Dawno, dawno temu, kiedy dzieci jeszcze chodziły do szkoły...
No dobra, kilka miesięcy temu Młoda tuż po wyjściu ze szkoły zadzwoniła do mnie z płaczem. Z nieskładnej opowieści, gęsto przerywanej pochlipywaniem wywnioskowałam, że na WF-ie zdarzył się wypadek i teraz bardzo ją boli ręka. No cóż, zanim dojechała do domu, zdążyłam już zadzwonić do poradni (chciałam umówić ją do lekarza), gdzie uzyskałam informację, że z czymś takim to od razu do Poradni Chirurgicznej, bo roentgen jest tutaj niezbędny.
Młoda wróciła ze szkoły, więc pojechałyśmy, a ja wysłuchałam całej historii tego nieszczęsnego wypadku. Otóż na WF-ie grali w piłkę, a raczej bardziej wygłupiali się w pogoni za piłką, Młoda biegła, ktoś ją podciął, przewróciła się, ktoś jeszcze się przewrócił na nią, obok przebiegał chłopiec, który w tym całym zamieszaniu nadepnął jej na rękę - nie miała jak jej cofnąć, mimo, że go widziała. Ręka (dłoń) spuchnięta i obolała, a rozpacz Młodej miała swoje źródło nie tyle w bólu, co w fakcie, że: "ale ja mam dzisiaj trening!!!". No nie, kochanie, nie masz dzisiaj żadnego treningu, a z następnymi to zobaczymy, co będzie...
Teraz piszę o tym już bez emocji, ale wtedy naprawdę byłam przejęta i zdenerwowana, dlatego też ledwie zarejestrowałam fakt, że Młoda dała mi jakieś druczki z informacją: "To ze szkoły, jak będziemy u lekarza, to ma to wypełnić". Wcisnęłam świstki do torebki (mam tam taki specjalny zeszyt na przechowywanie "papierków"), siedząc potem w poczekalni przejrzałam je pobieżnie. Aha, zwolnienie ze szkoły i zwolnienie z części lub całości zajęć WF-u. Dobra, zobaczymy co wykaże prześwietlenie i co powie lekarz.
Po odczekaniu w kolejce wyszłyśmy z Poradni Chirurgicznej w dobrych humorach - Młoda ma chyba kości ze stali, bo to nie pierwszy przypadek, kiedy powinna mieć coś złamane albo pęknięte (jednego z tych wydarzeń byłam świadkiem, jako pięciolatka wsadziła palce między drzwi i futrynę i zamknęła te drzwi...), ale jak zwykle - kości całe, nie naruszone, po prostu silne stłuczenie, okładać Altacetem. Jedyny minus tej sytuacji - tego dnia nie poszła na trening.
Tak, wiem, wszyscy się zastanawiają gdzie tutaj piekielność? Ano już mówię - otóż w tych nieszczęsnych druczkach ze szkoły. Dzisiaj właśnie robiłam gruntowne porządki w torebce i dopiero teraz je dokładnie przestudiowałam. Jeden był zwolnieniem ze szkoły na skutek odniesionej kontuzji, drugi zwolnieniem z zajęć WF-u. Oba zawierały sformułowanie (cytuję): "...na skutek wypadku, do którego doszło POZA TERENEM SZKOŁY" (podkreślenie Caps Lockiem moje).
No nie. Do jasnej cholery, nie! Bo nie dość, że na terenie szkoły, to jeszcze w dodatku na lekcji, pod opieką nauczyciela! Żeby nie było niejasności - nie mam pretensji o sam wypadek. To są dzieci i to był WF, przedmiot raczej mocno osadzony w aktywności fizycznej i na pewno nie wyobrażam sobie, że np. dzieci stoją w kółeczku i grzecznie rzucają do siebie piłką... "Dobry" WF to taki, gdzie dzieciaki m.in. wariują, szaleją, zmęczą się i ja rozumiem, że jakiś drobny wypadek może się zdarzyć. Ale wciskanie zestresowanemu rodzicowi druczku, że do wypadku doszło "poza terenem szkoły" uważam po prostu za chamstwo. Albo cwaniactwo - bo może nie zauważy, da do wypisania lekarzowi i już mamy problem z głowy.
Najbardziej wkurza mnie to, że teraz już nic z tym nie mogę zrobić. Żaden z tych druczków nie był mi potrzebny, ani zwolnienie ze szkoły, ani zwolnienie z WF-u, a teraz, po takim czasie, dochodzenie tego, dlaczego dostałam świstki o takim, anie innym brzmieniu, byłoby po prostu niepoważne.
P.S. Dopuszczałam opcję, że była to po prostu pomyłka, ale druczki były dwa - jeden dał jej pan od WF-u, drugi wychowawczyni. Jedna osoba mogła się pomylić, ale dwie?
szkoła
Hmm, może kwestia ubezpieczenia? Tego takiego, co to się grupowo płaci w szkole często i w razie tego typu przypadków się dostaje kasę? To oczywiście tylko teoretyzowanie, takie coś mi jednak przychodzi do głowy – kasa wypłacana zgodnie z OWU „wynegocjowanym” przez szkołę tylko za wypadki na terenie szkoły, przy okazji z odpowiednią zniżką, jeśli się „zapewni” jak najmniej tych wypadków na terenie szkoły...
Odpowiedz@ampH: Też mi przyszło do głowy, że może mieć to związek z ubezpieczeniem.
OdpowiedzZnam te druczki. To krycie D.. Y bo można pociągnąć szkołę do odpowiedzialności. Wyobraźcie sobie dziecko jest pobite w szkole i macie taki druk. Oni są czyści bo oświadczy liście że zdarzenie miało miejsce poza szkołą
OdpowiedzJa bym nie odpuścił. Przecież to JAWNE poświadczenie nieprawdy czyli KŁAMSTWO. Tępić takie procedury I robić dym.
Odpowiedz@Tolek: jeden problem: papier przyjmie wszystko, ale niepodpisany nie ma żadnej mocy. Taka praktyka jest więc naganna, ale nie ma na to paragrafu. Nagłośnienie sprawy i każdy rodzic, którego dzieć sobie zrobi kuku w razie "w" do kuratorium, że szkoła nie upilnowała i umywa ręce dopiero faktycznie może coś im zrobić.
Odpowiedz@Trepan: Skargi do kuratorium pisac mozna, przeciez to proba oszustwa i niewazne, ze minely 2-3 miesiace skladanie falszywych oswiadczen jest karalne, proba ich wymuszenia tez
OdpowiedzNiech się Młoda ponownie przewróci, pojęczy, pochlipie, druczki zgarnie; w domu ozdrowienie cudowne, a Ty masz sprawę odświeżoną. I dwa razy więcej dowodów na to, że o pomyłce na pewno mowy być nie może. ;)
Odpowiedz@Etincelle: Pewnie, oszustwo, tym razem nawet nie poparte wizytą u lekarza, to taki genialny plan... Tak jak napisał wyżej Tolek - ja bym nie odpuściła, wspomnij o tym choćby na zebraniu rodziców, jak już sprawy wrócą do normy. Albo kiedy pojawi się kwestia kolejnej składki na ubezpieczenie.
Odpowiedz@jass: oszustwo? :( A na filmach nazywają to prowokacją...
Odpowiedz@Etincelle: Taa, a potem sprawa wyjdzie na jaw i Autorka przez kolejne lata nauki córki w szkole będzie i przez nauczycieli i przez innych rodziców uważana za oszustkę, no szalenie nęcąca perspektywa.
OdpowiedzCo z tym zrobilas? Jak przebiegla rozmowa z dyrekcja w tej sprawie? ZLozylas skarge do kuratorium ze zdjeciem papierkow? Zrobilas cokolwiek?
Odpowiedz