Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Parę lat temu, na pierwszym roku studiów, pracowałem w pewnym kinie w…

Parę lat temu, na pierwszym roku studiów, pracowałem w pewnym kinie w stolicy. Generalnie nie spotykałem się z większymi przypadkami piekielności, ale rzecz jasna, wyjątki były. I do nich należą, przeklęte przez większość obsługi takich miejsc, wycieczki szkolne. Tu będzie mowa o jednej, konkretnej, organizowanej w ramach tzw. "lata w mieście".

Pokaz, w którym miały uczestniczyć dzieciaki (wiek tak mniej więcej 6 klasa podstawówki) organizowany był w sali, za którą akurat nie odpowiadałem. Sprawdzałem wtedy bilety i widziałem tę całą czeredę przez chwilę. Po chwili przedarłem grupową wejściówkę i w holu zrobiło się pusto. Szybko jednak skończyła się swawola moja, bo każdy ze zmiany sprawdza bilety po równo i ani się obejrzałem, a musiałem oddalić się do innych zadań.

Niedługo po zakończonym pokazie w tamtej sali przybiega kolega ze zmiany i pyta, czy mam chwilkę. Odpowiedziałem, że jasne, filmy w salach, za które odpowiadałem kończą się za jakiś czas. Jak można się domyśleć, dostałem zaproszenie do sali po dzieciakach. Z krótkim wyjaśnieniem sytuacji i prośbą, bym się nie łamał (pracowałem dopiero 2 tygodnie).

Po wejściu do środka moim oczom ukazało się kompletne pobojowisko. Popcorn zaściełał podłogę przy siedzeniach i schodach w takim stopniu, że ktoś dowcipny mógłby założyć, że miały tu miejsce intensywne opady śniegu. Kukurydza była także z premedytacją wciśnięta między siedziska a oparcia foteli w ilości hurtowej. Poza tym co najmniej kilka wylanych napojów, głównie cola, fanta. Nie, nie tylko na fotele. W ten popcornowy chaos też. Plus porozsypywane resztki nachosów, wylane na ziemię sosy. O "drobnych" sprawach, jak rzucone byle jak puste butelki, papierki/pudełka po (kupionych oczywiście poza kinem) słodyczach wspominać nie trzeba.

Oczywiście trzeba było pomóc pani sprzątającej, bo za 20 minut leci tu następny film, a ona sama tego nie ogarnie. No to rzuciliśmy się w wir sprzątania i udało się wyrobić. W tym czasie dzieciaki, wraz z paniami wychowawczyniami, w milczeniu opuszczali salę.

I teraz puenta. Też kiedyś byłem w tym wieku. Zarówno w gimnazjum, jak i podstawówce, różne osoby sprawiały różne kłopoty wychowawcze podczas takich wyjść. Jednak doprowadzenie sali kinowej do takiego stanu i zostawienie jej tak byłoby po prostu niemożliwe. A nawet jeśli, po pierwszym zlustrowaniu sali, każda z naszych opiekunek po prostu wyprowadziłaby odpowiedzialnego za zaistniały stan rzeczy delikwenta za (metaforyczne oczywiście) ucho do obsługi, gdzie musiałby ładnie poprosić o szczotkę i zmiotkę. I posprzątać. A gdyby się nie przyznał lub buntował, zadziałałby po prostu presja klasy lub sprzątaliby solidarnie wszyscy. Tutaj (to wiedziałem od kolegi, który opiekował się salą) właściwie obyło się bez żadnych konsekwencji, szybkie zwrócenie uwagi i wspomniane wyjście w milczeniu.

Na szczęście, podczas mojej pracy tam, trafiłem (łącznie z tym przypadkiem) na tylko trzy wycieczki szkolne. Ale to już temat na inną historię.

Kino

by kot022
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
16 18

Od kilku już lat jest tak, że gdyby opiekun dał dziecku szufelkę i kazał sprzątać, to rodzice (w większości) by go zeżarli. Opiekunowie przed każdym takim wyjściem mówią dzieciakom, jak mają się zachowywać, ale co z tego? Jak dzieciak niewychowany, to i tak zrobi swoje. (a pogadanki za złe zachowanie są podczas lekcji wychowawczych, a nie w kinie)

Odpowiedz
avatar Balbina
7 11

@Ohboy: Dam przykład z przedszkola w którym pracuje córka. Większość pań nie wymaga nic od dzieci. Wyleje napój,spadnie mu kanapka,uświni farbami siebie i stół,porozrzuca zabawki a panie sprzątają.Czy to nauczycielka czy pomoc techniczna. Moja córka od małego uczy dzieci że maja po sobie sprzatać. Wyleje napój-tam jest ręcznik papierowy,idz wytrzyj. Będziemy się bawić jak posprzątacie zabawki. I o dziwo to daje efekt.Z czasem dzieci same robią porządki,zanoszą talerze po jedzeniu a wręcz bycie dyżurnym jest frajdą.

Odpowiedz
avatar Etincelle
13 13

@Ohboy: ja myślę, że większość by nie zeżarła, ale przez tę garstkę pozostałych nauczyciele reagują tak, jak reagują. Pracowałam z dziećmi na spływach przez kilka sezonów i pracuję wciąż, ucząc jazdy na nartach. Wiele dzieciaków jest przyzwyczajonych, że nikt niczego od nich nie chce, to fakt. Wystarczy powiedzieć, że na spływach największą skuteczność w walce z "nie będę wiosłować, nie chce mi się/jestem zmęczony/bolą mnie ręce" miały nie prośby, tłumaczenia czy groźby skargi, a zwykłe "nic mnie to nie obchodzi" ;). Oni byli tym tekstem absolutnie zaskoczeni, zawsze. I zawsze taki ananasek jakoś dołączał do wiosłującej reszty. Widać, że zupełnie się nie spodziewali tego, że kogoś może nie interesować ich... cokolwiek; widać, że dotąd ich chęci bądź ich brak były zawsze priorytetem i nie mieli pojęcia, jak zareagować. To samo było na nartach. Na tupiąco-złoszczących się "już nie będę jeździł!" najlepiej działało "no to nie, idź do mamy, bo ja wrzasków słuchać nie zamierzam" (oczywiście mówię o typowych awanturnikach, a nie o wystraszonych czy smutnych maluchach) - i przez wszystkie lata był tylko jeden chłopiec, który z propozycji skorzystał. Cała reszta wyraźnie zaskoczona tym, że nie proszę i nie błagam, że mi nie zależy, nagle zaczynała zachowywać się z sensem. I żaden rodzic nigdy nie przyszedł w związku z tym z pretensjami, czyli albo msię nie poskarżyli, albo nie mieli nic przeciwko (zresztą ja sama najczęściej, porozumiewawczo patrząc na dziecko, wspominałam o małym kryzysiku). Tak że tego, ja myślę, że nauczyciele powinni dostać przyzwolenie na nieco mniej idealne zachowania i wszystkim by to wyszło na dobre, ale też teraz nie jest tak, że większość rodziców robiłaby awantury o wszystko.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 7

@Balbina: @Etincelle: Nie jestem nauczycielką, ale znam i znałam wielu nauczycieli. I niestety, ale jest coraz gorzej z rodzicami. Pewnie, że zdarzają się nauczyciele, którzy też niczego od dzieci nie wymagają, bo im się nie chce, ale jednak najczęściej jest tak, że rodzice dali im popalić, więc dalej już nie próbują. Teraz wystarczy jeden mail ze skargą, żeby dyrektor siadł ci na ogonie. Może i nie zwolni, ale to zawód, w którym liczy się każda złotówka, a jak są skargi, to nie ma nagród. Ostatnio było zakończenie roku i miałam okazję obserwować zachowanie rodziców. Czepiali się na przykład nauczycielki, która i tak już zawyża oceny (wkurzając tym resztę nauczycieli), bo dała 4 nie 5 - a dziecko zasługuje na naciągane 3. Albo kilka matek uzgodniło na których nauczycieli wyśle skargi - nikt mi nie wmówi, że faktycznie było coś na rzeczy, bo te same osoby zaczęły się skarżyć dopiero przy wystawianiu ocen i na tych samych nauczycieli. No i czepiają się nie tylko ocen. Potrafią lecieć z ryjem, bo nauczyciel kazał dziecku podnieść papierek po cukierku w szkole, a przecież od tego są sprzątaczki... Niestety, ale nikt nie będzie ryzykował własną karierą dla kilku fajnych rodziców, którzy zrozumieją.

Odpowiedz
avatar Meliana
5 7

@Ohboy: Osobiście akurat doświadczam czegoś zupełnie przeciwnego. Ilekroć jestem z dziećmi "gdzieśtam" i rozleje się picie, jedzenie spadnie na podłogę, coś się stłucze, ja tłumaczę dziecku - idź do pani, poproś o szmatkę, szufelkę, zmiotkę, bo trzeba posprzątać - to rzeczona pani leci z tekstem "ależ nie, nie trzeba, skądże, przecież od tego tu jestem". Rozumiem procedury, rozumiem szefa nad głową, który nie darowałby gościa zamiatającego pod stolikiem, podczas gdy pani się przygląda, ale i tak, strasznie to niewychowawcze.

Odpowiedz
avatar Franek_Franek
1 7

@Ohboy Kiedyś nauczyciel miał autorytet, moim zdaniem głównie dlatego że oprócz uczenia, wychowywał. To co opisujesz pokazuje tylko błędne koło, w wykonaniu ludzi którzy nie mają predyspozycji i powołania do bycia nauczycielem nauczycielem. Ja mam małe dzieci, ale sprawa jest prosta jak konstrukcja cepa, jak mnie dziecko uderzy lub złośliwie zrzuci kubek z napoje na podłogę, a ja bałbym się stanowczo zareagować to robiłby to regularnie. Podobnie jest z uczniami, skoro nauczyciel czy opiekun oprócz czczej pogadanki nie robi nic, to dlaczego dzieciak miałby się zachowywać lepiej. A nauczyciel który boi się, że rodzice złożą skargę, ewidentnie nie nadaje się do bycia nauczycielem. Jak byłem w technikum największy autorytet (poparty niesamowią wiedzą, do dziś nie rozumiem czemu gość nie wykładał na uczelni wyższej) miał matematyk, który się z uczniami męskiej szkoły nie patyczkował, u niego na lekcji wszyscy siedzieli jak mysz pod miotłą, a jak któryś się zamyślił to dostawał w potylicę. Mojej klasy gość nie uczył, ale jak szedł korytarzem to wszyscy mu się kłaniali (w sensie "dzień dobry") i nikt z rodziców nie przychodził na skargę, a nawet jeśli to mógł co najwyżej popłakać.

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 3

@Franek_Franek: Powtórzę się: nikt nie będzie ryzykował utratą pracy, żeby wychowywać cudze dzieci. Rodzice i to, jak są traktowani przez górę, zapracowali sobie na takie zachowanie nauczycieli. Dzieciaki, które rzucają żarciem w kinie, nauczyły się takich zachowań, bo rodzice im na to pozwalali. Może niech rodzice wezmą odpowiedzialność za wychowanie? Fajnie, że jesteś dobrym rodzicem, ale to nie jest uniwersalna cecha.

Odpowiedz
avatar feline1
-1 15

A ja nie rozumiem tej mody na jedzenie (śmieciowe zresztą, niezdrowe, prowadzące do otyłości i cukrzycy) w kinie. Czy ludzie nie mogą się najeść w domu przed wyjściem? A jak ktoś nie mógł to co, umrze z głodu i pragnienia przez te 2-3 godziny seansu? dla mnie, niepojęte jest jedzenie w kinie czy w teatrze. Ani picie.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
3 11

@feline1: Jeśli chcesz szukać przyczyny, to jest ich kilka. Najważniejsze to: 1. napędzany konsumpcjonizm przez wielkie sieci kin, 2. chęć zrobienia sobie totalnej odskoczni i kupienia czegoś dla siebie (zwykle Cię nie stać na popcorn za 20 zł, ale przecież nie odmówisz sobie skoro raz na ruski rok idziesz do tego kina), 3. wysoka dostępność popcornu w kinach, w przeciwieństwie do innych miejsc (mówimy o czasach kiedy ta moda powstała!). Zauważ, że w teatrze ludzie nie jedzą na spektaklu (przynajmniej ja tam nikogo jedzącego nie widziałem), ale na przerwach i owszem (szczególnie jeśli jest bar w budynku teatru).

Odpowiedz
avatar digi51
-2 12

@feline1: mody? Przecież tak jest zarania dziejów kina.

Odpowiedz
avatar Balbina
4 10

@digi51: No niestety nie od zarania. kiedyś w kinach nie było możliwości jedzenia i picia w sali kinowej. Był zakaz. Większość kin nie miała tzw bufetu a tylko niektóre ,większe np Śląsk (dzisiejszy Capitol we Wrocławiu)A i tak konsumpcja była tylko przed projekcją a nie w trakcie. I jak ktoś szeleszczał cukierkami po cichu to by go dawniej "zjedli" pozostali widzowie.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
5 5

@digi51: To zależy od kina. Ja pamiętam za dziecka mniejsze kino, gdzie nie było możliwości kupna niczego do jedzenia / picia. Maszyna z popcornem pojawiła się kilka lat po wejściu Multikina w naszych okolicach.

Odpowiedz
avatar Etincelle
7 9

Nie rozumiem minusów przy komentarzu Kartezjusza2009. Przecież tłumaczenie całkiem sensowne. Zwłaszcza 2. punkt. Jeżeli ktoś rzadko chodzi do kina, to normalne, że zrobi sobie z tego wycieczkę full wypas. ;) Zresztą ja akurat do kina chodziłam w miarę regularnie, a do tego popcornu nie lubię, więc logiczne, że raz czy dwa razy w tygodniu nie robiłam sobie kinowej wyżerki, ale i tak nie rozumiałam nigdy tego hejtu na jedzących - kino sprzedaje, to ludzie kupują. Poza tym nawet kinowe przekąski da się zjeść cicho, wypić coś przez słomkę również, więc to nie w samej konsumpcji widziałam problem, a w tym, że niektórzy nie umieli dokonać jej bezszelestnie. A porównywanie kina do teatru co najmniej dziwne. Coś jakby przenosić zasady z koncertów rockowych do opery czy odwrotnie.

Odpowiedz
avatar feline1
4 8

@digi51: Wiesz co...ja się nie urodziłam "u zarania dziejów kina", do kina zaczęłam chodzić w latach 60-tych, i przez co najmniej 20 następnych lat nikt w kinie nie jadł. Wręcz przeciwnie, jeśli sie nie mylę to był zakaz wnoszenia na salę jedzenia i picia.

Odpowiedz
avatar Balbina
4 8

@feline1: Bo dla Digi51 powstał swiat dopiero kiedy sie urodziła. Wcześniej były tylko dinozaury.No dobra i my.

Odpowiedz
avatar digi51
1 5

@Balbina: nie no może bez przesady? W Polsce zachodnie zwyczaje przyszły oczywiście później, ale na świecie już w pierwszych kinach oferowano przekąski, w latach 50. popcorn w kinie był standardem. W latach 90. większość dzieci chodziła na wycieczki do kina wyposażona w chipsy i batoniki. Można to popierać lub nie, ale coś, co w nawet w Polsce jest standardem od prawie 30 lat, a na świecie długo dłużej, ciężko nazwać modą. Moda ma to do siebie, że przemija.

Odpowiedz
avatar Balbina
-3 5

@digi51: pozwól że zacytuję. "mody? Przecież tak jest zarania dziejów kina" A zarania to poczatki. 21 marca 1899 roku w kinie Eden odbył się pierwszy seans filmu braci Lumiere.A dopiero w 1940 roku na dobre wszedł popcorn do kin. Było takie powiedzenie: Znajdź dobre miejsce do sprzedaży popcornu i zbuduj wokół niego kino".

Odpowiedz
avatar digi51
2 6

@Balbina: ok, w latach 40. wszedł popcorn, wcześniej oferowano inne przekąski i nie było to tak powszechne. Nadal uważam, że 80 lat powszechności przekąsek w kinie na 120 lat historii kina to trochę więcej niż moda.

Odpowiedz
avatar hulakula
4 4

@feline1: a ja czasami lubię popcorn w kinie. poza tym kiedyś w kinie można było palić. Co ndal nie zmienia faktu, że zostawianie takiego syfu jest karygodne.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
-3 5

dzieciaki --> opuszczały

Odpowiedz
avatar Lana
6 6

Pamiętam taką sytuację z gimnazjum (około 10 lat temu to było), że właśnie jedna grupka zrobiła mega syf w kinie. Mieliśmy taką nauczycielkę, że jak to zobaczyła, to tamci musieli zapierdzielać i pozbierać po sobie popcorn. Z kolei innej dziewczynie wylał się napój, to sama poszła do obsługi kina o tym poinformować i przeprosić. Dodam tylko, że moja klasa to nie były jakieś aniołki, ale jednak istniały pewne zasady.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
2 12

Jak byłem pierwszy raz w kinie to obok pasły się dinozaury... ;-) Nie, no bądźmy poważni. Kino 1-Maj. Kto chce może sobie poszukać gdzie było, bo już nie ma. Bywałem tam regularnie od maleńkości. I zawsze przed Porankiem trzeba było coś zjeść bo w kinie nie ma. I nie było jeszcze do końca lat 80-tych. Potem ze względu na życiowe zakręty do kina chodziło się rzadziej. Z roku na rok. Bo pojawiły się popkorny i inne świństwa, a ja żywiołowo nienawidzę smrodu tego g*wna. Budzi się we mnie bestia i mordowałbym każdego glamiącego to g*wno. Potem weszły telefony komórkowe, rozwydrzona młodzież i tak właśnie przestałem chodzić do kina. Zresztą teraz to przeważnie dialogi są niedobre, nuda, aktor nic nie wyraża...

Odpowiedz
Udostępnij