Dawno temu, jeszcze przed koroną...
Mieszkam w Londynie, razem z moim chłopakiem Irlandczykiem. Zawsze rozmawiamy po angielsku (bo on, leń jeden, po tylu latach po polsku dalej ni hu hu).
I tak pewnego dnia stałam razem z nim w kolejce w kawiarni po kawę na wynos. Przed nami Starszy Pan (SP) próbował złożyć zamówienie u kasjerki (K):
SP: Coffee. Black. (Kawę. Czarną.)
K: What size? (Jaki rozmiar?)
SP patrzy to na nią, to na mnie (rozmawiającą po angielsku ze swoim chłopakiem), to znów na K i powtarza:
SP: COFFEE. BLACK.
K: Yes, but what size? Small? Large? (Tak, ale jaki rozmiar? Małą? Dużą?) - przy czym K pokazuje rękoma rozmiary kubków
SP się wnerwia, zapowietrza, odwraca do mnie (przypominam, do tej pory nic się po polsku nie odezwałam, a jesteśmy w Londynie!) i rzecze piękną polszczyzną:
SP: A co ta baba chce ode mnie???
Ja lekki zonk, chłopak skonfundowany, i już mam facetowi przetłumaczyć i pomóc (choć nieładnie się odezwał...), ale przerywa mi kasjerka, równie płynną polszczyzną:
K: Pytam się o to czy małą czy dużą kawę chce.
SP: A to czemu mi nie mówiła od razu po polsku?!
K: Bo jesteśmy w Anglii i tu się po angielsku mówi!
Pani kasjerka (właścicielka kawiarni przy okazji) dostała od nas duży napiwek, a i my się zastanawiamy czy nie lepiej od razu po polsku zaczynać rozmowę w Anglii. :)
zagranica Londyn
To jest ciekawe, bo przecież w Polsce też często można wybierać rozmiar kawy, więc pan mógłby jednak pomyśleć, że za granicą będzie to samo, zwłaszcza jeśli pójdzie się do Costy czy innego Starbucksa.
Odpowiedz@Ohboy też mi się wydawało, że po tym jak mu kasjerka pokazywała rozmiar rękami to powinien ogarnąć...
OdpowiedzA Twój narzeczony musi po polsku mówić? Gdy moja mama związała się z moim ojczymem, to jej mama, a moja babcia stwierdziła, że się nauczy angielskiego i poszła na zajęcia językowe dla seniorów. Teraz sobie prawie normalnie gadają. Tak samo postąpił mój ś.p. dziadek od strony taty, gdy mój brat się urodził, gdyż wiedział, że chłopiec prawdopodobnie nie będzie uczony polskiego. Nauczył się angielskiego w stopniu komunikatywnym, żeby móc się z wnukiem bawić.
Odpowiedz@Bryanka: No tu jest pytanie, dlaczego tylko jedna strona ma się starać. Jasne, można tak zrobić i angielski jest łatwiejszym językiem, ale trochę słabe, że tylko jedna strona rodziny i pary angażuje się w ten sposób.
Odpowiedz@Ohboy: No właśnie. Wyobraź sobie, że moja ciotka spiknęła się na saksach z Anglikiem i przywiozła go do Polski na stałe, a on nie miał nic przeciw, bo mu się tu ogólnie podobało. Byli razem ponad 10 lat, nawet się pobrali, a on, ni w ząb, nie nauczył się polskiego, oprócz "k_urwa mać", "pier_dolnik", "zdrówka", "dzień dobry" i "do widzenia". Aha, jeszcze "buzi-buzi". Za to bardzo dużo rozumiał. Niestety, zmarł dwa lata temu na raka. I jest pochowany w Polsce. Tak z żalu o tym wspominam, bo świetny był facet. Chociaż po polsku się nie nauczył...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 października 2020 o 17:34
@Armagedon: Jeden z moich byłych wykładowców taki jest, przyjechał do Polski za miłością, więcej rozumie niż gada, ale przynajmniej wykazuje chęci. Być może nigdy tak naprawdę nie nauczy się polskiego, ale coś tam próbuje. Chociaż - odstawiając na bok związki - nie wyobrażam sobie mieszkać w kraju 10 lat i nie znać języka na poziomie komunikacyjnym. Czułabym się niepewnie, choć wiem, że niektórym to nie przeszkadza.
Odpowiedz@Ohboy: Wiesz, mojemu ojczymowi język polski kompletnie nie wchodzi. W Polsce spokojnie sobie radzi, chodzi po zakupy, jeździ komunikacją miejską. Po prostu nie daje rady się nauczyć, a czy próbował jakoś intensywniej, to nie wiem. Ja też nie wyobrażam sobie mieszkania X lat w jakimś kraju bez znajomości języka, ale nie wymagałabym od mojego partnera nauki "mojego" języka jeżeli mieszkamy w "jego" kraju.
Odpowiedz@Bryanka: Ja jestem złą kobietą i bym wymagała chociaż podstaw :D
Odpowiedz@Ohboy na szczęście on rozumie po Polsku, tylko nie umie sam skleić zdania, więc między sobą rozmawiamy po angielsku. :) Dlatego nie mogę już na niego narzekać mojej mamie przez telefon, bo dość szybko ogarnia o czym mówię
Odpowiedz@Riddle: Naturalną sprawą jest rozmawianie w języku który obowiązuje w danym kraju. Jeżeli mieszkacie w Anglii, to chyba normalne że mówicie po angielsku i nie ma nic dziwnego w tym że Twój facet nie mówi po polsku. Gdyby to on przyjechał do Polski, tam poznał Ciebie i tam byście zamieszkali, to normalną sytuacją by było gdyby to on nauczył się polskiego. Nie rozumiem z czym ludzie mają problem. Nauka języka, a zwłaszcza tak koszmarnie trudnego jak polski, to nie jest taka prosta sprawa, czasem mimo najszczerszych chęci można mieć problemy, bo nie każdy ma talent do języków.
Odpowiedz@Ohboy Ano dlatego bo Polki nie mają do siebie za grosz szacunku i godności. Płaszczą się przed obcokrajowcami gorzej niż jakieś murzynki czy kobiety ze wschodu. Poznała Irola = złapała Pana Boga za nogi w jej mniemaniu toteż gotowa jest choćby wyrzec się własnych korzeni żeby jej łaskawie nie rzucił. Tfu na taką postawę.
Odpowiedz@mooz I tu jest właśnie pies pogrzebany bo większość obcokrajowców uważa, że u nich powinno się mówić w ich języku, za to w Polsce wymagają by mówić chociaż po angielsku. Rzadko zdarza się by obcokrajowiec w Polsce uczył się naszego języka.
Odpowiedz@Pawulon: Rzadko? Nie znam ani jednego obcokrajowca mieszkającego na stałe w Polsce, który nie zna choć w podstawowym zakresie polskiego. Chyba że piszesz o takich, którzy tu przyjeżdżają jedynie w odwiedziny, ale na co takim znajomość polskiego?
OdpowiedzPolacy nie emigrują, Polacy kolonizują :)
Odpowiedz@Crannberry: Nooo, chyba nie tylko Polacy... Nawet, rzekła bym, że Polacy jakby mniej niż inni. Na ogół polscy emigranci chcą być bardziej angielscy od Anglików, niemieccy od Niemców, francuscy od Francuzów... To znaczy, mam na myśli dzisiejszą emigrację. Tę "bardziej ambitną", co to "wyjechała za zawsze". Ale to nie jest aluzja, tak że, spoko...
Odpowiedz@Armagedon: Dzisiejszą? xD, że się tak wyrażę. W moim doświadczeniu takie staranie się, by być "bardziej" to domena starej fali, która wyjechała za granicę jeszcze za komuny. Plus ogólna bucowatość i niechęć wobec nowo przybyłych Polaków, bo rzekomo przyjechali się "u nich" panoszyć.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 października 2020 o 11:21
@Crannberry Prędzej muzułmanie, którzy tworzą enklawy i własne dzielnice, w których się izolują od reszty. Polacy za to, niestety, lubią srać we własne gniazdo, czego Ty jesteś dowodem.
Odpowiedz@Pawulon: o proszę, ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. Mógłbyś może mnie oświecić, w jaki to sposób „sram we własne gniazdo”? Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek krytykowała coś, tylko dlatego, że jest polskie
OdpowiedzMnie samej też się zdarzyło. W barze na Sycylii, dość długo rozmawiałam z pracującą tam barierką po włosku.
Odpowiedz@misiafaraona: baristką na Teutatesa
Odpowiedz@misiafaraona: Dobrze, że się poprawiłaś, na Belenosa :)
OdpowiedzŁo Boże, starszy pan czegoś nie zrozumiał i fuknął na kasjerkę, PIEKIELNE! W następnym odcinku: Kura sąsiada krzywo na mnie popatrzyła! Czy to jeszcze piekielni, czy już Chwila dla ciebie?
OdpowiedzTak mi się przypomniało... Jakiś czas temu polecieliśmy z żoną na wczasy do Albanii. W autokarze rozwożącym ludzi do hoteli naprzeciwko nas siadła para lat 20-parę. Kierowca podszedł do nich i zapytał (wyraźnie, choć z charakterystycznym akcentem): [K]ierowca: What hotel do you go to? [D]ziewczyna: Whaaaat? [K]: What hotel do you go to? [D]: I don't understand. English only. [K]: I am speaking English. What hotel? [D]: I don't understand you. [K]: HOTEL NAME? [D]: (z przerażeniem w oczach) What do you want from me?
OdpowiedzSzkoda ze nikt nie wspomina o sporej liczebnie społeczności która za honor stawia sobie brak integracji w UK. Nie wspominając o porozumiewaniu się w języku angielskim. W zamian są wspierani finansowo przez rząd. Dla odmiany Polacy chca być "bardziej angielscy niż Anglicy"
OdpowiedzA to ja się swego czasu w hotelu w Anglii mocowałem z zacinającym się zamkiem i zahaczyłem przedstawicielkę serwisu powierzchni płaskich (po angielsku), czy to normalne, czy może coś z kartą itd, dostałem jakąś zdawkową odpowiedź, po czym wróciłem do mocowania i mruknąłem pod nosem klasyczną pannę lekkich obyczajów, na co kobitka z korytarza do mnie krzyczy "no było od razu po polsku!" :D
OdpowiedzNie ma takiego miasta Londyn, jest Lądek. A kobita nie znała uniwersalnej odpowiedzi na pytanie o wybór. Ta odpowiedź to: YES. Wersja rozbudowana: YES PLEASE.
OdpowiedzPracowałam dużo z kierowcami tureckimi, którzy serio całkiem nieźle potrafili po polsku mówić. Pewnego razu tłumacze coś po polsko, angielsko, turecko migowemu, facet coraz bardziej uchachany i mi mówi " może pani po polsku ja potrafię, żona jest Polką i mieszkam w Legnicy" :) Uśmialiśmy się wtedy nieziemsko. Niektórzy to specjalnie udawali, że nic nie rozumieją nic a nic a po jakimś czasie się ujawniali bo ich bardzo bawiły nasze tłumaczenia. Świetni ludzie.
OdpowiedzAha, czyli tlumaczac - starszy pan, bedac na urlopie u corki, postanowil byc samodzielny i kupic sobie kawe. Coffee black to szczyt jego mozliwosci, ale co tam, przeciez w kawiarniach nie pracuja idioci. Pani kasjerka co prawda rozpoznala rodaka (nie ma bata, rozpoznaje sie ich nawet po coffee black i po ogolnym wygladzie), a nawet jezeli nie, to domyslila sie, ze na coffee black jego angielski sie konczy. Ale, ze bedac polaczkiem w Anglii jest tak angielska, ze bardziej sie nie da, krolowa wysiada, pastwila sie nad panem, po czym pouczyla go, ze sie tu mowi po angielsku, bo inaczej nie wypada. A autorka, rowniez tak angielska, ze nawet gdyby mogla mu pomoc to by nie mogla, bo "polska jezyka u niej juz nie taka plynna, you know". bo przeciez ma chlopaka Irlandczyka (bo to w sumie nie ma znaczenia dla historii, ale po to napisala te opowiesc, zeby nas o tym poinformowac przeciez). Z jednej strony w Anglii nie moge zrozumiec polaczkow, ktorzy tu siedza latami i nie znaja slowa po angielsku, ale za to wymagania maja. Z drugiej scierpiec nie moge tych bardziej angielskich od ksiecia Karola. Nie mozemy zostac kim jestesmy i jednoczesnie dogadywac sie i integrowac z tubylcami?
Odpowiedz@Samoyed: dziubuś, myślę, że dobry psychiatra dałby radę wyleczyć twoje frustracje, przynajmniej warto spróbować. Wszystkim wyjdzie na dobre. Do argumentu o "karygodnym zachowaniu" zarówno barmanki, jak i autorki, które nie dość, że miały czelność nie domyślić się narodowości owego pana (nie wiem po czym, może po tępym ryju?), to jeszcze o zgrozo śmiały w Anglii mówić po angielsku, nawet nie będę się odnosić, bo i tak nie zrozumiesz. Szkoda mojego czasu.
Odpowiedz@Crannberry: A nie lepiej, zebys sie zajela wymyslaniem kolejnej barwnej historyjki zamiast mi tu robic psychoanalize? Widze, ze znowu uderzylam w czula strune... Przepraszam, ale tak juz mam, ze na polaczkach w Anglii sie troche znam. Duzo doswiadczenia, duzo.
Odpowiedz@Samoyed: w Anglii nigdy nie mieszkałam, za „polaczka” się nie uważam, więc w żadną czułą strunę mi nie uderzyłaś. Chodzi mi o to, że pod prawie każdą historią plujesz jadem, obrażasz, wyzywasz i urządzasz sobie wycieczki personalne. Nawet na rozrywkowym portalu obowiązuje chyba jakaś etykieta i kultura wypowiedzi. Nie wiem, co niedobrego dzieje się w twoim życiu (a coś musi być na rzeczy, skoro musisz się w ten sposób wyładować), ale chyba są inne sposoby radzenia sobie z frustracjami. Chyba że masz po prostu taki parszywy charakter i czerpiesz jakąś chorą przyjemność z dowalania wszystkim naokoło. Jeśli tak, to faktycznie chyba lepiej, że robisz to w internecie niż gdybys miała chodzić po ulicy i rzucać kamieniami w przypadkowo spotkanych ludzi
Odpowiedz@Crannberry: Jezeli takie wytlumaczenie uspokoi cie, ze mimo, iz trafilam to na na pewno jest moja wina (i pod kazda historia widzisz mojego ducha, chociaz to akurat nieprawda, szkoda mi czasu na udzielanie sie pod kazda), nie mam nic przeciwko. Fakt, mam nie najlepszy charakter, lubie mowic prawde. Ale tez szczerosc dobrze znosze, nawet jezeli jest trafiona, chociaz musze przyznac, ze randomom z netu prawie nigdy nie zdarza sie trafic we mnie. Naucz sie tego, ulatwia zycie, pozwala nabrac dystansu.
Odpowiedzoooo nie, w zyciu bym nie przyznala, ze znam polski, by takiemu chamidlu pomoc ;) aha, i "kawiarni", JEDNO "i" na koncu
OdpowiedzFajną rzeczą w niektórych sklepach czy kawiarniach jest, że pracownicy znający również inny język, niż oficjalny, noszą przypinki z tekstami "Ich spreche Deutsch", "Mówię po polsku", "I speak English" etc. Wtedy starszy pan powiedziałby "Dzień dobry" i pani kasjerka wiedziałaby, w jakim języku do pana się zwrócić, żeby zostać zrozumianą.
OdpowiedzW Polsce z kolei normą jest, że Ukraińcy oczekują, że ich zrozumiesz w sklepie :)
Odpowiedz