Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Muszę się wygadać, bo szlag mnie trafia. Jestem osobą, która ma tak…

Muszę się wygadać, bo szlag mnie trafia.

Jestem osobą, która ma tak głupie szczęście, że mimo, że niezbyt dbam o zdrowie, to mam je końskie. Lekarzy nie tyle nie lubię, co chodzę, tylko jeśli uważam to za absolutnie niezbędne i staram się we wszelkiego rodzaju gabinetach lekarskich spędzać jak najmniej czasu.
Gdy pojawiły się dzieci z racji ciąż i wizyt pediatrycznych zaczęłam nieco częściej pojawiać się w przychodni. No i zauważam jedną rzecz, która niesamowicie mnie wk... denerwuje. Wszyscy mówią, że babcie osiedlowe obsiadają przychodnie dla rozrywki. Natomiast kompletnie nie rozumiem, dlaczego ludzie w kwiecie wieku mają potrzebę mieleć jęzorem u lekarza. Wyjaśniam. Na początek ginekolog.

Obydwie ciąże przeszłam śpiewająco i naprawdę współczuję paniom, które znosiły je gorzej. U mojego gina standardem było wchodzenie do gabinetu 2 godziny po terminie wizyty. Fakt, miał dużo pacjentek, ale za każdym razem byłam świadkiem takiej samej sytuacji. Otóż gabinet gina podzielony jest na dwie części - biuro i dalej gabinet do badań. W gabinecie świetnie słychać co dzieje się w biurze. Często zdarzało się, że lekarz kazał mi już iść do gabinetu i "się rozkładać", a z poprzednią pacjentką rozmawiał jeszcze w biurze. I tak se słucham... jedna opowiada, że mąż jej nie chciał przywieźć i przyjechała autobusem. Inna, że starsze dziecko kiepsko je i się martwi. Trzecia opowiada jak to siostra miała bliźniaki i wyszło dopiero przy porodzie... I żeby było jasne, ja nie mówię, o tym, że kobitki poruszyły te kwestie podczas pożegnalnego small talku z lekarzem, nie. One nadawały bite 10-15 min o jakichś pierdołach. Raz jedna, gdy zniecierpliwiony lekarz już ją wyprosił z gabinetu, jeszcze pod gabinetem dokańczała historię, jak to koleżanka siostry matki jej kolegi urodziła ośmioraczki, ale niestety siedmioro z nich zmarło, więc zostały tylko trzy. Coś w ten deseń. A ja siedzę i czekam, i zaraz się posikam, i zdechnę z głodu, ale czekam, bo pani nie ma komu się wygadać, to gada lekarzowi.

Po drugie pediatra. Wiadomo, z dzieciakami chodzimy na bilanse, szczepienia, okazjonalnie z jakimiś dolegliwościami. Lekarza mam fantastycznego, panie pielęgniarki to już różnie. Pediatria podzielona jest na kilka pomieszczeń, standardowo najpierw poczekalnia, potem gabinet, gdzie najpierw pielęgniarka wszystko przygotowuje, robi wywiad z rodzicem, uzupełnia dokumentację. Gabinetów jest kilka i lekarz krąży między nimi. Oczywiście tu też świetnie słychać, co się dzieje za ścianą. Przykładowa sytuacja stosunkowo niedawno. Poszłam z dzieciakiem na bilans, mały rozłożony już rozebrany do pieluchy, pielęgniarka uzupełnia dokumentację, mierzy, waży. Słyszę obok w pokoju rozmowę typu:

- ...no i u tej mojej kuzynki w rodzinie okazało się, że dziadek jej męża miał raka. Czy moje dziecko też będzie miało raka?
- (wyjaśnienie lekarza dlaczego jest to tak durne pytanie, że aż ciężko odpowiedzieć).
- Ale na pewno nie będzie miał?
- No wie pani, za choroby nowotworowe są odpowiedzialne nie tylko predyspozycje genetyczne...
- Aha... a jak to jest na przykład jakby chciał zostać weganinem, pozwolić mu?
- Proszę pani, to omówimy może za 15 lat, jak mu takie pomysły zaczną przychodzić do głowy.

A baba gada dalej i dalej, i dalej. Moje dziecię leży rozebrane, pogodny jest, więc dramatu nie ma, ale ileż można leżeć? Zaczął się krzywić i popłakiwać, pielęgniarka uchyliła drzwi do drugiego gabinetu i woła lekarza, zwracając uwagę, że inny pacjent czeka już niecierpliwie. Na co babol:

- A to ja pójdę już, bo widzę, że tam obok się panu jakaś beksa trafiła!

Oż ty pindo...

Innym razem u tego samego lekarza, gdy pierwsze dziecko miałam jeszcze w wieku pieluchowym, czekałam na szczepienie. Tym razem odwrócona kolejność, lekarz obejrzał i kazał czekać, aż przyjdzie pielęgniarka nakłuć małą. Pielęgniarka w pomieszczeniu obok nadaje z inną mamą pacjenta, o tym, że świat schodzi na psy, bo koleżanka tej pacjentki, została sama z dzieckiem, bo mąż ją zdradził z jakąś dzi... ewczyną z pracy. A my, czekamy i czekamy. W końcu nie wytrzymałam, weszłam do pokoju obok zwrócić pani uwagę, że chyba jest w pracy, a nie na plotach. Zastałam ją pod oknem z założonymi rękami, pani mama pacjenta siedzi sobie na krześle ze śpiącym dzieckiem na rękach i kawusią na stoliku. Pielęgniarka obruszyła się, że co ja sobie wpadam tu jak do obory, tu trwa badanie!!!

A dziś znajoma, którą spotkałam na spacerze opowiada mi, jak to strasznie cierpi, bo teraz do przychodzi wpuszczają pojedynczo i pilnują czasu wizyt, a ona tak sobie lubiła z panią doktor pogadać!

Także moi drodzy pamiętajcie, kolejki do lekarza to nie tylko przez moherki znudzone życiem i pamiętajcie, że ściany w przychodniach potrafią być bardzo cienkie, więc zastanówcie się czy warto bez sensu paplać o swoich prywatnych sprawach, gdy od tabunu obcych ludzi dzielą was tylko drzwi.

lekarz

by ~nietwojasprawa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar brathansaklossa
6 10

Mleć. Ewentualnie mielić. I tak że. "Także" - oznacza to samo co "również". To ja przepraszam.

Odpowiedz
avatar googlewhack
16 16

To nie tylko w przychodniach. Tak jest WSZĘDZIE. Pracuję w sklepie. Oprócz standardowej obsługi klienta odbieram również telefony. I jedni i drudzy nie potrafią przejść do sedna, chociaż zdecydowanie częściej zdarza się to przez telefon. Mam w dupie twoje problemy życiowe, mam w dupie ile masz lat, mam w dupie czy u ciebie pada czy nie-ZAPYTAJ, OTRZYMAJ ODPOWIEDŹ,PODZIĘKUJ I SIĘ KURNA ROZŁĄCZ. To takie trudne?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

Pracuję w rejestracji w przychodni. To, o czym piszesz jest istną plagą. Pacjenci potrafią gadać bzdury dopóki człowiek nie zacznie być dla nich po prostu nieuprzejmym, niestety. Są pacjenci trzymający się kurczowo jednego lekarza przez kilka lat i nie byłoby to niczym dziwnym, gdyby nie to, że powodem przywiązania jest to, czy z danym lekarzem można sobie poplotkować czy nie. Przykładowo jest u nas świetna gastrolog: bardzo dobra lekarka, powołanie do zawodu, ogromne doświadczenie, pacjenci leczeni sprawnie, naprawdę super specjalistka. Ale kolejek do niej nie ma aż tak dużych jak do drugiego gastrologa, który (w odróżnieniu od powyższej) jest miejscowy od urodzenia, zna wszystkich w mieście, bo i podstawówkę i dalszą edukację poza studiami odbywał w naszym mieście, z miejscową się ożenił itd. A poza tym lubi o ludziach pogadać: kto umarł, komu się dziecko urodziło, kto z kim kogo zdradza... Pacjenci w jego gabinecie potrafią siedzieć godzinę lub niejednokrotnie dłużej, z gabinetu często dochodzą gromkie śmiechy. I wyjdzie taki gaduła od niego, leci do recepcji zapisać się na kolejną wizytę i "tylko do pana doktora X bo on to taki cudowny specjalista!"

Odpowiedz
avatar sanuspg
7 7

@elfia_luczniczka: tak sobie myślę, że ten lekarz strzela sobie w stopę, bo przez to dłużej siedzi w pracy. Ale skoro lubi - chcącemu nie dzieje się krzywda.

Odpowiedz
avatar annabel
1 7

@elfia_luczniczka nie jest to przyjemne, kiedy sie nie dotrzymuje terminow i ludzie czekaja. Ani profesjonalne. Natomiast ludzie sa połączeniem ciała i psychiki. Często się boją, czują się samotni, potrzebują porozmawiać. Dobre samopoczucie oraz pogoda ducha pomaga w leczeniu rowniez ciała. Kiedy ma lekarz czas wysłuchać pacjenta, ten mu bardziej ufa i słucha go. Doktor jest rowniez w pewnym sensie psychologiem. Niestety system, w którym lekarz ma na obejrzenie pacjenta 5 min i potem musi 10 min wypełniać papierologie nie daje przestrzeń na rozmowe. No i wtedy to wygląda tak, jak to wygląda.

Odpowiedz
avatar lusia19900
0 4

@annabel od takich rozmów z pacjentami są psychologowie i psychoterapeuci

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

A rozmowy telefoniczne z pacjentami wyglądają najczęściej tak: a bo mój mąż 7 lat temu leżał w szpitalu X i tam wtedy ordynatorem to był pan Y i on to mężowi dał takie leki, że mężowi stało się coś tam, bo to w ogóle zły lek był w jego przypadku, więc mąż wylądował znowu w szpitalu, ale już innym i tam była taka fajna pani doktor i ona to zaleciła leki takie i takie i po nich dopiero było dobrze,ale ona jest teraz na urlopie, bo podobno jej matka zmarła i niewiadomo kiedy wróci, a mężowi się leki kończą i u państwa może byśmy się zapisali do jakiegokolwiek kardiologa po receptę, bo leczenie to dopiero jak tamta pani doktor wróci, ale to niewiadomo kiedy, bo pani rozumie, matkę stracić to pozbierać się musi... No bo po receptę to do obojętnie którego lekarza, mąż powie jakie leki bierze, dokumentację przywiezie.. A można by było: dzień dobry, poproszę o zapis do dowolnego kardiologa w przyszłym tygodniu, jednorazowa wizyta to będzie. Po 10 takiej rozmowie każda recepcjonistka zaczyna upominać względnie uprzejmie: rozumiem, rozumiem, ale do rzeczy w czym mogę pomóc? I nam się obrywa, bo niemiłe pipy jesteśmy, a do przychodni to się dodzwonić nie da. Masakra.

Odpowiedz
avatar sanuspg
1 5

@elfia_luczniczka: Współczuję.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
3 3

@elfia_luczniczka: Też mnie to niesamowicie wkurza. Choć ja to najczęściej widzę w aptece. Stoją tacy i albo nawijają o jakichś bzdurach albo wypytują o każdy lek po to by i tak go nie kupić. Szlag mnie kiedyś trafił jak przyszłam po jedną rzecz i stałam dobre 20 minut bo babka przede mną musiała się nagadać. Farmaceutka z kilka razy usiłowała zakończyć rozmowę i przejść do rzeczy, ale baba uparta. Dopiero jak do niej rzuciłam, że to nie kawiarnia tylko apteka to się oburzyła, ale w końcu poszła. Fajnie jest czasem pogadać z ludźmi "po drugiej stronie", ale no kurde... nie jak jest kolejka i mają dużo roboty...

Odpowiedz
avatar szafa
1 7

Minusy prywatnych wizyt. Lekarz się zastanowi zwykle dwa razy zanim wyprosi kogoś, kto mu zostawia stówkę czy dwie za wizytę.

Odpowiedz
avatar Lapis
4 4

@szafa: z drugiej strony jak załapie pół godziny albo godzinkę opóźnienia to pacjenci czekający pod drzwiami którzy się właśnie spóźnili do pracy, albo i nie, ale po prostu są wkurzeni mogą nie wrócić. Generalnie gorszy syf jest jednak na NFZ. Przynajmniej tam gdzie ja trafiam.

Odpowiedz
avatar sanuspg
5 5

Między innymi za to cenię moją lekarkę rodzinną. Nie dość, że ma znakomitą wiedzę, to jeszcze na wizycie od razu przechodzi do rzeczy, nie oczekuje żadnych pogaduszek, jak trzeba, to je ucina i jest przy tym naprawdę uprzejma i życzliwa. Walą do niej tabuny pacjentów, u drugiej lekarki pustki.

Odpowiedz
avatar NeMi
4 6

Dla mnie piekielne jest to, że wszystko słychać przez ścianę. Jeśli ktoś przyjdzie do lekarza nie na pogaduszki, ale opisać swoje schorzenie (a np. u ginekologa może to być "wstydliwa" sprawa) to też usłyszą inni...

Odpowiedz
avatar lusia19900
-2 2

@NeMi A może po prostu tamci pacjenci gadają tak głośno.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
6 6

Dlatego powinni wprowadzić częściową odpłatność w służbie zdrowia. Jakby było trzeba płacić 10 złotych od wizyty to skończyłoby się przychodzenie na ploty...

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

@KwarcPL: a i nie byloby pustych wizyt, bo sobie dekiel nie przyjdzie, nie odwola i nikt z kolejki nie skorzysta na tej "dziurze" w grafiku ba na zapisy powinna byc kaucja, nawet symboliczne 5 zl by dzialalo

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

bosz, tez nie to wkurza... albo w aptece... "bo wie pani to jest dla wnuczka,a moj wnuczek to taki ladny chlopiec, grzeczny i dobrze sie uczy"- i dalej w ten desen nosz kurde, ani rezty kolejki, ani farmaceuty to nie obchodzi, nie zajmuj babo kolejki smutno mi, ze ludzie nie maja sie komu wygadac, ale od takich pogaduszek to sa sasiadki, osoby w ich wieku, nie wiem kluby emeryta, kolezanki z kosciola, cokolwiek, a nie obce osoby swiadczace uslugi ale zawsze jak reaguje, to jest wrzask

Odpowiedz
Udostępnij