Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na wstępie zaznaczę, że nie mam na celu obrazy czyichkolwiek uczuć religijnych.…

Na wstępie zaznaczę, że nie mam na celu obrazy czyichkolwiek uczuć religijnych. Ogólnie wychodzę z założenia, że każdy może sobie wierzyć, w co chce. Dopóki mnie do niczego nie zmusza, nie robi nikomu krzywdy, to nie interesuje mnie jego życie duchowe.

Od ponad roku spotykam się z facetem. Oboje jesteśmy już po 20, on nawet bliżej 30. Nie mieszkamy razem (co w historii jest dosyć istotne), głównie ze względów ekonomicznych on nadal mieszka z rodzicami. Jest wierzący i w takiej rodzinie został wychowany. Ja z kolei dawno temu minęłam się z kościołem. Potrafimy rozmawiać na temat tych różnic, dojść do kompromisów czy ustąpić w danej kwestii.

Z kolei jego rodzice zasługują na miano fanatyków. Do kościoła chodzą kilka razy w tygodniu, przynajmniej raz w miesiącu na pielgrzymkę, obrazków, krzyżyków i temu podobnych mają niezliczoną ilość. I w sumie miałabym to w poważaniu, gdyby nie fakt, że chcą nawrócić również mnie. A przynajmniej zmusić swojego syneczka do zostawienia mnie. Ciągłe komentarze, że jestem złym człowiekiem, bo mam tatuaże czy nie chodzę do kościoła. Bo ślub jednostronny to nie ślub i niech on się ze mną nie żeni, potem nie będzie mógł wziąć prawdziwego ślubu. "Niech ona zrobi to bierzmowanie". Po co, na co, na pokaz?

Oni słyszeli, że kuzyn ciotki wujka... też miał niewierzącą żonę i teraz oboje nie chodzą do kościoła. Przeczucie graniczące z pewnością, że ja po ślubie się zmienię i zabronię mu i dzieciom uczestnictwa w życiu Kościoła, że jak my dzieci wychowamy, jak święta będziemy obchodzić.

Jego ojciec średnio raz w tygodniu pyta o ślub tylko po to, żeby przypomnieć, że on błogosławieństwa nie da, a na sam ślub nie przyjdzie. Aby mieć jasność sytuacji, my ślubu nie planujemy w ciągu najbliższych kilku lat, nawet nie jesteśmy zaręczeni. Skąd więc ta "troska", nie wiem.

Przy mnie jednak tych tematów nie poruszają, nie pytają, nie rozmawiają ze mną praktycznie wcale. Wszystkie tematy są z tych głębokich typu pogoda czy dobrze doprawione mięso. Tylko jemu trują cztery litery, zdziwieni, dlaczego nie ma już ochoty z nimi rozmawiać.

Według nich winna jestem ja, nie mieści im się w głowach, że dorosły facet może podejmować decyzje samodzielnie. Nie dostrzegają swojej winy w ich złych, na ten moment, stosunkach.
Nie wiem, czy tak postępują "prawdziwi katolicy" i nie wiem czy ich Bóg jest dumny z takiego postępowania.

religia rodzice

by kiwii27
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar marcelka
19 25

to czy będziecie brać ślub, jaki, jak będziecie żyć - to są Wasze decyzje. Ale o ile teraz różnice w światopoglądzie nie stanowią dla Was problemu, to kiedyś mogą być osią konfliktu, i to dużego. Bo o ile w przypadku wspólnego życia czy ślubu da się iść na kompromis (niedziela - on idzie do kościoła, Ty nie, ślub - jednostronny), to w przypadku dzieci już nie. Chrzest? Nie da się dziecka "trochę" ochrzcić. Ty uważasz, że to zabobon - i co, zgodzisz się na chrzest, czy nie? A dla niego może być to ważne. I za chwilę dalej - lekcje religii w szkole, I komunia, bierzmowanie... znałam parę, która bardzo długo ze sobą była - najpierw 10 lat się "spotykali", potem wzięli ślub - jednostronny, ona była wierząca, on nie, ale ten fakt nigdy nie był przyczyną sporów między nimi i nikt nikogo nie próbował "nawracać", dopóki nie pojawiły się dzieci. Ona nie wyobrażała sobie, żeby dzieci miały być nieochrzczone, nie chodzić na religię, nie iść do I komunii, on - o ile jeszcze na chrzest się zgodził "dla świętego spokoju", o tyle potem wkurzało go, że - jak uważał - "robią dzieciom wodę z mózgu"; rozwiedli się po 12 latach małżeństwa; nie mówię absolutnie, że podobnie będzie z Wami, tylko że jeśli myślicie poważnie o Waszym związku na przyszłość, to powinniście się zastanowić nad kwestiami wyznania.

Odpowiedz
avatar kiwii27
5 15

@marcelka: oczywiście bierzemy to pod uwagę i sprawy przegadaliśmy. Przy ślubie jednostronnym, w przysiędze obiecuję się nie przeszkadzać w wychowywaniu dziecka w wierze katolickiej. Chrzest się odbędzie, późniejsze sakramenty będą już zależeć od dziecka. Oczywiście o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Odpowiedz
avatar Habiel
4 16

@marcelka: Takie gadanie. Słyszałam podobne 5 lat temu, gdy zaczynałam związek z moim partnerem. Ja też jestem ateistką i wszędzie da się znaleźć kompromis. Ślub-jednostronny, bo on chciałby ceremonię w kościele. Chrzciny potencjalnych dzieci? Uważamy, że chrzest to zbyt ważna decyzja, aby podjąć ją za nieświadome niczego dziecko. Nie zapiszesz dziecka do partii, nie narzucisz mu już w wieku niemowlęcym szkoły, studiów, potencjalnych znajomości i partnerów, dlaczego więc masz mu wybrać religię? Dziecko to osobny byt, który ma prawo samodzielnie zdecydować o sobie w tak ważnych kwestiach, które też nie wymagają natychmiastowej decyzji, bo będą rodziły konsekwencje. Tym bardziej, że można dziecko uczyć o religii, zaprowadzić do kościoła, aby zobaczyło obrządek (bo owszem, jest to część kultury). Ale potem niech samo podejmie decyzję, postąpi tak jak Jezus i ochrzci się w starszym wieku, kiedy będzie świadome swoich decyzji. Dodatkowo zapamięta ceremonię, będzie to przeżycie na innej płaszczyźnie, bo niemowlęta nic ze chrztu nie pamiętają, dzieci z 2/3 klasy podstawówki podczas komunii liczą na prezenty, a nie na spotkanie z Bogiem, a dopiero bierzmowanie może dać jakieś głębsze, zrozumiane odczucia. I tak, wiemy, że będzie ciężko walczyć z teściami, jak i z całym środowiskiem. Jesteśmy na to przygotowani, lecz zarówno ja, jak i mój partner, kościoła w Polsce nie lubimy, bo uważamy go za przegniłą instytucję.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
11 11

@Armagedon: Fakt, do ślubu jeszcze daleko, ale takie rzeczy najlepiej jeszcze uzgodnić, żeby po ślubie nie było niepotrzebnych konfliktów.

Odpowiedz
avatar marcelka
0 0

@Habiel: ale widzisz, tu jest różnica - bo poglądy Twoje i Twojego partnera są mimo wszystko zbliżone, mimo że Ty jesteś ateistką, a on "chciałby ceremonię w kościele". Problem pojawiłby się wtedy, gdyby on był naprawdę wierzący - mam tu na myśli "wiarę" jako przestrzeganie zasad wynikających z religii katolickiej/narzucanych przez kościół. Wtedy nieochrzczenie własnego dziecka, nie danie mu możliwości przyjmowania sakramentu komunii mogłoby być dla niego absolutnie nie do przyjęcia = nie do pogodzenia z jego wiarą. I wtedy zacząłby się prędzej czy później między wami konflikt, którego nie da się rozstrzygnąć kompromisowo.

Odpowiedz
avatar Ohboy
22 28

@justangela: Dorosły facet może robić to, co mu się podoba, dopóki nie krzywdzi innych. To jest dorosłość.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-5 19

@Ohboy: No to też właśnie on robi co mu się podoba, czyli - nadal mieszka z rodzicami. Pewnie tak mu pasuje. Przyzwoita, katolicka rodzina z tradycjami, wyprane , wyprasowane, obiad pod buzię, praktycznie żadnych konkretnych wydatków. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby niedługo zaczął przekonywać autorkę (o ile związek przetrwa), że po ślubie to właściwie, spoko, może zamieszkać u teściów. Czysta oszczędność. @bazienka: No powód jest oczywisty. Ekonomiczny, jak napisała autorka. Czyli, albo facet nie pracuje, albo zarabia grosze. W żadnym wypadku nie predestynuje go to do bycia mężem i ojcem. Obawiam się, że te dalekosiężne plany autorki to bardziej mrzonki i gruszki na wierzbie.

Odpowiedz
avatar Norwatt
-5 13

@Armagedon zgadzam się.

Odpowiedz
avatar Agness92
11 15

@Armagedon: na przykładzie mojego brata, lat prawie 30: jeśli mają duże mieszkanie/dom to po jaką cholerę facet ma przepłacać za wynajmowanie dwie ulice dalej? Tak dokłada się do rodzinnych rachunków i odkłada, żeby kiedyś jak już bęzie zakładał rodzinę móc kupić swoje mieszkanie.

Odpowiedz
avatar digi51
2 6

@Agness92: jeżeli to funkcjonuje to dobrze, znam podobny przypadek, niby logiczne, bo i kasę zaoszczędzą obie strony i w domu pomoże jak trzeba, I rodzice nie czują się mniej samotni, ale w praktyce jakby tak gościa posłuchać to gada jak 18-latek (a ma 28), nie ma pojęcia, ile kosztuje samodzielne utrzymanie, kryje się przed rodzicami z paleniem, dziewczyny oczywiście też do domu nie zaprosi, bo "siara". Inna przykład dorosłej kobiety mieszkającej z dziećmi u rodziców, bo taniej i wygodniej nic koło siebie nie zrobi, a jeszcze drze mordę, że jej dzieciom nie jest wszytsko ja zawołanie pod nos postawione. Moim zdaniem dorosła osoba (powyżej 25 lat powiedzmy) mieszkająca z rodzicami albo faktycznie nie jest w stanie się sama utrzymać, albo jest wygodnicka lub bardzo nieporadna życiowo. Są tylko niewielkie odstępstwa od tej reguły.

Odpowiedz
avatar kiwii27
2 10

@Armagedon: niestety, muszę cię zmartwić w tym cynizmie. Facet jest w trakcie rozpoczęcia budowy domu, stara się o kredyt, a ja również w ciągu najbliższych kilku miesięcy będę zmieniać pracę. Ten moment nie jest zwyczajnie odpowiedni na wyprowadzkę. Osobiście pochwalam ten rozsądek. Może się wyprowadzić teraz, albo może za pół roku, przez które może oszczędzić np. 12 tys i zakończyć budowę domu wcześniej.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
9 9

@Armagedon: Tego nie wiemy dokładnie, bo autorka nie ujawnia. Może jest, jak piszesz, ale też może być, że zarabia dobrze i się dokłada. A może pieniądze, które miałby zapłacić za czynsz odkłada na własne mieszkanie? Im większy wkład tym mniej kredytu można zaciągnąć na nowe mieszkanie, lub kupić większe. A może te mieszkanie ma zapisane, szczególnie jeżeli jest jedynakiem.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 10

@kiwii27: Nie, no jasne. W pół roku zakończy budowę domu, której nawet nie rozpoczął, bo o kredyt dopiero się stara. A działkę pod budowę już zakupił? Podobno w tym roku macie "iść na swoje". Jakoś czarno to widzę, bo - o ile koszt budowy domu w stanie surowym, faktycznie, nie zwala z nóg, o tyle wykończeniówka i urządzanie wnętrz zżera grube dziesiątki tysięcy. A kredyt trzeba spłacać. O ile się go dostanie. W takich okolicznościach wynajmowanie czegokolwiek w ogóle nie wchodzi w grę. Więc co? Za pół roku będziecie mieszkać w chałupie ledwo zadaszonej? I taka moja dobra rada, bo widzę, że zamierzasz dokładać się do interesu jeszcze grubo przed ślubem. NIE RÓB TEGO.

Odpowiedz
avatar kiwii27
0 6

@Armagedon: jeżeli chcesz mieć kredyt hipoteczny musisz w ciągu trzech miesięcy rozpocząć budowę. Nie zastanowiło cię, że może planuje wstępnie wykończyć np. kuchnie, łazienkę i jeden pokój a potem tam mieszkając kończyć resztę domu? Powiem tak, owszem stać nas na chwilę obecną by wynajmować kawalerkę czy dwupokojowe mieszkanie. Ale za to odkładać mniej na wykończenie tego domu. Możemy też przemęczyc się jeszcze pół roku i odłożyć pieniądze na właśnie wstępne wykończenie. Aby zaspokoić ciekawośc, to nie byłyby jedyne pieniądze, które chce w to włożyć.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 10

@Armagedon: Nie rozumiem, dlaczego jest tylko jeden, prawidłowy model. Wśród Azjatów normalnym jest, że rodziny długo mieszkają razem, ale oczywiście my musimy być "lepsi" :))) Żałosne.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

@kiwii27: Ale CHCE (on), czy CHCĘ (ty). Ogonek ci się nie zawieruszył?

Odpowiedz
avatar Shi
8 10

@Armagedon: Ty chyba nie wiesz jak szybko buduje się teraz domy i wcale nie jest w nich zimno, nie płacą też więcej za ogrzewanie. W rok spokojnie wybuduje się dom z piętrem i garażem, a nie raz nawet z piwnicą. Obserwuję to na osiedlu moich rodziców - domy rosną jak grzyby po deszczu. W rok ludzie od fundamentów przechodzą do pełnego wykończenia i umeblowania nawet, więc jeśli Autorka z partnerem chcą wykończyć tylko kilka pomieszczeń, a resztę z czasem to nawet pół roku wystarczy z nawiązką. Szczególnie, ze w naszym obecnym klimacie zimy nie ma i ludzie normalnie budują nawet w grudnu czy teraz - w styczniu (właśnie podziwiam przez okno kolejnego rosnącego "grzyba"). I co złego w tym, że ktoś mieszka z rodzicami? Nie wiesz jak dużo osób ma własne piętro w domu, dwukrotnie większe niż mieszkanie za które by musieli obcej osobie 800 zł odstępnego płacić (do tego czynsz, rachunki...). Tak to bardzo mądre, dojrzałe i dorosłe płacić obcej osobie minimum 800 zł miesięcznie w imię jakiejś ideologii. Albo raczej w imię "ja jestem dorosła i muszę to pokazać"... Tak, bardzo dojrzałe.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

@Ohboy: U nas kiedyś też tak było, bo był problem z mieszkaniami. Na spółdzielcze czekało się kilkanaście lat, na kwaterunek (całkiem darmowa, pełnowartościowa chata) - w zależności od szczęścia. Czasem pod jednym dachem mieszkały trzy pokolenia. Sprawdzało się to różnie, bo duże zagęszczenie na metrze kwadratowym generowało konflikty. Moja matka, w dzieciństwie, mieszkała wraz z rodzicami, siostrą i babcią na 36. metrach (jeden duży pokój i duża kuchnia). Odrobinę prywatności miała tylko w sraczu.

Odpowiedz
avatar justangela
0 8

@Ohboy: no tak, skoro dorosłemu wszystko wolno, to pewnie może żyć też na koszt rodziców, w domu mieć matkę kucharkę, paczkę i sprzątaczkę. W końcu dorosły, prawda? A tak poważnie, to z wypowiedzi autorki raczej można wyczytać, że temu chłopakowi to duuuużo brakuje do bycia dorosłym / dojrzałym facetem. Wychowany przez konserwatywnych rodziców, związał się z ateistką i tkwi między "młotem a kowadłem". Słabo dla mnie wygląda ta jego dorosłość.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 6

@Shi: Co ty wygadujesz? Gdzie ja napisałam, że widzę coś złego w mieszkaniu z rodzicami? Możesz mi zacytować konkretny fragment? Mieszkanie u teściów, owszem, do komfortowych nie należy, ale jeśli ktoś ma ochotę mieszkać u rodziców do czterdziestki - niech sobie mieszka. To nie ja jestem na tej stronie główną propagatorką wyprowadzania się od rodziców równo z dniem otrzymania DO. I to nie ja wypisuję paszkwile o toksycznych matkach, od których należy uciekać z krzykiem na drugi koniec Polski. @Ohboy:

Odpowiedz
avatar Shi
0 6

Odnoszę wrażenie, iż niektórzy tu zazdroszczą, że inni mają możliwość mieszkać z rodzicami i nie muszą uciekać z domu zaraz po osiemnastych urodzinach. Możliwością mogą być dobre stosunki z bliskimi czy duży dom/mieszkanie. Też te same osoby nie biorą pod uwagę tego, że dziecko może mieszkać z rodzicami by ci za swoje skromne emerytury nie musieli żyć "byle do pierwszego" czy też by pomagać również na inne sposoby, nie tylko finansowo. Niby można tylko kasę rodzicom przesyłać, ale nie każdego stać by wynajmować własne mieszkanie/spłacać kredyt i jeszcze utrzymywać siebie i rodziców. Zaryzykowalabym stwierdzenie, że naprawdę mało osob, szczególnie przed 30 r.ż., na to stać. Jeszcze mniej gdy chodzi o singli, bo koszt najmu/kredytu nie rozkłada się na dwoje. Powtórzę się, ale faktycznie bardzo to dojrzałe i mądre obcym ludziom wrzucać w portfel minimum 800 zł gdy ma się warunki mieszkać z rodzicami. Lepiej tę kasę odłożyć albo co miesiąc dawać w prezencie rodzicom, tak poza płaceniem 1/2-1/3 rachunków i innych kosztów życia. @justangela, widzę, iż trzeba Cię uświadomić, że nawet mieszkając razem z rodzicami można samemu sprzątać, prać czy gotować. A nawet, o zgrozo, robić nie tylko wokół siebie, ale też sprzątać, prać czy gotować rodzicom. Nie wiem jak jest w Twoim przypadku, ale dużo ludzi uczy się robić te rzeczy już jako dziecko. Nazywa się to "pomaganie w domu". @Armagedon: masz rację, drugi akapit powinnam wrzucić nad tym, gdzie piszę do Ciebie. Takie tylko małe info, nie czepiam się, zrozumiałam kontekst, po prostu warto brać to pod uwagę - od wielu już lat dowód osobisty może mieć nawet dziecko.

Odpowiedz
avatar justangela
1 1

@Shi: nie zrozumialaś mojej wypowiedzi. Przeczytaj raz jeszcze, proszę. 2 akapit zaczyna się od "a tak na poważnie..." I tak na poważnie, to połączenie rodziców nadgorliwych katolików, ich trucia co chwilę o wiarę i Kościół, dziewczyny zagorzałej ateistki i syna który nie potrafi się w tym odnaleźć słabo rokuje na przyszłość.

Odpowiedz
avatar justangela
-1 3

@Shi: aaaa i uwielbiam hasło: zazdroszczą. Nic tylko płakać :D (ze śmiechu) Czego zazdrościć w tej sytuacji? Mieszkania z rodzicami, którzy mają odpał na punkcie religii? Wybacz, ale dla mnie lepsze ciasne ale własne. Lepiej wydawać te parę stówek i nie słuchać pitolenia o msze, wiarę, kobietę, Boga i inne cuda. Fanatycy religijni z założenia są toksyczni. I właśnie od takich najlepiej uciekać zaraz po 18.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2020 o 22:46

avatar Norwatt
4 8

Mój narzeczony i ja bierzemy ślub jednostronny za kilka miesięcy. On jest całkowicie niewierzący, nie ochrzczony nawet. Jesteśmy razem prawie 9 lat i nigdy nie mieliśmy problemów jeżeli chodzi o kościół. Przeżył nauki przedmałżeńskie w kościele (Ciebie też czekają), w święta chodzi ze mną do kościoła i w niektóre niedziele też. Nie modli się, nie śpiewa ale jest obok. Świetna sprawa. Powodzenia życzę.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-5 15

@Norwatt: Czyli jednak przekabaciłaś go na swoje kopyto. Musiał ustąpić. Co to niby jest za ślub jednostronny, jak druga osoba musi być obecna, a jeszcze wcześniej pobierać kościelne nauki? Jeśli ktoś godzi się na coś takiego, to albo kompletnie lekceważy religię tej drugiej osoby, albo jest konformistą-hipokrytą. Albo jedno i drugie. Czyli - jestem niewierzący, ale nie fanatyk. Jak ci zależy to się nawet ochrzcić mogę. Ciekawe co będzie jak przyjdą dzieci? A ty taka głęboko wierząca też chyba nie jesteś, bo nie uwierzę, że przez 9 lat nie dopuściłaś się cudzołóstwa. No, ale u katolików to nie problem, właściwie. Wystarczy spowiedź, 20 zdrowasiek za pokutę - i cnota jakby wraca.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
4 10

@Norwatt: Podejście które opisujesz jest super! Nie jest wierzący, ale szanuje Twoje poglądy i Ciebie w nich wspiera. Oby tak dalej! Osobiście słyszałem o historii, kiedy to niewierzący mąż poganiał wierzącą żonę do kościoła, żeby ta dopełniła "obowiązku". Bo związek to nie tylko odpowiedzialność za siebie, ale także za drugą stronę. A jeśli pojawiają się dzieci, to także za nie. Lekceważenie tego, że Twój chłop jest niewierzący to też błąd. Trzeba to także uszanować i nie zmuszać go do niczego. Ale jeśli tylko chce, to zabraniać mu też nie można :) .

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 10

@kartezjusz2009: "Nie jest wierzący, ale szanuje Twoje poglądy i Ciebie w nich wspiera." A ona TEŻ go wspiera w jego poglądach? Myślisz, że (czego, oczywiście, nie życzę, zakładam hipotetycznie) gdyby musiała wyprawić mu pogrzeb, byłby to pogrzeb świecki? Przypuszczam, że wątpię. "...słyszałem o historii, kiedy to niewierzący mąż poganiał wierzącą żonę do kościoła..." No tu to się uśmiałam jak norka. Co ty za pierdoły zmyślasz? "Ale jeśli tylko chce, to zabraniać mu też nie można." Zabraniać to może rodzic małemu dziecku dotykać gorącego czajnika. Każdy dorosły człowiek ma wolną wolę.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
1 9

@Armagedon: "byłby to pogrzeb świecki?" Jeśli szanuje jego poglądy, to tak. Tym bardziej, że trudno mi sobie wyobrazić pogrzeb katolicki ze wszystkimi jego założeniami osobie nieochrzczonej, która nigdy w Boga nie wierzyła. "Co ty za pierdoły zmyślasz?" Nic nie zmyślam, mówię prawdę. To, że Tobie trudno sobie to wyobrazić, nie oznacza że to nieprawda. "Każdy dorosły człowiek ma wolną wolę." Nawet dziecko. Ale zakazy i nakazy istnieją w każdej chwili naszego życia. Pytanie tylko co one zmieniają, kto je wydaje i czy kłócą się z naszym światopoglądem. Przykładowo można powiedzieć, że oddajemy część wolności na rzecz działania zgodnie z kodeksem drogowym.

Odpowiedz
avatar Ophelie
5 7

@Armagedon: Ty jestes jak ten rodzic z historii, ktory narzuca wszystkim wokol swoj punkt widzenia i koniecznie ma byc tak jak on chce bo jak nie to foch. Ktos Ci mowi, ze dobrze mu sie zyje - "nie, niedobrze!". Najbardziej mnie rozbawilo, ze chodzi z nia na nauczki przedmalzenskie znaczy nie szanuje jej religii. A co do pogrzebu, nie wiem w jakich kregach sie obracasz ale nie wyobrazam sobie nie wykonac ostatniej woli meza/zony. Niezaleznie czy chcialby byc pochowany swiecko, katolicko, czy w pizamie

Odpowiedz
avatar Armagedon
-4 10

@Ophelie: JA komuś coś narzucam? Nie bądź śmieszna. Problem w tym, że to wasza katolicka mentalność nie uznaje inności. Zawsze trzeba kogoś do czegoś przekonać. Albo mu coś narzucić. I to OCZYWISTA OCZYWISTOŚĆ, że katolik ma święte prawo nakłaniać ateistę, by jednak, choć troszkę, tego katolicyzmu łyknął. A nuż się przekona? Ślub "jednostronny" - jak najbardziej. Wszystko jest w porządeczku. Ale ślub WYŁĄCZNIE cywilny? No ZGROZA, panie. Czyli - można się pierniczyć i mieszkać bez ślubu przez 10 lat, ale żeby PRAWNIE zalegalizować związek - musi się odbyć ślub w kościele. Katolik, bowiem, wyobraża sobie związek bez żadnego ślubu (i to jest OK), ale związek po ślubie wyłącznie cywilnym - to już będzie związek "na kartę rowerową". Innymi słowy - katolik śmiało może wypiąć się na boskie przykazania, dopóki bzyka bez ślubu, natomiast, jak już słowo ślub pada - musi być on kościelny KONIECZNIE. Po to, żeby "panbócka" udobruchać? No i w tej sytuacji należy niewierzącego partnera przycisnąć, żeby na te wszystkie kościelne rytuały/zabobony wyraził zgodę. I jeśli wyraża - jest zwykłą cipą nieszanującą własnych przekonań i własnego zdania. No, ale przecież, ogólnie, NAJWAŻNIEJSZE jest, że szanuje katolicką wiarę. No nie? A tak na marginesie. Bogu jakikolwiek ślub KOŚCIELNY potrzebny jest jak rybie ręcznik. Zapoznaj się z Pismem Świętym, czyli Biblią.

Odpowiedz
avatar Ophelie
3 5

@Armagedon: To wszystko do mnie? O boze, ile rzeczy sie o sobie dowiedzialam. A tak na marginesie - nie jestem wierzaca. Nikt mnie nigdy nie nawracal poza moja mama i nigdy w zyciu nie spotkalam sie z tym o czym mowisz, ani tez nikt w komentarzach nie wspomnial o ciagnieciu do kosciola. Albo masz dziwne towarzystwo, ktore nie potrafi sie wzajemnie szanowac albo nie rozumiesz, ze mozliwym jest pojscie na ustepstwo i nie bycie przy tym "konformistą-hipokrytą". Co do tematu, kwestia dogadania i osoby. Ja jestem niewierzaca, ale nie mialabym problemu, zeby poswiecic troche czasu na nauczki przedmalzenskie i slub jesli dla mojego partnera byloby to takie wazne. Ale na pewno nie zrobilabym tego nie wiedzac nic o jego religii i calkowicie w ciemno. Najpierw wolalabym sie "doszkolic". Ale jesli jestes niewierzacy i nie wierzysz w istnienie zadnego Boga, to zadna z tych rzeczy tak naprawde nic dla Ciebie nie znaczy, czyli jedyne co tracisz to czas. Dla mnie to niewielkie poswiecenie dla osoby, ktora kocham. Ale widac jestem konformistą-hipokrytą

Odpowiedz
avatar yfa
-2 2

@Armagedon: nie zgodzę się. Dzieci na przykład wierzą w świętego Mikołaja i inne jednorożce - nie wyprowadzam ich z błędu. To, że ktoś inny wierzy w jahwoludki ze skrzydełkami traktuję identycznie - ot, kwestia indoktrynacji, strachu, braku dorosłości lub przemyślenia sensu życia, wszechświata i wszystkiego (odpowiedź to oczywiście 42, dla nieznających - "Autostopem przez Galaktykę" Adamsa). Kwestia ślubu kościelnego jest dla mnie takim samym rytuałem, jak kolacja przy starogermańskim drzewku (choince) w przeddzień (wigilię) narodzin słońca niezwyciężonego (dies natalis invicti solis - po xiańsku to będą urodziny jakiegoś bożka) albo polonez na studniówce. Ot, zwyczaj, który zrealizowany dobrze (bez fanatyzmu) nie jest szkodliwy. Albo śmigus-dyngus. Ma to swój klimat, jak ktoś nie spina pośladów - bo jeżeli spina, to faktycznie lepiej sobie odpuścić. Te wydarzenia traktować należy w kategoriach eventu - tak jak wycieczki do teatru, ot kultura. Zgodzę się w 100% jedynie w odniesieniu do rytuałów, które nie niosą za sobą innego ładunku, niż religijny - np. bierzmowania (swojego - np. ...przed ślubem) czy chrztu (dzieci). Co oznacza tyle, że nie wziąłbym w nich ani aktywnego, ani biernego uczestnictwa. No i z tego powodu nie byłem na chrzcie swoich dzieci. Żona chciała, to sobie wzięła i poszła. Czy dziecko będzie miało mi za złe, że zostało oblane wodą? - nie sądzę, tak samo jak ja nie mam tego za złe swoim rodzicom, bo jako niewierzącemu trochę wody mi nadal nie szkodzi. Równie wielkie pretensje musiałbym mieć właśnie o oblanie na śmigusa. Że figuruję w księgach parafialnych? Przeszkadza mi to w mniejszym stopniu, niż obecność w bazach telemarketerów - z plebanii nie dzwonią. A przynajmniej mam możliwość dokonania oficjalnej apostazji - gest bardziej uwierający KRK, a z racji tego, co obecnie ta instytucja prezentuje w przestrzeni publicznej, planuję z niej skorzystać.

Odpowiedz
avatar yfa
0 4

@Ophelie: pełna zgoda. Dodam jeszcze, że na nauki przedmałżeńskie (do ślubu jako osoba niewierząca) chodziłem i po prostu na głupie teorie odpowiadałem, że to jest bzdura, dopóki nie poda logicznego wytłumaczenia. Tak więc nie ma w tym żadnych ustępstw natury ideologicznej - nie klękasz przed ołtarzem, nie przysięgasz na żadnego boga, nie spowiadasz się. Jedyne, czego szkoda, to że nie dostajesz też wafelka ani winka. Co do wypowiadania przysięgi przed księdzem - tak na prawdę to nie przed nim, lecz przed świadkami się ją wypowiada. Ksiądz pełni rolę urzędnika, takiego samego jak koleś w USC albo kapitan na statku, po prostu osoba, która ma prawo wypełnić dokumenty.

Odpowiedz
avatar Tarko
0 2

@Norwatt czyli został zmuszony do wysłuchiwania pierdół, sorry, nauk przedmałżeńskich. Do kościoła chodzi. No faktycznie, wcale się nie ugiął.

Odpowiedz
avatar marcelka
1 1

@Armagedon: nie rozumiem, skąd tyle masz minusów. zauważam, że wiele osób deklarujących się jako wierzące traktuje tę wiarę bardzo wybiórczo. i ma małe pojęcie o zasadach wiary. to obserwacja ogólna, a co do @Norwatt - jesteście razem przez 9 lat - co rozumiesz przez "jesteśmy razem"? Bo jeśli współżycie, czy nawet wspólne mieszkanie, czy nawet spojrzenie jakieś pt. "mam chętkę na ciebie" zdarzyło się w ciągu tych 9 lat, to grzeszysz. I oczywiście, od tego jest spowiedź, ale przy spowiedzi powinien być też szczery żal i postanowienie poprawy - a 9 lat to "trwanie w grzechu"; oczywiście, księża rozgrzeszenie dadzą, ale jakbyś traktowała swą wiarę/religię poważnie, to już dawno powinniście być po ślubie. I nie chcę nikogo pouczać czy mówić, jak żyć - tylko wytykam niekonsekwencję w poglądach.

Odpowiedz
avatar digi51
7 13

Jestem zdania, że już predzej dogadają się dwie osoby innych wierzeń, dla których Bóg i wiara są tak samo ważne niż ateista z wierzącym. Kwestia poglądu na to czy istnieje Bóg i życie po śmierci są dość kluczowe w życiu człowieka i prędzej czy później jednej stronie zacznie doskwierać, że druga strona jest zupełnie innego zdania. Niemniej życzę Wam powodzenia dobrze jest się czasem mylić.

Odpowiedz
avatar Crannberry
4 8

@digi51: to zależy od człowieka. Jeżeli obydwoje respektują przekonania drugiej strony i nie bedą pchać swojej wiary/niewiary drugiemu do gardła, to ma to jak najbardziej szanse. Natomiast jeżeli ktoś ma taki charakter, że zawsze musi mieć rację i do tego lubi poniżać osoby, które myślą inaczej, to wówczas nie dogada się nawet luteranin z anglikaninem, bo jeden sobie zawsze znajdzie coś, do czego moze sie przypierdzielić u drugiego

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 9

Mieszka pod ich dachem to i wysłuchuje. Jak się nie podoba, to można się wyprowadzić.

Odpowiedz
avatar aka
4 6

Kilka miesięcy temu widziałam wypowiedź biskupa (arcybiskupa?) który zapowiadał wprowadzenie przepisów utrudniających małżeństwo jednostronne, właśnie po to, by ateiści/ateistki nie skłaniali katolików/katoliczek ku złej drodze ;)

Odpowiedz
avatar szafa
-1 1

@aka: Niepojęte :/. A co się stało z krzewieniem Dobrej Nowiny? W końcu taki ślub to chyba najlepszy sposób, wręcz dar od Boga do nawracania grzesznika ;)

Odpowiedz
avatar juzwos
-1 3

Przynajmniej raz w miesiącu na pielgrzymkę chodzą Tak było nie zmyslam

Odpowiedz
avatar juzwos
0 2

Prawdziwi katolicy na pielgrzymkę chodzą 2x w miesiącu a o ślub pytają co 3 dni

Odpowiedz
avatar Raveneks
0 2

W tej historii widzę coś innego. Zapomnij na chwilę o kwestiach wiary i popatrz na to wszystko w kategoriach pewnej kontroli. Ja tu widzę klasyczny przykład toksycznych, kontrolujących rodziców, którzy panikują bo wymyka im się kontrola nad synem i robią wszystko żeby spacyfikować niedoszłą synową. "Masz robić co mówię (zrobić bierzmowanie, wziąć kościelny ślub), bo jak nie to (i tutaj różne przykre konsekwencje). Wiara to tu tylko pewne narzędzie, gdyby akurat nie byli wierzący znaleźliby inne. Moja dobra rada - zajrzyj do książki "Toksyczni Rodzice" (rozdział trzeci) choćby tylko po to żeby mieć pewność że nie grozi Ci taki problem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 stycznia 2020 o 16:21

Udostępnij