Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ktoś pod jakąś niedawną historią o relacjach rodzice - dziecko napisał, że…

Ktoś pod jakąś niedawną historią o relacjach rodzice - dziecko napisał, że jak się słyszy o biednych, samotnych, opuszczonych staruszkach, to zawsze zastanawia się nad tym, jak to wygląda "z drugiej strony".
Uważam, że w większości przypadków mamy relacje z innymi takie, jakie sobie zbudowaliśmy. I zawsze dwie strony biorą udział w tym budowaniu.
Przykład z dalszej rodziny. Byli sobie Ciocia i Wujek (C i W, upraszczając, to naprawdę dalsza rodzina, ale nie ma sensu wdawać się szczegółowo w koligacje rodzinne). Nie osądzam, ale nie zaliczyłabym C i W do najlepszych rodziców.

Najstarszą córkę przez kilka pierwszych lat wychowywała jej babcia - matka C, C jej nawet nie odwiedzała, wzięła dziewczynkę do siebie jak miała jakieś 5 czy 6 lat. Gdy córka dorosła, była wielka kłótnia (podobno o to, że córka z mężem pożyczyli C i W jakąś sumę pieniędzy, choć im się też nie przelewało, i po roku czy dwóch, jak C i W wymieniali sobie samochód na nowszy, a oni budowali dom, zażądali spłaty. C i W podobno byli oburzeni, że "ale jak to, mają oddać?!"), po kłótni całkowite zerwanie kontaktu, po jakichś 10 latach kontakty wznowiono - na zasadzie odwiedziny na pół godziny raz na rok czy dwa lata.

Średnia córka na etapie liceum wyjechała z domu, zamieszkała w internacie. Utrzymywała się - z tego co wiem - głównie z jakichś stypendiów naukowych, na studiach łączyła pracę z nauką. Podejście C i W: oni nie będą płacić za jakieś fanaberie, zwłaszcza dla dziewczyny (fanaberie = nauka).

Syn został u C i W (duży dom, praktycznie dało się zrobić oddzielne wejście/mieszkanie). Jego żona nie miała prawa wstępu do części domu C i W. Wnuczka również bez pozwolenia nie mogła nawet wejść do kuchni C i W, żeby napić się wody. Z tego co wiem, syn z żoną pokrywali całość opłat za energię, gaz, opał na zimę - bo C i W uważali, że skoro oni już dom wybudowali, a syn i żona "przyszli na gotowe", to niech przynajmniej płacą.

Jednak przyszła starość, a starość - zwłaszcza u C i W - nie radość. C zachorowała przewlekle, W też. Wymagają opieki.

Cała rodzina dalsza hur dur na dzieci C i W, że jak to rodzicami się nie zajmą.
Pomysły są najróżniejsze.
Że najstarsza córka powinna ich wziąć do siebie, przecież w domu mieszka!
Że średnia powinna przyjechać z tej "stolycy" i się chorymi matką, ojcem zająć.
Że żona syna powinna zrezygnować z pracy i się opiekować obojgiem, przecież "w jednym domu mieszkają".

Na moją, luźną dość sugestię, że C i W pobierają emerytury, wydatków nie mają oprócz żywności i leków żadnych, więc reszta zapewne wystarczyłaby na opłacenie opiekunki, hur dur, że jak to, obcy ludzie mieliby się opiekować, a trójkę dzieci mają!

Mają, ale mają też z nimi takie relacje, jakie całe życie budowali - czyli praktycznie żadne.

rodzina opieka starość

by marcelka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar szafa
9 9

Prawda. U mnie w rodzinie też jest taka kobieta, która ciągle płacze, że jej nikt nie pomaga, że wszyscy ją zostawili, że na starość nikt nie chciał z nią zamieszkać albo wziąć do siebie. Problem w tym, że a) rodzina jej jak najbardziej pomaga, tylko nie aż tak, jak ona by chciała, a chciałaby właśnie, żeby mieszkać z kimś + jeszcze żeby reszta była na każde zawołanie b) każdego z rodziny obsmarowywuje, każdego krytykuje w oczy za wszystko, do każdego jest złośliwa, a dzieci wychowywała ciągłym krzykiem o wszystko

Odpowiedz
avatar mama_muminka
7 7

@szafa Też mam taką w rodzinie. Tylko, że u nas wujek wymusił na cioci przejście na wcześniejszą emeryturę i przeniesienie się na wieś, do swojej mamy. Więc ciocia przez ponad 10 lat obsługiwała coraz mniej sprawną teściową, która odwdzięczała się chamskimi komentarzami. Następnie na starość wujek próbował wymusić na swoich dzieciach to samo, ale nikt się nie zdecydował :D Ostatecznie i tak skończyli u jednej z córek, bo biedaczka mieszkała w domu i miała miejsce.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
11 11

Ciekawe, rodzina oczekuje, że to "żona syna" zrezygnuje z pracy żeby się zająć teściami, a nie syn. Uwielbiam takie rodzinne kwiatki. Rodzina mojego męża też oczekiwała, że to ja zrezygnuje z pracy, żeby zająć się dziećmi (chodzą do żłobka i przedszkola). Na pytanie dlaczego ja mam zrezygnować z pracy, a nie mój mąż, nie potrafili odpowiedzieć :)

Odpowiedz
avatar ja_2
4 4

Niestety to prawda. I często osoby komentujące z tej rodzinki to te same co przez lata "nie widziały" problemów tudzież zwykłej patologii jaką ci biedni staruszkowie zafundowali dzieciom wcześniej. Znam rodziny, gdzie wyjazd do internatu czy na studia był traktowany przez potomków jako wybawienie. Gdzie potem każdy kontakt z rodzicami powoduje traumę i otwieranie starych ran. A co dopiero opieka lub branie takiej osoby do siebie. Jeszcze ciekawiej jest jak ojciec, całe życie alkoholik i menda skończona, którego w życiu widziała ze 2 razy trafia do domu opieki i wskazuje "córeczkę" jako osobę z rodziny do alimentacji.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

popieram calym serduszkiem sama mam toksycznego ojca i palcem nie kiwne, a juz na pewno nie wezme do siebie, by byc znowu obiektem przemocy psychicznej (z ktorego to powodu wyprowadzilam sie z domu na poczatku studiow) slpodzenie dzieci nie upowaznia do niszczenia im zycia, a to, ze ktos jest matka/ojcem nie jest zadnym argumentem

Odpowiedz
avatar irulax
2 2

@bazienka: Rozumiem Cię doskonale. Szczegółów nie podaję, bo już dość smętów w sieci aby wylewać jeszcze własne.

Odpowiedz
avatar irulax
0 0

Już nie raz spotkałem się z tego typu sprawami. Do wielu rodziców nadal nie dociera, że dzieci się wychowuje a hoduje. Dzieciak to nie służący, mający usługiwać rodzicom na starość. Znam też wiele sytuacji, kiedy potomek sam postanawia pomagać rodzicom z uwagi na więź jaką zdołali zbudować w rodzinie. Większość z nas nie odrzuci osoby którą kocha, nawet jeżeli to byłoby związane z szeregiem niedogodności czy wyrzeczeń. Karma często wraca, niestety są dzbany do których ten fakt zupełnie nie dociera.

Odpowiedz
Udostępnij