Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zator płucny w czasach koronawirusa. Kilka dni przed całą akcją mąż zaczął…

Zator płucny w czasach koronawirusa.
Kilka dni przed całą akcją mąż zaczął gorzej oddychać, myśleliśmy że to zwykłe przeziębienie, bo zazwyczaj miał przy nim takie same objawy, do tego nieco bolała go noga, ale przeszło więc myślał, że uderzył się w pracy. Próbowaliśmy dodzwonić się do lekarza rodzinnego, obu numerów telefonu nikt nie odbiera. Kiedy po dwóch dniach rano nie był praktycznie w stanie wstać z łóżka i o własnych siłach dojść kilka metrów do łazienki stwierdziliśmy, że to na pewno coś poważniejszego. Po kilku krokach ciemno przed oczami, zawroty głowy, szum w uszach i brak możliwości złapania oddechu. Samochodu nie mamy, nikogo z sąsiadów ze środkiem transportu w domu nie ma(sobotnie popołudnie).

Postanowiliśmy zadzwonić po pogotowie, opisaliśmy objawy, mąż wspomniał że X lat temu przechodził zator i że wyglądało to bardzo podobnie. Dowiedzieliśmy się, że pan dyspozytor przez telefon nie słyszy żeby mąż się dusił (dosłownie ujął to tak, że nie dyszy jak ryba wyjęta z wody) więc to tylko zwykłe duszności i mamy czekać do poniedziałku do rodzinnego (do którego nie da się dodzwonić), a poza tym, skoro były objawy od dwóch dni, to nie jest to nagły wypadek i nie ma zagrożenia życia i czemu nie poszliśmy do lekarza wcześniej (wspomnieliśmy o tym, że są tylko teleporady i nie da się dodzwonić). Zdesperowani zadzwoniliśmy na pomoc świąteczną, gdzie uraczono nas teleporadą, na którą czekaliśmy godzinę. Po usłyszeniu objawów pani doktor kazała udać się na SOR, więc cóż nam zostało? Komunikacja miejska, z chłopem wielkości szafy, który ledwo trzyma się na nogach. Trasa, którą normalnie pokonalibyśmy w 30-40 minut zajęła nam prawie trzy godziny, z dwiema przesiadkami, bo inaczej do żadnego szpitala się nie dojedzie.

Czekania pod drzwiami SORu przez godzinę nie będę przytaczać, mąż został przyjęty, zakwalifikowany jako zielony (oczekiwanie na konsultację do czterech godzin), bo skoro przyszedł o własnych siłach to nic mu nie jest, a objawy pewnie od tego, że ciśnienie wysokie (ponad 200). Ale skoro już przyszedł, to zrobią mu badania, a co tam, niech stracą. Krew poszła do laboratorium, po godzinie przybiega zdenerwowana pielęgniarka, bo chyba zanieczyścili próbkę, bo wyniki szalone wyszły, kolejna krew pobrana, a w tym czasie mąż zabrany na drugi koniec szpitala spacerkiem na tomografię.
Po drugich wynikach badań krwi nagle zmiana podejścia o 180 stopni, nagle mąż ma leżeć, nie wstawać, kardiolog z oddziału przyleciał w kilka minut.
Na wypisie ze szpitala wyniki badań di-dimerów: norma: 0,5; wynik: 7,52 (stan zagrożenia życia).
W płucach nie było jednego dużego skrzepu, tylko kilkanaście małych, dlatego objawy nasilały się stopniowo przez kilka dni.

Gdybyśmy posłuchali dyspozytora pogotowia i poczekali do poniedziałku byłabym już od miesiąca wdową, bo pan postawił diagnozę na podstawie tego, że nie słyszy przez telefon, że ktoś się dusi.

lekarze

by Zmijcia
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
9 11

Tego koronawirusa do historii wrzuciłaś z dupy, bo problem leży w dyspozytorze i jest uniwersalny, a nie okolicznościowy. A w razie problemów z oddychaniem obecnie można udać się do szpitala, w którym badają i obsługują ludzi z podejrzeniem/chorych na covid. W razie zdiagnozowania innej choroby albo podają leki i puszczają do domu, albo przewożą karetką do innego szpitala.

Odpowiedz
avatar Szn
16 18

ale wiesz, że jest coś takiego jak taxi?

Odpowiedz
avatar Mavra
14 16

Chłop ma takie objawy a ty ciągniesz go komunikacją miejską zamiast zamówić taksówkę? Jesteś taką sknerą czy przekłamujesz dla dramaturgii?

Odpowiedz
avatar annababy97
3 9

@Mavra: w stresie sie nie mysli logicznie. ja (idiotka) nie mogac dodzwonic sie na taksowke (niedziela wieczor) ciagnelam syna z zapaleniem wyrostka (o czym nie wiedzialam, po prostu bolal go brzuch) autobusem na pogotowie. takze ten...glupia ja, wiem...

Odpowiedz
avatar Mavra
11 15

@annababy97: Owszem nie zawsze myśli się logicznie, ale w tym wypadku raczej to nie miało miejsca. Zobacz co autorka napisała "po dwóch dniach rano nie był praktycznie w stanie wstać z łóżka i o własnych siłach dojść kilka metrów do łazienki", czyli jej mąż naprawdę był w poważnym stanie a mimo to kiedy nie udało się z pogotowiem(owszem to jest piekielne) pomyślała z kolei o sąsiadach i załatwieniu tak sobie transportu. Zauważ, ze obie opcje to szybki i darmowy przewóz. No może w przypadku sąsiada mała rekompensata należałaby się, ale szczerze w to wątpię, żeby się tego doczekał. Kiedy darmowe opcje skończyły się ciągnęła faceta komunikacja miejską. W moim mniemaniu tu nie było paniki a racjonalne myślenie. Baba sknera, więc w tej historii samą siebie też powinna opisać jako piekielną

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 11

"układajcie sobie tak życie, żeby mieć w portfelu 30 zł na taksówkę w sytuacji zagrożenia zdrowia/życia" - Ghandi

Odpowiedz
avatar Zmijcia
-5 7

@Joanna faktycznie już dodana, jak dodawałam pierwszym razem wyskoczył mi komunikat że historia nie została dodana i mi jej nie pokazywało w poczekalni przez kilka dni więc myślałam, że coś poszło nie tak i postanowiłam wrzucić ją jeszcze raz, przekonana że jej nie ma. Co do żulenia na taksówkę - niestety, z moich okolic taka przyjemność kosztuje około 200 - 300 zł (praktycznie cała trasa w drugiej strefie), a kilka dni wcześniej mieliśmy niespodziewany dosyć spory wydatek na popsutą lodówkę, a kierowcy za żelki nie chcą jeździć.

Odpowiedz
avatar Mavra
5 7

@Zmijcia: Ty tak poważnie? Wyceniłaś życie męża na taką kwotę? Na szczęście dla faceta w czasie podróży nie przekręcił się, ale z tego co sama pisałaś jego stan był bardzo poważny co potwierdziło badanie. Miałaś świadomość jego stanu a jednak kasa była dla ciebie ważniejsza. Masz pretensje, że tyle czekaliście w szpitalu, ale jakoś nie wspominasz jako piekielne tego ile TY dla oszczędności straciłaś czasu. W takich sytuacjach tylko sknera albo osoba, której nie zależy na życiu partnera pisze, że 200-300 złoty to dużo na taksówkę. Przyznaj ile byłabyś w tanie wydać na transport taksówką? 50 złoty mogłoby być czy też za dużo?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

@Zmijcia: 200-300zł to ty nie zapłacisz nawet za przejazd z Warszawy do Łodzi. Dzwonisz do korpo taxi, której taksówkarze są ratownikami (są tacy obecnie) mówisz jaka jest sytuacja i pytasz o cenę. A POTEM PŁACISZ. Ot taki przykład korpo z kierowcami-ratownikami. https://eletaxi.pl/taksowkarze-ratownicy/

Odpowiedz
avatar Neomica
6 8

@Zmijcia: Trochę z tylca ten argument. Jak fizycznie nie miałaś kasy to trzeba było taksówkę wzywać nawet pod groźbą późniejszych problemów. Życie jest jednak ważniejsze niż złość taksiarza, który w końcu dostałby swoje pieniądze. Podejrzewam, że jak wyjaśniłabyś chłopu sytuację w drodze to też by was nie wyrzucił. Ewentualnie mogłaś mu dać zastaw w postaci ślubnej obrączki czy coś. Możliwości jest parę gdy w grę wchodzi ratowanie życia.

Odpowiedz
Udostępnij