Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O alkoholu i jego skutkach. Uprzedzam, że będzie obrzydliwie. Jak każdy, miałem…

O alkoholu i jego skutkach. Uprzedzam, że będzie obrzydliwie.

Jak każdy, miałem ja dziadków. Dziadek zmarł na choroby płucne ponad dekadę temu. Miałem ja babcię, która poczuła się samotna i w pewnym momencie postanowiła poukładać sobie życie. Znalazła sobie gdzieś wśród dalekiej rodziny kogoś, kogo można by od biedy nazwać moim szalenie odległym wujkiem i zamieszkali razem. Niestety, wujek był pijący. Nie awanturujący, ot po prostu lubił na wieczór się znieczulić. Ale nie tak lekko, że jednego drinka czy jedno piwko - tylko tak na łupnięcie jak bela w gaciach na łóżko i lanie pod siebie.

Żyć samemu smutno, z jednej emerytury jeszcze bardziej smutno, a że moja matka była dla babci finansowym utrapieniem, to już przesmutno. Więc babcia to znosiła, za dnia chodzili razem na zakupy, oglądali razem telewizję, cieszyli się swoją obecnością, a rano babcia rzucała paniami lekkich obyczajów ściągając kolejne prześcieradło z ceraty. Raz nawet wujek wyleciał z hukiem i po tygodniu wrócił potulnie i starał się uwalać jak bela nieco mniej.

Dlaczego był potulny, skoro to babci bardziej zależało finansowo? Ano dlatego, że syn wujka też pił. Bezrobotny, niepełnosprawny (nawet nie wiem, co mu było - miałem okazję go poznać, wyglądał zupełnie normalnie, mówił i chodził też, ale ponoć miał rentę na poziomie średniej krajowej), rozwiedziony, zamelinowany. Jako że wujek był głównym sponsorem wspólnego życia i samotnego picia, babcia robiła obiady z nadwyżką, którą to wujek regularnie woził do syna. Syn miał nieco dobytku po posiadanej przed czasem pijaństwa firmie, upierał się, że nie ma po co sprzedawać, jeszcze będzie używać. Jeszcze wrócą dobre czasy.

I tak sobie ten układ trwał - wujek miał wikt i opierunek, opiekował się synem, babcia miała finansowe wsparcie i kogoś w domu, ja wpadałem w weekendy z większymi zakupami. Ale nic nie trwa wiecznie i babcia zmarła na powikłania po zabiegu.

Wujek wył. Ale autentycznie, w życiu nie widziałem człowieka, któremu świat tak się zawalił. Tak nim to wstrząsnęło, że tydzień nie pił. Wprowadził się do niego mój ojciec, żeby go nieco przypilnować, żeby w ogóle jadł. No ale pierwszy szok minął - zaczęło się picie. Sam znalazłem go raz gołego na zasikanym dywanie, ojciec trafił kiedyś na efekty rozwolnienia pod ciśnieniem i chwiejnych prób dotarcia do łazienki. Próbowaliśmy go przez jakieś 2 tygodnie ogarnąć, ale staczał się coraz bardziej. Ojcu kończyła się cierpliwość (i ciężko go winić - nie jego cyrk, nie jego małpy, a to on poprawiał sprzątanie płynnego gówna po staruszku...), ale numer, który, cytując Króla Foltesta, przegiął pałę goryczy, miał dopiero nastąpić - wujek odstawił czajnik elektryczny na gaz. Że nie spalił wtedy chałupy, to jest jakiś cud.

Po tej akcji zapadła decyzja o eksmisji. Ja się, mieszkając z żoną, nie przeprowadzę, ojciec ma dość, jego rodzina średnio się poczuwała do odwiedzania dziadka, a jednak jako właściciel mieszkania miałem pewne obowiązki wobec sąsiadów - na ten przykład takie, żeby nie zginęli w pożarze. Wywalanie starszego, schorowanego człowieka z domu, w którym mieszkał, po tym, jak mu się świat zawalił, do przyjemnych nie należy i do tej pory mi serce pęka jak przypomnę sobie jego minę. No ale niestety, jakkolwiek paskudnie by to nie brzmiało, życie kilku rodzin z dziećmi w bloku jest nieco bardziej istotne, niż życie jednego staruszka.

I tak wrócił dziadek do syna, do meliny, której zdjęcia nadal mam na pamiątkę. Po około miesiącu zadzwoniłem do mieszkającej na tej samej działce, w innym domu, byłej synowej, zapytać co u wujka, bo telefonu nie odbiera - może mam wpaść, przywieźć mu coś, zakupy zrobić? Odpowiedź brzmiała - nie przyjeżdżać, nie zbliżać się, żyje podpięty do butelki we własnych płynach, ma już świerzb i kilka innych przyjemności. Dołączył do syna.

Niedługo potem pojechaliśmy z żoną na urlop. Po powrocie dowiedziałem się, że mogę szykować sobie wolne na pogrzeb. Syn, pozbawiony wsparcia logistycznego od ojca, zawinął się z tego świata niemalże równo rok później.

alkohol

by Grav
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Felina
7 7

Pijaństwo potrafi całkowicie odczłowieczyć. Był taki we wsi mojej rodziny. Produkował trunek ze spirytusu z wodą i tym handlował, mieszkał w jakiejś szopie, po wiosce łaził w samych gaciach, które w sumie były niewidzialne, bo cały był równo pokryty brudem. Zawinął się jakoś po czterdziestce. A pić zaczął chyba po tym, jak stracił pracę, bo w wyniku wypadku nie był do końca sprawny. Tak mówili. Tylko jego matki szkoda, bo do końca próbowała mu pomóc.

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
-5 15

Jest inny środek łagodzący stres i ból psychiczny, odprężający i łagodny w działaniu, o szkodliwości i potencjale uzależniającym nieporównywalnie niższym niż alkohol. Jest to marihuana. Nie uszkadza organów wewnętrznych (stosowana przy użyciu waporyzera), nie powoduje chorób, nie odczłowiecza, nie zmienia człowieka w zombie i ma zastosowanie medyczne. No, ale rekreacyjnie nie możesz sobie zapalić, bo to zły narkotyk jak uznały mądre głowy u władzy już dobre kilkanaście lat temu.

Odpowiedz
avatar singri
2 2

@Cut_a_phone: Nie kilkanaście, tylko dużo wcześniej. I nie nasze wadze były w tej kwestii pierwsze. Gdzieś mam o tym artykuł, choć nie wiem, czy "Świat wiedzy" jest dobrym merytorycznie źródłem. Wyszperać i streścić?

Odpowiedz
avatar Lapis
11 13

@Cut_a_phone: no nie do końca, marihuana pogłębia problemy psychiczne. Wśród palaczy jest 6x wyzszy odsetek chorych na schizofrenię, do tego dodajmy psychozy, napady paniki oraz depresję. Z tego wszystkiego wynika że marihuana tutaj by pomogła podobnie jak alkohol, albo i gorzej. Bezpieczna to jest dla zdrowych, stabilnych psychicznie i emocjonalnie osób.

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
-5 7

@singri: chodzi ci o propagandę przeciwko marihuanie prowadzonej przez rząd USA na początku XX wieku, w celu zniszczenia przemysłu konopnego, który zagrażał ugruntowanej pozycji innych przemysłowców? To znam temat mniej-więcej. @Lapis: też prawda. Ale generalnie jest mniej szkodliwą używką niż alkohol.

Odpowiedz
avatar Lapis
0 2

@Cut_a_phone: jak dla mnie to nie jest porównywalne, alkohol powoduje szkody fizyczne, marihuana psychiczne. Znalazłam informację, że u osób które paliły marihuanę nawet po latach utrzymuje się mniejsza podatność na leki psychotropowe i większe szanse na kolejne epizody psychiatryczne. Może jestem stronnicza, bo mam mamę z Chad, za pierwszym razem zdiagnozowanym jako schizofrenia (dużo urojeń i omamów), dla mnie to nie jest lekka i nieszkodliwa choroba. I nie zależy od woli i pilnowania chorego żeby nie pił i nie miał wznowy, tu wznowa po prostu się pojawia mimo brania leków itd.

Odpowiedz
avatar singri
0 2

@Cut_a_phone: Tak, dokładnie o to mi chodzi. Zauważ, że nawet zwykłe, siewne konopie są objęte tym złym "pi-arem". A np. szczerbus kiedyś mi wspominał, że marzy o konopnych portkach roboczych, bo to było podobno niezniszczalne. Ale nie wolno tak po prostu sobie konopii w ogródku posiać, bo zaraz się sąsiedzi zainteresują i zaczną rozpowiadać ploty o narkotykach...

Odpowiedz
avatar Renia
0 0

@Cut_a_phone: Zdecydowany sprzeciw wobec uzależnienia. Marihuana uzależnia, jest to uzależnienie niekoniecznie fizyczne, ale na pewno psychologiczne. Poza tym, regularnie stosowana powoduje problemy z motywacją, planowaniem działań, ogólnie funkcjami wykonawczymi.

Odpowiedz
avatar niki1990
1 1

U mnie było bardzo podobnie w rodzinie. Otóż brat mojej babci został z żoną na gospodarce, a obie siostry wyniosły się do miasta. Wujek zmarł dosyć szybko, zostawiając żonę z 3 synami i córką. Kilka lat później córka wyszła za mąż i wyprowadziła się do miasta, a synowie zostali. Żaden się nigdy nie ożenił, bo ciotka należała raczej do tych, które wychowują ekstremalne przypadki maminsynków. Oczywiście, jak to na wsi, ciągle pili. Pierwszy powiesił się jakieś 20 lat temu w wieku 34 lat. Żyli sobie tak powoli, ale jak ciotka zeszła z tego świata, to jej synowie totalnie odpłynęli. Jeden umarł pół roku po swojej matce, drugi rok. Oczywiście obaj zapili się na śmierć. A siostra po pogrzebie ostatniego po wejściu do domu rodzinnego zalała się łzami i zemdlała. Dom był w tak tragicznycznym stanie, że dopiero po 3 latach udało się go doprowadzić do porządku. Wszędzie butelki, aparatura do bimbru, brud, śmieci, szczury żywe i martwe... Jednym słowem tragedia.

Odpowiedz
avatar Tumulus
-1 1

Zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim był jakiś OPS. Wg mnie najbardziej niepotrzebna instytucja w tym Państwie. Założenia dobre, a wykonanie to jest jakaś totalna porażka.

Odpowiedz
Udostępnij