Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dodaję historię anonimowo, być może ją nawet usunę, ale mam potrzebę wyrzucić…

Dodaję historię anonimowo, być może ją nawet usunę, ale mam potrzebę wyrzucić z siebie pewne rzeczy. Trochę na fali obecnych wydarzeń, choć nie tylko.

Staramy się z mężem o dziecko od dłuższego czasu. Jesteśmy dość stereotypowym przypadkiem, przed 30stką. Na początku podchodziliśmy do tego na luzie, jednak podręcznikowo po roku starań wybrałam się do lekarza.

Zawsze dbałam o swoje zdrowie, badałam się regularnie, na podstawowych badaniach wszystko wychodziło w normie, choć zawsze miałam duże wahania wagi. Zgłaszałam to wcześniej lekarzom, ale zazwyczaj słyszałam, że nie powinnam tyle żreć. W trakcie bardzo szczegółowego leczenia u prywatnego lekarza okazało się, że mam pewne zaburzenie hormonalne, które utrudnia zajście w ciążę. Gdyby którykolwiek z lekarzy wcześniej zwróciłby uwagę na niektóre symptomy mogłabym to wyleczyć dużo wcześniej, to chyba pierwsza piekielność.

Nie wiem nawet od którego momentu wyliczać kolejne piekielności z tym związane, może je ponumeruję, choć kolejność nie ma większego znaczenia:

1) Pytanie od znajomych i rodziny kiedy dziecko. Do tej pory uważałam, że pytanie jest nietaktowne, ale nie rozumiałam kobiet, które się na nie oburzały (bo przecież można odpowiedzieć, że się chce albo nie chce i temat zamknięty). Teraz rozumiem jaki to ból, co dopiero ma powiedzieć kobieta, która np. kilka razy poroniła. Nie zadawajcie takich pytań, proszę. I tym bardziej nie udzielajcie złotych rad typu "jak odpuścicie to się uda", te chyba denerwują jeszcze bardziej.

2) Dostęp do opieki medycznej. To chyba jednak najbardziej piekielne. Stać mnie na prywatne wizyty i leczenie, ale co ma powiedzieć kobieta, która chce się leczyć na NFZ? Tym bardziej, że wizyty trzeba umawiać co miesiąc w określone dni cyklu. Jestem członkiem kilku grup tematycznych na Facebooku, czasem ktoś pyta o polecenie lekarza. Gdy dziewczyna pisze, że musi być koniecznie na NFZ, zwykle odzew jest zerowy (albo bardzo negatywny). Czasem przewija się temat naprotechnologów, którzy ogólnie zlecają podobne badania jak dobry ginekolog.

3) Również z powyższych grup wsparcia. Niektóre kobiety już zastanawiają się czy jest sens się nadal starać, boją się, że jesteśmy faszerowane hormonami i możemy być w grupie ryzyka powikłań.

4) Adopcja. Byłam kiedyś wolontariuszem w domu dziecka, teraz panuje już chyba większa świadomość na ten temat, ale gdyby ktoś nie wiedział: wiele dzieci ma rodziców, którzy mają nadal (ograniczoną) władzę rodzicielską i się jej nie zrzekną, chętnych rodziców adopcyjnych jest więcej niż dzieci, które się do niej kwalifikują. Rumiane bobasy z filmów, których obydwoje rodzice giną w nieszczęśliwym wypadku są zwykle adoptowane przez najbliższą rodzinę.

Dlaczego o tym piszę w tym momencie? Natknęłam się ostatnio na artykuł o tym, że znów urodziło się mniej dzieci niż rok temu i teraz PiS wypiera się jakoby 500+ miało na celu zwiększanie dzietności. W takiej sytuacji jak ja jest mnóstwo kobiet. Tak właśnie wygląda ta słynna polityka prorodzinna...

zycie

by ~rodzinaminus
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Meliana
18 24

Polityka prorodzinna w Polsce nie istnieje - jest kilka luźnych pomysłów (karta dużej rodziny, ochrona przed zwolnieniem po macierzyńskim, czy 500+), nijak ze sobą niekompatybilnych, które nie mają prawa jako system działać. 500+ nie miało poprawić dzietności, bo nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie liczył, że ludzie masowo zaczną "robić sobie" dzieci dla takiej kwoty - to było w głównej mierze przekupstwo wyborcze. Miało też na celu poprawę kondycji finansowej rodzin (choć osobiście wolałabym, aby ktoś dał mi wędkę i możliwość połowu na dużym akwenie, zamiast wciskania mi ryby, podebranej z mojej własnej siatki), a zupełnym przypadkiem przyczyniło się też do poprawy sytuacji na rynku pracy. Z zapaścią demograficzną borykają się praktycznie wszystkie kraje rozwinięte - dzietność spada głównie przez konsumpcjonizm, przez wyścig szczurów i przekonywanie ludzi, że muszą zdobyć wykształcenie, muszą mieć dobrą pracę, muszą zrobić karierę, muszą zbudować dom, a już przynajmniej kupić mieszkanie, w międzyczasie muszą przynajmniej raz w roku wyjechać na zagraniczne wakacje, a dzieci to dopiero jak się odhaczy wszystkie te punkty. Problem w tym, że kobieta wtedy dobija już 40, biologiczny "szczyt" reprodukcyjny ma już dawno za sobą i w ciążę fizjologicznie coraz częściej nie jest w stanie zajść, a jak już się uda, to zwykle na jednym dziecku się kończy, bo ładowanie się w maraton pieluchowy trwający do 50-tki nikomu się nie uśmiecha. Tyle tylko, że aby utrzymać prostą zastępowalność pokoleń, czyli zerowy przyrost naturalny, każda kobieta w wieku reprodukcyjnym powinna mieć 2,3 dziecka. Żeby mieć 2 lub 3 dzieci w opcji minimum, to trzeba mieć przede wszystkim gdzie mieszkać, mieć stabilną pracę z sensowną wypłatą, a potem mieć co z tymi dziećmi zrobić, żeby po odchowaniu wrócić do aktywności zawodowej. A jak wygląda sytuacja na tych obszarach, to wszyscy wiemy. Pogarda wobec kobiet rezygnujących z pracy, by odchować dzieci i otwarty hejt na "dzieciorobów", którzy mają więcej niż dwójkę, też swoje robią.

Odpowiedz
avatar Jorn
7 11

@Meliana: Oficjalnym usprawiedliwieniem tej łapówki wyborczej była właśnie chęć podniesienia dzietności i co naiwniejsi bardzo się tym podniecali.

Odpowiedz
avatar singri
8 12

@Jorn: Tak, pamiętam dyskusję na ten temat z matką kolegi z pracy. Wtedy pracowałam, a pińcet było tylko na drugie i następne dziecko, więc się nie kwalifikowałam. JA: Żeby dostać 500+ musiałabym zwolnić się z pracy, a za 500 zł + rodzinne + inne takie nie utrzymam siebie i dziecka. MK: Bo to jest zachęta dla pani, żeby urodziła pani drugie dziecko! JA: Ale wtedy będę musiała zrezygnować z pracy. W B. nie ma żłobka (chyba że prywatny, ale na taki mnie nie stać), musiałabym nie pracować, aż dziecko pójdzie do przedszkola. MK: No i dostałaby pani na oboje! Czy nie fajnie? JA: No nie, nie fajnie. Tu zarabiam 2600, mam to zamienić na 1000 zł? Pamięta pani ile kosztują pampersy? Tutaj chyba zabrakło argumentów, bo dowiedziałam się tylko że przesadzam :D

Odpowiedz
avatar Meliana
0 2

@Jorn: Oficjalnie, to politycy są w stanie powiedzieć każdą głupotę, jeśli tylko istnieje cień szansy, że pozwoli im to osiągnąć zamierzony cel. Bardzo mocno wątpię, czy którykolwiek z nich wierzy we własne słowa, choć muszę przyznać, ostatnie posunięcia naszych polityków kazały mi równie mocno zwątpić w ich rozsądek i inteligencję (cyniczną, wyrachowaną i pełną hipokryzji, ale zawsze).

Odpowiedz
avatar irulax
3 3

@Meliana: Napisałaś chyba wszystko co ja miałem do powiedzenia. :) Minęły już chyba bezpowrotnie czasy, kiedy jedna pracująca osoba była w stanie utrzymać własną wielodzietną rodzinę. Polityka pro-rodzinna w Polsce oczywiście istnieje: politycy nie mają przecie problemu z utrzymaniem własnych rodzin, zapewnieniem dostępu do służby zdrowia itp.,znalezieniem dobrych posad. :)

Odpowiedz
avatar Michail
13 17

Co do 1. to chyba jednak trzeba się przemóc i powiedzieć, że takie pytania są krzywdzące i się ich nie życzy - w odpowiednio spokojny sposób lub niespokojny jeśli trzeba.

Odpowiedz
avatar Bryanka
4 10

Moja przyjaciółka została potraktowana u lekarza na NHS tak jak Ty. Nie chcieli jej zrobić żadnych badań, tylko kazali schudnąć. Była pulchna, ale bez przesady. Poszła prywatnie i okazało się, że ma problem z jajeczkowaniem + jakieś inne problemy. Zrobili in vitro praktycznie w ostatniej chwili.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
-2 6

@Bryanka: z czego prywatnie powinni powiedzieć to samo, bo nie tylko otyłość, ale już sama nadwaga jest (względnym)przeciwwskazaniem do in vitro, bo szanse na udane zapłodnienie są wtedy bardzo niskie. Jeśli twojej znajomej się udało to super, bo większe szanse miała na zgarnięcie trzech 6 w totka pod rząd.

Odpowiedz
avatar Librariana
2 4

@Bryanka: Ale wiesz, że problemy z jajeczkowaniem często są skutkiem nieprawidłowej wagi?

Odpowiedz
avatar Bryanka
2 4

@Puszczyk: @Librariana: Rozumiem, że pracujecie w branży medycznej? Ja jestem ogólnie przeciwniczką wszelkiego promowania otyłości, ale ona była PULCHNA, a nie otyła. Miała kilka kg nadwagi, a nie kilkanaście. Lekarz na NHS odmówił jej jakichkolwiek badań, po prostu stwierdzając na oko, że jest gruba i ma schudnąć. Przy czym moim prywatnym zdaniem, pierwsze co się sprawdza przy nadwadze pacjenta, to właśnie hormony. Pierwsze co zrobiono prywatnie to badania krwi i hormony. Okazało się, że jest problem z jajeczkowaniem + wada macicy, Gdy trafiła do prywatnej kliniki, to po badaniach powiedziano jej wprost, że ze względu na wadę, trafiła do nich w ostatniej chwili, a naturalnie i tak by w ciążę nie zaszła.

Odpowiedz
avatar Puszczyk
-2 2

@Bryanka: nie wiem jak u Librariany, ale żona mojego brata była w takiej sytuacji. Z samego ważenia miała nadwagi poniżej 5kg. Lekarz kazał jej zrobić badania i oprócz tego co mówisz była jeszcze analiza składu ciała metodą DXA (z tego co mi tłumaczyli to taka ala tanita do celów medycznych). Wyszło jej, że ma wszystkie cechy otyłości, a generalnie zdiagnozowali u niej zespół metaboliczny. Po kilku miesiącach odpowiedniego leczenia jajeczkowanie wróciło i teraz mają dwójkę dzieciaków.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 6

1. to trzeba odpowiadac, ze nie ich sprawa, albo jakos szokujaco jak nie rozumieja ("a kiedy wy zamierzacie uprawiac seks bez zabezpieczenia?") lub ograniczyc kontakt 4. sa tez rodziny zastepcze

Odpowiedz
avatar KittyBio
3 5

Pytanie numer 1 to najbardziej wkur*iające pytanie jakie ktokolwiek kiedykolwiek mógł wymyślić. Drugie to te"kiedy slub?" Co do NFZ. Byłam raz... W zasadzie to na pogotowiu, bo w nocy ciężko o lekarza, a dostałam silnych bólów brzucha w ciąży. Ale zwiałam z fotela zaraz po USG i KTG, jak się okazało, że dzieciak się rusza i serce mu bije. Nie wiem, czy lekarze na NFZ nagle stają się jakimiś felczerami czy katami. Zresztą nie tylko położnicy/ginekolodzy <dla sadomaso- spróbujcie z dentystą albo chirurgiem>. NFZ to tylko dla odważnych i wytrzymałych jest. Ale prywatnie... Raz spotkałam sie z cytologią przez USG. Mina doktorki jak spytałam jak ona widzi te komórki bezcenna. Zapłaciłam i też już więcej nie poszłam, chociaż babka na początku sprawiała wrażenie kompetentnej. Grupy wsparcia? Na początku ciaży chciałam być taka "idealna" i się zapisałam na fejsie do kilku grup. No bo wiecie, człowiek na doświadczeniach sie uczy. Ale to jak panie mieszają sie z błotem, bo smoczki/chodziki/gryzaki są niebezpieczne, bo tylko takie pampersy są jedyne i niepowtarzalne... Jezu, takiej nienawiści/zaiwści dawno nie czytałam. Uciekłam i nigdy więcej się do niczego wsparcia na fejsie nie zapiszę. Polityka prorodzinna? To nie ten kraj. Dzieci będą się rodzić jak "młodzież" będzie na swoim, jak będzie miała stabilność. A umowy zlecenie czy najniższa krajowa dla absolwentów studiów temu nie sprzyjają. Co do leczenia - ja mam niby ciężki PCOS stwierdzone u jednego lekarza, mimo że u kilku poprzednich nic mi nie było, ba.. ja nawet nie mam objawów. Wg tego pierwszego miałam mieć ogromne trudności w zajściu w ciąże (a jak już, to poronię) i w ogóle recepta na 10 kartek (żarty), badań praktycznie żadnych...Przerażona umówiłam sie do drugiego (mega dobry, więc 1,5 msc czekania)... No cóż, tyle wystarczyło by ostatecznie okazało, że lekarz z PCOSem się bardzo mylił i po 8 msc nawiedzi mnie bocian. No i czekam. Nie poroniłam, a teraz już co najwyżej będzie wcześniak. My jako tako staraliśmy się pół roku (znaczy bez spiny, kalendarzyków i innych dziwnych rzeczy jak stanie na głowie po akcie cielesnej miłości, co to na grupie wsparcia radzili) Życzę powodzenia w staraniach i walce z chorobą :D

Odpowiedz
avatar Puszczyk
4 8

@KittyBio: mnie najbardziej rozbawiło jak na jednej z takich grup wsparcia przeczytałem, że jeśli z partnerką chcemy mieć syna, to tylko na jeźdźca albo od tyłu. Bo to ultra męskie i macho pozy dla pozbawionych hamulców, więc tylko plemniki dające męskiego potomka mogą zapłodnić w takiej pozycji. I żeby to jeszcze jakaś forma żartu, ale nie! Znalazło się niemało kobiet, które to potwierdzało, bo to sprawdzona metoda ich matek i babek. WTF w ogóle ?!

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

"Rok 1984" - George Orwell Fragment streszczenia. "Głównym bohaterem powieści jest niejaki Winston Smith. Pracuje on w gmachu Ministerstwa Prawdy, w departamencie archiwów i zajmuje się przekształcaniem faktów. Ponieważ Wielki Brat ma zawsze rację, wszystkie jego błędy muszą być natychmiast zatuszowane i wymazane z pamięci obywateli. Np. Jeżeli Wielki Brat obiecał, że do końca roku przydział czekolady dla obywateli nie zmniejszy się, a obietnicy nie dotrzymał, jego wcześniejsze słowa muszą zostać wymazane. W tym celu zmienia się stare notatki prasowe mówiące o obietnicy przywódcy. Nikt wtedy nie może zarzucić mu kłamstwa. Takimi zmianami zajmuje się właśnie Winston."

Odpowiedz
avatar singri
0 0

@bazienka: "Ministerstwo Prawdy, które zajmowało się opowiadaniem kłamstw" Jakoś tak to było...

Odpowiedz
avatar Puszczyk
3 7

Wszystko fajnie, tylko nie rozumiem czemu "na fali ostatnich wydarzeń"? O problemach opieki medycznej w tym zakresie trąbi się od wielu lat już: brakuje ginekologów z prawdziwego zdarzenia, którzy są w stanie poprawić przypadki inne niż książkowe, brakuje pediatrów, alergologów, endokrynologów i tak wymieniać można jeszcze bardzo długo.

Odpowiedz
Udostępnij