Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jako dziecko nigdy nie miałem swojego kąta, gdyż z rodzicami i bratem…

Jako dziecko nigdy nie miałem swojego kąta, gdyż z rodzicami i bratem mieszkaliśmy kątem u dziadków. Mieszkanie 3-pokojowe, niecałe 60m2, dziadkowie zajmowali jeden pokój, my w czwórkę drugi, bo dziadkowie nie zgodzili się na zagospodarowanie salonu. Tak więc pół dotychczasowego życia odbijałem się z kąta w kąt w pokoju 18m2, który dzieliłem z rodzicami i bratem. Sytuacja ta była dla mnie tak okropna, że jak tylko skończyłem 18 lat zacząłem dorywczą pracę, wyprowadziłem się do maleńkiego pokoiku w jakiejś norze u starego pijaka. Nawet nie wiecie, jak bardzo odetchnąłem mając w końcu kilka metrów tylko dla siebie. Z pracy starczyło na opłacenie pokoju, rodzice dawali na jedzenie i najpilniejsze potrzeby do czasu skończenia szkoły.

A oto piekielność w tej opowieści. Przez całe życie słyszałem, że musimy mieszkać kątem u dziadków, bo rodzice nie mają pieniążków na zakup lub wynajęcie własnego mieszkania. Jako dziecko im wierzyłem bezwarunkowo, później zacząłem się zastanawiać, jak to jest, że rodzice moich rówieśników mający gorszą pracę lub żadnej, mają jednak mieszkania chociażby spółdzielcze czy komunalne, a moi rodzice, oboje z nienajgorszą pracą, nie mogą wynająć albo wziąć kredytu na mieszkanie. Moje pytania zbywali zawsze twierdzeniem, że to są sprawy, których bym nie zrozumiał, że wszystko jest skomplikowane i tego typu wymówki.

Mój brat wyprowadził się z domu również jak tylko skończył 18 lat. Kilka lat później, gdy już obaj mieliśmy w miarę ogarnięte życie, ja od dawna stałą pracę, brat właśnie kończył studia, rodzice zaprosili nas do dziadków obiecując niespodziankę. Stamtąd wzięli nas do samochodu i pojechaliśmy za miasto. Zaparkowali przed pięknym ledwo wykończonym wielkim domem i z dumą oświadczyli, że to ich dom, który właśnie skończyli budować. My z bratem szczęki do ziemi, no i pytamy, ale jak to, skąd forsa na taką chatę, skoro całe życie nie mieli nic?

Otóż moi rodzice, oboje wychowani w bloku, wymyślili sobie tuż po ślubie, że będą mieli dom. Ale nie byle jaki, chatę full wypas. Kredytu najpierw wziąć nie mogli, a potem stwierdzili, że i tak lepiej kupić za gotówkę. A skąd wziąć taką gotówkę? Trzeba oszczędzać! Na początek najlepiej wmówić rodzicom, że nie mają kasy na wynajem i wprowadzić się do nich. Gdy pojawiłem się ja na świecie, dziadkowie, wcale nieszczęśliwi z mieszkania z córką i zięciem już nie mieli sumienia ich wyrzucić. Z dwójką dzieci tym bardziej. Lata sobie mijały, kupka pieniążków na przeróżnych lokatach rosła. Z tego co się potem dowiedziałem od dziadków, rodzice okłamywali ich co do swoich zarobków, twierdzili też, że dawno złożyli wniosek o mieszkanie komunalne i czekają. W rzeczywistości żadnego mieszkania komunalnego nie chcieli, bo to przecież też koszta, a u dziadków płacili jakieś grosze, a czasem nawet nic, bo twierdzili, że ledwo im na jedzenie starcza. Gdy z bratem się wyprowadziliśmy oszczędzanie nabrało rozpędu i rozpoczęli budowę domu.

Naprawdę nie żałuję im, zapracowali to mają. Ale jakim kosztem? Kosztem moich dziadków, których latami wykorzystywali oraz moim i mojego brata. Wyobraźcie sobie... 18 lat nie mieć ani odrobiny prywatności, nigdy nie móc zaprosić nikogo do domu, wieczne kłótnie o półkę w szafie, przeżywanie okresu dojrzewania na kilku metrach kwadratowych z rodzicami... A wiecie co jest najlepsze? Wyrzuciłem moim rodzicom egoizm. Byli zszokowani, jaki egoizm? Przecież dom kiedyś odziedziczymy i ich zdaniem to wspaniała perspektywa i lata duszenia się w ciasnym mieszkaniu w 6 osób odpłacą mi się, jak może kiedyś, kiedy będę pewnie w wieku przedemerytalnym będę mógł się wprowadzić do wielkiej chaty pod miastem.

mieszkanie z rodzicami

by ~rowergorski88
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ohboy
24 24

To jest żałosne cebulactwo najwyższego poziomu. Co innego, gdyby dziadkowie się na to zgodzili, ale byli okłamywani, a dzieci dorastały w słabych warunkach (brak jakiejkolwiek prywatności do 18 roku życia? masakra!). A co do odziedziczenia domu... No nie wiem, jest Was dwóch, więc albo jeden będzie drugiego spłacał (a patrząc na to, co piszesz, to będą to naprawdę duże pieniądze), albo i tak go sprzedacie. Jakby rodzice po prostu kupili kiedyś mieszkanie, dzięki czemu mielibyście normalne warunki, to pewnie bardziej byście to docenili.

Odpowiedz
avatar singri
7 9

@Ohboy: A gdyby mieli łeb na karku, postawiliby bliźniak. Jedna połowa dla nich, drugą wynająć i z tego spłacać kredyt. A potem łatwo podzielić.

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 8

@singri: Nie wiem, ile kosztuje postawienie bliźniaka i czy dostaliby taki kredyt, dlatego wspomniałam o mieszkaniu. Ale tak, byłoby to rozsądne.

Odpowiedz
avatar Balbina
24 26

I tak powielisz ich zycie tylko na większej powierzchni.Będą coraz starsi i w którymś momencie beda płakać ze im cięzko,nie mają siły na ogarnięcie tak wielkiego domu i posesji. Będą namawiać do zamieszkania z nimi no bo i tak to odziedziczysz(albo twój brat)I jak pisze Ohboy dochodzi sprawa spłaty. Dom to obowiazki które nie śnią sie mieszkającym w bloku. Ładnie wygląda jak się przyjedzie na grilla,trawka zielona,kwiatki kolorowe no żyć nie umierać. Im się jest starszym tym mniej siły.Będzie płacz i rżenie koni.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 maja 2020 o 15:32

avatar starajedza
13 15

@Balbina: jak są bystrzy, to każą spadać na księżyc takim rodzicom.

Odpowiedz
avatar justangela
14 14

@starajedza: oby, bo starzy ich na litość mogą brać. Ale po 18 latach w jednym pokoju autor i jego brat nie powinni się dać nabrać.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
9 9

Nie dom, ale mieszkanie, ale kurna historia jak i z mojego życia. Tylko, że ja byłam świadoma... i łudziłam się... A teraz po tylu latach nie ma nawet jak w twarz prawdy rzucić...

Odpowiedz
avatar marcelka
18 18

piekielne jest oszukiwanie bliskich i żerowanie na ich dobroci. przecież i wy - w sensie Twoi rodzice, Ty i Twój brat, i dziadkowie nie mieli w ogóle komfortu mieszkania... i to nie przez rok czy dwa, trzy, ale przez 20! ja rozumiem, jakoś się przemęczyć przez rok czy dwa, ale 20?! przecież to już lepiej pomieszkać chwilę u dziadków, odłożyć trochę, kupić mieszkanie, nawet małe, ale własne, potem może za jakiś czas je sprzedać i dobrać kredyt i za to wybudować dom... ogólnie, jest dużo innych, bardziej normalnych opcji, niż to, co zrobili... i faktycznie, popieram - przy domu jest mnóstwo roboty, ciągle. i albo masz na tyle kasy, żeby kogoś wynająć, albo sam zapier*****. a rodzice młodsi nie będą...

Odpowiedz
avatar anulla89
11 11

Matko, okropne to jest. Nie wyobrażam sobie takiego życia, tym bardziej, że za dzieciaka zawsze zazdrościłam koleżankom, które miały własny pokój, bo ja miałam jeden z bratem. Najpierw całkiem maleńki, bo ok. 10m2, po przeprowadzce, kiedy miałam 8 lat, prawie dwa razy większy, bo ok. 18m2, i i tak było nam tam niewygodnie w dwójkę, choć mieliśmy do dyspozycji resztę mieszkania, z którego nasz pokój (poza łazienką rzecz jasna) był najmniejszym pomieszczeniem. Z kolei kiedy wyszłam za mąż, przez chwilę (ok. dwa lata) mieszkaliśmy z teściami. I choć mieszkanie było spore, bo 100m2, 3 pokoje, z olbrzymim korytarzem, to mieliśmy w planach niedługo się stamtąd wynieść na swoje, bo to taki średni komfort mieszkać z dziadkami. Nadal jeszcze nie mieszkamy tak, jak nam się marzy, bo teraz z dwoma córkami mamy niecałe 60m2, i jest nam ciasno jak cholera. Też mamy w planach dom, ale nasze dziecibdoskonale o tym wiedzą (tzn. jedno, bo deugie jeszcze ciut za małe żeby zrozumieć), i zupełnie nie wyobrażam sobie takiego oszczędzania, jak u twoich rodziców, a tym bardziej czekania z kupnem domu, aż dzieci pójdą na swoje, bo to głównie ze względu na nie chcemy mieszkać w domu... Ciężkie dzieciństwo zafundowali ci rodzice, i współczuję. Ale udało mi się znaleźć jeden pozytyw, mało pocieszajacy, ale jednak :) przynajmniej obaj z bratem szybko się usamodzielniliście, a to dobrze z perspektywy późniejszego radzenia sobie w życiu. No i wiecie jakie straszne jest takie gniecenie się w klitce w kilka osób, więc swoim rodzinom na pewno tego oszczędzicie :)

Odpowiedz
avatar madxx
3 3

już pomijając całą piekielność historii - zawsze zastanawia mnie na cholerę ludziom wielkie domy jak dzieci już się wyprowadziły. naprawdę są fajne mieszkania z ogrodami, a przy domu to i dużo roboty i sprzątania, naprawdę nie wiem po co dom dwóm osobom. a w samej mojej rodzinie mam kilka przypadków, że jacyś wujkowie pobudowali się jak dzieciaki już z nimi nie mieszkały.

Odpowiedz
avatar Ginsei
1 1

@madxx: Mam dwa pomysły: odreagowanie ciasnoty z przeszłości i "a nuż dzieciaki po ślubie się wprowadzą, albo na naszą starość". Pierwszy przypadek mam w rodzinie - dziadkowie mieszkali ze swoimi córkami, które miały mężów i dzieci (jedna dwójkę, druga jedno). Na każdą rodzinkę przypadał w domu jeden pokój, a i to chyba nie do końca. Pokoje 4x4 metry. Jakby nie patrzeć - dom musiał być w cholerę zagracony. I jak się jedna z sióstr wyprowadziła na swoje, to dom zbudowała tak ogromny, że pokoje w większości puste stały. Po latach przyznała, że głupia była, ale jak całą rodziną na 16 metrach się żyło, to jej się taki pokój maciupeńki wydawał, więc w domu zaplanowali większe metraże. Jej małżonek też nie przeżył dzieciństwa w wielkiej chawirze, żeby mieć logiczny pogląd na wielkość pomieszczeń. Drugi pomysł - mnóstwo domów wielorodzinnych jakie widziałam. Gdzie rodzice mieli nadzieję, że wszystkie dzieci (wraz z rodzinami, oczywiście) będą z nimi mieszkać. Teraz oczywiście stoją puste, bo nastała "moda" ( ;) ) na mieszkanie osobno.

Odpowiedz
avatar Ginsei
0 2

Jak rozumiem... Masz się wprowadzić do wielkiej chaty pod miastem razem ze swoim bratem? :D Też długo czekałam na swój kąt, więc poniekąd cię rozumiem - choć u mnie wyglądało to tak, że rodzice i rodzeństwo mieli dla siebie pokoje, a dla mnie brakło pomieszczenia (i np. biurko miałam przez jakiś czas w kuchni i tam się uczyłam, a dłuższy czas spałam z rodzicami w jednym łóżku, dopóki nie zorganizowali drugiej wersalki do ich sypialni). Tyle tylko, że jeszcze przed osiemnastką rodzice zrobili mi ze spiżarki pokój dla mnie (a i to był pomysł cioci, nie ich) - a raczej wynieśli niedziałające sprzęty, a wstawili co tylko mogli, a z czego rodzeństwo nie korzystało. Małe to to było, ale własne i miałam się gdzie schować. Później było tylko lepiej, bo brat się wyprowadził i dostałam jego pokój. Tyle tylko, że rodzice do dziś nie postawili wielkiego domu pod miastem, więc oni naprawdę nie oszczędzali na wszystkim, na czym tylko się dało. W sumie ja do dziś mam fioła na punkcie mojej przestrzeni - w domu rodzinnym ostro darłam koty o każdy swój metr kwadratowy, który (mniej lub bardziej niechcący) ktoś mi zajął - i np. moja półka na kosmetyki w łazience była moja i nikt nie mógł położyć nic swojego, ani najmniejszego kosmetyku, bo wszczynałam ostre kłótnie (a przecież wystarczyło przestawić opakowanie, skoro mi przeszkadzało). Rodzina się w końcu do tego przyzwyczaiła i się pilnowała, ale jak bratowa się wprowadziła, to cyrk zaczął się na nowo - mimo że swój pokój już wtedy miałam, to i tak broniłam jak lwica swoich rzeczy i przestrzeni. Nawet na dobre mi to wyszło, bo jak się u rodzeństwa dziecko pojawiło, to jego zabawki były wszędzie, tylko nie u mnie w pokoju. A to wszystko przez to, że w dzieciństwie wszyscy mieli pokoje, tylko nie ja. Mama upiera się, że byłam zaplanowanym dzieckiem, więc nie wiem, czemu zdecydowali się na kolejne potomstwo, jak nie było mnie gdzie pomieścić. Może sądzili, że "jakoś to będzie". No i jakoś było, choć dopiero po latach zaczęłam rozsądnie podchodzić do mojej przestrzeni. Więc mam nadzieję, że u ciebie jest normalniej. I w razie czego - pokój 4x4 m w niektórych przypadkach może być nawet za duży ;)

Odpowiedz
Udostępnij