Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia ~lettyx przypomniała mi moje własne przejścia z piekielnym hotelem, więc postanowiłam…

Historia ~lettyx przypomniała mi moje własne przejścia z piekielnym hotelem, więc postanowiłam się podzielić.

Będzie długo, ale i z akcentem humorystycznym. :)

Przydługi wstęp: wspomniany hotel to kompleks dwóch budynków, który obsługują dwie różne ekipy kelnerskie. Przemiał na śniadaniach jest przeważnie ogromny, bo mniejszy budynek może naraz gościć pięćset osób. Codziennie wieczorem recepcja przygotowuje rozpiskę osób na śniadania, która to kuchni ma pomóc w wyliczeniu zaopatrzenia itd. Teoretycznie po godzinie 23-ciej lista jest zamykana, praktycznie... no cóż. Bywało, że o poranku dowiadywaliśmy się, że gości będzie nawet trzykrotnie więcej. Jest to bardzo upierdliwe, bo trzeba szybko doposażyć salę np. o dodatkowy bufet, a 5.30 nie wszyscy mają ochotę na targanie stołów i bieganie po kuchni w chaosie przygotowywania jedzenia na szybko (pomimo, że kucharki są do tych sytuacji przyzwyczajone -sic!- i zawsze mają więcej, to niekiedy to nie wystarczało).

A teraz historia właściwa:
Przychodzę sobie na ranną zmianę do pracy w hotelu. Nie mam jeszcze złych przeczuć, bo dnia wczorajszego na śniadanie było rozpisane sto osób. Na trzech kelnerów to jeszcze nie tak źle.
Na kuchni jednak się okazało, że nie będzie kolorowo. Osób na śniadanie jest ponad dwieście a śniadania mają być skrócone o godzinę... już się pięknie zaczyna. Na dodatek jedna koleżanka nie może przyjść, więc na szybko (i z fochem, bo jak to dwie kelnerki to za mało?! Po prostu leniwe jesteście) dorzucili nam chłopaczynę, który bardzo się starał, ale był tam pierwszy raz i nie za bardzo ogarniał.(Rotacja pracowników zawsze była tam ogromna, ale ostatnio jeszcze się zwiększyła z uwagi na pandemię i różne ciekawe zabiegi zarządu, al to temat na osobną historię...)
W dobie koronawirusa bufet, zwykle samoobsługowy, musi ogarnąć kelnerka, ubrana jak na wojnę chemiczną (co jest chyba dobre, zważywszy na sytuację, zwłaszcza, że wszyscy latają bez maseczek i zwykle ignorują prośby o założenie ich, bo "zaraz zaczną jeść") i zgrzana jak diabli, bo to dwie dodatkowe warstwy zakładane na uniform hotelowy - taki fartuszek i kamizelka z logo hotelu. Wydajemy jedzenie świeże, jak szynka, sałatki czy pomidorki, goście mogą brać sami rzeczy tylko hermetycznie zapakowane, wszystko w ilościach nieograniczonych.
Rozdzielamy obowiązki, mi przypadł bufet, moja koleżanka wzięła zamówienia do pokoi, które trzeba przygotować osobno i dokładki do bufetu, gdy mi czegoś zabraknie, a chłopak salę.

Jak to w hotelu w wakacje, przez pierwsze dwie godziny cisza... a potem wszyscy naraz hajda!! na śniadanko. Kolejka uformowała się momentalnie do drzwi (a jadalnia jest naprawdę długa), latam jak z piórem, moi koledzy pomagają jak mogą.
W pewnym momencie zostałam jednak sama, bo zamówień do pokoi było niesamowicie dużo (podejrzewam, że ludzie widząc kolejkę zawracali z powrotem), a kolegi nie mogłam oderwać od sprzątania, bo za chwilę brakło by stolików do siedzenia.
Więc latam między kuchnią i bufetem, na szczęście goście wyrozumiali, co poniektórzy nawet patrzą ze współczuciem.
Słowem, chaos, krzyk i pandemia. I nagle dzwoni telefon od zamówień z pokoi. Rozglądam się na szybko, koleżanki nie ma, pewnie poszła zawieźć zamówienie. Telefon niestety trzeba odebrać, więc przepraszam kolejkę i biegnę...

A w słuchawce rozlega się głos naszego kolegi z recepcji, która również ma bezpośrednie połączenie na ten telefon. Co ważne, nigdy nie widzimy, kto dzwoni. Mamy tylko informację, że numer jest wewnętrzny, bo jest jeszcze możliwość zadzwonienia z drugiego hotelu.

- Zrobisz mi kawy? -( recepcja jest na przeciwko sali śniadaniowej, nie ma mowy, żeby skurczybyk nie widział, co tu się dzieje)
- Nie mogę, podejdź i sam sobie zrób (Automat do kawy stoi zaraz przy wejściu).
- Nie mam czasu.
- Ja też nie *bip
Nie mija minuta, znów dzwoni, lecę.
- To zrobisz mi tej kawy?
- Nie *bip
Kolejna
- Zrobisz mi w końcu tej kawy?
- NIE.
I znów:
- No weź, to 5 minut.
- SP#%*&#LAJ!
Zadzwonił jeszcze 3 razy, po czym przez parę minut był spokój... i znowu dzwonek.
Idę z mordem w oczach, odbieram i nawet nie czekam aż coś powie
- Jeszcze raz zadzwonisz o kawę widząc co tu się dzieje, to pójdę tam do ciebie i ci za&%#^*&e patelnią do jajecznicy!!
Stoliki w pobliżu ucichły, na kuchni przestali walić garami, a w słuchawce zupełnie nowy głos niepewnie
- Dzień dobry, tu pokój 315... czy jest szansa na śniadanie do pokoju?
- ... tak... tylko czas oczekiwania wyniesie jakieś pół godziny do 45 minut, przykro mi...
- Jasne, rozumiem, zaczekam...
- Dobrze, dziękuję... i bardzo pana przepraszam
- Współczuję pani, byłem tam na dole..

Śniadania przeminęły - przynajmniej tego dnia - bez większych ekscesów, ale i tak musiały być wydłużone, bo pomimo najlepszych chęci nie udało nam się wszystkich ludzi obsłużyć nawet w normalnych godzinach ich funkcjonowania. A nie powiemy głodnym, czekającym godzinę (sic!) ludziom, że jednak nic z tego i zamykamy. Najedliśmy się stresu, nerwów i nogi wchodziły całej trójce do dupy, a ja jeszcze po rozebraniu się z tych wszystkich ochronnych fatałaszków, musiałam wykręcić koszulę nad zlewem.

Zapytacie zapewne, dlaczego takie gremium ludzi obsługują ledwie trzy osoby?
Otóż, hotel należy do całej sieci. Decyzje podejmuje centrala, której pracownicy większości obiektów nie widzieli na oczy. Nasz wspaniały zarząd w centrali uznał, że przecież to żadna praca pobiegać z paroma talerzami i półmiskami. Setka ludzi na jednego kelnera? Rozłożysz ich sobie, masz cztery godziny... Ileż to jest przebiec tam i z powrotem z tacką szklanek, to nie może być aż takie ciężkie...
A teraz jest pandemia, mamy straty (ale obłożenie mamy takie, jak co roku) nie możemy was dawać aż tak dużo.

Bogu dziękować, już tam nie pracuję, ale piekielnych wspomnień zostało mi z tej roboty naprawdę wiele. A w sumie mam w tej firmie najkrótszy staż ze wszystkich stałych pracowników.

gastronomia

by Sound_of_Silence
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mikus91
7 7

Pewnie kolega specjalnie dzwonił skoro widział co się dzieje...jak miło

Odpowiedz
avatar anetqueen
8 8

A ja jednego nie rozumiem -dlaczego goście nie zostali podzieleni na grupy? Tzn, w czasach COVID, w każdym dobrym przybytku tego typu , proszą o określenie czy sie chce zjeść na sali, czy zamówić do pokoju. I podane godziny minimum dobę wcześniej, na która. Jezeli na sali- godziny podaje hotel,, każdy stolik ma przypisany numer pokoju. Dość często jestem gościem hotelowym i z czymś takim jak tutaj sie nie spotkałam.

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 9

@Lobo86: w zależności od dnia tygodnia, lokalizacji hotelu i grupy docelowej, pod jaką hotel jest ukierunkowany, takie rzeczy można bardzo łatwo przewidzieć. Dajmy na to, mamy 5-gwiazdkowy hotel w centrum Warszawy, gdzie śniadania wydawane są między 6:30 a 10:30. W tygodniu będą przeważać goście biznesowi, którzy będą spieszyć się na spotkania, na śniadanie przyjdą w większości między 6:30 a 8, będą chcieli szybko zjeść i pójść załatwiać swoje sprawy. W weekend większość gości będą stanowili turyści na city break. Do 9 rano nie przyjdzie prawie nikt, bo jest weekend i goście będą chcieli pospać, 90% zwali się około 9:30 i będą siedzieć do zamknięcia bufetu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@Crannberry: no, ale godziny śniadania można dostosować i to żaden problem i to nie jest kwestia 'centrali', bo skoro mogą podjąć decyzję o przedłużeniu wydawania, to znak, że centrala nie ma nic do tego.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
9 11

Problem jest w tym, że mało kiedy godziny śniadań przystają w jakikolwiek sposób do zapotrzebowania gości. Jak jadę na wakacje i śniadania są od 6 do 10, to oczywiście że nie przyjdę na 6 - większość rzeczy w miasteczku i tak otworzy się o 9~10 i będzie czynna do wieczora, więc jak to tak? Sensu nie ma. Przyjdę o 9, może nieco przed, żeby pospać jak najdłużej i móc skorzystać z wieczornych atrakcji, a nie kurka iść wcześniej spać, bo śniadanko. Śniadania wakacyjne to miałyby sens 8-12 lub wręcz 9-13. Ale nie, ale nieee.... A potem zdziwko :|

Odpowiedz
avatar Crannberry
7 7

@bloodcarver: no nie? Pobyt sylwestrowy w górskim kurorcie. Śniadanie w hotelu w Nowy Rok wydawane od 7 do 9 rano. Kto na taką godzinę wstanie?

Odpowiedz
avatar ElleS
5 5

@Crannberry Może ktoś się jeszcze nie położy spać.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 3

@ElleS: To chyba jedyne wyjaśnienie udające sens ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@bloodcarver: to zależy gdzie to jest. Są miejsca, gdzie o 10 rano to już pies z kulawą nogą nie przyjdzie na śniadanie, bo wszyscy są już dawno po. Zerknij na miejsca, które żyją z turystyki aktywnej: biegaczy, piechurów, rowerzystów, kajakarzy, żeglarzy (ale tych faktycznych, a nie błotno-szuwarowych) itp.

Odpowiedz
avatar Grav
2 2

@bloodcarver: Miałem swego czasu taki przydział w firmie, że miałem 3 wyjazdy służbowe pod rząd, gdzie praca była wykonywana w 100% w nocy - w godzinach zamknięcia galerii handlowych (instalacja nowego sprzętu). I faktycznie wrócilismy raz do hotelu o 5.40, posiedzieiśmy w lobby, zjedliśmy śniadanie o tej 6 rano, poszliśmy się jeszcze poszlajać po mieście (bo jakoś tak się spać odechciało), walnęlismy po piwku (przed 10 rano, bo gdzieś na świecie było już po 17!) i wtedy dotarło do nas, że zaraz zaśniemy na ulicy i migiem wracaliśmy do pokoju :D

Odpowiedz
avatar Tolek
-1 1

@bloodcarver: Przychodzisz na 6:00 i masz wszystko świeżuteńkie i nie przebrane. Spokojnie i bez pośpiechu - zalecane spożywanie posiłków przez żywieniowców i dietetyków - jesz wszystko na co masz ochotę i tak o 10:00 odpowiednio najedzony opuszczasz stołówkę, czy salę śniadaniową. Tak więc otwarcie karmidełka o 6:00 jest bardzo wskazane.

Odpowiedz
avatar mesing
3 9

Małe porównanie :) Stołówka żołnierska jakieś 15 lat do tyłu. Liczba żywionych: 2500, kucharze obsługujący "wydawkę" - 6, czas na wydanie posiłku wszystkim - 90 minut :)

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
5 7

@mesing: Wprawdzie w wojsku nie byłem, ale obstawiam, że istnieje coś takiego jak musztra, która stołówkę też obejmuje. Odpowiednie zarządzanie zarówno kucharzami jak i obsługiwanymi, i dajesz radę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@kartezjusz2009: musztra to maszerowanie określonym krokiem itp. Zarządzania w tym nie ma żadnego. Tz to jest zarządzanie na zasadzie 'ma być'. Reszta to tak naprawdę kwestia tego, że nad tobą stoi przełożony i ci dyszy w kark "szybciej, Kowalski, SZYBCIEJ". Oczywiście, od służby zasadniczej się wiele zmieniło, ale akurat ta kwestia nie bardzo.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
3 3

@kartezjusz2009: niespełna 13 sekund na jedno wydanie, nierealnie zakładając, że każdy kucharz przez te półtorej godziny bez żadnej przerwy wydaje. No, może gdyby to były gotowe już nałożone posiłki które tylko trzeba podać przez ladę, ale to też niezbyt realne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@Poecilotheria: oczywiście, że realne. Po prostu przygotowujesz to inaczej, w formie pracy taśmowej.

Odpowiedz
avatar mesing
3 3

@Poecilotheria: Posiłek w wojsku wyglądał trochę inaczej niż w restauracji. Tu się nie ma nad czym zastanawiać. Ustawiasz się w kolejkę, podchodzisz do wydawki, pobierasz tacę, kucharz nalewał zupę (oczywiście mleczną) w talerze (chcesz bierzesz, nie chcesz idziesz dalej), kolejny nakładał masło i wydawał pieczywo, kolejny wędlinę i/ lub jakiś nabiał, napój nalewało się samodzielnie z dystrybutora. Tak wyglądało wydawanie śniadania. W sumie obiad i kolacja wyglądały podobnie. Każdy pododdział miał ściśle wyznaczone godziny pobierania posiłków.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
2 2

@mesing: jasne, rozumiem. Rozumiem też, że talerzy, widelców, tac itd. było po 2500,tak,że nie trzeba było ich myć. Tak samo w garnku z zupą się mieści 2500 porcji, tak, że nie trzeba gotować na bieżąco, tudzież podgrzać, donieść z kuchni na wydawkę itd. Jak się napój w dystrybutorze skończy nie dolewa się. Wszelkie rzeczy, które się samemu sięga z lady się nie kończą, nie trzeba pójść do chłodno po więcej masła. Ewentualnie te wszystkie rzeczy się same robią. A może ja czegoś nie rozumiem i "6 kucharzy" to nie jest 6 osób do obsługi kuchni i wydawki, tylko 6 faktycznych kucharzy, a do tego pomoce kuchenne, zmywakowy itd. Robiłam w żywieniu zbiorowym i na max 250 osób był kucharz i 4 pomoce kuchenne, często jeszcze dodatkowa pomoc właśnie do np. ładowania brudnych naczyń do Gerty (ksywka zmywarki przemysłowej ;)) i przy tym maksymalnym obłożeniu był zapierdziel. Piszesz, że się podchodzi, bierze z lady, odchodzi. Ale o to, żeby na tej ladzie było (i w miarę świeże, bo jak wyłożysz np. Sery czy wędliny, to ci zeschną po czasie), podać, podgrzać, donieść. Bo chłodnie, czy palniki do grzania zupy, raczej się pod ladą wydawcą nie znajdują. Anyway, mówimy o sytuacji, gdzie gąb da wykarmienia było dziesięć razy więcej niż maksymalnie w ośrodku gdzie pracowałam, a do obsługi tyle samo osób.

Odpowiedz
avatar mesing
1 1

@Poecilotheria: W kuchni mieliśmy 3 kotły do gotowania zupy (z reguły wystarczały 2 i jeszcze zostawało całkiem sporo), kotłów do gotowania ziemniaków było z 6, patelni kolejne 3. Obsługiwało to 6 kucharzy ZSW lub nadterminowych oraz 4 kucharki - instruktorki. Do tego dochodziła tzw. "drużynka" złożona z 14 ludzi. W punkcie odbioru i zmywania naczyń było raptem 4 ludzi (2 odbierało naczynia i tace i wstępnie usuwało z nich to co na nich zostało, 2 obsługiwało wannę wstępnego mycia oraz zmywarkę), 1 człowiek kursował z talerzami między "zmywakiem" a "wydawką". Były 2 "zmywaki". Dodatkowo 4 ludzi pomagało na kuchni (donosili na bieżąco garnki z tym co jest wydawane). Co do wędlin czy sera. Jeśli w jadłospisie było np 50g sera to oznaczało to ok 5 plastrów, które były wydawane "z ręki", 100g wędliny oznaczało jeden kawałek wydawany tak samo. Sztućców nie trzeba było myć, bo każdy miał swoje. I jeszcze jedna mała informacja. Jak już wcześniej wspomniałem - każdy pododdział miał ściśle określony czas pobierania posiłku, ale też był ściśle określony czas na spożycie tego posiłku. Stołówka żołnierska to nie restauracja hotelowa, gdzie czas na spożycie posiłku jest teoretycznie nielimitowany. Jak ktoś się nie wyrobił... to miał pecha. Po określonym czasie padała komenda Wstają! Zdają! i następowało opuszczenie stołówki.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
0 0

@mesing: drużynka 14 osób - i wszystko jasne. Teraz proporcje mi się zgadzają :) Rozumiem też, że żywienie w woju trochę inaczej idzie niż na koloniach czy weselu.

Odpowiedz
avatar minus25
0 0

Hotelarze wszystkich gwiazdek i standardów - łączmy się w bólu!

Odpowiedz
Udostępnij