Nienawidzę żebractwa.
Nie żebractwa typu osiedlowy menel żebrający o 2 złote, bo to akurat zupełnie inna bajka, a dorośli,pracujący ludzie.
Od dziecka mama uczyła mnie odkładania pieniędzy. Chciałam uzbierać na wymarzone, buty? Kieszonkowe, kasa z urodzin, przypadkowe drobniaki lądowały w skarbonce. Zbierałam je tak długo,aż miałam pełną kwotę.
Podobnie robię w dorosłym życiu (chociaż kieszonkowe zamieniło się na wypłatę), bo nie ma nic za darmo. I nie oczekuję od nikogo,że jak nie mam pełnej kwoty na dany produkt to ktoś machnie ręką i powie "Masz Pani, za darmo".
To chyba logiczne,że jeśli na coś cię nie stać to tego nie kupujesz? (Mówię tu tylko o kupowaniu czegoś płacąc kartą/gotówką)
TO DLACZEGO DO JASNEJ CHOLERY DZIEŃ W DZIEŃ PRZYNAJMNIEJ 10 OSÓB PRÓBUJE SIĘ ZE MNĄ TARGOWAĆ?
Pracuję w sklepie, w którym mamy coś takiego jak karta stałego klienta, którą założyć możemy od progu 500 zł (wydanych na raz). Karta daje nam przede wszystkim rabat. Wszystko co nie łapie się na próg rabatowane nie będzie.
"Pani opuści 50 zł, nikt się nie dowie",
"Dorzuci pani tam jeszcze coś fajnego i może wezmę".
Przepraszam bardzo, ale ja nie idę do sklepu rtv agd i jeśli mnie nie stać na telewizor to nie proponuję sprzedawcy worka gruzu i dywanu w zamian za telewizor.
Odpowiedź odmowną ludzie przyjmują różnie. Niewielka część kiwa głową i mówi "trudno" jednocześnie będąc już naburmuszonym.
Kolejni marnują mój czas na przepychanki typu "dam 100"( rzecz NOWA kosztuje 250) przez pół godziny.
I ostatnio mój ulubieniec.
Kupował buty, koszt 399 zł.
[Piekielny]: Opuści pani taką stówkę? Ciężkie czasy są...
[Ja]: Niestety, nie. Rabat otrzymuje się dopiero przy założeniu karty stałego klienta, na rachunek na ponad 500 zł.
Piekielny prycha niezadowolony, zrobił się czerwony ze złości, rzucał, a to pudełkiem, a to portfelem, a to siatką.
Znika po chwili i rzuca we mnie rękawicą.
[P]: Teraz jest ponad 500.
Po pierwsze ludzie,jak się zachować nie potraficie,to zamknijcie się w piwnicy u mamusi, a nie wychodzicie w miejsca publiczne.
Po drugie - rozumiem, że ciężkie czasy, tylko ten głąb ma tak? Kupujący buty za 4 stówy? (Notabene buty, które jeśli cię nie stać, to nie musisz kupować, bo nie są do chodzenia i można się z tym wstrzymać). Ja, dokładając od siebie stówę z mojej wypłaty do jego butów już nie miałabym ciężkiej sytuacji?
Po trzecie - ja nie mam absolutnie nikomu za złe, że pyta się o rabat. Tylko właśnie, zapyta i po uzyskaniu informacji przyjmuje ją do wiadomości, a nie żebra jak żul pod sklepem monopolowym!
Sklep
Zgadzam się. Sama nigdy nie byłam dobra targowaniu się i o ile są miejsca, gdzie jest to ok (ogłoszenia w internecie, bazar) to żądanie 25% rabatu z d... To żenada, a po drugię żądanie go od szeregowego pracownika i reagowanie agresją na odmowę to żenada na maksa. W pracy kelnerki zawsze musiałam się powstrzymywać od uszczypliwych komentarzy, gdy klient, który właśnie zjadł z rodziną kolację za 300€ pytał ze zdziwieniem, dlaczego doliczyłam do rachunku kawę. No nie wiem, bo ją zamówiliście? Rabaty i prezenciki do zamówienia to zawsze dobra wola sklepu/lokalu, a nie świete prawo klienta.
Odpowiedz@digi51: 30% rabatu zamiast "dzień dobry", to normalka. Choć nic nie przebije kolesia, który rzecz za ok 20PLN chciał dać 5PLN. I jeszcze twierdził, że na tym zarobimy. Problem w tym, że praktyka wielkich sieci i ich rabatów, zwrotów bez uzasadnionej przyczyny itp, wytworzył szalenie roszczeniową grupę klientów, która uważa że "im się należy"
OdpowiedzW mojej branży teraz zdarzają się rzadko osoby targujące się ale kiedyś było to nagminne. Np firanka z tych wypasionych,ok 40 zł za metr. Pan spoglada na cenę komentuje że gdzieś tam taka sama kosztuje 60 zł.Pani mi da 10 m i rabacik i oczywiście fakturę żeby sobie w koszta wrzucić.Noż kurka wodna. Prowadzi działalność,wie jakie są realia,kupuje taniej i jeszcze płacze. Teraz na takie teksty mówię spokojnie że ZUS ani Skarbówka nie daje mi rabatów.A to co myślę głośno już nie mówię. Idę do sklepu,chcę coś kupic to kupuję a nie z siebie idiotkę robię.
OdpowiedzA moze zapytaj takiego delikwenta, czy mu się nie wstyd targować, to nie pietruszka u działkowca. Poza tym, moze informuj, ze to nie Twój biznes i po rabaty trzeba zgłaszać się do właściciela. Co za ludzie.....
OdpowiedzKombinatorzy żałośni, owszem. Ale najbardziej piekielna rzecz w historii to i tak buty "bo nie są do chodzenia". No przecież oczywiste, kto by tego oczekiwał? Cudne. W następnym odcinku: farba, która nie jest do malowania, mydło, które nie jest do mycia, i pomidory, które nie są do jedzenia :-D
Odpowiedz@aegerita Bo niektóre buty nie służą do chodzenia? A na przykład do jazdy? I tylko do jazdy? W butach np rowerowych w teorii możesz się przejść,ale ryzykujesz zniszczeniem tego "systemu wpinania" w pedały od roweru?
Odpowiedz@aegerita: A może to buty do tańca? W takich się nie chodzi na co dzień, a 400 złotych za dobre buty do tańca to w sumie nie jest wygórowana cena.
Odpowiedz@aegerita: Ja mam co najmniej jedną parę butów, które tylko w teorii są do chodzenia. Wzięłam, bo ładne i nadają się akurat do tego, aby dotuptać do samochodu i potem z niego do restauracji/teatru/itp. No więc nie, nie każde buty są do chodzenia (pomijając wspomniane już wyjątki).
Odpowiedz@aegerita: są mydła typowo dekoracyjne, są buty, które mają tylko dobrze wyglądać i powodzenia w noszeniu ich na codzień.
Odpowiedz@aegerita: do jazdy na rowerze, do tańca, do wspinaczki, do nart, jest masa butów, które nie służą do chodzenia i to aż dziwne, że trzeba to tłumaczyć
Odpowiedz@pinslip: a w co najmniej połowie z nich nie da się chodzić, choćby nie wiem jak człowiek bardzo chciał. Parędziesiąt metrów zrobi i albo coś uszkodzi w samych butach, albo zacznie go wszystko boleć (ja tak mam ze swoimi butami do ciężarów, genialne do ćwiczeń, stabilizacja nieziemska, ale ze względu na profil nie da się w nich chodzić na dłuższą metę, bo stopy zaczynają boleć). @aegerita chyba się dopiero obudziła w prawdziwym świecie. :)
OdpowiedzTaki klasyk - Rabat jest stolicą Maroka. Apropo żebractwa - teraz będzie ostatni tydzień na złożenie w przedłużonym terminie PITa. Teraz to dopiero będzie pokaz żebrania.
OdpowiedzPodejście kompletnie bez sensu. Targowanie się nie jest żadnym żebractwem, a negocjowaniem umowy. Za to żebractwo w wykonaniu meneli, których tak szanujesz, to jest prawdziwa patologia.
Odpowiedz@Jorn: Targować się możesz z właścicielem lub usługodawcą. Zwykły pracownik, rzadko kiedy, ma możliwość rabatu, a jeżeli jest, to z góry o niej powie. Natomiast strzelanie focha, z tego powodu, że się nie dostało, jest zwykłym buractwem.
Odpowiedz@Jorn: no wlasnie niekoniecznie, to glownie zenujace zwlaszcza w sklepie, gdzie sa ustalone ceny, albo w aukcji z kup teraz... ciekawe, ze w biedrze o cene bulek sie nie kloca...
Odpowiedz"Żebra" to mamy w klatce piersiowej, zaś żebrak ŻEBRZE. W związku z tym nie ma słowa "żebrają" jest ŻEBRZĄ. Dlaczego ludzie ignorują czerwone podkreślenia korekty?
OdpowiedzMnie zastanawia jedna rzeczy dlaczego niby uważasz, że skoro ktoś się targuje to znaczy, że nie stać go na tą rzecz? Człowiek targuje się nie dlatego, że jest biedny tylko bo uwaga szok CHCE MNIEJ ZAPŁACIĆ ważne jest tylko aby robić to z głową ale w samym fakcie pytania o rabat nie widzę nic piekielnego.
Odpowiedz@urbankrwio: Autorka też nie. Co innego awanturowanie się i fochy w przypadku odmowy.
Odpowiedz@fursik: No nie bardzo skoro zaczyna od razu od "Nienawidzę żebractwa." czy rzuca tekstami w stylu "To chyba logiczne,że jeśli na coś cię nie stać to tego nie kupujesz?", "Przepraszam bardzo, ale ja nie idę do sklepu rtv agd i jeśli mnie nie stać(...)" pogarda aż wylewa się z tego tekstu bo z jakiegoś mi niewiadomego powodu autorka ubzdurała sobie, że jak ktoś się targuje to biedak i prostak którego nie stać na jej luksusowe towary...
OdpowiedzPrzepraszam, ale co? Jak można targować się w sprzedaży detalicznej? Rozumiem na bazarku, gdzie masz do czynienia z właścicielem pietruszki, ale w sklepie? Przecież to nie Twoje buty, nie Tobie decydować za ile mogą pójść...
Odpowiedz@KwarcPL: Z tego co pamiętam prawo polskie daje nam możliwość negocjacji cen wszystkich produktów z wyłączeniem farmaceutyków i biletów komunikacji miejskiej. To czy coś ugrasz w sklepie zależy przede wszystkim od polityki sklepu, statusu pracownika z którym rozmawiasz (kierownik/właściciel może więcej) i dobrego pomysłu na negocjacje. Jak wbijesz z ulicy pierwszy raz do sklepu i zaczniesz targować się o cenę jednej pary butów to nic raczej nie ugrasz.
OdpowiedzJedyne co jest piekielne w tej historii, to jest brak zrozumienia wśród klientów, że to nie Ty, jako sprzedawca, ustalasz ceny, zasady promocji, rabatów, czy na o ile możesz zejść z ceny, jeżeli klient grzecznie poprosi lub zrobi duże zakupy, tylko właściciel sklepu lub centrala sieci. W samym targowaniu nie widzę nic złego, a wręcz czasami uważam za normalne, po prostu forma negocjacji warunków, nie tylko przy niektórych zakupach.
OdpowiedzFerdek Kiepski mawiał - "ludzie kupią wszystko, nawet gówno w papierku, byleby było na promocji". Cholibka, miał rację.
OdpowiedzA mnie zastanawia jak w komentarzach przewija się stwierdzenie "to nie jest sprzedawca pietruszki na bazarku". Mój tata ma własne gospodarstwo rolnicze i to co wyprodukował sprzedaje na lokalnym bazarze. Podziwiam go za cierpliwość w odpowiadaniu ludziom, którzy kupują kilogram pietruszki i za tak "dużą" ilość chcą rabat. 50 gr, złotówka... Gdyby tak zebrać wszystkich którzy proszą o upust to musiałby oddać wszystkie produkty półdarmo. Co najlepsze, zazwyczaj Ci najlepiej ubrani i podjeżdżający najnowszymi samochodami wykłócają się o każdy grosik. Trochę żenujące...
Odpowiedz@lenka: No sama widzisz w takim razie, że to skuteczna metoda. Grosz do grosza i będzie kokosza. ;)
Odpowiedz@lenka bo to odwrotnie jest. Po prostu ludzie umiejący być bezwzględni w temacie forsy częściej odnoszą sukces finansowy. Ci co się nie targują mają niemarkowe ciuchy i starsze auta.
Odpowiedzprobowalam sprzedac kilka rzeczy przez popularne portale 1. kilka sugestii, ze wezme pod warunkiem dodania przedmiotu z drugiej autkni za darmo 2. rabaty bo epidemia, a to nie jest towar pierwszej potrzeby no to kurna nie potrzebujesz to nie kupuj? odpowiadalam, ze jak ktos lubi czekolade a w dobie kryzysu cowidowego go na nia nie stac to rezygnuje z zakupu czy kloci sie z pania na kasie, zeby mu sprzedala za pol ceny? czy o cene bulek w biedronce tez sie wykloca z kasjerem? nie rozumiem myslenia ludzi nie ogarniajacych, ze jak wystawiam cos za 100 zl to chce dostac za to 100 zl, nie 80, nie 50, nie 100, ale zaplacic ze swoich za przesylke :/ a jak napisze jasno, z ecena nie podlega negocjacji, to i tak pisza "bo moze sie uda"
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 maja 2020 o 23:53
A tak swoją drogą, rabaty od 500 a ceny z końcówką 99... Popularna acz bardzo wkurzająca zagrywka. Tak samo jak darmowa dostawa od 50 zł i najdroższe danie 49,99. Nie cierpię jak sklepy tak robią.
Odpowiedz