Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Miałem napisać komentarz do https://piekielni.pl/86116 , ale wyszło mi za dużo znaków…

Miałem napisać komentarz do https://piekielni.pl/86116 , ale wyszło mi za dużo znaków na to oraz może też więcej osób to przeczyta i zrozumie dlaczego młoda lekarka tak postąpiła.

W skrócie: autorka tekstu napisała, że w Podstawowej Opiece Zdrowotnej (po ludzku przychodnia gdzie przyjmuje roślinny... wróć rodzinny) nie dostała badań potrzebnych jej do operacji, których listę dostała od chirurga.

Sam jestem w podobnej sytuacji jak tamta lekarka z historii (kończę drugi rok specjalizacji z Medycyny Rodzinnej). I postąpiła ona zgodnie z prawem, ponieważ:

NIE WOLNO PRZENOSIĆ KOSZTÓW SPECJALISTYKI NA POZ! I skarga w NFZ zostałaby zapewne rozpatrzona negatywnie, bo oni sami walczą z tą "patologią".

Specjaliści przenoszą obowiązkowe badania ze swojej poradni lub z oddziału na lekarzy POZ - po to by sami nie musieć za nie zapłacić -> proste prawda? Dodatkowo często wymagają badań, których w przychodni NIE mogę zlecić lub wymagają zaświadczeń, których NIE mogę wystawiać (kwalifikacja do zabiegu w znieczuleniu ogólnym - o tym decyduje Anestezjolog). Za badania, które nie są w "koszyku świadczeń" pracodawca może ode mnie wymagać zwrotu kosztów.

Co do finansowania przychodni - w porównaniu z Poradniami Specjalistycznymi oraz Oddziałami, POZ nie dostaje pieniędzy za wykonane procedury (za każdą wizytę, badanie i zabieg dostaje się wtedy punkty, za które płaci fundusz), lecz NFZ płaci miesięcznie stawkę kapitacyjną (EDYCJA ~140zł od OSOBY w skali roku, czyli ~12 zł za miesiąc! Coś mi nie pasowało, że płacą ~100 zł miesięcznie, bo to za dużo kasy by było), która przeznaczana jest na całą pracę przychodni (pensje, media, czynsz, itp) oraz na wszystkie zlecane przez lekarzy badania (laboratoryjne, radiologiczne i inne).

CODZIENNIE przychodzi do mnie jakiś pacjent, który ŻĄDA zlecenia jakiegoś badania, bo mu powiedziano u specjalisty lub zakładzie radiologii, że je ode mnie dostanie. Często jest to Kreatynina (wymagana do zrobienia MR lub CT z kontrastem by sprawdzić czy nerki dobrze pracują i czy zostanie on [kontrast] wydalony z moczem) kosztująca całe 9 zł prywatnie... a pacjent wiedząc o tym potrafi mimo to czekać w poczekalni >2h i wykłócać się, że przecież zabrali mu pieniądze z pensji i mu się należy. O ile jednak pacjent poprosi i nie miał zleconego tego badania w ciągu ostatnich 6 miesiącach, to mu je zlecę (szczególnie jeśli to osoba starsza i wiem z jej historii choroby, że jest schorowana).

Najlepsi są jednak pacjenci, którzy już teraz potrzebują kompletu badań, "bo umierają" (koszt ~150zł). Zbieram z nimi dokładny wywiad i zlecam im standardowe badania + to co podejrzewam z tegoż wywiadu z zaleceniem pilnego zrobienia ich i konsultacji następnego dnia po południu (wyniki są najczęściej w dniu pobrania po 14). (Przykład z zeszłego tygodnia). Pacjent zrobił takie badanie następnego dnia i przyszedł do mnie po... 2 miesiącach (gdzie zgodnie z przepisami są nieważne, ponieważ obowiązują do 30 dni od wykonania badania), bo wyniki według niego były dobre.
Ale nie były, bo np. lipidogram [wszystkie frakcje cholesterolu] wynosił 2x ponad najmniej rygorystyczną normę, gdzie faktycznie powinien mieć 1/3 tego wyniku, by nie bać się zawału w ciągu następnych 10 lat. Plus miał inne mniejsze odchylenia do obserwacji. Ogólnie oznacza to, że tamte pieniądze poszły do kosza, bo i tak muszę zlecić ponowne badania by legalnie zdiagnozować mu chorobę (łączny koszt ~300 zł).

Albo pacjent (z wczoraj), który miesiąc temu dostał lek z powodu wysokiego cholesterolu (40% ponad limit) i już TERAZ ma mieć wykonane badanie (nie to, że kontrola leczenia jest wskazana po minimum 3 mieiąces leczenia w schemacie -> dieta + zmiana trybu życia + ostatecznie leczenie farmakologiczne). Na pytanie czy w ogóle zaczął leczenie przepisanymi lekami odpowiada mi nie, ale je więcej warzyw (a informowałem go, że sama dieta daje spadek o ~10%, dieta + ruch + suplementy ~20%, najmniejsza dawka samych leków ~30%).

Jeśli ktoś chce poczytać ewentualnie jak wygląda praca w przychodni od kuchni, to w razie pozytywnego odzewu mogę coś spróbować napisać - obiecuję poprawić składnię i postaram się lżej pisać.

słuzba_zdrowia POZ

by olo1990pl
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar tomekp2
5 15

Pierwsza rada - nie przejmuj się językowymi nazistami. Piekielni to nie portal literacki. Twój tekst jest napisany zrozumiale (nie robiłem dokładnej korekty ani redakcji, bo to nie ma być literatura). Bardzo ciekawe, to co napisałeś. Zwłaszcza o pacjencie, który potrafi stracić 2h (a zapewne i więcej, bo przecież dojść do przychodni też trzeba...) żeby dostać skierowanie na badanie, które prywatnie kosztuje 9PLN. W ogóle podoba mi się to ekonomiczne ujęcie tematu.

Odpowiedz
avatar Habiel
3 15

@tomekp2: Może dla ciebie jest to tylko 9 zł. Ale tu jedno 9 zł, tam kolejne, a nie wszystkich stać. Emeryci w większości żyją od 10 do 10. I na coś płacimy te składki zdrowotne, niech się zwrócą chociaż częściowo.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
-1 1

W Niemczech jest podobnie, ale badania preoperacyjne w "przychodni" kas chorych płacą ekstrabudgetowo i jest to dochodowe, ale tylko przed operacjami robionymi ambulatoryjnie. Naturalnie specjaliści ciągle chcą,żeby lekarz domowy robił badania specjalistyczne należące do ich parafii jak wyszukane drogie laboratoryjne, MRT,CT, bo im potrzebne, mimo, że maja na to swój przydział indywidualny. Pacjent przewanie nie rozumie problemu, albo mu to zwisa i obraża się, albo pyskuje, ale to już jego sprawa, że nie kapuje przymusów i przepisów gospdarczych, mimo dokładnych wytłumaczań. Tylko lekarz domowy raci nerwy i czas na przepychanki, ale prawo jest jasne ) dura lex sed lex.

Odpowiedz
avatar CherryError
8 14

Moim zdaniem nieważne czy to jest 9, 40 czy 270 zł. Co miesiąc ludzie płacą podatki, które też sa przeznaczane na służbe zdrowia i nie widzę tu nic dziwnego że ktoś czeka po to by mieć to za darmo, zwłaszcza jeśli to nie jest kolejka na kilka lat tylko kilkudniowa.

Odpowiedz
avatar Ophelie
7 11

@CherryError: Dokladnie. Wynioslam z domu, ze podstawowe badania krwi robie raz na rok. Zawsze w okresie letnim zjezdzam na chwile do rodzinnego miasta, wiec robie je w mojej rodzinnej przychodni i zawsze prywatnie. Z tym ze juz w szkole powtarzano mi, ze rocznie podstawowe badania krwi, jak morfologia, przysluguja mi za darmo. Jednego roku sie postawilam i, skoro i tak bule za kazdym razem z wlasnej kieszeni, to chyba jakis pakiet mi za moje podatki przysluguje? W prezencie dostalam caly wyklad od mojego rodzinnego, o tym ze sluzba zdrowia nie ma pieniedzy, ze przeciez nie zubozeje, jak pojde prywatnie, "a w ogole to potrzebne Ci te badania?"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 8

@Ophelie: mam tak samo. Mam duże obciążenie rodzinne - wszyscy w mojej rodzinie zmarli albo na raka, albo na serce. Jak zachodzę do rodzinnego po jakieś skierowanie na badania - choćby podstawowe w ramach profilaktyki i wczesnego wykrywania, to słyszę tylko litanię jęków "a po co to panu", "przecież pan zdrowy i wysportowany", a najlepiej jak pójdę prywatnie, a poza tym to taka profilaktyka to jak będę miał 60 lat (kij, że większość z mojej rodziny ledwo emerytury dożywa).

Odpowiedz
avatar Michail
19 21

Problem polega na tym, że tam (tak ja to odebrałem) lekarka była chamska. Pacjent idzie do lekarza aby skorzystać z jego wiedzy medycznej, ale kwestie rozliczeń też nie muszą być dla niego oczywiste. Jeśli placówki 'przepychają' się kosztami to powinno się to rozwiązać wewnętrznie, a nie wykorzystywać pacjentów do tego.

Odpowiedz
avatar astor
6 8

@Michail: Również podobnie pamiętam tamtą historię. Być może by jej nie było, gdyby zamiast wymądrzać się lekarka wyjaśniła dlaczego nie może dać skierowania i kto w takim razie powinien kierować na badania. Pacjent nie ma obowiązku znać przepisów, albo zagłębiać się w nie przed zabiegiem.

Odpowiedz
avatar kurkaxkurka
9 17

Dlaczego lekarze próbują zrzucać winę za burdel w organizacji służby zdrowia na pacjentów? Sama byłam w analogicznej sytuacji - kwalifikacja do zabiegu w narkozie + lista badań do zrobienia. Lekarz POZ z łaską i obrazą wypisał skierowanie na połowę, resztę musiałam zrobić prywatnie. Gdybyśmy potraktowali specjalistów i lekarzy POZ do dwóch oddziałów tej samej firmy, to czy powinni mieć oni pretensje do Klientów, czy do kijowej organizacji w swojej firmie? Bo gdyby moi koledzy z firmy wprowadzali Klientów w błąd, to ja bym jednak miała pretensje do nich. Nieważne, że pracują w innej jednostce - mamy wspólne zasady i wspólny budżet.

Odpowiedz
avatar aka
1 1

@kurkaxkurka: Dlaczego lekarze próbują zrzucać winę za burdel w organizacji służby zdrowia na pacjentów?- bo lekarze nie odpowiadają za organizację OCHRONY zdrowia, przychodnia jest PRYWATNĄ działalnością, z podpisana z nfz umową- więc nie, nie jest to jedna firma. A pacjenci albo widzą jak system działa i nic nie robią, albo się nie interesują jak działa a jedynie wymagają- podczas gdy pacjentów jest o wiele więcej niż lekarzy i to oni mają realną szansę coś zmienić skargami i protestami. Widać, jak protesty lekarskie są olewane przez rząd- zaraz pojawia się narracja, że odchodzą od łóżka chorych, że jedzą kawior i im się w odbytach poprzewracało. Protestu pacjentów rząd nie miałby możliwości olać. I tylko proszę bez uwag, że pacjenci tacy schorowani i nie mają siły- pacjentem bywa każdy obywatel, nie tylko ten leżący w szpitalu.

Odpowiedz
avatar Error505
3 9

wszystko zrozumiałe. Tylko fakt, że macie (no bo jesteś częścią tego systemu) bałagan organizacyjny nie oznacza, że możecie swoich klientów (celowo nie pisze pacjentów, bo jednak pośrednio płacimy za Wasze usługi o czym zdajecie się zapominać) traktować po chamsku. Oczywiście rozumiem, ze to że ciągle przychodzą z tymi samymi przypadkami ale to nie usprawiedliwia bycia chamskim. Usiłujesz powiedzieć, że to jakaś wina klientów to po prostu wynika z tego, ze Wasza organizacja jest cienka jak nie powiem co. Ale czego spodziewać się od monopolisty, któremu nie płaci się bezpośrednio w dodatku zarządzanym przez ludzi bez kwalifikacji (chodzi mi o to, że jednostkami medycznymi zarządzają medycy. To absurd).

Odpowiedz
avatar olo1990pl
4 6

@Error505: Przychodnią rzadko kiedy zarządza lekarz/osoba po kierunku lekarskim. Najczęściej zatrudniana jest do tego osoba po studiach administracyjnych, która pełni funkcję dyrektora technicznego. Lekarze najczęściej w przychodni (jeśli do nich należy) pełnią jedynie funkcje dyrektora do spraw medycznych oraz leczą pacjentów (tak jest np u mnie). Nigdzie nie piszę, że jestem chamem. ZAWSZE staram się jak najdelikatniej wytłumaczyć co i jak. Ale jak piąty raz mówię to samo i nawet pokazuje mu wydruk mówiący o tym z NFZ i nadal pacjent wymaga ode mnie badania to czuję, że coś we mnie umiera... Jak lekarze chcieli coś ostatnio zmienić (protesty rezydentów 3 lata temu) to nasi kochani rządzący na wieść, że lekarze uciekną z Polski mówili "niech jadą" lub ostatnio (robiąc 20k/msc na kontrakcie, a urlopie bezpłatnym na etacie) kazali nam pracować Pro publico bono dyżurując na oddziałach. NIKT NIE PODEJMIE SIĘ reform Ochrony Zdrowia - bo to spowoduje, że jego partia nie zostanie wybrana na kolejną kadencję, bo po prostu 5 lat nie będzie funkcjonować lub będzie to po prostu minimum by ludzie nie umierali na ulicy.

Odpowiedz
avatar Error505
2 2

@olo1990pl: 1. Jeśli rzeczywiście zarządzają nie lekarze to OK. 2. Nie sugerowałem, że Ty jesteś chamem, tylko lekarz z oryginalnej historii. 3. To jest praca z ludźmi. Dodatkowo zwykle chorymi. Nie może być łatwo i trzeba to zaakceptować. Rozumiem, że po piątym razie łatwo nie jest, nawet rozumiem, że się czasem nie wytrzymuje. Jednak trzeba to uznać za osobistą porażkę i się podnieść. Nie akceptuję natomiast jak to się staje normą. 4. Zmiany. Zmiany systemowe to na świętego dygdy. Natomiast wiele można zrobić na niższym szczeblu. Największy Waszym (jak i wszędzie indziej) problemem jest komunikacja. Moja żona niedawno miała operację. Kontakt z lekarzem zerowy. Okazało się, że wszystko zrobione bardzo profesjonalnie od strony operacyjnej. Natomiast informacji przed i po operacji zero. Co dalej, robić, jak się rehabilitować - zero. Obok leżała starsza pani przyjęta poprzedniego dnia na planową operację. Głodna jak szlak, bez śniadania i dopiero w porze obiady przypadkom o salowej usłyszała "a to nikt pani nie powiedział, ze operacji dzisiaj nie będzie?" Noż, to chyba nie są potrzebne reformy, żeby to zmienić. 5. Kasa. Z jednaj strony to "widziały gały co brały" z drugiej 20k/msc to śmiech na sali. W tym zawodzie trzeba mieć duże umiejętności i w szybkim czasie podejmować decyzje, które, jeśli błędne, mogą mieć tragiczne konsekwencje. Dlatego kasa powinna być odpowiednia. I odpowiedni powinien być czas pracy. Natomiast co powinno być pierwsze, kasa czy właściwa praca pozostawiam otwarte.

Odpowiedz
avatar mskps
1 3

No dobra. Idę do lekarza rodzinnego z bólem stopy - nie przeszkadza mi zupełnie w chodzeniu, ale nie mam złamania ani skręcenia, a boli. Leki które mogę dostać w aptece bez recepty - jakieś maści, kremy itd nie pomagają. Lekarz rodzinny nie ma pojęcia, więc wysyła mnie do ortopedy. Ortopeda bez żadnych obrazów też nic mi nie powie, więc wysyła mnie na rezonans ze skierowaniem. Przy rejestracji na rezonans dostaję informację, by zgłosić się w dzień rezonansu z aktualnym badaniem kreatyniny, by wiadomo było czy podawać czy nie podawać kontrastu. Ale skierowania nie wystawiają. Mogą w ogóle? Mam wrócić do ortopedy czy rodzinnego? Cała ścieżka na NFZ, z podatków i nagle muszę płacić, bo nikt się nie poczuwa do odpowiedzialności do wystawienia mi skierowania? Co gdyby to badanie kosztowało nie 9 tylko 190 złotych? Dalej ze swoich czy jednak ktoś powinien to cholerne skierowanie wystawić?

Odpowiedz
avatar Ursueal
5 5

@mskps: Lekarz kierujący na rezonans powinien skierować pacjenta na wszystkie badania w ramach diagnostyki specjalistycznej. Niestety, walka o kasę jest bezwzględna i bywa, że pacjenci wracają do POZ-ów z listami badań, których ani nie mogą zlecić, ani wyników z nich nie zobaczą mimo zapłacenia za nie, a nawet jeśli zobaczą, to i tak specjalizują się w innej gałęzi medycyny (medycyna rodzinna to też specjalizacja). Lekarze w POZ-ach powinni wytłumaczyć cierpliwie i grzecznie, dlaczego nie wystawią skierowań, niestety, muszą to robić tak często (to naprawdę nagminny problem), że na grzeczność wielokrotnie nie chcą się silić. Tak naprawdę domaganie się skierowań z POZ-u przy leczeniu specjalistycznym powinno się zgłaszać do NFZ, a jeśli lekarz specjalista np. będzie wpierać, że POZ musi takie skierowania wystawić - do rzecznika dyscyplinarnego w izbie za okłamywanie pacjenta.

Odpowiedz
avatar nyktimene
3 3

@mskps: Tak zupełnie logicznie, to skierowanie (na badanie czy konsultację) powinna wystawić ta jednostka (osoba czy zakład), której to badanie jest do wykonania swoich obowiazków potrzebne. I tak: lekarz POZ daje ci skierowanie do ortopedy, żeby ten ortopeda powiedział mu, czy faktycznie z Twoją nogą jest coś nie halo, czy może n.p. jesteś wyłudzaczem silnych leków przeciwbólowych. Ortopeda daje Ci skierowanie na rezonans, bo samym badaniem przedmiotowym nie jest w stanie wykluczyć żadnych nieprawidłowości. Pracownia rezonansu powinna dać Ci skierowanie na badanie kreatyniny, bo to jej wynik badania jest niezbędny do wykonania tego badania. Ani ortopeda, ani lekarz rodzinny nie potrzebują do swojej pracy tego badania. Do ortopedy powinieneś wrócić dopiero z wynikami rezonansu, do lekarza rodzinnego - z zaleceniami ortopedy na temat kontynuacji leczenia w poradni POZ. Taka "spychologia" ze skierowaniami sprawia, że u specjalistów i lekarzy POZ są kolejki - ludzie blokują terminy przychodząc "po skierowanie", "po receptę", "tylko odebrać wyniki" itp. itd.

Odpowiedz
avatar Error505
1 1

@nyktimene: Można wymyślić też inna logikę. Nieważne jaka by one nie była byle była. I żeby była jasna dla pacjenta.

Odpowiedz
avatar niemoja
3 3

@mskps: skierowanie na kreatyninę powinieneś dostać od ortopedy, ale to ortopeda powinien zdecydować, czy badanie wymaga użycia kontrastu (wyniki są dokładniejsze, ale kontrast mocno obciąża nerki). A zatem powinien, przy wystawianiu skierowania, zapytać cię, czy nie chorujesz na nerki - wtedy zaznacza w skierowaniu, że ma być bez kontrastu i masz jeden kłopot z głowy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 5

Olo, druga lekarka dała mi na to skierowanie bez łaski. Wręcz mówiła, że to podstawa i nie ma znaczenia czy operacja czy co.

Odpowiedz
avatar ampH
3 3

Z tymi badaniami to ze wszystkich stron widać patologię. Zarówno w tym, o czym piszesz, jak i od strony samego systemu. No bo ja rozumiem, że hajs z NFZ to nie góra złota i każdy kombinuje jak może i zrzucają wiele rzeczy na POZ, ale te kontrakty, liczba miejsc i tak dalej aż sama się prosi o takie zachowania. W tamtym roku byłem na kolejnej wizycie u specjalisty, na początku roku (w marcu o ile dobrze pamiętam). Wyniki krwi dobre, ogólnie lekarz zadowolony, ja tylko do obserwacji, więc zalecił za rok wizytę a za pół roku zrobić USG jamy brzusznej. Powiedział, żeby się zapisać w rejestracji, bo oni takie wewnętrzne skierowania mają już w systemie, więc nie dostałem nawet świstka (tak samo już miałem robioną morfologię, świstka na oczy nie widziałem, ale zrobili). Poszedłem do rejestracji, zapisałem się na za rok do lekarza (wręcz podobno idealnie się wstrzeliłem! Dopiero na początek 2020 mieli). Mówię o USG, że lekarz prosił za pół roku. No nie, nie da się, na rok 2019 nie ma już w ogóle zapisów. No dobra, a 2020? Oficjalnie jeszcze nie mogą, ale już może mi powiedzieć, że przed wizytą u specjalisty się z USG na bank nie wyrobię. Poleca iść do rodzinnego, albo na jakieś ubezpieczenie prywatne, jeśli posiadam. No cóz, specjalista chciał dobrze – nie zwalił na POZ. Tylko jakoś tak... za mało zakontraktowane zdaje się tych badań było. Czy to wina NFZ czy tej przychodni – mniejsza o większość. Ważne, że tego typu patologie też się zdarzają.

Odpowiedz
avatar Ursueal
0 0

@ampH: Mało prawdopodobne, żeby specjalista nie wiedział, że w rok nie zrobisz USG w jego placówce (swoją drogą, pula musiała być naprawdę drastycznie mała, jeśli wyczerpała się w 6 tygodni). Raczej wolał zostawić sprawę odesłania cię do POZ-u albo zapisania się na wizytę nierefundowaną rejestratorkom. Możliwe też, że trafiłeś do jednej z niewielu placówek, które biorą udział w pilotażu e-skierowania i możesz je zrealizować gdzie indziej, tylko o tym też lekarz powinien ci od razu powiedzieć.

Odpowiedz
avatar ampH
0 0

@Ursueal: biorąc pod uwagę sytuację sprzed paru lat, kiedy mój kardiolog się praktycznie wściekł jak się dowiedział, że do końca roku już nikt się do nie zapisze i czemu on się dopiero dowiaduje o tym (nawet jestem prawie pewien, że już to w którymś komentarzu opisywałem na Piekielnych), to bym się nie zdziwił, gdyby nie wiedział. Zwłaszcza że ponad rok na USG jamy brzusznej to jest... no brakuje mi sensownego, cenzuralnego słowa. Ja je robię praktycznie każdego roku i najdłużej ile czekałem to pół roku na NFZ, co już mnie zdziwiło, bo w rodzinnej miejscowości oczekiwanie trwało dwa tygodnie. Jednak trudno orzec jaka była prawda. Co do e-skierowań to bladego pojęcia nie mam, ale chodzę do niego od łącznie bodaj trzech lat i za każdym razem badania krwi musiałem robić tuż przed wizytą, najlepiej na dzień lub parę dni przed. Żadnego świstka ani razu nie dostałem, jedynie przykaz powtórzony w rejestracji podczas umawiania się na kolejną wizytę, żeby tylko przyjść, podejść do rejestracji zgłaszając, że się jest od tego doktora na badanie krwi oraz podając magiczny numer karty pacjenta (po nazwisku kręciły nosem) i potem na pobranie. Za każdym razem tak robiłem i po prostu robili mi badanie krwi. Jeśli tak to działa od trzech lat, że wystarczy w dowolnej placówce podać numer karty pacjenta z innej placówki oraz nazwisko doktora, to być może jest jak mówisz. :D

Odpowiedz
avatar Ursueal
0 0

@ampH: @ampH: E-skierowanie działa jak e-recepta i testują je od ubiegłego roku, więc to nie ten przypadek. Nie dostajesz już karteczki, tylko krótki numer zlecenia i podajesz go razem z peselem w rejestracji, a system sam znajduje zlecenie w bazie danych. Obieg zleceń wewnątrz jednej placówki może być całkowicie niewidoczny dla pacjenta, póki wszystko pozostaje w ramach jednej jednostki (zwłaszcza w przypadkach ustabilizowanych, z prostym, schematycznym planem leczenia). Dopiero przy zleceniach procedur dla zewnętrznych podmiotów dostaje się wtedy kartkę/plik i wie się, że trzeba z tym iść gdzieś indziej. Niezależnie od tego, jeśli lekarz nie wiedział, że w jego placówce nie robi się do końca roku rutynowych badań potrzebnych mu do codziennej pracy (USG jamy brzusznej to jedno z najczęstszych badań diagnostyki obrazowej w internie), to znaczy, że mają tam poważny problem z bieżącym przepływem informacji. W ostatnich latach wiele się zmieniło in plus w wewnętrznych praktykach gospodarowania kontraktami i takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.

Odpowiedz
avatar CzarnaManta
-1 1

Praca lekarzy by była w sumie taka fantastyczna gdyby nie ci cholerni pacjenci którzy przyłażą nie wiadomo po co i chcą nie wiadomo co.

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

Ludzie nie szanują tego, co mają za darmo[*]. Dlatego pacjenci nie szanują wykonanych badań, nie zgłaszają się na umówione terminy wizyt itp. Jedyną możliwością wyjścia z tej patologii jest drobna odpłatność czy kaucja za wizyty oraz od zrobionego badania. [*] Oczywiście wiedzą, że to nie jest "za darmo", tylko "zapłaciłem za to w podatkach", ale jakość wspólna własność w postaci budżetu pochodzącego ze składek nikogo nie obchodzi w takim stopniu, jak zawartość jego prywatnego portfela.

Odpowiedz
Udostępnij