Historia z dziś. Wiem ze wielu ludzi nie lubi palaczy, ja sama palę, ale też niektórych zachowań nie toleruję, no ale do jasnej ciasnej takiego chamstwa od niepalącego to nigdy bym się nie spodziewała.
Odstawiłam auto do mechanika, wiec powrót do domu pociągiem. Doszłam na stacje i mając kilkanaście minut luzu przeszłam na drugi koniec peronu, bo tylko tam jest strefa dla palących. Obok mnie stoi sobie facet na oko 30-letni, a około metr dalej stoi chyba jego żona z dzieckiem w wózku. Rozmawiają ale zachowują dystans, pewnie żeby dym nie leciał na dzieciaka. Między mną a facetem stanęła sobie starsza pani i stoi i jęczy i non stop jakieś docinki, że śmierdzi, że brak wychowania tak palić w miejscu publicznym, że ona znowu będzie śmierdzieć fajkami itd. Ja ignorowałam, bo nie lubię bezsensownych dyskusji, ale facet starał się bardzo grzecznie odpowiadać na zaczepki babska.
Gaszę fajkę w popielniczce i już mam iść na początek peronu, gdy babsko podchodzi do popielniczki wyciąga gołą dłonią pety i wrzuca do wózka prosto w twarz śpiącemu dziecku krzycząc na cały peron, że takiego chamstwa to ona tolerować nie będzie i że tu nie wolno palić, a on gówniarz jest i na ojca się nie nadaje i najlepiej, żeby im to dziecko zabrali albo, żeby umarło.
No nic pojechałam następnym pociągiem czekając razem z państwem na przyjazd policji i uniemożliwiając babsku wejście do pociągu. I teraz rozumiem, że komuś może przeszkadzać czy śmierdzieć, ale żeby specjalnie lecieć taki kawał, żeby stanąć akurat przy samych popielniczkach, żeby coś sobie lub komuś udowodnić i zemścić się na niewinnym dziecku?
Rozumiem żeby facet stał na środku peronu/przystanku gdzie jest zakaz, ale stał w miejscu gdzie mógł palić.
Wyjaśnienie: peron jest naprawdę długi, a miejsce dla palaczy bardzo oddalona od wejścia na peron, mało który pociąg zatrzymuje się tak, by z tego miejsca można do niego wsiąść, wiec babsko musiało przejść naprawdę specjalnie.
W jakim to niby kraju było? Bo od 2016 obowiązuje w Polsce odgórny zakaz palenia na przystankach i peronach oraz we wszelkich obiektach służących obsłudze podróżnych - czyli albo historia to fejk, albo to nie było w Polsce.
Odpowiedz@bloodcarver: Powiem Ci, że niekoniecznie fejk. Najbardziej prawdopodobna możliwość - dworzec nie był w ciągu ostatnich 10 lat remontowany i wisi tam nieaktualna tabliczka. I żeby było śmieszniej - faktycznie, zgodnie z interpretacją stosowaną przez policję - palenie tam nie jest karane. Gdyż - zgodnie z literą prawa - jest o "wydzielone i oznaczone miejsce" - a tam zakaz nie obowiązuje. Całkowity zakaz palenia obowiązuje tylko na terenie "zakładów opieki zdrowotnej i w pomieszczeniach innych obiektów, w których są udzielane świadczenia zdrowotne, na terenie jednostek organizacyjnych systemu oświaty, oraz jednostek organizacyjnych pomocy społecznej i na terenie uczelni". Najzabawniejszy jest ten ostatni zapis - w praktyce nieegzekwowalny. Dzieje się tak ponieważ zgodnie z ustawą regulującą funkcjonowanie nauki i szkolnictwa wyższego z 2018 "„rektor dba o utrzymanie porządku i bezpieczeństwa na terenie uczelni”, zaś służby państwowe odpowiedzialne za utrzymanie porządku publicznego i bezpieczeństwa wewnętrznego mogą wkroczyć na teren uczelni na wezwanie rektora, a bez jego wezwania w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia ludzkiego lub klęski żywiołowej. Ale to tylko jeden z absurdów polskiego prawa :)
Odpowiedz@bloodcarver mieszkam w Szwajcarii, nie dopisywałam tego bo sądziłam ze to nieistotne dla historii ale faktycznie ma to znaczenie.
Odpowiedz@bloodcarver: Nie rozumiem, skąd te minusy...
Odpowiedz@Trepcio: Bloodcarver ma rację. U nas nie wolno palić na peronach. I nawet jeśli wisiałaby tam gdzieś jakaś nieaktualna tabliczka - to NA PEWNO nikt nie postawiłby przy niej popielniczek. Zresztą, samą tabliczkę łatwo jest odkręcić/zakleić/zamalować.
Odpowiedz@Armagedon: W Poznaniu, na dworcu głównym, nadal są wyznaczone miejsca do palenia na peronach.
OdpowiedzNiestety, znów zacząłem palić. Może dlatego rozumiem lepiej, że dym papierosowy ludziom może bardzo przeszkadzać. Staram się palić na uboczu, żeby mieć pewność nie przeszkadzania innym. Jednak dwa razy miałem przypadek, gdzie ktoś specjalnie nadłożył drogi aby się do mnie przypierwiastkować. Nie wiem co ludzie mają w głowach - jakaś misja ratowania świata, czy zwykły brak se_xu w domu? :)
OdpowiedzCzy mi się wydaje, czy jest w społeczeństwie coraz więcej psycholi? Jestem osobą niepalącą i dym mi bardzo przeszkadza, ale w związku z tym trzymam się od niego i palących, jak najdalej. Nie jestem w stanie zrozumieć, co trzeba mieć w głowie, żeby robić takie rzeczy, jak to babsko. I tylko dziecka szkoda.
Odpowiedz