Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nie wiem jaki wstęp do historii mogłabym napisać, więc po prostu od…

Nie wiem jaki wstęp do historii mogłabym napisać, więc po prostu od razu przejdę do rzeczy. Zaznaczam, że nie mam lekkiego pióra, ale postaram się opisać wszystko jak najdokładniej. Wybaczcie też, że nie wymyślę żadnego imienia dla faceta o którym napiszę, ale po tym co z nim przeszłam, nie jestem w stanie pisać o nim inaczej niż per "on".

Pięć lat temu mieszkałam w pewnym bloku i do mieszkania pode mną wprowadził się facet. Moje relacje z sąsiadami zawsze ograniczały się do "dzień dobry" podczas mijania się na klatce lub gdzieś na ulicy. Kiedyś się zagadaliśmy - on był nowy w okolicy i pytał o umiejscowienie jakichś budynków urzędowych. Później co jakiś czas wchodziliśmy w sąsiedzkie interakcje: a to skrzynka na listy nie chciała mi się otworzyć a on pomógł, a to ja pomogłam jemu w znalezieniu zaufanej ekipy remontowej. Od słowa do słowa zaczęliśmy się bliżej poznawać, okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów do rozmów. I tak od rozmowy do rozmowy, od kawy do kawy zaczęło iskrzyć, aż w końcu podjęliśmy decyzję, że chcemy być razem. Nie spieszyliśmy się z niczym, po prostu cieszyliśmy się wspólnymi chwilami.

W trakcie jednej z takich życiowych rozmów opowiedzieliśmy sobie o naszych rodzinach, przeszłości, doświadczeniach. On opowiedział mi o swojej sytuacji rodzinnej, która nie należała do wesołych. Jego rodzice byli starszymi, schorowanymi ludźmi na miernej emeryturze mieszkający z jego siostrą i jej dwoma synkami. Siostra rozstała się z mężem kilka lat wcześniej, a jakiś czas temu przeżyła wypadek samochodowy wskutek którego porusza się na wózku. Dorabia sobie drobnym rękodziełem, ale trudno im się wszystkim utrzymać. Z tego powodu, mój partner postanowił wyjechać za pracą do miasta, wynajął mieszkanie, podjął pracę w korporacji i co miesiąc przesyłał im część wypłaty, a co weekend odwiedzał.

Współczułam mu, podsuwałam różne pomysły jak można jeszcze pomóc jego rodzinie. Był mi za to bardzo wdzięczny.
Po jakimś roku związku zaproponowałam, że miło by było, gdybyśmy przedstawili się nawzajem swoim rodzinom. On na to przystał. Spotkanie z moimi rodzicami przebiegło w miłej atmosferze, rodzice szybko go polubili i cieszyli się moim szczęściem.

W momencie, gdy ja miałam pojechać w jego rodzinne strony zaczęły się schody.
On pojechał na weekend do domu, by wybadać jak jego rodzina do tego podejdzie. Gdy wrócił był podłamany. Jego rodzina wręcz storpedowała go, gdy tylko wspomniał, że się z kimś spotyka. Jego rodzice czynili mu wyrzuty, że teraz pewnie będzie cały czas i pieniądze poświęcał mnie, a oni potrzebują jego wsparcia, bo jest im ciężko. Jego siostra wpadła w histerię, bo jej synowie potrzebują męskiego wzorca a poza tym, ona jest biedna i bez jego pieniędzy popadnie w nędzę. Mój partner starał się wytłumaczyć im, że jesteśmy razem od roku i przecież nic się nie zmieniło i nie zmieni. Jednak jego rodzina pozostała niewzruszona i stanęło na tym, że oni nie chcą mnie widzieć, a najlepiej, żeby partner ze mną zerwał.

Gdy zapytałam, co ma zamiar zrobić, stwierdził, że potrzebuje trochę czasu by ich do nas przekonać, ale na razie plany poznania jego rodziny muszą się oddalić. Zaakceptowałam to, choć nie omieszkałam delikatnie dać mu do zrozumienia, że na moje oko jego rodzina jest z lekka toksyczna. On zgodził się ze mną, ale stwierdził, że dużo przeszli w życiu i nie chce się od nich odwracać, bo i dla niego zrobili dużo dobrego. Zaakceptowałam to.

I tak minął kolejny rok i kolejny. Żyliśmy sobie razem, szczęśliwi. Raz w roku wyjeżdżaliśmy na krótki, zagraniczny urlop. W lato on wyjeżdżał sam na ok. dwa tygodnie do rodziny. Zabierał siostrzeńców na różne wycieczki. Tłumaczył mi, że nie mogę jechać z nimi, bo jego siostra i rodzice nastawiają ich przeciwko mnie i on nie chce kłótni. Zaakceptowałam to.

Święta spędzaliśmy oddzielnie. Ja u swoich rodziców, on u swoich. Gdy proponowałam, że może wpadnie do nas choćby na jeden dzień, on mówił, że jego rodzice mają takie podejście, że musi być z nimi przez cały okres świąt bo to rodzinny czas i nie ma mowy o jakichkolwiek wyjazdach.
To może ja bym pojechała z nim? Wreszcie byśmy się poznali, przełamali lody. Nic z tego, jego rodzina przy każdej wizycie suszy mu głowę o to, że jest w związku zamiast w 100% poświęcać swój czas i myśli im, więc on chce mi oszczędzić nieprzyjemnej atmosfery. Zaakceptowałam to.

Byliśmy już razem trzy lata, zbudowaliśmy sobie nasz własny, mały świat. Nadal mieszkaliśmy w osobnych mieszkaniach, ale co to za problem, gdy dzieliły nas tylko schody. I tak wiele czasu, czasem kilka dni pod rząd spędzaliśmy albo u mnie albo u niego. W dzień pracowaliśmy, wieczory były nasze. W weekendy on nadal wyjeżdżał do rodziny i wydawałoby się, że udało nam się ustabilizować naszą sytuację. Do czasu, gdy nie otrzymałam informacji, które rozpieprzyły moje dotychczasowe życie jak domek z kart.

Oboje stroniliśmy od portali społecznościowych. Ja miałam tylko niemal puste konto na twarzoksiążce, które służyło mi by mieć dostęp do grupy na studiach, a po ich ukończeniu zalegało i się kurzyło na serwerze. Miałam też konto na biznesowym odpowiedniku twarzoksiążki, wyłącznie w celach służbowych, a więc żadnych informacji prywatnych czy zdjęć. On podobnie. Z twarzoksiążki korzystał tylko by mieć dostęp do grup związanych z jego zainteresowaniami, ale poza zdjęciem profilowym była tam pustka. Ot, dwoje ludzi nie mający potrzeby dzielenia się swoim życiem z resztą świata.

Pewnego dnia moja przyjaciółka poprosiła mnie o spotkanie. Po jej tonie głosu sądziłam, że wpadła w jakieś kłopoty, ale okazało się, że w kłopoty wpadłam ja. Przyjaciółka najdelikatniej jak umiała oznajmiła mi, że mój partner prowadzi podwójne życie. Zbyłam ją śmiechem, ale ona pokazała mi zdjęcia na portalu IG, na których znajdował się mój partner wraz z rodziną. Profil był prowadzony przez jego "siostrę", a jeden z komentarzy pod zdjęciem zostawił znajomy przyjaciółki. Tak po nitce do kłębka odkryła ona rodzinne ferie, wakacje, rocznice...
Zobaczyłam na tych zdjęciach jego "siostrzeńców" i "siostrę" na wózku inwalidzkim. I zdjęcia, na których mój partner całuje ją w usta, ona trzyma bukiet róż, a podpis pod zdjęciem głosi "10 lat małżeństwa, a miłość silniejsza z każdym dniem". Patrzyłam na to zdjęcie i czułam jak płoną mi policzki a serce ściskało mi tak, jakby miało za chwilę pęknąć. Przepłakałam cały dzień zastanawiając się, dlaczego mnie okłamywał, o co tu chodzi? Może ten facet ze zdjęcia to jego brat bliźniak o którym nigdy nie mówił? Różne głupie myśli przychodziły mi do głowy.

Wieczorem skonfrontowałam go ze swoim odkryciem. Jego zachowanie było gorsze niż bym sobie mogła wyobrazić. Był smutny, rozczarowany i zły, ale nie tym, że mnie zranił, lecz tym, że sprawa się wydała.
Potwierdził, że wiele rzeczy, o których mi mówił przez te trzy lata to były kłamstwa. Nie ma żadnej niepełnosprawnej siostry - samotnej matki, tylko żonę na wózku i dwóch synów. Nie zabierał mnie w odwiedziny do swojej rodziny nie dlatego, że są toksyczni i bali się, że on przestanie poświęcać im czas - oni oczywiście nie mieli pojęcia o moim istnieniu. Nasze wspólne, coroczne wypady urlopowe były przedstawiane rodzinie jako delegacje.

Najgorsze były jego tłumaczenia, dlaczego mnie zwodził. Bo mnie szczerze pokochał, a z żoną od czasu wypadku ani nie sypia, ani nic do niej nie czuje. Zachowuje pozory dla synów i dla niej, żeby jej nie dokładać stresów, ale tak naprawdę po to, by ludzie w jego okolicy nie gadali. Podjął pracę i wynajął mieszkanie w dużym mieście by wspomóc ich finansowo, ale też po to, by móc od niej uciekać i zacząć żyć "życiem bez balastu" <- jego dosłowne słowa.

Zawsze stroniłam od przemocy w którąkolwiek stronę. On był pierwszą osobą, którą spoliczkowałam. Kazałam mu się wynosić, co zrobił, ale trudno zerwać kontakt, gdy dzieli cię jedno piętro. Wypowiedziałam umowę najmu i wyprowadziłam się od niego jak najdalej mogłam. On próbował ratować zwią... fikcję między nami, ale ja nie byłam w stanie nawet na niego patrzeć. Okłamywał mnie przez trzy lata, stosował wyrafinowane kłamstwa, bym tylko nie poznała prawdy. Stwierdził nawet, że on nie odejdzie od żony, bo nie chce mieć łatki tego, który ucieka od niepełnosprawnej i zostawia ją na lodzie. Pogardliwy sposób w jaki o niej mówił, słowa jakimi ją określał, doprowadzały mnie do mdłości. Ucięłam z nim wszelki kontakt. On po pewnym czasie przestał się odzywać.

A ja długo nie mogłam wyzbyć się negatywnych emocji. Wydrukowałam zdjęcia, na których byliśmy razem na wakacjach i w różnych miejscach. Również takie, na których się całujemy i okazujemy czułość. Dołączyłam do tego list (nawet nie miałam odwagi napisać go ręcznie) z wyszczególnieniem wszystkich sytuacji i miejsc, w których byliśmy przez te trzy lata. Wysłałam je na adres jego domu rodzinnego. Po tygodniu on zaczął do mnie dzwonić, ale nie odebrałam. Zablokowałam jego numer. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć jaka była reakcja jego żony i rodziny.

Od tamtych wydarzeń minęło półtora roku, a ja nie umiem sobie z tą sytuacją poradzić. Niby chodzę do terapeuty, ale nie widzę, by jakoś mi to pomagało. Gdy patrzę w lustro czuję się brudna. Każde wspomnienie o nim sprawia, że czuję wściekłość i bezradność. Analizowałam wiele razy jego gesty, zachowania, słowa. Nie wiem, szczerze nie wiem jakie sygnały przegapiłam. Jakieś na pewno były. Przestałam umieć nawiązywać jakiekolwiek relacje z mężczyznami. Wiem, że już co najmniej dwa razy straciłam szansę na być może owocny związek, ale nie potrafię. Nie umiem zaufać, wszędzie węszę drugie dno. Mam wsparcie w rodzicach i przyjaciółce, ale co mi z tego, jeśli mam psychiczną barierę przez choćby małym zaufaniem komukolwiek innemu? Nie mieści mi się w głowie jak można być tak złym człowiekiem jak on. Okłamywać rodzinę, prowadzić podwójne życie, okłamywać mnie. Zawsze potępiałam zdradę, mówiłam, że ten kto zdradza drugą połówkę to najgorsza szuja, a ten kto ostrzy zęby na zajętą osobę jest równie wielką szują. A okazało się, że to ja stałam się kochanką na boku i nawet nie wiedząc, że to robię, krzywdziłam jego rodzinę.

Tylko trzy osoby plus terapeuta o tym wiedzą. Wstydzę się tych trzech lat życia, najchętniej wymazałabym je z pamięci. Piszę to, bo chciałam się wygadać (wypisać?) i zrzucić z siebie ten ciężar. Ale nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się to uporządkować i żyć dalej.

zdrada

by ~Brudna
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Sonne123
9 19

Jestes cudowna i silna osoba! Twoja postawa zrobila na mnie wrazenie. Takie gnidy nalezy tepic. Staniesz na nogi. Zaufasz. Trzeba czasu. Dasz rade! I musisz o jednym pamietac... Ty nie masz sie czego wstydzic. To on podjal decyzje, on zdradzil zone, wykorzystal Cie, ale dzis mozesz patrzec na niego z gory i masz prawo nosic podniesiona glowe, bo bylas TA silna z kregoslupem moralnym. Zyczy Ci usmiechu :) Byla zona takiego padalca

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 18

@maat_: Co ty pieprzysz?

Odpowiedz
avatar magnetia
13 17

@maat_: Niezbyt inteligentny, anafabeta wtórny, który nie rozumie, co czyta, ewentualnie zwykły troll.

Odpowiedz
avatar Sonne123
12 20

@maat_ Nie musi byc to historia zmyslona. Mialam raka, zagrozenie zycia, dwie ciezkie ciaze i sku*wysyna w domu. Tak kochal i wspieral, ze wybral 22 letnia gowniare, gdy corke karmilam piersia, a informujac mnie o zdradzie uslyszalam, ze "nie mial wyboru i musial" mnie zdradzic. Ja tez nie mialam wyboru i dalam sprawe do sadu wszystko zabierajac, a odzyskujac wolnosc i spokoj.

Odpowiedz
avatar niemoja
6 24

"nie wiem jakie sygnały przegapiłam" - latarnię morską i r-kę na sygnale - do kupy wzięte, czyli odmowa przedstawienia rodzinie. Trzeba być ślepą i głuchą, żeby nie zorientować się, że sprawa śmierdzi na kilometr. Dorosły, wolny mężczyzna, ukrywa związek przez rok, chociaż jeździ co tydzień do domu? I ten dziwny opór rodziców i siostry, którzy nie zgadzali się na POZNANIE jego wybranki? Emerytowani rodzice nie chcą zobaczyć swego syna, zakładającego rodzinę? Czyli co - liczyli, że będzie latami trwał w celibacie? Przecież to wbrew wszelkiej logice. Standardowy sposób postępowania w takiej sytuacji to "zaprosić, poznać a potem obrzydzić". Żadna rodzina (zwłaszcza łasa na kasę) nie odrzuci z góry potencjalnego wsparcia. Innymi słowy, facet przez trzy lata karmił cie bajeczkami, które miały cię trzymać z daleka od jego rodziny, a ty przez trzy lata ani razu nie pomyślałaś, że coś tu nie gra?

Odpowiedz
avatar trawiasty
1 1

@niemoja: jak się taką historię czyta na tym portalu, to każdy mądry i wie jak się skończy. A w życiu jest mniej wyraźnie... Każdy związek na dłuższą metę (nie seks z Tindera) zaczyna się od wiary w drugą osobę i zakochania, a takiej osobie z trudem się coś zarzuca, czegoś wymaga, itp. Zauważ, że na świecie istnieją także osoby mało przebojowe / introwertyczne / spokojne / ugodowe / znerwicowane, dla których chęć utrzymania spokoju w związku jest znacznie ważniejsza niż wymuszenie jakichś ustępstw na partnerze. Sam znałem osobę, która w takim związku zmarnowała ponad rok.

Odpowiedz
avatar Jablkowisnia
9 11

Nie widzę, tu żadnej Twojej winy , ot facet świnia, mam nadzieję, że został na lodzie .W sumie obie jesteście pokrzywdzone i Ty i jego żona.

Odpowiedz
avatar anulla89
8 14

Może za dużo filmów się naoglądałam i książek naczytałam, ale domyśliłam się prawdy mniej więcej w momenci kiedy pojawiła się informacja o dwu tygodniowych wakacjach u rodziny. Ale zdaję sobie sprawę, że w rzeczywistym świecie to wcale nie było tak oczywiste. Autorka była zakochana, ufała temu mężczyźnie, i nie miała podstaw by podejrzewać go o cokolwiek, a już na pewno nie o coś takiego. My czytając tu jakąś opowieść wiemy z góry, że któryś z jej bohaterów zrobi coś paskudnego, ale w prawdziwym życiu prawdopodobnie też dali byśmy się oszukać, bo nikt nie wypatruje na codzień zdrady ze strony najbliższych osób. Dziewczyno, nie powinnaś mieć sobie nic do zarzucenia, bo to nie ty tu zawiniłaś. Absolutnie nie jest twoją winą, że facet wykorzystał cię w taki sposób, i nie powinnaś się o to obwiniać. Niektórzy mogą negatywnie patrzyć na to, że uświadomiłaś jego żonę z kim żyje, ale ja na przykład byłabym ci wdzięczna na jej miejscu. Owszem, pewnie by mnie to z początku załamało, ale i tak wolałabym wiedzieć o czymś takim. Co innego jedna noc z przypadkową kobietą, a co innego drugi związek, z kimś komu obiecywał wspólną przyszłość. Nie wiem jak pojedynczy skok w bok (na szczęście nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji), ale czegoś takiego nie umiałabym wybaczyć, choćby wcześniej był najwspanialszym mężem pod słońcem. Swoją drogą zastanawiam się, skoro okłamał cię w tak wielu kwestiach, to może i w temacie tego od jak dawna jego małżeństwo jest wg. niego "fikcją". Bo może już wcześniej miał jakieś kochanki na dłuższą metę, i dlatego potrafił tak dobrze przed tobą (i swoją rodziną) ukrywać prawdę. W końcu trening czyni mistrza... Wredna suka się we mnie teraz odzywa, ale mam nadzieję, że żona puściła go w skarpetkach, i jeszcze musi płacić jej alimenty na nią, nie tylko na dzieci, co jest całkiem prawdopodobne jeśli rozwodziliby się z orzeczeniem o winie. A ty droga autorko daj sobie czas. Jak sama piszesz minęło dopiero 1,5 roku, a przy takim ciosie to wcale nie tak dużo czasu. Trafisz w końcu na kogoś kto będzie wart twojego zaufania. Pozwól się zaleczyć ranom, ale przede wszystkim wybacz sama sobie, bo naprawdę nie miałaś jak obronić się przed tą sytuacją, i nie powinnaś obarczać się odpowiedzialnością. A z terapii nie rezygnuj pochopnie, nawet jeśli teraz wydaje ci się, że nie przynosi efektów. Choć moim zdaniem hakieś efekty jednak przyniosła, skoro mimo (niezasadnionego moim zdaniem) wstydu, postanowiłaś podzielić się z nami swoją historią. Trzymaj się!

Odpowiedz
avatar Meliana
10 12

"Analizowałam wiele razy jego gesty, zachowania, słowa. Nie wiem, szczerze nie wiem jakie sygnały przegapiłam." Przepraszam, ale w tym momencie parsknęłam śmiechem. Ja rozumiem, że zakochanie, że różowe okulary, klapki na oczach - ufałaś mu, chciałaś brać jego słowa za dobrą monetę, więc łykałaś te kłamstwa, niczym pelikan. Pewnie każdy na Twoim miejscu zrobiłby podobnie. Ale poważnie, z perspektywy czasu, nie wydaje Ci się co najmniej grubymi nićmi szyta ta opowieść o histerii niepełnosprawnej (i to nie umysłowo, bynajmniej) "siostry", bo jej dorosły(!!!) brat znalazł sobie dziewczynę? Oburzenie rodziców? Trzy lata "urabiania" i ani milimetr do przodu? To, że mówi Ci wprost, że jego rodzina Cię nienawidzi i nie chce znać - przecież żaden normalny człowiek nie przyznałby się świeżo poznanemu partnerowi do takiej reakcji rodziny, jeśli miałaby miejsce... To, że mówi Ci, że jesteś dla niego ważna, a jednak akceptuje, a wręcz aprobuje ich "niezgodę" na wasz związek, spędzając z nimi lwią część wolnego czasu? To regularne zabieranie siostrzeńców(!!!) na wakacje i wyjazdy, jeżdżenie weekend w weekend do domu, te wymówki w święta... Naprawdę, nic? Jak, powiedz mi, jak można za dobrą monetę brać wymówkę, że rodzice dorosłemu synowi nie pozwalają w święta nawet na jeden dzień urwać się z domu? To przecież jest tak oklepany standard, że bardziej się chyba nie da... Swoją drogą, jak wyobrażałaś sobie przyszłość w takim układzie? Ale taką dalszą - ślub, rodzinę, dzieci, święta za 10-15 lat? "Dzieci, a teraz wysyłamy do babci kartkę na Święta, ale bez zdjęć! Bo babcia nie życzy sobie nas oglądać :)"? Jeśli traktowałaś ten związek poważnie, to nie uwierzę, że przez 3 lata ani razu myśl na ten temat nie przeleciała Ci przez głowę. A jeśli było to na zasadzie "jesteś, to jesteś", to czemu ta trauma? Przecież jesteś czysta - nie wiedziałaś, że ma żonę, a jak się dowiedziałaś, to zrobiłaś co należy. Przyznam, nie rozumiem meandrów Twojej logiki.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 lutego 2020 o 19:29

avatar Ophelie
5 5

@Meliana: Trauma nie wynika z faktu, ze byla zakochana tylko z tego, ze byla oszukiwana przez 3 lata. Owszem to smierdzi na kilometr, ze rodzina nie chce jej poznac, a mi rzucilo sie w oczy to, jak otwarcie on jej mowi o tej nienwisci. W takiej sytuacji chyba raczej wymysla sie jakies inne wymowgi, zeby nie skrzywdzic kochanej osoby tym, ze rodzina jej nie akceptuje. Ale mnie zastanawia co innego. Zalozmy, ze ta historia z chora siostra to jedyny znak, ze cos tu nie gra. Tak jak mowisz, pewnie kazdy z nas by to lyknal, szczegolnie na poczatku. Tylko w normalnym zyciu, w normalnym zwiazku nikt by raczej nie pomyslal od razu, ze facet prowadzi podwojne zycie. Wiec (pytanie calkiem powazne) co miala zrobic autorka, bedac w szczesliwym zwiazku jakis czas, ale zauwazajac, ze cos tu smierdzi skoro on ewidentnie nie chce przedstawic jej rodzinie? Troche dziwne jest zerwanie z takiego powodu, zakladajac, ze wszystko inne gra jak najbardziej

Odpowiedz
avatar Meliana
-2 6

@Ophelie: Wiesz co, nie będę się bawić w robienie zmyślonych założeń, i gdybanie co by się stało, gdyby historia potoczyła się inaczej - bo jaki to ma sens? Analizuję, co jest napisane. I o ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że na początku Autorka gładko te wszystkie bzdury łykała (bo jak sama piszesz, kto normalny na dzień dobry zakłada oszustwo?), o tyle już trochę dziwi mnie, że przez trzy lata nie zaczęła mocniej naciskać - właśnie z tego powodu, o którym napisałam wcześniej. Trzy lata, to zazwyczaj ten czas, kiedy pary zaczynają planować zaręczyny, ślub, wspólne mieszkanie... Jak miałaby wyglądać ich przyszłość jako rodziny w takim układzie? Korespondencyjnie? Dodatkowo, dla mnie osobiście bardzo ważne jest (a w zasadzie było) poznanie matki ewentualnego kandydata oraz przyjrzenie się ich stosunkom - bo to bardzo, ale to bardzo wiele mówi o tym, czego mogę spodziewać się w przyszłości. I tak, jeśli o mnie chodzi, to odmowa przedstawienia mnie rodzinie byłaby jak najbardziej powodem do zerwania - bo świadczy albo o tym, że jest niedojrzały i boi się, co oni powiedzą, albo się mnie wstydzi, albo właśnie robi ze mnie "tą drugą". Żadna z tych rzeczy nie rokuje na przyszłość, więc jak w ogóle można twierdzić, że w związku "wszystko gra"? No chyba, że cała idea takiego związku to mieć z kim zabawić się, pojechać gdzieś od czasu do czasu i seks pouprawiać, jak człowieka najdzie ochota, beż żadnych wielkich planów na przyszłość. Tylko w tym przypadku dalej nie rozumiem tej traumy - mnie koleś półtora roku oszukiwał, że jest kim innym, ale że był to ot, taki sobie znajomy z neta, do popisania od czasu do czasu, to skończyło się po prostu zerwaniem kontaktu, jak sprawa wyszła na jaw. Bez potrzeby terapii, fobii społecznej, depresji i obrzydzenia do siebie. Nie rozumiem właśnie tego braku konsekwencji - z jednej strony, Autorka po rozstaniu wpadła w taką czarną dziurę, jakby jej się całe życie zawaliło, a z drugiej, będąc w tym związku zachowywała się (jak dla mnie), jakby w ogóle nie brała tego na poważnie i nie planowała żadnej przyszłości z tym człowiekiem. Dla mnie to jest w tej historii najbardziej dziwne.

Odpowiedz
avatar Ophelie
2 2

@Meliana: Moje pytanie nie bylo ironiczne, po prostu chcialam znac Twoja (lub innych) opinie. Nie widze powodow, zeby sie obruszac. No wlasnie jest roznica miedzy braniem kogos na powaznie a planowaniem z nim rodziny. To, ze nie planujesz rodziny w ogole, nie chcesz miec dzieci a slub do niczego nie jest Ci potrzebny, nie znaczy, ze nie traktujesz partnera powaznie, ani ze go nie kochasz. Kazdy jest inny i ma inne potrzeby, a takze inna odpornosc i wrazliwosc. Tez bym przezywala jakbym byla oszukiwana przez czlowieka, ktorego kocham a sugerowania, ze autorka go nie kochala i zarzucanie niekonsekwencji jest po prostu glupie

Odpowiedz
avatar niemoja
2 4

@Ophelie: Spotkałaś się kiedykolwiek z sytuacją, że rodzina nie chce WIDZIEĆ potencjalnej narzeczonej? To raczej idzie w drugą stronę: "przywieź ją koniecznie, niech ją poznamy" (i ocenimy, czy jest ciebie warta - jak nam się nie spodoba, to wtedy zaczniemy związek rozbijać). Możesz z kimś żyć, nie planując formalizacji związku, ale wtedy nie przedstawiasz go oficjalnie swojej rodzinie - a tu takie "oględziny" się odbyły (u rodziców autorki), co oznacza, że związek wszedł w zaawansowaną fazę. Jak odejmiesz, co mówił a zostawisz, co ROBIŁ, to klaruje się dość czysty obraz: gość ma gdzieś tam normalny dom i rodzinę, a autorka jest dla niego rozrywką na wieczory w dni robocze - i nic poza tym. Jaki był problem, żeby umówił się z nią w wakacje na "przypadkowe" spotkanie w miejscu, gdzie jedzie z "siostrzeńcami", czy wziął dzieci do siebie i przedstawił ją jako sąsiadkę? Czyż nie byłoby miło? Reasumując, wszystko było w normie aż do tej "wizyty rodzinnej"; później autorka powinna nabrać podejrzeń i gościa sprawdzić.

Odpowiedz
avatar Ophelie
1 1

@niemoja: Masz racje, ze to nie do konca trzyma sie kupy ale ja na jej miejscu pewnie pomyslalabym, ze mu na mnie nie zalezy na tyle albo ze wg niego jest jeszcze za wczesnie. Jesli autorce nie zalezalo na poznawaniu rodziny az tak bardzo, mogla sie tym nie przejac. Mi, paranoja wydawaloby sie zalozenie, ze ma drugi dom, tym bardziej, ze zrozumialam, ze wyjazdy nie byly tak czeste (czeste, jak na odwiedziny siostry ale nie, jak na zone i dzieci). Zgodze sie natomiast z tym, o czym nie pomyslalam - dziwne jest to, ze nigdy nie zabral dzieci do siebie "wszystko było w normie aż do tej "wizyty rodzinnej"; później autorka powinna nabrać podejrzeń i gościa sprawdzić." Stad moje pytanie w pierwszym komentarzu - co Twoim zdaniem autorka powinna zrobic?

Odpowiedz
avatar Error505
3 5

@Meliana: Bardzo łatwo być sędzią w nieswojej sprawie.

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 1

@Ophelie: Nie obruszam się, ani nie bulwersuję - jeśli tak to zabrzmiało, to zupełnie nie takie było założenie. Zdziwił mnie natomiast ton Twojej wypowiedzi - pod historią #86092 o kochance-fotografce, zupełnie inaczej oceniałaś "te drugie", a i zrozumienia miałaś jakby mniej.

Odpowiedz
avatar niemoja
1 1

@Ophelie: Myślę, że powinna "przypadkowo" znaleźć się którejś niedzieli w jego miejscowości i zadzwonić (spod jego domu) z jakimś błahym problemem. Ewentualnie - pod byle pretekstem odwiedzić jego rodzinę, gdy był na wyjeździe - choćby dla sprawdzenia, czy rzeczywiście mieszka pod tym adresem. Ujawniać się nie musi, a przynajmniej wie, na czym stoi. W końcu jak się wpuszcza chłopa do swojego mieszkania (a przecież razem pomieszkiwali), to wypadałoby wiedzieć cośkolwiek o nim.

Odpowiedz
avatar Ophelie
0 2

@Meliana: A nie widzisz podstawowej roznicy, ze autorka nie wiedziala, ze jest kochanka? Zupelnie inaczej ocenialam, bo i historie sa zupelnie inne. Mozesz uznac, ze autorka byla glupia, ze sie nie domyslila ale nawet wtedy NIE WIEDZIALA. A kochanka fotografka dobrze wiedziala, ze bierze zonatego faceta. @niemoja dzieki za konkretna odpowiedz. Chociaz nie wiem, czy ze swojej strony bym sie zdobyla na sledzenie swojego chlopaka. Moze bardziej naciskalabym, zeby pojechac z nim i siostrzencami na wakacje. Bo to, ze nigdy ich do siebie nie zaprosil wydalo mi sie najbardziej podejrzane.

Odpowiedz
avatar Meliana
0 0

@Ophelie: Tylko w dzisiejszych czasach, sprawdzenie czegoś takiego jest banalnie proste - wystarczy wpisać imię i nazwisko w Google. Nigdy nie robiłaś tak z nowo poznanymi osobami? Nie przyszłoby Ci to do głowy, gdyby facet podejrzanie kręcił coś na temat swojej rodziny? Mogła go poszukać na portalach społecznościowych. Ot tak, żeby wiedzieć kto zacz. Mogła poszukać jego "siostry" - żeby zobaczyć kto to, zobaczyć czym się interesuje, może miałyby jakieś wspólne tematy, które pozwoliłyby jej ją do siebie przekonać. Mogła zadzwonić do niego w czasie jego wyjazdu do domu, w czasie wakacji, świąt, weekendu - nieodbieranie połączeń, albo jakieś dziwne zachowanie nie dałoby Ci do myślenia? Mogła pojechać do jego miejscowości i zrobić mu "niespodziankę" - niekoniecznie wpraszając się do rodziców, ale chociażby zapraszając na kawę na mieście. Jak myślisz, jaka byłaby jego reakcja? Mogła zapytać o jego znajomych, a przy okazji też o to, czemu im jej nie przedstawił (bo chyba raczej tego nie zrobił, ale nie ma o tym słowa w historii - to z kolei moje założenie). Kurcze, kartkę z życzeniami na Boże Narodzenie mogła im wysłać! W końcu przecież (ponoć) wiedzieli o jej istnieniu, ale na dzień dobry nie pałali sympatią i dlatego odwlekano spotkanie - nie zależałoby Ci na tym, żeby w końcu te lody przełamać? Mogła się dowiedzieć prawdy na wiele sposobów, niekoniecznie paranoicznie dziwnych - tylko z jakiegoś powodu tego nie zrobiła. A sygnałów, że coś jest "nie halo", jak dla mnie było sporo. W tamtej historii bardzo cynicznie wyśmiałaś "takie biedne, omotane istotki", a w tej? Przecież "NIE WIEDZIAŁA". Ano nie wiedziała, bo zbyt wiele dowiedzieć się nie chciała. No ale to jest już jak widać wystarczające usprawiedliwienie :) Ja nie oceniam Autorki, nie usprawiedliwiam, ani nie osądzam. Po prostu dziwi mnie jej postępowanie - i tyle.

Odpowiedz
avatar Ophelie
0 0

@Meliana: No troche osadzasz, porownujac ja do tamtej. Dobrze, uznajmy ze autorka jest glupia, bo sie nie domyslila i nie probowala nic z tym zrobic. Stawiajac sie na jej miejscu, z takim zachowaniem faceta przyszloby mi do glowy milion wyjasnien (lacznie z tym, ze nie traktuje mnie powaznie), ale nie sadze, zebym myslala, ze ma drugie zycie. Troche z Twojego komentarza wynika, ze sugerujesz, ze autorka wiedziala, ze jest kochanka. Tak, wysmiewalam niewinne istotki, ktore wiedza, ze chlop jest zonaty a daja sie nabrac na glupoty w stylu "zona mnie nie kocha, nie ma seksu od lat, chce sie rozwiezc...", bo to nadal wchodzenie zajetemu do lozka i nic ich nie usprawiedliwia. Tu autorka byla moze glupia, naiwna ale nie wiedziala, ze on ma drugie zycie i nie jest normalnym podejrzewac o to kazdego faceta, z ktorym sie spotykasz. Co do Twoich punktow: no nie, nie pojechalabym do jego domu mimo jego wyraznej niecheci i nie zaprosilabym jego rodzicow na kawe bez jego wiedzy. To dziecinne i, jesli jego klamstwa okazalyby sie prawda, spowodowaloby super awanture. Nie mogla za bardzo sprawdzic jego mediow spolecznosciowych jesli nie miala wlasnych, ale zgadzam sie, ze google nie boli i ja tez zawsze ogladam nowych ludzi w internecie. Widocznie nie przyszlo jej to do glowy co, chociaz dziwne, nie zmienia faktu, ze nie wiedziala o tym ze jest kochanka. Dziwi mnie to, ze porownujesz te dwie sytuacje. Zeby nie bylo, ze jestem niekonsekwentna albo stronnicza - nie wchodzi sie do lozka komus, kto jest zajety niezaleznie od plci. Oczywiscie, osoba bedaca w zwiazku, szukajaca kogos na boku jest zwyklym smieciem i zwierzeciem (tez niezaleznie od plci), szczegolnie w czasach kiedy wystarczy sie po prostu rozwiezc, zeby miec swiety spokoj. Ale to w zaden sposob nie usprawiedliwia ani nie zmniejsza winy tej osoby, ktora SWIADOMIE uwiodla/dala sie uwiesc osobie zajetej. Tylko podstawa jest slowo "swiadomie" i mozesz nazywac autorke glupia, naiwna ale z historii jasno wynika, ze nie byla swiadoma

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 1

@Ophelie: Nie będę Autorki nijak nazywać, po prostu wyrażam swoje wątpliwości, bo trochę to wszystko było takie, ja wiem? Niefrasobliwe? I to już nawet nie chodzi o podejrzewanie wszystkich o podwójne życie, ale pomyśl - kompletnie nieznany facet, o którym nic nie wiesz, bo jest nowy w mieście, nie macie wspólnych znajomych, więc pocztą pantoflową niczego się nie dowiesz, tydzień w tydzień wyjeżdża na weekend do innego miasta. I absolutnie nie możesz mu towarzyszyć. Ponoć do rodziny, ale nie możesz jej poznać, broń borze, bo cała rodzinka znienawidziła Cię na wieść, że istniejesz. Nie wiem, może jestem dziwna, ale mi od razu zapala się czerwona lampka - może jest nałogowym hazardzistą? Sutenerem? Dilerem narkotyków? Może jest członkiem gangu i weekendowo jeździ odzyskiwać długi, albo obstawiać kluby? Mam dalej popuszczać wodze fantazji? No ale co tam, nie sprawdzę tego, bo fajnie mieć się wieczorem do kogo przytulić i film obejrzeć. Jest super, to po co psuć. Wyraziłam się trochę nieprecyzyjnie w poprzednim komentarzu - nie chodziło mi o zapraszanie jego rodziców na kawę, tylko jego samego. Coś na zasadzie "no hej, jestem w X, chciałam zobaczyć skąd pochodzisz, wyskoczymy gdzieś na kawę?". Zapraszanie na kawę jego rodziców, w takiej sytuacji, byłoby pokazem niewychowania. No i co do awantury - myślisz, że po tym, jak Autorka wysłała ten list ze zdjęciami do żony, to jej nie było? A sytuacje porównuję, bo tam nie widziałaś żadnych okoliczności łagodzących, a tu się jednak okazuje, że są i to całkiem spore. Wystarczy nie chcieć wiedzieć, co w trawie piszczy i już jest ok. I nawet rozwalenie komuś małżeństwa anonimowym listem jest nadal ok. Dziwne tym bardziej, że tam bardzo mocno odwoływałaś się do rozumu, moralności, kręgosłupów, a tu ani słowa. Chyba jednak jesteś trochę stronnicza, albo po prostu ja nie jestem w stanie pojąć kryteriów, jakimi oceniasz, czy ktoś jest moralny, rozsądny i honorowy, czy nie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 26 lutego 2020 o 10:03

avatar Ophelie
1 1

@Meliana: O awanturze mowilam w przypadku gdyby tam pojechala a to, co on mowil okazalo sie prawda. Ja wcale nie twierdze, ze to nie bylo podejrzane ale tak jak mowisz, mogl byc dilerem, sutenerem albo agentem FBI. Autorki wina, ze nie zapalila sie jej czerwona lampka. Ale gdzie jest w tym brak moralnosci? Nie wiem, gdzie jestem stronnicza. Nie wiem, czy odnosilam sie tam do moralnosci, kregoslupa i rozumu ale nie widze powodu by sadzic, ze autorka tego tekstu jest niemoralna i niehonorowa. Mozna jej zarzucic brak rozsadku - Autorko powinnas sprawdzic, czy Twoj chlop nie jest przypadkiem czlonkiem gangu. Ale chcialabym wiedziec, gdzie zauwazasz niemoralnosc autorki. No dobrze, powiedziala sobie "no dziwna sprawa z ta jego rodzina, cos tu smierdzi ale on taki fajny, przystojny i ciastka mi kupuje, a samej tez jakos nie chce byc - oleje jego rodzine"- nadal nie widze braku moralnosci ani winy autorki. Zaszkodzila sobie, bo pozwolila sie oszukiwac, ale nie zaszkodzila rodzinie faceta, bo zwyczajnie o niej nie wiedziala. Abstrahujac od historii, te zasady, o ktorych mowisz to w moim przypadku proste "nie czyn drugiemu co Tobie nie mile". Chetnie poznam tez Twoje kryteria

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 1

@Ophelie: No i właśnie tutaj wychodzi Twoja stronniczość. Trochę bezrefleksyjnie bierzesz stronę osoby, która opisuje historię, mimo pominiętych wątków, czy dziwnych niedopowiedzeń. Ja nie czuję potrzeby oceniać kogokolwiek, to Ty się najbardziej obruszyłaś na moje stwierdzenie, że zdrady małżeńskiej najmniej winna jest kochanka - no ale dobrze, na potrzeby dyskusji weźmy to "nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe". Chcesz mi powiedzieć, że listowne poinformowanie żony o romansie, z załączeniem dowodów zdrady, jest zgodne z tą zasadą, moralne i absolutnie nie zaszkodziło tej rodzinie? Wydaje mi się, że skoro przez 3 lata nie kiwnęła palcem, żeby poznać prawdę, mimo wielu, wielu sygnałów, to mogła sobie darować listy po fakcie. Jeśli wierzyć historii, to ani żona, ani dzieci, ani rodzice przez 3 lata faceta nie odwiedzili, więc widocznie też za bardzo nie chcieli wiedzieć, co on tam po pracy robi. Skoro przez 3 lata miała gdzieś jego rodzinę, to potem mogła mieć ją równie głęboko i nie rozwalać jej w imię czego? Urażonej dumy? Zemsty na facecie? Nie wiem, łatwo sobie tak gdybać, ale dla mnie obie te historie mają wspólny mianownik - kobietę wplątaną w romans z żonatym i rozwalone małżeństwo. Różnią się szczegółami, ale efekt końcowy jest praktycznie taki sam. Wyjaśnij mi więc, czemu jedną kochankę uważasz za skończoną sucz, a druga jest całkowicie niewinna w Twoich oczach?

Odpowiedz
avatar Ophelie
1 1

@Meliana: ja nie odniosłam sie do listu ani go nie poparłam. Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia co do tego. Z jednej strony zgadzam sie z Toba, z drugiej, chyba wolałabym wiedzieć na miejscu żony. Wyjasnilam Ci juz dlaczego według mnie historie sie różnią. Jedna z nich poznała faceta, jego żonę, po czym któreś z nich zaczęło romans. Druga zaczęła związek, nie mając pojęcia o istnieniu drugiej kobiety i naiwnie dala sie oklamywac, niechcac widziec, ze coś jest nie tak. Nie mozesz zakladac, ze autorka celowo sie oszukiwala albo ze była świadoma, ze facet ma drugie życie. Dla mnie to sie całkowicie różni. Co do listu, tak jak powiedzialam, nie bronie autorki - to czysty akt zemsty a jedyne co ja w moich oczach odrobine usprawiedliwia jest to, ze ja bym na miejscu żony wolala poznać prawdę. Ale kobiety sa różne. W tamtej historii facet był na tyle honorowy, ze sam sie przyznał a w gruncie rzeczy nawet nie wiemy czy doszło do zdrady. Za to nie rozumiem dlaczego wg Ciebie zdrady małżeńskiej najmniej winna jest kochanka? Chcesz mi powiedziec, ze osoba zdradzana jest bardziej winna? Bo nie dawała ciepła, nie robiła śniadań do pracy, uśmiechała sie 14 a nie 15 razy na dzien? Tak jak pod poprzednia historia ktoś inny napisał - żadna szanująca sie osoba nie bierze sie świadomie za zajętego/zajeta. Autorka tej historii chciała założyć związek z sąsiadem i to zrobiła. Jak tylko dowiedziała sie, ze facet ma żonę od razu sie z nim rozstala. Kochanka z tamtej historii znała pare i założyła związek z zajętym facetem. Nie wiedzialam, ze to na tyle subtelna różnica, ze trzeba ja tłumaczyć.

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 1

@Ophelie: No właśnie, odnosisz się do fragmentów, które najbardziej Ci pasują, w dodatku dość pokrętnie (jak dla mnie) dopatrujesz się "czynników łagodzących". Uważam, że zdrady najmniej są winne kochanki, ponieważ małżeństwo to sprawa dwojga ludzi - żony i męża. Tylko i wyłącznie. Składają sobie oni przysięgę i to ich obowiązkiem jest się z niej wywiązywać. Nie przypominam sobie, by był w niej fragment "a wy wszyscy obecni i nieobecni, znani i nieznani, macie im w tym dopomagać". Nie wszyscy ludzie są moralni, nie wszyscy się szanują, nie wszyscy szanują innych. Dlatego zamykam dom na klucz, dlatego rozglądam się na przejściu i dlatego uczę dzieci, by nie rozmawiać z nieznajomymi. Dlatego, jeśli związek się rozpada, to winni są oboje - mąż i żona - tego, że przestali o swój związek dbać. Jeśli dochodzi do zdrady, to jest to tylko skutek zaniedbań obojga. Zwalanie winy na postronnych jest dziecinne - to tak, jakby winić prostytutkę, że ma klientów. No z jakichś powodów ich ma, prawda? Uważasz, że należy od niej wymagać, by sprawdzała klientom obrączki, a najlepiej przed wykonaniem usługi żądała zaświadczenia z USC? Uważam, że jeśli chodzi o małżeństwo, to w pierwszej kolejności wymagać należy od siebie, potem od męża, a na końcu od prostytutki, żeby wstąpiła do zakonu, albo chociaż do warzywniaka marchew poszła sprzedawać. Nie odwrotnie. Podobnie mąż - najpierw powinien wymagać od siebie, potem ode mnie, a na końcu oczekiwać od obcych facetów, że nie będą mnie podrywać. Jeśli ja przestanę dbać o dobro mojego związku to oczywiście nie oznacza z automatu, że mąż może wyłożyć sobie lagę, ale nie sprawia też, że prostytutka/kochanka/ktokolwiek, jest bardziej winny rozpadu mojej rodziny.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 lutego 2020 o 11:15

avatar Ophelie
0 0

@Meliana: Prostytucja to praca jak kazda inna. Jesli sprzedaje Coca Cole to nie wymagam od klienta dowodu na to, ze nie kupuje Pepsi, bo mi za to placi. Twoj przyklad nijak sie ma do "normalnej" kochanki. Poza tym z jednej strony bronisz kochanek, a z drugiej porownujesz je do prostytutek, co tez nie trzyma mi sie kupy. Nie wiem, jak to opisac, zebys zrozumiala o co mi chodzi, wiec postawie sie w roli potencjalnej kochanki: nie wejde do lozka zajetemu facetowi, bo to co robie zrani kogos w sposob, w jaki nie chcialabym byc zraniona. Kazdy ma swoja moralnosc i w d*** mam, czy ona mu sniadania do lozka robi i czy on zamiast mnie bzyknie inna. Gadanie o namietnosci, czy innych bzdetach typu "to pod wplywem chwili" jest skrajnym debilizmem, bo nie jestem zwierzeciem i poki co panuje na tyle nad nogami, zeby wiedziec czy sa rozlozone, czy nie. Nie oskarzam kochanek o rozpad zwiazku tylko o przyczynienie sie do zdrady. To prawda, ze byc moze znajdzie sobie inna ale ta jedna, konkretna osoba nie powinna tego robic, bo jest to niemoralne wg mnie. Mowisz, ze nie wszyscy sa moralni i nie wszyscy sie szanuja. Zgoda. Czy to ich w jakichs sposob usprawiedliwia? Mam usprawiedliwiac niemoralnosc i brak szacunku tym, ze istnieja ludzie, ktorzy sa niemoralni i sie nie szanuja? Ostatnia kwestia: zgoda - o zwiazek trzeba dbac, bo sie rozpadnie. Wtedy u szanujacych sie ludzi, jest rozstanie i oboje sa winni. Ale nie win jednej strony za to, ze druga, zamiast rozmowy i ewentualnego rozstania, uznala, ze nie utrzyma gaci na dupie. Jest duza roznica miedzy zdrada a rozpadem malzenstwa.

Odpowiedz
avatar niemoja
0 0

@Ophelie: To teraz ja się wtrącę z korektą: W tamtej historii nie było żadnych dowodów na romans; wiemy, że mąż wyprowadził się z domu, podając jako powód, że "nie może przestać myśleć" o tej drugiej. Równie dobrze to mógł być tylko pretekst do uwolnienia się z "wygasłego" małżeństwa. Dziwne wydaje mi się, że żona, pomimo podejrzeń, nie sprawdziła "tej drugiej" w serwisach społecznościowych. W tej historii to kochanka słyszy standardową piosenkę "że żona go nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpią ...", natomiast żona nie ma powodu do podejrzeń (mąż wszystkie weekendy i święta spędza przykładnie w domu). Gdyby trwał w małżeństwie tylko dlatego, "żeby ludzie nie mówili, że kalekę opuścił" - łatwo znalazłby pretekst, żeby zostać na niedzielę z kochanką. Wysłanie anonimu, to nie była żadna "sprawiedliwość społeczna", tylko zwykła zemsta. O ile jemu "się należało", to żona i dzieci ucierpiały niepotrzebnie.

Odpowiedz
avatar Ophelie
0 0

@niemoja: dlatego powiedzialam, ze byl to tylko akt zemsty i wcale tego nie pochwalilam. To co w moich oczach usprawiedliwia autorke tej historii to wlasnie to, ze nie wysluchiwala piosenek ze zona go nie rozumie tylko, gdy sie o tym dowiedziala, zostawila go. Co do tamtej historii tez juz skomentowalam, ze tak naprawde nie wiemy, czy byla zdrada czy nie ale tu na dobra sprawe nam sie wywiazala dyskusja o kochankach jako takich i zalozylysmy, ze do zdrady doszlo. Jesli nie doszlo, to oczywiscie nie mam nic do zarzucenia "tej drugiej" kobiecie z tamtej historii

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 lutego 2020 o 13:24

avatar Meliana
0 0

@Ophelie: No widzisz, właśnie w tym rzecz, że nikogo nie bronię i nie potępiam publicznie - to co sobie indywidualnie o kim myślę, to moja sprawa i niech taką pozostanie. Analizuję różne aspekty, bo ciekawi mnie, co kieruje osobami, które wchodzą w takie związki, ale staram się trzymać z daleka od oceniania. Dlatego też ciekawi mnie, dlaczego Ty tak jednoznacznie potrafisz ocenić, kto jest dobry, a kto zły. Przykład z prostytutką podałam, bo ona również może przyczynić się do zdrady. I wtedy co? Wtedy jest ok, bo to zawód jak każdy inny? I w jej "rozkładaniu nóg" przed żonatym nie ma niemoralności (bo to w końcu praca i za to jej płacą), a w przypadku "cywilnej" kobiety już jest? Czemu? Skoro, technicznie rzecz biorąc, to to samo i powoduje zazwyczaj identyczne skutki? Wracając do tamtej historii - piszesz, że jeśli do zdrady fizycznie nie doszło, to nie masz jej nic do zarzucenia. A jeśli namawiała go do odejścia? Obrzydzała mu żonę? Obgadywała ją razem z nim? To nadal jest ok? Ja nie odróżniam tak mocno zdrady od rozpadu małżeństwa - jedno jest z drugim połączone i zazwyczaj jedno z drugiego wynika. Różnica jest taka, że ludzie na poziomie najpierw się rozstają, a potem wchodzą w nowy związek (co nadal jest złamaniem obietnicy, bo skoro "aż do śmierci", to do śmierci, a nie aż mi się znudzisz), a ci, co założyli rodziny, "bo wypada", szukają szczęścia na boku, "bo nie wypada" rzucać rodziny.

Odpowiedz
avatar Ophelie
0 0

@Meliana: nie oceniam, kto jest dobry a kto zły tylko wydaje mi sie, ze zdrady jako czyn sa społecznie nieakceptowalne a tym samym zle, a raczej niemoralne. To jedyna opinia jaka trzeba by wysnuć z moich komentarzy. Poza tym bazuje na tym, co wiem z historii, zakładając ze sa prawdziwe a nie na tym, ze być moze tak naprawdę to zona była zła kobieta a kochanka do rany przyloz. Ale nawet wtedy nie sadze, ze to usprawiedliwienie, przez wzgląd na to co powiedziałam wcześniej. Co do mojego "nie mam jej nic do zarzucenia" - zwyczajnie sie czepiasz. Oczywiscie, ze to złe jesli namawiala meza przeciwko żonie, ale w żadnym momencie ani historii ani naszej rozmowy o tym nie bylo. Uprzedzam być moze Twoje dalsze sugestie- jesli zabiła męża to tez jest źle. Nie jest to to samo, bo prostytutka musi zarabiać i jeść jak każdy. Nie twierdze, ze to moralne tylko, ze nijak ma sie do "zwykłej kochanki" i jest duzo bardziej złożone. Nie uważam tez, ze zdrada wynika z rozpadu małżeństwa lub odwrotnie. Jest masa malzenstw, które rozwodza sie bez zdrady i masa tych, które zostają razem pomimo zdrady. Każdy ma swoje problemy, swoje racje i swoje usprawiedliwienie swoich czynów. Jesli oceniam, to oceniam czyn opisany w historii, ewentualnie w dyskusji wybiega sie nieco dalej. Nie oceniam osoby jako takiej tylko to, co zrobiła w historii. A patrzac, ze to portal anonimowy to moze ta kochanka jest moja najlepsza przyjaciółką, kto wie? Moze jest cudowna osoba z wieloma zaletami i to super. Nie oceniam jej jako dobrej ani zlej. Na podstawie historii, z której juz wcześniej wywnioskowalysmy, ze doszło do zdrady, oceniam to negatywnie, uznaje za współwinna samego aktu zdrady, nie znajduje niczego, co mogłoby ja usprawiedliwić (bo "ona nie przysiegala" jest zwyczajnie dziecinne) i to koniec. I podkresle, ze wina kochanki nijak nie zmniejsza winy meza.

Odpowiedz
avatar Meliana
0 0

@Ophelie: No cóż, mamy kompletnie inne podejście do tematu, ale mimo wszystko dziękuję za ciekawą dyskusję - już nie pamiętam kiedy na tym portalu miałam przyjemność uczestniczyć w podobnej :)

Odpowiedz
avatar Ophelie
0 0

@Meliana: O jak milo ;) zawsze bardziej interesująco jest pogadać z kimś kto ma inne poglądy

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

Droga autorko, nie biczuj sie, że bylas kochanka, nie ma podstaw aby myslec, że jestes brudna, Jestem pewna, że gdybys wiedziala od poczatku, że ma żone to nie weszlabys w ten zwiazek. Mimo wszystko troche sie dziwie, że kompletnie nie wyczulas miliona znakow ostrzegawczych. W dodatku przez cale 3 lata nie przycisnelas go w sprawie rodziny. Może po prostu za malo masz życiowego doswiadczenia. Nie jestem zbyt domyslna zazwyczaj, a tutaj juz znalam odpowiedz gdy napisalas o wspolnych krotkich wyjazdach, a reszte czasu spedzal z siostra, Klasyk :) Byłam kiedys z facetem z kraju pozaueropejskiego. Porownujac do moich partnerow-Polakow byl najbardziej cieplym i troskliwym facetem na swiecie. Niestety od poczatku mi cos zgrzytalo, normalnie w jego kulturze mezczyzni sa chetni do wczesnego przedstawiania wybranki swoim rodzicom, wujkowm, ciotkom itd. Moj facet nawet nie chcial, abym rozmawiala z nimi przez telefon. Znalazlam jego brata na facebooku i brat dal mi do zrozumienia, że moj facet cos ukrywa, Gdy sie probowalam dopytac cos o rodzinie to sie denerwowal. W koncu podjelam decyzje o rozstaniu, bo nie lubie życ w niepewnosci i do dzisiaj tak naprawde nie wiem co ukrywal

Odpowiedz
avatar yfa
1 1

Co przegapiłaś? Ja finału się domyśliłem w 5 akapicie, 3-4 zdanie. A jakoś specjalnie uważnie nie czytałem. Ale wiesz co? To nie ma absolutnie żadnego znaczenia co przegapiłaś. I nie ma szczególnych powodów do wstydu. Dałaś się oszukać jak wiele wcześniej i wiele później. Nie będziesz się zmagać z konsekwencjami do końca życia - nie podżyrowałaś kredytu, nie urodziłaś mu dziecka. Więc w zasadzie nic się nie stało - ot, spędziłaś miłe kilka lat życia (bo było miło, prawda?) i się skończyło. Nie ma znaczenia, dlaczego. Było fajnie, teraz przepracuj stratę (tego fajnego) i staraj się o kolejny związek.

Odpowiedz
avatar Gacek
1 1

Nie powinnaś myśleć o sobie jako o kimś kto skrzywdził rodzinę tego typa. W tej historii jesteś taką samą ofiarą jak oni. Ten człowiek chciał zdradzić swoją żonę, więc jeśli nie udałoby mu się z Tobą, to trafiłby się ktoś inny.

Odpowiedz
Udostępnij