Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sytuacja sprzed kilku lat. Spędzaliśmy wczasy w miejscowości turystycznej w północno-zachodniej Polsce.…

Sytuacja sprzed kilku lat.

Spędzaliśmy wczasy w miejscowości turystycznej w północno-zachodniej Polsce. Były nas 3 rodziny, razem 10 osób. Poszliśmy pewnego wieczoru do restauracji coś zjeść, był to wczesny wieczór i do zamknięcia było jeszcze lekko kilka godzin. Wchodzimy, chcemy zamówić, ale pani nam mówi, że już nie da rady, bo kuchnia zamknięta i kucharz poszedł do domu. Dziwne, no ale trudno, podziękowaliśmy i wyszliśmy. W drzwiach minęliśmy się z grupą Niemców, liczebnie mniej - więcej taką jak my.

Poszliśmy jeszcze do sklepu, a jakieś pół godziny później wracaliśmy obok tej restauracji i przez szybę było wyraźnie widać jak Niemcy siedzą przy stolikach i jedzą.

Najwyraźniej na dźwięk języka niemieckiego i wizję sowitego napiwku w euro, zamknięta kuchnia magicznie się otworzyła, a kucharz teleportował się z domu do kuchni, tylko po to by ugotować Niemcom dobre jedzonko.

restauracja

by ~Untermensch
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Jorn
7 11

Mnie się kiedyś coś takiego przytrafiło w Polsce południowo-wschodniej, a grupa, dla której kuchnia magicznie się otworzyła, rozmawiała po francusku. Ale byłem też raz po drugiej stronie: we francuskiej wiosce tuż przy granicy z Belgią otwarto kuchnię specjalnie dla mojej polskiej grupki.

Odpowiedz
avatar digi51
26 26

No więc tak... zachowanie obsługi na pewno nie było ok. Ja mam dwa podejrzenia co do tego, co się tak naprawdę wydarzało. "Były nas 3 rodziny, razem 10 osób" - zakładam, że byliście z dziećmi. Stety niestety rodziny z dziećmi nie zawsze są mile widziane w restauracji. Jest to przykre, ale nie do końca bezpodstawne. Dzieci, jak to dzieci jedzą różnie - czasem robiąc wokół siebie syf lub bawiąc się jedzeniem obrzydzając posiłek wszystkim na około. Niestety, nie wszyscy rodzice mają na tyle rigczu, żeby np. wyplute przez dziecko na krzesło jedzenie posprzątać. A wierz mi, że dla obsługi sprzątanie takich cudów jest równie przyjemne co sprzątanie rzygów menela. Po drugie dzieci to goście, które praktycznie nie przynoszą utargu - rodzice często przynoszą dla nich własne jedzenie, picie lub proszą o dodatkowe talerze i dzielą się z dziećmi swoim jedzeniem, w najlepszym wypadku zamawiają im fryty, które dzieci paćkają w keczupie, a potem tymi keczupowymi palcami smyrają wszystko na około. Oczywiście, nie wszystkie dzieci takie są i nie wszyscy rodzice tacy są, ale istnieje sporo ryzyko, że tak właśnie będzie. Więc jeśli kuchnia naprawdę była zamknięta to pewnie obsługa nawet się nie zastawiała nad tym, że im się opłaca dla Was specjalnie otwierać, ale o ile rozmawialiście z szeregowym kelnerem to on w tej kwestii nie ma żadnej mocy decyzyjnej, nawet kuszony wysokim napiwkiem. Co do tego, dlaczego obsłużono Niemców. Cudzoziemiec jest wbrew pozorom łatwiejszym klientem niż tubylec. Przykładowo, pracuję w restauracji w Niemczech, gdzie kuchnia ma przerwę od 15 do 18. Jak o 15:30 przyjdzie Niemiec i zapyta, czy może zamówić coś do jedzenia odpowiadam, że nie. Nie idę do kuchni zapytać, bo tam nikogo nie ma, nie pytam szefa, bo i tak wiem, że powie nie. Ale zdarzały się sytuacje, że wpadło nagle przykładowo 15 Hiszpanów. Siadali, informowałam, że na ten moment tylko napoje, zostawali na piwko, w ramach rozrywki przeglądali kartę i dopytywali szefa, czy na pewno nie mogą zamówić jedzenia, bo taka jedna potrawa bardzo do nich przemawia. Jedna z droższych, a jednocześnie najłatwiejszych w przyrządzeniu. I nagle szef, wietrząc dość łatwy interes zgodził się im to przygotować. Tym sposobem w dość łatwy sposób w przeciągu 30 min zarobił dodatkowe 300e. Czy zarobił by tyle na grupie 10 Niemców z dziećmi. Wątpię, bo dzieciaków to już nawet nie ma co liczyć, panie dbające o figurę to ewentualnie jakaś tania zupka, a ktoś przed chwilą w sumie jadł więc nic nie zamówi. No, ale już powiedziałeś, że kuchnia otwarta, więc trochę głupio powiedzieć, że dla dwóch schabowych i jednego barszczyku jednak nie otworzysz. Generalnie człowiek u siebie czuje się bardziej pewnie, zawsze sobie poradzi, trochę ponarzeka, trochę się pokłóci, a mniej sprytny turysta będzie wdzięczny, że w ogóle go obsłużono i się jako tako dogadał. Do czego zmierzam - czy potraktowano Was niesprawiedliwie. Tak. Ale jak świat światem sprzedawcy i usługodawcy bardziej skłaniali się w stronę łatwiejszego klienta, którego szybciej można "naciągnąć" na wydanie większej kasy i jest mniejsza szansa, że będzie robił problemy. Czy, jak sugeruje Twój nick potraktowano Was jak "podludzi". Śmiem wątpić, ale każdy widzi sytuację jak chce, np. w skutek kompleksów.

Odpowiedz
avatar starajedza
4 18

Podejrzewam, że nie chodzi o euro, a o 500 plusy, które pewnie mieliście że sobą.

Odpowiedz
avatar alergianaglupich
9 11

Zdarzyło mi się pracować w gastro i są lokale, gdzie obsługa mówi, ze całe miejsce jest zarezerwowane lub już nie pracują, kiedy widzą rodziców z dziećmi.

Odpowiedz
avatar Morog
1 7

Zapewne kucharz miał uczulenie na bombelki

Odpowiedz
avatar syphar
2 2

Nie napisałeś tego, co w tej historii najważniejsze. Byliście z dziećmi? A oni? Bo jak oni bez dzieci, a Wy z dziećmi, to zrobiłbym dokładnie to samo co ta obsługa będąc na ich miejscu. Dzieci to ryzyko, że dodatkowo po godzinach wpadnie mi sprzątanie, a zarobek mizerny, bo mało jedzą + zarobek na rodzicach też mizerny, bo największa przebita jest na alkoholach, a rodzice przy dzieciach albo nie piją, albo piją mało.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 4

Bylo wrocic i spytac czemu was chamsko oklamali i jakos dla Niemcow kucharz sie znalazl.

Odpowiedz
Udostępnij