Opowiem wam dzisiaj o kilku piekielnościach związanych z moją alergią.
Garść faktów: od dziecka mam uczulenie na orzechy, mak, sezam i inne ziarna. Nie doświadczam silnych reakcji alergicznych - od zjedzenia połowy orzeszka czy ziarnka maku nic mi nie będzie, natomiast w dużych ilościach pojawia się uczucie dyskomfortu w ustach, obrzęk krtani, a co za tym idzie - trudności z oddychaniem. Generalnie nic przyjemnego. Nie byłam nigdy w stanie zagrażającym życiu - i mam nadzieję, że tak zostanie - więc myślę, że mój przypadek nie jest jeszcze aż tak beznadziejny.
Pierwszych piekielności doświadczałam już w przedszkolu. Mimo tego, że kadra była poinformowana, że pewnych rzeczy nie mogę jeść, zdarzało się, że zapominano o tym, więc otrzymywałam posiłek, który mógłby mi zaszkodzić. Często próbowano zmusić mnie do jedzenia (bo przecież od bułki z sezamem nic mi nie będzie!), czego oczywiście nie zrobiłam, więc za karę niekiedy chodziłam głodna.
W liceum mój ówczesny chłopak zaprosił mnie na obiad do rodziców. Wcześniej dałam mu znać, czego nie mogę jeść. Jego matka na deser przygotowała ciasto z orzechami laskowymi i była bardzo zawiedziona, że jednak go nie spróbuję. Jej komentarz? "Co to za moda, te wszystkie alergie? Gluten, laktoza, orzechy..." No nie wiem. Co jest fajnego w alergii na orzechy?
Restauracje. Temat rzeka, nie zliczę, ile piekielności mnie w nich spotkało. Opiszę może trzy dość ciekawe sytuacje:
1. Poszliśmy ze znajomymi na burgery. Dziesięć razy dopytywałam kelnerkę, czy na pewno mają bułki bez sezamu. ,,Tak, tak, mamy bułki bez sezamu". Dwadzieścia minut później dostałam burgera z bułką... z sezamem. Mówię:
- Przepraszam, ale ja zamawiałam bułkę bez sezamu.
Kelnerka próbowała się ze mną wykłócać, że wcale nie. Po jałowej dyskusji pyta:
- A z sezamem nie może być?
- Nie, proszę pani, mam alergię na sezam.
Żadnego przepraszam, tylko westchnięcie. Z fochem zabrała talerz. Za chwilę wróciła z bułką, na której gołym okiem widać było zeskrobany nożem sezam. No hit. Po prostu hit. Po moim pytaniu, dlaczego tak się stało, usłyszałam, cytuję:
- Chciała pani bułkę bez sezamu, to proszę.
Byłam głodna, nie chciało mi się kłócić. Zjadłam, przeżyłam. Przy rozliczeniu rachunku kelnerka pokusiła się na kilka drobnych uszczypliwości w stosunku do mnie - ,,teraz to każdy na coś uczulony'', ,,wymyślają, a ty człowieku lataj w tę i z powrotem z tym talerzem, bo co, kelnerem to można pomiatać'', więc postanowiłam napisać na facebookowym profilu knajpy negatywną opinię. Opisałam sytuację bez emocji, po prostu tak, jak było - spodziewałam się przeprosin, czy coś... jednak otrzymałam odpowiedź od właściciela, że gdyby mieli spełniać "nierealne zachcianki" niektórych klientów, to przygotowywanie jednego burgera zajmowałoby im pół dnia. I jeszcze zdanie, że zawsze można kupić burgera w Biedronce i zrobić samemu w domu. Aha.
2. Zamówiliśmy z chłopakiem jedzenie do domu. Przez telefon wyjaśniłam pani przyjmującej zamówienie, że poproszę o zmianę sosu z orzechowego na inny. Dla powagi sytuacji dodałam, że mam alergię na orzechy. Jak się domyślacie, otrzymałam moje danie z sosem orzechowym - niestety, sos był wszędzie, nie dało się go zeskrobać. Zadzwoniłam do restauracji i wyjaśniłam, co się stało, poprosiłam też o dosłanie nowego dania (wszystko bardzo spokojnie). Odpowiedź była następująca:
- Niestety, nie wyślemy pani nowego zamówienia. Wie pani, ile osób zamawia coś, a później dzwoni i wyskakuje z jakimiś alergiami, żeby dostać kolejną, darmową porcję?
- Ale ja bardzo chętnie zwrócę państwu to, co dostałam. Nie mogę przecież tego zjeść.
- Hm... tak możemy zrobić, ale za dowóz i nowe danie i tak będzie pani musiała zapłacić.
No nie, nie skorzystałam.
3. I na koniec smaczek. Tu było w sumie bardziej śmiesznie, niż piekielnie:) Któregoś lata poszłam do dość znanej i drogiej lodziarni, gdzie zamówiłam deser lodowy. Trzy porcje lodów, polewa, posypka czekoladowa - wszystko super. Po kilkunastu minutach dostaję swój deser z posypką z orzechów. Wywiązał się taki dialog między mną a kelnerem:
- Przepraszam, ale tutaj miała być posypka czekoladowa.
- A... bo wie pani, skończyła się, niestety.
- Rozumiem, ale ja poproszę jednak lody bez orzechów, mam na nie alergię.
- Ale to nie są orzechy.
- A co?
- To są fistaszki.
W tym momencie naprawdę nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
[EDIT: w komentarzach zwróciliście uwagę, że fistaszki jednak nie są orzechami. Tutaj wyszło moje niedoinformowanie, także dziękuję za wyprowadzenie mnie z błędu. Ale nie zmienia to faktu, że kelner powinien mnie najpierw poinformować, że posypki czekoladowej już nie ma i zaproponować posypanie czymś innym, a nie zrobić to bez mojej zgody. Mniej rozgarnięty alergik mógłby nie zauważyć fistaszków i deser lodowy mógł być jego ostatnim posiłkiem.
Wiem, że może i panuje moda na alergię na gluten czy laktozę i niektórzy ludzie wydziwiają w restauracjach. Nie pochwalam tego. Ale spełnienie prośby o bułkę bez sezamu czy zamianę sosu nie wydaje mi się czymś graniczącym z cudem. Rozumiem, że w restauracjach często bywa duży ruch i można coś pomylić w zamówieniu - ale czy nie prościej byłoby po prostu przeprosić i przygotować danie od nowa zamiast się wykłócać i szargać opinię swojemu lokalowi? Jak wspominałam wyżej, mój przypadek nie jest jeszcze aż tak beznadziejny, ale pomyślcie, co by się stało, gdyby osoba posiadająca bardzo silną alergię znalazła się w stanie zagrażającym życiu przez niedbalstwo kelnera bądź kucharza. Bo takie rzeczy jak posypka czy polewa są widoczne, ale co będzie, jeśli alergen znajdzie się w środku i dowiemy się o tym dopiero, kiedy zaczniemy się dusić?
gastronomia restauracje
Ech, alergia to strasznie uciążliwe gówno. Współczuję i łączę się w bólu. Też mam, na pyłki. Oprócz standardowego dyskomfortu dodatkowo przez czerwone oczy i cieknący nos ludzie mnie biorą za ćpuna.
OdpowiedzAż za bardzo cię rozumiem. Jestem uczulona na czosnek i do wielu osób ta informacja nie dociera.
OdpowiedzTo ja tak mam z kurzem. Nie pomnę ile razy wynajmowałem apartament (booking i inne takie) czy pokój w hotelu prosząc o dodatkowe sprzątanie ze względu na silna alergię. I co? Ujów sto. Zawsze to samo: o ile blaty i meble przetarte, to reszta jest jednym, wielkim dramatem. Żyrandol najczęściej klei się od syfu, a spod mebli czy akcesorów (parasolnik i podobne) koty wyłażą. O dziwo, z reguły nie mam tego problemu w Europie zachodniej i choć się zdarza, to rzadziej niż u nas. Jednak pojęcie "premium" różni się w zależności od kraju. Tam mnie ostrzegają, że ok posprzątają na błysk, ale np nie dysponują filtrami antyalergicznymi, albo wręcz każą szukać czegoś innego. Raz mnie zagięli w Portugalii, bo wysłali mi specyfikacje używanej chemii do sprzątania i posiadanych urządzeń z zapytaniem czy takie mogą być oraz propozycją wstawienia pokojowego filtra powietrza.
Odpowiedz@Puszczyk: tez mam alergię na kurz, do tego na pierze, więc w hotelach często mam problem z pościelą (głównie z poduszkami). Do pensjonatów często jeżdżę z własną poduszką, bo odpowiedź na prośbę o syntetyczną, bezpierzową poduszkę często jest „nie mamy i już” (No ale za jaki standard płacę, taki mam), w dobrych hotelach nie ma z tym problemu, chociaż raz musieli specjalnie dla mnie jechać kupować, bo wszystkie antyalergiczne były już rozdysponowane, a jak to mówiła menadżerka hotelu „nie mogą sobie pozwolić, żeby w nocy duszącego się gościa zabierała karetka”. W paru hotelach nawet mnie zaskoczyli, bo okazało się, że mają nawet specjalne pokoje dla alergikow, m.in z drewnianą podłogą zamiast dywanów
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2020 o 12:43
Jeżeli któryś z tych lokali obsłuży osobę z tak silnymi objawami, że skończy się hospitalizacją, to może w końcu się nauczą. Szkoda tylko, że do niektórych dociera dopiero gdy dojdzie do dużego nieszczęścia.
OdpowiedzCieszę się, że tutaj w komentarzach jest tak dużo osób, które rozumieją, że można prosić o zmianę w zamówieniu, bo się po prostu czegoś nie lubi. Ja akurat nie mam alergii, ale jest trochę różnych składników, których nie lubię i unikam. No i kiedyś miałam niezbyt przyjemną sytuację na jednym z konwentów. Przed halą, na której odbywał się konwent, ustawił się foodtrack serwujący okonomiyaki. Chciałam sobie kupić, jednak tradycyjnie okonomiyaki polewą się m.in. majonezem, którego nie lubię. Poprosiłam więc bez. Właściciel foodtrucka uznał, że mi nie zrobi i nie sprzeda takiego dania, bo okonomiyaki je się z majonezem i już, jak nie da majonezu to nie będzie smakować tak jak powinno itd. No i nie kupiłam, napisałam negatywną opinię na FB, bo mi się takie podejście do klienta nie spodobało. Na co właściciel foodtrucka udostępnił screen z mojej opinii na swoim fanpage'u i zaczął się ze mnie wyśmiewać. Pod spodem oczywiście zebrało się od ludzi komentujących, że jak można nie lubić majonezu, majonez najlepszy i śmieszków piszących, że proszenie o okonomiyaki bez majonezu to jak proszenie o pizzę bez sera (ciekawostka, ci ludzie pewnie nie wiedzą, że we Włoszech jak najbardziej można dostać pizzę bez sera). Niby nic wielkiego, ale przykro trochę było.
Odpowiedz@ElleS: uwazam, ze majonez to dobro i jak jego poziom w organizmie spada do zera, to sie umiera ;) no ale jesli komus nie smakuje, to na sile wmuszac nie nalezy, wysmiewac sie tym bardziej
Odpowiedzserio nie wiem, co sie komus z moim komentarzu nie podobalo chyba ze tos ma problem ze zrozumieniem komunikatu- niech kazdy je to, co mu smakuje?
Odpowiedz@ElleS: Wydaje mi się, że skoro właściciel nie chce sprzedawać bez jakiegoś składnika, bo np. twierdzi, że to nie będzie dobre (bojąc się o zadowolenie klienta) to ma pełne prawo zaznaczyć, że bez jakiegoś składnika (w tym przypadku ponoć kluczowego), ma prawo odmówić wydania "wybrakowanego" towaru. Tak samo negatywy za UPRZEJMĄ odmowę uważam, za przesadę.
Odpowiedz@ElleS: O ile sprzedawca był uprzejmy i się już na miejscu z ciebie nie wyśmiewał, to nie widziałabym powodu do pisania negatywnej opinii (wystarczy, że na mnie nie zarobili). Co najwyżej neutralno-informacyjna, że są na tyle nieelastyczni, że nie odejmą ci składnika, którego nie lubisz, albo masz na niego alergię ;) Mimo to reakcja właściciela jest jak najbardziej słaba i nieodpowiednia - to też coś mówi o tym człowieku i jego "pomyśle na biznes". Choć osobiście podejrzewam, że mieli jakieś gotowe porcje, już polane majonezem, i dlatego nie mogli ci sprzedać bez - no ale się przecież nie przyzna przed potencjalnymi klientami, że mają gotowce, a nie "ręczne robione tu na miejscu, świeże i jeszcze cieplutkie" ;) Ja nie lubię aronii i nawet w minimalnych porcjach jestem w stanie ją wyczuć - teściowa testowała mnie wielokrotnie (za każdym razem się wielce dziwiąc, że nie lubię tego owocu), więc no... Swego czasu nie lubiłam też rosołu i słyszałam takie same komentarze, ale nie od obcych, bo także od rodziny. No bo jak to możliwe, że się rosołku nie lubi?! To taka zdrowa zupka! Tylko raz w restauracji mi się zdarzyło, że kelnerka nie tylko się nie zdziwiła, ale zaproponowała inną zupę zamiast niego - a była to impreza rodzinna z góry ustalonym menu, więc to nie tak, że zamówiłam rosół, a potem go nie chciałam :D Bo tak to na weselach, czy innych spędach, jak grzecznie odmawiałam kelnerowi nalewającemu rosół, zawsze musiałam się z tej odmowy tłumaczyć (no wiadomo, nie że "musiałam", bo mogłam warknąć, czy zignorować pytanie, ale to takie niegrzeczne dla mnie). Więc nie jesteś sama, zawsze znajdzie się ktoś "dziwny" kto nie potrafi zrozumieć, że można nie lubić czegoś, co "wszyscy" lubią :D Ba! Znam osobę, która np. pizzy nie lubi - niezależnie jakie by miała składniki na sobie, jest dla niej be i koniec :D NO JAK MOŻNA PIZZY NIE LUBIĆ?! :D
Odpowiedz@Ginsei Już podczas próby zamówienia był dosyć uszczypliwy, gdy mówił, że bez majonezu nie poda. Poza tym jadałam to danie bez majonezu w innych foodtrackach czyli nie jest to składnik kluczowy (polewa się nim z resztą na sam koniec).
Odpowiedz@bazienka: Irena Gumowska(autorka książek kulinarnych) stwierdziła że z majonezem i podeszwa smakuje. W domu mamy spory nad wyższością majonezu Winiary a Kieleckiego.
OdpowiedzPo pierwsze: fistaszki to nie są orzechy. Koniec kropka. Po drugie: jaki procent osób jest alergikami, a jaki procent nie jest. Sorry wodzu. Masz alergię, to jest mi bardzo przykro z tego powodu, bo masz pewne ograniczenia i niestety musisz nauczyć się z nimi żyć. Jak nosisz okulary z powodu wady wzroku, to musisz liczyć się z pewnymi ograniczeniami. Jak masz alergie pokarmową, wziewną czy miejscową to też dla swojego zdrowia i życia musisz unikać pewnych miejsc i zdarzeń, które mogły by narazić Ciebie na kontakt z alergenem. W wielu przypadkach ludzie nie chcą lub z powody ograniczeń intelektualnych nie mogą zrozumieć o co chodzi z tymi alergiami, ale Ty jak najbardziej zainteresowana musisz znać swoje ograniczenia i przewidywać, ze na przykład w fast foodzie nikt nie będzie się z Tobą cackał. Ty jesteś jedna , która jesteś uczulona, a sto innych osób nie i one robią przerób i przychód. Do XIX wieku nie było aż tak dużo alergików, bo po prostu wcześnie umierali, a dziećmi nikt tak za bardzo się nie przejmował.
Odpowiedz@Tolek: czy na alergie, czy nie lubi składnika czy ma widzimisię to zamawiając danie bez danego składnika takie ma dostać. Za olanie tego, bo "alergia, phi, wymyśla" można ponieść konsekwencje. Nie wiem w jakich ff byłeś, ale ja w jednym z nich pracuje - na to jesteśmy bardzo wyczuleni, bo można kogoś zapakować w czarny worek. Knajpa łaski nie robi że wyda zgodnie z zamówieniem a jak się nie da(bo np. bułki bez się skończyły) to się gościa informuje a nie udaje głupiego.
Odpowiedz@Izura: To niech że w domu, a nie biednych, skrzywdzonych kucharzy gnębi.
Odpowiedz@Tolek: Jakich biednych skrzywdzonych kucharzy? Jak im tak źle w gastronomi to nikt ich na siłę nie przykuł w kuchni, więc wolna droga. Na ich miejsce znajdą sie inni co potrzeby innych uwzględnią w menu.
Odpowiedz@Tolek: dzięki ludziom, którzy zamawiają to ci "biedni kucharze" mają pracę. I nikt ich nie zmusza do tej pracy.
Odpowiedz@Tolek Również jesem alergiczką - silne uczulenie na wiele produktów, ale to mie oznacza ze mam się ograniczać az za nad to. Idąc do restauracji czy zamawiając jedzenie do domu normą jest, ze proszę o male zmiany i od 30 lat nigdy nie mialam problemu. Ok 7-9 lat temu pracowałam w gastronomii i goście czesto prosili o jakoes zmiany nie uwazam tego za "cackanie sie" i kelnera czy kucharza nie ibteresuje alergoa, wystarczy ze gosc np nie kubi cebuli, wiec jak prosi to zaden klopot nie dodać jej di dania. Jestem urodzonym wczesniakiem z lat 90 i alergię wtedy się tez zdarzały dodatkowomam silne migreny na które nie ma lelarstwa nie działającego tylko doraźnie i spora część społeczeństwa uwaza,ze księżniczkę glowa boli- chętnie oddam Ci oba schorzenia, bo bardzo przeszkadzają w zyciu, moze wtedy zrozumiesz ze choriby istnieją:)jak ich nie masz to się ciesz :)
Odpowiedz@Izura Myślę, ze Tolek to troll internetowy, albo bardzo sflustrowany i jadowity gość z malej miejscowosci bez dostępu do normalnych knajp. Albo dziki ma nowy profil:):) Czekam na wylanie jadu :)
Odpowiedz@Tolek: ten komentarz jest tak żałosny, że nawet nie będę go komentować :D wesołych świąt Trollku!
Odpowiedz@Tolek: też mam alergie i pokarmowe (surowa cebula, sery pleśniowe), i inne (kurz, pierze, pyłki, kosmetyki z wit. C) i jak najbardziej zdaję sobie sprawę ze swoich ograniczeń i nauczyłam się z nimi żyć. Na szczęście mamy 21 wiek i żeby nie umrzeć nie trzeba zamykać się na cztery spusty w domu, bo istnieją rozwiązania, które pozwalają żyć całkiem przyjemnie. Na przykład w hotelu można poprosić o pościel bez pierza, u kosmetyczki o inny krem, a w restauracji o niedodawanie alergenu do potrawy. Jeśli ktoś odmawia spełnienia prośby, można też nie korzystać z tego przybytku i swoje pieniądze zostawić u konkurencji, która je chętnie przyjmie. Danie bez cebuli mogę bez najmniejszego problemu zamówić nawet w McDonalds, a w lepszych knajpach wręcz pytają, czy do krojenia moich warzyw mają użyć osobnego noża. Odpowiedź „nie da się” na prośbę o danie bez cebuli otrzymałam tylko raz, w knajpie, gdzie okazało się, że nie przygotowują świeżego jedzenia na miejscu, tylko odgrzewają gotowe mrożonki kupione w sklepie.
Odpowiedz@Tolek: Dla co poniektórych czytelników powinny być stosowane odpowiednie znaczniki: <IRONIA>, </IRONIA>,<SARKAZM>, </SARKAZM> bo inaczej odczytają wypowiedź bardzo dosłownie. I tak masz rację kucharz to biedny pokrzywdzony przez los człowiek, od którego wymaga się przygotowania potrawy zgodnie z zamówieniem. A co do kelnera - jeśli dany lokal gastronomiczny nie jest w stanie sprostać zamówieniu to albo proponuje coś innego albo informuje o braku możliwości technicznych do przygotowania konkretnej potrawy. jak ktoś tu wspomniał: jeśli nie ma bułek bez sezamu to wystarczy poinformować, że takowych nie ma a nie próbować na siłę przekonać klienta do zakupu towaru, którym nie jest zainteresowany.
Odpowiedz@Tolek: https://www.poradnikzdrowie.pl/diety-i-zywienie/co-jesz/orzechy-ziemne-arachidowe-wlasciwosci-i-wartosci-odzywcze-fistaszkow-aa-6oVR-gGLq-tF41.html sprwdź a potem się odzywaj
Odpowiedz@FrancuzNL: Tolka nie bronię, ale sam sprawdź, bo błysnąć chciałeś i ci nie wyszło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Orzacha_podziemna
Odpowiedz@Tolek: to najlepiej ma tylko w domu jesc? bo deb.ile nie potrafia uszanowac jej preferencji? i nie dodawac jakiegos skladnika? @Izura: a nie mozna tych wspomnianych w historii miejsc gdzies zglosic? jako stwarzajace zagrozenie dla zdrowia lub zycia? @Barbaska: "zanadto", razem
Odpowiedz@bazienka: sprawa cywilna na pewno. Można zgłosić do sanepidu, ale oni ostatnio są zajęci koronawirusem tylko.
OdpowiedzW jakim mieście taki koszmarny poziom w gastronomii? Że się mylą, to zrozumiałe, zdarza się, ale opisana buta restauratorów jest dla mnie szokująca.
Odpowiedz@ynka: piękne miasto nazywano też Krainą Wielkich Jezior, słynące z ponoć najlepszej studenckiej imprezy w Polsce :)
Odpowiedz@reksai Pierwsze słyszę, żeby Olsztyn był nazywany „Krainą Wielkich Jezior”, bardziej okolice na północ od Suwałk
Odpowiedz@choix: nie wiem, może
OdpowiedzZ całym szacunkiem - fistaszki to nie są orzechy. Owszem, nazywane są "orzeszkami ziemnymi", ale to nasiona orzachy podziemnej, należącej do roślin bobowatych (dawniej zwanej motylkowymi) czyli strączkowych. Znacznie bliżej im do fasoli i grochu niż do orzechów. Tym niemniej fakt, że arachidy zawierają silne alergeny jest powszechnie znany, więc kelner powinien był spytać, czy może je podać.
Odpowiedz@Bubu2016: W sumie ciekawe spostrzeżenie, muszę o tym poczytać. Dzięki!
Odpowiedz@Bubu2016: Z całym szacunkiem - fistaszki nie są orzechami w znaczeniu biologicznym (jak słusznie zauważyłeś jest to roślina strączkowa), natomiast JEŚLI CHODZI ALERGIE to jak najbardzej traktuje się je jak orzechy i osoby uczulone na orzechy prawie zawsze są uczulone także na fistaszki (a zwykle to fistaszki są właśnie najsilniejszym alergenem ze wszystkich "orzechów").
OdpowiedzW sumie to nie ma większego znaczenia, czy masz alergię czy nie. Skoro składasz konkretne zamówienie, a pracownik cię informuje, że bez problemu je zrealizuje, to ma zasrany obowiązek to zrobić. Inaczej nie wywiązuje się z zawartej z klientem umowy, czyli oszukuje. A w twoim konkretnym przypadku, kiedy w grę wchodzi twoje zdrowie, to już w ogóle. Powinna istnieć jakaś instytucja, która w takich przypadkach zamknęłaby lokal na kilka tygodni, to reszta szybko by się nauczyła, że z umowy trzeba się wywiązać. Ewentualnie wprowadzić taki system jak w USA, gdzie takie rzeczy załatwia się w sądzie i można dostać naprawdę duże odszkodowanie.
OdpowiedzJa rozumiem składniki potrawy "wewnątrz", ale litości, o posypki, bułki czy sosy (nie będące integralną częścią dania) nikt nie powinien robic problemów! Myślałam że gastro powibno zależeć na klientach. Nie mam alergii, ale nie lubię kilku(dziesięciu) rzeczy. Ot, wybredna. Ale jak w burgerowni poprosiłam o podmianę bułki - bez problemu. Gdzieś o nie posypywanie pietruszką - zwykle nie posypują. Jedyne co to jak przy zapiekance sytalam o pieczarki "nie, nie ma" no to się nie najadłam i więcej nie wróciłam. Ale informować powinni zawsze jak "nie da sie spełnić specjalnej prośby". Ja nie wyląduje w szpitalu od tego, ale inni mogą
Odpowiedz@Allice: prośba o podanie dania bez jakiegoś składnika „wewnatrz” tez jest dobrym testem, czy dana restauracja serwuje świeże potrawy, przygotowywane na bieżąco. Bo o ile rozumiem, że gulasz czy inne danie wymagające długiego przygotowywania jest zrobione wcześniej i odgrzewane, to niemozliwosc zmodyfikowania sałatki, jest wyraźnym sygnałem, że trzeba uciekać i nie wracać
Odpowiedz@Crannberry: no właśnie te zapiekanki były niby na świeżo... I akurat bez kolejki żeby zapomnieli... Ale przyznaję że zrobiłam im reklamę bo mi pod samą pracą stali. Ale i tak raczej klientów z pewnych względów mało nie było
Odpowiedz@Allice: Możesz to dokładniej wyjaśnić? Obsługa ci powiedziała, że w zapiekankach nie ma pieczarek a faktycznie były?
OdpowiedzFistaszki nie są orzechami, to roślina motylkowa sa spokrewnionego z bobem, to Ty się mylisz a kelner mial rację. To staly błąd zaliczanie fistaszków do orzechów. Fistaszki sa z grupy: bob, groch, fasola - rośliny motylkowe. Potrafią dawac bardzo silne reakcji alergiczne. Ale to zupełnie inna grupa alergizująca
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2020 o 13:05
@maat_: Okej, to już było mi wyjaśnione wcześniej. Przyznaję się do błędu :) Co nie zmienia faktu, że fistaszki są jednym z popularniejszych alergenów na świecie i wypadałoby najpierw zapytać, czy może być posypka z tegoż produktu, by uniknąć ponownego przygotowywania deseru.
Odpowiedz@reksai: "Nie wierz we wszystko co jest napisane w internecie" Abraham Linkoln. Sprawdź- https://www.poradnikzdrowie.pl/diety-i-zywienie/co-jesz/orzechy-ziemne-arachidowe-wlasciwosci-i-wartosci-odzywcze-fistaszkow-aa-6oVR-gGLq-tF41.html
OdpowiedzNie rozumiem ludzi, raz zlożyłam skarge na personel w knajpie serwujacej miedzy innymi swiezo wyciskane soki. Nie mam alergii, nie jestem wybredna, ale akurat zachcialo mi sie wyciskanego soku bez marchewki. Nie była to specjalna prośba, w regularnym menu mieli taka opcję. Gdy podano mi sok, marchewka byla wyczuwalna, poprosilam koleżanke o sprobowanie, tez czuje marchewke. Mogłam wypic, ale doszlam do wniosku, że nie taki zamawialam, a gdybym byla alergikiem to mogloby sie to źle skonczyć. Odnioslam sok i poprosilam o nowy, gosciu sie kłocił,że on przygotowywal i na pewno nie bylo tam marchewki. No tak :) pewnie ja i koleżanka mamy omamy smakowe ;) Ostatecznie łaskawie zrobil nowy sok podobno tak samo jak wczesniej i jakims cudem nie bylo tam marchewki ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2020 o 13:40
O ile alergia na orzechy jest w miarę popularna, tak ja nie toleruję ogórków. I dopiero wtedy jest śmiesznie, gdy tłumaczę, że jeśli zjem ogórka to potem następny cały dzień umieram, bo mój organizm intensywnie się z niego oczyszcza, a ludzie twierdzą, że to moje widzimisię, bo ogorek jest warzywem, a warzywa nie szkodzą.
Odpowiedz@Habiel: u mnie tak działa surowa cebula (bo smażoną mogę jeść nawet łyżką). I to nie dość, że sama nie mogę przełknąć surowej (wyczuję nawet odrobinę), to mdłości wywołuje u mnie nawet jak ktoś inny zje, a ja od niego poczuję. Powiem tak, „terroryzowanie” towarzystwa przy stoliku, żeby tez nie jedli cebuli, wywołuje reakcje dalekie od sympatyzujących ;)
Odpowiedz@Habiel: Mam alergię na melona, brzoskwinię i nektarynę. Z jakiegoś powodu czesto ludzie uważają ze brzoskwiń z puszki to nie dotyczy i teraz zaskakujący ciag logiczny: bo ananasy z puszki jem. Probuje tłumaczyć ze jem bo nie mam na nie alergii a nie dlatego, że bycie z puszki likwiduje alergen. Slabo mi idzie
Odpowiedz@Crannberry: Córka moja ma awersję do pomidorów(alergii raczej nie) Nożem którym był przekrojony nie posmaruje juz chleba bo capi???? Ściagnięty z kanapki dyskwalifikuje ją,nie ruszy.Jak ostatnio kupowała mi do domu te małe to ja trzepało jak musiała wrzucać do woreczka. Problemy w knajpach bo po prostu ściagają z dania a ona i tak wyczuje. Ale pomidorową zupkę wciaga jak i sosy do pizzy. Nie ogarniesz.
Odpowiedz@Balbina: Co do pomidorów to mogę przybić piątkę z twoją córką - kocham ketchup, zupę pomidorową, ale gołego pomidora połóż mi na kanapkę, to się nie polubimy :D
Odpowiedz@Balbina: doskonale ją rozumiem. Cebula - surowa przyprawia mnie o torsje, bez smażonej nie wyobrażam sobie pierogów. Kawa? Zgiń przepadnij siło nieczysta! Ale tiramisu chętnie wciągnę. Truskawki uwielbiam, ale przetworzonych w formie dżemu czy czegokolwiek o smaku truskawkowym nie tknę. Odwrotnie z czarną porzeczką. Surowa jest okropna, ale dżemy, soki, smoothie czy cukierki - najlepszy smak na świecie
Odpowiedz@Crannberry: Co do czarnej porzeczki to nauczyłam się ja jeść na koloniach jako mała dzieczynka. Kiedyś były organizowane w szkołach wiejskich i na jedniej z nich wzdłuż płotu rosło chyba z 10 krzaków. I tak sobie stałam i po jednej jadłam.Trzepało mnie ale za chwilę skubałam następną.No i mnie wciągnęło. No cóż,kolonie trwały dwa tygodnie.Ani jedna porzeczka nie przetrwała.
Odpowiedz@Habiel ja tam bym nie śmiała się z tego, że ktoś ma alergię nawet jak jest tak rzadka na świecie, że jesteś pierwszą osobą. Ale rozumiem, rozumiem.
Odpowiedz@Balbina Ale o co chodzi? Obróbka dość radykalnie zmienia smak pomidora. Też nie lubię surowych, a wszelkie pomidorowe sosy, zupę i ketchup bardzo lubię. Co ciekawe, z innymi warzywami i owocami mam odwrotnie. Rodzina z uporem godnym lepszej sprawy przez 30 lat usiłowała zmusić mnie do jedzenia pomidorów, bo jak to: jeść ogórka, a pomidora nie.
Odpowiedz@Crannberry: ja mam podobnie z buraczkami. Gotowane w kawałkach, barszcz czerwony, starte na grubej tarce - bez problemu. Starte na miazgę wrócą tą samą drogą, którą weszły.
Odpowiedz@Jorn: O nic nie chodzi. Ktoś kto lubi pomidory nie zrozumie tego co nie lubi. Koniec i kropka
Odpowiedz@Balbina: chyba rozumiem, nie lubie bananow ale cokolwiek o smaku bananowym juz tak :)
Odpowiedz@Crannberry: no i po co te minusy dla Cranberry? ja nie toleruje (psychicznie) twarogu, na sam zapach mam odruch wymiotny i tez nieszczegolnie jestem w stanie siedziec obok kogos jedzacego twarozek ze szczypiorkiem czy serek wiejski, bo mi sie po prostu cofa od tego zapachu... @Kumbak: a to niechec do konkretnych konsystencji, niektorych rzeczy nie przelkne, rosna w ustach i nie ma zmiluj, np. brei w typie owsianki
Odpowiedz@bazienka: stawiam na względy osobiste. Mam tu kilku „fanów”, którzy walą minusy, jak tylko widzą mój nick ;)
Odpowiedz@bazienka Myślę że za to "terroryzowanie" ludzi, że skoro ona cebuli nie lubi to inni też mają nie jeść bo nie podoba jej się zapach. Dla mnie to też przegięcie.
Odpowiedz@bazienka: Bo narzucanie otoczeniu co mogą jeść, a czego nie jest już po prostu chore. W sumie najczęściej spotykane u tzw. wojujących wegetarian, ale jak widać nie tylko. Też mam wiele potraw, których nie lubię i których zapach mi przeszkadza, ale nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby w związku z tym komuś zabraniać. I szczerze mówiąc wyśmiałbym po prostu osobę, która by mi powiedziała, że mam czegoś nie jeść, bo ona nie lubi.
Odpowiedz@Crannberry: minusy za nick? znam znam... @Agelar: ja ja rozumiem niestety, bo mam podobnie z twarogiem ale niech kazdy je, co tylko chce, jak ja mam problem z jakims zapachem, to ja odchodze od stolu i tyle :) @MarcinMo: mysle ze troche przerysowales ten komentarz... mdlosci to cos, na co nie masz wplywu, to nie jest np. wkurzenie, ktore mozesz powstrzymac, tu chodzi o powstrymywanie wymiotow...
Odpowiedz@Agelar: @MarcinMo: to nie jest kwestia, że nie lubię zapachu, bo mi się nie podoba. Mam odruch wymiotny. Na wolnym powietrzu w miarę spoko, bo zapach się rozejdzie, ale w zamkniętym pomieszczeniu, a już szczególnie w samochodzie skończy się pawiem.
Odpowiedz@MarcinMo: ale może odróżniamy światopogląd od alergii, bo to dwie różne rzeczy. Wojujący weganin zabraniający towarzystwu jedzenia mięsa, bo on chroni zwierzatka, to nie to samo, co alergik, którego organizm reaguje w określony sposób na kontakt z alergenem. Nie wyobrażam sobie wyśmiania kogoś, kto prosi np o powstrzymanie się od jedzenia orzechów, których sam zapach może wywołać u niego wstrząs anafilaktyczny. To byłoby nie dość, że szczytem buractwa, to jeszcze tępoty umysłowej - ryzykować czyimś zdrowiem i życiem w imie postawienia na swoim. Zresztą u mnie problem dotyczy małych zamkniętych powierzchni typu samochód czy nieklimatyzowane biuro. W takich miejscach zasady dobrego wychowania i kultury osobistej i tak nakazują powstrzymanie się od spożywania jakichkolwiek „śmierdzieli”. W klimatyzowanej restauracyjnej sali niech sobie jedzą nawet surströmming zagryzając durianem :)
Odpowiedz@Crannberry: masz racje, ostatni facet, z ktorym sie spotykalam, ma tak z rybami nie tylko jesc nie moze, ale jak np. smazy sie rybe przy nim, to dostaje dusznosci
Odpowiedz@bazienka: mój tak ma z jajkami. Jako dziecko miał na nie silną alergię, z wiekiem mu trochę przeszło, tak że teraz jest w stanie zjeść np. naleśnika, czy inne rzeczy, do których dodaje się jajka. Takiego w czystej postaci nie tknie, a jeśli smażę sadzone lub jajecznicę, on musi wyjść z kuchni, bo go biorą wymioty od samego zapachu. Zawsze się w domu uprzedzamy, jak jedno będzie jeść jajka/cebulę, żeby to drugie zdażyło się ewakuować :)
Odpowiedz@Crannberry w ciąży na wymioty brał mnie zapach smażonego kurczaka w curry, a mój stary się tym zajadał kilka razy w tygodniu. Co najlepsze, jak był na talerzu i nie czułam przyrządzania to mogłam zjeść. Ja mam alergię na jabłka surowe, pieczone, smażone z gotowane nie szkodza. Mój stary ma alergię na paprykę czerwona, proszkowana słodka mu nie szkodzi, ale np świeża pieczona, to już jej sam zapach powoduje duszności.
OdpowiedzKurcze, fajnie fajnie ze Twoja alergia jest wyzwalana większa ilością składnika pokarmowego, ale to się może zmienić... poziom gastro w tym mieście jest kiepsciutki, jest może kilka porządnych lokali, gdzie gość jest gościem, a nie intruzem.
OdpowiedzMam alergię na sierść zwierząt, najgorzej mam z kotami. Mimo, że bardzo lubię zwierzęta, gdy odwiedzam kogoś nowego zawsze pytam o to, czy w domu są zwierzaki. Jeśli ktoś ma 3 koty to rezygnuję z wizyty, w zamian słyszę "to ja je wywalę na balkon albo na podwórko". No nie. W domu wszystko jest przesiąknięte zapachem i sierśćią zwierząt i samo wywalenie zwierząt na dwór nic nie da. "Ale naprawdę, aż tak ci źle?" No tak! Tak mi źle, że się duszę i gały mi wychodzą z orbit.
Odpowiedz@KatiCafe to też kiedyś musiałam tłumaczyć teściowej. Ma 4 koty, a jej druga synowa ma alergię na koty. I wielkie pretensje, że nigdy jej nie odwiedza. Któregoś dnia zostało zasugerowane, że jak jej tak zależy, to niech da koty na jeden dzień do zaprzyjaźnionej sąsiadki i wypucuje naprawdę porządnie cały dom, to wtedy zobaczymy czy reakcja alergiczna też będzie taka silna. "NIKT MI NIE BĘDZIE MÓWIŁ, ŻE MAM SPRZĄTAĆ W DOMU!"
Odpowiedz@Orava Moja lepsza połowa ma to samo, ale w małej intensywności, więc w przypadku wizyty kilkugodzinnej nie ma problemu. Ostatnio zauważamy, że coraz więcej hoteli ma na stanie koty lub psy, ale o tym nie informują. Gdyby nie fakt, że rzadko nocujemy w jednym miejscu dłużej niż jedną noc, a w przypadku dłuższego pobytu w hotelu tylko śpimy, mógłby być problem.
Odpowiedz@KatiCafe: nieogarniam takiej logiki przeciez jak w domu jest pies, to od progu nim smierdzi niezaleznie od tego, czy przebywa w mieszkaniu akurat, czy na spacerze podobnie z papierochami, wali nimi mieszkanie nawet jesli akurat nikt w nim nie pali ponadto zwierzeta klacza wszedzie, wiec wszelkie dywany i kanapy sa potencjalnymi siedliskami alergenow
Odpowiedz** nie ogarniam, osobno oczywiscie :)
Odpowiedz@KatiCafe: Mam kolegę, który ma alergię właśnie na koty. Nieco słabszą od Twojej, bo ma jedynie czerwone łzawiące gały, oraz lekko utrudnione oddychanie. Swego czasu miałem kota - bardzo fajnego. Tak się polubili, że jak kolega zostawał na noc u mnie w domu, to kot przychodził do niego do łóżka i całą noc spał u niego w nogach. Okupował to zawsze tym co w pierwszym zdaniu, ale jak sam mówił - za bardzo lubił tego sierściucha, żeby mu odmówić.
OdpowiedzJa też mam problemy z alergią. Nie spotkało mnie póki co nic takiego w restauracji, ale z rodziną miałam niezłe przeboje. Dostaję zaproszenie na urodziny wraz z prośbą o przypomnienie na co jestem uczulona. Odpowiadam i dodaję, że jeśli ciocia nie chce się kłopotać, to ja mogę sobie coś sama przynieść. C: Nie, o nic się nie martw, ja ci coś tu przyszykuję, jaka byłaby ze mnie gospodyni gdyby do mnie goście z jedzeniem musieli przychodzić? A potem na urodzinach wylądowałam z samą sałatą skroploną wodą dla urozmaicenia, bo nic innego na stole nie mogłam tknąć. "A bo ty tyle masz tych alergii, że zapomniałam". Po kilku takich atrakcjach musiałam zrezygnować z odwiedzania pewnych osób.
Odpowiedz@Orava: Bardzo przykre. Zrozumiałabym jeszcze gdyby coś takiego podali ci znajomi dla żartu, ale dorosła osoba? To po co w ogóle pytała, na co masz alergię, skoro dała ci kawałek liścia? Naprawdę żałosne i mega nietaktowne zachowanie...
Odpowiedz@reksai: Z tego co zrozumiałam, to ciocia "nie dała liścia", tylko raczej uznała, że Orava się dostosuje do reszty i nie będzie "wydziwiać", jak już jest na miejscu. A Orava sama sobie tego liścia wyciągnęła spośród smakołyków, żeby cokolwiek móc zjeść.
OdpowiedzCo oczywiście nie zmienia faktu, że ciocia się bardzo źle zachowała. Skoro już dostała zbyt pokaźną dla niej listę alergenów, to mogła spasować i powiedzieć krewnej, żeby jednak przygotowała sobie jedzenie. Co za różnica, czy przywiezie własne jedzenie, czy będzie musiała tylko listek sałaty zjeść - dla gospodyni powinien to być co najmniej porównywalny wstyd.
OdpowiedzDlaczego w sieciówkach takich jak Costa Coffee czy Starbucks mają więcej rozumu i zrozumienia dla osób z alergiami, a w restauracjach czy fast foodach nie? Bardzo często odwiedzam właśnie sieciówkowe kawiarnie. Ludzie pracujący tam są zazwyczaj mili, uprzejmi, czasami jednak gdy poproszę o coś dodatkowo NIEPŁATNEGO - w moim przypadku zamówienie posypać cynamonem, który lubię baaardzo w kawie tamtejszej - to zapominają, ale to mało często, wtedy im przypominam no i przepraszają za swoje gapiostwo i dosypują ten cynamon. Bez problemu. Wiem, że jest tam mega drogo, ale dla takich miłych pracowników sumiennie pracujących i wyrozumiałych warto nawet niewielki napiwek zostawić, serio. Aż chce się tam wracać. Robią takie zamówienia, jakie klient chciał, nie awanturują się, są opcje np. bez laktozy, sojowe, migdałowe, takie a siakie... serio.
Odpowiedz@asianagrande: to chyba zależy od knajpy, jej polityki i tego, kto w niej pracuje. Podobnie jak z wrzątkiem. W jednych knajpach jak po złożeniu zamówienia poprosisz o kubek wrzątku, to ci go po prostu dadzą, a w innych zrobią cyrk, bo nie, bo nie ma jak wbić na kasę, albo sprzedadzą ci go w cenie całej herbaty
Odpowiedz@asianagrande co to za forma językowa „mało często”? Poza tym cynamon możesz dodać sobie sama - czeka na wyspach w lokalu
OdpowiedzNie rozumiem jednego. W restauracjach i knajpach mają taki poziom buractwa, lenistwa i braku sumienności? Dlaczego w sieciówkowych kawiarniach jak Starbucks czy Costa Coffee dbają serio o klienta? Wiem co piszę, jestem stałą klientką w tych szacownych OBU kawiarniach. Opcji full - bez laktozy, bez orzechów, mleko sojowe, migdałowe, kokosowe, takie a siakie... Dodatkowo pracownicy mili, sumienni, chętni do pomocy, wyrozumiali... Czasem zapominają dodać jednak tego co trzeba - w moim przypadku cynamon do kawy, który uwielbiam. Jednak to szczegół, wystarczy przypomnieć im, że złożyłam zamówienie z tą przyprawą i przepraszają no i dodają ten nieszczęsny cynamon. Naprawdę. Mimo, że ceny z kosmosu - co jest jedyną piekielnością - to nawet niewielki napiwek dla takiej obsługi aż się chce zostawić. Oczywiście, nie mówię, że dosłownie wszędzie w każdej kawiarni tych sieciówek są tacy wspaniali - w końcu nie byłam na całym świecie, by tak mówić - ale w tych, których bywałam... serio, aż nierealne. Dbają tam o klienta, naprawdę. A tutaj co opisuje autorka... no kurde. Ludzie z historii tej nie powinni w ogóle pracować tam gdzie pracują. Czemu nie zgłaszałaś tego? Nie rozumiem. Powinni dostać wypowiedzenie z wilczym biletem.
Odpowiedz@asianagrande: Jedną sytuację opisałam na facebooku, wspomniałam o tym w historii. O akcji z zamówieniem na dowóz boję się trochę mówić publicznie, bo to jedna z najbardziej lubianych restauracji w mieście - spróbuj wystawić im negatywną opinię na fejsie, to klienci cię zjedzą. Generalnie to klienci często podzielają zdanie kucharzy/kelnerów - że ludzie to wymyślają z tymi alergiami, że teraz to każdy na coś uczulony... po opisaniu sytuacji z burgerowni nie chce mi się kręcić kolejneo shitstormu, wolę już mieć święty spokój.
Odpowiedz"mój przypadek nie jest jeszcze aż tak beznadziejny" Obawiam się, że musisz jednak bardzo uważać na wszystko nowe, co jesz, bo nowy rodzaj orzecha może mieć fatalne konsekwencje. Przekichane.
OdpowiedzTo trzeba jeść w domu a do restauracji chodzić np. na herbatę. Taniej i bezpieczniej. Teraz wszystko pozamykane to nie ma już takich problemów!
Odpowiedz@voytek: zrób fikołka
OdpowiedzRównież mam alergię na orzechy i znam ten ból. Niestety, u mnie nawet zjedzenie jednego orzeszka kończy się wstrząsem anafilaktycznym. Już dawno zrezygnowałam z jedzenia w knajpach, nawet chleb sama piekę. Bardzo uciążliwe na co dzień i niestety niebezpieczne :/ Raz przeżyłam wstrząs anafilaktyczny i nie życzę tego nikomu :(
Odpowiedzja bym po prostu z tych restauracji wyszla bez placenia, skoro traktuja mnie jak histeryczke jesli zamawiasz przez pyszne.pl czy inny portal, to chyba mozna zareklamowac zamowienie i prosic o zwrot pieniedzy tylko argument finansowy podziala na takich de.bili
Odpowiedzmiło wiedzieć, że nie tylko ja mam takie problemy, high five :D
OdpowiedzJa wprawdzie nie mam alergii tylko lekkie nietolerancje. Różnie reaguję na produkty z laktoza i surowa cebulę. Dla bezpieczeństwa nie jem ich poza domem, bo nie wiem czy nie zaatakuje mnie biegunka. Zazwyczaj jest to uszanowane, ale nie zawsze. Jeśli chce jeść jakieś fast foody to niestety najlepsza opcją jest kebab, bo widzę jak jest przygotowany i nie mają problemu z niedawaniem cebuli. Niby szpitalem to się nie kończy, ale siedzieć 30 minut w publicznej toalecie nie jest komfortowo.
OdpowiedzWymaganie bezglutenowego pieczywa - źle, wymyślanie. Wymaganie jedzenia bez orzechów - źle, wymyślanie. Pójście do kosmetyczki i wymaganie konkretnego koloru lakieru- standard. Pójście do fryzjera i wymaganie konkretnej fryzury - standard. Pójście do sklepu z elektroniką i wymaganie sprzętu o konkretnych parametrach - świetnie, widać, że ktoś się zna. I czego tu nie rozumieć?
OdpowiedzAlergii nie mam na szczęście, ale mam kilka znienawidzonych potraw/składników przez co nie jem 80% dań kuchni polskiej. Jeśli coś zawiera majonez, pochodne kapusty czy ocet to uciekam. Wszelkie bigosy, łazanki, kapuśniaki, sałatki, słoiczki wywołują u mnie odruch wymiotny. Przez to nienawidzę odwiedzać ludzi w święta czy uroczystości. Podobnie reaguje na brzoskwinie. Jestem w stanie wyczuć tymbarka brzoskwiniowego otwieranego w drugim pomieszczeniu. Oczywiście również słyszę, że jak to można nie lubić bigosu, albo najlepsze: w tej sałatce wcale nie czuć majonezu. Ludzie na prawdę nie rozumieją, że jeśli się czegoś nienawidzi to nie da się pominąć tego smaku/zapachu.
Odpowiedz