Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jakiś czas temu firma, która wynajmowała drugi dom moich rodziców, wypowiedziała najem.…

Jakiś czas temu firma, która wynajmowała drugi dom moich rodziców, wypowiedziała najem. Otworzyło mi to ścieżkę do samodzielności, nie wahałam się i po paru dniach zaczęłam generalny remont. Dom został podzielony parę lat temu na 6 mieszkań, każdy z osobnym wejściem, ponieważ jego lokalizacja znajduję się w ścisłym centrum miasteczka. Za zgodą wszystkich mieszkańców podwórko (pomijając fakt, że jest własnością moich rodziców i nie musieli mieć zgody mieszkańców), zostało przerobione na miejsca parkingowe. Firma, która wynajmowała od około 4 lat dom, nie korzystała z tego parkingu.

Jakież było zdziwienie gdy nagle trafił tam mój samochód. Ponieważ mieszkańców ten fakt bardzo zaintrygował, bo zaczęłam stawiać na ich miejscach parkingowych samochód, postawili z dnia na dzień dwie blokady parkingowe. Aby bardziej uprzykrzyć mi parkowanie, jedna z sąsiadek pomimo "rezerwacji" miejsca, samochód postawiła obok swojej blokady. Moi rodzice to spokojni ludzie, nie lubią konfliktów, dlatego powiedzieli mi abym stawiała auto na wolnym jeszcze miejscu...

Pojechałam do rodziców na weekend i kolejne zdziwienie w niedzielny wieczór. Wszystkie miejsca były objęte blokadami, a na blokadach wisiały tabliczki napisane markerem z numerami rejestracyjnymi samochodów. Przez brak możliwości zaparkowania, moje auto wylądowało paręset metrów od domu. Rano powiadomiłam o tym fakcie tatę, który zjawił się tuż po tym jak wróciłam z pracy. Oznajmił mi, że jutro wszystkim się zajmie. Nazajutrz zadzwonił do firmy zajmującej się ogrodzeniami, usunął wszystkie blokady, poprosił mieszkańców o usunięcie z placu samochodów (ich oburzenie można napisać w oddzielnej piekielności). Po paru dniach podwórko zostało ogrodzone tak, że mieszkańcy mają jedynie swobodny dostęp do wejścia na piechotę do swoich mieszkań, natomiast ja mam ogrodzony parking :)

Ps. Jeden z mieszkańców, ten który zainicjował blokady, nie chciał usunąć swego auta, została wezwana policja, a jego auto zholowane na jego koszt.

Pod Warszawą

by ~ReturnApif
Dodaj nowy komentarz
avatar hulakula
24 36

usunięcie samowolnie postawionych blokad: popieram. ale czy jednak nie można było z najemcami porozmawiać i wyjaśnić sytuację? ewntualnie właśnie wyznaczyć miejsca parkimgowe tak, żeby inni najemcy za drobną opłatą też z nich mogli korzytsać? bo jednak - zaczynanie mieszkania pod jednym dachem z innymi osobami- od takiego "stawiania spraw na ostrzu" zamiast jakiejś komunikacji, nie wróży zbyt dobrze na przyszłość. potem się zdzwiwisz jak przez płot ktoś ci auto obrzuci jajkami itp.

Odpowiedz
avatar jass
18 34

@hulakula: Tylko kto tu zaczął stawiać sprawę na ostrzu noża? Mieszkańcy zamiast z dziewczyną pogadać urządzili jej z miejsca głupią wojnę podjazdową. Nie przewidzieli, biedni, że to córka właścicieli. Ja tam na jej miejscu po takiej chamskiej akcji też bym ręki pierwsza nie wyciągała, bo i z jakiej racji? Co innego gdyby przyszli przeprosić i spróbowali się teraz jednak grzecznie dogadać. A jak będą jej robić dalsze problemy, to skoro dom jest w centrum miasta to znalezienie nowych najemców na ich miejsce pewnie nie jest wielkim problemem. Takich, którzy od początku będą znali zasady i nie będą robić cyrku jak dzieciaki w przedszkolu.

Odpowiedz
avatar digi51
-1 27

@jass: No, ale z historii nie wynika, że sąsiedzi wiedzieli, że auto należy do kogoś, kto teraz w budynku mieszka. Może wystarczyło by powiedzieć: "Hej, mieszkam teraz w tym budynku, to mój samochód, proszę przestać stawiać blokady, bo też chcę móc normalnie zaparkować." Ja znam mnóstwo aut z widzenia, a nie mam pojęcia, do kogo należą ani tym bardziej, gdzie mieszka właściciel. Może się to wydawać śmieszne, ale pod blokiem moich rodziców notorycznie parkują auta ludzi z sąsiedniej ulicy, wiadomo, że miejsca parkingowe są publiczne, więc nic z tym nie można zrobić, ale trochę to denerwuje, że oni sobie parkują u nas, bo miejsca i sama ulica jest szersza. Nie popieram stawiania jakichś blokad i "zawłaszczania" miejsc i tak, mieszkańcy powinni najpierw poszukać innego rozwiązania i kontaktu z kierowcą auta, ale to autorka i jej rodziny bardziej byli w pozycji do wyjaśnienia sytuacji, a wykazali się co najmniej buractwem. To raczej nie te czasy, że wynajmujący jako usługodawca jest panem i władcą, też powinien wykazać się dobrą wolą wobec osób, dzięki którym zarabia i wcale mi się nie wydaje, aby w MIASTECZKU był tak wielki popyt na wynajmowanie mieszkań.

Odpowiedz
avatar hulakula
10 16

@jass: bo to, że rodzice są właścicielami podwórka jeszcze niewiele znaczy. POPIERAM, że usunęli samowolnie postawione blokady. ale serio ILE ich kosztowało powiedzenie, że ten konkretny samochód należy do najemcy - nawet bez wdawania się w szczegóły czy to córka, czy kochanka, czy ktokolwiek. albo wystarczyło - jak wspomniałam- powiedzieć najemcom, że im też za stosowną opłatą udostępnią ten parking.

Odpowiedz
avatar syphar
9 21

@hulakula: z opisu wynika, że oni dobrze wiedzieli, że jest to auto należące do autorki MIESZKAJĄCEJ od teraz w tym budynku. To, czego nie wiedzieli, to że jest ona córką właściciela. Jakby nią nie była, to by jej pięknie uprzykrzali życie.

Odpowiedz
avatar digi51
0 14

@syphar: tak? A z którego fragmentu wynika, że wiedzieli że właściciel auta mieszka w budynku?

Odpowiedz
avatar jass
13 23

@digi51: Raz, że mowa jest o podwórku przy konkretnym domu. Dwa - takie blokady jednak coś tam kosztują, wątpię żeby nagle wszyscy mieszkańcy solidarnie postanowili się od razu szarpnąć na zakup gdyby podejrzewali, że auto należy do kogoś mieszkającego gdzie indziej, zamiast właśnie najpierw spróbować znaleźć takiego właściciela auta i powiedzieć mu, że na ich podwórku parkować nie może. To wygląda na czysty instynkt terytorialny, wprowadziła się jakaś nowa i bezczelna myślała, że wolno jej korzystać z parkingu.

Odpowiedz
avatar hulakula
1 17

@jass: w żadnym miejscu nie jest powiedziane, że inni lokatorzuy wiedzieli do kogo należy auto. jeśli właściciele zrobili parking na podwórku- to serio- do najemców nie należało zgadywanie, że to z uwagi na córkę. serio naprawdę wystarczyło porozmawiać/poinformować. i po drugie: z jakichś powodów ludzie WCZEŚNIEJ korzystali z tego podwórka jako parkingu, być może to ustalili to sobie ustnie przy wynajmie z właścielami, cokolwiek. wystarczyło minimum dobrej woli.

Odpowiedz
avatar digi51
-1 23

@jass: najtańsza blokada to koszt 50zł. Osobiście uważam, że lokatorzy zachowali się jak buraki, ale niestety rodzina autorki także. Taka tam historia typu "potraktowali mnie jak wieśniaczkę, a nie wiedzieli, że jestem księżniczką i tatuś utarł im nosa". Widać, że nikomu tu nie zależało na polubownym rozwiązaniu konfliktu, a powinno zależeć obu stronom.

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
7 19

@hulakula: ale po co z nimi rozmawiać i wyjaśniać? Zachowali się jak najgorsza hołota i tak też zostali potraktowani. Prawidłowo.

Odpowiedz
avatar urbankrwio
7 13

@digi51: A co miała chodzić po sąsiadach i wyjaśniać im, że tu mieszka i jeszcze prosić o zgodę na stawianie auta? chyba kpisz... tym "somsiadom" się to należało już za sam fakt zakładania blokad bez poinformowania właścicieli terenu BO IM SIĘ NALEŻY... roszczeniowych ludzi trzeba trzymać krótko bo się rozpanoszą jak madki bombelków...

Odpowiedz
avatar digi51
-2 10

@urbankrwio: nie "miała", ale mogła. Napisałam już - zachowanie sąsiadów z najniższej półki, ale jakby nie patrzeć to klienci "tatki" więc można było próbować sytuację wyjaśnić i załagodzić, bo o dobrego lokatora też ciężko, a jeśli są tacy beznadziejni to wymówić najem i szukać lepszych - ale wątpię, aby w MIASTECZKU tak łatwo było o nowego, lepszego lokatora. Jak Twój klient jest idiotą to traktujesz go z buta czy raczej i na niego plujesz czy tylko przewracasz oczami i szukasz rozwiązania problemu?

Odpowiedz
avatar nyktimene
9 13

@digi51: Podwórko nie było własnością wynajmujących mieszkania. Miejsca parkingowe tez zapewne nie były częścią umowy wynajmu, skoro powstały, kiedy lokatorzy już byli - po prostu właściciel parkingu nie zabronił im parkować. Zapewne jednak nie zabronił też nikomu innemu (np. tabliczką na bramie "parking prywatny do wyłącznego użytku mieszkańców"). Tak więc NIEZALEŻNIE, czy autorka tam mieszka, czy nie, mieszkańcy nie mają prawa decydować o tym, czy wolno jej parkować. Stawianie blokad z numerem rejestracyjnym jest samowolą. Skoro blokady pojawiły się już po pierwszym parkowaniu autorki, można podejrzewać, że były kupione już wcześniej, aby odstraszyć innych amatorów parkowania. Instynkt terytorialny - obsikać co moje.

Odpowiedz
avatar digi51
5 13

@nyktimene: Mogę napisać kolejny raz - stawianie blokad jest nielegalne i wieśniackie. Legalne, ale wieśniackie jest stawianie swojego auta regularnie pod cudzym domem (tak mogli myśleć sąsiedzi). Również legalne i wieśniackie jest stawianie przed właściciela nieruchomości ogrodzenia pozbawiającego mieszańców możliwości parkowania, BEZ jakiejkolwiek próby dialogu. I nie mam tu na myśli dialogu typu: "Przepraszam państwa, czy byliby państwo uprzejmi przestawiać stawiać swoje nielegalne blokady, aby moja córka także mogła parkować pod domem, w którym teraz mieszka?", ale chociażby stanowczy zakaz i ostrzeżenie wobec lokatorów. Żaden normalny wynajmujący nie kopie lokatora po żebrach "bo może" tylko albo wypowiada najem, jeśli nie widzi możliwości dogadania się albo właśnie stara się dogadać. I argument o tym, że "nie musi" może pochodzić tylko od osób, które w życiu nic nie wynajmowały i wydaje im się, że własna nieruchomość na wynajem to już Bóg wie jakie krezusostwo i można przebierać w lokatorach jak jabłkach na targu.

Odpowiedz
avatar Etincelle
1 11

@hulakula: czyli co? Ktoś sobie rości prawo do cudzego parkingu, ustawia tam zakazy i utrudnia życie upoważnionej do korzystania z niego osobie, a właściciel z tego tytułu ma być zobowiązany do czegokolwiek (tu: do polubownego załatwienia sprawy tak, żeby tym, co konflikt rozpoczęli, było milutko)? No nie. Nie można narzucać sposobu postępowania biorącego pod uwagę dobro danej osoby komuś, kto przez tę osobę został pokrzywdzony, nawet jeśli ta krzywda to "tylko" zajmowanie cudzej własności. Zrozumiałabym krytykę zachowania właściciela, gdyby to najemcy zaczęli od rozmów, a on ot tak odebrał im możliwość parkowania. Jednak w momencie, w którym oni zaczęli tak jak w historii, właściciel ma pełne prawo nie przejmować się ich wygodą.

Odpowiedz
avatar hulakula
5 7

@Etincelle: wróćmy do punktu wyjścia; NA ŻADNYM ETAPIE właściciel nie poinformował najemców o tym dlaczego coś robi. skoro najemcy parkowali na podwórku- to mogli założyć, że po prostu właściciel inwestuje w porządny parking, cokolwiek. właściciel NIE MUSIAŁ się tłumaczyć, że jednym z najemców jest jego córka, wystarczyło poinformować innych, że jest ktoś nowy, kto też ma prawo do parkowania przy budynku. to, że jest właścicielem, to jeszcze nie znaczy, że sobie wszystko może. nie mógłby np. walnąć dużego billboardu na ścianie budynku. poza tym: zgaduję, że córka jest dorosła- i SERIO nie umiała odezwać się do innych najmeców, tylko sprawy załatwiać tatusiem? TAK, nadal uważam, że to, że najemcu postawili samowolnie blokady jest BURACTWEM i PROPSUJĘ usunięcie. ale serio, mozna to było załatwić na wiele róznych sposobów- przede wszystkim rozmawiając.

Odpowiedz
avatar Shi
-1 5

@digi51: co Ty masz do tego miasteczka? :D Raz chciałam zamieszkać w miejscowości, którą można nazwać "miasteczkiem" chociaż praw miejskich nawet nie miała... ni grzyba. Ogłoszeń mało i rozchodzą się jak świeże bułeczki. Innym razem typowe już miasteczko, szukam mieszkania na wynajem. Obojętnie gdzie, bo cała miejscowość to nawet nie ma 4×3 km (ale zagęszczenie ludzi... masakra). Dzwonię 30 minut po dodaniu ogłoszenia - "a przepraszam, już podpisaliśmy umowę". Gdyby to był odosobniony przypadek... ze 2 miesiące szukaliśmy mieszkania, a ogłoszenia codziennie jakieś były, jednak 90% przypadków to "już mamy chętnych" (10% to albo za duże albo cena z kosmosu). Z tymi 4×3 km to nie przesadzam... ale komunikacja dobra do innych miast, więc popyt był srogi.

Odpowiedz
avatar digi51
2 4

@Shi: Z kilku powodów, z czego głównym jest to, że jakiś czasu chcąc zainwestować troszkę piniądza w nieruchomość byłam u doradcy inwestycyjnego, który odradzał mniejsze miejscowości, argumentując to na tyle niską ceną kupna nieruchomości, że można nie znaleźć ODPOWIEDNIEGO najemcy. Pod pojęciem "odpowiedni" oboje rozumieliśmy wypłacalnego człowieka ze stałą pracą, który nie będzie robił problemów z wyprowadzką w razie czego. Ale to tylko okoliczność poboczna, bo w ogóle jestem zdania, że o DOBREGO najemcę jest wszędzie ciężko, w dużym mieście też, tylko, że w dużym mieście jest szansa na większą rotację i szybsze opchnięcie mieszkania. Wszystko zależy od tego, co to za miasteczko, są takie w których mieszkania stoją latami puste, bo nikt ich nie chce albo za realną stawkę nawet nie opłaca się wynajmować. No umówmy się, że w mieście jednak jest większa pewność, że mieszkanie uda się szybko wynająć.

Odpowiedz
avatar Shi
-1 3

@digi51: w komentarzach pisałaś, że w miasteczku będzie ciężko znaleźć chętnych, podkreślając jeszcze to miasteczko wielkimi literami (co mnie rozbawiło) Teraz piszesz, że to zależy... W sumie obecnie jest nawet jakaś moda by mieszkać w miasteczkach, a nie samych miastach, ale to taka dygresja

Odpowiedz
avatar digi51
0 2

@Shi: Bo nadal uważam, ze w miasteczkach generalnie ciężej znaleźć dobrego najemcę niż w miastach. Oczywiście, że są różne miasteczka, niektóre modne, dobrze skomunikowane z miastami i tu na pewno jest łatwiej niż w biednych, nadal pachnących PRLem, z których ludzie raczej uciekają. Oczywiście, że to zależy, przecież można twierdzić, że wszystkie miejscowości o podobnej wielkości są takie same i mają taki sam rynek nieruchomości. Modą bym tego nie nazwała - to przymus ze względu na obrzydliwe rosnące ceny nieruchomości w miastach - zarówno kupna-sprzedaży, jak i najmu. Większość ludzi woli kupić czy wynająć taniej i dojeżdżać niż mieszkać za wszelką cenę w mieście. "Moda" to będzie jak ceny w mniejszych miasteczkach zaczną przewyższać te w mieście. Póki co jest trend wymuszony kwestiami ekonomicznymi. Z tego względu istnieje też w małych miejscowościach ryzyko, że jak komuś poprawi się sytuacja ekonomiczna, znajdzie lepszą pracę itd to albo sobie kupi własne 4 kąty albo przeprowadzi się jednak do miasta, w którym ma pracę.

Odpowiedz
avatar Iras
6 36

Jak dla mnie zaleciało na kilometr typem sąsiada, który będzie się o absolutnie wszystko czepiał i w żaden sposób nie będzie mu zależało na tym, by cokolwiek załatwic polubownie "bo się należy" - i tym typem jest własnie autorka.... z punktu widzenia sasiadów - zaczął pojawiaac sie JAKIS samochód, kij wie do kogo należacy, który pakuje sie na miejsca parkingowe mieszkańców. 6 mieszkań, to nie 60, żeby był jakikolwiek problem z poinformowaniem ludzi czyj to samochód i że może parkować. Tak samo jak w momencie gdy pojawily się blokady - zamiast powiadomoć korzystajacych o tym, ze maja je zlikwidowac i przestac sie czepiac, albo traca parking - o walnieta zostala czysta zlosliwosc, godna kogoś o mentalności przedszkolaka. "Brak możliwości zaparkowania" - jaki brak? Jedyny brak jaki tu był - to ze strony autorki brak checi na próbę polubownego załatwienia.

Odpowiedz
avatar Lapis
9 13

@Iras: przegapili że w 6 mieszkaniowym budynku jedno mieszkanie zmieniło najemcę? I to to które dotychczas było biurem? Takie rzeczy to może w blokach po 20-50 mieszkań, ale w tak małej społeczności wszyscy się znają choćby z widzenia.

Odpowiedz
avatar UBywatel
5 7

@Iras: "Aby bardziej uprzykczyc mi parkowanie, jedna z sąsiadek pomimo "rezerwacji" miejsca, samochód postawiła obok swojej blokady " za zgodą wszystkich mieszkańców podwórko (pomijając fakt że jest własnością moich rodziców i nie musieli mieć zgody mieszkańców), zostało przerobione na miejsca parkingowe" uważam ,że jest święta własność

Odpowiedz
avatar hulakula
1 7

@Lapis To chyba żart. Mieszkamy w 4pietrowym bloku, jedno mieszkanie zmieniło właścicieli 2 lata temu: i przed długi czas widywałam codziennie rano nich młodszego syna, a mój mąż widywał tego starszego. Dopiero po jakimś czasie nam się "spięło", że jest dwóch synów. Kolejne mieszkanie zmieniło właścicieli w ostatnie wakacje- i tych ludzi nie widziałam jeszcze ani razu. Sąsiadów z klatki obok-ze są małżeństwem - odgadlam dopiero po długim czasie, jak on wyszedł z ich psem na spacer, a wcześniej tylko ją widywałam. A parę razy zdarzyło mi się z gościem rozmawiać na tematy rowerowe. Przeceniasz ciekawość innych osób.

Odpowiedz
avatar jass
1 5

@hulakula: To jednak kompletnie co innego, 6 mieszkań a blok, nawet mały. Nie wiem ile mieszkań jest w Twoim, ja mieszkałam kiedyś w takim czteropiętrowym z tylko jedną klatką, na każdym piętrze były 2 mieszkania + po jednym na każdym półpiętrze, czyli łącznie 14 mieszkań. Ponad 2 razy tyle co w historii, a Ty jeszcze piszesz, że u Was jest jeszcze co najmniej jedna klatka.

Odpowiedz
avatar hulakula
1 9

@jass Biorąc pod uwagę, że w klatce mamy 10 mieszkań, to nadal nie znam wszystkich sąsiadów. Tych nowych nie widziałam od sierpnia ani razu na oczy. W życiu nie zgadnę które auto na podwórku jest ich. A więc takie dywagacje jak bardzo powinien być zaawansowany "monitoring osiedlowy" są trochę niepoważne ;-) Uważasz, że normalną osobę interesuje to /ma czas śledzić kto czym jeździ i gdzie parkuje? Z historii wynika, że jakas firma się wyprowadziła, ktoś zaczął parkować na podwórku. Pozostali mogli nie wiedzieć do kogo należy auto. Serio tak trudno było powiedzieć, że to nowy najemca? Serio tak trudno było uzgodnić z innymi na jakich zasadach można teraz parkować? No ta córka to chyba dorosła jest, sama mogła pójść do sąsiadki i powiedzieć, że jest nowym najemcą i dlatego parkuje, zamiast wyręczać się tatusiem. Naprawdę nie rozumiem po co zaczynać wspólne pomieszkiwanie od takich dziecinnych wojenek. Tu już było sporo historii, że ludzie potrafili zaparkować komuś na podwórku bo brama była otwarta, najemcy mogli myśleć, że to taka sytuacja gdyż: NIKT nie raczył z nimi normalnie porozmawiać.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
1 3

@Iras: Przy sześciu mieszkaniach trudno nie zauważyć zmiany najemcy jednego z nich. I ewentualnie wiadomo do kogo można w pierwszej kolejności iść sprawę wyjaśnić, jeżeli zauważy się jakieś "obce" auto parkujące niezgodnie z sąsiedzkimi ustaleniami.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
20 36

wachłam scholowane Nie rozumiem ignorowania czerwonych podkreśleń. To raz. Dwa to sam widok takich byków gryzie mnie w oczy.

Odpowiedz
avatar Armagedon
6 10

@tatapsychopata: Mnie tam jeszcze ugryzło "pare set" i "na zajutrz".

Odpowiedz
avatar need4speed
7 25

Może sytuacja piekielna. Ale niemniej piekielny opis pełen błędów ortograficznych, stylistycznych i literówek. Przykro się czyta: wachłam, odcholowane, uprzykczyc, znajduję sie, oburzenie napisać, itp. - to naprawde nie jest po polsku. I nie jest to czepianie sie. To są błędy rażące nawet na poziomie szkoly podstawowej.

Odpowiedz
avatar digi51
19 33

Nie ma to, co prawda, wiele wspólnego z meritum, ale trochę nie rozumiem... Dom podzielony na mieszkania i jakaś firma wynajmowała cały ten dom i, no nie wiem, mieszkali tam jej pracownicy? Firma wymówiła najem, a lokatorzy zostali? Remontowałaś cały dom czy wprowadziłaś się do jednego z mieszkań? Straszny chaos jak dla mnie. A poza tym zgadzam się z komentarzami powyżej, lokatorzy najmują mieszkania, więc Twoja rodzina na tym zarabia, a zero chęci dialogu tylko odebranie mieszkańcom możliwości parkowania, "bo mogę" - no, no to dopiero łeb do interesów. Pachnie jakimś nowobogackim dorobkiewiczem, który musi pokazać co to nie on.

Odpowiedz
avatar Armagedon
7 15

@digi51: O! I to jest komentarz, na który czekałam. Bo, prawdę powiedziawszy, jestem pełna podziwu dla osób, które zrozumiały COKOLWIEK, oprócz tego, że autorka miała problemy z parkowaniem. No i tak. Nie rozumiem, po kiego walca tatuś miałby PROSIĆ mieszkańców o zgodę na zrobienie parkingu? Chyba, że wcześniej parkowali oni swoje samochody na klepisku (w czasie deszczu w błocie) na gruncie koło baraku, a tatuś zamierzał tam sieknąć jakąś kratkę/kostkę parkingową i od tego momentu pobierać za miejsce drobną opłatę. "Firma", wynajmująca jedno z mieszkań, z miejsca parkingowego nie korzystała (pewnie ze skąpstwa), więc, rozumiem, że było ono wolne. Domyślam się również, że każdy z mieszkańców, zwyczajowo, parkował na jednym, konkretnym miejscu od lat. Myślę również, że na "parkingu" nie było więcej miejsca, niż na te sześć (no, może siedem) samochodów. A autorka, prawdopodobnie, zaczęła parkować tam, gdzie jej się spodobało, czyli tam, gdzie akurat było pusto. Dlaczego tak myślę? Ano dlatego, że... "...zaczęłam stawiać na ICH miejscACH parkingowych samochód..." [rodzice]"...powiedzieli mi abym stawiała auto na WOLNYM jesczcze miejscu...". Rozumiem, że to miejsce - to było owo niewykorzystane miejsce "firmowe". Zatem uważam, że mieszkańcy (o ile za parking płacili) mieli prawo postawić sobie blokady, tym bardziej, że zrobili to na własny koszt. Natomiast autorka (wraz z tatusiem) uznała, że będzie sobie parkować gdzie zechce, bo taki ma kaprys. Przy czym, nie uznała za stosowne, by mieszkańcom się przedstawić, oraz przeprosić za ewentualne uciążliwości remontu. Co każdy, kulturalny nowy lokator zwykle czyni. Niemniej, i tak kilka spraw nadal pozostaje niejasnych. Na przykład, ile było konkretnie tych miejsc parkingowych? Bo jeśli, istotnie, mieszkańcy zablokowali WSZYSTKIE miejsca (w dodatku opatrzyli je numerami rejestracyjnymi swoich samochodów), to znaczyłoby, że jednego lokatora autorka zamierzała z jego miejsca wysiudać. I - jak powiadam - jeśli on za to miejsce płacił, to nie miała prawa tego zrobić. Jeśli zaś, miejsca były darmowe - znaczyłoby to, że dla nowego mieszkańca, po prostu, miejsca zabrakło i od tej pory lokatorzy powinni parkować "kto pierwszy ten lepszy". Ale oznaczałoby to również, że firma, która wymówiła lokal, nie korzystała z parkingu nie dlatego, że nie chciała, tylko dlatego, że "wszystko" było zajęte. I się zastanawiam, czy tatuś zrezygnował z opłat parkingowych, dołożył grosza i ogrodził podwórko, by jego królewna mogła se parkować gdzie jej się zamarzy, czy też - popędził bezpłatne towarzystwo w całości - dokładnie z tych samych powodów? Zastanawia mnie jeszcze zdanie "...ponieważ jego lokalizacja znajduję się w ścisłym centrum miasteczka (...) podwórko (...) zostało przerobione na miejsca parkingowe.". Gdyż sugeruje ono, że podwórko jest na tyle duże, iż mogą tam również parkować (odpłatnie) kierowcy, którzy przyjechali do "ścisłego centrum" załatwiać swoje pilne sprawy w urzędach, sklepach, lub restauracjach. A w ścisłych centrach, na ogół, o miejsce do zaparkowania trudno.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 1

@Armagedon: O ile faktycznie historia napisana jest fatalnie i trudno cokolwiek z niej zrozumieć, o tyle wyraźnie jest napisane, że podwórko jest własnością rodziców autorki, którzy też są właścicielami budynku. To jedno jest w tych wypocinach jasne. Cała reszta jest totalnym chaosem, w dodatku pełnym kompromitujących błędów.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 4

@Jorn: Może nie do końca jasno się wyraziłam. Generalnie, podwórko - czy też plac podwórkiem zwany - wcale nie musi znajdować się na tyłach domu. Może poprzedzać dom od strony ulicy. Zatem (jeśli, jak powiadam, było duże) tatuś mógł wpaść na pomysł,by zrobić tam dodatkowo parking prywatny, płatny, dla "obcych" samochodów. PONIEWAŻ posesja znajduje się w centrum i zwykle jest problem, by gdzieś zaparkować. Robienie przydomowego parkingu na peryferiach nie miałaby sensu.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 4

EDIT: Przyszło mi do głowy, że mgło być niezrozumiałe zdanie "parkowali na klepisku (w błocie) na gruncie koło baraku". Chodziło mi o to, że to pomieszczenie to długi barak, przerobiony na dom mieszkalny, ponieważ wydzielono z niego sześć mieszkań, do których wchodziło się bezpośrednio z podwórka, a nie z klatki schodowej. Wobec tego musiał być parterowy.

Odpowiedz
avatar need4speed
13 21

Fatalny opis pełen błędów na poziomie podstawówki. Ciekawe dlaczego moj poprzedni komentarz został usuniety

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 4

@need4speed: Chyba nie został. U mnie cały czas go widać, nawet plusa mu dałam.

Odpowiedz
avatar Trepcio
11 19

Pewnie masz rację, i to naprawdę piekielna sytuacja ake czy możesz to jeszcze raz napisać, tylko po polsku?

Odpowiedz
avatar Bubu2016
11 15

Co to jest "wachłam"? "Zajutrz"? Co to znaczy "scholowany"? Brr...

Odpowiedz
avatar marcelka
13 21

a ile Ty masz lat, 15? Samodzielność = wprowadzić się do mieszkania rodziców (nawet, jeśli rodzice mieszkają gdzieś indziej), no naprawdę... I zamiast załatwić swoje sprawy, to od razu "tato, tato, pomocy". No i Pan Ojciec, król i władca, swej księżniczce pomógł. Brawo Ty! Okej, może trochę zbyt sarkastycznie, ale wydaje mi się, że całą sprawę dałoby się załatwić o wiele prościej i doroślej. Poinformować sąsiadów, że jako nowa mieszkanka (nawet bez wdawania się w szczegóły, czyją jesteś córką) masz prawo parkować - to raz. Nawet poprzez włożenie kartki za szybę auta z napisem w stylu "Mieszkam tu i parkuję - mieszkanie nr XX". Jeśli mimo to byłyby problemy z parkowaniem - poinformować sąsiadów, że albo przestaną, albo stracą parking. I dopiero ewentualnie krok trzeci - w razie dalszych problemów - pozbawienie ich parkingu.

Odpowiedz
avatar aegerita
19 31

"Drogi pamiętniku, postanowiłam się usamodzielnić i przeprowadzić się z jednego domu rodziców do drugiego domu rodziców. Samodzielności tydzień pierwszy: - Taaatooo, bo oni się przedrzeźniająąą!... - Rozumiem córuś, ale spróbuj się jakoś z nimi dogadać. Na weekend pojechałam z powrotem do pierwszego domu rodziców, bo wiadomo, z tą samodzielnością nie można przesadzać, że tak od razu na głęboką wodę. Samodzielności tydzień drugi: - Taaatooo, bo oni się jeszcze bardziej przedrzeźniająąą!!! - No córuś, to teraz tatuś ich załatwi tak, że żaden się więcej nie ośmieli robić na złość mojej księżniczce! - Super tatuś, fajnie, że sobie z nimi poradziłam, co nie?" Paradne :-D Dziecko, poproś tatę o jakieś dodatkowe kieszonkowe na korepetycje z polskiego. Umiejętność pisania przyda Ci się kiedyś, jak już wkroczysz w dorosłe życie.

Odpowiedz
avatar BiAnQ
9 9

Minus. Historia może piekielna, ale nie bardziej od twoich błędów ortograficznych. Oczy krwawią.

Odpowiedz
avatar maranocna
3 11

@urbankrwio: Myślę, że nikt tu nie wyśmiewa jej za to, że nie jest samodzielna, tylko za to, że wydaje jej się, że jest, kiedy tak naprawdę nadal korzysta z majątku rodziców. Pewnie, że kiedy ma się bogatych rodziców, to lepiej zostać z nimi dłużej i się wykształcić(lub odkryć swoje powołanie), niż łapać się byle jakiej pracy, tylko nie mówimy wtedy, że jesteśmy samodzielni, bo nie jesteśmy, proste? I oczywiście musiałeś zasugerować, że jak tylko komuś coś się nie podoba, to zazdrosny, bo przecież absolutnie nie może się nie podobać z żadnego innego powodu.

Odpowiedz
avatar hulakula
8 10

@maranocna: ale proszę cię, co to za samodzielność, kiedy nie próbowała się dogadać z innymi ludźmi, tylko wołała tatusia, i jako jedyny argument w dyskusji używa, że jest CÓRKĄ WŁAŚCICIELA. naprawdę, bardzo dojrzale.

Odpowiedz
avatar hulakula
2 4

@Armagedon: wrzucałam ten linczek wyżej ;-) i jakkolwiek zawsze będę w pierwszej kolejności bronić prawa własności, to w przypadku wynajmu/współdzielenia/whatever styuacja wygląda cokolwiek inaczej.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

@Armagedon: Nie na temat, bo zalinkowany artykuł mówi o innej sytuacji.

Odpowiedz
avatar shpack
4 6

Przecież to podpucha. Policja nie scholuje samochodu, bo na je kiej podstawie, przecież to nie droga publiczna, a tylko ustali wlasciciela. Nikt nie chce sholować takiego auta, bo nie będzie ryzykował ewentualnych roszczeń o zniszczenie. Ktoś chce być sławny...

Odpowiedz
avatar shpack
1 1

@shpack przepraszam za błędy, mój telefon poprawia moje teksty jak mu się podoba....

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@shpack: To samo pomyślałam. Jak chcieliśmy odholować auto z parkingu przy naszym sklepie, dowiedzieliśmy się, że musimy to zrobić na nasz koszt i dopiero później kopać się z właścicielem auta.

Odpowiedz
avatar Ginsei
1 1

A mi ta historia wygląda tak, jakby dziecko wyskoczyło za szybko z gniazda (zaraz po liceum? Może chwilę przed maturą?) i, nie mając wzorców z domu, nie umiała sobie poradzić z obcymi ludźmi. Ewentualnie wzorce były, ale jak córeczka przyszła do taty i powiedziała, że ROZMAWIAŁA ze współmieszkańcami, ale mimo jej PIELGRZYMEK i wielokrotnych próśb nic do nich nie dociera i nadal blokują jej parking (choć prawdą to nie było), no to tata mógł się wściec na tyle, żeby załatwić to po chamsku i bez ostrzeżenia. Mnie dziwi liczba miejsc parkingowych - jakby ich było za mało, ale z drugiej strony jedna sąsiadka zajmowała DWA miejsca (jedno blokowała blokadą, a drugie swoim autem), żeby autorka na pewno nie miała gdzie zaparkować... Więc... O co tu chodzi? Ludzie mieli swoje przyzwyczajenia, zawsze stawali na "swoim" miejscu, a tu autorka stwierdziła, że im układ rozwali (chyba wiedziała o nim, skoro parkowała na ICH miejscach), bo wolne miejsce jej nie pasuje? Jakieś wolne raczej było, skoro rodzice tam zaproponowali jej parkować - chyba że miała parkować na "kolejnym" wolnym, które było "czyjeś", zamiast skarżyć się do rodziców i kolejny raz informować, że również jest mieszkanką (nadal nie wiemy, jaką wersję słyszeli jej rodzice). Serio mam wrażenie, że jest to osoba, która boi się rozmawiać z obcymi ludźmi...

Odpowiedz
avatar MarcinMo
0 0

Zgadzam się, że właściciel miał prawo. Tyle tylko, że nikt nie lubi osób uprzywilejowanych, a już w szczególności takich, które z tych przywilejów korzystają. Takie rozwiązanie "z buta" da tyle, że zawsze jak tylko pojawi się okazja do zrobienia autorce na złość na pewno nie omieszkają z niej skorzystać. Na miejscu właścicieli podjąłbym chociaż próbę mediacji, chociaż oczywiście przy braku możliwości dogadania się skorzystał ze swoich praw.

Odpowiedz
Udostępnij