Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wiecie co jest dla mnie piekielne? Szkolnictwo wyższe w Polsce. Studiowałem informatykę.…

Wiecie co jest dla mnie piekielne? Szkolnictwo wyższe w Polsce.

Studiowałem informatykę. Wprawdzie na Uniwersytecie, a nie Polibudzie, ale jednak powinien być to lepszy poziom niż na prywatnych uczelniach i powinienem coś po tych studiach umieć. Tym czasem kończę magisterkę i czuję, że umiem niewiele.

50% zajęć to były nudne wykłady, których ciężko było w ogóle słuchać. Wiedza teoretyczna, która na nic przydaje się w praktyce. Większość studentów ściągała na zaliczeniach, albo wkuwała i natychmiast zapominała. Ale nawet gdyby człowiek zapamiętał to wszystko to po prostu była to wiedza zupełnie nieprzydatna (chyba że ktoś sam chciałby być wykładowcą).

Dużo, szczególnie na pierwszym roku (ale i potem się zdarzało) było zajęć-zapychaczy, typu podstawy ekonomii, podstawy socjologii, podstawy rachunkowości, jakieś zarządzanie przedsiębiorstwem. Znów w większości zupełnie nieprzydatne. A no i nie zapomnijmy o w-fie, w końcu dla informatyka najważniejszą umiejętnością jest np. czy umie pływać na plecach albo robić dwutakt...

Z zajęć praktycznych i bardziej informatycznych były "podstawy wszystkiego", ale niczego nie nauczono porządnie. Podstawy programowania (za mało, by nadawało się to do pracy), podstawy grafiki (za mało by zostać grafikiem), podstawy Worda i Excela (powtórka tego, co już było w szkole średniej), podstawy baz danych (Access, który znów był powtórką ze szkoły i podstawy MySQL, znów za mało, by czuć, że to się umie), podstawy Linuxa (instalowanie systemu i instalowanie niektórych programów - śmiech na sali) i parę innych rzeczy. Żaden przedmiot nie trwał dłużej niż semestr, nawet jak ktoś umiał na 5 to było to bardzo mało, a nieutrwalana wiedza szybko wypadała z głowy.

Jedynie lektorat z angielskiego był całkiem porządnie prowadzony, ale było go tylko 1,5 semestru i egzamin na poziom B1, gdzie większość pracodawców wymaga przynajmniej B2 albo i więcej. Szkoda, gdyby mieć ten angielski przez całe studia to naprawdę byłoby lepiej. Potem jeszcze na licencjacie teoretycznie było konwersatorium w języku angielskim, ale u nas polegało ono na oglądaniu serialu "Technicy-magicy" bez napisów.

Pomiędzy drugim, a trzecim rokiem trzeba było odbyć praktyki zawodowe. Na praktykach uczony byłem zupełnie od zera, bo firma używała oprogramowania, którego zupełnie nie mieliśmy na studiach. Pod koniec trzeciego roku udało mi się znaleźć inne praktyki. Znów nauka zupełnie od zera i zupełnie inne rzeczy, niż mieliśmy na studiach. Na praktykach nauczyłem się więcej przydatnych rzeczy niż przez całe 5 lat studiów razem wziętych.

Licencjat mnie tak wymęczył, że na początku nie chciałem iść na drugi stopień, poszedłem tylko ze względu na te drugie praktyki (gdybym nie był studentem nie mogliby mnie zatrudnić, bo nie zatrudniali nie-studentów na zlecenie, a na etat miałem wtedy jeszcze za małe umiejętności, pracowałem tam tylko kilka miesięcy).

No i teraz jestem w sytuacji, że kończę studia i wraz z tym muszę też skończyć praktyki. Został mi ostatni miesiąc (teraz mam już umiejętności wyższe, ale przez koronawirusa i poprzednie problemy finansowe firmy nikogo nie rekrutują na etat. To jest zupełnie inna piekielność w moim życiu, pracuj w firmie kilka lat, a potem dostań kopa w dupę...).

Już od kwietnia wysyłam pełno CV, jednak pracy niet. Nawet jak ktoś szuka na podobne stanowisko do mojego poprzedniego, to zwykle ma jakieś dodatkowe wymagania z rzeczy, których nie umiem, bo na studiach i w obecnej pracy ich nie miałem. Mimo wszystko próbuję i mam nadzieję, że mi się uda, ale czarno to widzę. Sam czuję, przeglądając te oferty, że jestem po prostu za mało wykwalifikowany. Będę się starał podwyższyć swoje kompetencje jakimiś kursami czy być może studiami podyplomowymi (niby nie ufam już studiom, ale może podyplomówka, nastawiona na konkretne umiejętności, będzie więcej warta), ale żeby zrobić kursy trzeba mieć pieniądze. Więc jeśli nie znajdę pracy w zawodzie to po pięciu lat studiów teoretycznie ścisłych czeka mnie fast food albo kasa w markecie.

Nie mówię tutaj, że absolutnie 100% winy za moją obecną sytuację ponosi uczelnia, bo mogłem się wcześniej zainteresować wymaganiami w innych firmach i doszkalać się poza studiami. Jednak tak czy siak sytuacja, że po danych studiach, bez dodatkowych kursów, człowiek nie ma dostatecznych kompetencji, by znaleźć pracę w zawodzie, jest totalnie piekielny. Po co te studia w takim razie?

Uniwersytet

by ~GlupiStudent
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Mumei
16 18

Nie wiem jaką masz sytuację zawodową ani gdzie mieszkasz, ale jak wiedziałeś, że chcesz iść w tym kierunku to raz bierzesz jednak uczelnie, która jest bardziej techniczna, a dwa jak skończyłeś licencjat to trzeba było już iść do pracy. W pracy raz zdobywasz doświadczenie, dwa odkładasz na magistra, który w twoim zawodzie nie jest aż tak ważny, liczy się to co umiesz sam. Widząc jaki masz poziom studiów czemu sam nie zacząłeś czegoś sam się uczyć (teraz to jest pewnego tych rzeczy), czytać tematycznych książek lub czasopism. Mam kilku znajomych informatyków takich co porzucili studia, takich po licencjacie i takich po magisterce, zajmują się albo bazą danych, albo programowaniem albo administracją. Rozmawiając z nimi, wiem, że jakby sami czegoś nie robili, nie kształcili się lub nie podejmowali gównianych prac, ale ściśle dotyczących tego co chcą robić to pewnie nic, by nie zrobili. Szczerze to wydaje mi się, że zmarnowałeś te dwa lata na magisterkę zamiast iść do pracy.

Odpowiedz
avatar Lapis
4 6

@Mumei: we Wrocławiu to uniwerek ma wyższy poziom informatyki. Regularnie wygrywa z polibudą w jakichś zawodach w programowaniu.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
0 0

@Lapis: Ale wiesz, że oni tego nie sprawdzają? Tzn, jak masz wpisane że TY brales udział w zawodach, to duży plus. Ale jak uczelnia to już żaden? Patrząc się na rynek - państwowe uczelnie wciąż mają lepsze wzięcie, ale to i tak jest tylko klucz by dostać się na rozmowę kwalifikacyjną. Zatrudnia się osobę, nie absolwenta uczelni.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
21 25

"podstawy ekonomii, podstawy socjologii, podstawy rachunkowości, jakieś zarządzanie przedsiębiorstwem. Znów w większości zupełnie nieprzydatne." Większość dobrze zarabiających programistów pracuje na B2B, więc uważaj żeby cię takie podejście w zadek nie ugryzło. Niestety wielu studentów traktuje studia jak usługę "zróbcie ze mnie specjalistę". Niestety nie ma lekko. Studia uczą myśleć, pokazują podstawy, pokazują jak się uczyć, eksperymentować i zdobywać wiedzę. Prowadzą. Ale większość marszu musisz zrobić sam. Przynajmniej "za moich czasów" byli ludzie u których licencjat i magisterka wychodziły naturalnie z ich własnych projektów i pomysłów, przy których dłubali jeszcze zanim w ogóle przyszło wybierać temat. Języki programowania, bazy danych itp zmieniają się tak szybko, że dogłębna wiedza i tak za kolejne 5 lat mogłaby być bezwartościowa, więc znów - nastaw się że przez resztę swojej kariery będziesz się uczył, albo odpadniesz na boczny tor.

Odpowiedz
avatar Jorn
8 12

@bloodcarver: Podstawy ekonomii, prawa, politologii itp. by się każdemu przydały. Nie głosowaliby wtedy na bolszewików.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
-1 1

@bloodcarver: "Większość dobrze zarabiających programistów pracuje na B2B, więc uważaj żeby cię takie podejście w zadek nie ugryzło." Czasem ktoś napisze coś takiego, że wymyślasz kilka odpowiedzi i nie możesz się zdecydować, która będzie najtrafniejsza. Tak mam właśnie w tym przypadku. Dlatego ripostę wybierz sobie sam: 1) Bycie dobrze zarabiającym programistą raczej OP nie grozi skoro niemal w ogóle go nie uczyli programowania ;) 2) Na tej samej zasadzie powinni uczyć budowy maszyn bo wielu dobrze zarabiających programistów ma fajne auta ;) 3) Większość absolwentów budownictwa pracuje na UoP. Czy powinniśmy uczyć ich prawa pracy? 4) Od ogarniania księgowości są biura rachunkowe a zwolnione sloty na przedmioty wypełnić programowaniem. 5) Co mają podstawy socjologii do B2B? "Niestety wielu studentów traktuje studia jak usługę «zróbcie ze mnie specjalistę». Niestety nie ma lekko. Studia uczą myśleć, pokazują podstawy, pokazują jak się uczyć, eksperymentować i zdobywać wiedzę." Niby tak, ale mimo wszystko idąc na informatykę spodziewałbym się podstaw czegoś innego niż Worda i Excela ;) Ogólnie jak patrzę na to co OP wymienił to ten materiał bardziej pasuje do technikum informatycznego niż studiów... " Języki programowania, bazy danych itp zmieniają się tak szybko, że dogłębna wiedza i tak za kolejne 5 lat mogłaby być bezwartościowa, (...)" Nie jesteś programistą, prawda? Języki i bazy zmieniają się, ale w sposób ewolucyjny, nie rewolucyjny. Pojawiają się nowe funktory i narzędzia, ale baza pozostaje niezmienna. Jak sobie bazodanowiec spojrzy w zapytania SQL z 1974 to wszystko zrozumie. Poza tym wszystkie imperatywne języki programowania mają identyczne założenia, więc ucząc się jednego, poznajesz o co chodzi w pozostałych. "(...) nastaw się że przez resztę swojej kariery będziesz się uczył, albo odpadniesz na boczny tor." No to wiadome, ale u mnie na studiach uczyli algorytmiki, optymalizacji, logiki i inżynierii oprogramowania. A tego u OP nie było, programowania też nie, więc na jego miejscu sensowniej byłoby pójść na bootcamp.

Odpowiedz
avatar niepodam
8 8

Powiem tak: jesteś w bardzo podobnej sytuacji, jak ja 13 lat temu. Zderzyłeś się z rzeczywistością, że studia dają w zasadzie papier i niewiele poza nim, bo uczą głównie rzeczy, którymi się aktualnie interesują wykładowcy. Co niewiele daje na rynku pracy. Do tego doszła pandemia. Musisz niestety przysiąść i nauczyć się rzeczy potrzebnych na rynku pracy. Będzie ciężko, bo pracodawcy mogą teraz przebierać w ludziach z większym doświadczeniem niż Twoje, którzy mieli jak szlifować te umiejętności w praktyce. Do podyplomówek bym podchodził sceptycznie, żeby nie była to kolejna kasa wydana za mało wartościowy papier. Powodzenia.

Odpowiedz
avatar ampH
0 2

@niepodam: „Do podyplomówek bym podchodził sceptycznie, żeby nie była to kolejna kasa wydana za mało wartościowy papier”. Dokładnie tak. Przyznam szczerze, że to dość kuriozalna decyzja, taka podyplomówka z IT. Nie widzę absolutnie żadnego powodu, dla którego można by coś takiego zrobić, jeśli się nie chce zostać na uczelni i uczyć. Podyplomówki trwają średnio cztery semestry. To jest czas, przez który dowolny framework frontendowy zostanie przewrócony do góry nogami, wyjdzie jego nowa wersja (a zapewne i kilka) i to, czego się człowiek nauczył na początku pierwszego semestru stanie się prawie bezużyteczne na końcu podyplomówki. To jest bardzo zła droga, jeśli ktoś chce w sektorze prywatnym zarabiać dobrą kasę i być specjalistą.

Odpowiedz
avatar mskps
19 21

Nie wiem skąd wzięło Ci się przekonanie, że studia to bootcamp. Studiowałeś na uniwersytecie, więc uniwersytet podjął się wykształcenia Cię na inteligentnego człowieka - a to oznacza, że poza programowaniem potrafisz poruszyć również takie tematy jak socjologia czy ekonomia i nie wyjść na totalnego błazna. Miałeś przedmioty, które Cię zainteresowały, ale nie były dość długie - czemu sam nie zrobiłeś nic więcej w tym kierunku? Koledzy ze studiów też nic nie uczyli się sami, nie robili projektów, o których rozmawialiście?

Odpowiedz
avatar Yksisarvinen
4 4

@mskps: "Nie wiem skąd wzięło Ci się przekonanie, że studia to bootcamp." Niestety, to bardzo powszechne podejście jeśli chodzi o informatykę (przyznaję, że sam tak podchodziłem do studiów jak złapałem pierwszą pracę). Dopiero po czasie można docenić, jak cenne są podstawy ze wszystkich dziedzin związanych z informatyką i że bootcamp to nie jest to samo.

Odpowiedz
avatar mskps
5 5

@Yksisarvinen: Ale po pierwszym góra po drugim semestrze da się zauważyć, że jednak nauka programowania na studiach to uczenie algorytmiki, zarządzania pamięcią, zrównoleglania i wielowątkowości, nie języka programowania. A nie połapać się po dziesięciu? Serio, ktoś liczy, że po studiach bez żadnych praktycznych projektów praca z nieba spadnie? Podstawy, których się uczy na studiach są świetne, o ile ktoś na nich coś zaczął budować. Gość ma 500 metrów kwadratowych fundamentów domu i dziwi się, że nikt nie przyniósł mu reszty domu. Dwa razy gość wybierał praktyki, dwa razy różne, a teraz nie ma nawet pracy, bo go po tych praktykach nie chcą zatrudnić? To co, firma znalazła darmowego niewolnika na dwa lata, ale nie dość dobrego, by mu płacić uczciwie? Szkoda, ale być tak odrealnionym przez pięć lat to trzeba się postarać.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
-1 1

@mskps: "Nie wiem skąd wzięło Ci się przekonanie, że studia to bootcamp." A ja nie wiem skąd się wzięło to dziwaczne podejście do studiów informatycznych. Zakładamy, że absolwent medycyny coś tam wie o leczeniu a prawa o prawie, ale jak na informatyce nie nauczą Cię niczego przydatnego to wszystko w porządku i to Twoja wina, bo powinieneś się dokształcać we własnym we własnym zakresie. Pier...nie. Idąc na studia, jakiekolwiek by nie były, masz prawo oczekiwać, że nauczą Cię czegoś przydatnego a to co OP podał to w zasadzie technik informatyk. I jak ja miałbym na takie coś pójść to wybrałbym bootcampa. Ale u mnie na Polibudzie tak to nie wyglądało. Oprócz programowania jako takiego nauczyli mnie algorytmiki, optymalizacji, logiki i inżynierii oprogramowania. "Studiowałeś na uniwersytecie, więc uniwersytet podjął się wykształcenia Cię na inteligentnego człowieka - a to oznacza, że poza programowaniem potrafisz poruszyć również takie tematy jak socjologia czy ekonomia i nie wyjść na totalnego błazna." Have mercy, te podejście było dobre za komuny. Teraz trzeba się specjalizować a nie być dobrym we wszystkim i niczym. OP poszedł na studia informatyczne a nie "inteligenckie". Po co więc mu socjologia, która do niczego się nie przyda oprócz "nie wyjścia na błazna"?

Odpowiedz
avatar AndrzejN
7 11

Znam kilku informatyków, którzy kończyli uniwersytety (a właściwie Uniwersytety). Zaraz po studiach lub nawet po licencjacie, byli chętnie zatrudniani przez firmy z czołówki IT. Może problem lezy w tym, jaki uniwersytet kończysz?

Odpowiedz
avatar ampH
5 5

@AndrzejN: albo raczej brak wiedzy o tym, że taki Intel wsysa prawie każdego w Trójmieście czy Atos bierze nawet studentów i ich samodzielnie szkoli w Bydgoszczy czy Łodzi. :D I to nawet ludzi bez wykształcenia kierunkowego – często zwłaszcza w Atosie czy innej Nokii łapią jak leci ludzi po filologii angielskiej. IT się ich nauczy, bo uczelnia Cię IT nie nauczy, a chociaż język znają perfekcyjnie.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
0 0

@AndrzejN: "... Może problem lezy w tym, jaki uniwersytet kończysz?..." Nie. Problem leży w tym co potrafisz i co sobą reprezentujesz. A to już weryfikuje rozmowa kwalifikacyjna. Duże korpo jest w stanie zatrudnić 30 świeżaków na kontrakt 3-6 miesięczny i później przedłużyć tylko 10 osobom. Takie rozszerzone sprawdzanie, kto załapie korpo styl i będzie pasować. Bo to nie chodzi tylko i wyłącznie o umiejętności techniczne. W dużych projektach (50+ osób) dużo ważniejsze jest dopasowanie i rzetelność niż indywidualny geniusz.

Odpowiedz
avatar Johny102
0 0

@OstatniWolnyNick: Czytam historię i pytanie Andrzeja trochę modyfikuje. Może problem leży w tym, że wybrałeś uniwerek,który uczy "historii" a nie aktualnej wiedzy?Czyli, krótko mówiąc, wybrałeś Wyższą Szkołę Robienia Hałasu i Narzekania

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
1 1

@Johny102: Historia nie jest moja, ja tylko mówię, że to nie jest problem uczelni. Osobiście wybrałem polibudę i również miałem kilka przedmiotów historycznych. Baaa, niektóre były historyczne już jak się ich uczyłem. Studia dają Ci podstawę, sposób myślenia, znajomość algorytmów i schematów czy wreszcie aparat matematyczny. To jest coś co się nie starzeje. To, co z tym zrobisz to już Twoj wybór. Możesz się rozwijać, a możesz ten czas przepić czy przebalować. Studia to nie szkoła zawodowa. Nie mają nauczyć cię zawodu, ale umożliwić studiowanie w pierwotnym znaczeniu tego słowa - pozyskiwanie wiedzy. Jak masz szczęście, to poznasz trochę aktualnych narzędzi, ale branża IT jest niezwykle dynamiczna i zmienia się bardzo szybko. W ramach pracy magisterskiej miałem do napisania aplikację. Wybrałem język i bazę danych których nie było na studiach, ale były w ogłoszeniach o pracę. Warto było, bo mając już działające portfolio nie szukałem pracy długo. Inna sprawa, że teraz od sprzątaczki wymaga się matury, a na studia idą ludzie którzy nie chcą studiować, tylko mieć papierek i i fajną pracę. A do tego powinno spokojnie wystarczyć średnie wykształcenie. Niektóre technika oferują również zawód 'Technik programista'. Na pozycję Juniora spokojnie wystarczy, a jak osoba jest ogarnięta, to studia może uzupełnić po kilku latach. Owszem, większe firmy wymagają wyższego wykształcenia kierunkowego, bo taka osoba jest bardziej poukładana i wiedzę ma usystematyzowaną, ale nie każdy musi w korpo pracować. W jakiś sposób społeczeństwo ubzdurało sobie że studia to gwarancja takiej właśnie pracy, a dodatkowo traktują te studia jako przedłużenie dzieciństwa i czas na szaleństwa.

Odpowiedz
avatar Aniela
3 3

Miałam dokłądnie tak samo więc na magisterkę nie poszłam. Znalazlam pracę w zawodzie i stwierdziłam, że szkoda mojego czasu i pieniędzy na papierek, którym nawet tyłka nie podetre. Szkoły wyższe nie uczą niestety tego co najważniejsze tylko same takie zapchaj dziury. Wszystko co wiem nauczyłam się w pracy i przykro mówić ale niekorzystam z wiedzy uczelnianej nawet tej, która teoretycznie powinna mi się teraz przydać. Sama zgłębiałam różne zagadnienia, żeby wiedzieć to co wiem. Swoją drogą bardzo podziwiam kolegę, poszedł do kiepskiego technikum gdzie nawet nauczyciele mieli gorszą wiedzę niż uczniowie. Sam się wszystkiego uczył. Poszedł na studia zaoczne is zybko zrezygnował włąśnie przez to, że sam programował lepiej niż wykładowca. Teraz po latach samodzielnej nauki jest bardzo dobrze ustawiony jako programista ale do wszystkiego doszedł sam.

Odpowiedz
avatar voodoodoll
11 13

Dziwne, również studiuję informatykę na Uniwersytecie i nie mogę zgodzić się z niczym, co zostało przez Ciebie opisane. Szczególnie fragment o programowaniu, grafice, bazach danych czy systemach operacyjnych. Nie wybieraliście sobie specjalizacji? U mnie są one szczegółowo omawiane w zależności, kto co sobie wybrał. Może to jednak kwestia uczelni...

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
1 1

@voodoodoll: Nie wiem jak u autora, ale u mnie były specjalizacje na ostatnie 2 semestry... na których uczyliśmy się podstaw :/ Serio, uczyliśmy się znowu wypisywać "Hello World" na ekran. Porażka. Nasz nauczyciel na ćwiczeniach stwierdził, że chyba nie jesteśmy debilami to może zamiast tych żenujących ćwiczeń, które dał wykładowca będziemy robić coś porządnego. Udało się przez 2 zajęcia. Wykładowca dowiedział się, że przerabiamy coś sensownego i opierdzielił gościa od ćwiczeń. Musieliśmy wrócić do "Hello World"... A, i byłam na polibudzie. Z częścią rzeczy, które wypisuje autor się zgadzam, bo o ile rozumiem, że na studiach nie powinno się trzymać za rączkę o tyle wrzucanie jakichś bezsensownych zapychaczy albo uczenie wszystkiego od podstaw gdzie to jest po prostu za mało żeby się przydało (nawet na magistrze!) jest dla mnie kompletnie bez sensu.

Odpowiedz
avatar Bryanka
11 13

Gdy studiowałam na uczelni rolniczej, to większość moich kolegów i koleżanek było po technikach, albo ich rodziny prowadziły gospodarstwa/hodowle. Część już wcześniej pracowała ze zwierzętami. Bardzo mało było osób, które przyszły na studia, bo "lubią zwierzaczki i chcą się nauczyć jak zajmować się pieskiem/kotkiem", większość już miała pewną wiedzę na dany temat. I wielu z nas pracowało w zawodzie już w czasie studiów, były to praktyki, albo praca na pół etatu. Nie chcę być złośliwa, ale jeśli uważałeś, że studia nauczą Cię czegoś od zera i wypuszczą w świat jako specjalistę, to ktoś Ci nakłamał. Specjalistą zostaje się na praktykach. Popełniłeś błąd, że nie podjąłeś pracy w trakcie studiów.

Odpowiedz
avatar Hideki
5 7

Zgadzam się z większością tego, co napisałeś. Zaczynałem kilka studiów (państwowe, prywatne, uniwerek i techniczne) informatycznych, ale nigdzie nie dociągnąłem dalej niż na 3 semestr. Szedłem po wiedzę, nie po papier. Niestety wiedzy tej, poza wspomnianymi przez Ciebie podstawami (których większość już wcześniej znałem czy to z wcześniejszej edukacji czy z samodzielnego rozwijania pasji do IT), nie znalazłem. To, co uczelnie przedstawiają w swoich ofertach, zazwyczaj niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Najczęściej po pierwszym semestrze miałem na tyle dużo wiedzy o danej uczelni, aby wiedzieć, że to będzie stracony czas i pieniądze. Pracę w IT zacząłem po pierwszych przerwanych studiach i z krótkimi przerwami pracuję do dzisiaj. Zaczynałem od najniższych stanowisk. Jednym z największych oszustw uczelni wyższych jest w ogóle przyjmowanie na kierunek informatyka. Takie coś mogło być jeszcze 20-30 lat temu, ale od tamtej pory nie ma czegoś takiego jak informatyka. Są programowanie (każdy język jest w zasadzie osobną bajką), administracja sieciami, administracja systemami, administracja bazami danych, testy itd. (a to tylko ogólne zagadnienia, które dzielą się na masę specjalizacji). Do pracy w jakimś biurze, gdzie jest jeden do kilku informatyków, wystarczy umiejętność korzystania z Google (większość problemów i tak jest specyficzna dla danej firmy, więc żadna szkoła tego nie nauczy). W wielkich firmach masz wyspecjalizowane zespoły, w których wymagana jest znajomość konkretnej działki IT.

Odpowiedz
avatar OstatniWolnyNick
1 1

@Hideki: ..Jednym z największych oszustw uczelni wyższych jest w ogóle przyjmowanie na kierunek informatyka. Takie coś mogło być jeszcze 20-30 lat temu.... Na PWr był wtedy wydział Informatyki i Zarządzania, który miał właśnie kierunek Informatyka :D Kierunek ten rozbijał się na 4 specjalności bodajże po drugim roku. specjalności były całkiem sensowne, np. Inżynieria Oprogramowania czy Sieci Informatyczne. Przyznać trzeba jednak, że wspólne podstawy zawierały również solidne inżynierskie przygotowanie. Słabo styczne do informatyki praktycznej. Analiza, algebra, logika, rachunek prawdopodobieństwa, fizyka. O ile wiedza praktyczna z tych przedmiotów nie przydała mi się w życiu zawodowym, o tyle gimnastyka umysłu i sposoby rozwiązywania skomplikowanych problemów już tak. To oczywiście odczucie subiektywne i niemierzalne. @Hideki: "... ale nigdzie nie dociągnąłem dalej niż na 3 semestr..." to niefajnie, bo to wspominam jako najsłabszą część studiów. Takie ujednolicenie poziomu po szkole średniej i rozbudowa podstaw. Swoją drogą, przedmiot 'podstawy systemów komputerowych' i czytanie kawałków assemblera to niezapomniane przeżycie i do dziś nie wiem po co ;) Po wybraniu specjalności było już zupełnie inaczej. Ludzie (doktorzy i doktoranci) faktycznie uczyli tego co ich interesowało. Uczelnia (wydział?) współpracowała z największymi w branży i w ramach zajęć na wybranej specjalizacji były szanse zrobić certyfikacje, np. Microsoftu czy Cisco. Nie dla wszystkich, tylko dla ~10-20% najlepszych z danego przedmiotu. Ale sam przedmiot dawał wiedzę tożsamą z komercyjnym kursem. Także przydatne branżowo również było, aczkolwiek nie każdy absolwent to kompetentny pracownik, podobnie jak nie każdy programista musi mieć studia w tym zakresie.

Odpowiedz
avatar Hideki
0 0

@OstatniWolnyNick: Na każdych studiach, które zaczynałem, podczas pierwszego roku nawiązywałem kontakt ze studentami z kolejnych lat, żeby zorientować się, co będzie na kolejnych semestrach. Studia rzucałem nie dlatego, że pierwsze semestry były nieprzydatne, ale dlatego, że kolejne były niewiele lepsze. Uczelnia, z której najszybciej uciekłem, na kierunku "informatyka i ekonometria" dawała 80% przedmiotów ekonomicznych, 10% informatycznych i 10% innych. Program pierwszego semestru jedynego przedmiotu informatycznego: MS Word i MS Excel. Program drugiego semestru: MS PowerPoint. Bazy danych to tylko i wyłącznie MS Access na dwóch ostatnich semestrach. To dopiero był fałszywy marketing. Z kolei na innej uczelni, uważanej za jedną z najbardziej renomowanych, dużo przekazywanej wiedzy było archaicznej, szczególnie na przedmiotach dotyczących architektury sieciowej i architektury komputerowej. Na pierwsze studia szedłem bez jakiejkolwiek wiedzy specjalistycznej, więc bezkrytycznie przyjmowałem to, co uczelnia miała do zaoferowania. Na kolejne uczelnie szedłem już mając coraz większą wiedzę i doświadczenie w branży IT i z każdą kolejną uczelnią coraz bardziej widziałem, że uczelnie żyją w swoim świecie, oderwanym dość mocno od świata pracy. Szkoda czasu i pieniędzy, lepiej samemu liznąć podstawy np. SQL, programowania, basha i zobaczyć, co z tego daje największą frajdę i potem się kształcić (kursy, certyfikaty) w tym kierunku.

Odpowiedz
avatar misguided
0 2

Niestety, takie są studia. Sama miałam bardzo dużo zajęć zapychających godziny (studia graficzne a ja uczylam się filozofii i antropologii). Jednak przed wyborem studiów trzeba zdecydować co się chce dokładniej po nich robić. Jak chciałeś uczyć się programować, albo budowy komputera trzeba było iść na uczelnie techniczna. Tak samo i nie rozumiem zdania że prywatne studia są gorsze. Sama byłam na publicznych (licencjat) i prywatnych (magisterka) i lepiej wspominam studia prywatne. Więcej się nauczyłam tego czego chciałam, bo płaciłam za to, więc logiczne było dla profesorów żeby ustalić z nami jakiej wiedzy potrzebujemy. Często zdarzały się też zajęcia dodatkowe jeżeli wykraczały poza zagadnienia z jednego przedmiotu (np w czasie nauki htmla i Javy, dogadaliśmy się z profesorem aby po zajęciach uczył nas Pythona). Ale i tak i tak uważam, że przez 2 lata pracy nauczyłam się więcej niż przez 5 lat studiów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 czerwca 2020 o 11:57

avatar TakaFrancuska
5 9

Studia, szczególnie te informatyczne nie sa od tego aby zrobic z Ciebie specjaliste. One maja ci pokazac kierunek rozwoju ale to TY musisz wykazac sie checia zdobywania wiedzy. Miales podstawy programowania, wiec w twoim interesie bylo programowac wiecej aby rozwinac te sztuke. Nie da sie zrobic programisty maja 20h programwoania w semestrze. Jest to nierealne. Piekielny byles wlasciwie ty... bo zmarnowales potencjal jaki dawal ci najbardziej dochodowy kierunek na rynku pracy. I w sumie najlatwiejszy. Firmy przescigaja sie by zatrudnic programistow, administratorow itd... Oczywisice ze na studiach nie poznasz oprogramowania jakiego bedziesz uzywal w pracy. Bo najnormalniej w swiecie jest tego raz ze za duzo, dwa ze za drogo. Branza zmienia sie zbyt dynamiczne. Ale majac solidne podstawy z programowania, algorytmow, sieci czy baz danych powinienies byc w stanie dosc szybko nauczyc sie nowych technologi. Skonczylam Wyzsza Szkole Lansu i Bansu i w sumie nie narzekam. Ale nigdy nie oczekiwalam ze wyjde z tamtad naumiana. Spedzalam 16h przed komputerem sama uczac sie programowania wychodzac daleko poza program zajec. A przychodzac na pierwsze zajecia ledwo wiedzialam co to zmienna.

Odpowiedz
avatar Kaetzen
1 9

Aż się za głowę złapałam jak to czytałam. Po pierwsze studia to nie przedszkole ani nawet liceum.. W przedszkolu dzieci się bawią, a w liceum mają prawo nie wiedzieć jeszcze 'kim chcą być jak dorosną'. Oczywiście 18-20 lat to zbyt mało w wielu przypadkach aby zdecydować o całym przyszłym życiu, stąd też nietrafione kierunki studiów i ich zmiana po max roku. Prawo młodości. Ale to najczęściej dotyczy osób, które albo nie mają żadnych zainteresowań albo mają je zbyt rozległe i nie mogą się zdecydować. Ja np. na pytanie wykładowców dlaczego ktoś wybrał te studia słyszałam odpowiedzi od ludzi z grupy [cyt.] 'bo są łatwe' [koniec cyt.] żenada.. I takie jest podejście dzisiejszej młodzieży do tematu studiów, mają być łatwe i wszystkiego nauczyć... Otóż nie, clue studiowania to pogłębianie wiedzy zdobytej na konwersatoriach i wykładach, jeśli coś mnie zainteresowało to szukam książek i innych materiałów aby dowiedzieć się więcej. Niestety podstawówka kończona 'pod klucz', liceum uczone 'pod klucz' a w między czasie gimnazjum w którym uczy się zgadnijcie, 'pod klucz' sprawia, że taki student idzie na studia i oczekuje, że też będzie uczony 'pod klucz', owszem są zajęcia na których na początku semestru dostaje się zagadnienia, później szczegółowo się je omawia i na koniec jest z tego egzamin. Ale wiesz co? To nie jest informatyka. Absolutnie nie jestem techniczna, ale mam ogromną przyjemność mieć narzeczonego, który jest programistą i w życiu nie przyszłoby mi do głowy nazwać go informatykiem. Wiesz dlaczego? Bo informatyk to koleś, który 20 lat temu biegał po biurze [dzisiaj byłby office] i naprawiał drukarki. Informatykiem dzisiaj może być co najwyżej nauczyciel informatyki w szkole. Mogłabym tu jeszcze napisać długi wywód o specyfice programowania, że jest cała masa języków i nie sposób nauczyć się wszystkich itd., ale to już zostało powiedziane. Powiem natomiast jedno, w kwestii 'informatyki', ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałeś były studia. Za zaoszczędzone pieniądze wystarczyłoby kupić sobie na początek kilka książek przeczytać je, przyswoić wiedzę i działać. Piszesz, że angielski trwał 1,5 semestru i był na B1? Nie słyszałeś o kursach? Ba! studenci mają zniżkę! Moim zdaniem jesteś generalnie leniwy, niezbyt bystry i roszczeniowy.

Odpowiedz
avatar Bryanka
4 4

@Kaetzen: "Moim zdaniem jesteś generalnie leniwy, niezbyt bystry i roszczeniowy." Czyli jest przeciętnym produktem polskiego programu nauczania :D

Odpowiedz
avatar Zunrin
4 6

Tak właściwie mnie nie dziwi, że kolejna osoba stwierdza na koniec studiów, że właściwie nic kierunkowego nie potrafi i zdobyta na tych studiach "wiedza" ma się nijak do wymagań rynku. Uczelnie do perfekcji opanowały krycie się z tym plus uprawiają niezły PR czego to one nie nauczą. Doradcy zawodowi nie mają pojęcia co dają studia, czego oczekują pracodawcy i co student powinien robić sam. Gazetki z radami dla młodzieży jaką wybrać przyszłość podobnie nie ogarniają tematu publikując jakieś bezwartościowe klasyfikacje uczelni i kierunków oraz sponsorowane artykuły promujące uczelnie. A do tego jeszcze utrzymuje się tzw. kłamstwo wykształceniowe czyli przekonanie, że wyższe studia (nieważne jakie) są gwarancją pewnej pracy. A brak wiedzy o ważności pleców i układów to już taka wisienka na torcie.

Odpowiedz
avatar Vinyard
-1 1

@Zunrin: Wielu już tu napisało, że studia nie są od tego, żeby "kogoś czegoś uczyć". Studia to ma być przede wszystkim praca własna studenta, a zajęcia na uczelni mają wskazać kierunek, pomóc, wyjaśnić wątpliwości. Więc to nie żadne kłamstwa tylko mylne myślenie ludzi, że ktoś coś zrobi za nich. Niestety, żeby zarabiać dobre pieniądze trzeba przysiąść 4 litery i zapieprzać z nauką. Samo "bycie na studiach" niczego nie gwarantuje. Nie oznacza to, że studia są niepotrzebne, po prostu ich rola w rozwoju człowieka jest bardzo źle rozumiana przez społeczeństwo w dzisiejszych czasach. A czasy są takie, że wszystko jest towarem. Płacę więc mam dostać to czy tamto. Niestety ze studiami tak nie jest i być nie powinno. To nie profesor czy doktor na uczelni ma z człowieka zrobić specjalistę. To ten człowiek ma dzięki profesorowi czy doktorowi otrzymać fundamenty pod dalszy własny rozwój, przez który może (ale nie musi jeśli będzie ściemniał i się obijał) zostać tym specjalistą.

Odpowiedz
avatar kitusiek
4 6

Biorąc ostatni akapit za podsumowanie i odpowiadając na pytanie - studia są po to, żeby dać, mimo specjalizowania się w jednej dziedzinie, ogólną wiedzę na dany temat. Rolą studenta jest opanować te "podstawy" i na własną rękę doszukać rzeczy, które go interesują. Skończyłem inżynierską informatykę na politechnice i gdybym bazował tylko na wiedzy ze studiów, ciężko by mi było znaleźć pracę nawet jako osoba od podłączania drukarek w urzędzie. Po trzecim roku zacząłem pracę - po części do zaliczenia praktyk, po części dla pieniędzy i zdobycia wiedzy. Po dwóch tygodniach stwierdziłem, że nie ma sensu iść na magisterskie, bo - uwzględniając program, który w znacznej części pokrywał się z inżynierskimi - byłaby to kompletna strata czasu. W pracy przez pierwsze trzy miesiące nauczyłem się więcej niż przez 3 lata studiów, chociaż jedno trzeba podkreślić - uczelnia dała mi możliwość wypracowania sobie bardzo solidnych podstaw pod dalszą naukę.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 czerwca 2020 o 19:12

avatar konto usunięte
2 4

@kitusiek: Uczelnia właśnie po to jest - ma dać solidne podstawy pod dalszą samodzielną naukę (chociaż nie wiem jak w przypadku informatyki czy programowania się to sprawdza, bo to nie jest temat moich zainteresowań), a reszta jest już w gestii studenta czy firmy, która przyjmie takiego studenta na staż. W moim przypadku wykorzystuję w pracy - póki co - bardzo niewielki procent tego, co miałam na studiach, ale jednak mam teoretyczne podstawy do tego, żeby wejść na halę produkcyjną i wiedzieć co czym jest i jak mniej więcej działa, a to już dużo więcej niż pierwszy lepszy człowiek z ulicy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@CzaryMary: Jakiś błąd mi wyskakuje, że nie mogę edytować komentarza, więc odpowiem. Trzeba też wziąć pod uwagę, że nie da się studenta przygotować pod konkretną firmę czy stanowisko, bo w każdej firmie wszystko wygląda inaczej. Mam wykształcenie i pracę w obszarze produkcji i tutaj bardzo dobrze to widać - mam solidne podstawy, które pozwoliły mi się rozeznać w temacie i stwierdzić, co ja właściwie chcę robić. I, przede wszystkim, mam wcale nie taki mały wybór, bo z moją obecną wiedzą wiem, czego muszę się nauczyć, jeśli będę chciała przeskoczyć do firmy o innym profilu produkcyjnym niż ta, w której pracuję teraz.

Odpowiedz
avatar kitusiek
1 3

@CzaryMary: I właśnie dlatego uważam, że jeśli ktoś oczekuje, że uczelnia go wszystkiego nauczy, a pracodawcy za sam dyplom będą go całować po rękach, to taka osoba nie powinna iść na studia, bo zwyczajnie nie rozumie na czym to polega i po co to jest. Łopatą do głowy nawet w podstawówce wiedzy nie wsadzają.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
0 2

Sam zauważasz, że nawet w dwóch różnych firmach musiałeś uczyć się roboty praktycznie od zera. Taka specyfika branży - istnieje taka mnogość narzędzi i frameworków, które zmieniają się z roku na rok, że na studiach zwyczajnie nie da się tego uczyć, bo to, co miałbyć na pierwszym semestrze, na ostatnim byłoby już nieaktualne. Nie mówiąc już o tym, że nie każdemu podobałoby się ograniczanie nauki do kilku konkretnych narzędzi używanych przez 5% firm na rynku. Studia mają dać podstawę teoretyczną: zakres wiedzy z nieśmiertelnego Cormena jest wymagany chyba w każdej korpo z wyższej półki. Tak naprawdę jedyny poważnym problemem, jaki tu widzę, jest traktowanie materiału po łebkach, ale to już wina lenistwa wykładowców.

Odpowiedz
avatar Ziraelle
0 0

Moje doświadczenia są częściowo podobne a częściowo diametralnie różne. Tak, to prawda, studia jako takie nie przygotują idealnie do rynku pracy, bo i nie po to one są. Konkretne umiejętności pozwalające natychmiast podjąć pracę w wybranym zawodzie to daje szkoła zawodowa. Studia dają solidne i szerokie fundamenty, na których dopiero można budować realnie przydatne rynkowo umiejętności. Jeszcze niedawno rozwijałam karierę naukową, i o ile na studiach miałam tylko ułamek tego, co mi było w pracy potrzebne, to bez tego właśnie kluczowego ułamka nie wiedziałabym w ogóle od czego zacząć. Kiedy nagle trzeba było opanować coś nowego, to z czasem łapałam się na tym że pierwsze 10 min dokształcania polegało właśnie na sprawdzeniu starych materiałów ze studiów, żeby przypomnieć sobie z czym to się je i od czego w ogóle zacząć szukanie informacji. Z powodów osobistych zmieniłam zupełnie karierę, i to na IT właśnie. Po roku doświadczenia coraz bardziej brakuje mi właśnie tych "bezużytecznych" studiów. Brakuje mi tej łatwości w odróżnianiu informacji wartościowych od informacji powierzchownych lub zgoła błędnych czy przestarzałych, którą w poprzedniej dziedzinie dał mi uniwerek.

Odpowiedz
avatar dmm
0 0

I tak powinno być, studia mają cię tylko nakierować, pokazać wiele różnych dróg, a ty sam już powinieneś drążyć dalej to co cię interesuje. Większość programistów zaczyna pracę jeszcze przed zakończeniem studiów, a ty obudziłeś się z ręką w nocniku i wylewasz swoje żale w internecie. Ogarnij się.

Odpowiedz
avatar Vinyard
1 1

Przyznam się, że specjalnie założyłem konto, żeby skomentować tą historię... Będzie szorstko i wprost, ale, uwierz, to dla Twojego, autorze, dobra. Studia to nie kurs czy bootcamp czy jaki tam jeszcze sprytny sposób na włożenie wiedzy do głowy na siłę. Studiować znaczy mniej więcej tyle co "zgłębiać". I to Ty miałeś przez 3 lata i potem dodatkowe 2 zgłębiać tematy poruszane na zajęciach. Nie masz prawa mieć pretensji do wykładowców/uczelni/programu, że nie jesteś zaraz po studiach fachowcem pierwszej klasy. Możesz mieć pretensje wyłącznie do siebie. Chcesz mieć kwalifikacje? Chcesz być w czymś dobry? To siad na cztery litery i się uczyć. Dokładnie SIĘ uczyć. Nie siedzieć i czekać aż jakiś profesor czy doktor zrobi z Ciebie specjalistę bez żadnego wysiłku z Twojej strony. Ja też skończyłem informatykę. Stacjonarne 5-letnie studia na uniwersytecie (magisterkę broniłem prawie 15 lat temu). Teraz jestem programistą, specjalizuję się w .NET ale też parę innych rzeczy z musu liznąłem. Wiesz ile mnie z .NET "nauczyli" na uczelni? NIC! Bo wtedy rynek na to w naszym kraju był praktycznie żaden. Programowania na studiach uczyliśmy się w środowisku Borland (głównie C++, ale jak ktoś chciał się bawić w Delphi to też można było). I w tym Borlandowskim C++ pisałem pierwsze projekty. Na .NET C# namówił mnie kolega, pokazał z grubsza gdzie co jest ale bez podstaw ze studiów, bez algorytmiki, bez bzdura-programików klepanych na laborkach nic bym z tego nie wyciągnął. Metodą prób i błędów nauczyłem się wielu rzeczy a potem już pracując w zawodzie podnosiłem umiejętności natrafiając na kolejne trudności i dziwne bugi w kodzie. Piszesz, że mieliście na studiach jakieś podstawy ekonomii, zarządzania itp. Wg mnie powinieneś z tego powodu skakać z radości, bo ja przy projekcie magisterskim, który wymyśliłem sobie sam, musiałem nauczyć się (również sam) jak powinna wyglądać poprawna faktura vat, jak powinny wyglądać dokumenty magazynowe WZ, PZ, PW i wiele innych rzeczy z okolic prowadzenia działalności bo tego dotyczył projekt. Bycie programistą to nie tylko klepanie kodu. Musisz mieć dużą wiedzę ogólną z wielu dziedzin, jeśli chcesz być naprawdę dobry. Jak np. masz pisać soft dla branży motoryzacyjnej jeśli nic o niej nie wiesz? Jak masz pisać soft dla firmy logistycznej jeśli nie wiesz nic o transporcie i magazynowaniu? To wszystko to tak ogromna abstrakcja, że choćby ktoś na rzęsach stawał to nie przygotuje programu studiów, które wystarczą, żeby student po 5 latach został "specjalistą" w którymkolwiek obszarze IT. Patrząc wstecz muszę powiedzieć, że moja obecna wiedza składa się w może 20% z tego co było na studiach i 80% z tego czego nauczyłem się sam z chęci i musu. Także przestań pisać po internetach głupoty, że szkolnictwo wyższe jest piekielne bo piekielni to są studenci, którzy mają oczekiwania sto razy większe niż własny zapał.

Odpowiedz
avatar AlexLexie
0 0

Mogę porównać studia magisterskie w Londynie z translatoryki. Ja byłam po Anglistyce na PWSZ więc no średnio, ale języka nauczyłam się SAMA. Na magisterce mieliśmy tylko praktykę, tłumaczenia ustne, pisemne, używanie oprogramowania, przeróżne i potrzebne przedmioty. Gdy poszłam na pierwsze tłumaczenie ustne w sądzie, bo złożyło się tak że zaczęłam tam pracę przez agencję zaraz po egzaminach to poradziłam sobie bez problemów. Więc to Polska jednak jest....

Odpowiedz
avatar dayana
0 0

Studia to nie jest zawodówka. Dostajesz podstawy teoretyczne, żeby móc się czegoś nowego nauczyć, a reszta zależy od Ciebie. Fakt, że wiele osób dalej to dziwi, a liceum jest szkołą przygotowującą do studiów, więc chyba można byłoby tam ich temat w ogóle poruszyć.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2020 o 16:23

Udostępnij