Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia będzie o piekielnych rodzicach mojego przyjaciela. Od samego początku mój przyjaciel…

Historia będzie o piekielnych rodzicach mojego przyjaciela.

Od samego początku mój przyjaciel nie wychodził z innymi dziećmi i ogólnie nie miał żadnych znajomych, całymi dniami siedział w domu i grał w gry, bo rodzice musieli najpierw zaakceptować jego wszystkich przyjaciół. Zmieniło się to dopiero wtedy kiedy zaczęliśmy chodzić do chyba czwartej klasy podstawówki. Zaczęłam z nim rozmawiać i wyciągać go na dwór. Od tamtej pory rodzice trochę się wycofali, nie wiem za bardzo czemu, ale pozwalali mu już wychodzić z innymi dzieciakami. Pomimo to jego starsze siostry cały czas go nadzorowały, sprawdzały mu wiadomości na Facebooku (bez jego wiedzy wchodziły na jego konto) i na innych stronach, i w razie gdyby robił coś nie tak, to donosiły rodzicom. Prócz tego wybierały mu gry i wszystko co jego rodzina uważała za "nienormalne" było dla niego zakazane. Po prostu jednym słowem zero prywatności i ciągła inwigilacja.

Teraz niedawno skończyłam 18 lat, a mój przyjaciel zaraz po mnie. Ogromnymi krokami zbliżają się wakacje, więc chcieliśmy wraz z przyjaciółmi pojechać nad jeziorko, popływać i pogadać, po prostu miło spędzić czas. Niby wszystko ustalone, jest super i wszyscy jadą. Nagle pisze do mnie mój przyjaciel, że jednak nie może jechać. Zdziwiona od razu zapytałam go o powód, przecież jeszcze niedawno wszystko było w porządku. Kolega odpowiedział mi, że jego mama zabroniła mu jechać dlatego, że nie będzie tam nikogo dorosłego i sami na pewno się tam potopimy. Zamurowało mnie jak to usłyszałam i naprawdę myślałam, że on żartuje, ale okazało się, że jak najbardziej jest to prawdą.

Jego matka oraz siostry naprawdę uważają, że nie damy sobie rady i potrzebujemy ciągłego nadzoru dorosłych, bo inaczej na pewno się zabijemy. Starałam się im wytłumaczyć, że przecież jesteśmy pełnoletni, poza tym nad jeziorem zawsze są ratownicy, a my mamy własny rozum i nie zrobimy przecież niczego lekkomyślnego. Niestety nic to nie dało, normalnie jak grochem o ścianę. Nigdy nie daliśmy mamie naszego kolegi żadnych znaków braku odpowiedzialności, zawsze zachowujemy się racjonalnie, a alkoholu nie pijemy (czasem jakieś słabsze wino się wypije) bo najzwyczajniej nam nie smakuje i żadne z nas nie uważa upijania się za powód do dumy. Poza tym mój tata miał nas podrzucić, zostawić tam i później nas odebrać. Obiecał nawet, że może odstawić każdego pod same drzwi, bo i tak cieszy się, że razem gdzieś chcemy wychodzić zamiast siedzieć ciągle w domu, a dla niego to nie jest żaden problem.

Mój przyjaciel jest całkowicie zdołowany, ale nie sprzeciwi się matce i starszemu rodzeństwu. Głównie powodem jest to, że jego tata ostatnio trafił do szpitala (wszystko jest na szczęście w porządku), dlatego nie chce on jeszcze bardziej rodziny denerwować. Kompletnie już nie wiem jak mu pomóc, chyba będziemy musieli pojechać bez niego, a szkoda, bo to naprawdę fajny człowiek...

by ~Problemowaaa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
-1 11

Tak, tak biwak mlodziezy szkolnej to wiadomo ze kolko rozancowe

Odpowiedz
avatar Problemowaaa
4 8

@maat_: Nie każdy zachowuje się jak zwierzę. Ja i moi znajomi akurat jesteśmy naprawdę spokojnymi ludźmi i po prostu chcieliśmy razem miło spędzić czas. Wiem, że jest sporo młodzieży, która zachowuje się niewłaściwie, ale to nie dotyczy każdego.

Odpowiedz
avatar 321123ramtamtam
7 7

@maat_: Nikt nie pisze o kolku rozancowym, a o normalnym spedzaniu czasu z przyjaciolmi. Nie kazdy nastolatek ma galarete zamiast mozgu.

Odpowiedz
avatar Tolek
7 7

Z reguły najmłodsze dziecko jest rozpieszczane. Widocznie w tym przypadku trzy kobiety zawłaszczyły sobie życie najmłodszego. A tatuś pewnie tez zdominowany. W przyszłości widzę smutny koniec Twojego kolegi. Szkoda.

Odpowiedz
avatar Problemowaaa
3 5

@Tolek: No właśnie niby kolega najmłodszy nie jest, ma jeszcze młodszego brata i jak tak patrzę to wydaje mi się, że akurat temu młodszemu bratu dają więcej luzu. Choć może to być spowodowane tym, że to jeszcze dzieciak i za bardzo się rodzinie nie sprzeciwia. Co do ojca mojego kolegi to on akurat by zapewne nie miał nic przeciwko, ale obecnie jest w szpitalu i mój przyjaciel zdany jest na łaskę mamy i sióstr. Jego ojciec zazwyczaj co prawda nie reaguje na jakieś tam mniejsze wymysły matki i córek, ale jak przeginają to potrafi wstawić się za synem. Myślę, że gdyby był teraz w domu to by mu pozwolił z nami pojechać bez większego problemu, to właśnie głównie matka i starsze siostry mojego przyjaciela są takie dziwne i na każdym kroku starają się go kontrolować.

Odpowiedz
avatar Chrupki
12 14

Tak jak wspomniałaś na początku, Jesteście pełnoletni. Kolega może zostawić kartkę z informacją, że pojechał z Wami nad jezioro i pojechać. Po prostu. To będzie przykre, pewnie mamusia z siostrami zepsują mu ten wyjazd telefonami lub pościgiem, ale tylko w ten sposób chłopak ma szansę wywalczyć w przyszłości jakąś samodzielność. I niech zmieni hasło do swoich kont, na litość. Ludzie traktują nas tak, jak im na to pozwalamy.

Odpowiedz
avatar Grav
10 10

@Chrupki: Pozostaje kwestia, czy ma własne dochody, bo jeśli musiał prosić matkę o pieniądze na ten wypad, to nie, nie może zostawić kartki, bo nie będzie miał za co jeść ;) "Tuż po 18stce" to jest ten radosny wiek, kiedy człowiek już niby ma pełnię praw, ale jeszcze może być trzymany na bardzo krótkiej smyczy.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
3 7

@Chrupki: "... Jesteście pełnoletni. Kolega może zostawić kartkę z informacją, że pojechał z Wami nad jezioro i pojechać.... " Chyba sobie żartujesz z taką radą. To już lepiej postawić się i zrobić awanturę o wyjazd niż chyłkiem kartkę zostawiać. A jeszcze lepiej na spokojnie i z argumentami: "Mamo jadę na zaplanowany wyjazd. Co mogę zrobić żebyś tak się nie martwiła? Czy jakoś wam pomóc przed moim wyjazdem?" Jak dziecko naprawdę czegoś chce i i KOMUNIKUJE to rodzicom w dojrzały sposób - ustąpią. To jest sposób walki o samodzielność, nieważne czy masz 16 czy 26 lat :D "...I niech zmieni hasło do swoich kont, na litość..." O.O miałem wrażenie że to się odnosi do podstawówki ale możesz mieć rację. Niech zmieni.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

@OstatniWolnyNick: Nie zawsze ustępują, nawet jeśli poda im się super argumenty i wykaże się dojrzałością. Rodzice mojej przyjaciółki zaczęli ją traktować jak dojrzałą i rozsądną osobę dopiero wtedy, kiedy zamilkła na kilka tygodni, a potem powiedziała, że jeśli dalej chcą traktować ją jak gówniarza, którego mogą kontrolować, to niech się przyzwyczajają do braku kontaktu. I tak całkowicie zamilkła - zero przyjazdów, telefonów, nawet głupiego SMSa nie wysłała przez ten, no i nie odebrała ani razu od matki telefonu.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
-2 2

@CzaryMary: to się oddzielnie na piekielnych nadaje i nie jest normalne. Ani zachowanie przyjaciółki ani jej matki. Pytanie retoryczne: Traktują ją teraz jak dorosłą czy jak bardziej obcą? A w sumie że nie zawsze ustąpią to też prawda. powiedzmy, że bardziej konsensus trzeba wypracować. Z własnego doświadczenia wiem, że takie relacje nie zmienią się z dnia na dzień. Mi w takim usamodzielnieniu się pomógł wyjazd na studia do innego miasta :D

Odpowiedz
avatar madxx
5 5

@Grav: dlatego najlepszym co człowiek może zrobić to się jak najszybciej usamodzielnić, żeby w wieku 25 lat nie słuchać tekstów typu "dopóki mieszkasz pod moim dachem..."

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@OstatniWolnyNick: Co muszę przyznać, relacja mojej przyjaciółki z jej rodzicami nigdy nie była w 100% normalna, biorąc pod uwagę, że rodzice mają być też przyjaciółmi i oparciem. Wyrosła na samodzielną i potrafiącą sobie w życiu poradzić osobę, ale dlatego, że musiała, a nie dlatego, że tak była wychowywana. Odpowiadając na Twoje pytanie - po takim kilkutygodniowym detoksie kontaktowym jej rodzice zaczęli ją w końcu traktować tak jak powinno się traktować dorosłą córkę. Nie kontrolują jej, nie obrażają się za odmienne zdanie, przestali się kłócić, a także są wsparciem i pomocą w cięższych sytuacjach oraz szanują jej zdanie w dyskusji. Nawet dzwonią do siebie raz na tydzień/dwa tygodnie, żeby poplotkować - co (zarówno dla mojej przyjaciółki, jak i dla mnie jako osoby, która zna relacje w jej rodzinie tak samo jak w swojej) jeszcze cztery lata temu było nie do pomyślenia. W moim przypadku nie było aż tak drastycznie, bo wystarczyło kilka małych kłótni, chłodnych rozmów i kilkukrotnego postawienia przed faktem dokonanym, żeby moja nadopiekuńcza i z kontrolującymi zapędami mama zaczęła traktować mnie jak dorosłą. Są takie przypadki, których nie można rozważać w biało-czarnych kategoriach i coś, co w normalnej relacji byłoby nie do pomyślenia, w "mniej normalnej" jest jedyną opcją, żeby tę tę relację naprawić.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
1 1

@CzaryMary: OK, przyjmuję do wiadomości że terapia szokowa może pomóc. Niemniej jednak wciąż jestem raczej zwolennikiem porozmawiania niż zrywania kontaktów. W szczególności ignorowanie telefonów mi się nie podoba, ale to moje skrzywienie ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@OstatniWolnyNick: Są takie osoby, do których rozmowa i normalne argumenty nie trafiają, więc trzeba sięgnąć po cięższą broń. A rodzaj broni zależy od tego, jaka jest osoba, dla której rozmowa jest niewystarczająca. Zazwyczaj znalezienie odpowiedniej broni odbywa się metodą prób i błędów, i towarzyszy temu sporo kłótni.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
1 1

@CzaryMary: Odjeżdżamy już zupełnie od opisanej historii, ale wiesz że jeśli Twoje normalne argumenty nie trafiają, to oznacza również argumenty strony przeciwnej nie trafiają do Ciebie? Jest taki fajny angielski zwrot: 'Agree to disagree'. Oznacza mniej więcej tyle, że oboje sądzicie że druga strona nie ma racji ale się nie przekona ani was nie przekona, ale wiecie o tym i nie się nie przekonujecie. Czasem takie podejście może być lepsze niż 'szukanie broni'

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@OstatniWolnyNick: My chyba myślimy teraz o sytuacjach z udziałem ludzi o różnych charakterach. Jestem jak najbardziej za pokojowymi rozwiązaniami i konstruktywną rozmową i jak tylko się da, to z tego korzystam. Tyle że nie zawsze się da. I broni szuka się właśnie na ludzi, którzy nie umieją normalnie porozmawiać. Z domu wyniosłam, że nie tylko używane argumenty są ważne, ale też to w jaki sposób się je przedstawia (no bo co mi po tym, że moja mama ma rację, skoro przy udowadnianiu tego doprowadza mnie do płaczu?). Nie da się normalnie porozmawiać z kimś, kto odmienne zdanie odbiera jako atak, a na zwrócenie uwagi rzuca w twarz, że: "ty też nie jesteś święta" (to są ekstremalne przypadki, które przeżyłam na własnej skórze). Wtedy trzeba radzić sobie inaczej i zastosować różne metody w zależności od tego, co chce się osiągnąć. Uprzedzę też ewentualną uwagę o tym, że problemem mogę być ja - z tatą, babcią i chłopakiem ani razu się nie pokłóciłam, bo wszelkie niezgodności zostały "przegadane". W przypadku mojej mamy każda próba rozmowy na tematy, które jej nie odpowiadają, kończyła się nerwami i kłótnią - a uwierz, naprawdę wiele razy podejmowałam się prób rozmowy. Każdą rozmowę zaczynałam inaczej, próbowałam znaleźć najlepszy sposób, żeby tylko nie dać jej pretekstu do nerwów. Po dwóch latach się poddałam i wyciągnęłam broń, dzięki której w końcu nie narzuca mi swojego zdania. Są po prostu tacy ludzie, z którymi nie da się porozmawiać i trzeba zastosować terapię szokową, nawet jeśli nie ma się na to ochoty. I matka opisana w historii właśnie na taką osobę mi wygląda.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 czerwca 2020 o 12:06

avatar OstatniWolnyNick
0 0

@CzaryMary: A być może u mnie w domu raczej spokojnie było, być może aż za bardzo i stąd moja niechęć do drastycznych rozwiązań. "z którymi nie da się porozmawiać i trzeba zastosować terapię szokową" OK, pisałem już że przyjmuję do wiadomości że działa. Cieszę się że Ci pomogło. "ewentualną uwagę o tym, że problemem mogę być ja" nic takiego nie sugerowałem i nie pomyślałem. Nie znam sytuacji więc nie oceniam. Być może trochę przerysowane, ale wszystko zależy od punktu widzenia, a życie nie jest czarno-białe: a) dla niektórych nastolatków ograniczanie wolności to zabronienie 16-latce wyjazdu do RPA, bo poznała przez Internet prawdziwego księcia i ją zaprosił. W sumie racja, jej życie jej wybór. A jeśli jeszcze ma 18 a nie 16 to kto ją powstrzyma? b) niektórzy rodzice zabraniaja chodzenia na 18-stki starszych znajomych bo tam będzie alkohol a Ty dopiero za tydzień skończysz swoje 18 lat. W sumie mają rację. Co więcej, jeśli gospodarz poczęstuje alkoholem, to narusza ustawę o przeciwdziałaniu alkoholizmowi i jako już dorosły naraża się na odpowiedzialność karną. "Są po prostu tacy ludzie, z którymi nie da się porozmawiać i trzeba zastosować terapię szokową, nawet jeśli nie ma się na to ochoty." To ja zapytam przewrotnie: A jeśli dziecko nie słucha argumentów i nie da się rozsądnie porozmawiać to rodzic musi użyć terapii szokowej, mimo że nie ma ochoty? Nakrzyczeć? wyniośle ignorować? wlać pasem po tyłku? zamknąć w pokoju do 18 roku życia? Potraktuj to jako temat do przemyślenia, nie krytykę. Dla części osób, w tym Ciebie, mogło to zadziałać. Dla mnie takie podejście jest podejściem skrajnym i staram się go unikać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@OstatniWolnyNick: " "ewentualną uwagę o tym, że problemem mogę być ja" nic takiego nie sugerowałem i nie pomyślałem" Cieszy mnie, że tak nie pomyślałeś. Po prostu wielokrotnie ludzie odwracają kota ogonem i, prawdę mówiąc, wolałam się przed tym zabezpieczyć. Ale my tu nie mówimy o dzieciach! Dzieci mają to do siebie, że sprawdzają granice i rolą rodzica jest tak dobrać metody wychowawcze, żeby nie zrobić im krzywdy, ale wyjaśnić stosownie do wieku dziecka. Rodzicem nie jestem i dopóki nim nie będę, to w temat zagłębiać się raczej też nie mam zamiaru. Chociaż jak dostałam pod opiekę kuzynkę, której na żądanie nie dałam pilota, więc postanowiła wymusić go płaczem, to skutecznie ją ignorowałam (mając, oczywiście, na oku, żeby zareagować, jakby postanowiła zrobić coś głupiego). Po 30 minutach przyszła, przeprosiła i poprosiła. ;) Mówimy o dorosłych, którzy jednak powinni być trochę mądrzejsi od dzieci i, teoretycznie, rozmowa powinna być wystarczająca. Życie jednak pokazuje, że czasami nie jest, a chyba nikt nie ma nieograniczonych pokładów cierpliwości. I dla mnie terapia szokowa również jest ostatecznością, co chyba pokazuje fakt, że dopiero po dwóch latach częstego użerania się z tego skorzystałam. Tak samo jak Twoja niechęć do takich rozwiązań wynika z relacji w domu, tak samo i moja. Tyle że w Twoim przypadku było spokojnie i dało się porozmawiać, więc nie czułeś nigdy potrzeby po "sięgnięcie do broni". Z kolei ja obiecałam sobie, że nie będę podchodzić do problemów związanych z innymi ludźmi tak, jak moja mama, bo szkoda zdrowia i nerwów. Różnica między nami, moim zdaniem, polega na tym, że łatwiej/szybciej mogę poznać, że porozmawiać się nie da.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
0 0

@CzaryMary: ....Ale my tu nie mówimy o dzieciach! Dzieci mają to do siebie, że sprawdzają granice i rolą rodzica... Cały czas mówimy o dzieciach i rodzicach. Czy nastolatek ma lat 12 czy 17, czy nawet 20 to sprawdza granice i próbuje nowych rzeczy. Mimo że może być już dorosły pokrewieństwo rodzic-dziecko zostaje, tylko relacja wchodzi na bardziej partnerski poziom. Qurcze, ostatnio na wigilię słyszałem jak mój ojciec dostał 'rady' od dziadka że budowa szopy na działce mu długo zajmuje a można było inaczej. Dziadek może i już ledwo chodzi i słabo widzi, ale nie pamiętam by kiedyś wcześniej ojca krytykował / doradzał. "...że porozmawiać się nie da..." Let's agree to disagree ;) Bo ja uważam że się da. kwestia cierpliwości i wysiłku. I to że się da, nie zawsze znaczy że trzeba.

Odpowiedz
avatar Chrupki
6 6

I nie wiem, co spowodowało pobyt ojca w szpitalu, ale jeśli jest to coś na tyle "lekkiego", że chłopak się o niego nie martwi, to chyba można zadzwonić do ojca lub pojechać do niego i poprosić o wsparcie?

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
-4 6

Pamiętam ten szok, jak pokazałem dowód przed wejściem do baru i usłyszałem: "sorry ale od 21", przecież byłem już dorosły. Z perspektywy widzę, że jednak nie tak bardzo jak wówczas myślałem. I trochę (trochę!!) rozumiem zachowanie jego mamy, głównie dlatego "... że jego tata ostatnio trafił do szpitala...". Nawet jeśli macie 99% że nic się nie wydarzy, to zostaje ten 1% że sytuacja się skomplikuje - nawet głupi wypadek nie z waszej winy i będzie miała dwoch mężczyzn w szpitalu. Drugi aspekt - odnośnie samodzielności - dzieci powinny się usamodzielniać i 18 urodziny są tego dobrym symbolem. Niemniej jednak dla rodziców wciąż są dziećmi - patrząc po sobie, to chyba do czasu aż moje dziecko nie zaczęło chodzić. Tak naprawdę to w związku z chorobą taty może być w domu potrzebny bardziej niż zwykle, choćby emocjonalnie. Dorosłość oznacza właśnie to, że czasami robi się to co trzeba i należy, a nie to na co się ma ochotę. Wspieranie rodziny w trudnych chwilach jest jedną z tych rzeczy. Może jakimś rozwiązaniem będzie zaplanowanie kolejnego wyjazdu w późniejszym terminie? Ważne, żeby jasno wyartykułował rodzicom (mamie?) że robi to dla NIEJ, ale że jego potrzeby też są ważne i wyjazd przekłada, a nie z niego rezygnuje. To jest również dobry krok w stronę bycia partnerem rodziców, a nie wiecznym dzieckiem.

Odpowiedz
avatar Nikusia1
4 4

@OstatniWolnyNick: Ale matka nie pozwala mu jechać, bo uważa go wciąż za dzieciaka i pewnie nie będzie pozwalała na wiele więcej, jeśli się chłopak nie postawi. Ja w wieku 19 lat wzięłam manatki i się wyprowadziłam, mimo że rodzice mi nie pozwolili. :D Byłam dorosła i to była moja decyzja. Nie żyjemy dla innych, a na pewno nie po to, żeby toksycznym rodzicom było dobrze, bez przesady.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
-1 3

@Nikusia1: "...Nie żyjemy dla innych, a na pewno nie po to, żeby toksycznym rodzicom było dobrze..." Nie jesteśmy też samotną wyspą pośród oceanu. Altruizm czy empatia też są potrzebne. Nie wiem również co znaczą toksyczni rodzice. Mój ojciec był (jest?) irytujący. Wyprowadziłem się na studia i te 5 lat dystansu pomogło. Po studiach zostałem w innym mieście i teraz dogadujemy się poprawnie. Nawet tyle poprawnie że planuję podrzucić im wnuczkę na tydzień wakacji. A w wieku 19-nastu lat było ciężko - jak rodzice chcieli przeforsować moje studia w rodzinnym mieście to się postawiłem. Inna sprawa że w czasie wchodzenia w dorosłość większość widzi prawa, a nie obowiązki. Wydaje się wtedy że to JUŻ, a tak naprawdę to zakończył się dopiero wstęp, a akcja się rozwija. To jest ten czas, kiedy mózg łaknie nowych doświadczeń właśnie po to by się uczyć. Dużo, BARDZO dużo zależy od osoby. Nie wszyscy są gotowi by w wieku 19 lat całkowicie zerwać pępowinę i być sobiepanem. Jeśli Tobie się udało to gratuluję, ja znam dwa przypadki z mojego najbliższego sąsiedztwa które są przestrogą: - ucieczka z domu i powrót z brzuchem. Miłość nie wytrzymała próby. A zamiast matury był poród. Do dzisiaj mieszka z rodzicami i dzieckiem. - Kolega z podwórka, który znalazł sobie nowych znajomych, bo nasza paczka była za mało imprezowa. Skończyło się na terapii uzależnień w MONAR. I to nie wymysł jego matki, bo czasem pojawiał się i w 'naszych miejscach' i widać było że był 'na głodzie'.

Odpowiedz
avatar Kaleb
4 4

@OstatniWolnyNick Nie wszyscy są gotowi... Nie widzisz związku przyczynowo-skutkowego między wychowywaniem pod różowym kloszem, ochroną przed całym złem świata i nadmiernym kontrolowaniem, a niegotowoscią do dorosłości w wieku do tego odpowiednim? Z mojej perspektywy to wygląda tak: jeśli ktoś nie pozwala dziecku na coraz większą samodzielność i nadmiernie go kontroluje, ma z dzieckiem nastoletnim relacje takie same jakie były 6-7 lat wcześniej, to zbiera tego gorzkie żniwo. Dziecko i tak zawsze będzie chciało spróbować tego zakazanego owocu i prędzej czy później to się stanie. Nie można 19 latka traktować jak 7 latka. Brak zaufania to jest najgorsza rzecz jaką dziecko dostaje od rodzica i często się tacy rodzice dziwią, że w zamian dostają to samo i ich dziecko nagle staje się im obce.

Odpowiedz
avatar Kaleb
4 4

@OstatniWolnyNick Chciałam dopisać jeszcze, że w pewnym wieku relacja rodzic-dziecko powinna stać się relacja partnerską i nie musi być to wcale 25 lat, może być to lat 15, ale relacja partnerska powinna polegać na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Ufam Ci, że jesteś odpowiedzialny i nie zrobisz nic nierozsądnego, jeśli zawiedziesz moje zaufanie będzie mi okropnie przykro. Rodzic z nastolatkiem powinien przede wszystkim rozmawiać i dawać mu wsparcie, żeby nastolatek czuł, że rodzice to jego przyjaciele nie wrogowie. Kontrolą na każdym kroku nie sprawisz, że nastolatek przestanie robić głupie rzeczy: skontrolujesz go w wieku lat 16-stu? Zrobi to w wieku 25-ciu jeśli do tej pory nie dasz mu dorosnąć. U mnie w domu od kiedy zaczęłam dorastać rodzice starali się nie ingerować za mocno w moje życie, ufali mi, a ja czując jaką odpowiedzialność na mnie składają starałam się ich nie zawieść. Takie to proste i takie trudne jednocześnie: pozwolić dziecku dorosnąć.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
-1 3

@Kaleb: Hmmm, wygląda jakbyś sądziła że ja popieram stronę matki. Generalnie nie, to co napisałaś w dwu postach jest mi bardzo bliskie i uważam za rozsądne. Sądzę że zachowania opisane w historii nie są normalne. Sprowokowałaś mnie jednak do dodania kilku wyjaśnień / przemyśleń "...Nie widzisz związku przyczynowo-skutkowego ..." Widzę, jak najbardziej. Pisałem bardziej odnośnie wyprowadzki z domu Nikusi1. Nie wszyscy są gotowi wynieść się z domu rodzinnego w wieku 19 lat. Jedni w wieku 16 lat czują się uwięzieni, inni mając lat 25 wolą mieszkać z rodzicami. Co więcej, panie dorastają szybciej niż panowie - ponownie statystycznie. Wszysto zależy od konkretnej osoby. A w tej historii... Jego przyjaciółka tłumaczy jego mamie i siostrom że on jest już duży i może jechać i że nic się nie stanie. Po prostu oczyma wyobraźni widzę, jak siedzi pomiędzy nimi i słucha jak decydują o jego losie. Wygląda to jakby on jeszcze nie dojrzał do tego poziomu, ewentualnie taka maniera pisarska autorki. "nadmiernie go kontroluje" Ehh, żeby to było takie proste stwierdzić kiedy jest nadmiernie. W tej historii - jest prosto i jest nadmiernie. A wyganianie nastolatka spać z przed komputera przed 22? 11-latka? 14-latka? A jak ma wadę wzroku -7 i okulistka kazała ograniczać telefon? Albo skrzywienie kręgosłupa a non stop siedzi przed monitorem? Dla młodego umysły każda kontrola jest nadmierna, bo jest narzucona z zewnątrz. A rodzice chcą dobrze. Sztuką jest się dogadać z nastolatkiem. On jeszcze nie ma doświadczeń dorosłych, dorosły już nie pamięta uczuć jakie wtedy targają umysłem. Tzn pamięta, ale już ich nie odczuwa. "...Kontrolą na każdym kroku nie sprawisz, że nastolatek przestanie robić głupie rzeczy..." 100% zgody. Umysł się rozwija i potrzebuje nowych bodźców czy też jak to nazwałaś 'głupich rzeczy' :D Co nie zmienia i nie zmieni faktu, że od pokoleń rodzice próbują to kontrolować i oszczędzić dzieciom własnych błędów. Wracając do historii - nie wiem na ile ten zakaz jest spowodowany wypadkiem/chorobą ojca. Odniosłem wrażenie że wyjazd był wcześniej zaplanowany, i nagle coś się zmieniło. Generalnie zgadzam się z tym co napisałaś że trzeba rozmawiać i dawać sobie wsparcie. ale to działa w obie strony - nie tylko rodzic dzieciom, ale również dzieci rodzicom. I w tej sytuacji może to właśnie matka potrzebować jego wsparcia. "...Takie to proste i takie trudne jednocześnie: pozwolić dziecku dorosnąć..." To nie jest proste i rodzic nie tyle pozwala, co pomaga. Bo dorastanie zaczyna się dużo wcześniej - pierwsze samodzielne pójście do sklepu na osiedlu, dalej na miasto, wyjazd na obóz, na dyskotekę czy wreszcie wypad bez opiekunów na kilka dni lub wyjazd na studia. To wszystko są nowe sytuacje również dla rodziców. Ja to widzę trochę jak spływ kajakowy szybkim nurtem. Rodzic może pilnować by kajak nie rozbił się o brzeg, może odrobinę wyhamować, ale tempo spływu zależy od nurtu.

Odpowiedz
avatar Kaleb
0 0

@OstatniWolnyNick: Podajesz tutaj bardzo dobre przykłady, dziecko wszystkie ograniczenia będzie odbierało jako kontrolę, ale ważne, zeby wiedziało czemu, a jeszcze ważniejsze, żeby rozumiało czemu. Jednym z przykładów, który podałaś wcześniej była ucieczka z domu nastolatki z partnerem, w którym była zakochana, a którego nie akceptowali rodzice (tak przynajmniej to zrozumiałam). Rodzice w pewnym sensie mieli rację, bo partner tej dziewczyny nie wziął na siebie odpowiedzialności posiadania dziecka (ciekawe ile miał lat?), ale tu sytuacja jest na tyle nieoczywista, że nie mogli tego wiedzieć tak o, od pierwszego spojrzenia na chłopaka i nikt mi nie wmówi, że intuicja może podpowiedzieć, że ktoś będzie dobrym ojcem, a ktoś inny nie. Różni ludzie rożnie reagują w momentach przełomowych dla życia i nie znając człowieka nie jesteś w stanie ocenić jak się zachowa. Jak dla mnie tutaj mamy do czynienia z chęcią nadmiernej kontroli dorosłej córki, która skończyła się tragicznie, bo córka chciała zrobić na złość rodzicom. Gdyby rodzice potrafili jej normalnie doradzić co jest najważniejsze w miłości i na co zwracać uwagę przy wyborze partnera może szybciej by jej opadły klapki z oczu? Niestety mało rodziców jest w stanie w ogóle rozmawiać w ten sposób z nastoletnimi dziećmi. W ogóle partnerstwo wymaga od rodzica otworzenia się, skoro relacja partnerska, to nie tylko dziecko ma się zwierzać i prosić o pomoc rodzica, ale również rodzic dziecko. To bardzo trudne, ale sprawia to, że dziecko czuje się potrzebne i widzi w rodzicu człowieka. Na koniec zacytuję Thomasa Gordona: "Wszyscy przypisują rodzicom winę za problemy jakie przeżywa młodzież(...) a kto pomaga rodzicom?"

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
0 0

@Kaleb: "...że nie mogli tego wiedzieć tak o, od pierwszego spojrzenia na chłopaka i nikt mi nie wmówi, że intuicja może podpowiedzieć, że ktoś będzie dobrym ojcem, a ktoś inny nie...." Oczywiście że mogli. 1. Rodzice maja jakies 20-30 lat doświadczenia więcej w ocenianiu charakteru ludzi. Nie lekceważ tego. 2. Wiek nastoletni charakteryzuje się olbrzymią emocjonalnością. Od pokoleń historie 'rozkochał i porzucił' były, są i będą, bo to po prostu taki wiek. Zresztą złamane serca u drugiej płci też są, tylko nie mają aż takich konsekwencji. A w tym konkretnym przypadku nawet ja moglem to ocenić - 'Chłopak' był 10-15 lat starszy i po rozwodzie. nie jestem pewien, ale chyba z alimentami. Nie chcę się rozwodzić o nie swoim przypadku, więc napiszę tylko krótko, że raczej był to brak kontroli na wcześniejszym etapie jej życia. Lub też po prostu geny, charakter i ten nastoletni etap. "...Gdyby rodzice potrafili jej normalnie doradzić..." Pewnie tak. gdyby tylko nastolatki potrafiły normalnie słuchać rad ;) Cielęcy wiek i każdy musi go przechorować. Ja sam inny nie byłem i moje dzieci też będą wiedziały lepiej ode mnie. czy to nie stąd się wzięło kultowe już 'OK boomer'? ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
6 6

co ona biedna zrobi jak chlopak na studia pojedzie? czy na studiach tez bedzie go naianczyc i kazac sie spowiadac? najsmutniejsze jest to, ze taka nadopiekunczosc osiaga odwrotny efekt, zazwyczaj dziecko odcina sie od ograniczajacych rodzicow

Odpowiedz
avatar niemoja
3 3

Każdy sądzi według siebie - wygląda na to, że mama i starsze siostry patrzą poprzez pryzmat własnych zachowań w tym wieku ;) I w tę nutę powinien uderzyć, jeśli chce coś ugrać: "nie wiem, co (siostry) wyczyniały, ale ja nie jestem córeczką, nie musisz się bać, że wrócę z brzuchem". "Nie traktuj nie jak dziewczyny, której nie można na 5 sekund z oczu spuścić, bo jakiś numer wytnie". Buntować się też trzeba umieć (zwłaszcza, jak się nie ma własnej kasy i jest zależnym od finansów rodziców). System "kpiąco - nękający" jest dużo skuteczniejszy niż awantury.

Odpowiedz
avatar maranocna
0 0

@niemoja: Z brzuchem nie wróci, ale z pozwem o alimenty już tak.

Odpowiedz
avatar dmm
-1 1

Przyznaje że rodzice piekielni, ale wy też jak myślicie "O mam już 18 lat mogę robić co chcę", tymczasem mama ubrania kupuje, jedzenie da i jeszcze brudne gacie wypierze. Może najpierw idźcie na swoje aby się tak rządzić.

Odpowiedz
avatar Halfi
1 1

Znam to. Miałam nawet identyczną sytuację z jeziorem. Miałam wtedy chyba koło 20 lat nawet i po prostu poinformowałam rodziców, że wybieram się na weekend nad jezioro, ponieważ kumpel ma urodziny. Nigdy nie sprawiałam problemów wychowawczych i jestem rozsądną osobą, która zawsze myśli pięć razy zanim coś zrobię, ot, taki charakter. Mój ojciec się naburmuszył i zaczął krzyczeć, że nigdzie nie pojadę, "bo nie" (oczywiście, jakżeby inaczej... ulubiony argument). Koniec końców, nic z tego nie wyszło, bo pogoda byłą kiepska na jeziorowanie, ale tak jest ze wszystkim. Jestem traktowana jakbym miała 12 lat i za grosz własnego rozumu. Nie wiem, czy piekielne, bo rozumiem, że troska i tak dalej, ale jednak utrudnia to życie, bo nawet jeśli i tak zrobię po swojemu, to muszę potem znosić humory ojca i jego prośby, abym jednak została w domu.

Odpowiedz
Udostępnij