Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Niektórym nie dogodzisz... Nauka zdalna - źle. Propozycje nauki hybrydowej - źle.…

Niektórym nie dogodzisz...

Nauka zdalna - źle.
Propozycje nauki hybrydowej - źle.
Powrót dzieci do szkół?

Ale jak to mierzenie temperatury?! Żadnego mierzenia temperatury! Nawet jeśli występują objawy chorobowe! Ja wiem najlepiej, czy mogę puścić dziecko do szkoły i skoro puściłem, nawet z glutem po pas, to moja sprawa!

Ale jak to dostępność telefoniczna? Jakim prawem mam być pod telefonem?

Jak to mam nie wchodzić do szatni?! Mam prawo wejść do szatni! Mój bąbelek (3 klasa SP) dozna trwałego uszczerbku psychicznego, jeśli ucałuję go na pożegnanie na podwórzu, a nie w szatni!
Jak to mam czekać na bąbelka przed szkołą?! Jakim prawem?

Wolność, równość, konstytucja!!!

Tymczasem ja widzę, że przy okazji koronapsychozy szkoły sprytnie usystematyzowały i dały na piśmie zasady, które powinny obowiązywać od dawna i niby obowiązywały, ale nikt ich nie przestrzegał.

Oczywiście zdarzają się przegięcia. Takim przegięciem jest, moim zdaniem, nakaz zasłaniania ust i nosa przez osoby zdrowe, albo wpuszczanie do przedszkola dzieci pojedynczo, przez co niektóre stały na deszczu po pół godziny (widziałam takie zdjęcia). To rzeczywiście trzeba zmienić.

Ale czy naprawdę musimy tłoczyć się w szatni? Odstawiać do szkoły chore dziecko? Czy niektórzy buntują się dla samego buntowania?

by singri
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar AnitaBlake
6 6

Jak sama napisałaś niektorym nie dogodzisz. Mnie też bawią niektóre sytuacje. Jednak co mi ta robienie bezsensownej afery? Chyba jedynie zepsuty dzień nie tylko mnie xD Jest jak jest, byle juz bardziej nie wymyslali. Ja pamieta ze albo szlam sama do podstawowki albo na parking mnie Tata podwozil. Byla jedna dziewczyna co mamusia po nia przez cala szkole chodzila, a jak miala - 5 to plakala. Oj lekko nie miala z rowiesnikami...

Odpowiedz
avatar singri
-3 7

@AnitaBlake: Cóż, ja tam wolę podjechać po córę, bo i tak jestem w domu, niż żeby dymała z buta, co zajmie jej najmniej z pół godziny. Tak samo z drogą do szkoły - zawsze można wstać wcześniej, nie zmarznie tak itp. Tak, wiem, za naszych czasów było inaczej. Ale czy lepiej? A u nas w szkole jakoś rozsądnie wyśrodkowali te zasady...

Odpowiedz
avatar KwarcPL
6 8

@AnitaBlake: Praktycznie cała moja klasa, w tym ja, do podstawówki chodziliśmy pieszo i jakoś wilcy nas po drodze nie zjadły. Wiadomo, nie wszyscy mieli tak blisko, ale ich zabierał szkolny autobus. Dopiero jak dwie powyższe opcje z jakiegoś powodu nie wchodziły w rachubę to rodzice podwozili ucznia, ale o żadnym odprowadzaniu czy, nie daj Boże, całowaniu na "do widzenia" nie było mowy. Po jedno to byłaby siara na całą szkołę, po drugie po co niby? Co, 10-letni Brajanek sam nie trafi do szatni i nie zdejmie kurtki? Ludzie, nie dajmy się zwariować... Niemniej widzę, że to co kiedyś było postrzegane jako dziwactwo i nadopiekuńczość, teraz urasta do rangi normy. Tylko żeby potem się nie zdziwili, że im Jessica wyrośnie na skrajnie niesamodzielnego dorosłego :(

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
-2 4

@singri: co innego podwieźć pod szkole lub spod szkoly zabrac. Ta moja kolezanka byla wrecz ubierana przez mame (4-6 klasa.. ) @KwarcPL: to prawda o samodzielnosci. Jednak kiedys tez niektorzy przesadzali. Moja babcia wciaz mowi ze mnie karmila do 5roku zycia, a ja rocznej pozwalam samej jesc. Ciekawe co by zrobila gdyby uslyszala ze 3, 5 latka zostala na godzine w domu sama. Ps sama na pietrze byla (sniadanie miala i bajki wiec nawet sie z pokoju nie ruszyla, moja Mama na dole pracowala i miala zerkac, coz nie zerkalachyba bo po 1,5h po moim powrocie dostalam sms czy jestem. No i jak ja jestem to czesto jest obok sama w pokoju i sie bawi bez mojej ingerencji). Teraz znam osoby co przezywaja zostawienie 9latka samego w domu na godzine... Mnie Mama wysylala sama autobusem do Babci i zyje. Ilez to razy sama szlam do sklepu lub zostawalam sama w tym wieku. Zreszta puerwszy wyjazd na tydzien odbylam w pierwszej klasie podstawowki

Odpowiedz
avatar singri
-1 5

@KwarcPL: Na własne oczy widziałam, jak drugoklasistce tatuś plecak nosi do szatni i potem pod klasę. O całowaniu wspomniałam dlatego, że moja jest całuśna i przytulaśna, więc nie wyobraża sobie pożegnania bez czułości. Z tego samego powodu odprowadzałam ją przeważnie do szatni - prosiła, żebym to zrobiła, bo chciała dłużej być ze mną. Sama niosła plecak, sama się przebierała, ja miałam tylko nad nią stać. Jednak wiem doskonale, że beze mnie sobie poradzi i nie robię tragedii z faktu, ze nasze zwyczaje będą musiały się zmienić. A co do odwożenia - uważam że zmuszanie dziecka by maszerowało codziennie po 2 km (co zajmuje najmarniej z pół godziny) jest marnowaniem czasu dziecka, które mogłoby te 15 minut dłużej pospać, albo wrócić do domu wcześniej. Oczywiście nie odsądzam od czci i wiary osób, których dzieci chodzą pieszo, nie uważam że posiadam monopol na rację. Ja swoją córkę odwożę, bo tak mi się podoba. Jeśli ja nie będę mogła jej odwieźć, zrobi to mój Partner, lub jego rodzice. Zresztą, u nas do szkoły idzie się drogą bez chodnika, przez pół drogi jest tam ograniczenie do 90. Nie puściłabym taką drogą dziewięciolatki.

Odpowiedz
avatar singri
1 3

@AnitaBlake: Właśnie o tym mówię. Podwożę córkę, bo tak jest nam wygodniej. Wchodziłam z nią do szatni, bo mnie o to prosiła. Ale wiem, że poradzi sobie beze mnie.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@KwarcPL: Mnie rodzice podwozili w czasach wczesnopodstawówkowych do szkoły od wielkiego dzwonu - nie częściej niż trzy, może cztery razy w roku. Wystarczyło, żebym dostał ksywę "spaliniarz" :). Normalnie się chodziło pieszo lub jechało autobusem. Autobus bardziej dla frajdy niż z konieczności, bo pieszo szło się skrótem i trwało to nie dłużej niż jazda autobusem.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
0 0

@Jorn: Heh, miałem w klasie koleżankę, którą mama podwoziła przez całą podstawówkę. Ją postrzegali jako wygodnicką, jej matkę jako nadopiekuńczą. Co ciekawe była moją sąsiadką i dojazdy zajmowały jej niemal tyle samo co mi dojście z buta. Wszystko przez to, że ja szedłem skrótem przez park a one musiały samochodem na około...

Odpowiedz
avatar Habiel
6 12

Ja jedyny zarzut mam pod obecność pod telefonem. Pracowałam kiedyś w firmie produkującej żywność. Telefon zostawiało się w sejfie, bo na teren hali można było wejść tylko w specjalnym ubraniu i nie mając na sobie nawet kolczyków. Telefon? W żadnym wypadku. Jak w takim przypadku rodzic ma być pod telefonem?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 września 2020 o 14:36

avatar singri
5 7

@Habiel: Ktoś powinien być pod telefonem cały czas. Najczęściej w takich sytuacjach układa się listę na zasadzie "Jak matka nie odbierze, to do ojca, jak ojciec nie odbierze, to do babci, a jak i babcia nie odbierze to do ciotki". Nie mówię o sytuacjach związanych z Covid, ale moja córa kiedyś ni z tego ni z owego zwymiotowała w przedszkolu. Nie słyszałam jak dzwonił telefon, to zadzwonili do drugiej osoby na liście osób upoważnionych, akurat była to moja siostra. A dziecku nic nie było i do dziś nie wiem, czemu wtedy zwymiotowała.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
4 6

@Habiel: Dziecko zazwyczaj ma dwoje rodziców a jak razem pracują w hali produkcyjnej odciętej od świata to podać kontakt do babci, wujka czy kto tam mógłby je odebrać w sytuacji kryzysowej...

Odpowiedz
avatar Habiel
1 7

@KwarcPL: @singri: Niektórzy nie mieszkają obok rodziny. Ja do swoich rodziców mam obecnie 200 km, więc potencjalnie dziecko mogłoby być odebrane tylko przeze mnie albo mojego partnera lub sąsiadów o ile szkoła na to pozwala, w co wątpię. W przypadku gdybyśmy oboje pracowali na hali, to nie mam osoby awaryjnej do odbierania telefonu (no może udałoby się wynegocjować podanie numeru do sekretariatu o ile sytuacja zadziałałby się w godzinach jego pracy- ale ja pracowałam u takiego Janusza Biznesu, że i to raczej by nie przeszło). Nie wszyscy mają rodzinę pod ręką w razie przypadku albo zakontraktowana nianie i nie można o takich osobach zapominać.

Odpowiedz
avatar Bryanka
5 5

@Habiel: Dzieci nie mam, ale mam duże zwierzaki, które trzymamy w pewnym oddaleniu od domu. Jeżeli nie ma mnie pod telefonem prywatnym, to gospodarz terenu ma nr na telefon stacjonarny w mojej pracy. I na 100% zawsze ktoś odbierze i mnie ściągnie.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
5 5

@Habiel: oczywiscie ze sasiad moze byc upowazniony do odbioru dziecka. Ja upowaznilam swoha sasiadke, a ona mnie do swojego dziecka. Jakby trzeba bylo to bym i innych sasiadow upowaznila. Wazne jest by zrobic to wczesniej- na zas

Odpowiedz
avatar singri
5 5

@Habiel: Mylisz się. Dla szkoły ważne jest upoważnienie, oświadczenie rodzica. Ja np. odbierałam w lutym ze szkoły siostrzenicę mojego partnera. Formalnie jestem dla niej osobą obcą, ale wystarczyło żeby jej matka zadzwoniła do szkoły i podała moje dane. Nauczycielka sprawdziła w dowodzie, czy naprawdę się tak nazywam i kazała podpisać się w zeszycie. Podejrzewam jednak, ze nie wydanoby dziecka osobie, której to dziecko zupełnie nie kojarzy. Więc tak, da się.

Odpowiedz
avatar marcelka
0 0

@Habiel: z tym telefonem to z jednej strony zrozumiałe - jak są takie wymogi w pracy to są, ale wtedy wg mnie podanie kontaktu "zapasowego" jest konieczne; jak dziadkowie/inna rodzina nie wchodzą w grę, to przynajmniej ten sekretariat, bo - niezależnie od covidu, w szkole może dojść do różnych wypadków, i gdyby dziecku stało się coś poważnego, gdyby konieczna była np. operacja, a rodzice dowiadują się po iluś godzinach, bo są na takiej hali...

Odpowiedz
avatar KwarcPL
1 3

@Habiel: Jasne, są różne sytuacje, ale w 99% przypadków rodzic albo ktoś z najbliższej rodziny będzie dostępny a jak nie to możesz wypisać sąsiadowi upoważnienie. Niektóre Szkoły udostępniają na swoich stronach gotowe wzory: http://www.ps25.neostrada.pl/pliki/upowaz.pdf Poza tym, dziecko to Twoja odpowiedzialność a szkoła to nie przechowalnia. Powinnaś być dostępna z pandemią czy bez. Załóżmy, że Twoja pociecha złamała nogę na WF-ie o 10:00 i co? Będzie czekać 6 godzin w gipsie bo Mamę nie odbiera telefonów?

Odpowiedz
avatar singri
1 3

@KwarcPL: No nie. Będzie czekać 6 godzin NA ZAŁOŻENIE gipsu. Złamana noga to nie jest stan zagrożenia życia, a wg. mojej wiedzy tylko w stanie zagrożenia życia wolno podjąć interwencje bez zgody rodzica. Nawet nie jestem pewna, czy karetka może dziecko zabrać.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
0 0

@singri: Dziękuję za sprostowanie. Pisząc ten post zastanawiałem się czy można założyć gips bez zgody rodziców, ale stwierdziłem, że takich hec to nawet w Polsce nie ma, ale jednak... Bareja wiecznie żywy :/ Tak czy inaczej to, że rodzic jest dostępny pod telefonem powinno być normą od zawsze a nie tymczasowym środkiem zaradczym.

Odpowiedz
avatar Michail
4 12

Jak ktoś ma wiedzieć czy jest zdrowy czy nie? Testy codziennie za 500zł?

Odpowiedz
avatar singri
1 7

@Michail: Jakie testy? Zdrowa jest osoba, która nie ma objawów chorobowych. Normalny człowiek nosi w sobie setki różnych wirusów. Nie wszystkie nawet wywołują reakcję organizmu. A te testy nadają się do podłożenia pod tramwaj. Znam osoby, którym robiono dwa testy tego samego dnia, pobrano próbki w odstępie kilku godzin. W pobranej najpierw był wirus, w drugiej nie było. Ja dziękuję za taki test.

Odpowiedz
avatar gstronaostro
0 0

@singri: świadczy to tylko o tym, że nie stosowana jest metoda, którą powinno się stosować. Przy RT PCR praktycznie nie ma mowy o pomyłce.

Odpowiedz
avatar Michail
2 4

@singri: Ok - nie rozwijają się objawy u każdego. Podążając twoją logiką to nie powinno się robić testu na obecność HIV w punkcie krwiodawstwa jeśli u dawcy nie ma rozwiniętych objawów AIDS?

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
1 1

@singri: gdyby zarażały tylko osoby z objawami choroby, nie mielibyśmy od pół roku kilkuset przypadków dziennie...

Odpowiedz
avatar singri
1 1

@KoparkaApokalipsy: Kilkaset przypadków? Na ile testów? Na facebooku codziennie publikowane są aktualne, oficjalne informacje. Można sobie wyliczyć. Spośród osób przetestowanych, zarażonych jest zazwyczaj około 3%. Poza tym to tylko jeden z wielu wirusów, jakie są obecne w naszym życiu. A płuca są uszkadzane przez używanie respiratorów ciśnieniowych. Pacjenci, którzy zostali poddani tlenoterapii, nie mają nic uszkodzone.

Odpowiedz
avatar Nulini
0 0

@singri: na Piekielnych od miesięcy panuje koronaparanoja, więc Twoje argumenty nie będą trafiać ;)

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@singri: Jak w tym starym dowcipie. Ojciec i syn patrzą jak drogą biegną maratończycy. - Tato, a po co oni tak biegną? - 1-wszy dostanie medal. - To po co biegną pozostali?

Odpowiedz
avatar Este
0 0

@Michail W bardzo prosty sposób. Przedszkola nie wpuszczają nawet z katarem. Moja młodsza córa właśnie dostała. Lekko smarka, bez kaszlu i gorączki. Jak większość dzieci w jej wieku od jesieni do wiosny. I nie może chodzić... Za kilka dni w przedszkolach i zerówkach będzie mniej, niż 50% dzieci :(

Odpowiedz
avatar Xynthia
0 6

Generalnie się z tobą zgadzam, ale... "Ale jak to dostępność telefoniczna? Jakim prawem mam być pod telefonem?" - pracuję jako opiekunka osób starszych w domu opieki. I gwarantuję ci, że kiedy przebieram, kąpię albo karmię podopiecznego, to na pewno nie odbiorę telefonu, mimo że mam go przy sobie. Owszem ,najdalej do pół godziny oddzwonię, ale przez te pół godziny w szkole się będą wkurzać, że czemu nikt się dzieckiem nie interesuje. Ewentualnie mogliby zadzwonić do: - ojca dziecka - ups, bardzo zły pomysł... - babci - osoba starsza, schorowana, mieszkająca na obrzeżach miasta, tak, już widzę, jak pędzi po Młodą, żeby ją odebrać ze szkoły, bo nauczyciel uznał, że lekki katarek jest przeciwwskazaniem do nauki w danym dniu; - mojego ojca - 250 km odległości; - mojej przyjaciółki - owszem, zawsze mogę na nią liczyć i zapewne nawet by się "urwała" z pracy, aby odebrać Młodą ze szkoły, tylko co jej przełożony powie na "przepraszam, ale muszę wyjść, aby odebrać dziecko przyjaciółki ze szkoły"? (nie, nie przyjdzie jej do głowy, żeby wymyślić cokolwiek innego, jest to osoba, która odruchowo i automatycznie mówi prawdę); - jednej z dwóch-trzech sąsiadek, na które ewentualnie mogę liczyć, jak akurat będą miały czas - no bo jak nie będą miały, to nie... I co, ja mam im te wszystkie numery podawać? No sorry... I nie, nie posyłam nigdy do szkoły chorego dziecka, ale czasem tak jest, że rano dziecko zdrowe i radosne, a ze szkoły wraca przygnębione, zakatarzone i ze stanem podgorączkowym, gdzieś tak w międzyczasie ta zmiana nastąpiła, więc różnie bywa. Aha, a co do mierzenia temperatury - ja mam to gdzieś, w pracy zawsze rano mi mierzą temperaturę (teoretycznie przy podwyższonej powinnam iść do domu, praktycznie przy 37,1*C i tak musiałam zostać) i się nie buntuję, lotto mi to, ale rodzice, którzy się "burzą" przeciwko pomiarowi temperatury, mają rację. Odczyt pomiaru temperatury jest jedną z informacji o twoim stanie zdrowia, czyli należy do tzw. "danych wrażliwych". Tak że ten, teges...

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
0 2

@Xynthia: najśmieszniejsze jest mierzenie temperatury w zlobku. Dobrze ze moja ma 1,5roku.starsza corka do roku czasu miala normalna temperature 37+, a teraz przy 37 teoretycznie nie wpuszczaja xD

Odpowiedz
avatar Allice
-2 2

@Xynthia: czyli co... Pomijając obecną sytuację różne rzeczy w szkole się potrafią zadziać. Załóżmy że dziecko mdleje lub łamie rękę. Rozumiem że w porze odbioru dziecka rodzic ma słyszeć "a, nie dzwoniliśmy bo pan nie wyraził zgody, tu jest adres soru na którym dziecko powinno być"?

Odpowiedz
avatar Xynthia
0 0

@Allice: Czekaj, bo się pogubiłam. Gdzie ja pisałam o nie wyrażaniu przeze mnie zgody na dzwonienie do mnie, gdy dziecku coś się stanie? Pisałam, że nie zawsze mogę odebrać telefon (potem oddzwaniam), i że to szkoła zazwyczaj w takich sytuacjach się wkurza, że rodzic nie odbiera. Po prostu nie zawsze można. A w ogóle to pewna bliska mi osoba (to już wiele lat temu) po odebraniu telefonu, że ma przyjechać po dziecko do przedszkola, bo zagorączkowało (dziecko, nie przedszkole) usłyszała od szefowej NIE. Nie zgadza się, nie może wyjść z pracy, ona nie pozwala, jak wyjdzie, to może nie wracać. Dobrze, że to było już niecałe dwie godziny przed końcem, bo w tamtym momencie nie mogła sobie pozwolić na utratę pracy - zresztą ja nie wiem, czy w ogóle jest dobry moment na utratę pracy...

Odpowiedz
avatar Allice
0 0

@Xynthia: czekaj, bo ja się pogubiłam. Ty twierdzisz że dostępność telefoniczna jest problemem. A ja tylko pisze ze pandemia czy nie, ten kontakt być musi. A nie rodzic dodaje dziecko na x godzin i już nie ma opcji kontaktu z nim... Proponuję to w komplecie z oświadczeniem dotyczącym zakazu jakichkolwiek działań medycznych przy dziecku (modne ostatnio w kręgach antymaseczkowych, w domyśle pomiar temperatury). Wtedy niech se taki rodzic szuka dziecka po sorach albo gorzej w razie co. PS. W przypadku takim jak wspomnianej koleżanki - tak, placówka powinna mieć możliwość odizolowania dziecka dla dobra innych dzieci. Bo 2h zabaw w przedszkolu to nie jest mało

Odpowiedz
avatar Morog
-2 10

Powinno się wdrożyć jakiś program leczenia psychicznego covidian bo robi się coraz większy problem.....

Odpowiedz
avatar singri
-5 7

@Morog: Oj, daj spokój :D Mi dziś babka w mięsnym kazała założyć maskę, a na mój protest odpowiedziała: "Wiem, że to bez sensu, ale sanepid każe, co mam robić? Kary płacić?"

Odpowiedz
avatar Michail
2 4

@Morog: Dzięki takim ludziom jak Ty ta pandemia będzie trwała 2x dłużej.

Odpowiedz
avatar Nulini
-2 2

@Morog: @Morog: na Piekielnych od miesięcy panuje korona pier do lec, więc zaraz Ci ukryją komentarz za zbyt wiele minusów ;) Tu się tego tematu nie porusza, bo jak myślisz inaczej, niż cała reszta wyznawców, to Cię zjedzą ;)

Odpowiedz
avatar Nieswiadoma
1 1

Doprawdy niektóre komentarze rodziców przyprawiają mnie o parsknięcie śmiechem. 1. Odprowadzanie dzieci do szkoły Do budynku szkoły nie mogą sobie ot tak o wejść wszyscy co chcą że względu na bezpieczeństwo dzieci. U mnie w szkole byli dyżurni przy wejściu i zapisywali każdego "obcego" czy też rodzica i powód wizyty. W USA mają ochronę w szkołach od tego. Wiadomo że zawsze gdzieś ktoś wejdzie itd. U nas rodzice którzy odprowadzali dzieci i chcieli wejść dziecku pomóc się przebrać musieli zapytać o powzowlenie łaskawą panią woźną. 2. Pomiar temperatury Szkola to nie przychodnia. Mówisz Twoja sprawa? To jutro będzie sprawa 20 innych rodziców. Osobiście raz ' podziękowałam' mamusi za grypę wszystkich członków rodziny. Podziałało, jej dziecko leczyło się kolejny tydzień w domu. 3. Logistyka przyjęć do szkoły. Dzieci w szkole nie mam. Nie wiem jak wyglada to w rzeczywistości. Z zewnątrz trochę jak z wejściem do sklepu. Wchodzi 4osobowa rodzina kupić buty dla tatusia więc 4 osoby musi opuścić pomieszczenie gdzie wchodzi. Więc mamusiu odejdź z kolejki spod drzwi, zamiast czekać z bombelkiem aż 2 osoby przejdą dalej, poczeka ono na 1 osobę, kolejna osoba zamiast na 4, poczeka na 2. to jest 2x szybsze wejście do szkoły!!!! Prosta matematyka...

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@Nieswiadoma: U mnie w szkole średniej: 1. W czasie lekcji drzwi pozamykane. Dostęp tylko przez drzwi główne. W pobliżu każdych drzwi dyżurny, którego jednym z obowiązków było otworzenie drzwi w razie W. 2. W czasie przerw drzwi otwarte a dyżurny dbał, żeby nie wchodził nikt dorosły. Dorośli byli instruowani, żeby szli do wejścia głównego i tam zgłosili się do dyżurnego a on pomoże załatwić ich sprawę. W razie czego mieli wsparcie nauczyciela dyżurnego. Polska, XX wiek przełom lat 80-90.

Odpowiedz
avatar zieziura
0 0

We Włoszech taki system odbierania i oddawania dziecka do i z szkoły jest normalny od kilkunastu lat. Rodzic nie wchodzi do szkoły bez konkretnej przyczyny i nie mówię tu o odebraniu bąbelka. Żadnego Covida nie było tylko pełno dupezawracajacych rodziców lub psycholi kręcących się po szkole.

Odpowiedz
avatar dayana
0 0

@zieziura: No jak dla mnie to też jest bez sensu, że każdy człowiek z tak prosto z ulicy może sobie wejść do szkoły. Fajna ochrona dzieci, naprawdę :) Aż dziwne, że przez tyle lat nie zdarzyło się, żeby jakiś menel się przypałętał. I tutaj ogólna uwaga: z biologii w szkole jasno wynikało, że pomiędzy wystąpieniem objawów, a zarażeniem się wirusem mija jakiś czas. W tym czasie można zarażać, ale jeszcze nie wie się, że jest się chorym. Dlatego zasłanianie ust i nosa przez osoby "zdrowe" ma sens. Warto się dokształcić i mieć swoje przemyślenia na ten temat. Oczywiście nie twierdzę, że te obostrzenia mają jakiś sens, bo czemu w szkole czy w kościele nie trzeba zakrywać ust i nosa, a w sklepie już tak? W przyłbicy można spokojnie sobie wysiedzieć 8h, więc nie widzę problemu.

Odpowiedz
Udostępnij