrzebny do zobrazowania sytuacji - DPS, w którym pracuję, był tyle razy rozbudowywany i przebudowywany, że w jego strukturze ciężko jest doszukać się jakiejkolwiek logiki. Rzecz działa się w jednym z bocznych korytarzyków, gdzie znajdują się cztery pokoje - trzy bez łazienki, a raczej ze wspólną łazienką na korytarzu, oraz jeden trzyosobowy, ze swoją łazienką, do której wejście jest z pokoju, nie z korytarza. Łazienkę na korytarzu od dawien dawna uznawał za swoją prywatną pan Piekielny, może dlatego, że jego pokój był najbliżej, może dlatego, że przez długi czas tylko on z niej korzystał (w pozostałych pokojach były osoby "pampersowane"), a może dlatego, że tak i już!

Jednak teraz z "jego" łazienki korzysta również pani Zosia - nie w pełni samodzielnie, bo wymaga pomocy opiekunki, należy ją przesadzić z wózka inwalidzkiego na toaletę, a po wszystkim z powrotem na wózek. No i nie ma co ukrywać, pani Zosia preferuje długie "nasiadówki", więc wysadzając ją na "dwójeczkę", nikt nie czeka pod drzwiami, aż skończy, tylko idziemy robić coś innego, pani Zosia zadzwoni, kiedy skończy (w każdym pomieszczeniu jest dzwonek, w dyżurce jest tablica, na której wyświetla się nr pomieszczenia, z którego ktoś dzwoni).

Wysadziłam panią Zosię na toaletę, po czym przeszłam się po pozostałych pokojach w korytarzyku, aby sprawdzić, czy ktoś czegoś nie potrzebuje.

Od razu wpadło mi w oko, że pan Mieciu pilnie potrzebuje golenia. Już wyglądał jak menel, jeszcze trochę i wyglądałby jak Mikołaj, biorąc pod uwagę datę, na tę fuchę nie miał już szans, no to golimy. To był akurat ten pokój z łazienką, do której go grzecznie zaprosiłam, nawet wyjątkowo nie protestował (ja nie wiem, czemu oni tak nie lubią się golić...), chwilę potrwało znalezienie pianki do golenia, jednorazówki, płynu po goleniu, a, jeszcze papierosa musiał dopalić... Byłam w połowie golenia, gdy spod "prywatnej łazienki pana Piekielnego" zaczęły dobiegać ciekawe odgłosy.

Pan Piekielny:

- No nie, ona znowu tu siedzi! Ileż można babo, kończ już! Dzwoń na opiekunki, niech cię stąd zabiorą, no słyszysz, dzwoń!!!

Chwila ciszy (pani Zosia chyba zadzwoniła, chociaż nie jestem pewna, dzwonek słychać w dyżurce, a nie w całym budynku), po czym pan Piekielny stanął w drzwiach pokoju, w którym byłam (nie widział mnie, bo z progu pokoju nie widać wnętrza łazienki) i zwrócił się do jednego z mieszkańców:

- No słyszysz? Zadzwoniła, a żadna kurtyzana* nie przyszła!

Szlag mnie trafił. Pomijając już absurd oczekiwania, że w parę sekund po dzwonku ktoś się zjawi (teleportować się jeszcze nie umiemy), to chamstwo jego wypowiedzi i fakt, że wydzierał się na panią Zosię sprawiły, że nie zdzierżyłam. Zostawiłam w połowie ogolonego pana Miecia, zrobiłam dwa kroki z łazienki do pokoju, po czym powiedziałam spokojnie (no dobra, mam nadzieję, że spokojnie, chociaż na pewno głośno i dobitnie):

- Panie Piekielny, jeżeli żadna kurtyzana nie przyszła, to zapewne żadnej kurtyzany nie ma w dyżurce, więc nie słyszą dzwonka. Przypuszczam, że wszystkie kurtyzany są gdzieś w innych rejonach budynku, zajmując się tym, za co nam płacą, a mianowicie opieką nad pensjonariuszami. Jak skończę golić pana Miecia, to zabiorę panią Zosię z łazienki.

Spodziewałam się pyskówki, ale o dziwo, pan Piekielny po prostu się zaczerwienił, zrobił "w tył zwrot" i pospiesznie ewakuował się do swojego pokoju, chociaż coś tam mało życzliwego mamrotał pod nosem.

Ech, ci nasi podopieczni...

*oczywiście nie użył słowa "kurtyzana", tylko krótszego i bardziej dobitnego, tak samo jak ja odpowiadając mu

dom_pomocy_społecznej

by Xynthia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ZebrawKrate
1 11

Chyba wszędzie jest tak samo. I to wieczne narzekanie na brak cukru we wszystkim. I chociaż kawa posłodzona jest tak, że to już bardziej cukier z kawą to i tak 'kurtyzany' cukru żałują. :) A kiedy obiad? Za ile jeść dadzą? A ta herbatka to nie można być wrząca? Cierpliwości Kochana. Wiem co przechodzisz.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

Starsi ludzie potrafią dać popalić. Pół biedy, kiedy to tylko trudności związane z ciałem, ale kiedy mózg przestaje funkcjonować i babcia zrobiła się złośliwa to już było naprawdę niewesoło. Niby wiesz, że to wiek, ale pamiętasz jeszcze te osobę z czasów „świetności” i nie wierzysz że można się tak zmienić.

Odpowiedz
Udostępnij