Każdy zapewne słyszał o Kocborowie - jednym z najstarszych szpitali psychiatrycznych w Polsce.
Chyba za mało im zainteresowania ze strony programu TVN Uwaga.
Kuzynka trafiła tam na obserwację sądowo-psychiatryczną. Wyszła stamtąd poturbowana na duszy jak skopany pies.
Pierwszy zgrzyt: pielęgniarki.
Nie wiem skąd ten zwyczaj, który każe zwracać się do pacjentów per "Ty" albo głupkowatym "chodź Pani". Poza tymi uroczymi akcentami, pielęgniarki często plotkowały w nocy o innych pacjentach, obrażając ich i wyśmiewając.
Drugi zgrzyt: terapeutka zajęciowa.
Tleniona blondyna, uzależniająca wpisanie pacjenta na listę osób wychodzących na spacer/zakupy od tego czy dana osoba uczestniczyła w durnowatej porannej gimnastyce polegającej na kręceniu głową w prawo i lewo etc. Jeżeli ktoś zaspał, był informowany, że nie zasłużył na zakupy, bo nie ćwiczył.
Trzeci zgrzyt: pani psycholog.
O ile psycholog-stażystka była dziewczyną do rany przyłóż, to jej koleżanka starsza po fachu niewiele odbiegała poziomem zachowania od terapeutki zajęciowej. Poinformowana, że ktoś nie ma ochoty uczestniczyć w psychorysunku, bo najzwyczajniej w świecie talentu do rysowania zero, waliła fochy jak dziecko i oznajmiała, że "ona to sobie zapamięta i być może obserwacja zostanie przedłużona, bo ona przekaże odmowę lekarzowi prowadzącemu".
Zagalopowało się babsko, bo o przedłużeniu obserwacji decyduje sąd na wniosek ordynatora/kierownika zakładu leczniczego, jeżeli nie da się jednoznacznie określić stanu psychicznego pacjenta, tzn:
- jeśli pacjent nie współpracuje
- jeśli testy psychologiczne (np MMPI-2) wyjdą nie do interpretacji.
Kuzynka współpracowała z biegłymi psychiatrami, niczego przed nimi nie ukrywała, test MMPI-2 rozwiązała w sposób prawidłowy, pozwalający na diagnozę i wyszła po 3 tygodniach tej męczarni.
Dla ostrzeżenia jest to oddział ogólnopsychiatryczny nr VII.
Szpitale psychiatryczne od zawsze były elementem opresyjnym. Mistrzostwo w tym osiągnęli chyba ruscy za czasów ZSRR. Tam trafiali ludzie myślący inaczej niż władza kazała. I robili z nich wariatów. Takie szpitale są potrzebne, wiadomo, ale personel powinien być dobierany w sposób szczególnie uważny. Bo psycholog to w mojej ocenie najczęściej szarlatan, niedoszły lekarz upojony pseudowiedzą. A jak trafi do takiego miejsca i dostanie ciut władzy to mu odbija. Więcej z tego szkody niż pożytku.
Odpowiedz@tatapsychopata: Serio? A na jakiej podstawie taka opinia o psychologach?
OdpowiedzCzekalam na Twoja nastepna, fascynujaca historie
Odpowiedz@wazka: i pisze to osoba, która popełniła zaledwie jedną historię.... jak Ci się coś nie podoba, omiń moje historie szerokim łukiem.
Odpowiedz@HermionaGranger: niestety nie mam tak bujnej wyobrazni / fascynujaco strasznego i niesprawiedliwego zycia :D :D
OdpowiedzTaaa nie byłaś, nie jesteś chora, ale wiesz. Mam w najbliższej rodzinie ciężki przypadek schizofrenii paranoidalnej, ponad 20 hospitalizacji przez 22lata, ubezwłasnowolnienie całkowite od 3 lat pobyt w donu pomocy społecznej dla psychicznie chorych. Ta głupia gimnastyka i glupi psychorysunek zawsze pomagał psychiatrze i terapeutom wyłapywać pierwsze symptomy załamania stanu. Ani ty ani kuzynka nie macie pojęcia o czym mówicie. Choroba osoby o której pisze trwa już 22 lata
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 września 2020 o 12:27
@maat_: a co powiesz na największy smaczek z ust terapeutki : "pracujecie całe życie na to, że tu wylądowaliście" ? Sorry, ale dla mnie to przeginka. Dziewczyna była też w innym psychiatryku i nikt jej się tam jej nie dopierd... o to że nie ćwiczyła czy też o to, że nie umie rysować.
Odpowiedz@HermionaGranger: No jakby nie patrzeć, to ta terapeutka ma trochę racji. Jest dużo osób, które olewają swoje choroby psychiczne, bo np. "mi nic nie dolega", "to nic wielkiego", wstydzą się tego, lub stadium ich choroby jest zbyt zaawansowane i nieuleczalne. Znałam osoby, które szły tylko po to, żeby mieć "żółty papierek", a później płacz, bo trafiły do szpitala psychiatrycznego, z powodu zagrażania sobie i/lub innym i wszyscy niszczymy im życie. Nie od dziś wiadomo, że w szpitalach psychiatrycznych nikt nad nikim nie będzie się rozczulał. Do tego dodajmy osoby, które myślą, że obecność na terapii, czy wizycie u psychologa/psychiatry to koniec leczenia. Gdzie tak naprawdę, powinno się nad sobą pracować także między spotkaniami ze specjalistami. Co do historii: Łatwiej lekarzom, czy pielęgniarkom zwracać się per "TY" do pacjentów, aby poczuli się komfortowo i bezpiecznie. Jeśli ktoś się zwraca ciągle do danej osoby per "pan/pani", to nigdy się nie przełamią. Jeśli chodzi o rysunki, to niezależnie czy ma się talent czy nie, wiele mówią o stanie psychicznym pacjentów. Małe dzieci też nie mają talentu, a jednak takie testy też przechodzą. Do tego "o przedłużeniu obserwacji decyduje sąd na wniosek ordynatora/kierownika zakładu leczniczego, jeżeli nie da się jednoznacznie określić stanu psychicznego pacjenta" więc lekarka, która chciała ją zgłosić o brak współpracy do lekarza prowadzącego nie zagalopowała się. Postępowałą zgodnie z zasadami. Zgłaszając to do lekarza prowadzącego, ten mógł zgłosić do ordynatora, że pacjentka odmawia współpracy (bo odmawia) i na tej podstawie przedłużyć pobyt. Nawet jeśli Twoja koleżanka przeszłaby test, to fakt, że nie chciała współpracować także ma wpływ na opinię, którą się wystawia.
Odpowiedz@metaniel: takie zwracanie się na "ty" ma pacjentom pomóc przełamać się do czego konkretnie? Twierdzisz, że to "ułatwia przełamanie", mi ułatwiłoby co najwyżej wysmarowanie skargi na ulokowanie przez personel w dupie kwestii respektowania prawa pacjentów psychiatrycznych do szacunku. O ile wszystkim pacjentom jest on należny, o tyle w przypadku pacjentów psychiatrycznych prawo do poszanowania ich godności jest wskazywane jako jedno z najczęściej łamanych praw pacjentów w Polsce. Co ciekawe, kiedy jeszcze jako studentka medycyny chciałam wraz z kołem naukowym językoznawców zbadać procesy komunikacyjne na oddziałach dziennych szpitali psychiatrycznych, nie dostaliśmy ani jednego zielonego światła z żadnej z kilkunastu placówek, do których się zwróciliśmy, jeżeli nie zgodziliśmy się na to, że opublikowanie wyników (nawet cząstkowych) będzie bezwarunkowo uzależnione od wcześniejszej zgody władz szpitala. Już samo to pozwoliło nam nabrać dość paskudnych podejrzeń co do tego, co tam się dzieje, bo cenzura prewencyjna zawsze śmierdzi. Językoznawcy wyjaśnili mi też wtedy, że wypowiadanie do pacjentów takich zdań, jak "ja to sobie zapamiętam i być może obserwacja zostanie przedłużona, bo pan nie współpracuje" to nic innego, jak ordynarna i pospolita groźba, tylko wyrażona pośrednim aktem mowy - a ani lekarz, ani terapeuta, ani psycholog (psycholog nie jest lekarzem, lekarz nie jest terapeutą!) nie ma prawa grozić pacjentowi. Za coś takiego powinno być postępowanie dyscyplinarne za naruszenie zasad etyki zawodowej. Pacjent nie ma obowiązku brać udziału w żadnej formie terapii, jeśli nie chce, dopóki nie zostanie do tego zmuszony wyrokiem sądu. Jeśli tamta psycholog widzi w jakiejś czynności świetne narzędzie diagnostyczne albo terapeutyczne, to jej obowiązkiem jest wyjaśnić pacjentowi, dlaczego powinien z nią współpracować. Niestety, w psychiatrykach homo sovieticus to najczęściej spotykany rodzaj człowieka wśród personelu. Po praktykach na oddziale psychiatrycznym - i to uchodzącym za "lajtowy", bez hospitalizowanych pod przymusem, niebezpiecznych dla otoczenia itd. - czułam się zbrukana na duszy, że widziałam tamtejszą patologię i nie zrobiłam wielkiego dymu, za to zaufałam opiekunom praktyk, że "tak tam musi być".
Odpowiedz@HermionaGranger: to samo powtarzal psychiatra naszemu choremu i miał 100% racji. Zupełnie nie rozumiesz czym sa choroby psychiczne i byc moze dajesz się manipulować kuzynce
Odpowiedz@Ursueal: wiem z doświadczenia, swojego i innych osób, że działa to rozluźniająco, jak psycholog, terapeuta, lub psychiatra zwraca się per "Ty". Dla Ciebie to brak szacunku, dla mnie to traktowanie mnie na równi z sobą, zwłaszcza, że ja do nich nie muszę się zwracać do nich oficjalnie. Rozmowa z tymi specjalistami ma przypominać spotkanie, a nie badanie wojskowe. Respektowanie praw do pacjentów to inna kwestia. Wiadomo, że powinni się odnosić z szacunkiem. Ale jedno nie wyklucza drugiego. Skąd wiesz czy wyjaśniła, czy nie? Mnie tam nie było, Ciebie też nie, autorki też. Ludzie z zaburzeniami mają to do siebie, że lubią trochę skłamać i podkoloryzować. Jednocześnie nie twierdzę, że koleżanka autorki ją okłamała. Ale dopóki nie zna się drugiej strony medalu, nie należy oceniać, że psycholożka postąpiła niewłaściwie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 września 2020 o 21:56
@metaniel: W Polskiej kulturze i normach obyczajowych osoby dorosłe zwracają się do siebie per Pan/Pani. Są pewne wyjątki np. internet. Są też sytuacje gdzie jest to mocniej respektowane np. sytuacje oficjalne w tym relacja pacjent/lekarz. Naprawdę trzeba to wyjaśniać? Natomiast, jeśli w opisanej sytuacji korzystniejsza jest dla pacjenta relacja per Ty to albo należy oficjalnie zaproponować przejście na Ty lub ewentualnie poinformować, że taki są lokalne zasady. W przeciwnym wypadku jest to zwykłe chamstwo. I niestety to chamstwo dość często występuje w lecznictwie. A specyficzna forma "chodź Pani", takie niby na Pan ale jednak na Ty to potworek funkcjonujący od dziesięcioleci w środowisku pielęgniarskim. Choć teraz raczej w odwrocie.
Odpowiedz@maat_: Ogólnie się zgadzam - w zajęciach terapeutycznych nie chodzi o to, żeby narysować piękny obrazek, czy tam wycisnąć 100 kg na klatę. Jednak jeżeli pacjent nie chce brać w tym udziału to nie powinien być za to karany. Trzeba poszukać innej metody komunikacji, a personel w takich miejscach powinien jednak być empatyczny, a nie grać wymagającego rodzica. Jak jest z finansowaniem psychiatrii w Polsce to chyba każdy wie, więc niestety, ale jest ogromna przepaść między tym, co jest i tym, co powinno być.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 września 2020 o 19:13
to po co w ogóle poszła do szpitala, skoro wie lepiej, które środki/metody terapeutyczne są lepsze?
Odpowiedz@hulakula: Na obserwację sądowo-psychiatryczną się nie sobie "idzie", tylko się jest wysyłanym orzeczeniem sądu na wniosek biegłego.
Odpowiedz@SirCastic: jasne, wiem, chodzi o zasadę.
OdpowiedzPer Ty często się mówiło i mówi w takich miejscach, aby pacjent poczuł mniejszy dystans, chciał się otworzyć, także moim czepiasz się dla samego czepiania. Terapeutka zajęciowa i jej tlenione włosy w pierwszym zdaniu, no ja cię proszę. Jakie znaczenie ma jej kolor włosów? Poziom wiedzy i umiejętności w jej dziedzinie określasz na podstawie koloru włosów? Moim zdaniem to raczej lenistwo i brak współpracy ze strony twojej kuzynki jest piekielny. To samo dotyczy twojej kuzynki i pani psycholog. Zwalanie winy na kogoś za swoje lenistwo i brak chęci do współpracy jest tu kluczowym elementem żali twojej kuzynki. Z jakiegoś powodu tam się znalazła i na pewno nie z powodu koloru włosów czy braku talentu do rysowania tylko czegoś poważniejszego
Odpowiedz@Mavra: Znalazła się tam bo na badaniu w prokuraturze odmówiła biegłemu odpowiedzi na pytanie ile zarabiają jej rodzice i gdzie pracują. Biegły zaczął się wydzierać, że badanie zakończone i że ma wyjść :D . Sprawa z kategorii lekkich.
Odpowiedz@HermionaGranger: Przepraszam, ale oni trochę w takie coś nie wierzę, ponieważ to jest zbyt abstrakcyjne nawet jak na twoją wybujałą wyobraźnię a nawet gdyby to była prawda to po raz kolejny dajesz dowód na to, że twoja kuzyneczka ma problemy ze współpracą.
Odpowiedz@Mavra: A ty bys tak chętnie opowiadala obcemu dziadowi gdzie pracuja Twoi rodzice i ile zarabiają ? Może jeszcze byś podała loginy i hasła do kont bankowych?
Odpowiedz@HermionaGranger: Brak mi słów na te twoje porównanie z kontami bankowymi, no ręce opadają. Informacje gdzie pracują rodzice i ile zarabiają nie są na tyle poufnymi danymi dla tego typu organów jak prokuratura, że nie musiała tego bronić jak lwica. Chyba, że jej rodzice mają coś do ukrycia.
Odpowiedz@HermionaGranger: To niezłæ porutę musiała w tej prokuraturze odstawić, że trafiła do psychiatryka. Zresztą doświadczenie z innymi terapeutami nie wzięło się znikąd
Odpowiedz@HermionaGranger: ta historia smierdzi na kilometr, seriobw yo wierzysz?
Odpowiedz@Mavra: Wiem gdzie pracują moi rodzice, ale nie mam pojęcia ile zarabiają. Jakie znaczenie dla sprawy w której byla przesłuchiwana miały te informacje. Czego dotyczyła sprawa? Cos się nie klei
Odpowiedz@misiafaraona: po prostu była asertywna i zapytała po co panu biegłemu takie informacje, na co ten zareagował podniesionym głosem, wykrzykując, że badanie zakończone. Sprawa dotyczyła art 288 kk.
Odpowiedz@HermionaGranger: 1. Biegły wydaje opinię o stanie poczytalności w czasie popełnienia czynu. Badanie takie nie jest wykonywane w budynku prokuratury, a w zakładzie, w którym pracuje lekarz (a najczęściej zespół). 2. Podejrzany w sprawie ma prawo nie odpowiadać na pytania, wskazywać, że nie wie, nie pamięta. 3. Za odmowę odpowiedzi, mętne odpowiedzi lub kłamstwa nikt jeszcze nikogo na obserwację psychiatryczną (przynajmniej w obecnych czasach) nie wysłał. Biegły musiał mieć bardzo mocne, uzasadnione podstawy, ponieważ takie skierowanie na oddział wydaje Sąd i nie czyni tego szczególnie chętnie. Podsumowując: raczej nie było tak, że brak odpowiedzi na pytania spowodował konieczność obserwacji w warunkach szpitalnych. Musiało się na tym badaniu lub w trakcie czynu wydarzyć coś o wiele poważniejszego.
Odpowiedz@HermionaGranger: Niszczenie mienia? Musiala byc w stanie ciężkiego pobudzenia z wykluczeniem odurzenia narkotykami, alkoholem i lekami. To by mogło tłumaczyć skierowanie ba obserwacje. Zatrzymali ja na miejscu zdarzenia, byla w stanie utrudniajacym kontakt lub bez kontaktu, wyjaśnienia byly niespójne lub nie logiczne, nie mogli przesluchac i stąd wniosek o biegłego i obserwacje. Czy moje podejrzenia sa słuszne? Z naszym chorym bardzo często tak to właśnie wyglądało. I te trzy tygodnie to zadna obserwacja, tylko hospitalizacja i wypis na własne rzadanie po nazwijmy to minimalnym okresie leczenia. Pytanie o rodzicow moglo sprawdzać racjonalność myślenia i czy wrócił kontakt z rzeczywistością.
Odpowiedz@maat_: Powiem tak. To się stało w sklepie Żabka. Głupie dziwy oskarżyły kuzynkę o kradzież, zamknęły ją ze sobą w sklepie i do czasu przyjazdu policji mialy niezłe pole do popisu. Wyzywały ją od najgorszych, wyśmiewały etc. Młoda ma borderline, do tego jest w gorącej wodzie kąpana... nie zniosła tego psychicznie. Grzmotnęła czymś szklanym w szybę piecyka od bułek. Dalej, zatrzymanie na 48 etc. Badanie u biegłego, badanie u psychologa, przekombinowała wtedy chyba z testem MMPI, i tak oto wylądowała w tym cholernym Kocborowie.
Odpowiedz@HermionaGranger: Czyli dokladnie tak jak opisałam. Cóż miejmy nadzieję, ze będzie to dla niej nauczka
Odpowiedz@HermionaGranger: "Młoda ma borderline, do tego jest w gorącej wodzie kąpana" czyli niekoniecznie jest tak, że się na nią uwzięły. Osoby z borderline mają tendencję do robienia z siebie ofiar i przekształcania rzeczywistości. Polecam poczytać na ten temat. Skąd wiesz, czy czegoś nie odwaliła w szpitalu, stąd spotkało ją takie traktowanie?
OdpowiedzJa poczekam na komentarz kogoś kompetentnego Fak_Dak, gdzie jesteś?
Odpowiedz"Szpital" ten znam bardzo dobrze. 20 lat mieszkałam w jego pobliżu. Lekarzy, personel, referentów znam osobiście. Ten przybytek powinien być już dawno zamknięty, jeszcze za czasów dyrektora Szmindy. Tylko podsądne oddziały o zaostrzonym rygorze sie w miarę trzymają. Ps, w 2013r uciekło 2 "swirów". Znaleziono ich na pobliskim osiedlu, w starym chlewku po dwóch tygodniach. O malo ich właściciel śrutem nie napakowal, bo myslal ze lisy
OdpowiedzPozwolę sobie odnieść się do tej części, bo łatwo ją mogę zweryfikować. "Drugi zgrzyt : terapeutka zajęciowa. Tleniona blondyna, uzależniająca wpisanie pacjenta na listę osób wychodzących na spacer/zakupy od tego czy dana osoba uczestniczyła w durnowatej porannej gimnastyce polegajacej na kręceniu głową w prawo i lewo etc. Jeżeli ktoś zaspał, był informowany, że nie zasłużył na zakupy, bo nie ćwiczył." Jest to standardowa procedura w niemal wszystkich oddziałach Kocborowa i wynika z bardzo prostej zależności. Terapeutka zajęciowa jest jedyną osobą odpowiedzialną za pacjentów podczas zakupów/ spaceru. Jedynym momentem kiedy ma ona kontakt z pacjentami poza w/w spacerami/ zakupami jest właśnie gimnastyka. W jaki sposób terapeutka ta ma sprawdzić czy pacjent umie poruszać się o własnych siłach, czy odpowiada rzeczowo i czy ona jest w stanie wziąć za niego odpowiedzialność niż poprzez poznanie go na gimnastyce? Pozdrawiam
Odpowiedz@Jacob_ala_magor: Dokladnie jest tak jak mówisz.
Odpowiedz@Jacob_ala_magor: Nie jest jedyną odpowowiedzialną, bo za drugiego opiekuna robiła też pielęgniarka oddziałowa, więc coś ciut nie tak z Twoją wiedzą. :)
Odpowiedz@Mavra: @HermionaGranger: Ale to terapeutka decyduje, pielęgniarka jest tylko obstawą na czas wyjścia. Więc jak pacjent się na wyjściu rozbryka i narobi szkód, to odpowiedzialna za umożliwienie mu wyjścia jest tylko terapeutka. Pielęgniarka będzie odpowiadać tylko wtedy, gdy pacjent na wyjściu bryka a ona nic z tym nie robi.
OdpowiedzSzczerze powiem, że ta historia mnie zachęciła do tego oddziału. Sporo moich znajomych włóczyło się po psychiatrykach i takie pseudopiekielności to wszyscy weźmiemy z pocałowaniem ręki.
Odpowiedz