Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję w szpitalu na oddziale onkologicznym. Pacjenci na tym oddziale są szczególnie…

Pracuję w szpitalu na oddziale onkologicznym. Pacjenci na tym oddziale są szczególnie osłabieni więc nie możemy wpuszczać na oddział osób, które nie miały wykonanego testu na COVID.

Właśnie dowiedziałam się, że lekarze mają gdzieś wszelkie nakazy i zakazy. W tym okresie lekarz wpuścił rodzinę pacjenta na oddział, który umierał, aby ta rodzina mogła go pożegnać.

Ktoś powie, że dobry lekarz, jest ludzki bo nie trzyma się mocno zasad narzuconych przez szpital, tylko kieruje się dobrem pacjenta i jego rodziny.

To prawda, tyle że kieruje się dobrem tylko jednego pacjenta. Wpuszczając na oddział osoby, które nie wie, czy nie są zarażone, naraża pozostałych chorych, którzy są osłabieni podawaną chemią czy innym leczeniem.

Ta sytuacja była zgłoszona przełożonym, ale nikt nie widział w tym nic złego, że była złamana procedura szpitalna.

szpital COVID

by ~acojatamwiem
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Etincelle
16 16

Umierający oddział. <3

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
9 9

@Etincelle: "bił żonę, z którą miał dzieci za pomocą sznurka."

Odpowiedz
avatar bloodcarver
14 20

To jest skomplikowana sprawa. Jeśli pacjent umiera to czasem jedyne co można dla niego zrobić to dać mu się pożegnać. Wirusa w Polsce oficjalnie złapało 0.6 promila populacji. nawet jeśli w praktyce dwa czy trzy razy tyle, to nadal mówimy o dziesiątych częściach procenta! Szansa na to, że ktoś z rodziny go miał, jest naprawdę nikła.

Odpowiedz
avatar 321123ramtamtam
12 14

Czasami chodzi o co wiecej niz zakazy i nakazy. Ja wiem, ze wirus, ze oslabiona odpornosc, ale tak jak ktos napisal na wirusa zachorowal jakis maly procent populacji. Wieksza jest szansa, ze ktos wniesie zwykle przeziebienie niz korone. Rodzina pewnie miala maseczki, a te podobno pomaga w nierozprzestrzenianiu sie wirusa. Moim zdaniem mieli prawo sie pozegnac. Juz i tak okropny jest fakt, ze wiele rodzin nie moze odwiedzac swoich bliskich w szpitalach i ci leza tam zupelnie sami.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 6

@321123ramtamtam: No właśnie oficjalnie to mała część PROMILA, do procenta to nawet nie jest blisko!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

@321123ramtamtam: W takim układzie procedura szpitala jest piekielna, bo skoro są nikłe szanse na zarażenie to powinni tę procedurę znieść i wprowadzić możliwość odwiedzania chorych przy konieczności zakrycia ust i nosa specjalną maseczką. Bo dlaczego jedni pacjenci mogą się widzieć z rodziną, a inni są gorsi i widzą ich tylko za szybą?

Odpowiedz
avatar Lapis
4 4

@acjatamwiem: raczej byłabym za jednolitymi zasadami. W tej chwili na porodowce mąż może być, ale już dzień później w odwiedziny przyjść nie może. Jest konkretna sytuacja to jest i pozwolenie. Podobną byłoby że każdy na łożu śmierci ma prawo, a nie ze dla jednego zrobią odstępstwo a dla następnego już nie.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
13 15

Odkąd powstały procedury jest wojna pomiędzy byciem "człowiekiem" i "człowieczeństwem" a utrzymaniem "zasad" i "porządku". Każda ze stron ma swoje argumenty i każda z nich ma swoje racje. Trudno więc powiedzieć, czy lekarz zrobił dobrze czy źle. Na pewno podjął ryzyko. Jak w komentarzach sugerują, ryzyko było nikłe. Ale wciąż niezerowe. I tak jak zasugerowali, ryzyko koronki mniejsze niż każdego innego przeziębienia. Ale tak czy siak złamał procedurę, przepis wewnętrzny szpitala, który to ryzyko sprowadzał praktycznie do zera. Pamiętam jak to lata temu urodziło mi się pierwsze dziecko. Trafiło do inkubatora. Gdy chciałem je odwiedzić, musiałem zdezyfekować sobie ręce. Na ścianie była odpowiednia instrukcja. Zastosowałem się do niej. Pielęgniarka była zdziwiona, bo mało kto czyta a jeszcze mniej osób się do niej stosuje (dezynfekcja całych dłoni, przedramienia, aż do łokci). A ja wolałem zastosować się do tego niż potem żałować, że przywlekłem dziecku coś co zrobi z niego warzywko. Niby ryzyko małe, ale skąd mam mieć pewność że nic mu nie zrobię? A dzieci na oddziale było więcej, to i "koszt" rośnie. Mi korona nie spadła z głowy. I nie chcę oceniać ani lekarza, ani tej rodziny, ani szefostwa szpitala, czy też samej procedury. Umieranie w samotności jest okropne. Ale umieranie z powodu czyjegoś błędu też nie jest dobrą opcją. Nie życzę nikomu wyboru między jednym a drugim. I mam nadzieję, że mimo złamania procedur nikomu nic się nie stało.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
3 3

@kartezjusz2009: lepiej nie da sie ujac:)

Odpowiedz
avatar Riddle
8 8

Jeżeli pacjent był rzeczywiście już umierający i miał policzone dni, to nie można by go przenieść na jakiś inny odział "otwarty"? Wtedy i może się pożegnać z rodziną, i nie trzeba ryzykować pozostałych na onkologii.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Riddle: Chyba nie ma w szpitalu oddziałów "otwartych". W takiej sytuacji można by było wypisać chorego, by umarł w domu. Jednak nie każdy ma możliwości i miejsce w domu, żeby tak zrobić. Lekarz też mógłby ubrać rodzinę w specjalne kombinezony do korony. Z tego pewnie musiałby się rozliczyć albo procedura szpitalna zabrania dawania tych kombinezonów komuś z zewnątrz, tego nie wiem.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
3 3

...oddział, który umierał?

Odpowiedz
avatar Zunrin
1 1

Pomyślmy... Art. 160 KK?

Odpowiedz
avatar Rakel
4 8

A ja jestem wdzięczna, że są jeszcze tacy lekarze. Bo ta historia mogłaby być napisana o mnie i mojej mamie. Mama zmarła na raka w czasie, kiedy wszyscy żyli jedynie koronawirusem. W szpitalu w moim mieście nie chciano nam udzielić jakiejkolwiek pomocy (a było kilka możliwości aby mamie chociaż ulżyć). Udało się zorganizować miejsce na oddziale w innym mieście, oczywiście bez możliwości odwiedzin. W dniu w którym stan mamy się pogorszył, lekarz sam mnie o tym poinformował telefonicznie. I pozwolił na 15 minutowe odwiedziny jeden osoby. Ubrałam się w strój zabezpieczający i mogłam pożegnać się z mamą. I będę lekarzowi za te kilka minut wdzięczna do końca życia. Mam nadzieję, że jest więcej lekarzy, którzy pomimo procedur widzą w tym wszystkim jeszcze człowieka. Dla Ciebie to może być głupie 15 minut, ale życzę Ci abyś nigdy nie musiała się przekonać jak wiele może ono znaczyć.

Odpowiedz
avatar Kaleb
2 2

Komentarze są takie, a nie inne. Gdyby na tym oddziale wykryto covid i zamknięto oddział, byłyby jeszcze inne. Tu nie chodzi o koronawirusa, czasami w swoim życiu trzeba podejmować mało etyczne decyzje: jedna osoba czy pięćdziesiąt? pięćdziesiąt czy milion? Nikomu nie życzę, żeby kiedykolwiek stanął przed takim wyborem. Gdyby dwadzieścia osób z tego oddziału umarło na koronawirusa, ponieważ nie zostały zachowane procedury, ludzie byliby zszokowani nieodpowiedzialnością lekarza, a przy tak osłabionych ludziach jak Ci pacjencji, gdyby wirus dostał się na oddział skutek byłby porażający.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2020 o 11:22

avatar Ichigo1221
0 0

Zgadzam się z innymi komentującymi, że na covid zachorował mały % ludzi i zarażenie pacjentów przez rodzinę jest niemal niemożliwe. Ale, pomijając już konkretne choroby, czy nie da się na oddziale urządzić miejsca, gdzie można by wpuszczać ludzi z zewnątrz? Pomieszczenia, gdzie pacjent wchodzi/wjeżdża i mogą z nim być bliscy, bez wchodzenia wgłąb oddziału? Nawet umieszczanie najcięższych przypadków przy wejściu na oddział mogłoby w jakimś stopniu pomóc. Ps. nie znam się, więc możliwe, że nie da się tego załatwić, albo byłoby to bez sensu- jedynie proponuję, bo wydaje mi się to dobrym rozwiązaniem.

Odpowiedz
Udostępnij