Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ot taka drobna, w porównaniu z wieloma innymi, ale jednak piekielność. Zresztą…

Ot taka drobna, w porównaniu z wieloma innymi, ale jednak piekielność. Zresztą dość symptomatyczna dla wielu ludzi.

Jestem agnostyczką. Znajomi generalnie o tym wiedzą, choć nie obnoszę się jakoś z tym specjalnie, nie wchodzę sama na żadne religijne dyskusje z nimi (chyba że ktoś sam chce), nie krytykuję, nie czepiam się. Ot, moja sprawa, tak jak i ich sprawa, że są wierzący bądź są ateistami.

Jako że jednak mam sporo znajomych katolików, to i docierają do mnie różne informacje, co się u nich dzieje, tak więc szybko dowiedziałam się od mojej wierzącej mamy, że w związku z koronawirusem mają specjalną akcję mówienia "Ojcze nasz" o 12ej godzinie w któryś dzień. Że tam niby "cały świat się modli w intencji epidemii" czy jakoś tak. No ok, spoko, nie moja sprawa, nie chwalę, nie krytykuję.

Ale przychodzę w ten dzień do pracy na 14ą i co słyszę od dziewczyn z pierwszej zmiany?
- A ty odmówiłaś "Ojcze nasz" o 12ej? - i przewiercają mnie obie wzrokiem. Obie doskonale wiedzą, że do żadnego kościoła nie chodzę i żadnym "niepraktykującym" katolikiem też nie jestem.

Spokojnie odpowiadam, że nie. Od razu reakcja:
A myśmy obie odmówiły! Specjalnie żeśmy zeszły ze stoiska, poszły na zaplecze i odmówiłyśmy! - i tak dalej patrzą na mnie tym swoim wzrokiem z jednej strony chełpliwym, jakie to one dobre, wierzące dziewczyny, z drugiej strony pełnym krytyki, że jak to tak z mojej strony, ojczenasza nie odmówić, jak papież kazał.

No cóż. Stwierdziłam, że dyskutować nie będę (zwłaszcza że ewidentnie było widać, że liczą na nie wiem, okazję do dłuższego kazania? Kłótni ze mną?), aczkolwiek język mnie bardzo świerzbił. A czemu? Ano temu, że na końcu języka miałam "Ciekawe, czy Bóg wysłuchuje modlitw złodziejek?".

Otóż obie panie mają lepkie rączki jeśli chodzi o towar w sklepie (gdzie pracujemy). Może nie jest to jakieś wynoszenie na skalę masową, ale tu się zeżre kiełbaskę, tam garść cukierków, tu się wysępi nielegalną przecenę na jakiś drogi płyn do płukania, tam rozerwie opakowanie z papierem toaletowym i wyniesie do domu "bo przecież i tak się uszkodził"...

I najbardziej piekielne jest to, że to absolutnie nie jest jednostkowa i wyjątkowa sytuacja, kiedy katolicy, którzy sami mają gdzieś przestrzeganie zasad własnej religii przyczepiają się do kogoś, że jest niewierzący...

(dla ewentualnych komentarzy, że czemu nie zgłaszam złodziejstwa, kiedyś miałam w zwyczaju zgłaszać kradzieże, ale po pierwsze zazwyczaj się słyszało "to trzeba by wszystkich zwolnić" – aha, wspaniale /choć w sumie jest w tym trochę racji, bo rzeczywiście jestem jedną z nielicznych osób, co nie kradną i to na wszystkich sklepach, w których pracowałam do tej pory/, a po drugie to i tak jest słowo przeciw słowu i to jednej osoby przeciw kilku i już raz miałam z tego więcej kłopotów niż pożytku ;) )

religia hipokryzja

by szafa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar singri
20 24

To wcale nie jest drobna piekielność. Moja babcia potrafiła schlać się na umór, nawrzeszczeć na mnie, nawyzywać mnie od najgorszych, a następnego dnia iść do kościoła i twierdzić, że "ratuje honor rodziny", bo jako jedyna chodzi na sumę (o 12:00), a nie na rano. I oczywiście jej pijaństwo i obrażanie wszystkich, którzy jej nie pasowali, to nie grzech. A jeśli grzech, to mój, bo to ja ją drażnię i doprowadzam do takiego stanu, że MUSI pić. No nie, nie trafia do mnie takie tłumaczenie. To nie jest prawdziwe chrześcijaństwo, ani nawet prawdziwy katolicyzm. To jest jakieś katolstwo, które rozlało się daleko i szeroko.

Odpowiedz
avatar UBywatel
4 4

@singri: od przesiadywania w garażu nie stajesz się samochodem a od chodzenia do kościoła nie stajesz się katolikiem.

Odpowiedz
avatar zendra
-3 5

@UBywatel: Mnie bawią osoby, które zarzekają się, że do katolików nic nie mają (ciekawe, że podkreślają 'katolicyzm' a nie chrześcijaństwo), ale po wstępnych, górnolotnych zapewnieniach o tolerancji, nieocenianiu innych, następuje część właściwa wypowiedzi: jazda po katolikach. @szafa postępuje identycznie. Najpierw wstępne zastrzeżenia "nie krytykuję, nie czepiam się", a później daje absurdalny wywód na temat tego, co wyczytała we wzroku katoliczek :) Okazuje że @szafa odczytała ze wzroku "pełno krytyki", nie mówiąc już i dokonaniu odczytu "chełpliwości" oraz "przewiercania". Po co dialog, kiedy można sobie samej coś wymyślić i zbudować nastrój grozy na Piekielnych. Jak nie było do czego się przyczepić, to można do wzroku... Widać, że @szafa nakręca samą siebie. Niby tolerancyjna, ale tak naprawdę ma fiksację na punkcie katolików.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 2 maja 2020 o 11:43

avatar kartezjusz2009
20 22

Jestem katolikiem (wierzącym i praktykującym). Drażni mnie zarówno z podejściem "wierzysz, więc jesteś gorszy" jak i "nie wierzysz, więc jesteś gorszy". Tu masz przykład tego drugiego. > kiedy katolicy, którzy sami mają gdzieś przestrzeganie zasad własnej religii przyczepiają się do kogoś, że jest niewierzący... To nawet ma swoją nazwę: faryzeizm. I było to krytykowane wprost przez Jezusa. Wielokrotnie. No i jeszcze jedno: są takie sprawy jak nawrócenie i wybaczenie. Jeśli ktoś postępował w określony sposób, nie oznacza to, że będzie tak robił zawsze. Nie chcę mówić, że te osoby o których pisałaś tak właśnie mają, ale nigdy nie wykluczam niczego. Dlatego zawsze lepiej piętnować czyn a nie osobę.

Odpowiedz
avatar krzychum4
1 11

Tak, hipokryzja, zebranie w pracy przed początkiem zmiany, inicjatywa, bo niby większość chce zatrzymać produkcję o 12 i własnie odmówić modlitwę. czemu hipokryzja? Bo co chwila potrafią sypać kur... i ujami, a jak już krytykujesz rządzących to uszy więdną.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 6

Ej, ale serio pracownicy sklepów tak kradną? Nigdy nie pracowałam w spożywczym i kradzieże wydają mi się nie do pomyślenia. Naprawdę to taki problem?

Odpowiedz
avatar Kaleb
9 9

@Ohboy Pracowałam kiedyś w gastronomii, praownicy mogli kupować obiady z 50% zniżki. Byłam jedyną osobą, która w ogóle płaciła za te obiady. Reszta nakładała sobie pełne talerze (był to bar samoobsługowy z jedzeniem na wagę) brała zupy, koktajle (darmowy dla nas był tylko kompot, moglysmy pić go w dowolnej ilości) i codziennie serwowała sobie często po 2 takie posiłki. Wszystkim swoim znajomym dziewczyny nabijały rabat pracowniczy, kiedyś kierowniczka jedna przypadkiem przyłapała i była o to niezła awantura. Wyśmiały mnie jak zwróciłam im uwagę, że są nie fair i kradną. Obraziły się też, bo one są dobrze wychowane i nigdy by nic nie ukradły.

Odpowiedz
avatar Kaleb
2 2

@Ohboy: Pracowałam kiedyś w gastronomii, w barze samoobsługowym z jedzeniem na wagę. Pracownicy mieli 50% zniżki na wszystko. Byłam jedyna osobą, która płaciła za obiady. Dziewczyny nakładały sobie uginające się pełne talerze (papierowe), brały zupy, koktajle (darmowy był tylko kompot, który mogłyśmy pić w dowolnych ilościach) i często serwowały sobie po dwa takie posiłki dziennie. Nabijały rabat pracowniczy wszystkim swoim znajomym, koleżankom/kolegom, rodzinie itd. Kiedyś jedna zresztą została na tym przyłapana przez kierowniczkę, która zaczęła zwracać baczniejszą uwagę na rabaty. Kiedyś się zdenerwowałam i powiedziałam, że są złodziejkami, obraziły się wszystkie na mnie i atmosfera była nieciekawa już do końca mojej pracy w tym przybytku (pracowałam tam 7 miesięcy).

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@Kaleb: W gastro właściciel lokalu może mówić o szczęściu, jeśli ma ekipę, której największym wykroczeniem jest polanie znajomemu piwa za darmo albo zjedzenie czegoś za darmo. Nadal nie popieram takiego zachowania, bo rozporządzanie się czyjąś kasą to zwykła kradzież. Obecnie pracuję w małym lokalu, w którym szef jest obecny praktycznie od otwarcia do zamknięcia codziennie. Jeden posiłek dziennie mamy zawsze za darmo, nie ma też problemu, aby obsłużyć się deserem w kuchni, jak przyjdzie partner czy rodzina pracownika to też zawsze jakieś piwko za darmo. Tylko jeden kolega przesadza z wykorzystywaniem tego, na obiad smaży sobie steki z argentyńskiej wołowiny, wynosi do domu jedzenie dla rodziny, jak przyjdą znajomi to zawsze serwuje im coś do picia bez nabijania na kasę i bez pytania szefa o zgodę. Ale wcześniej, z tego co opowiadali mi starsi stażem pracownicy, szefa często nie było i wtedy hulaj dusza, piekła nie ma. Kasowanie od klientów bez nabijania na kasę, znajomi królika jedzący za kilkadziesiąt euro bez płacenia, wynoszenie butelek z alkoholem itd. Z tego co mówiła jedna z koleżanek, niektórzy na kradzieżach dorobili się równowartości taniego, nowego auta. I w pewnym momencie szef stwierdził, że chyba musi być przez cały czas w lokalu, żeby takich gagatków wyłapywać, żeby mu lokalu kiedyś nie wynieśli.

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
3 5

@digi51: też robiłem w gastronomii i u mnie nie było kradzieży, bo mała restauracji, a pracownicy mogli jeść ile chcieli, tylko nie można było wynosić. Jedna koleżanka zatrudniła się w indyjskiej restauracji, a że była ładna to myfriendy chcąc jej się przypodobać dawali jej tony żarcia, które przynosiła do domu. Do czasu aż sobie zdali sprawę, że nic nie ugrają, całe mieszkanie (5 osób) nie musiało kupować jedzenia ani gotować :D

Odpowiedz
avatar black_lemons
1 1

@Ohboy: Gastronomia, więc blisko. Prowadziłam przez 3 lata pub w UK. Pub w ślicznej wiosce, wokół domy za grube miliony. Staff to byli miejscowi. I powiem tak: po trzech latach i ostatecznym liczeniu stocku wyszło na to, że straciliśmy ok.£20,000 w piwie, winie i spirytach. Bo przecież barmanka zaserwuje pintę czy dwie koledze za darmo, "zapomni" wrzucić na tab stałym klientom (prywatnie, znajomym i rodzinie). Jako szef wiesz o tym, ale jeżeli nie złapiesz za rękę to dowodu nie masz... Pracownicy nie myślą o tym jako o kradzieży, bo to tak jakby "niczyje", bo przecież pieniędzy z kasy nie biorą, bo to tylko pinta piwa czy kieliszek wina tu i tam... A ty się naiwniaku zastanawiaj, jakim cudem po tygodniu jesteś w dół dwie beczki piwa i 10 butelek wina x_x

Odpowiedz
avatar digi51
9 9

@pasjonatpl: Czyli jak ktoś ma inne doświadczenia niż Ty, to kłamie? Ok.

Odpowiedz
avatar Spektatorka
2 4

Najlepsze i zarazem najgorsze w kościele jest to, że nikogo nie wyklucza. Najlepsze - bo każdy może przyjść i się pomodlić, wyspowiadać i uzyskać przebaczenie, zacząć nowe życie, nawet jeśli do tej pory był złym człowiekiem. Najgorsze - bo są w nim tacy ludzie, którzy wierzą wybiórczo i robią reszcie czarny PR. Jestem katoliczką i sama znam kilku takich pseudo - katolików. W niedzielę do kościoła, a na tygodniu wyzwiska i obrzucanie błotem sąsiadów. Ślub tylko cywilny, ale dziecko musi być ochrzczone i mieć imprezę z okazji pierwszej komunii. I nie jest to zjawisko nowe niestety. Zacytuję biskupa Krasickiego: "Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła. Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny, Mówiąc właśnie te słowa: «…i odpuść nam winy, Jako my odpuszczamy», biła bez litości. Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności!"

Odpowiedz
avatar UBywatel
-1 3

@Spektatorka: to o czym mówisz nie jest katolicyzmem tylko "nowoczesnym" (Bóg jest wszędzie nie muszę iść do kościoła)podejściem do wiary. Jak staniesz na torach nie będziesz pociągiem. Nie oceniaj innych, nie bądź pysznym nie bądź lepszym, każdy odpowie za swoje czyny.

Odpowiedz
avatar Spektatorka
1 1

@UBywatel: Nie oceniam ludzi. Oceniam zachowanie tychże ludzi. Nie potępiam człowieka. Potępiam hipokryzję. Albo jesteś katolikiem i stosujesz się do zasad opisanych w katechizmie, albo nie. I nigdzie nie napisałam, że jestem lepsza czy bardziej święta. W tym momencie to ty oceniasz mnie jako pyszną, nie znając mnie. Ja jedynie próbuję stanąć w prawdzie o Kościele, do którego należę. Zapominasz, że choć każdy odpowie za swoje czyny, to mamy obowiązek upomnieć brata w wierze (raz upomnieć, nie mylić tego z nawijaniem w kółko o tym samym), jeśli popełnia błąd. Inaczej jesteśmy współodpowiedzialni za zło. Udawanie, że się czegoś nie widzi, nie jest wyjściem. I ja nie zamierzam udawać, że wszyscy jesteśmy fajni.

Odpowiedz
avatar Morog
-4 4

Kierowca autobusu klaskał?

Odpowiedz
Udostępnij