Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wstęp będzie dość długi, ale i temat dla mnie dość emocjonujący. Wielokrotnie…

Wstęp będzie dość długi, ale i temat dla mnie dość emocjonujący. Wielokrotnie przewijały się tu historie osób, które wykonują zawody, albo mają hobby traktowane „niepoważnie”.

No bo prawdziwa praca to taki budowlaniec - jak on pracuje to dom postawi, albo płytki położy, albo rolnik bo zboże ma. Fotograf, rysownik, to może i tworzą jakieś wyodrębnione dzieła, ale to przecież żadna praca, wiec może taki jeden z drugim porobić „po znajomości” zdjęcia na weselu za darmo, albo narysować portret „do portfolio”. Robisz biżuterię? O super, a dasz mi te kolczyki za darmo? No bo przecież po znajomości i nieważne, że chodziliśmy razem rok do zerówki dwadzieścia lat temu.

Znam dokładnie takie zachowania, a z zawodu jestem prawnikiem, pracowałam jako asystent sędziego, obecnie w kancelarii, a w przyszłości chcę zdawać egzamin adwokacki. I okazuje się, że lata mojej nauki, ciężkiej pracy, siedzenie po nocach, pisanie, czytanie komentarzy to w sumie nic takiego, czego by się nie dało załatwić rozmową na Messengerze albo przez telefon. Oczywiście za darmo, bo jak za to pieniądze brać? Albo pozew mi pani napisze, a ja się zastanowię czy ewentualnie zapłacić.

Zaczyna się już na studiach, powiedzmy na 1-2 roku, kiedy naprawdę rzadko kto ma jakiekolwiek doświadczenie czy wiedzę praktyczną, no chyba że pół dzieciństwa spędził w kancelarii rodzica (ja nie jestem z prawniczej rodziny). Do mnie przyszła np. znajoma współlokatorki, bo akurat rodzice się rozwodzili, a jej matka założyła ojcu sprawę o alimenty. No i jak tu się przygotować? Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie mam pojęcia, bo ani doświadczenia nie mam, ani rodzinne nie leży specjalnie w kręgu moich zainteresowań. Oj tam, oj tam - coś na pewno wiesz. Powiedziałam jej tylko żeby przygotowała dobrze wykaz wydatków na swoje potrzeby i ewentualne paragony, o czym wiedziałam bardziej z życia, niż ze studiów. Spotkałam ją jakiś czas później i dowiedziałam się, że kiepski ze mnie prawnik, bo sędzia całą rozprawę na nią krzyczała, że się nie przygotowała. Gdzie tu była moja wina to nadal nie wiem.

Kilka lat później, zaczęłam się właśnie spotykać z pewnym facetem. Poznaliśmy się przez znajomych, zaprosił mnie na spotkanie, potem kilka kolejnych, łyżwy, spacery etc. Stale pisaliśmy smsy, często dzwonił - ewidentne flirt w rozkwicie, prawda? Okazuje się, że nie. Facet w sumie spotykał się ze mną, ale równolegle miał dziewczynę, a wszystko wysypało się jak zadzwonił kiedyś do mnie w nocy zrozpaczony, że właśnie wrócił z policji. Okazało się ze kupił działkę która miała wprawdzie prawidłowe oznaczenia w KW ale już w naturze sąsiedzi dogadali się jakoś inaczej i tak też postawili znaki graniczne (a w zasadzie to od lat jeden drugiemu podorywał miedzę). Jak zaczął uprawiać swoją działkę, to sąsiad uznał że wszedł na jego i zaczęła się wojna, której etapem (bo wcale nie końcem) było nasłanie policji. No cóż, doradziłam mu, podałam numer do kolegi, po czym podziękowałam za spotkania i zablokowałam numer.

Obecnie nagminne jest pisanie na Messengerze o pomoc, ale kiedy odpowiadam że nie mogę udzielać porad prawnych, a już na pewno nie przez Internet, a po wszelkie informacje zapraszam do kancelarii mojego patrona (stawka taka i taka) to są trzy reakcje:
1) ale to przecież taki drobiazg, dla ciebie to 20 minut roboty (oczywiście, ale pracuje od ponad 10 lat na wiedzę i za te 10 lat coś mi się należy);
2) foch i cisza;
3) foch i wyrzuty jaka jestem niedobra.

Na imprezach czy spotkaniach ze znajomymi w jakimś większym gronie, w ogóle się nie przyznaję do zawodu, po tym jak na pewnym sylwestrze, jakaś nieznana mi kobieta, która była gdzieś tam z dalszego kręgu znajomych i przypadkiem siedziała przy naszym stoliku, cały wieczór próbowała zainteresować mnie swoim rozwodem.

Podobnie wygląda zresztą sytuacja z klientami dzwoniącymi do kancelarii – oczekują natychmiastowej porady i konsultacji przez telefon, za którą nie mają zamiaru płacić bo to w końcu „tylko rozmowa”.

Oczywiście, bo ja dla przyjemności rozmawiam z obcymi ludźmi o ich kłopotach i nie mam dzieci do wykarmienia, ani rachunków do zapłacenia. A konsultacje telefoniczne w takiej formie mogą być wręcz uznane za nieetyczne. Czemu? Klient nie jest w stanie, choćbyśmy i 2 godziny rozmawiali streścić mi np. 10 lat prowadzonej sprawy. Nie ma mojej wiedzy, nie wie na co zwrócić uwagę - po to mnie potrzebuje, ja muszę zobaczyć dokumentację, akta, sama muszę policzyć terminy.

Kolejny klient to ten, który przychodzi za późno. To akurat dotyczy już bardziej moich szefów, bo ja mam na szczęście czas pracy normowany (ale już jak zostanę adwokatem to tak nie będzie). Termin na złożenie apelacji mija powiedzmy dzisiaj o północy, o 14 przychodzi klient ale on w sumie nie jest pewien czy by chciał, co by chciał, więc trwa rozmowa z adwokatem, tłumaczenie co i jak wygląda, jakie są konsekwencje - on się jeszcze zastanowi, bo nie wie, zapyta żonę. Potem o 18 o telefon, że on jednak chce! Aha.

Nie wspomnę o klientach, którzy posiłkują się googlem, znajomym studentem prawa, albo co lepsze –
sąsiadem/znajomym/dalekim krewnym co miał IDENTYCZNĄ sprawę. Wprawdzie nie o zachowek, ale o podział spadku, nie po ojcu, a po dziadku, ale wie pani – pisma sobie spisywałem, bo mniej więcej pasowało, a tu mnie sąd ciągle wzywa do jakiś opłat, do braków formalnych, ja już sam nie wiem…

Fajni są też tacy, którzy sami wiedzą najlepiej. Piszesz im pozew, ale jeszcze przed wysłaniem do sądu wraca do ciebie wersja „poprawiona”. Nieważne, że pisana pseudoprawniczym bełkotem, nieważne, że pominięte są najważniejsze kodeksowe sformułowania i to w sumie samo w sobie straciło sens – takie ma być. Jeżeli już płacisz specjaliście to mu zaufaj, jeśli nie – idź do innego. Sam na sobie pewnie nie chciałbyś robić operacji wycięcia wyrostka.

No, ale co mnie skłoniło do napisania tej historii? Byłam u kosmetyczki, która przez dwie godziny opowiadała mi swoje perypetie. Na koniec zapytała o radę – ściśle związaną z moją pracą, zaproponowałam, że skoro chce to możemy się umówić, że ja jej udzielę porady, a dostanę zniżkę za zabiegi i nagle oburzenie – ale wie pani co? To jest moja praca! Aha.

by ~younglawyer
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Habiel
3 13

Mam wrażenie, że jest wręcz przeciwnie, niż przedstawiasz w historii. Nigdy nie chwaliłam się studiami, pracą. Jeśli ludzie pytali to im odpowiadałam, bez jakiegoś patosu. Studia prawnicze, są jak każde studia, praca to praca- niczym nie odstajesz, robisz po prostu coś innego. Nigdy nie spotkałam się z tym, aby znajomi wymuszali na mnie porady. Przemyśl, czy to czasem nie konsekwencje chwalenia się kierunkiem w pierwszych latach przygody z prawem.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 5

@Habiel: Mam sporo znajomych prawników i czasami jest tak, jak mówisz, ale bywa też tak, że bez jakiegokolwiek chwalenia się ludzie zaczynają ich męczyć. Ba, niektórzy odzywali się do mnie, żebym zapytała o coś znajomego prawnika, bo jestem z nim bliżej i pewnie uda się za darmo.

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
-1 15

Prawnik miał klientkę. Starą, schorowaną, biedną kobietę. Któregoś dnia zapłaciła mu 200 zł za usługę i wyszła. Wtedy prawnik spostrzegł, że omyłkowo dała mu dwa bankoty po 200 zł, bo były sklejone. Stanął wtedy prawnik przed dylematem moralnym - zatrzymać dodatkowe 200 zł dla siebie, czy podzielić się ze wspólnikiem?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2020 o 10:19

avatar MyCha
11 15

Z mojego podwórka. Mnie jako programistkę, ale tutaj można wstawić dowolny zawód który da się sprowadzić przez laika do informatyk, sprowadzano do: - doradcy klienta w sklepie elektroniką prosząc o doradzenie w zakupie: komputera, telefonu, monitora, telewizora, aparatu fotograficznego, a nawet drona - serwisanta żeby zdiagnozować i naprawić im dowolny sprzęt elektroniczny, gdzie o ile softwarowo może jestem jeszcze czasem wstanie doradzić to jeśli chodzi o hardware to nigdy nie miałam nawet lutownicy w ręku - linię technicznego wsparcia dowolnego serwisu - dlaczego nie mogę się zalogować do konta w X albo wyskoczyło mi dziwne okienko w Y - pracownika biurowego? - chodzi mi tutaj o wszelkie pytania odnośnie pakietu MS Office i wielkie zdziwienie gdy odpowiadam, że nie wiem bo prawie w ogóle tego oprogramowania nie używam I nie chodzi mi tu o sytuację gdzie dzwonią rodzice, że ich laptop dziwnie się zachowuje bo tata zawsze normalnie opisuje problem nie ograniczając się tylko do "nie działa" i dociera do nich, że coś jest poza moim zasięgiem i muszą iść do serwisu. Nawet jak ktoś się nie zna to póki pyta i przyjmuje do siebie informację "nie wiem" nie jest piekielny. Chodzi mi o sytuacje kiedy ktoś się obraża bo nie chcę pomóc albo próbuje wsiadać mi na ambicję piekląc się, że nic nie umiem. Jeśli zaś chodzi o kodowanie to mam zasadę, że nigdy nie robię tego za darmo. Zwłaszcza jeśli ktoś miałby na tym zarabiać. Wyjątek mogą stanowić tylko moi rodzice, ewentualnie jakaś fundacja charytatywna której działalność sama z siebie chciałabym wesprzeć.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
8 10

@MyCha @MyCha Oj znam :) Sytuacje z rodziny: 1) „Napraw mi tu telewizor, przecież telewizory to jak komputery teraz” 2) „Kup mi taką zieloną bluzę w niebieskie misie, bo ty umiesz w internet i szybko taką pewnie znajdziesz” 3) „Zrobiłam zdjęcie takiej doniczki (screen całej strony internetowej), weź mi tę doniczkę z tej strony zamów” 4) Wszelkie obchodzenie blokad i odzyskiwanie haseł („e-mail? ja miałem jakiś e-mail?”) Do tego w pakiecie dochodzi sporadyczne ruganie, że „grasz w tej pracy na komputerze tylko” :D

Odpowiedz
avatar malinowykrol
3 5

W punkt. Dokładnie tak jest. I okazuje się, że rynek prawniczy wcale nie jest taki zły, tylko sami go niszczymy. Bardzo, ale to bardzo gratuluję prawidłowego podejścia. Zdobytą przez lata nauki wiedzę i doświadczenie powinniśmy cenić. Żadna fryzjerka, czy murarz nie przyjdzie do pracy za Bóg zapłać. Bardzo często mam podobne pytania, ostatni raz wczoraj. Żaden człowiek nie doceni jeśli mu pomożesz, ale jeśli zrobisz choćby drobny błąd to stwierdzi, że jesteś beznadziejna. Nikt Cię nie będzie cenił, jak sama się nie będziesz cenić. Niech ta zasady towarzyszy Ci przez całe zawodowe życie.

Odpowiedz
avatar Raveneks
8 10

Pozdrowienia z sektora IT. Kiedyś mama zapytała mnie czy wiem co się stało z telefonem jakiegoś faceta, którego pierwszy raz w życiu widziałem. Po opisie wiadomo było tylko, że gość totalnie nie wie o czym mówi. Powiedziałem, że przykro mi, nie mam pojęcia, musi iść do serwisu. Potem wyjaśniłem mamie, że hipotezę miałem, ale... Jeśli miałbym rację, to naprawiałbym facetowi telefon za darmo, a potem usłyszał najwyżej "dziękuję", jeśli bym nie miał racji to dalej co najmniej godzina stracona na diagnostykę (codziennie tego nie robię, sam bym sobie musiał przypomnieć). Za to gdyby cokolwiek poszło nie tak to bym oczywiście oberwał. Postanowiłem nie zabierać pracy serwisantom.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 stycznia 2020 o 9:20

avatar astor
3 3

Doskonale wiem, o czym piszesz. Nieco ponad 2 lata temu otworzyłam kancelarię i znajomi zaczęli się ustawiać w kolejce. Zaledwie kilku zapytało o to, ile mają zapłacić, reszta liczyła na bezpłatną poradę. Moim ulubieńcem jest znajomy, który na ulic nie mówi mi nawet "cześć", co nie przeszkadza mu bombardować mnie w weekendy pytaniami o fundacje (którymi się nie zajmuję). Ostatnia sytuacja: niedziela tydzień temu, 22:58 na messengerze: "Hej, czy do zmiany statutu fundacji potrzebuję aktu notarialnego". Pytanie niby banalne, ale... Ostatni raz prawo o fundacjach miałam w ręku dobrych kilka lat temu na studiach, a na człowieka, który mnie nie rozpoznaje na ulic żal mi nawet 5 minut na sprawdzenie tego w necie. Na szczęście ci, co chcą porady bezpłatnej to zaledwie ułamek wśród moich znajomych w ogóle :)

Odpowiedz
avatar Wizardess
4 4

Cóż, jako lekarz mogę podpisać się oboma rękami pod tym tekstem. Nie raz, nie dwa zdarza mi się wysłuchiwać litanii dolegliwości współbiesiadników na imprezie,nierzadkie są delikatne i mniej delikatne prośby o zbadanie/receptę/zwolnienie (niepotrzebne skreślić). Na hasło, że nie mam na imprezie pieczątek, stetoskopu, otoskopu, ciśnieniomierza i innych rzeczy, wszyscy mają minę, jakbym im zrobiła jakąś krzywdę.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

1. nowym znajomym nie mow, ze jestes prawniczka ( mozesz, ze np. pracujesz w biurze, bez szczegolow) 2. co do prosb znajomych opcje masz dobra- odsylac do patrona za hajs- i jest to dla ciebie piekna weryfikacja znajomych- wiesz juz kogo wywalic i z kim sie nie zadawac, bo sa interesowni 3. klienci sami sa sobie winni, co ie obchodza obcy ludzie? zwalszca jak nawet nie sa twimi klientami? 4. i wiesz, do ktorej kosmetyczki nie chodzic. na kij jej w ogole mowilas o swoim zawodzie?

Odpowiedz
avatar Wizardess
2 2

@bazienka: może wcale nie musiała mówić - w mniejszych miastach wszyscy wiedzą kto jest kim... Ja np głośno nie mówię co robię, ale często ludzie po prostu pytają... ostatnio miałam komfort, bo byłam na macierzyńskim, więc mówiłam, że jestem na macierzyńskim, wychowuję trzy bombelki i żyję z pińcet plus:D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lutego 2020 o 14:51

avatar dzialkis
-1 3

Odnoszę wrażenie ceły wpis po to aby się pochwalić, że " Jestęeęę (będęęęę) prawnikęęęę (czkąąą)

Odpowiedz
avatar astor
1 3

@dzialkis: Mhm, czyli kosmetyczki, kierowcy tirów, konduktorzy, sprzedawcy i cała reszta może narzekać na klientów albo sytuacje związane z ich zawodem, a prawnicy już nie, bo to znaczy, że się chwalą?

Odpowiedz
Udostępnij