Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Madkowe zapalenie mózgu, level hard. Mam bratową, niestety... Na początku poznania się…

Madkowe zapalenie mózgu, level hard.

Mam bratową, niestety... Na początku poznania się było słodko - pierdząco, zresztą wygląda tak chyba każda znajomość - na początku każdy się stara by było miło i fajnie, a później ujawniają się wszelkie wady, kompleksy, dziwne pretensje.
Tutaj sielanka trwała do czasu aż nie zaszła w ciążę, wtedy po razy pierwszy wydarła mordę na brata (przynajmniej przy jego rodzinie) i tak o byle pierdołę, x razy w ciągu dnia. No ale w ciąży, hormony szaleją, ona strasznie spuchła w trakcie i widać było że przejście na piętro po schodach to dla niej wyzwanie, nikt się nie mieszał.

Później urodziła pierwsze dziecko, córkę. Oczekiwała że babcie na zmianę będą się zajmować niemowlakiem, bo w końcu żłobek kosztuje, a ona musi iść do pracy. Jakiś był foch kiedy moja matka nie zdecydowała się rzucić pracy by być niańką, do tego dojeżdżać 100 km do wnuczki na dni "robocze".

Był ból odwłoka też, że za mało daje, za mało dała na wesele, za mało na chrzciny, mało zabawek kupuje, daje dzieciom po stówie zamiast zabawkę za kilkaset złotych.
Co święta były cyrki, bo dziadkowie dają pieniądze, a tu prezenty trzeba. Raz w ramach chamskiego odwetu dali rodzicom koperty z kartkami świątecznymi i pieniędzmi...
No tak, przecież dawanie dziecku pieniążka niszczy jego psychikę i wywołuje stany depresyjne, psia mać!

Rodzice mieszkają 100 km od tej ropuchy, ojciec ma cukrzycę, słabo jeździ, matka po wypadku boi się z nim dalej niż do najbliższej miejscowości jechać. A już zimą to w ogóle przeżywa każdy wyjazd, a tu dopiero miałaby jechać bo MIKOŁAJKI,bo URODZINY WNUCZKI.
Pamiętam jak dzień po weselu innego brata wymusiła przyjście na urodziny (już wtedy miała drugie dziecko) starszej córki. Nie rozumiała że jesteśmy średnio zachwyceni i zamiast się wyspać i odpocząć (wesele do 4 rano) mamy jechać na grilla.

Generalnie dzieciaki zachowywały się jakby miały ADHD, oni mieszkają w bloku na czwartym piętrze, współczuję sąsiadom z dołu, bo jakby mi ktoś biegał całe dnie po mieszkaniu to chyba bym zastrzeliła... Sąsiad co prawda w chwili załamania daje znać o sobie, ale wtedy bratowa wylewa żale, że przecież ciszy nocnej nie ma, a dzieci to dzieci.

Ostatnio chciała zbuntować nas przeciwko matce, że musieliśmy jako dzieci dzielić jeden pokój, że nie dostawaliśmy tylu prezentów, że coś tam, coś tam.
Ostatnio mnie zaatakowała, że powinnam iść na kasę do Biedronki, bo w budżetówce za mało zarabiam i pewnie matka mnie wspiera finansowo. O to ją d*pa piekła, że zamiast dawać im kasę, być może matka daje mi te "miliony" z emerytury.

Już się nie hamuje i oprócz rzucania się na brata, potrafi się na moją matkę wydrzeć, bo ta się wnuczkami nie zajmuje i woli nocować jak jest w Opolu u syna, który ma wolny pokój, niż u nich na materacu gdzie dzieci śpią.
Jeśli kiedyś kogoś zatłukę to już wiecie za co i dlaczego...

anki to **zdy opole

by ~effa1990wro
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Balbina
17 19

A co brat na to? Chyba popiera jej punkt widzenia jeżeli zgodził się na te koperty. A jak się zachowuje przy swojej rodzinie? Ja miałam duzo zastrzeżeń do zachowania rodziny mojego męza tak jak i wobec mnie jak i do niego. Ewidentnie faworyzowali córkę i jej potomstwo a że moje dzieci są,no są i co z tego.Mimo że już jedno z drugim jest dorosłe to każda rozmowa męża np o córce jest przerywana i opowiada o wnuku z tamtej strony.Miałam żal ale pózniej odpuściłam bo moi rodzice dali tyle miłości że za dwoje dziadków wystarczyło. Mam wrażenie że dzisiejsze pokolenia sa bardziej roszczeniowe i układają sobie życie nie biorąc pod uwagę zdania innych. I jak dostana odmowę to są zdziwieni i wściekli bo nie wyszło tak jak sobie to zaplanowali.

Odpowiedz
avatar Ohboy
10 12

@Balbina: Niby z jednej strony bardziej roszczeniowe, ale też kiedyś dziadkowie chętniej i częściej pomagali przy wnukach i to się dopiero powoli zmienia, więc wielu osobom nadal się wydaje, że jest to obowiązek dziadków (a nie jest, rzecz jasna).

Odpowiedz
avatar Balbina
-1 3

@Ohboy: W moim przypadku niestety tak nie było,Moja mama pracowała a teściowa każda wolna chwilę poswięcała wnukow. Córka chodziła do żłobka. Nawet jak mała była chora to teściowa nie chciała się nią zająć nawet jeden dzień. Ale jak miałam imrezki w soboty to moja brała ja do siebie:):)

Odpowiedz
avatar Tolek
6 10

@Balbina: A Ty ślub brałaś z rodziną Męża, czy z Mężem. Olać jego rodzinę i już. Z buractwem się nie wygra, a po prostu szkoda nerwów. Ja , ze swej strony utrzymywałem i utrzymuje kontakt z ludźmi których szanuję i oni mnie też szanują. Zona tego mnie nauczyła i sama tez tego skrupulatnie przestrzega

Odpowiedz
avatar digi51
5 11

@Ohboy: A ja myślę, że wcale nie jest tak, że dziadkowie niechętnie się zajmują, ale kiedyś część kobiet w ogóle nie pracowała lub rezygnowała z pracy właśnie, aby pomóc przy wnukach. Obecnie każdy pracuje, ile może, żeby wyrobić sobie jako taką emeryturę. Moi rodzice mają już nastoletnie wnuki, a nadal aktywni zawodowo, a chętnie by się zajęli dzieciakami, ale szczególnie w przypadku mojej mamy widmo 1000zł emerytury sprawia, że woli pracować do 65., mimo, że już 2 lata temu mogła iść na emeryturę. Czasem też jest w drugą stronę, niektórzy dziadkami zostają bardzo staro, a nie każdy w wieku 70 lat ma jeszcze siłę zajmować się codziennie małym dzieckiem. Chociaż, masz też niestety rację, obecnie modny robi się model, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie, dzieci jak najszybciej do żłobka, a starzy rodzice byle szybciej do domu opieki.

Odpowiedz
avatar Balbina
5 5

@Tolek:No niestety nie bierze się tylko męża.Ale mam z nimi zerowy kontakt i mi jest z tym dobrze.Dzieciom moim ci dziadkowie sa obojętni Ale sami sobie zapracowali na to.

Odpowiedz
avatar Ohboy
10 10

@digi51: A to swoją drogą, ale też dużo się teraz dużo i głośno mówi o tym, że dziadkowie nie są darmowymi niańkami, mają prawo do swojego hobby i korzystania z życia na tyle, na ile pozwala im emerytura. Rodzice moich znajomych owszem, wezmą czasem do siebie wnuki, ale nie jest to na zasadzie ciągłej pomocy w opiece nad maluchami.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
1 1

@Ohboy: To nie do końca kwestia chęci. Kiedyś młodzi nie wyprowadzali się na drugi koniec województwa. Wtedy dziadki mogły częściej pomagać, bo od wnuków dzieliło ich kilka ulic, nie kilkadziesiąt kilometrów.

Odpowiedz
avatar digi51
29 33

Nie umniejszając piekielności bratowej, sądząc po nicku masz 30 lat, a wypowiadasz się jak 15 letnia obrażona gówniara wychowywana w patologii. Geeez, może warto używać jednak mniej obelżywych określeń i opisywać sytuacje bardziej rzeczowo? Rozumiem emocje, ale czytając to człowiek się czuje jak opluty językiem, którego używasz.

Odpowiedz
avatar Crannberry
25 27

@digi51: i jeszcze ten podpis „anki to **zdy Opole”. Dojrzałość aż kipi...

Odpowiedz
avatar ann87
6 24

Szczerze rozumiem bratową, danie pieniędzy dziecku może być przez to dziecko odebrane jak brak prezentu, do pewnego wieku oczywiście. Już nie wspomnę o tym że dla mnie cała idea prezentu zamyka się w tym żeby zastanowić się co obdarowywanej osobie sprawi radość i postarać się to znaleźć. Tak samo z urodzinami, no sory ale żeby trzeba było babcie prosić żeby przyjechała ... Policzmy urodziny, dzień dziecka, mikołajki no całe 3 okazje w roku, nie licząc świąt ale mam nadzieję że to babcia ogarnia bez przypominania.

Odpowiedz
avatar Balam
5 19

@ann87: Też bym nie jechała 100 km i to jeszcze z osobą, która "słabo jeździ". Bo mikołajki - w życiu, żadne to święto. Bo urodzinki - ewentualnie, ale tłuc się parę godzin by spędzić 2-3 godziny z kimś, kto będzie miał ból d*py o wszystko i znowu z powrotem parę godzin? Nie wiem, czy by mi się chciało. Jak ktoś zdecydował się mieszkać 100 km od pozostałej rodziny niestety powinien liczyć się z tym, że rzadko będzie się widywać.

Odpowiedz
avatar Lapis
-3 11

@ann87: jak się widuje wnuki 3x w roku to można się zastanawiać z czego się ucieszą, czego nie mają i jakie bajki są akurat na topie. Chyba prezentów dzieciom w życiu nie robiłeś. I zgadzam się że Mikołajki to żadne święto, żeby dziadkowie mieli specjalnie jeździć dawać prezenty. W Mikołajki prezenty rozdaje Mikołaj, czyli rodzice, a nie dziadkowie i cała reszta rodziny. Moi teściowie nie jeżdżą specjalnie na urodziny i święta i dla mnie to jest ok. Szczerze mówiąc mi też się do nich za często nie chce jeździć. Jedyne o co mam ból tyłka w tej relacji, to jest to że w kółko zapraszają, a sami się pojawiają 2x w roku jak dobrze pójdzie. Dla mnie albo jeździmy w obie strony albo wcale.

Odpowiedz
avatar Ohboy
12 14

@ann87: Przyjazd na Mikołajki to totalna bzdura, ale zgodzę się, że pieniądze nie są fajnym prezentem dla dziecka, chyba że miałoby to być na zasadzie: babcia wysyła kasę rodzicom (bo nie wie, co kupić), ci kupują prezent i jest on dawany dziecku w dniu urodzin. Nie wiadomo, czy nie byłoby awantury o to, że prezent zbyt tani, ale mimo wszystko dawanie małym dzieciom pieniędzy to słabe rozwiązanie.

Odpowiedz
avatar Lapis
-4 6

@Ohboy: przecież jest w historii że stówa to za mało, bo lepsza byłaby zabawka za kilkaset zł.

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 10

@Lapis: Powiem szczerze, że nie do końca wierzę w tę wersję i że na pewno chodziło o pieniądze, bo sposób wypowiedzi autorki... Cóż.

Odpowiedz
avatar Lapis
-5 5

@Ohboy: to ja Ci powiem, że z dziadkami jest czasem strasznie ciężko się dogadać, ja już mam na to wywalone, bo jak wymyślę tańszy ale dobrej jakości prezent to jest be, trzeba kupić fajniejszy, ale 20 letni z demobilu. W końcu to rodzice będą się potem z kiepskim rowerkiem męczyć. No cóż, może teściom jest przykro że rowerek od nich robi za wieszak na szmaty na ogródku a my kupiliśmy dziecku nowy, z decathlonu. I może i ten z decathlonu nie przetrwa 20 lat, ale przynajmniej córka nauczyła się na nim jeździć w 5 minut, a na tym z demobilu się męczyliśmy dobre kilka godzin i była z tego tylko wielka frustracja, bo 3latka nie ogarnia hamulca wstecznego i tego, że żeby łatwo ruszyć trzeba zostawić pedały w poziomie a nie tuż przed najwyższym punktem. Już pomijając niedopasowane boczne kółka, przeznaczone do większego roweru i średnicę kółek taką, że wymagają dedykowanej pompki. Serio, jak dla mnie to lepiej dać hajs niż kupować 'fajny' prezent za pół ceny. Czelności żeby żądać żeby teściowie wydali 300zl na prezent jak już koniecznie chcą kupić rowerek zamiast 100 nie mam. Ale wkurza mnie to że dostaję śmieci. I jestem w stanie uwierzyć że ktoś bardziej wyszczekany ode mnie byłby w stanie powiedzieć, że taki rowerek to sobie mogą schować, a jego dziecko ma jeździć na sprawnym sklepowym. A sprawny sklepowy kosztuje nawet w sieciowkach.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 6

@Lapis: Ale ja w to wierzę, moje doświadczenia z dziadkami są bardzo złe. Jednak sposób przedstawienia historii pokazuje, że nie tylko jedna strona jest tu piekielna. Wciąż nie zgadzam się, że dawanie małemu dziecku pieniędzy jest dobrym pomysłem, bo dzieci do pewnego wieku nie rozumieją wartości pieniądza, nie potrafią też zastosować logiki. O prezentach trzeba rozmawiać z rodzicem i jasno stawiać granice - jak do wydania jest 100 zł, to zabawka ma kosztować do 100 zł i tyle. A jeżeli nie można się w tej kwestii dogadać, to ewentualnie wtedy dać kasę i liczyć się z tym, że dla dziecka wciąż nie będzie to fajny prezent. W historii jest pokazany kompletny brak chęci porozumienia i jakiegokolwiek "wysiłku" w kwestii prezentów ze strony dziadków.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
16 18

"Co święta były cyrki, bo dziadkowie dają pieniądze, a tu prezenty trzeba. Raz w ramach chamskiego odwetu dali rodzicom koperty z kartkami świątecznymi i pieniędzmi..." A ten odwet akurat bardzo mi się podoba.

Odpowiedz
avatar ampH
13 15

@Bubu2016: ja nie czaję czemu to zostało nazwane „odwetem” – w końcu człowiek mści się za rzeczy przykre, które zostały mu wyrządzone. A skoro sama autorka nazwała to „odwetem”, to znaczy, że uważa dawanie pieniędzy zamiast prezentów za coś złego, jednocześnie twierdząc, że to nic złego. Czego nie rozumiem? :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 8

@ampH: "co święta były cyrki..." czyli bratowa robiła akcje/ awanturowała się o brak prezentu, zatem to była zemsta za jej zachowanie.

Odpowiedz
avatar Meliana
7 9

@ampH: Tego, że jak Kali ukraść krowę, to dobrze. Ale jak Kalemu krowę ukraść, to już bardzo, bardzo źle! Rodzice mogą się gówniakami nie przejmować, no bo to tylko gówniaki. Ale rodziców tak samo potraktować?! No jak to tak!

Odpowiedz
avatar KwarcPL
2 2

@ampH: Też nie rozumiem gdzie tu "odwet". Szczerze powiedziawszy to ucieszyłbym się, że zamiast zbędnego grata dostałem pieniądze, za którę mógłbym kupić co mi się podoba ;)

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
-3 9

Moi Dziadkowie tez wola dawac pieniadze, Babcie meza tez,ba czasem i Dziadkowie moich dzieci daja pieniadze. Co w tym zlego? Wiem jak jest i to ja kupuje cos dziecia lub tym co chca mowie co kupic. Jednak jest to kwestia do dogrania. Ja mam problem w druga strone, prezenty bexz okazji. Niewazne ze zabraniam....

Odpowiedz
avatar KIuska
16 22

Widać, że jej nie lubisz. To nie tak, że ona was zaprasza na swoje urodziny i oczekuje prezentów za miliony monet, to są urodziny dziecka. Tak ciężko wam przyjechać i posiedziec chwile? Co to za dziadkowie, ktorzy nie poswieca chwili zeby kupic dziecku zabawke tylko rzucą banknotem? Małe dziecko nie rozumie co to pieniądz, widzi, że dostało jakiś papier zamiast zabawki. Ja sama wole dostac cos malego ale takiego od serca, cos na cos ktos poswiecil wiecej czasu niz na wyplacenie pieniedzy z konta a co dopiero dziecko. Zupełnie się jej nie dziwie, widac że te dzieci są wam obojętne a wrecz przeszkadzaja wam. Jak dziecko moze biegac? Okropne, biega pewnie dlatego, ze to dziecko.

Odpowiedz
avatar jass
18 22

@KIuska: Też wygląda mi na to, że Autorka i jej rodzice są tu co najmniej równie piekielną stroną, co ta straszna bratowa. Mikołajki to fakt, żadna wielka okazja, ale naprawdę tak ciężko te 2-4 razy w roku, na święta i urodziny obu dziewczynek, dogadać się z kimś z rodziny na podwózkę? Albo po prostu przyjechać busem/pociągiem? Tak samo z prezentami - skoro brat i bratowa jasno mówią, żeby były prezenty, a nie "papierek", to tak trudno dowiedzieć się, co dzieci lubią i im po prostu te prezenty kupić, zamiast się głupio upierać? Rozumiem gdyby oczekiwali, że będziecie im kupować jakieś drogie gadżety, ale jeśli to tylko kwestia formy prezentu to po co robić z tego problem? Z historii moim zdaniem wynika głównie to, że dziadkowie i Autorka mają tę część rodziny gdzieś i nie chce im się nawet kilka razy w roku podjąć jakiegoś minimalnego wysiłku dla tych dzieciaków (dla dzieci! W końcu nie było tu mowy o jeżdżeniu na urodziny i obdarowywaniu samej bratowej). A ten podpis - "anki to **zdy opole" - no faktycznie szalenie dojrzałe, tak na poziomie sfochanej nastolatki...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 kwietnia 2020 o 17:33

avatar Etincelle
6 6

Zgadzam się w kwestii wizyt. Jeżeli urodziny wnuka nie są wystarczająco ważnym powodem do odwiedzin, to co jest? Komunia dopiero? ;) Z tym że, uważam, babcia oczywiście nie musi chcieć odwiedzać, ale żeby za piekielne uznać to, że się oczekuje jej przyjazdu? Przesada. No i lepiej, żeby babcia była świadoma, że to ona odpowiada za relacje z wnukami. Jak nie przyzwyczai dzieci do utrzymywania kontaktu teraz, to niech nie liczy na zainteresowanie z ich strony, gdy dorosną. Nawet jeśli, ogólnie rzecz biorąc, nie będzie złą babcią, tzn. nie zrobi im nigdy przykrości itd. Zasada jest prosta: niech później nie liczy na więcej, niż teraz sama oferuje.

Odpowiedz
avatar Chomiczek
2 2

@Etincelle ja jestem dobrym przykładem jak działa takie olewanie wnuków w praktyce. Jedni dziadkowie odwiedzali mnie i brata w każde urodziny, zabierali na wakacje do rodziny, spędziliśmy razem święta, ferie. Teraz mam prawie 30 lat, dziadek już nie żyje ale z babcią mam wzorowe kontakty, często do siebie dzwonimy, staram się jeździć do niej jak mam wolny weekend, czasem babcia mnie odwiedzi. Wie na bieżąco co się u mnie dzieje bo jest to dla mnie najnormalniejszą rzeczą na świecie by z babcią rozmawiać. Drudzy dziadkowie natomiat mieli podejście dziadków z historii. Nasze urodziny nigdy nie były powodem by nas odwiedzić, przyjechali jedynie na nasze komunie, nigdy nie dzwonili z życzeniami, bardzo żadko wpadaliśmy do nich w odwiedziny i to na zasadzie kilka godzin i wracamy do domu. Nie czuję do nich urazy ale nie mam potrzeby z nimi rozmawiać czy sama z siebie odwiedzić. Żeby nie było, jedni dziadkowie mieszkali 60 km od nas, drudzy niecałe 80, wszyscy byli zmotoryzowani. Drudzy dziadkowie dodatkowo nigdy nie mieli problemu z odwiedzinami u rodziny z drugiego końca Polski.

Odpowiedz
avatar edeede
3 5

Ja jestem z tych co krzywo patrzą na koperty. W takiej rodzinie wyrosłam. Ale przyjmuję, że w rodzinie męża jest inaczej i koperta musi być.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 11

Historia jest opisana w taki sposób, że jestem w stanie uwierzyć, że piekielnymi jesteś ty i rodzice a bratowa próbuje jakoś ocieplić stosunki a tak naprawde powinna was olać

Odpowiedz
avatar fursik
3 5

@nursetka: Mam takie same odczucia. No wybacz, ale moi rodzice też mieszkają 100 kilometrów od mojego brata i jego córki, a nie wyobrażają sobie, żeby na urodziny wnuczki nie pojechać - nawet do przedszkola na Dzień Babci i Dziadka się stawili, wyobraźcie sobie, i to nie dlatego, że spektakl był tak rewelacyjny. Po prostu jeśli Ci zależy, to jesteś przy bliskiej osobie, a jeśli nie, to odwalasz byle co i jeszcze się dziwisz, że ktoś się dziwi.

Odpowiedz
avatar Kaleb
4 6

Też zostałam wychowana w takiej rodzinie, że dawanie pieniędzy na prezent komukolwiek uważam za gruby nietakt. Prezent ma cieszyć, inaczej nie ma sensu go dawać. Nieważne czy dajemy koleżance/koledze czy najbliższej rodzinie: nad prezentem trzeba się zastanowić i mieć trochę czasu na wybranie/zrobienie go. Jest tylko jedna sytuacja kiedy pieniądze sprawdzą się w roli prezentu: jak chcemy wspomóc kogoś kto ma problemy finansowe, ale i to trzeba zrobić rozważnie i obmyślić taki sposób, aby nie krępować zbytnio tej osoby. Dawanie jakichkolwiek pieniędzy dziecku to po prostu szczyt lenistwa i złego wychowania. Prędzej można dać rodzicom dziecka i niech oni kupią prezent, jak ktoś jest nie dysponuje zbyt dużą ilością czasu to taka forma jeszcze ujdzie.

Odpowiedz
avatar Spektatorka
0 0

@Kaleb: Każde dziecko jest inne. Mój siostrzeniec w wieku pięciu lat dostał od jednej ciotki dużą czekoladę, od mojej mamy 20 zł na czekoladę (niezapowiedziana wizyta i nie było po prostu nic dla niego w domu, więc mama dała mu pieniądze mówiąc, żeby kupił sobie taką, jaką lubi) i wyobraź sobie, że dzieciak tamtą czekoladę oddał swojej mamie, a tę dwudziestkę przez całą wizytę wyciągał z kieszonki, oglądał, chował... miał uśmiech od ucha do ucha. Ja, kiedy zaczęłam kojarzyć o co chodzi ze sklepem i pieniędzmi, też cieszyłam się z gotówki, bo mogłam sobie kupić taką zabawkę czy książkę, jaką chciałam. Jako dobrze wychowane dziecko, kiedy dostawałam prezent, zawsze za niego dziękowałam i mówiłam, że ładny. Ale ile z tych prezentów lądowało potem na strychu, to tylko moi rodzice wiedzą. Jeśli dostaje się wymarzony prezent, jest super. Ale żeby tak się stało, to trzeba dobrze znać dziecko i wiedzieć, że np. od tygodnia świnka Pepa już nie jest ok, teraz są kucyki; a także dysponować odpowiednią gotówką (jeśli dziecko marzy np. o Furby). Inaczej możesz kupić coś, co za chwilę wyląduje w kącie i radości nie przyniesie. A dając gotówkę dajesz w pewnym sensie cały sklep - dziecko ma kilkaset możliwości i może samo wybrać, czego chce. Wiesz, jaką frajdę sprawia planowanie, co się sobie kupi i wybieranie zabawek? Dlatego uważam, że jeśli ma się kupić coś na odczepnego, byle prezent był, to lepiej dać gotówkę. Ważne, żeby zrobić to w odpowiedniej formie (np. ceramiczna skarbonka z pieniędzmi w środku).

Odpowiedz
avatar ogorek
1 1

Nie widzę w tej historii nic piekielnego poza wylewaniem jadu na bratową.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

Dziadkowie (z obu stron) mają do moich dzieci, a swoich wnuków ponad 300 km i jeżdżą jak tylko mogą. Ja zapraszam często, bo widzę ile szczęścia dają te relacje obu stronom. Jeśli ktoś woli prezent od pieniędzy to należy kupić prezent. Prezent ma ucieszyć obdarowanego a nie obdarowującego.

Odpowiedz
avatar dayana
2 2

Ale dawać takiemu np. 4-letniemu dziecku kopertę? Serio? Przecież to kompletnie głupie. To już lepiej wprost zapytać rodziców co by się ich dziecku przydało do X złotych. A jeszcze lepiej byłoby się zainteresować dzieckiem i zapytać je co chce od Mikołaja.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2020 o 23:47

avatar Schaedling88
0 0

@dayana Uważam, że dawanie pieniędzy to wcale nie jest taki zły pomysł. W Niemczech dawanie pieniędzy jako prezent to norma. Znam rodziny które swoim nowonarodzonym dzieciom zakładają konto oszczędnościowe albo jakaś lokatę na dzień dobry i pozwalają rodzinie, znajomym itp. to konto dodatkowo przy każdej możliwej okazji zasilać. Po maturze dzieciak ma jakiś tam kapitał na studia. Uprzedzając komentarze, wiem co to inflacja, ale Niemcy to naród kochający chorobliwie oszczędzać.

Odpowiedz
Udostępnij