Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Cóż, opiszę tu wrażenia z mojego drugiego pobytu na Słowacji dotyczące uniwersytetu,…

Cóż, opiszę tu wrażenia z mojego drugiego pobytu na Słowacji dotyczące uniwersytetu, na którym byłem na wymianie.
Gwoli wyjaśnienia - na wymianę w ramach Erasmusa na moim uniwersytecie tworzy się tzw. Learning Agreement, i wybiera się na drugim uniwersytecie przedmioty, jakie się chce studiować. Teoretycznie można dowolne, ale dobrze by było, gdyby były choć z grubsza zbliżone do tych na ojczystym, no i żeby było 30 punktów.
Jako że to był mój drugi wyjazd na ten uniwersytet - spodobało mi się, tylko było kilka lekkich problemów z organizacją - postanowiłem wybrać sobie kilka przedmiotów które już ukończyłem przy poprzednim wyjeździe, żeby nieco odpocząć po stresującej sesji i żeby mieć czas na pisanie pracy licencjackiej. Dostałem informację, że przepisanie ocen jest możliwe i nie ma problemu żeby ponownie wybrać te przedmioty, o czym się jeszcze upewniłem dzień przed wyjazdem.
Dotarłem na Słowację, poszedłem do uniwersytetu, gdzie okazało się że były dość spore zmiany w kadrach, no i zaczął się cyrk...

Pierwszego dnia nie byli w stanie dać mi ani planu moich zajęć, ani nawet nazwisk wykładowców - sam nie mogłem znaleźć przedmiotów, bo wykładowcy też się pozmieniali a nie zaktualizowano katalogu przedmiotów, więc nie wiedziałem kto czego uczy. No ale dobrze, jeden dzień to mogli nie zdążyć. Upewniłem się przy okazji trzeci raz czy aby na pewno można powtarzać przedmioty - owszem, można. Chodziłem tak co 2 dni na uczelnię aby cokolwiek się dowiedzieć, ale nadal nie byli mi w stanie powiedzieć nawet nazwisk. Za to po ponad 2 tygodniach poinformowano mnie, że tylko 2 przedmioty da się przepisać, a na zastępstwo za inne trzeba znaleźć mi inne przedmioty, czym oni się zajmą.

Po miesiącu dostałem w końcu plan. Do dwóch przedmiotów. Po drodze jeszcze się okazało, że trzeba zmienić kolejny przedmiot bo nie zaktualizowano katalogu więc nie było informacji ze przeniesiono go z semestru letniego na zimowy. Nowych przedmiotów też jak nie było tak nie było pomimo moich ciągłych wizyt na uczelni i prób dowiedzenia się co i jak. Wykładowce jeszcze jednego przedmiotu zdołałem ustalić na własna rękę w kwietniu, co zresztą nie było łatwe bo przedmioty były rozsiane po kilku wydziałach. Znowu pojawił się problem, bo semestr praktycznie się skończył, a ja nie miałem nadal przedmiotów. Z pomocą przyszła koordynatorka z mojego rodzimego uniwersytetu, które mi pomogła i ustaliliśmy że część punktów ECTS z brakujących przedmiotów pokryją mi praktyki i seminarium dyplomowe.Po kilku mniejszych incydentach przyszedł w końcu czerwiec. Mieli mi przysłać zaświadczenie o ocenach, gdy tylko ostatni profesor wpisze ocenę. Kilka dni po terminie gdy profesor miał wpisać ocenę, skontaktowałem się z nimi bo zaświadczenie nadal nie przyszło. Powiedziano mi, że przecież mnie poinformowano że wyślą po wpisaniu oceny. Napisałem do profesora - ocenę wpisał w terminie kilka dni wcześniej. NIe sprawdzili nawet tego w systemie. Napisałem do nich maila, że taka niekompetencja jest wręcz rażąca, i obawiam się ze będę musiał wszystkie te problemy zgłosić, na co mi odpisano, że jestem dość niewdzięczny bo przecież poszli mi na rękę pomimo że nie chodziłem na zajęcia (do których nie miałem planu) i wybrałem przedmioty których nie można przepisać. Napisałem krótkie przeprosiny, aby mieć spokój bo nie chciałem się potem użerać z utrudnieniami i złośliwościami. W końcu postanowiłem odebrać zaświadczenie osobiście, gdy będę na Słowacji (wróciłem na chwilę do Polski na bierzmowanie brata ciotecznego). Gdy odbierałem zaświadczenie okazało się, że brakuje na nim 2 przedmiotów za 8 pkt ECTS z 30 - tych, które miano mi przepisać. Tłumacząc z uczelnianego na Polski: Jeden wykładowca się zwolnił a z drugim nie ma kontaktu i co nam pan zrobisz?

Koniec końców rezultatem tego było opóźnienie obrony o 3 miesiące i konieczność kucia przez wakacje, aby zaliczyć 3 dodatkowe przedmioty na rodzimym uniwersytecie. Przestroga z tego taka, że jeżeli jedziecie na wymianę na Słowację, a zwłaszcza do Trnavy, to wybierzcie sobie Uniwersytet Trnavski a nie UCM.

Trnava

by GrumpyMatt
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar krolJulian
4 4

Słowackie uczelnie są trochę nieogarnięte - sama w 2014 przyjeżdżając do Bratysławy z zamiarem postudiowania na Uniwersytecie Komeńskiego spotkałam się ze zdziwionym spojrzeniami, że owszem, mamy panią w systemie, ale nie mamy umowy z uczelnią w Polsce na kierunek który chce pani studiować. Coś w stylu - chcę studiować biologię molekularną ale umowa jest tylko na zwykłą biologię. Na całe szczęście mieli w sumie wywalone na to co będę studiować, pod warunkiem że kierownik katedry wyrazi zgodę - a że kierownikowi było wszystko jedno, to byłam takim śmiesznym rodzynkiem którego nikt się nie spodziewał. Niemniej Słowacja to świetny kraj, dużo fajnych ludzi poznałam.

Odpowiedz
avatar zupak
2 8

Piekielne jest to, że z podatków są finansowane takie wyjazdy, na których nie trzeba się pojawiać na zajęciach, oceny da się przepisać a wykładowcom i władzom uczelni "wisi" co robi taki studencik na ich uczelni. Ta historia to najlepszy argument za likwidacją tej patologicznej turystyki. Chcesz poszerzać horyzonty? Znajdź pracę za granicą i przegryzaj się ścieżką awansu. Ale za swoje. Nie marnuj pieniędzy podatników.

Odpowiedz
avatar annabel
3 3

UCM jest jedna z gorszych uczelni na Slowacji, w rankingu jest na 12 miejscu z 20. Slowacja jest maly kraj, mamy paru w miare dobrych uczelni, ale i tak ja osobiscie po roku zrezygnowalam z doktoratu na jednej z nich, poniewaz nie bylam zadowolona z jakosci, wybralam doktorat w Polsce.

Odpowiedz
Udostępnij