Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przyjaciółka moja serdeczna ma koleżankę ze studiów (którą nawet kiedyś poznałam, ale…

Przyjaciółka moja serdeczna ma koleżankę ze studiów (którą nawet kiedyś poznałam, ale mniejsza z tym). Ta koleżanka ma swój gabinet psychoterapii i specjalizuje się w korpoludkach, kasując za swoje usługi słuszne kwoty. Ponieważ pieniądze mają to do siebie, że im ma się ich więcej, tym więcej się chce, koleżanka podpisała z Dużą Firmą umowę na zapewnienie wsparcia psychologicznego dla pracowników pracujących od marca w domach (gdybym ja codziennie musiała rozmawiać przez kilka godzin z hinduskim backupem technicznym, to pewnie też bym wymagała terapii), bo się skarżyli, że im psyche siada.

I nie wiem, czy to efekt połączenia skrajnej głupoty i chciwości po obu stronach, czy miała ta koleżanka całkowite zaćmienie umysłu, czy cwana firma postanowiła ją oskubać na karach umownych... podpisana umowa okazała się dla koleżanki wybitnie niekorzystna, bo zakłada, że nie ma pracować wg systemu zapisów, ale ma zagwarantować sztywny czas dla każdego pracownika zleceniodawcy zgodnie z załączonym wykazem (prawie 700 luda) co tydzień i to w określonym okienku godzinowym - żeby ktoś nie dostał rozmowy z psychologiem o 2.45 w nocy.

Innymi słowy, koleżanka ma zapewnić gotowość do obsługi prawie 700 osób w systemie jeden-na-jednego, czyli w czasie przewidzianym dla jednej osoby nie może pracować z kimś innym, bo płacą jej za gotowość dla tej jednej konkretnej duszy w konkretnym czasie. Godzina terapeutyczna "z człowiekiem" to u niej 40 minut, więc musi wytrzasnąć certyfikowanych psychoterapeutów (bo przecież podpisała umowę jako gabinet psychoterapii prowadzonej przez specjalistów), którzy, pracując dla niej, będą obstawiać ponad 400 godzin zegarowych tygodniowo. Jak by nie liczył, minimum 10-11 osób musi zatrudnić, żeby załatwić ten jeden kontrakt, a gdzie inni, dotychczasowi klienci? Na domiar - dla niej - złego, umowę podpisała jako przedsiębiorca, więc problem tego, że wynagrodzenie z realizacji takiego zobowiązania w żaden sposób nie pokryje kosztów pracy kilkunastu osób jest wyłącznie jej problemem - ryzyko zawierania zobowiązań biznesowych w przepięknie patologicznym wydaniu.

Żeby było ciekawiej, kara umowne są dość drakońskie dla przeciętnego człowieka (i małej firmy), ale nawet jako laik prawny od razu zwątpiłam, żeby sąd uznał je za niewspółmiernie wysokie i postanowił je uchylić, bo wyglądają na dość wyważone, kiedy się spojrzy na wartość kontraktu. To po prostu baaardzo niekorzystna dla koleżanki umowa. Gdybym nie zobaczyła na własne oczy, to bym nie uwierzyła, że można się tak samozaorać, prowadząc własny biznes w dużym mieście, zatrudniając ludzi i uważając się za Poważną Panią Przedsiębiorczynię, niemniej jednak - bo to pierwszy zawarty przez kogoś głupi kontrakt?

Ale! Gdyby na tym się skończyło, nie miałabym czego opowiadać. Koleżance było nie w smak zrywanie kontraktu i płacenie za to (i pewnie mierzenie się antyreklamą, bo duży załatwiony odmownie klient to zapewne także duży ferment), więc postanowiła szybko powiększyć zasoby ludzkie. Szybko i, niestety, tanio...

Odezwała się do mojej przyjaciółki, a swojej koleżanki przecież, która już jednym palcem trzyma dyplom ukończenia podyplomówki terapeutycznej i pozytywnie zakończonego cyklu certyfikacji. Może pomogłaby starej znajomej w potrzebie i zatrudniła się u niej? Przyjaciółka na to, że spoko, co prawda jeden etat już ma, ale jeśli warunki będą dobre, to jakoś przemęczy bieganie z pracy do pracy przez okres wypowiedzenia, bo w końcu duży klient, ścisła specjalizacja, stały grafik, praca ze znajomą...

No właśnie, warunki. Skoro przyjaciółka jeszcze nie ma "minimalnych wymaganych kwalifikacji", to chyba rozumie, że pensji wziętego psychoterapeuty dostać nie może (ale udawać takiego przed klientem już tak, przecież to zupełnie insza inszość)? Tutaj przyjaciółkę, jak mówiła, delikatnie zatkało, a kiedy odzyskała głos zapytała co w zasadzie koleżanka ma do zaoferowania?
Okazało się, że oferta ma same ciasteczka:
-jeśli przyjaciółka (albo ktoś nagoniony przez nią) ma status studenta, to można podpisać umowę o praktyki studenckie,
-jeśli ma status bezrobotnego, to można się umówić na staż z urzędu pracy,
-jak jest na samozatrudnieniu, to może wystawić koleżance fakturę,
-jeśli już koniecznie musi pracować bezpośrednio dla koleżanki, to ona proponuje 2200 netto i umowę-zlecenie, bo to warunków umowy o pracę nie wypełnia, skoro będzie pracować z domu.

Przypominam - koleżanka szuka "najlepiej już pełnoprawnych" psychoterapeutów, ewentualnie takich, którzy czekają już tylko na otrzymanie dokumentów poświadczających uzyskaną certyfikację. Żeby pracowali dla niej na pełen etat przy ratowaniu jej z szamba za darmo albo - jeśli już koniecznie muszą zarabiać - za minimalną krajową plus napiwek.

Kiedy przyjaciółka powiedziała, że chyba jej się klepki poluzowały pod deklem i to jakoś bardzo mocno, to usłyszała, że kiedy koleżanka ZACZYNAŁA w zawodzie, to wolontariat brała z pocałowaniem ręki, żeby zdobyć BEZCENNE DOŚWIADCZENIE, a przyjaciółka chce ją wycyckać z pieniędzy, na które koleżanka latami harowała, taka z niej zła przyjaciółka jest.

Cóż, przynajmniej się wczoraj pośmiałyśmy, kiedy wpadłam do niej na piwo.

by Ursueal
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
8 8

Że sama się wkopała w gówno to jedno, ale żeby próbować wykorzystać znajomych? Porażka.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
5 9

W zależności od tego kiedy zaczynała, to faktycznie tak mogło być. Jakieś 10 lat temu szukaliśmy doradców zawodowych i psychologów do projektu. Doradcy zawodowi to standard - śpiewali od 50 do 150zł za godzinę. Z psychologami to było natomiast śmiesznie, bo generalnie reagowali zdziwieniem, że nie dość, że chce im ktoś płacić, to jeszcze niemałe pieniądze. Aczkolwiek zawsze stawialiśmy na doświadczonych liderów uzupełnionych młodymi wilkami i takie zdziwienie było u młodych właśnie: "ale że pieniądze? Takie prawdziwe? A ja myślałam, że to tylko do portfolio będzie....takie darmowe praktyki....". Coś jak u grafików komputerowych sprzed 10-20 lat. Babka może i psycholog jest wziętym, ale duże liczby przy większych kontraktach pokonały niejedną osobę. Tutaj dochodzi wiele niuansów i ukrytych kosztów, toteż nie wieszałbym od razu psów. Pewnie się ratuje jak może próbując zachować przy tym jako-taką twarz.

Odpowiedz
avatar Ursueal
5 5

@Puszczyk: psychoterapeuta z papierami to mniej więcej tyle, co lekarz z pierwszym stopniem specjalizacji, bo akredytowany kurs trwa 4 lata, żeby go zacząć, trzeba mieć magisterium (albo faktycznie być lekarzem) i kosztuje pi razy oko 35 tysięcy, a bywa, że i 40 stuknie, w zależności od ośrodka. Proponowanie komuś, kto to opłacił i skończył praktyk studenckich na pełen etat to właśnie udowadnianie, że twarzy (i godności ludzkiej) się nie ma.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
0 0

@Ursueal: Tak, tylko psycholog to nie jest psychoterapeuta. Żeby dostać się na kurs psychoterapeuty to musisz zaliczyć najpierw praktyki kliniczne (to było chyba 100 godzin praktyk minimum). I tu wkraczają takie firmy jak u bohaterki historii. To i tak całkiem nieźle, bo jak uczelnia nie ma podpisanej umowy z daną placówką, to student sam musi opłacić swoje praktyki. No chyba, że jakimś cudem uda mu się z kimś dogadać, ale wiem że to różnie bywa, bo kilka lat temu pisali o tym nawet w prasie. Dla przykładu taki WIM bierze 7,5zł za godzinę i to mają normalnie regulaminie praktyk. Jak się patrzy na to pod tym kątem, to bezpłatne praktyki są prawdziwą gratką. Cennik jest na dole: https://ckp.wim.mil.pl/files/Regulamina_odbywania_praktyk_studenckich.docx

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 listopada 2020 o 13:10

avatar bazienka
1 1

@Puszczyk: uwierz mi, potem nikt tych praktyk, wolontariatow nie bral na powaznie- mi osobiscie zajelo 5 lat zanim zaczelam pracowac w zawodzie, bo wlasnie pracodawcy wymagali twardego doswiadczenia, a nie jakichs tam pratyk, stazy czy wolo to robienie mlodych ludzi w balona

Odpowiedz
avatar Ursueal
1 1

@Puszczyk: "Tak, tylko psycholog to nie jest psychoterapeuta" - a co to ma cokolwiek wspólnego z opisaną przeze mnie sytuacją? Zbiorczo i krótko: warunki rekrutacji na kursy akredytowane przez oba PTP są inne u każdego organizatora, nad czym zresztą jednocześnie ubolewają i czemu wiwatują wszyscy, i akredytujący, i akredytowani. Posiadanie doświadczenia klinicznego i posiadanie go w odpowiedniej postaci może się zdarzyć (i np. na SWPS się zdarza), ale "doświadczenie kliniczne" i "praktyka kliniczna" to dla przepisów dwie różne rzeczy i nikt nie będzie od człowieka, który skończył pracę socjalną (a który też może zostać psychoterapeutą akredytowanym przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne) wymagał wcześniejszej praktyki klinicznej, bo tyko by się takim wymaganiem ośmieszył - "kliniczna" praca socjalna z kliniką ma wspólną tylko nazwę. Co organizator, to inne warunki przyjęcia na kurs, ponieważ inne są nurty szkolenia i inni są adresaci. Wspomniany przeze mnie SWPS jest nastawiony "teoretycznie przede wszystkim" na lekarzy i psychologów, a praktycznie inni, np. pedagodzy, zazwyczaj nie mają szans się dostać, za to chętnie przyjmują ich, razem z pielęgniarkami i socjologami, inne ośrodki. Proszę mi pokazać socjologa, który odbył praktykę kliniczną w swojej dyscyplinie, a... nie wiem, makowca upiekę w nagrodę. Niezależnie od wszystkiego: ludzie, którzy skończyli lub właśnie kończą szkolenia dla psychoterapeutów są na takim etapie życia i kariery, mając za sobą setki przepracowanych w swoich zawodach godzin i wyłożywszy dziesiątki tysięcy złotych na swoją specjalizację, że nie, pracowanie dla kogoś za (pół)darmo w ramach "robienia praktyk" nie jest dla nich ofertą atrakcyjną w najmniejszym stopniu. Ba, nawet staż wymagany programem kursu psychoterapeutycznego trzeba robić w zatwierdzonych przez PTP ośrodkach, a nie pierwszych lepszych gabinetach.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
0 0

@bazienka: co do tego czy nikt nie patrzy - u mnie w firmie patrzymy. Czasem też dowiadujemy się jak się sprawdzał dany student jak kogoś zatrudniamy czy jak potrzebujemy stażystę do projektu. Bardzo też ciepło i przyjaznym okiem patrzymy jak ktoś miał wolontariat. Choćby mały i krótki. To zawsze dobrze świadczy o człowieku - że mu zależy, potrafi się poświęcić swojej sprawie, że nie jest ani bierną życiowo mamałygą, ani chciwym karierowiczem. @Ursueal: czy to ma coś wspólnego z historią? No jednak tak. Studentów na ostatnich latach psychologii można zatrudnić za grosze. Tak samo świeżych absolwentów. Ale nie da się tego zrobić z psychoterapeutami. Nie wiem czemu te dwie rzeczy tak zawzięcie mieszasz. A z doświadczenia powiem ci, że kpić jest bardzo łatwo z małych czy wręcz jednoosobowych firm, które podpisują duże kontrakty z gigantami. Nie taki kozak miał pełne gacie po spotkaniu z radą nadzorczą czy innym prezesostwem najwyższych szczebli. Ciężko też oczekiwać, że bez niezbędnego zaplecza pod tytułem kadry, płace i podatki to ktoś dobrze wyliczy realne koszty i zysk netto.

Odpowiedz
avatar marcelka
5 5

nie usprawiedliwiam "januszostwa", ale przypuszczam, że szanowna pani psychoterapeutka znalazła się między młotem - w postaci konieczności wywiązania się z umowy, bo jak nie, to kary - a kowadłem, czyli kosztami, bo zakładam, że gdyby chciała zatrudnić tych 10-11 ludzi za godne stawki, na umowie o pracę (więc też zus, składki), to koszt tego mógłby przekraczać kwotę kontraktu. ale - znalazła się w tej sytuacji ze swojej własnej winy, więc sorry... albo, jako osoba wykształcona i w miarę inteligentna powinna przeczytać umowę przed podpisaniem, albo, jeśli umowa była skomplikowana i ją "przerastała", wynająć prawnika, który by ją sprawdził, co na pewno by ją mniej kosztowało, niż obecna sytuacja

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

najpierw myslalam, ze kolezanka-debil i no coz, umowe sie czyta, a jak sie nie rozumie, to sie konsultuje, ale ok dala sie wmanewrowac ale po tym jak potraktowala przyjaciolke, przestalo mi byc jej zal co do wolontariatu to pierdzielenie, potem pracodawcy nie patrza na to jak na doswiadczenie, tylko jak na "nudzilo mi sie na studiach to sobie tam chodzilem"

Odpowiedz
Udostępnij