Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ło matko, nie przypuszczałam nawet, że znam tak pokręconych ludzi... Ostatnio spotkałam…

Ło matko, nie przypuszczałam nawet, że znam tak pokręconych ludzi...

Ostatnio spotkałam przypadkiem znajomą, której bardzo dawno nie widziałam. Stałyśmy tak sobie i rozmawiałyśmy o wszystkim, i rozmowa zeszła na zwierzaki domowe. Ona opowiedziała o swoim psie i króliku, ja o dwóch kotach, które znalazłam i przygarnęłam. Koleżanka zapytała jak tam nasze myszki się trzymają przy kotach. Nie powiem, zdziwiłam się, bo pytała o myszki, które miałam ponad 8 lat temu, a taka "standardowa" mysz albinoska żyje dwa/trzy lata, no może max cztery, ale to przy bardzo pomyślnych wiatrach. Gdzieś kiedyś czytałam o rekordzistce, która dożyła sędziwego wieku niemal pięciu lat, ale ponad osiem, to już jakaś fantastyka by była (i tak, jestem pewna, że pytała o te konkretne dwie myszy, żyjące u mnie te 8 lat temu, a nie np. o ich potomków, czy kolejne zwierzaki). Uświadomiłam ją, że te zwierzaki nie żyją tak długo, i nieopatrznie dodałam, że nasze żyły nawet krócej, bo niestety obie zginęły tragicznie. Koleżanka oczywiście zapytała co się stało, więc jej opowiedziałam, jako i wam teraz opowiem.

Jedną mysz "zamordowała" moja starsza córka, gdy miała coś koło dwóch lat (córka, nie mysz), bo w czasie gdy ja sprzątałam klatkę, myszy przebywające na stole były "pilnowane" przez młodą, i jedna z nich wlazła jej do rękawa. Córa chciała ją wyjąć, ale niefartownie mysz zdążyła już zawrócić, i została wyjęta za głowę, co skończyło się dla niej tragicznie. Córka bardzo to przeżyła, do tego stopnia, że musiałam jej zabronić o tym opowiadać, bo z każdą kolejną opowieścią miała coraz większe wyrzuty sumienia, i coraz bardziej płakała relacjonując śmierć myszy. Całą sytuację pamięta do dziś, a ma już prawie 12 lat. I nadal jest jej trochę przykro. Kiedyś nawet opisałam to zdarzenie w komentarzu na tym portalu. Natomiast druga mysz po śmierci koleżanki, żyła z nami jak królowa, bo skubana nauczyła się wychodzić z klatki, i całe mieszkanie było jej królestwem. Długo się później odzwyczajałam od uważnego patrzenia gdzie stawiam stopy chodząc po domu (plus był taki, że córa też była bardzo ostrożna, więc ominęły nas atrakcje typu "dziecko wbiegło w drzwi/meble i rozwaliło sobie twarz"). Mysza przychodziła nawet w nocy sypiać z nami w kącie narożnika. Strasznie inteligentne bydlę z niej było.

Niestety, któregoś dnia do drzwi zadzwoniła sąsiadka, i nasza dobra znajoma w jednym, mąż otworzył, zauważywszy, że sąsiadka jest ze swoim labradorem. Pies zlokalizował mysz wcześniej niż ja, wyrwał do przodu i chwycił ją w zęby zanim zdążyłam krzyknąć "nie!!", i choć po tym okrzyku natychmiast ją wypuścił, to jednak było już po myszy... Szczęście, że córa była w pokoju, bo przynajmniej tego nie widziała, a widok był zdecydowanie gorszy niż przy jej "zbrodni". Sąsiadka przepraszała nas jeszcze kilka miesięcy później, chciała kupić nam kolejną mysz, albo i dwie, ale uznaliśmy, że tej zagryzionej nie da się zastąpić, więc od tamtej pory nie mieliśmy już więcej myszek. Za to sąsiadka miała paskudne poczucie winy, choć bardziej zawiniliśmy my niż ona, bo trzeba było złapać zwierza zanim otworzyliśmy drzwi...

Kiedy skończyłam to opowiadać spotkanej koleżance, ta zrobiła minę jakby ją ktoś właśnie obrzucał gównem, po czym odpaliła się z taką intensywnością i fantazją, że nie udało mi się zapamiętać całości jej monologu. W mocnym skrócie chodziło jej o to, że jesteśmy chorymi sadystami, powinno się nas odstrzelić, naszą córkę skierować na jakąś terapię, albo też odstrzelić, psa sąsiadki uśpić, a ją samą gdzieś zamknąć. Poza tym należy nam odebrać nasze zgarnięte z ulicy koty, albo lepiej żeby same zdechły zanim je zamordujemy. o.O

Na koniec stwierdziła, że powinnam się cieszyć, że jest epidemia, bo jakby mogła do mnie podejść, to wybiłaby mi zęby i napluła w twarz (tego ostatniego próbowała, ale nie doleciało...) Dodała jeszcze, że powie wszystkim jaką psychopatką jestem, i zgłosi to wszystko. Zastanawiam się tylko gdzie ona chce to zgłosić, i komu zamierza o mnie opowiedzieć, bo wspólnych znajomych to my zbytnio nie mamy, a ci spośród moich znajomych, którzy ją znali, doskonale wiedzą jaki los spotkał moje myszy, i niewiele ich to obchodzi po tylu latach. A jak przyjaciółka mi kiedyś mówiła, że ona jakaś dziwna jest i za nią nie przepada, to się dziwiłam o co jej chodzi... Od teraz będę bardziej ufać jej opiniom o ludziach :)

by anulla89
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar livanir
15 21

@SirVimes: 1. Trąbić o tym trąbi się dopiero od niedawna. Sama z 10 lat temu nie słyszałam takich akcji, by w zoologu nie kupować. 2. Tu racja, ale jeśli mysz była stara lub chorowita, to lepsze dla niej, niż zmiana środowiska(jeśli nie chcieli kolejnej, to zostaje tylko oddanie. 3. Serio? Myszy może nie są specjalnie inteligentne jak np. szczury, ale to ciągle jednak ma więcej szarych komórek niż pół. Jeśli pokój był więc dostosowany(np. zablokowane szpary gdzie mogłaby wejść, ale łatwo utknąć/spaść za szafę). 4. Tutaj masz już 100% racji

Odpowiedz
avatar SirVimes
2 14

@livanir: 1. Ja wiem, ale wciąż - to tak na przyszłość. Zresztą, najabardziej polecam adopcje. 2. Owszem, oddać, bo sama się męczy. 3. Hmm, myszy to takie mniejsze, trochę głupsze, ale uroczy szczury. Ale mysz może wjeść gdzieś i nie móc wyjść, utopić się w szklance wody , misce (znam takie przypadki, to naprawdę straszna śmierć dla zwierzaczka), zostać przypadkiem nadepnięte, przejechane, rozsmarowane, nawet czymś. Plus ciężko toto potem złapać. Szczura ciężko złapać jak ma wybieg i wlezie gdzies pod szafę, a mysz?

Odpowiedz
avatar anulla89
15 27

@SirVimes: @SirVimes: 1. Te konkretne myszy nie były z zoologicznego, ale "żywotność" mają zbliżoną, wzmianka o sklepie miała służyć temu, że myszy były hodowlane, a nie polne. A nie były z zoologa właśnie ze względu na to o czym piszesz, bo choć te 10 lat temu jeszcze jakoś bardzo ludzi nie uświadamiano w tej kwestii, to ja, jako, że w liceum miałam kilka szczurów, zdawałam sobie z tego sprawę. Dlatego, poza jednym zwierzakiem kupionym jak miałam z 10 lat, nigdy nie kupiłam żadnego zwierza w sklepie zoologicznym. 2. Najpierw były dwie, a ponieważ były urodzone w tym samym miesiącu, zakładaliśmy, że pożyją mnw. tyle samo. Druga nie żyła sama tak znowu długo, rozważaliśmy już przyprowadzenie jej towarzystwa, ale zmarła tragicznie zanim się na to zdecydowaliśmy. 3. Tu akurat racja, ale cholery nie dało się powstrzymać, więc zamiast z nią walczyć o nie wychodzenie, dostosowałam w miarę możliwości mieszkanie, żeby sobie krzywdy nie zrobiła. A akurat z wyciąganiem jej z ciemnych zakamarków nie było problemu, bo jak pisałam była naprawdę inteligentna, i wyłaziła sama kiedy w odpowiedni sposób się na nią postukało i poskrobało po podłodze. 4. A skąd pomysł, że dziecko było ze zwierzami bez nadzoru? Kucałam tuż obok czyszcząc klatkę. Córa była poinstruowana, i przestrzegała instrukcji, że ma myszy nie zaczepiać, nie brać do rąk, ręce może trzymać na stole, ale ma nie próbować zwierzaków łapać, czy głaskać jak nie stoję tuż nad nią. Wypadek z myszą był naprawdę wypadkiem, a nie zaniedbaniem, bo córa przestraszyła się kiedy mysza ją połaskotała i zadrapała, dlatego próbowała ją wyciągnąć. Sama doszła później do wniosku (dwulatka zaznaczam), że powinna była jakoś dać mi znać co się dzieje, ale przestraszony maluch nie jest najbardziej racjonalną istotą na ziemi. Wbrew temu co sobie wyobrażasz, zdaję sobię sprawę z tego, że zwierzęta mają uczucia, i że nie są zabawkami. Dlatego m.in. dziecko "pomagało" mi w opiece nad zwierzakami, żeby też się tego nauczyć. Owszem, w kwestii odejścia myszy mam sobie conieco do zarzucenia, ale nazywanie mnie chorą sadystką to jakiś kompletny kosmos. Mam nadzieję, że poprostu cię poniosło, a nie że jesteś psycholem pokroju opisanej dziewczyny... Dodam, że te myszy miałam, jak jest zaznaczone kilkukrotnie, ładnych parę lat temu, więc tym bardziej pisanie i mówienie mi w czasie teraźniejszym, bez wiedzy na temat tego jak obecnie wygląda mój stosunek i poziom wiedzy o zwierzętach domowych, że jestem nienormalna jest conajmniej słabe.

Odpowiedz
avatar szafa
1 3

@anulla89: Mysz to nie chomik... moja myszka całe życie łaziła po całym mieszkaniu i nigdy nic jej się nie stało, zdechła ze starości. Chomik owszem, jak kiedykolwiek udawało mu się uciec na mieszkanie, to zawsze był potem problem.

Odpowiedz
avatar minutka
7 7

Szkoda mychałów...

Odpowiedz
avatar anulla89
5 11

@minutka: Ano szkoda... Ale przynajmniej pierwsza nie zmarła zupełniie na marne, bo córka (choć wcześniej też nie miałam powodów do narzekania) od tamtej pory podchodziła do zwierząt z niemal nabożną czcią, i nigdy żadnego nie ruszała bez wyraźnego pozwolenia. I mało tego, dyscyplinowała dzieciaki w swoim otoczeniu, i tłumaczyła, że zwierzątka są delikatne, można im zrobić krzywdę nawet niechcący, i dlatego trzeba uważać, dobrze je traktować i nie męczyć.

Odpowiedz
avatar minutka
3 7

@anulla89: Zuch dziewczyna!

Odpowiedz
avatar black_lemons
8 16

Pominąwszy kwestie właściwej czy niewłaściwej opieki nad myszami, zastanawia mnie, dlaczego uznałaś, że należy opowiedzieć koleżance ze szczegółami o tym, jak myszy zostały uśmiercone? Bo sposoby, w jakie zginęły, są jak z horroru... Szczerze mówiąc, sama zaczęła bym kwestionować twoje podejście do posiadania zwierzaków. Gwałtowna reakcja koleżanki to jak rozumiem twoja fantazja literacka?.. Bo jeżeli ktoś chciałby na mnie napluć i zrobił tak dziką awanturę, to uznałabym tę osobę za niezrównoważoną psychicznie...

Odpowiedz
avatar digi51
3 5

@black_lemons: no wydaje mi się, że autorka to właśnie zrobiła, skoro nazywa koleżankę "pokręconą".

Odpowiedz
avatar Habiel
8 14

@digi51: Piszesz o autorce, która miała historię o tym, jak kolega zwierzył jej się, że jego (chyba była) kobieta miała problemy ze swądem z pochwy. Nie wiem, gdzie ona zniknęła, ale sam fakt, że uznała taką opowieść za stosowną na tę stronę, świadczy, że albo historia jest bardzo podkoloryzowana albo wręcz fikcyjna.

Odpowiedz
avatar digi51
0 2

@Habiel: nie wiem, o czym do mnie piszesz, odnoszę się tylko do stwierdzenia, że uznanoby taka osobę za niezrównoważoną psychicznie, z tekstu wynika, że autorka właśnie za taką ją ma, czy ja napisałam coś o wiarygodności tej historii albo autorki?

Odpowiedz
avatar anulla89
1 9

@black_lemons: Opowiedziałam, bo dopytywała. Najpierw ograniczyłam się do stwierdzenia, że nasze myszy niestety odeszły przedwcześnie. Zapytała co się stało, więc usciśliłam, że obie były ofiarami nieszczęśliwych wypadków. Dopytywała dalej, więc dopowiedziałam, że jedną niechcący udusiła moja dwuletnia wtedy corka, a drugą dopadł pies sąsiadki. Dopytywała dalej, więc opowiedziałam to co stoi w historii. W czasie rozmowy zachowywała się normalnie, dopiero potem wybuchła, dlatego właśnie uznałam, że coś z nią jest jednak nie tak. @Habiel: zdecydowanie była kobieta, a historia zniknęła na prośbę kolegi, tak samo jak na jego prośbę się pojawiła. I szczerze mówiąc moja wiarygodność w ocenie ludzi których nie znam jest dla mnie dość mało znacząca, ja też nie wierzę we wszystko co ludzie tu wrzucają :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 kwietnia 2020 o 18:19

avatar anulla89
1 5

@anulla89: wycięło mi z edycji: Właśnie to jak zareagowała sprawiło, że ta historia w ogóle się tu znalazła. Znajoma może i nie była jakąś bliską mi osobą, ale jednak znała mnie kiedyś na tyle dobrzr, że wiedziała, że w moim domu nie krzywdzi się zwierząt, ba, nawet kiedyś była trochę zaangażowana w akcję szukania domu dla kota którego znalazłam, a nie mogłam wtedy zatrzymać, dlatego tym bardziej zszokowało mnie to co, i jak mówiła.

Odpowiedz
avatar Jorn
4 8

Czy to takie dziwne, że osoba, z którą się dawno nie widziałaś nie pamięta, kiedy ostatnio widziała twoje myszy? I że nie wie, jak długo myszy żyją?

Odpowiedz
avatar anulla89
1 1

@Jorn: Absolutnie nie, w przypadku większości ludzi, ale ta akurat osoba uważa się z "eksperta" w kwestii zwierząt domowych, począwszy od psów, kotów i gryzoni właśnie, przez rybki i inne zamieszkujące terraria i akwaria, a na papużkach skończywszy. Mój błąd, że nie napisałam tego w histori, a to chyba jednak istotny szczegół :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 kwietnia 2020 o 0:31

avatar aegerita
3 11

Jeśli reakcja znajomej była taka, jak odpisałaś, a nie ubarwiona na potrzeby historii, to bez dwóch zdań nawiedzona osoba, a takiego zachowania Twoja opowieść w żaden sposób nie usprawiedliwia. Oczywiście z kolei chamska reakcja w żaden sposób nie umniejsza Twojej winy. Sadystką bym Cię na pewno nie nazwała (bo w moim odczuciu sadyzm oznacza po pierwsze umyślne robienie krzywdy, a po drugie czerpanie z tej krzywdy przyjemności; tutaj nie widzę nic takiego), ale wykazałaś się nieodpowiedzialnością i bezmyślnością, które skończyły się tragicznie dla obu myszy. Najbardziej niepokojący nie jest fakt, że popełniłaś błąd. Jesteśmy tylko ludźmi, wszyscy popełniamy błędy. Sama lata temu zrobiłam potworną głupotę, którą jeden z moich kotów mógł przypłacić życiem. Moja wina, ówczesna niewiedza mnie nie usprawiedliwia, zostało mi po tym wydarzeniu poczucie winy i wnioski wyciągnięte na całe życie. Brakuje mi Twoich wniosków. Bo o ile piszesz, że zawiniłaś nie łapiąc myszy przed wejściem psa do domu, to zrozumiałaś chociaż, jak tragicznym pomysłem było powierzenie DWULATKOWI opieki nad jakimkolwiek żywym stworzeniem? Nie rozumiem, jak można być tak nieodpowiedzialnym... Dałabyś DWULATKOWI psa, żeby wyprowadził go na spacer? Dobrze, że córka wyciągnęła z tego lekcję na temat obchodzenia się ze zwierzętami. Lepiej by było, gdybyś Ty wyciągnęła lekcję na temat odpowiedzialnej opieki. Trochę nie na temat - super, że masz dwa koty, a nie jednego. To nie są zwierzaki stworzone do samotnego życie, więc świetnie, że mają towarzystwo.

Odpowiedz
avatar anulla89
0 4

@aegerita: To co niżej + nie, nie dałabym dwulatkowi wyprowadzić psa na spacer, ale stanie przy stole i patrzenie na dwie myszy, kiedy ja jestem tuż obok, to nie to samo co samodzielny spacer z psem. A o drugiego kota stoczyłam zażarty bój z mężem (jeszcze czasem marudzi, ale nie ma siły przebicia), właśnie dlatego, że szkoda mi było jednego futra jak łaziło takie samotne po domu :)

Odpowiedz
avatar Aniela
2 10

Nie jestem zwierzolubem ale tak obie sytuacje sa piekielne przez ciebie. Nie dziwie się, że koleżanka boi się o koty... Oczywiście piekielna jest. Krzyki i próba oplucia nie należy do nornmalnych reakcji ale dawać 2 latce do popilnowania żywe stworzenie? Serio?

Odpowiedz
avatar anulla89
-3 7

@Aniela: Ale wiesz, to nie było pilnowanie w stylu "masz tu zwierza i jesteś w 100% odpowiedzialna za jego dobrostan", tylko "pilnowanie", tzn. ja kucam metr obok, a ty sobie popatrz na myszy i daj znać jakby próbowały złazić ze stołu. Wypadki mają to do siebie, że są raczej niespodziewane, bo gdyby przyszedł mi do głowy scenariusz, który się wydarzył, to bym mu zapobiegła. Nie raz wcześniej robiłyśmy dokładnie to samo, myszy latały po stole, córka miała radochę obserwując, i wszystko było ok. Owszem, jest w tym moja wina, nie przeczę, z sytuacji wyniosłam naukę i jestem ostrożniejsza, córka tak samo. Szkoda myszy, ale nie przesadzajmy, tym bardziej, że chyba każdy zrobił w życiu coś czego żałuje, a dałoby się tego uniknąć przy większej ostrożności.

Odpowiedz
avatar szafa
-1 5

Tak się zastanawiam, ile z tych osób atakujących Cię w komentarzach jest weganami... bo tylko w takiej sytuacji zrozumiem ich irytację.

Odpowiedz
avatar anulla89
0 4

@szafa: Wstawiając tu cokolwiek liczę się z tym, że na milion procent ktoś będzie miał mi coś do zarzucenia, poza tym zdaję sobie sprawę z własnych wad, błędów, zaniedbań, itd., itp., dlatego zazwyczaj staram się odpowiadać na pytania, ignorować ewidentne ataki (tu akurat nie ma ich znów tak dużo, ani nie są mocno drastyczne, nie raz widziałam jak autorzy byli mieszani z błotem(czasem słusznie, czasem nie), ja obrywam "lajtowo", i nawet nie całkiem za darmo), i nie przejmować zbytnio bzdurną krytyką (tą uzasadnioną biorę pod rozwagę, o ile sama wcześniej nie doszłam do takich wniosków), jedyne co mnie smuci, to fakt, że dawniej na tej stronie ludzie skupiali się głównie na właściwych "bohaterach" historii, a uwagi odnośnie zachowania opisującego zdarzały się marginalnie, i raczej w sytuacji kiedy ewidentnie dowalił gorzej niż rzekomy piekielny, a teraz mam wrażenie, że po przeczytaniu historii ludzie bardziej skupiają sie na wypunktowaniu tego, co autor zrobił źle, zupełnie pomijając, lub w małym procencie odnosząc się do opisywanych sytuacji. No ale tak się zmienił profil użytkowników posiadających tu konta, i wrzucając historię jestem tego świadoma.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 kwietnia 2020 o 15:30

avatar PaniWrzos
1 5

Dramat, z obu stron. Koleżanka jasne, ma problemy z pohamowaniem emocji, ale Ty? Ty masz chyba generalnie jakiś problem z sobą. Wyjaśnię to tak: Wiele osób na świecie ( w tym ja i możliwe, że ta koleżanka) traktuje zwierzęce życia na równi z ludzkimi. Taką niektórzy mają emocjonalność, potrzebę serca, tacy są. W związku z tym wiele osób nie jest w stanie przełknąć kawałka mięsa, bicie psa przeraża tak jak bicie dziecka, śmierć to śmierć, ból to ból. Nic w tym złego, tak bywa i chociaż społeczeństwo lubi zdejmować z siebie odpowiedzialność za okrucieństwo przez szkalowanie takich jednostek to zdecydowanie nigdy nie ma nic złego w odpowiedzialności i empatii. I teraz wpadasz Ty opowiadając beztrosko jak przez Twoją durnotę straciły życie dwie istoty, ale „hej, to było dawno, to zrobiło dziecko, no przecież było mu przykro, to tylko myszy, lol”. Dla mnie równie dobrze mogłabyś opowiadać jak pies zeżarł niemowlaka. No przecież Ci przykro, no następnym razem przypilnujesz tych drzwi. No obżydliwe. Z punktu widzenia myszy bolało tak samo jak bolałoby człowieka, dla niej nie ma różnicy. Ja wiem w jakim ja świecie żyje, wiem, że zwierzęce życia są mniej szanowane niż ludzkie, ale to wciąż straszne, z jaką lekkością ludzie to tego podchodzą. Gdybyś mnie uraczyła taką uroczą opowiastką rodzinną to nie wyzywałabym Cię ale zastanawiała co uszkodziło Ci te ośrodki w mózgu odpowiedzialne za empatię i krytyczne myślenie. I że chyba nie powinnaś opiekować się ani żadnym zwierzęciem, ani dzieckiem, ani czymkolwiek.

Odpowiedz
avatar wrukw
-1 3

@PaniWrzos: Czuj się wyróżniona, bo właśnie twój komentarz był tym, który skłonił mnie do założenia wreszcie konta. A teraz koniec wątpliwych zaszczytów, będę (możliwe, że boleśnie) szczery. Po przeczytaniu twojego komentarza pomyślałem "no idiotka", ale zaraz potem się zreflektowałem, i stwierdziłem, że raczej bardzo młoda dziewczyna, albo wybitnie emocjonalna kobieta. Żeby nie powielać twoich błędów i nie oceniać cię tylko na podstawie jednej wypowiedzi, tak, jak ty zrobiłaś to w stosunku do autorki, postanowiłem przejrzeć (z grubsza, zaznaczam) kilka twoich ostatnich komentarzy (autorkę też odrobinę "obczaiłem", ale o tym później). I z jednego z twoich komentarzy wynika, że masz w tej chwili 27 lat, a to już moim zdaniem wiek w którym kobieta powinna mieć wystarczająco dużo rozumu, żeby nie pisać poważnie takich rzeczy jak ty powyżej. Ale może mam zawyżone standardy przez sensowne kobiety w moim otoczeniu... Co do reszty, wygląda na to, że albo jakaś nastolatka włamała ci się na konto i spłodziła powyższy komentarz, albo jesteś wyjątkowo przewrażliwiona na punkcie zwierząt, bo większość tego co widziałem pozwalałoby sądzić, że jednak nie głupia z ciebie kobieta. Otóż droga Pani Wrzos, jeśli naprawdę wyciągnęłaś takie wnioski o autorce jakie przedstawiasz, na podstawie tej historii i jej komentarzy pod nią, to albo jesteś durna, ale tę opcję jiż wykluczyłem, albo bardzo mocno niesprawiedliwa w swojej ocenie. Skąd się wzięła tak emocjonalna i nie obiektywna ocena mogę się tylko domyślać, ale dlaczego jest niesprawiedliwa, już ci wyjaśniam. Każdy średnio inteligentny człowiek, po przeczytaniu ze zrozumieniem historii i komentarzy, powinien zauważyć, że autorka widzi swoją winę, nie wypiera się jej, ani nie bagatelizuje. Nie "wpada opowiadając beztrosko", tylko odpowiada na zadane jej przez koleżankę pytania. Wyciągnęła odpowiednie wnioski, na podstawie których skorygowała swoje zachowania. I zdecydowanie nie widzę nigdzie w jej wypowiedziach zwrotu "to tylko myszy", ani "to było dawno"(jako usprawiedliwienia), a już zupełnie nie widzę wesołości wyrażonej w twoim >lol<. Ja widzę kobietę, która ma świadomość, że w jakimś sensie dopuściła do śmierci dwóch myszy, i jest jej z tego powodu przykro, widzi i rozumie swoje błędy, dzięki czemu już ich nie popełni. Nam natomiast opisuje w zasadzie suche fakty. Nie byliśmy przy tej rozmowie, ale mocno wątpię, żeby wyglądała tak idiotycznie jak to przerysowałaś. Może nadinterpretuję, ale nie wydaje mi sie, żeby autorka z przyjemnością, czy choćby półuśmiechem, opowiadała koleżance o losach myszy. I równie mocno wątpię, żeby jej koleżanka, jak napisałaś, traktowała ludzkie życie na równi ze zwierzęcym, skoro za nieumyślne dopuszczenie do wypadku chciała "odstrzelić" autorkę, jej męża i córkę, uśpić psa sąsiadki, ją samą zamknąć, a kotom autorki życzy rychłej śmierci. Jeśli serio wg. ciebie tak wygląda sprawiedliwość wobec zwierząt, to ja postoję... A ty autorko jesteś dla mnie w tej sytuacji mega mistrzynią, bo ja czytając większość komentarzy raczej nie dał bym rady tak spokojnie odpowiadać, i chyba bym kogoś zwyzywał, gdyby w ten sposób pisano do mnie o takiej sytuacji... I nie tylko tu, bo przed założeniem konta czytałem także historię o której wspomina Habiel (tylko nie zwracałem wtedy uwagi na autora), i komentarze pod nią, gdzie też ludzi nieźle poniosło, a mimo to zachowałaś klasę w odpowiedziach, a teraz, jak pisałem wyżej, przejrzałem twój profil, i (na tyle, na ile to możliwe przy tak niekompletnych informacjach jak kilka historyjek i trochę komentarzy) uważam, że całkiem sensowna z ciebie babka, i chętnie widziałbym kogoś takiego wśród swoich znajomych. Tak więc nie przejmuj się bzdurami, i pisz dalej, bo większość twoich historii jest ciekawa i nie najgorzej napisana. Pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar idk
0 2

@wrukw: Przed chwilą założyłam konto tylko dlatego żeby napisać, że się zgadzam z tobą. Mi to wygląda na to że ktoś sobie na siłę dopowiada rzeczy żeby się wyżyć w internecie. Jestem ciekawa ile z tych osób jadących po autorce nigdy nie zachowało się źle :))

Odpowiedz
Udostępnij