Latem wzięłam ślub i zmieniłam nazwisko. Dajmy na to z Crannberry na Andersson. Po licznych perypetiach z umiejscowieniem aktu ślubu w Polsce, w końcu udało mi się uzyskać nowe dokumenty i mogłam przystąpić do aktualniania danych w różnych instytucjach, między innymi w pracy. Założyłam nową skrzynkę mailową na nowe nazwisko, poczta przychodząca ze starej skrzynki przekierowana na nową, najważniejsi klienci poinformowani o zmianie, wszystko gra i tańczy. No prawie. Gdyby jeszcze ludzi czytali maile, świat byłby piękniejszym miejscem.
Ostatnio księgowa poinformowała mnie, że właśnie zauważyła, że jeden z klientów zalega z zapłatą rachunku jeszcze z początku 2020 roku. Pamiętałam, że na początku roku, klient ten, reprezentowany przez panią Petrę B. Scheuert, odmawiał zapłacenia rachunku, gdyż rościł sobie prawo do rabatu, który mu żadnym sposobem nie przysługiwał. Potem, w okolicach maja, po dłuższej korespondencji przyjęli ten fakt do wiadomości i zobowiązali się do zapłaty. Jako, że nie mam wglądu w firmowe konto, a nikt mi nie zgłaszał problemu, uznałam, że temat jest zamknięty i więcej babki nie nękałam tematem rachunku.
W listopadzie okazało się nagle, że temat jest jak najbardziej otwarty, a klient w dalszym ciągu nie zapłacił. Po prostu nikt nie sprawdzał, czy te pieniądze wpłynęły. Szef uznał, że nie ma na takie bzdety czasu, a księgowa sama nie ma dostępu do konta i polega na informacjach od szefa. A skoro on "nie ma czasu wydrukować wyciągów", to ona nie będzie się z nim szarpać. Jego firma, jego sprawa. Teraz się obudzili, że trzeba szybko ściągnąć zaległą kasę od klienta.
No dobrze, piszę do pani B.Scheuert, już z nowego konta, że jest taka sprawa i żeby jak najszybciej przelali należną sumę. Pani B.Scheuert odpisuje, że raczę sobie żartować, rachunek już na pewno dawno opłacili, a w ogóle to kim ja jestem i dlaczego nie pisze do niej pani Crannberry, tylko jakaś nowa osoba.
Upewniłam się, że przelew na pewno nie wpłynął (żebyśmy nie zrobili z siebie idiotów) i wczoraj po południu ponownie piszę do klienta, że niestety nie, nadal zalegają z taką i taką kwotą, i przy okazji wyjaśniam, że pani Crannberry i pani Andersson to ta sama osoba, tylko po zmianie nazwiska.
Dzisiaj rano dzwoni mi komórka.
- Andersson?
- Dzień dobry, mówi Petra B.Scheuert. Z kim rozmawiam?
- Dzień dobry. Anna Andersson z Januszex Media,
- Chciałabym rozmawiać z panią Crannberry,
- To ja,
- Przecież powiedziała pani, że nazywa się Andersson. I skąd pani ma komórkę pani Crannberry?
- Pisałam już pani w mailu, wyszłam za mąż, zmieniłam nazwisko i teraz nazywam się Andersson. Ale cały czas jestem tą samą osobą.
- Nie, proszę pani. Chcę rozmawiać z panią Crannberry, nie Andersson,
- Rozmawia pani, jestem tą samą osobą.
- Wie pani co? Jakoś w to nie wierzę. Nie będę z panią rozmawiać, chcę rozmawiać tylko z panią Crannberry, do widzenia.
Rozłączyła się.
W południe przysłała 2 maile. Jeden na mój stary adres, gdzie na ręce pani Crannberry składa skargę na panią Andersson, która nęka ją jej zdaniem bezpodstawnymi wezwaniami do zapłaty rachunku, który wydaje jej się, został już opłacony, oraz odmawia jej rozmowy telefonicznej z panią Crannberry.
Drugi mail został wysłany na moją nową skrzynkę, gdzie informuje panią Andersson, że rano podobnież rozmawiała przez telefon z panią Crannberry, która rzekomo potwierdziła jej, że rachunek jest już opłacony.
Jakieś pomysły, jak jeszcze mogę babie wytłumaczyć, że ja to ja, oraz że składanie do mnie skargi na mnie samą nic jej nie da, bo rachunki się płaci?
klient nasz pan
Zadzwoń jako Cranberry
OdpowiedzJak tacy ludzie w ogóle funkcjonują w normalnym życiu, jak nie może dotrzeć do nich prosty fakt ze ktoś zmienił nazwisko to co musi się dziać przy bardziej skomplikowanych sprawach :D
Odpowiedz@Lostsoul: jak to stwierdziła nasza księgowa - w tej branży wszyscy mają jakieś „zakłócenia”
Odpowiedza nie mogłabyś wysłać jej maila ze starego adresu na nazwisko Crannberry? Chociaż pewnie by odpisała do pani Andersson, że zgłosi na policję czy firmie, że włamałaś się na pocztę pani Crannberry...
OdpowiedzNie ma to jak uśmiech na koniec dnia xD Ja bym zadzwoniła jako "stara Ty" :D niech sie nagada, a potem przypomnij iż wtedy i wtedy miała płacić :)
OdpowiedzZ debilami nie wygrasz.
OdpowiedzJa bym sprzedała dług firmie windykatorskiej z pozdrowieniami od Cranberry, ale nie wiem czy w Twoich kraju też to działa
Odpowiedz@Cyraneczka windykacyjnej jezusmaria, bylo nie pic w piatek
Odpowiedz@Cyraneczka: jest coś takiego, nazywa się to Inkasso. Z tym że, biorąc pod uwagę fakt, że kwota jest względnie niewielka, a klient bardzo prestiżowy (marka modowa porównywalna z Louis Vuitton), szef prędzej odpuści dług i wrzuci w straty niż zaryzykuje stratę klienta. Tylko ja się muszę użerać z babą...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 listopada 2020 o 21:39
@Crannberry: tylko co to za klient, który i tak nie płaci
Odpowiedz@Gelata: oni normalnie płacą, i to dziesięciokrotnie wyższe rachunki. Ten jeden raz się kobita ewidentnie zamotała. Chociaż powiem Ci, że owszem są marki, którym agencje oferują darmowe kampanie, tylko za prestiż posiadania ich w portfolio.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 listopada 2020 o 21:56
@Crannberry: Tym bardziej się dziwie. Przecież tak prestiżowa marka (branża nie ważna) nie może pozwolić sobie na rysę na wizerunku spowodowaną niezapłaceniem drobnej kwoty. Może sama groźba ujawnienia tego ich zdyscyplinuje.
Odpowiedz@rodzynek2: Groźba złamania NDA zmobilizuje... ich prawnika.
Odpowiedz@rodzynek2: Oczywiście że marka nie może sobie pozwolić na taką rysę wizerunkową. Z tego samego powodu baba może uważać, że nie może sobie pozwolić na przyznanie się do błędu, który taką rysę może spowodować. Ja miałem podobny (choć niejako odwrotny) przypadek, kiedy kierowałem działem księgowości pewnego luksusowego hotelu. Pewnego dnia przyszedł do mnie pracownik odpowiedzialny za ewidencję sprzedaży i ściąganie należności z informacją, że londyńska centrala jednej z wielkich firm chemiczno-spożywczych zrobiła sobie jakiś mały bankiet, za który powinna zapłacić sumę typu 1234,56 EUR (nie pamiętam, ile to było, ale czterocyfrowo w euro i "nieokrągło"). Zapłacili z pominięciem znaku dziesiętnego, czyli 100 razy za dużo. On im wysłał maila z informacja o pomyłce, a oni idą zaparte, że jest jak miało być i nawet przysłali zrzut ekranu z systemu księgowego, gdzie jak byk soi faktura na 123456 EUR i tyle zostało zapłacone.
OdpowiedzAnderson, Larson, Svenson, Erikson! Jak to było w spektaklu "Wąsy" :D
OdpowiedzA ja bym zwyczajnie poprosiła szefa o interwencję. Po to m.in. jest, żeby rozwiązywać problemy, a ten problem jest jakiś poje*any.
OdpowiedzAbstrahując od całej historii... Ja wychodzę z założenia, że jak się zawiera związek małżeński osiągnąwszy już pewien... hmmm... status zawodowy(?) pod dotychczasowym nazwiskiem, to najbezpieczniej jest przyjąć nazwisko podwójne. Oszczędza to wiele nieporozumień. A baba? Myślę, że po prostu pali głupa, żeby "przedłużyć termin płatności", względnie nie zapłacić wcale. Bo nie bardzo wierzę w aż taką tępotę umysłowa osoby, bądź co bądź, pracującej na jakimś tam stanowisku.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2020 o 5:19
@Armagedon: masz pełną rację, miałam przed ślubem dokładnie tę samą rozkminę (i cytując klasyka "ja wiedziałam, że tak będzie"). Ostatecznie jednak nie zdecydowałam się na podwójne nazwisko z dwóch względów. Po pierwsze jdeno razem z drugim daje idiotyczne połączenie, które brzmi jak marka telefonu popularnego 15 lat temu, co było już przedmiotem żartów osób z mojego otoczenia, po drugie, mam 10-literowe imię, co w połączeniu z podwójnym nazwiskiem daje combo, którym można wygrać partię Scrabble, ale nie mieści się w żadnych rubryczkach oraz jest uciążliwe, kiedy trzeba podpisać coś na 10 stronach. Fajnie byłoby, gdyby można było wziąć podwójne na jakiś czas, dopóki się ludzie nie nauczą, ze ja to ja, a potem zostawić tylko drugie :)
Odpowiedz@Armagedon: Slusznie ;) moja nazwisko nigdy specjalnie mi sie nie podobalo to marzylam o zmianie na jakies fajne zagraniczne :) obecnie jestem po trzydziestce, jeszcze nie mezatka, tez mam juz jakis status zawodowy (a moj partner Anglik tez nie ma specjalnie interesujacego nazwiska) i doszlam do wniosku, że łatwiej mi bedzie pozostac przy panienskim ;)
Odpowiedz@Crannberry: Podajesz za duzo identyfikujacych cie danych
Odpowiedz@nursetka: ups... racja. Tak jest jak się naraz odpisuje na 2 wiadomości i komentarz i nie myśli co się robi [facepalm]. Ale nie mogę już edytować...
Odpowiedz@Crannberry: na twoim miejscu skasowalabym historie to komentarze tez znikna
Odpowiedz@nursetka: tez nie działa. Ech... No nic, napisałam do admina, niech pomoże :)
Odpowiedz@Crannberry: "Fajnie byłoby, gdyby można było wziąć podwójne na jakiś czas, dopóki się ludzie nie nauczą, ze ja to ja, a potem zostawić tylko drugie :)" Ale można przecież.
Odpowiedz@Crannberry: Klementyna Sony-Erikson ? :P
OdpowiedzJa bym się raczej przyczepiła, że baba skłamała, że dzwoniła do ciebie i jej powiedziałaś, że rachunek ma opłacony. Przy okazji można też dowalić odseteczki, może zgłosić do windykacji, zapytaj szefa.
Odpowiedzwyslac jej maila z Cranberry, podpisujec sie Andersson, zglupieje baba xd w sumie to masz 2 wyjscia, mozesz zalatwic sprawe jako Cranberry, tylko pry okazji pociagnelabym temat tego, ze czemu uzywa twojego autorytetu zawodowego, rozpowszechniajac klamstwa ;p mozesz tez jak pisalam wyzej napisac z Cranberry, z ejestes teraz Andersson ;p mozesz tez olac temat i sprzedac dlug do windykacji :)
OdpowiedzNie wiem, jak ważny jest to klient i na ile można sobie z nim pozwolić. Ale jeżeli zwykłe rozmowy, próśby, czy groźby już nie pomagają na takich co, miejmy nadzieje tylko, udają głupków, to proponowałby oficjalne, pisemne wezwanie do zapłaty z groźbą oddania sprawy do windykacji, adwokata, czy do sądu. listem poleconym za potwierdzeniem odbioru. A najlepiej już z przybitą pieczątką jakieś kancelarii adwokackiej, czy firmy windykacyjnej. Zazwyczaj wtedy nagle zaległość, w całości lub części, magicznie pojawia na koncie
OdpowiedzZawsze po spotkaniu z takimi kretynami zastanawiam się, w jakim celu ktoś ich trzyma i im płaci za odstawianie takich cyrków. A jakby tamta pani się zwolniła i klientowi przydzielono inną osobę to co? Też by był problem? Nic nie tłumaczyć, tylko napisać maila, że teraz pani Andersson ich obsługuje i koniec. A jak zapłacili, to niech prześlą stosowne potwierdzenie przelewu. To jest pierwsza czynność, jaką się wykonuje, kiedy ma się pewność, że się coś opłaciło, a druga strona twierdzi inaczej. Ciekawe, dlaczego tego nie zrobią ;-)
Odpowiedz@Felina: Nie robią bo zapewne nie zapłącili. Z praktyki Ci powiem, że nie oni jedyni, pierwsi i zapewne nie ostatni będą "rżnąc głupa", żeby tylko opóźnić termin zapłaty za towar, czy wykonane usługi. Często zaczyna się od tekstu, że faktura/rachunek nie dotarł. Gorzej, jeżeli to nie jest udawana głupota.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 listopada 2020 o 8:42
Rodzynek2, tak właściwie to o to mi właśnie chodziło :-D
Odpowiedz@rodzynek2: Możliwe, że to nie firma rżnie głupa, bo z opisu sytuacji wynika, że gdyby poprosili o odroczenie, to pewnie szef Crannberry by się zgodził. Mi to raczej wygląda na to, że babsko albo zapomniało zapłacić w imieniu firmy i boi się przyznać przed swoimi szefami, albo zdefraudowało te pieniądze i tym bardziej boi się przyznać. Idąc w zaparte liczby na to, że szef Crannberry odpuści sprawę i rozejdzie się po kościach.
OdpowiedzPo przeczytaniu historii i komentarzy pod nią, chciałam zapytać, dlaczego, na litość boską, nie przyznaliście im tego cholernego rabatu, skoro: "klient bardzo prestiżowy (marka modowa porównywalna z Louis Vuitton)" i "oni normalnie płacą, i to dziesięciokrotnie wyższe rachunki". A potem zaraz uświadomiłam sobie, jakim człowiekiem jest twój szef... Piekielności widzę dwie - pierwsza, to klient, który, nie chce płacić. Druga, twój szef, który mocno prestiżowemu klientowi nie chce udzielić rabatu... Rozumiem, że akurat to zamówienie mogło być małe i formalnie rabat się nie należał, no ale litości, dobrego klienta się szanuje!
Odpowiedz@Xynthia: gdyż to nie my podejmowaliśmy decyzję o udzieleniu rabatu, tylko magazyn, w którym mieli kampanię. Próbowaliśmy negocjować z magazynem, usłyszeliśmy odpowiedź „nie, bo nie”, wiec chcąc dać im rabat, musielibyśmy pokryć różnicę z własnej kieszeni. Szef czasami to robi, jak mu na którymś kliencie wyjątkowo zależy, tym razem z jakichś przyczyn nie chciał. Nie wnikam dlaczego, jego decyzji biznesowych i tak „bez pół litra nie rozgryziesz”
OdpowiedzA teraz plot twist (nie mogę już niestety edytować historii, bo jest na głównej). Coś mnie tknęło i przycisnęłam raz jeszcze księgową. Bo coś mi to za bardzo śmierdziało, klient jest rzetelny i nigdy nie ociągał się z płatnościami, w dodatku babka tak się upierała, że rachunek jest zapłacony, że coś musiało być na rzeczy. No i co się okazuje? Rachunek zapłacony już od ponad pół roku, księgowej "bardzo przykro, nie ma pojęcia jak mogła to przeoczyć". Szef , który zaklinał się, że sprawdził wpływy na koto, w rzeczywistości nic nie sprawdził, tylko powtarzał po księgowej. I teraz dylemat, pod którym nazwiskiem świecić przed klientem oczami?
Odpowiedz@Crannberry: aż się zalogowałam, żeby odpowiedzieć ;) Oczywiście starym nazwiskiem świeć oczami, przecież Crannbery już nie pracuje :D
Odpowiedz