Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sporo się ostatnio dzieje, COVID trzyma ludzi w domu, frustruje, zagania do…

Sporo się ostatnio dzieje, COVID trzyma ludzi w domu, frustruje, zagania do social mediów, naród nam się rozpolitykował i po obserwacji tego wszystkiego naszła mnie refleksja.

Prawa. Równość. Wybór. Oczywiście jestem w 100% za wtedy, gdy to nie szkodzi innym i gdy jest możliwe.

Mam jednak wrażenie, że już nie nieliczne wyjątki, ale wręcz większość ludzi nie dostrzega tych dwóch istotnych warunków.

Równość? Jasne. Nie traktujemy kogoś gorzej dlatego, że nie odpowiada nam jego pochodzenie czy światopogląd, ale jeśli sprawia zagrożenie dla innych to oczywiście musimy go potraktować inaczej niż tych, którzy tego zagrożenia nie sprawiają. Zarażasz groźną chorobą? Nie idziesz na piwo z kolegami, bo mogliby przez to umrzeć i żadna deklaracja praw człowieka tego nie zmieni, bo zarazki mają w d* nasze papierowe ustalenia.

Prawa? Jasne, ale w wielu przypadkach to oznacza prawo do podjęcia drogi do celu, a nie prawo do automatycznego znalezienia się na jej końcu. Każdy może zdawać na studia, nie każdy się dostanie i nie każdy je skończy, a jeśli będziemy w ramach równouprawnienia bez końca to ułatwiać, to w końcu zawali się jakiś wieżowiec wzniesiony przez inżynierów z równouprawnieniowym dyplomem i ktoś zginie, bo grawitacja i właściwości materiałów mają w d* nasze ideały.

Obywatele drugiej kategorii? Niektórzy urodzili się z pewnymi cechami, które nie czynią ich gorszymi ludźmi, ale sprawiają, że pewnych czynności po prostu nie mogą skutecznie wykonywać. Ociemniały nie zostanie pilotem, bo nic nie widzi, a nie dlatego, że ktoś go nie lubi. A jeśli siądzie za sterami, to zabije siebie i być może kogoś jeszcze, bo fizyka ma w d* nasze prawa.

Nieocenianie innych? Nie mam nic przeciwko, ale jeśli jesteś chorobliwie otyły/a to jesteś chory/a. Oczywiście możesz wymagać,by nazywano twoje ciało pięknym, można nawet nakazać to ustawą, ale i tak umrzesz przedwcześnie, bo biologia ma w d* zakaz oceniania.

Jestem przerażona widząc całe chmary roszczeniowych pięciolatków (edit bo widzę, że nie wszyscy zrozumieli: mentalnych pięciolatków w wieku dowolnym), które zapomniały, że istnieje coś takiego, jak rzeczywistość i ostatecznie to ona dyktuje warunki.

Nie wiem, jak długo jeszcze dobrobyt i bezpieczeństwo zachodniego świata będą w stanie roztaczać ochronny parasol nad g*wniarzami nie chcącymi przyjąć do wiadomości, że czasami po prostu pada deszcz i na nic się zda wycie o prawie do ładnej pogody.

Ostatni rok pokazuje, że już nie za długo.

kiwi

by KoparkaApokalipsy
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Face15372
18 22

To wpis na bloga, a nie piekielnych.

Odpowiedz
avatar Meliana
19 23

Ale o kim, lub o czym jest ta historia? Co tutaj konkretnie jest piekielnością? Bo dzielenie się przemyśleniami - ok, przydaje się, żeby zarysować tło zwłaszcza jakichś mniej oczywistych sytuacji. Tylko że tutaj wrzuciłaś tło, a zabrakło sedna... Ucięło ci coś, czy portale pomyliłaś?

Odpowiedz
avatar Puszczyk
12 24

@Meliana: Piekielne są czasy, w których zabrania się aborcji patoembriologicznej, a na Rzecznika Praw Dziecka wybiera się bobka, który bije brawo peanom na cześć pedofilów, bo przecież każdy może ulec pokusie. I wszystko w imię szacunku do człowieka i dziecka. Piekielny jest dualizm standardów, gdzie od jednych wymaga się absurdalnego nieoceniania (bo ocenianie to zuo), płacenia podatków i uczciwości na każdym kroku oraz morderczej pracy aż do grobowej deski, podczas gdy w tym samym czasie inni mogą cie poniżać, gnoić, kraść i kłamać jak np robi to z nami rząd, który rozdaje kluczowe stanowiska według koligacji rodzinnych i kolesiowskich i wtedy to jest OK. Bo "NAM" wolno, a Tobie nie.

Odpowiedz
avatar annabel
3 19

Rownosc nie znaczy ze wszyscy maja dostac absolutnie to samo, ale powinno to znaczyc, ze wszyscy powinni miec szanse osiagnac to samo. Dzieciak z bogatej rodziny moze studiowac gdzie chce, z biednej potrzebuje pomoc- stypendia, lub przyjecie na universytet w kraju, bo nie moge sobie pozwolic na studia za granica. To nie znaczy, ze wiezowiec nim postawiony bedzie gorszy. Kobiety zarabiaja mniej, niz mezczyzni na tych samych stanowiskach, do tego to na ich barkach jest ciaza i urodzenie dziecka, czesto tez opieka. Wiec juz na starcie sa czesto na straconej pozycji (np. Przez ciaze zagrozona straca rok w pracy)? Prosze sobie wpisac do internetu equality vs equity, bardzo prosty obrazek pokazuje o co chodzi

Odpowiedz
avatar Etincelle
9 15

@annabel: ale właśnie chodzi o to, że nie wszyscy mają szansę osiągnąć to samo. Owszem, często nie z ich winy, ale to niczego nie zmienia. Nie mogłabym zostać fotografem, malarką, rzeźbiarką itp., bo mam zerowe zdolności plastyczne i pokrewne. Jasne, byłabym w stanie pewne rzeczy wyćwiczyć, ale i tak poległabym w momencie, w którym miałabym sama wymyślić "coś ładnego" - no nie potrafię, nie chodzi o to, że bym tego nie stworzyła (bo to się pewnie da wyćwiczyć właśnie), ale po prostu nie wymyślę/nie zaplanuję/nie zaprojektuję. I to dla wszystkich jest oczywiste i nikt nie widzi w tym nic dziwnego, że na ASP bym się nie nadawała. Moja wina? Nie. Tylko co z tego? Z drugiej strony mamy np. osoby z dysleksją. To też nie ich wina, bywa. Ale takie osoby dostają już fory na wszelakich egzaminach. I z jakiej racji? Dlaczego dyslektyk X ma mieć tyle samo punktów z egzaminu maturalnego co niedyslektyk Y, mimo że ten drugi spisał się o wiele lepiej? Dlaczego mają mieć równe szanse, jeśli chodzi np. o dostanie się na polonistykę? Naprawdę chcemy, żeby później nauczyciel z dysleksją uczył dzieci języka polskiego? Albo zajmował się korektą powieści? Oczywiście, że niektórzy od razu - pod pewnymi względami - są na straconej pozycji. Oczywiście, że to nie zawsze ich wina. Oczywiście, że nie zawsze da się coś z tym zrobić. Problem w tym, że takie usilne wyrównywanie szans na papierze zaciemnia obraz rzeczywistych predyspozycji/umiejętności danej osoby. A ja bym jednak wolała mieć pewność, że jeśli zlecę poloniście korektę, to ta osoba skończyła studia, bo zasady pisowni ma w małym palcu, a nie dlatego, że "tak wyszło z punkcików"; że jeśli skorzystam z usług firmy zajmującej się przeprowadzkami, to przyślą mi silnych chłopów, a nie staruszkę, kobietę w ciąży i otyłą panią, która zasapie się, zanim dojdzie do mojego mieszkania; że babka od mycia okien nie będzie mieć lęku wysokości uniemożliwiającego jej wejście na drabinkę, a ratownik na basenie nie będzie nosił wypasionego elektronicznego aparatu słuchowego, z którym do wody nie może skoczyć, a bez którego - nie usłyszy zupełnie nic. I, co najlepsze, to ostatnie to nie jest wymyślony przykład. Naprawdę istnieje facet z papierami ratownika, który do wody nie wskoczy i się do tego przyznaje. Ot, równe szanse, nie?

Odpowiedz
avatar Bryanka
10 10

@Etincelle: Ja myślę, że annabel chodziło o to, że jeżeli mamy dwójkę uczniów o podobnych zdolnościach tylko jednego stać na pójście na studia, a drugiego nie, to ten biedniejszy powinien mieć dostać tą szansę w postaci stypendium. Mówimy tu o ludziach, którym się chce, bo niestety mamy też na swiecie "dzianych" ludzi, którzy są kompletnymi nieukami i nierobami, a i tak dostają co chcą z racji statusu społecznego. A to co ostatnio zauważyliśmy z mężem, to ogromną i wciąż powiększającą się przepaść między klasami społecznymi w UK.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
10 12

@Etincelle: ale dysleksja to zaburzenie rozwojowe. Po prostu taka osoba będzie uczyć się dłużej lub innymi metodami, ale ostatecznie może tak samo być dobrym specjalistą, który nie będzie popełniał błędów. U nas niestety traktuje się to jak wymówkę przed nauką, która ma tłumaczyć wszystko. W miejscach, gdzie nie da się tego przeskoczyć, to posiadanie pewnych uprawnień jest prawnie zablokowane np daltonista może mieć prawo jazdy, ale nie może być zawodowym kierowcą.

Odpowiedz
avatar annabel
6 10

@Etincelle moj byly jest dyslektykiem. W czasach, kiedy chcial studiowac, nie dostal sie przez to. Pracowal jak kierowca autobusu i teraz, kiedy ma 40,wlasnie dzieki temu, ze mial szanse zdawac egzamin na warunkach dla dyslektykow, uzyskal odpowiednie punkty, zeby go przyjeli na uniwersytet. Studiuje psychologie trzeci rok i swietnie mu idzie. Mysle, ze bedzie naprawde dobrym psychologiem. Wiec wedlug twojej opinii sie nie nadaje na psychologa, bo ma dysleksje... Nikt kto nie umie grac na instrumencie nie pojdzie zdawac do Akademii muzycznej, bo moze. Ale bylaby szkoda, kiedy ktos, kto ma talent, nie moglby zdawac, bo mu brakuje punktow np przez dysleksje

Odpowiedz
avatar Etincelle
-3 7

@annabel: okej, tylko że tutaj jego dysleksja nie będzie miała wpływu na pracę. Druga rzecz: w czym on jest lepszy od osoby, która ortografii ani w ząb, ale dysleksji nie ma? Dlaczego on nie musi umieć, a ktoś inny - już tak? Albo jakaś umiejętność jest wymagana do czegoś (egzaminu, stanowiska itp.), albo nie. Nie powinno być tak, że jeden musi, a drugi nie. Wyobraź sobie, że jesteś kandydatem, który by się dostał na uczelnię, gdyby dyslektyk był oceniany wg takich samych kryteriów, a który się nie dostał, bo "dyslektyk może mniej". Niefajnie. I jaki efekt? Ktoś pisze gorszą pracę, ale wynik ma lepszy. To nie jest dobre rozwiązanie, niezależnie od tego, czy Twój były będzie dobrym psychologiem czy nie.

Odpowiedz
avatar Shi
2 4

@Etincelle: ale tak właśnie jest - jeśli jesteś leniem, co mu się nie chce uczyć ortografii (ale nie dys) to możesz zdać polski na minimum na maturze i zdać inne przedmioty. Nikt nie ma prawa na maturze z biologii odejmować punktów za interpunkcję czy ortografię (chyba że to słownictwo specjalistyczne). A przedmiot specjalistyczny będzie bardziej punktowany niż podstawa matury obowiązkowej (przynajmniej tak było gdy ja szłam na studia)

Odpowiedz
avatar Etincelle
-3 5

@Shi: wiem, że tak jest, ale nie rozumiem, do czego zmierzasz. :P Mi chodziło o to, że nie można mówić o wyrównywaniu szans, jeśli efektem tych działań są tak naprawdę - paradoksalnie - nierówności. Jeżeli jeden musi umieć więcej, a drugi mniej, to jakie to wyrównanie? Zawsze powinien liczyć się efekt, bo przecież - później, poza szkołą - tylko on się tak naprawdę liczy, a nie to, dlaczego ktoś ma z czymś problem.

Odpowiedz
avatar ElleS
-4 6

Mylicie wszyscy dysleksję z dysortografią. Dysleksja to nie robienie błędów, tylko bazgranie jak kura pazurem. Przyjaciel ma dysleksję i dostawał więcej czasu na sprawdzianach po to, żeby mógł pisać wolniej i żeby dzięki temu nauczycielom było łatwiej się rozczytać. Nie dostawał żadnych dodatkowych punktów, był oceniany jak inni uczniowie.

Odpowiedz
avatar Shi
0 2

@ElleS: "Dysleksja rozwojowa to specyficzne trudności w czytaniu i pisaniu u dzieci o prawidłowym rozwoju umysłowym. Trudności składające się na dysleksję rozwojową spowodowane są zaburzeniami niektórych funkcji poznawczych, motorycznych oraz ich integracji. Uwarunkowane jest to nieprawidłowym funkcjonowaniem układu nerwowego." No jednak nie... często dyslektycy dostają więcej czasu nawet jak są po kursie kaligraficznym bo się mylą literki/cyferki/kolejność tychże, łączy się nieświadomie słowa, itd. Po prostu dyslektyk musi się bardziej wysilić by napisać poprawnie i tyle. Np. ja mam dysleksję, ale (o dziwo) nie mam dysortografii ("za moich czasów" nie raz dysleksja = dysortografia, niestety). Przez co walę byki nie dlatego, że nie wiem jak się coś pisze, tylko dlatego, że mózg swoje, a ręka swoje. To trochę przerażające uczucie, gdy własne ciało cię nie słucha i zamiast "gruszki" piszesz "gryszki"... 6 razy pod rząd... pisząc za każdym razem literka po literce i na każdą literkę przeznaczasz minimum sekundę. Bazgranie jak kura pazurem mimo dobrych chęci i starań to dysgrafia ;) @Etincelle: ale tu nie ma nierówności. To coś jak danie osobie z jedną nogą i bez protezy więcej czasu na dotarcie do jakiegoś punktu niż osobie zdrowej. Dys- to wady mózgu (upraszczając), więc to nie tak, że jeden musi umieć więcej, a drugi mniej. Osoby dys- muszą potrafić to samo, mają tylko na to więcej czasu i/lub ktoś z komisji przenosi odpowiedzi z testu na kartę odpowiedzi. Tyle.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2020 o 4:45

avatar Etincelle
-1 5

@Shi: ale - moim zdaniem - to właśnie jest nierówność. Poza tym nie wiem, czy coś się nie zmieniło w ostatnim czasie, ale wydaje mi się, że kiedyś któreś dys- dawało prawo do /większej liczby/ błędów, za które nie odejmowano punktów. (Chociaż tu się nie upieram, aż tak mnie to w szkole nie interesowało, możliwe, że coś pomyliłam). Do meritum. To jest nierówność, bo jeśli uznać, że do czegoś (pracy, studiów, zdanej matury) jest potrzebna osoba, która potrafi zrobić rzecz X, to powinna być to osoba, która faktycznie potrafi. A nie taka, która nie potrafi, ale ma ważny powód. A tym X w przypadku matury będzie napisanie pracy w określonym czasie. A efekt tego, jak jest teraz? W momencie zakończenia egzaminu "dla wszystkich" Zosia ma pracę napisaną na 50%, Wojtek na 48%, ale Wojtek może pisać dłużej niż Zosia, więc ostatecznie otrzymuje 52%. Jeżeli pozostałe wyniki mają takie same, Wojtek dostanie więcej punktów w rekrutacji na studia, mimo że gdyby pisał tyle samo, co Zosia, zdałby gorzej. No i to, co piszesz o osobie bez nogi, jest świetne, bo dokładnie o to mi chodzi. Gdyby był jakiś egzamin z przebycia danej drogi na czas, potrzebny do jakiejś tam rekrutacji - naprawdę ktoś bez nogi powinien mieć umożliwione zdanie go tak, jak osoba z dwiema nogami? Po co? Dlaczego? A później mamy sytuacje, że pracodawca potrzebuje osoby z daną umiejętnością, papiery, potwierdzenia, wszystko się zgadza, podpisujemy umowę, a w pracy okazuje się, że te umiejętności to kandydat miał na papierze, bo mu szanse wyrównali. Świetnie.

Odpowiedz
avatar Shi
1 3

@Etincelle: więcej błędów to można mieć na sprawdzianie w podstawówce (ew. kiedyś w gimnazjum jeszcze), ale nie na maturze. Zanim się pójdzie do pracy to trzeba ZDAĆ studia, a nie tylko się dostać, a na studiach nikogo nie obchodzi czy mas dys- czy nie. Od dys- w życiu dorosłym wymaga się tego samego, co od niedys-, bo może uczą się dłużej, ale 26 lat to powinno być wystarczająco nawet dla dys-. Więc już nie przesadzaj. Szkoła czy matura to nie to samo co praca. Poza tym nie wiem jakie umiejętności można mieć na papierze, a jakich nie da się sprawdzić na rozmowie o pracę...

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
9 13

Ty widzisz chmary roszczeniowych pięciolatków... Taaa. Ja widzę chmary roszczeniowych wszystkolatków. Ta cywilizacja upadnie. Wcześniej czy później, ale jak każda której się w dupie poprzewracało od dobrobytu. I nieuctwa. Do upadków cywilizacji prowadzą roszczeniowi debile. Zawsze.

Odpowiedz
avatar babel
3 3

@tatapsychopata: Plus dekadencja i brak zasad bo wszystko jest relatywne.

Odpowiedz
avatar eulaliapstryk
3 7

Na początek pokaż mi pięciolatka, który nie jest "roszczeniowy", a później pogadamy o reszcie.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
10 12

Nie obraź się, ale to takie trochę przemyślenia licealisty, który zaczyna zderzać się z "prawdziwym światem".

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
-2 2

@Nimfetamina: Możliwe. Do niedawna niewiele miałam do czynienia z ludźmi i być może dlatego jeszcze potrafią mnie zaskoczyć.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 4

Jak Ci się w domu nudzi, to załóż bloga...

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
0 4

Dzieje się tak, bo ludziom od dobrobytu i z braku prawdziwych problemów się w dupach poprzewracało. Poczytajcie o eksperymencie Calhouna. Co się stało z populacją myszy, które mieszkały w idealnym środowisku, z nieograniczonym pokarmem i bez żadnych zagrożeń. Społeczeństwo Europy zachowuje się teraz tak, jak te myszy w ostatniej fazie eksperymentu. https://ciekawe.org/2015/01/24/dokad-zmierza-ludzkosc-eksperyment-calhouna/

Odpowiedz
avatar maranocna
4 4

@HelikopterAugusto: Myszy Calhouna były zestresowane zbyt dużym zagęszczeniem, a co za tym idzie brakiem dostępu do samic i miejsc na nory. Badano jak rosnąca populacja poradzi sobie ze stłoczeniem. To nie były żadne idealne warunki, bo do ideału zabrakło właśnie przestrzeni życiowej.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
1 1

@HelikopterAugusto: Ja jeszcze dodam, że Calhoun zdawał się zupełnie nie mieć pojęcia o zwierzęcej psychologii i uważać, że zwierzęciu wystarczy żreć, wydalać i spać. Myszy nie miały zapewnionych żadnych rozrywek ani prywatności, przez co u wielu rozwinęły się depresje i nerwice (które przeważnie objawiają się u myszy poprzez kompulsywne czyszczenie futra, które Calhoun radośnie przeniósł na ludzki grunt i uznał, że to oznaka próżności). Czytałam, że gdy eksperyment powtórzono w taki sposób, że myszom zapewniono rozrywkę i możliwość izolacji od innych osobników, populacja nie załamała się (bodaj na Wiki jest gdzieś odpowiedni przypis). EDIT: Komentatorzy zauważają, że podobne reakcje podobne do tych z oryginalnego eksperymentu obserwuje się u ludzi... osadzonych w zakładach karnych.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2020 o 22:11

avatar ElleS
1 11

A po co ludziom grubym mówić, że są grubi? Twoim zdaniem luster nie mamy czy co? Ludzie robią tak tylko z czystej złośliwości i z chęci poczucia się od kogoś lepszym, bo hehe, on jest gruby a ja nie. W dupie mają czyjeś zdrowie.

Odpowiedz
avatar Shi
-4 10

@ElleS: odwróćmy to... "A po co ludziom chudym mówić, że są chudzi? Twoim zdaniem luster nie mają czy co? Ludzie robią tak tylko z czystej złośliwości i z chęci poczucia się od kogoś lepszym, bo hehe, on jest szkielet a ja nie. W dupie mają czyjeś zdrowie." Skoro można chudym wypominać, że są chudzi, a do tego wmawiać, że mają anoreksję/bulimię, mimo że są zdrowi to czemu ludzie, którzy szczerze z troski zwracają komuś uwagę by o siebie zadbał są uważani za jakiś zwyroli? Bycie chudym nie oznacza, że jest się chorym, za to bycie grubym zawsze TAK. Samo bycie otyłym jest chorobą, a samo posiadanie niedowagi już nie.

Odpowiedz
avatar digi51
6 8

@Shi: Ja nie rozumiem po co grubym mówić, że są grubi, chudym, że chudzi, brzydkim, że brzydcy, pryszczatym, że pryszczaci... Bo wiesz, bycie "grubym" to nie zawsze chorobliwa otyłość (otyłość to choroba, nadwaga - nie). No Powiem tak, nikomu się gruby nie musi podobać, nikomu się łysy, chudy, owłosiony albo rudy nie musi podobać. Nie musi prawić komplementów. Ale sama mam tendencję do skoków wagi (jak sobie "pozwolę" to waga potrafi mi skoczyć 10kg w 3 miesiace) i serio uważam, że na uawgi dotyczące wyglądu (nawet wynikającego z choroby) mogą sobie pozwolić tylko najbliźsi. Bo wtedy to jest troska. A uszczypliwie uwagi koleżanki z pracy albo kuzynki ciotki babki to nie jest troska, bo oni mają w doopie Twoje zdrowie i najczęściej próbują się tylko dowartościować.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2020 o 8:17

avatar Ohboy
4 4

@digi51: A ja jeszcze dodam, że ludziom wydaje się, że bycie grubym to tylko kwestia chorób fizycznych. A prawda jest taka, że zaburzenia psychiczne, np. depresja, również mają na to wpływ. No, ale nie masz Hashimoto to zamknij ryj gruba świnio ;) @Shi No trochę mieszasz, bo porównujesz niedowagę do otyłości, a powinnaś do nadwagi, która wcale nie wiąże się z chorobami. Ja mam nadwagę i jestem zdrowa jak koń :) Ale komentowanie czyjejkolwiek wagi jest nie na miejscu, niezależnie od tego, w którą stronę jest odchylenie.

Odpowiedz
avatar Shi
-1 1

@digi51: @Ohboy: Myślałam, że mówimy o osobach grubych, a osoby z nadwagą nie są grube...

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 3

@Shi: Tyle, że pojęcie "gruby" zależy od osobistego pojmowania tego i większość osób oceni to wzrokowo. Osoba z nadwagą może być uznawana za grubą.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
4 4

@ElleS: Skoro tym dzbanom tak bardzo leży na serduszku cudze zdrowie, to ciekawe czemu nie suszą głów na przykład ludziom pijącym alkohol. W drugą stronę słyszałam już komentarze w stylu "ta laska jest spasiona jak świnia, tylko kilka kilo dzieli ją od nadwagi" - nie ma to jak zamartwianie się zdrowiem osoby z prawidłową wagą :)

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@Shi: Nie no, zależy, gruba jest osoba, która w skrócie ma widocznie za dużo tłuszczu. Jeden "grubym" nazwie osobę z 5kg nadwagi, inny powie, że taka z 20kg (czyli już granica otyłości) nie jest "gruba" tylko "lekko przy kości".

Odpowiedz
avatar Puszczyk
-2 4

Osoba cierpiąca na otyłość może mieć nawet i prawidłowe BMI, ale reszta jej organów będzie wyglądać jakby nosiła 50kg ekstra. Zespół metaboliczny to nie lada wyzwanie do leczenia. Moja bratowa się z tym zmaga akurat. Kiepskie to.

Odpowiedz
avatar magnetia
6 6

A ja poprę Koparkę, bo niestety dobrze gada. Chodzi jej chyba bardziej o nadużywanie przywilejów i parytetów i błędne ich interpretowanie. Przypomniał mi się fragment jakiegoś filmu wojennego, przelotnie widziany w TV. Szło tak: oddział wojska trenuje na torze przeszkód w paskudnej burzy. Jeden z żołnierzy to żołnierka. Dowódca drze się: "pamiętajcie o podstawieniu stopnia [w sensie: pod przeszkodę] dla O'Neil [tak chyba miała na imię ta żołnierka]". Kobieta tymczasem odkrzykuje, że nie chce żadnego stopnia. Wiecie, czemu tak zareagowała? Myślę, że dlatego, że w prawdziwej walce nikt jej nie da taryfy ulgowej. O to chodziło Koparce.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
2 2

Każdy grabi do siebie, nigdy w drugą stronę. Jak ktoś mi oferuje przywileje za frajer, to racjonalną strategią jest z nich korzystać. Przemnóż taki tok myślenia razy liczbę osób należących do "uciskanych".

Odpowiedz
avatar ciska
2 2

Parytety mają dobre i złe strony, ale podpieranie czegokolwiek przykładem, że zawali się wieżowiec wybudowany przez inżynierów z „równouprawnieniowym dyplomem” jest wyjątkowo nieprzemyślany, nie znam uczelni wyższych, na których byłby jakiś parytet (pomijam tutaj inne wymagania na testach sprawnościowych do wojska czy policji), a nawet gdyby taki parytet istniał to studia trzeba jeszcze skończyć, a na pomysł kończenia studiów na zasadzie parytetów to jeszcze nikt nigdy nie wpadł poza wariatami, których komentarzy się naczytałaś/naczytałeś i niepotrzebnie powtarzasz i sprawiasz, że innym to zapada w pamięć. Kwestię tego że do projektowania i budowania wieżowców trzeba o wiele wiele więcej niż skończenia studiów to już pominę bo na pewno Cię to nie interesuje skoro rzucasz takie przykłady.

Odpowiedz
avatar Raveneks
0 2

Nie rozumiem tu dwóch rzeczy. Dlaczego polityczny komentarz trafił na portal z piekielnymi historiami i dlaczego ma tyle plusów? Jeśli Ci nie odpowiada jedna czy druga polityczna dyskusja w mediach społecznościowych to wystarczy kliknąć, żeby nie musieć jej oglądać. Zamiast tego przenosisz politykę w miejsca gdzie jej wcześniej nie było.

Odpowiedz
Udostępnij