Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zastanawiam się, czy to może ze mną jest coś nie tak i…

Zastanawiam się, czy to może ze mną jest coś nie tak i nie mam wyrozumiałości dla pacjentów...

Tytułem wstępu kilka zdań o okolicznościach (może rozwlekłych jak na to, co chcę teraz opisać, ale to raczej pierwsza historia z wielu). Jestem lekarzem. Zdarza mi się dyżurować w Izbie Przyjęć powiatowego szpitala, przy czym część pacjentów jest "szpitalna" (a to dostał zawału, a to zarobił w zęby i wymaga szycia i RTG, żeby zobaczyć, czy nie połamał nosa albo i zatok), część przychodzi jako NiŚPL (Nocna i Świąteczna Pomoc Lekarska), bo np. mamy sobotni wieczór, a jego boli gardło i gorączkuje do 40 stopni - a więc taki rodzinny po godzinach. Na jedne i drugie przypadki jeden lekarz.

Pacjenci czekają na badanie na korytarzu, nagłe przypadki wchodzą na „wewnętrzny” korytarz, w którym stoją biurka moje i pielęgniarek, są dwa pokoje badań/leżenia w ramach obserwacji - po badaniu decyduję, kto może wrócić na korytarz i tam czekać na wypis, kto wymaga leżenia w którymś z pokojów, kogo chcę poobserwować, ale może siedzieć, dla tego jest wewnętrzny korytarz.

Nie tak daleko (mniej niż godzina drogi) jest duży szpital w Większym Mieście, wielospecjalistyczny, z SOR-em "z prawdziwego zdarzenia" (specjalista medycyny ratunkowej, kilkanaście łóżek - u nas dwa; konsultacje rozlicznych specjalistów, w tym np. neurochirurg czy chirurg dziecięcy - u nas internista, ginekolog, pediatra, anestezjolog i chirurg ogólny; liczny personel, w tym dwóch lekarzy i kilku ratowników - u nas ja i dwie/trzy pielęgniarki; radiolog - u nas zdjęcie do oceny przeze mnie, gdzie wiadomo, bez wykształcenia kierunkowego jest szansa, że coś nietypowego przeoczę, a na wyniki TK czekamy ok. 3 godzin, bo obraz leci do innego miasta do oceny tam).

W szpitalu w WM działa prężnie system triage, polegający z grubsza na tym, że o kolejności przyjęcia decyduje stan pacjenta, a nie „o której przyszedł”, a więc gdy ktoś przyjdzie z katarkiem, jest całkiem realna szansa, że posiedzi sobie z 6-8 godzin, zanim lekarz znajdzie dla niego czas. U nas triage nie ma, przynajmniej oficjalnie, bo nieoficjalnie staram się na bieżąco monitorować, kto z czym się rejestruje, by wyłapać tych, którzy potrzebują pomocy pilniej. Ok, to tyle, jeśli idzie o wstęp.

Jestem po jakichś 10 godzinach pracy, ostatni posiłek jadłam chwilę po rozpoczęciu pracy, bo akurat nikogo jeszcze nie było. Kolejka pacjentów rośnie, przychodzą szybciej niż jestem w stanie ich „obsłużyć”. Dziewczyny (pielęgniarki) namawiają, żebym zrobiła sobie przerwę, bo zaraz padnę, odpowiadam im, że jest ok, może za chwilę się trochę rozluźni, a teraz ludzie już długo czekają, nie mam czasu na przerwę. Siedzę przy komputerze i stukam w klawiaturę - muszę dokończyć wypis dla siedzącej na korytarzu wewnętrznym pacjentki, którą zgodziłam się już puścić (skok ciśnienia, podaliśmy leki, potem kolejne, bo jeszcze nie spadło wystarczająco, teraz już było ok). Na tę chwilę następna osoba z kolejki czeka jakieś 2,5 godziny, więc nie najgorzej, odnosząc się do WM.

Karetka przywozi pacjentkę z podejrzeniem zawału, więc odrywam się od wypisu. W międzyczasie pacjentka z kaszlem i 38 stopniami od wczoraj (2. czy 3. w kolejce) dopytuje się, czy pamiętam o jej istnieniu. Zapewniam, że pamiętam i odsyłam z powrotem na korytarz, przyglądając się EKG. Bez cech zawału, ale samo EKG to za mało, taka sytuacja wymaga badań laboratoryjnych. Zlecam je, sama wracam do swojego komputera. Mąż pacjentki, dla której robię wypis, robi mi awanturę, bo ile może trwać robienie wypisu, tacy powolni lekarze do niczego się nie nadają, mam iść zamiatać ulicę, jak nie umiem ludzi sprawnie leczyć. Jako że jestem już zmęczona i głodna, nerwy osłabione, prawie się rozpłakałam, wypraszam go na zewnętrzny korytarz. Wracam do wypisu. Pacjentka 1. w kolejce zagląda na wewnętrzny korytarz i pyta, czy ona może już wejść, bo czeka prawie 3 godziny... Wzdycham, wychodzę z założenia, że może potrzebuje pomocy natychmiast, może bardzo źle się czuje, a w sumie wypis to wypis, pacjentka z nadciśnieniem najwyżej poczeka 5 minut, „medycznie” nic jej nie grozi, jedynie frustracja. Zapraszam pacjentkę do gabinetu i pytam, co się dzieje.

Pani doktor, bo ja od wczoraj mam biegunkę - mówi pacjentka, a ja...

A ja zastanawiam się, czy na pewno wybrałam dobry zawód. Na szczęście kolejna pacjentka faktycznie ma anginę i potrzebuje antybiotyku, niekoniecznie powinna czekać do poniedziałku (mamy sobotnie popołudnie) na wizytę u rodzinnego. Wtedy uznałam, że jednak dobry.

Trzy godziny później system informatyczny się zawiesił, ze względu na co nie było przez kilka minut możliwe opisywanie pacjentów, wypisywanie recept, wystawianie zwolnień - no właściwie nic oprócz jedynie badania i rozmawiania.

Przynajmniej wreszcie zjadłam kanapkę.

by DocMonster
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Meliana
24 26

@Trepcio: Maria Antonina też miała takie proste rozwiązanie dla głodującego ludu - "nie mają chleba? Niech jedzą ciastka!". Gdyby szpital miał pieniądze na trzech lekarzy dyżurujących równocześnie, to nie byłoby tej historii. Ale ponieważ tych pieniędzy nie ma, to takie "złote rady" wiesz gdzie można sobie włożyć, prawda?

Odpowiedz
avatar singri
8 16

@Meliana: Szkoda tylko, że to nie jest cytat z Marii Antoniny, ale prawdopodobnie, choć nie jest to pewne, z żony Ludwika XIV. Pierwszy raz został zacytowany w 1737 roku przez J.J.Rousseau. Maria Antonina przybyła do Francji dwa lata później...

Odpowiedz
avatar Meliana
9 13

@singri: Wiem o tym, niemniej słowa te są powszechnie przypisywane właśnie jej. Historia jest o służbie zdrowia, nie chciałabym wpadać tutaj w biograficzno-historyczny offtop :)

Odpowiedz
avatar singri
2 10

@Meliana: Oj tam, to jedna z niewielu stron, na których można sobie na coś takiego pozwalać :D A na Marię Antoninę jestem uczulona, bo to jedna z moich ulubionych postaci historycznych.

Odpowiedz
avatar Bubu2016
2 14

Przykre, ale, jak to mówią - kto się za psa zgodził, musi szczekać. A każdy wie, że organizacja służby zdrowia w naszej ojczyźnie leży. Gdyby pacjentka z biegunką miała gdzie pójść ze swoim problemem, nie zawracałaby głowy szpitalowi.

Odpowiedz
avatar DocMonster
18 20

@Bubu2016: No ale ona właśnie nigdzie nie powinna iść. Kto normalny idzie do lekarza, bo od wczoraj ma biegunkę polegającą akurat w tym przypadku na oddaniu od wczoraj 3 luźnych stolców, żadnych cech odwodnienia itp.? No ja nie chodziłam. Jeszcze jakby chciała zwolnienie z pracy, ale też nie.

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 3

@DocMonster: No wiesz, biegunka biegunce nierówna. Jeśli TA pani miała w ciągu doby 3 luźniejsze stolce - to ona wcale nie miała biegunki i - faktycznie - niepotrzebnie przyszła. Ale biegunka może być objawem szeregu poważnych chorób. Sama leżałam na oddziale z młodą dziewczyną, którą przyjęto z powodu "sraczki". Do szpitala zgłosiła się po tygodniu latania do kibla, bo przecież nie będzie nikomu głowy zawracać zwykłym rozwolnieniem. No i "załatwiła się" dokładnie. W dodatku z diagnozą też był spory problem.

Odpowiedz
avatar DocMonster
3 3

@Armagedon: No ale po tygodniu a nie niecałej dobie... Miała, 3 są definicją. :P

Odpowiedz
avatar mskps
-2 12

A z drugiej strony: pacjenci słyszą, że SOR to nie miejsce, do którego przychodzi się bez zagrożenia życia. Pacjent z podejrzeniem zawału powinien być zawieziony na SOR, ale reszta przecież się nie nadawała na SOR. Pacjentka z biegunką, którą miała od wczoraj - czyli w piątek nie poszła do lekarza, ale może myślała, że przejdzie, weźmie jakiś stoperan i tyle. Nie przeszło, sobota wieczór ona dalej traci wodę, więc poszła do lekarza. Rodzinny już w sobotę nie przyjmie, na SOR za mały problem - no to na nocną. Jedyne co tu dla mnie jest piekielne, to, że sama musisz robić wypisy. Nie można tego zlecić pielęgniarkom albo jakiejś innej osobie? Musi to robić lekarz od początku do końca, nie wystarczy, że przeczytasz i się pod tym podpiszesz?

Odpowiedz
avatar DocMonster
11 13

@mskps: Proszę Cię, idziesz z biegunką już drugiego dnia do lekarza? Poza tym ta jej biegunka to były 3 dotychczas luźne stolce, więc... :D

Odpowiedz
avatar mskps
-1 9

@DocMonster: Tego nie opisujesz, więc nie wiem jakie objawy ja do Ciebie przywiały. Ale są ludzie, którzy się stresują takimi rzeczami i wolą iść do lekarza wcześniej i tyle. Może i głupota, ale lepiej z taką głupotą na nocną opiekę niż na SOR. No i jeśli siedziała 3 godziny w kolejce z biegunką to może się bała, że w końcu... eksploduje, jak posiedzi jeszcze?

Odpowiedz
avatar Error505
12 12

Jak dla mnie to jednym z podstawowych problemów ochrony zdrowia jest komunikacja. A właściwie jej brak. Być może gdyby pacjent typu gorączka lub biegunka dostał do reki papier gdzie byłoby napisane co i jak, że jak nie ma zagrożenia życia to może będzie czekał, że jak nikt do niego nie przychodzi to nie znaczy, ze o nim zapomniano itp. to byłoby inaczej. Sposobów można wymyślać tysiąc tylko, ze mam wrażenie, że nikt tego nie robi. W szpitalach oczekuje się, że pacjent przyjdzie i będzie wiedział co i jak. A potem frustracja po obu stronach.

Odpowiedz
avatar peroxydum
14 16

Ostatnio zdarzyło mi się urwanie filmu - pamiętam jeszcze pobyt w łazience ale jak znalazłem się w przedpokoju to już niekoniecznie). Ponieważ trzeźwy jestem z różnych powodów od ponad 6 miesięcy, więc stwierdziłem, że warto by mnie ogarnął lekarz. Po zbadaniu pobieżnym uznał, że to nie jest normalne i wysłał na SOR do głębszej analizy. Na SORze spędziłem 13 godzin (mam to na wypisie). Moja diagnoza: personel medyczny to anioły w ludzkich skórach, którzy z taką samą cierpliwością i fachowością (sam widziałem!) traktują zarówno do pijaczków, co sobie łeb na chodniku rozwalili jak i do takiego gościa jak ja, co to mu się (chyba) zwykłe omdlenie trafiło. Winien tego stanu jest system, który chronicznie nie dostrzega zależności między pieniędzmi przeznaczanymi na służbę zdrowia a liczbą obywateli płacących podatki - im jesteś zdrowszy tym dłużej (w latach) pracujesz i płacisz podatki. Personelowi medycznemu współczuję pacjentów i życzę, żeby znalazł się ktoś, kto wreszcie zrozumie, gdzie leży błąd a nie tylko szczuje na roszczeniowych lekarzy i pielęgniarki.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

Niestety taka rzeczywistosc soru. Pracuje w Anglii i mimo, że tutaj sprawnie funkcjonuje triage, a pacjenci teoretycznie nie powinni czekac dłuzej niz 4 godziny na diagnoze to i tak spotykasz takich roszczeniowych pacjentow. Nie minelas sie z powolaniem, po prostu jestes zmeczona. Niestety nie move pocieszyc, że na sorze bedzie lepiej.

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 4

@nursetka: Ale autorka ogarnia i SOR i nocną pomoc jednocześnie (z tego, co zrozumiałam). Sama musi zrobić sobie swoje własne "triage".

Odpowiedz
avatar jasiu_z_wsi
5 7

I dalej uwazacie że 1500 za dyżur to dużo?

Odpowiedz
avatar Trepcio
2 4

@jasiu_z_wsi: Traktując pieniądz jako wyrażenie abstrakcyjnej idei "włożonej pracy" - to wcale niedużo.

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@szafa: A kto normalny pójdzie studiować 6 lat trudny kierunek, potem zrobi staż, specjalizację i weźmie odpowiedzialność za ludzkie życie i zdrowie za pensję równą ciepłej posadce w korpo? Ty? I tak kto może ucieka w prywatną służbę zdrowia albo zagranicę. Właśnie dlatego, że w Polsce nie dość, że co drugi "pacjent" pluje lekarzom w twarz, to jeszcze przychodzi taka filozofka i pulta się, że za dużo zarabiają. Płaćmy 10zł za godzinę. Wtedy szpital zatrudni i 10 lekarzy na dyżur. Tylko ciekawe skąd ich weźmie.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@szafa: cos mi sie zdaje, ze jest roznica pomiedzy 6 latami studiow scislych, rezydentura, specjalnoscia itp. a np. niewykwalifikowanym pracownikiem robiacym przy tasmie po 12 godzin czy inna praca, ktora masz w myslach, ktorych ja z kolei nie czytam

Odpowiedz
avatar ElfiRasista
1 1

@szafa @digi51 Tyle że problemem dla szpitali większym od braku pieniędzy jest brak lekarzy, wiec wywód o "płaceniu za dużo" jest z dupy wzięty.

Odpowiedz
avatar sklozgos
0 2

Szpitale nigdy nie maja kasy a sa to prywatne firmy i dzialaja od lat. Hehehe. Ci ludzie co tam pracuja nie dbaja o szpital i nie walcza o to by bylo lepiej. Tylko wyciagaja rece po wiecej. Zadna firma bez odpowiedzialnych pracownikow nie wytrzyma. Co zmiana rzadu walczycie nie o to co powinniscie.

Odpowiedz
avatar MarcinMo
-4 4

Tylko czemu te wszystkie żale do pacjentów, a nie do pracodawcy? To nie rola pacjenta, żeby się zastanawiać kiedy ostatni raz jadłaś kanapkę, tylko pracodawcy żeby Ci odpowiednie warunki pracy zapewnić. Pacjent płaci za usługę naprawdę gigantyczne pieniądze i ma prawo żądać jakości. W normalnym systemie jak mi ktoś każde czekać 6 godzin w kolejce po prostu mogę iść do konkurencji. W przypadku służby zdrowia - nawet jak pójdziesz do konkurencji to służbie zdrowia i tak musisz zapłacić. W praktyce więc kończy się na tym, że szpitalom nie zależy na tym, żeby pacjenci byli zadowoleni.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

@MarcinMo Gigantyczne pieniądze powiadasz? Ile zapłaciłeś składki zdrowotnej w zeszłym miesiącu? Pytam z ciekawości, bo mój kuzyn tez mówi że płaci „gigantyczne” pieniądze. Tylko że płaci ok 300 zł miesięcznie (z czego de facto 250 zł jest potem odliczane od PIT, zapytajcie swojej księgowej), wiec efektywnie płaci 48 zł. Z czego ubezpieczony jest on, jego bezrobotna żona i 2 ich małych dzieci. On ze służby zdrowia nie korzysta często (raz szycie palca i raz naciągnięte coś po siatkówce), ona oba porody i opieka w ciąży, dzieci jak to dzieci - co miesiąc u lekarza. Wszystko to za 48/mies. Ale on płaci krocie i uważa, że wszystko to trzeba sprywatyzować i będzie lepiej działać. To pytam, dlaczego pakietu w LuxMed dla całej rodziny nie wykupił. Bo, uwaga, drogo :D

Odpowiedz
avatar yfa
0 2

Przyczyn tego stanu jest wiele, ale opiszę jedną - brak recepcji w szpitalu. Pacjent przychodzi, zastaje kolejkę ludzi i ani jednej osoby, od której można uzyskać informację. Stoi jak ten kołek, w końcu decyduje się wejść na korytarz do jakiejś migocącej w oddali pielęgniarki, a ta mu wygarnia "tutaj nie wolno wchodzić, proszę czekać, aż będzie wywołany" - ale skąd ja mam wiedzieć, że ktokolwiek mnie wywoła? Mam się domyślać? W korytarzach i na drzwiach wywieszone dwieście informacji i ulotek. Pielęgniarka (albo lekarka? cholera, jestem na izbie raz na 5 lat, nie rozróżniam fartuchów!) wywoła mnie za 5 minut czy za godzinę? A może stoję w ogóle w złej kolejce/budynku? Na dzień dobry pacjent powinien być przyjęty w kolejce, którą: 1. ktoś obsługuje (nie wychodząc zza lady), 2. idzie normalnym, sklepowym trybem (nastepny). Pacjent SOR-owy może być wyłapywany z tłumu tak jak teraz - co swoją drogą zawsze mnie zastanawiało, jak oni wypatrują osoby wymagające natychmiastowej pomocy, gdy trzeba na dzień dobry czekać na niewiadomoco w korytarzu pół godziny, zanim jakikolwiek personel wystawi głowę z gabinetu? W każdym razie - pacjent w recepcji (albo biletomatu! - tak, wymyślono takie maszynki, nawet ZUS je ma) dostałby informację: z temperaturką czy biegunką to będzie 6 godzin oczekiwania. Biletomat po pierwsze, rejestrowałby mnie w kolejce, więc mógłbym oczekiwać, że ktoś gdzieś w gabinecie wie o mnie czekającym, a po drugie mógłby wstępnie przeprowadzać triage - skoro pacjent przeszedł przez 8 pozycji wyboru, to może jeszcze oddycha, a jeśli nacisnął wielki czerwony przycisk, to może należy wybiec od razu do niego. Taki biletomat mógłby wyświelić informację o dyżurujących przychodniach i o NiŚPL - bo ja się o istnieniu tego tworu dowiedziałem właśnie na SOR. Tak, wyobraźcie sobie drodzy dyrektorzy, że normalny człowiek, który do lekarza idzie raz na 5 lat po L4, a w szpitalu jest, gdy na prawdę coś się dzieje, zwyczajnie nie ma wiedzy o tym systemie, jak się w nim poruszać i gdzie jechać. Nie wie, dlaczego na izbie przyjęć lekarz bierze jednego pacjenta z kolejki co 45 minut. A nawet pacjent zorientowany, że "SOR to od zagrożenia życia", jest wprowadzany w błąd - przecież złamana noga to nie jest zagrożenie życia! to w takim razie GDZIE mam iść ze złamaną nogą? Są jakieś Nocne i Świąteczne Gipsownie? A w ogóle to spędzając w ostatnich latach łącznie ze 20 godzin na SOR-ach ...nie widziałem tam ani jednego pacjenta z bezpośrednim zagrożeniem życia. Tzn. nikogo przyjętego z marszu, bez godzinki czy trzech oczekiwania na przyjście lekarza. Z drugiej strony rozwijającej się sepsy nie widać, taki pacjent może poczekać obok tych z katarkiem, zanim lekarz obejrzy wyniki badań jego krwi...

Odpowiedz
avatar Leme
0 2

@yfa Nie ma recepcji? Przecież przychodzisz i się rejestrujesz. A ile będziesz czekał nikt Ci nie powie na wstępie, nie da się policzyć ile zejdzie na każdego pacjenta i kto jeszcze za chwilę przyjdzie w pilniejszym stanie niż Twój.

Odpowiedz
avatar DocMonster
-1 1

@yfa: Cały Twój wywód jest bez sensu, bo na dzień dobry człowiek idzie się zarejestrować.

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

@Leme: rejestruję mówisz? Oto moje wizyty z ubiegłego roku: 1. SOR dziecięcy - rejestracja w korytarzu za drzwiami "nie wchodzić" - "pielęgniarka wyjdzie". Ja się władowałem, ale inni czekali po 15 minut na rejestrację. Ojca dziewczyny ze złamaną nogą odeslali - "rejestracja wyłącznie z pacjentem", więc musiał ją przytargać (pewnie z samochodu) na korytarz, gdzie czekała ze spuchniętą od płaczu twarzą jakieś 2 godziny (potem pojechała na RTG i tyle ją widziałem). 2. ostry dyżur okulistyczny - rejestracja w pokoju zamkniętym na klucz (no, kartę), "pielęgniarka wychodzi i wywołuje". Mi się udało wbić tam, gdy akurat ktoś wychodził, ale kolejni nie mieli tyle szczęścia - a nawet, gdy się 'dopukali' do gabinetu, to po prostu byli odsyłani do czekania.

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

@Leme: drugi komentarz, bo piekielni ciągle wywalają jakieś błędy przy dodawaniu: Nie da się powiedzieć, ile będę czekał, mówisz? To skąd te wszystkie biletomaty to wiedzą? Magicznie normalnie, prawda? Podpowiadam: MINIMALNY okres oczekiwania jest do ustalenia, gdy znamy liczbę osób i średni czas obsługi. Numerek przeskakujący na wyświetlaczu (albo stojący w miejscu, gdy w kolejkę wchodzą pilniejsze przypadki) również daje jakieś wskazanie. Wyznaczenie średniego czasu obsługi to zadanie trywialne, pierwsze zajęcia z analizy daych (prawo wielkich liczb Bernoulliego się kłania, łańcuchy Markowa itp.) - tak, w taki właśnie sposób działają maszynki kolejkowe od wielu, wielu lat. Więcej - skoro jest triage, to każda kolejka może mieć swój numerek (przy czym wymaga to selekcji przed wystawieniem kwita, albo drugiego numerka po ocenie stanu zdrowia). Tylko w służbie zdrowia się nie da?

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

@DocMonster: czyli ten SOR, gdzie byłem pół roku temu i recepcji nie było, to nie był SOR? Czy może nie rozumiesz po prostu różnicy pomiędzy "rejestracją" a "recepcją"? Rejestracja - pacjent czeka, aż się zjawi dobrodziej, który mu łaskawie może coś więcej powie, ale jak zabiegany to odstawi do kolejki na niewiadomo co, nic nie mówiąc i o niczym nie informując. Taki socjalistyczny twór urzędopodobny. Recepcja - klient zostaje obsłużony przez osoby, które są do tego i tylko tego oddelegowane. Nie wychodzą na zaplecze na 5 minut, nie mówią "proszę sobie przeczytać na ścianie" ani "to po co przyszedł/czemu tutaj?" tylko od razu informują, że ze zwykłą gorączką dostanie się kolor zielony, czyli w tej chwili będzie się 17 w kolejce, a lekarz ogarnia 3 osoby na godzinę, w związku z tym ma się 6 godzin i W TYM CZASIE można dostępne są takie lub inne alternatywy (inne placówki, nocna i świąteczna itp.). Recepcja nie musi być obsługiwana wyłącznie przez personel medyczny, wystarczy zapewne jeden medyk na kilka recepcjonistek, pod warunkiem, że będzie wyłącznie do ich dyspozycji. Ostatnio na SOR spotkałem rodzinę, która z dzieckiem była już w 2 przychodniach i innym szpitalu, ale tam nie zostali przyjęci przez 4 czy ileś godzin, więc przyjechali do tego. Lekarz skomentował tylko do pielęgniarki, że tutaj pewnie im zejdzie z 6 godzin, no ale ich wybór. Czego to dowodzi? - że nigdzie nie zostali prawidłowo poinformowani. Bo być może w tym poprzednim szpitalu przed nimi było jeszcze tylko 15 minut oczekiwania. Być może powinni po prostu jechać do jakiejś poradni specjalistycznej. Inny przykład - przyjeżdżamy na SOR ze swoimi wynikami krwi i moczu, z rana, nie są jednoznaczne. Lekarz zleca wykonanie nowych, w labie na miejscu i znowu - brak informacji, kiedy będą wyniki. Nie ma do kogo iść, żeby przedzwonił do labu o prognozę. Człowiek nie wie, kiedy może wyjść - a wyobraź sobie, że przez takie 6 godzin oczekiwania, szczególnie z dzieckiem, to czasem trzeba coś zjeść albo iść to dziecko wysikać. Publiczna służba zdrowia działa tak nieudolnie, jak sądownictwo - dopóki nie zrozumiecie działania człowieka z ulicy i nie wprowadzicie dodatkowej linii obsługi, to będziecie tak jęczeć. Chcecie zobaczyć sprawną obsługę pacjenta? - zapraszam do dowolnego prywatnego ośrodka medycznego. Tam jakoś człowiek mniej się frustruje, a lekarze pracują w lepszych warunkach, ale nie - wy macie "rejestrację" ...i brak czasu dla pacjenta.

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

@DocMonster: wersja TLDR - rejestracja to część techniczna (tutaj: medyczna), - recepcja to część obsługi klienta. Od lekarza czy pielęgniarki oczekuję fachowości i toleruję opryskliwość albo krótkie, zdawkowe polecenia ("zdjąć spodnie", "czego tryska mi krwią po gabinecie"). Od recepcjonistki oczekuję odpowiedzi na pytanie, kiedy przyjdzie lekarz (konkretnie: "jest 12 pilniejszych pacjentów, plus 5 w kolejce zielonej, więc za 5 godzin, więc możecie jechać po obiad, bo przed 13 nikt na pewno nie obejrzy tej nogi - zjeść można w sali za rogiem, na sąsiedniej ulicy jest pizzeria z darmowym dowozem") oraz pośredniczenia w ewentualnych zapytaniach medycznych, żeby samemu nie zawracać na korytarzu głowy lekarzom czy pielęgniarkom. To wszystko oczywiście przy założeniu, że SOR, wbrew temu, co się mówi, nie jest tylko od stanu zagrożenia życia - bo ani urwana dłoń to nie jest taki stan, ani nie widzę żadnych działań mających na celu wyeliminowanie z SOR-ów pacjentów z katarkiem. Gdy SOR będzie miejscem wyłącznie ratowania życia pacjentów, to recepcji oczywiście nie potrzebuje. Tylko ja nadal nie wiem, gdzie jechać ze złamaną nogą.

Odpowiedz
Udostępnij