Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Czekałam na zielone światło, kiedy do przejścia dla pieszych podeszła kobieta z…

Czekałam na zielone światło, kiedy do przejścia dla pieszych podeszła kobieta z dwójką dzieci. Jedno z nich darło się (płaczem nie można tego nazwać), bo chciało lizaka.
Matka nie reagowała, aż w pewnym momencie dziecko krzyknęło: - Dawaj mi tego lizaka!
Co na to matka?
- Tak to możesz mówić do pani w przedszkolu, a nie do mnie!

No tak, bo pani w przedszkolu nie należy się szacunek, każdy pięciolatek powinien móc nią pomiatać... I często ci sami rodzice wymagają od nauczycielek, żeby wychowały im dziecko, bo oni nie mają czasu, a "przedszkole od tego jest".

by Rudut
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Meliana
3 21

Chyba dorabiasz teorię do czegoś, co jest niczym więcej, jak efektem pary bijącej w gwizdek, a nie jakichkolwiek głębokich przemyśleń. Akurat tekst "tak to ty się możesz odzywać do [i tu wstaw dowolne], ale nie do mnie!", był bardzo popularny w czasach, kiedy ta pani była w przedszkolu. Ba! Śmiem twierdzić, że był jednym z sztandarowych tekstów, mających ukrócić dziecięce "pyskowanie" w czasach przed erą "wychowania bezstresowego". A ponieważ tak to już jest, że z wiekiem często upodabniamy się do własnych rodziców, to trudno się dziwić, że i cytaty się zdarzają... I nie, nie pochwalam tego, podejrzewam wręcz, że matka sama tej odzywki pożałowała w następnej sekundzie (o ile jest normalna i ma nieco oleju w głowie), ale jestem ostatnia do rzucania kamieniem i to na podstawie jednej, przypadkowo widzianej sytuacji. Mi też się zdarzają babole wychowawcze. I głupie teksty. I kary z d*&y. I będą się zdarzać. Co więcej, nie znam żadnego rodzica, który byłby niczym żywcem wycięty z podręcznika "rodzicielstwa bliskości". Tylko czy to jest piekielne?

Odpowiedz
avatar Rudut
-1 17

@Meliana: Ok, Ty masz takie zdanie, ja mam inne ;) Uważam, że umniejszanie autorytetu nauczycielki jest piekielne, bo to dziecko spędza z panią w przedszkolu kilka godzin dziennie. Powinno wiedzieć, że to osoba, której można ufać i która jest w jakiś sposób ważna. Ja słyszałam zawsze wersję "Tak to możesz mówić do kolegów, nie do mnie", którą też uważam za niewychowawczą. A dzieci należy jednak uczyć, że innym należy się szacunek, bez względu na to, czy akurat rodzic ma do tego głowę, czy po godzinie histerii ma wszystkiego dość.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 stycznia 2020 o 23:06

avatar Meliana
8 18

@Rudut: Ale czy ja twierdzę inaczej? Zwracam tylko uwagę na dwie rzeczy - po pierwsze, nikt nie jest z kryształu i diamentu, nieskazitelny niczym ta lilija. To, co należy robić, a to co się faktycznie robi (zwłaszcza po godzinie dziecięcej histerii), to nieraz dwie różne rzeczy, niestety. Zdarza się, że nerwy puszczają. Po prostu. Czy to oznacza, że można kogoś odsądzać od czci i wiary? Że cały jego trud wychowawczy właśnie wziął w łeb? Moim zdaniem nie. A po drugie - byłaś przypadkowym świadkiem 5 minut z życia tej kobiety. Czy to aby nie ciut za mało, żeby wyciągać daleko idące wnioski o tym, czego ona uczy swoje dzieci, a czego nie, do kogo ma szacunek, a do kogo nie, jakie ma metody wychowawcze, na ile są skuteczne i ile z nich ceduje (lub nie) na osoby postronne?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 stycznia 2020 o 23:26

avatar pusia
1 11

@Meliana: też mnie to trochę drażni. Owszem tekst matki piekielny, ale nie wiemy czy matka nie rzuciła tego w złości, po czym nie pożałowała swoich słów, w końcu autorka czekała tylko na zielone światło. Ile to mogło trwać? Raptem trzy minuty, trochę za mało, żeby ocenić czy matka tak zawsze, czy jej się tak walnęło pod wpływem chwili.

Odpowiedz
avatar Rudut
1 9

@pusia: ok, w takim razie gdzie jest granica, co można dziecku powiedzieć w złości? Pracuję z dziećmi, często po kilkanaście godzin dziennie, bywają naprawdę trudne, ale nie wyobrażam sobie, żeby im w złości powiedzieć coś takiego.

Odpowiedz
avatar Linkaa
-1 9

@Rudut mam wrażenie, że oburzenie nie wynika z tego co dokładnie powiedziała mama ale o kim. Gdyby faktycznie powiedziała, " tak to możesz odzywać się do kolegów czy kogokolwiek innego poza nauczycielem/ panią z przedszkola, to pewnie tej historii by tu nie bylo. Po tym jak bardzo oburzylo Ciebie powiedzenie (pewnie w nerwach) "pani z przedszkola" i w jaki sposób piszesz o nauczycielach podejrzewam, że po prostu sama jesteś nauczycielem w szkole lub pracujesz w przedszkolu, z tąd to oburzenie i wrogość do matki, jakby to ta konkretna kobieta i jej dziecko były winne stresom w twojej pracy.

Odpowiedz
avatar Meliana
4 12

@Rudut: Jest wielka różnica między pracą z dziećmi, gdzie po kilku(nastu) godzinach zamykasz drzwi i możesz mieć je głęboko gdzieś, możesz nie myśleć, nie przejmować się, dodatkowo mając ten komfort psychiczny, że jeśli dojdziesz do granicy, to rzucasz papiery i sajonara, a posiadaniem własnych dzieci, gdzie masz je całą dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Bez dni wolnych. A jak doprowadzą Cię do granicy, to jedyne, co możesz zrobić, to policzyć do 10 i zacząć od nowa. Albo oszaleć. Ale odwrotu nie ma. Nie można oddać dzieci, bo dostało się wścieklizny, doszło do wniosku, że "to nie dla mnie, przerosło mnie to, nie umiem w dzieci, jestem beznadziejna". A pracę można zmienić zawsze - to bardzo, bardzo wiele zmienia.

Odpowiedz
avatar pusia
1 9

@Rudut: wszystko co chciałam odpowiedzieć, powiedziała Meliana. W domu nigdy nie zdarzyło ci się powiedzieć czegoś w złości, stracić panowania nad sobą? W pracy co innego, powstrzymuje Cię profesjonalizm, ale własne dzieci to nie "klienci", od których w końcu odejdziesz, ochłoniesz. Plus do dzieci w pracy nie żywisz takich uczuć jak do własnych, kolejny dowód na to, że własne wkurzą bardziej. :) Mnie denerwuje to: "czekałam na zielone" i w tym czasie zdążyłam usłyszeć skrawek rozmowy wyrwany z kontekstu. Wychowanie to proces ciągł, to nie jest tak, że raz powiesz coś dziecku i ono to zapamięta na wieki wieków i będzie się do tego stosować. Jakby to tak działało, to wiele spraw by ułatwiło. Raz byś powiedziała dziecku, żeby nie krzyczało i by była cisza :)

Odpowiedz
avatar Rudut
4 4

@Linkaa: Pudło, pracuję jako niania, przedszkole może kiedyś. I nie, nie ma dla mnie różnicy, czy powiedziałaby tak o nauczycielach, pani w sklepie czy o ojcu dziecka. Po prostu jak masz dzieci, to wypada myśleć o tym, co się do nich mówi, bo chłoną jak gąbka. I nie mówię, że ta konkretna matka jest beznadziejna, tylko że jej zachowanie w tym konkretnym momencie było piekielne. Między innymi od opisywania takich zachowań jest ten portal ;)

Odpowiedz
avatar Meliana
0 6

@Rudut: A no widzisz, w tym konkretnym momencie ta matka była piekielna i to bezdyskusyjnie. Tylko że w historii sugerujesz, jakoby matka wychodziła z założenia, że przedszkolance nie należy się szacunek, można nią pomiatać w dowolną stronę, a co więcej, można od niej wymagać właściwego wychowania dziecka, bo ona, ta matka, nie ma na to czasu. Chyba przyznasz, że to zupełnie dwie różne kwestie? I zupełnie zmieniają odbiór, tak historii, jak i tej konkretnej matki, prawda?

Odpowiedz
avatar Rudut
4 4

@Meliana: Nie piszę nigdzie, że dokładnie ta matka wymaga od przedszkola wychowywania jej dzieci, bo jej się nie chce. Nie znam kobiety, nie wyciągam tak daleko idących wniosków. Piszę o tym, że często rodzice, którzy jawnie okazują pogardę dla nauczycieli jednocześnie domagają się, żeby ci pogardzani nauczyciele dobrze wychowali ich dzieci. Ta konkretna matka pokazała dziecku w tym konkretnym momencie, że pani z przedszkola nie należy się szacunek (nawet jeśli sama tego w tej samej sekundzie pożałowała). Mam wrażenie, że sama dopowiedziałaś sobie coś, co nie zostało napisane i czego nie miałam na myśli :)

Odpowiedz
avatar Linkaa
-2 4

@Rudut skoro niania to w cale nie do końca pudło, bo zawód bardzo pokrewny, różnica w tym, że opiekujesz sie mniejszą ilością dzieci. A ocenianie kobiety po kilku sekundach jako piekielnej matki dla mnie samo piekielne. Bardzo latwo jest kogoś osądzić posłuchujac zdanie i nie wiedząc jak dana osoba np. wychowuje na co dzień dziecko czy jakie trudy ma w życiu. Nie da sie niestety być nieskazitelnym i 24godziny na dobe panować nad tym co się mówi. Czasami po prostu puszczają nerwy co nie znaczy, że ktoś od razu zasługuje na miano piekielnego rodzica albo robi krucjate przeciw nauczycielom.

Odpowiedz
avatar cinamoonnn
2 2

@Meliana: @Meliana: nie dorabia żadnych teorii według mnie. Jedyna opcja jaką słyszałam to: ,,do koleżanek tak możesz się odzywać", NIGDY nie użyto żadnego autorytetu.

Odpowiedz
avatar Meliana
0 2

@Rudut: No cóż, dla mnie tak to właśnie zabrzmiało :) Dlatego też komentarz był taki, a nie inny. Widzisz, dopowiedzieć sobie (niekoniecznie trafnie) cudze intencje i pochopnie ocenić działania można bardzo łatwo ^^ edit: PS: Przypomniało mi się, gdzie ja najczęściej słyszałam ten tekst - w szkole, od nauczycielki. Sadziła nam go w wersji "tak to się możesz do swojej matki odzywać". Bardzo edukacyjne i wychowawcze, prawda?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 stycznia 2020 o 20:43

avatar Rudut
0 0

@Linkaa: Już pisałam to wcześniej, ale powtórzę - dla mnie piekielna jest ta konkretna sytuacja, a nie ta kobieta jako matka. Nigdzie nie napisałam, że kobieta jest beznadziejną matką, bo zwyczajnie nie mam danych, które pozwoliłyby mi na taką ocenę. A ta konkretna sytuacja była bardzo niewychowawcza, przynajmniej w moim odczuciu.

Odpowiedz
avatar kojot_pedziwiatr
10 10

Znajoma pracuje w żłobku. Mówi że największy problem ma z rodzicami, nie z dziećmi. Zdarzają się wyjątki normalności, patologia umysłowa jest powszechna.

Odpowiedz
avatar Armagedon
5 5

@kojot_pedziwiatr: To, niestety prawda. Dzisiejsi reproduktorzy od siebie nie wymagają zbyt wiele, za to są strasznie wymagający w stosunku do wszystkich placówek szkolnych, przedszkolnych, wychowawczych, sportowych, rozrywkowych, czy towarzyskich. Moje dziecko jest najmojsze, ma być traktowane wyjątkowo. Zwykle nie wiadomo, o co im naprawdę chodzi. A nauczyciel, wychowawca czy opiekun, generalnie, nie ma wielu ruchów, bo niewiele mu wolno. To jest jakiś absurd, ale nie może on krzyknąć na dziecko, odsunąć od zajęć, postawić do kąta, zmusić do jedzenia, odebrać zabawki - krótko mówiąc, nie może nic. Nawet jak dziecko uderzy dziecko - nie może wyciągnąć żadnych konsekwencji. Dlatego mnie nie zdziwiło, że matka w tej historii powiedziała to, co powiedziała. Wiedziała co mówi...

Odpowiedz
avatar Aniela
-1 3

@Armagedon: „Dzisiejsi reproduktorzy od siebie nie wymagają zbyt wiele, za to są strasznie wymagający w stosunku do wszystkich placówek szkolnych, przedszkolnych, wychowawczych, sportowych, rozrywkowych, czy towarzyskich. Moje dziecko jest najmojsze, ma być traktowane wyjątkowo. Zwykle nie wiadomo, o co im naprawdę chodzi.” Nie wiem czy masz dzieci i miałaś kontakt z wychowawcami różnych instytucji ale z tego co zauważyłam to większość rodziców jednak oczekuje aby ich dziecko dobrze się czuło w danym miejscu i grupie, nie było bite, zastraszane. Nikt nie oczekuje aby dziecko było traktowane wyjątkowo bo to niemozliwe w dużej grupie. Tylko, że każda na pozór normalna prośba już jest traktowana jako atak na wychowawców i roszczeniowość. A nauczyciel, wychowawca czy opiekun, generalnie, nie ma wielu ruchów, bo niewiele mu wolno. To jest jakiś absurd, ale nie może on krzyknąć na dziecko, odsunąć od zajęć, postawić do kąta, zmusić do jedzenia, odebrać zabawki - krótko mówiąc, nie może nic. Nawet jak dziecko uderzy dziecko - nie może wyciągnąć żadnych konsekwencji. – kolejny raz nie wiem czy masz jakikolwiek kontakt z codziennym życiem przedszkolno – żłobkowym ale wychowawcy mogą bardzo dużo. Mogą podnieść głos, odsunąć od zajęć jeżeli bardzo przeszkadza dziecko, zwrócić uwagę. Swoją drogą w pracy też na ciebie krzyczą i zmuszają do jedzenia? Co to w ogóle ma być za kara? Jakby mi dziecko do jedzenia zmuszali (tak jak mnie w przedszkolu) to bym zrobiła ostrą aferę wtedy. Córka była kilka razy uderzona/ugryziona przez dzieci jak przychodizliśmy to dzieci przy nas ponownie córkę przepraszały a pani im ponownie zwracała uwagę. Jeszcze rodzice kazali nas przeprosić jak odebrali swoje pociechy... Swoją drogą panuje straszna nienawiść to rodziców, matek i dzieci. Serio odkąd mam córkę nie spotkałam żadnej roszczeniowej mamuśki/madki czy tateła z memów. Nie mówię, że tacy nie są ale w moim otoczeniu ich po prostu nie ma, za to jakby się doczepić każdego można podpiąc pod bycie patologicznym rodzicem. Dziecko krzyczy w sklepie? Pewnie patolka, nieważne, że rodzic w 2 sekundy ewakuuje rozwrzeszczanego dzieciaka. Dzieciak zapłacze w restauracji? JAK MOŻNA BRAĆ SMRODA DO KNAJPY! W domu siedzieć a nie w restauracji. Od urodzenia małej chodzę z nią do różnych miejsc oczywiście wybieram takie gdzie mogę z dzieckiem wejść i problemu nie wejdzie i nigdy nie spotkałam się z nieuprzejmym traktowaniem za to zawsze mała dostanie a to kolorowanke, a to naklejke, balona, czy drobną zabawkę w sklepie obuwniczym (nie wiem nawet skąd pani miała). Ludziom zawsze będzie wszystko przeszkadzać. Jedyne co się nauczyłam, to żeby nie oceniać innych rodziców po kilku minutach traktowania dzieci a największymi znawcami w wychowywaniu cudzych dzieci są inne osoby (niekoniecznie bezdzietne). Uważam też, że dzisiejsi rodzice na ogół wiedzą czego mogą oczekiwać od wychowawców w przedszkolach/żłobkach. I niestety ze strony wychowawców często się słyszy nie da się. Serio, to nie te czasy gdy dzieciaki bawily się cały dzień w króla ciszy i za każdy wydany dźwięk dostawały karę albo jak były niegrzeczne pani je przyklejała taśmą klejącą do krzesła i tak dziecko sobie siedziało dłuższy czas. Albo sytuacja opowiedziana przez teściową gdy męża w żłobku ugryzło dziecko tak mocno, że ślad długo nie chciał zejść a policzek we krwii. Wychowawczyni twierdziła, że nie płakał więc nie ma problemu. Rodzice mają prawo domagać się aby opieka nad ich dzieckiem była bardzo dobra, nie raz płacą ciężkie pieniądze za to. Koleżanka była uznawana za roszczeniową mamuśkę bo prosiła aby dziecku nie dawać słodyczy/ nie puszczać bajek w żłobku (tu też inna kwestia panie twierdziły, że to tylko raz 15 minut dziennie a z tego co wyczaiła to jednak było kilka razy dziennie). Żłobek był prywatny, dzieci nie miały 2 lat naprawdę nie potrzebowały ani bajek ani czekolady codziennie. Mamuśka jest naprawdę w porządku, zawsze grzecznie, nigdy krzykiem a i tak była uznawana przez nich za roszcz

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Aniela: ale to nie chodzi o to ze po co brac smroda do restauracji brac, oczywiscie, ze brac, ale poswiecac mu tam czas i uwage! uczyc prawidlowego zachowania w takim miejscu, cwiczyc w domu przed wielkim wyjsciem i pilnowac tego smroda a nie traktowac to jak odpoczynek od niego zwalajac opieke na pracownikow, ktorych obowiazki sa zgola inne jak pracowalam w kawiarni niemowlak wraczkowal mi pod nogi akurat jak nioslam tace z pelnym czajnikiem wrzatku jak bylam w jakiejs knajpie na nietanim posilku, na randce, krzyk takiego smroda przez bite pol godziny uczynil to wyjscie koszmarnym

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 1

Dlaczego znowu nie można dodać komentarza? Ani usunąc.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 stycznia 2020 o 3:13

avatar Jaladreips
-3 9

Efekty bezstresowego wychowania.

Odpowiedz
avatar Dominik
5 5

"Za bajtla" często słyczałem: nie drzyj się, nie jesteś w lesie. A jakoś nigdy nie przyszło mi na myśl drzeć się w lesie. Poza tym pamiętajcie, że przedszkolanka może być jak ten Czarny Lodziarz z piosenki Kabaretu czyści jak Łza (polecam na YT).

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Dominik: piosenka zloto :)

Odpowiedz
avatar tatsu
3 3

Podobne teksty były standardem, jednak w nieco odmiennej formie: "tak, to się możesz do koleżanek odzywać i ciekawe, czy któraś nie da ci w papę" ;) I tak, dawało to do myślenia. Nawet takiemu małemu diabełkowi, jakim byłam ;)

Odpowiedz
Udostępnij