Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Niedługo po przeprowadzce do Niemiec (prawie 10 lat temu) podjęłam prace w…

Niedługo po przeprowadzce do Niemiec (prawie 10 lat temu) podjęłam prace w dużym korpo IT, w dziale zajmującym się rynkiem Europy Środkowo-Wschodniej. Mój szef w ramach swoich obowiązków regularnie odbywał wizyty do wszystkich krajów naszego rynku, między innymi do Polski. Niedługo po rozpoczęciu przeze mnie pracy, miał odbyć tę właśnie wizytę, a do moich obowiązków należało zorganizowanie jej.

Pracę nad tym rozpoczęła moja poprzedniczka, ja przejęłam w trakcie. Ponieważ oficjalnym językiem komunikacji w firmie był angielski, a na samym początku nie wiedziałam jeszcze, czy wolno mi używać języka ojczystego, pisałam do biura w Warszawie po angielsku (zresztą mój szef, Francuz, był w wielu mailach w cc, więc i tak musiałam pisać po angielsku). Do tego mam brytyjskie nazwisko oraz bardzo neutralne językowo imię, więc na pierwszy rzut oka nic nie zdradzało mojego pochodzenia.

A więc wysyłam maile do Warszawy, uzgadniam z lokalnymi dyrektorami co i jak, informuję ich, że oprócz mojego szefa przyjedzie jeszcze jeden pan, taki ważniejszy, z głównego oddziału firmy w Stanach, zwanego Corpem.

Przychodzi odpowiedź po angielsku (mój szef w cc), pełna ochów i achów, że wszystko potwierdzają, bardzo się cieszą na tak ważną wizytę, taki zaszczyt ich kopnął, i tak dalej i tak dalej, pełna profeska. A pod spodem długi "ogon" wewnętrznej korespondencji panów dyrektorów, którego najwyraźniej ktoś zapomniał usunąć przed wysłaniem, po polsku, napisany bardzo "nieparlamentarnym" językiem, na temat, że znowu ten durny uj się im zwala na głowę i zawraca cztery litery, do tego przywozi jeszcze jakiegoś drugiego debila z Corpu, po co, niech się od nich odp… i tak dalej w tym stylu.

Treść tych maili zachowałam dla siebie, nie będę kolegom robić koło tyłka. Na ich mail odpisałam jakąś kurtuazyjną formułką. Tym razem jednak po polsku. W P.S. dziękując za ciekawą lekturę.

korpo

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Daro7777
14 14

Chciałbym zobaczyć ich miny:)

Odpowiedz
avatar vezdohan
-2 8

Treść tych maili zachowałam dla siebie. Możesz założyć, że nie, że google translator lub coś podobnego było w użyciu.

Odpowiedz
avatar Crannberry
5 7

@vezdohan: wątpię. Mój szef nigdy nie czytał maili, w których był tylko w cc. Nie miał na to czasu ani ochoty, nie mówiąc już o przewijaniu całego ogona korespondencji i zabawie z tłumaczem google. Ale panowie dyrektorzy o tym nie wiedzieli ;)

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 11

@Crannberry: Czy możesz odkodować owo "cc", bo jedyne z czym mi się to kojarzy to cesarskie cięcie.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 6

@Armagedon: jasne! Chociaż musze przyznać, że mi klina zabiłaś i aż musiałam sprawdzić, jak to się nazywa po polsku, bo nigdy nie miałam przed oczami polskiej wersji outlooka. W outlooku masz 3 pola adresowe: to (po polsku "do"): adres odbiorcy wiadomości cc (pl "dw" - do wiadomości): adresy, na które wiadomość również ma dotrzeć (odbiorca widzi to pole) bcc (pl "udw" - ukryte do wiadomości): w tym polu można umieścić adresy, na które wiadomość również ma dotrzeć, ale nikt poza nadawcą nie widzi jego zawartości.

Odpowiedz
avatar iks
3 3

@Armagedon: CC - DW - Do wiadomości

Odpowiedz
avatar mskps
1 3

@Armagedon: CC (DW) - Carbon Copy i BCC (UDW) - Blind Carbon Copy. Skróty te w mailach to pozostałości z czasów faktycznych listów. Podobne informacje masz na wszelkich pismach sądowych i urzędowych kto jeszcze otrzymał kopię. Odbiorca widzi adresy osób, które zostały dodane do CC, ale nie wie kto dostał kopię BCC.

Odpowiedz
avatar m_m_m
3 3

@Armagedon: cc - carbon copy bcc - blind carbon copy

Odpowiedz
avatar hulakula
6 6

@Michail: dlaczego wątpisz? ja dostałam kiedyś mail z banku odnośnie kredytu: właśnie z jakimś takim ogonkiem, gdzie osoby wewnątrz banku przerzucały się robotą ;-)

Odpowiedz
avatar ja_2
1 3

@Michail: Czasami pisze się "służbowo, ale tylko do naszej wiadomości". Poza tym nie musieli dać ciała... Mógł asystent czy tam ktoś na końcu zrobić to specjalnie... Mnie kiedyś taki numer wywinął jeden z kierowników. I nie było tam bluzgów. Zwykła uwaga, żeby z raportu i tabeli usunął pewne rzeczy, bo jak się do tego przyczepią to zaczną drążyć itp. ... I ten gnój zrobił jak prosiłem, ale wysłał sam do nich (ze mną w cc) łącznie z tymi moimi wskazówkami/poleceniem... A to było wyjaśnienie dla audytora... Rozpętał się sajgon. Nie można niestety za coś takiego zwolnić. Zabrałem tylko premię kwartalną i to nie za to, że posłał moje wewnętrzne uwagi, tylko, że posłał coś na zewnątrz on a nie ja.

Odpowiedz
avatar Jaladreips
19 23

Przypomniało mi to pewien kawał :D Do polskiej firmy przyjechało trzech biznesmenów z Anglii. Wchodzą do biura, witają się, a dyrektor mówi do sekretarki: - Proszę kawę dla mnie i tych trzech pedałów. Na to jeden z nich: - Dwóch. Ja jestem tłumaczem.

Odpowiedz
avatar ja_2
8 8

@Jaladreips: Piękne. Mnie zdarzyła się niemal identyczna sytuacja (akurat byłem jako wizytujący i odciąłem się dużo, dużo mocniej.)

Odpowiedz
avatar Tolek
2 14

I bardzo szkoda, że zachowałaś treść ` Treść tych maili zachowałam dla siebie, nie będę kolegom robić koło tyłka. Na ich mail odpisałam jakąś kurtuazyjną formułką. Tym razem jednak po polsku. W P.S. dziękując za ciekawą lekturę. ` Po pierwsze - to nie są Twoi koledzy, tylko skończone chamy/buce, którym należy się tylko pogarda za pogardę z która traktują swoich polskich podwładnych. Po drugie - miałaś niepowtarzalną szansę, żeby tych powyższych wysadzić z ciepłych posadek. Jak ktoś prywatnie jest chamem, to mając władzę staje się chamem co najmniej do trzeciej potęgi Mam nadzieję, że po oficjalnym przetłumaczeniu dałaś te maile górze. Taka szansa, a Ty nic. Oj szkoda, wielka szkoda.

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 11

@Tolek: Napisałam "koledzy" w sensie "współpracownicy", a nie "ziomale". Za bycie chamem i bucem nikt z firmy nie wylatywał (była nimi zresztą większość "wierchuszki" z moim przełożonym na czele), jedynie za brak wyników lub za wywołanie skandalu, którego nie dało się żadną miarą zamieść pod dywan. Będąc zupelnie nowa w firmie i nie znając panujących w niej układów, typu kto z kim gra w golfa, kto z kim chodzi na wódkę, a kto z kim na dziwki, donosząc jednym kolesiom na drugich i siejąc ferment, z posadki mogłam wysadzić wyłącznie siebie. A panowie dyrektorzy posadki stracili mniej więcej rok później, kiedy wyleciał, przepraszam, "odszedł z przyczyn osobistych" dyrektor generalny polskiego rynku, a jego następca, wymienił sobie ekipę.

Odpowiedz
avatar Tolek
-2 2

@Crannberry: Chociaż to jest pociechą.

Odpowiedz
avatar pusia
2 2

Przyszła później jakaś odpowiedź z wytłumaczeniem i przeprosinami?

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 4

@pusia: nie, nie przyszła żadna odpowiedź. A od tamtej pory komunikowała się ze mną wyłącznie asystentka. Czyli głowy w piasek

Odpowiedz
avatar pusia
-1 1

@Crannberry: w sumie jak mieliby się wytłumaczyć, chyba nie tym, że kot im przebiegł po klawiaturze, albo panowie elektrycy dosiedli się do komputera :) ale samo przepraszam byłoby w porządku tym bardziej, że mogłabyś coś z tym zrobić. Ja raczej też bym zachowała to dla siebie, nawet ze względu na to, że to "koledzy rodacy", a to raczej słaba reklama profesjonalizmu

Odpowiedz
avatar yfa
2 2

Odpowiedz sobie na 2 pytania: 1. wobec kogo powinnaś być lojalna? 2. czy zgadzasz się z tymi opiniami? Tylko jeden zestaw odpowiedzi powinien skutkować zachowaniem treści dla siebie.

Odpowiedz
avatar Crannberry
0 0

@yfa: 1. Biorąc pod uwagę późniejsze zachowanie mojego szefa, chyba wobec nikogo 2. Zachowanie panów dyrektorów piekielne, nieprofesjonalne i zwyczajnie głupie, ale z samymi opiniami trudno było się nie zgodzić

Odpowiedz
Udostępnij