Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mój szef, odsłona trzecia. Tym razem z latoroślą. Szef Janusz ma dwójkę…

Mój szef, odsłona trzecia. Tym razem z latoroślą. Szef Janusz ma dwójkę dzieci: piętnastoletnią córkę i dziewiętnastoletniego syna, który w tym roku zdał maturę i wybiera się na studia. O ile dziewczynka jest piękna, mądra i do tego bardzo grzeczna i sympatyczna, to u Juniora (tak go nazywamy z kolegami w biurze) poszło to w znacznie innym kierunku.


Braki w zakresie intelektu i kultury osobistej kompensuje rozwydrzeniem, arogancją i roszczeniowością, oraz przekonaniem, że pieniądze tatusia wszystko mu w życiu załatwią. (Przykład zachowania Juniora: ojciec kupuje mu nowy telefon. Miesiąc później na rynku pojawia się nowszy model, który Junior oczywiście chce mieć. Ojciec odmawia, bo dopiero co sprezentował mu bardzo dobry sprzęt i nie widzi potrzeby kupowania nowszego po zaledwie miesiącu. Następnego dnia Junior roztrzaskuje ekran w telefonie, mówiąc "Teraz musisz mi kupić nowy".

Janusz pyta nas w biurze, co on ma zrobić, na co wszyscy jednogłośnie odpowiadamy "wysłać g*wniarza do pracy przy roznoszeniu ulotek lub myciu podłóg w McDonaldzie, niech na nowy telefon sam sobie zarobi, a przy okazji nauczy się pracy i szacunku do pieniędzy (zdzielenie gnojka szmatą w łeb kulturalnie pominęliśmy). A jako zastępczy telefon dać mu Nokię 3310, do dzwonienia wystarczy". Janusz pomyślał, pomyślał i stwierdził, że sumienie nie pozwoliłoby mu tak potraktować własnego dziecka i kupił mu ten nowy telefon).

Od połowy marca pracuję z domu i ze względu na totalny zastój w branży spowodowany pandemią - w ograniczonym wymiarze godzin (roboty 1/4, a pensję dost. Przez ostatnie 2 tygodnie Janusz był z rodziną na urlopie na innym kontynencie.

W zeszły wtorek zadzwonił do mnie w okolicach godziny 12:30.
- Crannberry, słuchaj, strasznie mi głupio Cię o to prosić, bo to nie ma nic wspólnego z Twoim zakresem obowiązków, ale jest mi niesamowicie potrzebna Twoja pomoc w pewnej prywatnej sprawie. Baaardzo Cię przepraszam, że zawracam Ci czymś takim głowę, ale jest nagła sprawa i nie mam pojęcia, jak sobie inaczej poradzić.

Po tym, jak się kaja, wyobrażam sobie, że przyjemność powierzonego zadania będzie porównywalna z wydłubaniem sobie nerki łyżeczką do herbaty… A więc, Junior właśnie sobie przypomniał, że następnego dnia mija ostateczny termin składania dokumentów na uczelnię, na którą chciał aplikować. A że dokumenty, które znajdują się u Janusza w domu, trzeba wysłać pocztą, a sami są kilka tysięcy kilometrów dalej, mają problem. Moja pomoc miałaby polegać na tym, żeby pojechać do nich do domu (sąsiad ma klucze i mnie wpuści), wziąć potrzebne dokumenty, które leżą na komodzie w przedpokoju, podjechać do znajomego notariusza, zrobić i uwierzytelnić kopię, a następnie wysłać ją listem poleconym na adres:
"Rekrutacja na uczelnię
Kod pocztowy, Dortmund".

To oczywiście w ramach dzisiejszych godzin pracy, Janusz jest niezmiernie wdzięczny i jeszcze raz bardzo przeprasza. U notariusza powinnam być w zasadzie o 13:30, ale że to jest za niecałą godzinę, on rozumie, że raczej nie zdążę (chociaż może bardzo się nie spóźnię, bo to jest tuż obok jego domu), więc nie ma kompletnie problemu, notariusz ma czas cały dzień, o której bym nie podjechała, będzie dobrze. Ważne tylko, żeby list wysłać przed 16, bo musi koniecznie dojść do jutra.

Trochę mnie zdziwił ten Dortmund, bo pamiętałam, jak Janusz chwalił się wszem wobec, że Junior wybiera się do jakiejś superprestiżowej szkoły biznesu w Szwajcarii z ogromnym czesnym i jeszcze większymi perspektywami po jej ukończeniu, a tu nagle taka zmiana, ale nie wnikam. Każdy ma prawo zmienić zdanie.

Jeździć po mieście i załatwiać prywatne sprawy Janusza w 36-stopniowym upale chciało mi się raczej średnio, ale raz, że nie miałam jak się wymigać nadmiarem obowiązków, a dwa, w sumie miałam okazję założyć coś bardziej wyjściowego i na chwilę zmienić krajobraz na coś innego niż kartony przeprowadzkowe.

O 12:45 wyszłam z domu, o 13:15 byłam w domu Janusza. Znalazłam kopertę, w której był cały plik papierów. Sfotografowałam wszystkie, wysłałam mu zdjęcie i dzwonię spytać, które z nich mam zabrać do notariusza. Słyszę dialog w tle:
- Junior, Crannberry pyta, które dokumenty trzeba wysłać, wszystkie czy tylko niektóre?
- Oooeeesuuu, nie wiem, co mi głowę zawracasz… Chyba tylko to zielone. Nie wiem, daj mi spokój, gram.
- Crannberry, słuchaj, tam w tych dokumentach, powinno być jakieś zielone coś. Junior mówi, że tylko to trzeba wysłać.

Zielone coś okazało się być świadectwem maturalnym. Szybki rzut oka na oceny pozwolił mi zrozumieć zmianę planów i rezygnację z superprestiżowej szkoły biznesu w Szwajcarii. Wzięłam dokument i pojechałam do notariusza. Okazało się, że ten wcale nie mieścił się tuż obok, tylko po drugiej stronie miasta, dobre 25 minut jazdy. Dotarłam tam dokładnie o 13:50. Podchodzę do recepcji, witam się z panią i mówię, w jakiej sprawie przybywam. Pani powitała mnie pełnym pretensji tonem.
- Proszę pani, ale pani miała być tutaj o 13:30. Przyjeżdża pani spóźniona 20 minut i na co pani liczy? Że notariusz będzie specjalnie na panią czekał, bo pani nie ma poczucia czasu?
- Proszę pani, wyświadczam grzeczność panu Januszowi, że w ogóle tu jestem, bo jego prywatne sprawy nie są moim obowiązkiem. Pan Janusz poprosił mnie o to w ostatniej chwili, zdając sobie sprawę z tego, że nie mam szans dotrzeć tu punktualnie i powiedział, że rzekomo było z wami ustalone, że mogę bez problemu przyjechać później.
- Nieprawda, nikt mu nic takiego nie mówił, a nam obiecał, że będzie pani punktualnie, a pani się spóźniła. Pan notariusz nie ma w tej chwili czasu.
- Rozumiem, to znaczy, że pan Janusz zachował się nie w porządku, okłamał i mnie, i panią, więc połajanki kieruje pani pod zły adres. Jeśli pan notariusz nie ma czasu, to ja sobie pójdę, mnie na tym nie zależy, a panu Januszowi powiem, że odmówili państwo wykonania usługi. Szczegóły wyjaśniajcie z nim bezpośrednio, to nie moja sprawa.
- No dobra, niech pani zostanie. Spytam notariusza, czy może to teraz podpisać.

Notariusz jednak mógł i podpisał, a ja podjechałam na pobliską pocztę wysłać list. Jest 14:10. Piszę jeszcze do Janusza, żeby upewnić się, że adres "Rekrutacja na uczelnię, kod pocztowy, Dortmund" na pewno jest prawidłowy, bo wydaje się jakiś niekompletny. Czekam kilka minut, brak odpowiedzi. Dzwonię. Nie odbiera. Dzwonię drugi i trzeci raz. Nie odbiera. Trudno, nie jestem w stanie sterczeć cały dzień na poczcie. Wysyłam list pod taki adres, jaki mi podał i wracam do domu.

O 19:30 (poczta w Niemczech czynna jest do 18:00) Janusz odpisuje na wiadomość: "Sorry, byliśmy na plaży, telefon zostawiłem w pokoju. Adres nie jest kompletny, musisz dopisać nazwę ulicy Wilhelmstrasse 123. Aha, i BARDZO WAŻNA RZECZ, nie zapomnij!!!!! Na kopercie koniecznie musisz umieścić numer zgłoszenia 123xxx456, bez tego aplikacja jest nieważna. Proszę wyślij to koniecznie jeszcze dzisiaj, bo to musi koniecznie na jutro dojść.

Nie bardzo wiedziałam, jak zareagować. Powiedzieć, że list został już wysłany kilka godzin wcześniej w godzinach otwarcia poczty, i teraz swoje numery zgłoszenia może sobie w tyłek wsadzić? Strzelić mu wykład na temat, że jeśli się kogoś prosi o przysługę, to należy mu udzielić informacji pozwalających na wykonanie tej przysługi, a przynajmniej odbierać telefon? Postanowiłam zignorować i nie odpisywać w ogóle. Dlaczego ja mam się przejmować i tracić czas, skoro główni zainteresowani mają wyjebongo? Poza tym nie będę ryzykować, że jeszcze przyjdzie mu do głowy "poprosić mnie o kolejną przysługę", tym razem może pojechać do Dortmund i po drodze łapać w locie list, czy coś równie realnego. Najwyżej Junior będzie musiał przesiedzieć rok w domu na koszt tatusia, grając na Playstation.

Edit z ostatniej chwili. Mam w tym tygodniu urlop i jestem na zagranicznych wakacjach. Przed chwilą dzwoni do mnie żona Janusza (chyba wywołałam wilka z lasu).
- Crannberry, Junior chce aplikować na jeszcze jedną uczelnię i oni tam tez chcą uwierzytelnioną kopie świadectwa, a myśmy sobie właśnie przypomnieli, że nie odebraliśmy od Ciebie oryginału.
- No nie odebraliście, leży u mnie w szufladzie. Janusz prosił, żebym przechowała.
- No właśnie, nam jest teraz potrzebny. Czy wy jesteście w tej chwili w domu?
- nie, jesteśmy za granicą, mówiłam Januszowi, że wyjeżdżam na tydzień. Wracamy w sobotę wieczorem. A kiedy jest termin składania dokumentów?
- Dzisiaj

No to macie pecha...

praca

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar KwarcPL
18 18

Mawia się, że bogactwo trwa trzy pokolenia. Historia Janusza pokazuje dlaczego. Szef jest nieogarem a synek ma wszystko w pompie, wnukom już nie będzie co zapisywać...

Odpowiedz
avatar Ohboy
7 11

@KwarcPL: Na szczęście ma jeszcze ogarniętą córkę. Syn swoje przewali, córka nie.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
3 3

@KwarcPL: To już są tylko dwa pokolenia. Chyba, że Janusz ma dość rozumu w głowie, żeby oddać stery firmy córce.

Odpowiedz
avatar niepodam
11 11

Na Twoim miejscu rozglądałbym się niezobowiązująco za inną pracą. Wiem, pisałaś, że w obecnej plusów jest więcej niż minusów - ale a nóż trafi się coś, co plusów będzie miało tyle samo a minusów mniej.

Odpowiedz
avatar Crannberry
17 21

@niepodam: na razie niezobowiązująco myślimy nad ciążą, która jeśli w ogóle się uda, z automatu będzie zagrożona i najpewniej czeka mnie zakaz pracy. Taki ruch w nowej pracy to samobójstwo zawodowe. Jeśli się nie zdecydujemy/nie uda się, kiełkuje mi w głowie pomysł na własny biznes, ale tu się jeszcze muszę dokształcić w kilku kwestiach, nad czym obecnie pracuję :)

Odpowiedz
avatar niepodam
7 7

@Crannberry: A to chyba że tak :) Powodzenia w czymkolwiek, na co się zdecydujesz.

Odpowiedz
avatar Zyrafka
3 3

@Crannberry: miałam pisać o niwej pracy, ale również dokładam się do życzeń powodzenia!

Odpowiedz
avatar rodzynek2
3 5

@Crannberry: Niepodam ma sporo racji, dobrze żebyś miała jakąś inną prace na oku. W razie niepowodzenia w rekrutacji Juniora na studia, będziesz za to co najmniej współodpowiedzialna. Taka mentalność takich ludzi. Junior wmówi Januszowi, że to Ty: 1. Spóźniłaś się do notariusza, źle zaadresowałaś kopertę, nie znalazłaś poczty, która była czynna dostatecznie długo, żeby poczekać na konsultację w sprawie koperty. 2. Ośmieliłaś się pojechać na urlop i przetrzymać świadectwo Juniora. Co z tego, że tak Ci szef kazał, nie odbierał telefonu, nakłamał notariuszce w sprawie Twojego ewentualnego spóźnienia. Janusz sprawę przemyśli i, jak z telefonem, nie będzie miał sumienia winic syna.

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 11

@rodzynek2: gdyby tak tylko zechciał mnie z tego powodu zwolnić. Najlepiej dyscyplinarnie. Już się cieszę na myśl o odszkodowaniu, które musiałby mi wypłacić, po tym jak wygram sprawę w sądzie pracy :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

To wlasnie sumienie powinno nakazać mu posłuchać waszej rady z telefonem. Tak jest egoista a nie troskliwym wychowawca

Odpowiedz
avatar Jorn
-3 3

Wszystko OK, ale małe (i w sumie mało istotne) sprostowanie. Poczta jest czynna do 18:00 może w Bawarii (jeśli dobrze pamiętam, gdzie mieszkasz), ale np. w Akwizgranie każda placówka pocztowo - dehaelowa ma swoje godziny otwarcia, niektóre nawet do 22:00.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 2

@Jorn: dzięki! Tego nie wiedziałam. Zasugerowałam się Bawarią :)

Odpowiedz
avatar vezdohan
6 6

Kurdesz ja bym chciał Nokie 3310

Odpowiedz
avatar hulakula
12 12

dziwią mnie dwie sprawy: koleś wie, że to ostatni termin na wysłanie dokumentów, i "zapomina" telefonu? serio, w takiej sytuacji nawet do toalety szła bym z telefonem, bo WSZYSTKO może się po drodze wydarzyć. no choćby potykasz się na ulicy, przewracasz i łamiesz. i po temacie. no albo specjalnie nie wziął telefonu, żebyś do niego nie dzwoniła od notariusza, bo wiedział, że wcale nie jest tak umówione, jak tobie naopowiadał.

Odpowiedz
avatar iks
14 14

@hulakula: Normalne, Janusze tak mają. Wydają polecenia i nie pomagają w ich realizacji.

Odpowiedz
avatar Crannberry
16 16

@hulakula: No właśnie. Kiedy ktoś coś dla mnie załatwia, to z telefonem chodzę nawet do kibla. I to nawet w sytuacji, kiedy wysyłam chłopa do sklepu po jogurt („nie mają wiśniowych Mövenpicków, wziąć ci inny smak czy wiśniowy innej marki?”), a co dopiero, kiedy załatwiana sprawa ma bezpośredni wpływ na moją przyszłość. Janusz ma taką mentalność. Uważa, że machnie ręką i jakoś to będzie. A jeśli ktoś wyświadcza mu grzeczność i coś za niego robi, to wtedy już jest w ogóle problem tego kogoś, a nie Janusza

Odpowiedz
avatar Halfi
5 5

Cóż, co se Janusz wychował to se ma. Ciekawe, czy kiedyś zauważy, jaki błąd popełnił i czy odbije mu się to czkawką...

Odpowiedz
Udostępnij