Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będzie o planowaniu przestrzennym i nieodpowiedzialnych ludziach. Wiele lat temu moi dziadkowie…

Będzie o planowaniu przestrzennym i nieodpowiedzialnych ludziach.

Wiele lat temu moi dziadkowie sprzedali swoje pole i przeprowadzili się do miasta. Były to w dużej mierze bujne łąki (jakieś 12 ha) położone w dolinie rzeczki, którą wszyscy rolnicy swego czasu pogłębiali. Mimo to, zawsze na wiosnę i jesień rzeczka wylewała i zalewała większość pól. W dodatku jako, że rzeczka biegła do Wisły, to zdarzało się czasami coś, co nazywali cofką. Wieś już wtedy była całkiem sporą osadą, a że położona niedaleko dużego miasta, to i grunt "dosyć atrakcyjny". No to cyk. Rzeczkę i pola osuszono, podzielono na działki i pobudowano osiedle.

Sprowadzili się tam dosyć bogaci ludzie stawiając naprawdę ładne domy. Minęło jakieś 15 lat odkąd stanął tam pierwszy dom. Dziadek od razu powiedział, że tylko jakiś kretyn tam się pobuduje, no ale pobudowało się sporo - w sumie jakieś 150 domów (dziadkowie byli ostatnimi rolnikami wzdłuż rzeczki, sąsiedzi sprzedali wcześniej pola).

Rodzice wciąż mieszkający w domu po dziadkach, usłyszeli już jakieś 2 lata temu, że domy zaczynają pękać. Jakieś rysy na suficie w salonie, odpryskiwanie tynków na elewacjach, a to rysa w sypialni, a to problem z pleśnią w piwnicy. Droga asfaltowa także popękała i porobiły się całkiem spore dziury (które podobno mają na wiosnę (2020) łatać). Przyszła jesień 2019. Miesiąc przed świętami, było kilka dni deszczu (żadne ulewy - po prostu padał deszcz).

No i stało się - ten nieszczęsny, zarośnięty rów, który kiedyś był rwącą rzeczką, wypełnił się wodą i zalał piwnice kilkunastu domów. Na podwórkach bagno, woda nie chciała odpłynąć przez kilkanaście dni (u niektórych jest do dziś). Z kawałka polnej drogi dojazdowej do końcowych kilku domów wyciągano KONIEM samochód i ciągnik, który również ugrzązł spiesząc na ratunek sąsiadom. Generalnie dantejskie sceny dla tych ludzi.

Okazuje się, że ci ludzie nigdy nie powinni się tam budować, bo teren to bagna.
Pytanie kto jest piekielny? Gmina? Ci, co się sprowadzili? Ci co wystawili pozwolenie na budowę domu?

Jestem niezmiernie ciekawa jak historia się skończy, bo domy naprawdę kosztowały sporo, a raczej bym nie chciała mieszkać w domu, który z każdym kolejnym deszczem będzie bliżej upadku.

Planowanie przestrzenne

by KittyBio
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
13 15

Było tanio bo na terenie zalewowym to nowobogaccy wykupili ziemię, a planów nie sprawdzili. Sami sobie winni.

Odpowiedz
avatar kartezjusz2009
14 16

@Fahren: Niby tak, ale pozwolenie na budowę uzyskujesz niezależnie czy jest to teren zalewowy, klif czy piaszczysta pustynia. Zależy, czy działka jest działką budowlaną, czy dom mieści się w granicach, i tego typu podobne. Raczej bym zadał pytanie: kto zmienił działki rolne w budowlane? A kto za to zapłaci? Brutalnie powiem: powinni właściciele, albo ubezpieczyciele (jeśli właściciel ubezpieczył dom).

Odpowiedz
avatar helgenn
5 5

@nursetka: wydaje mi się, że takie prawo weszło, chyba, że to specyficzne dla gmin. Działka, którą dziedziczę jest na terenie zalewowym (przy czym dopiero zyskała taką klasyfikację ok 15 lat temu, mała rzeczka w okolicy wcześniej nie wylewała). Jeśli ktoś chciałby się tam wybudować to musi byc o tym poinformowany i w wypadku wylania pobliskej rzeki nie ma prawa ubiegać się o odszkodowanie od gminy.

Odpowiedz
avatar szafa
2 2

@kartezjusz2009: Ktoś, kto dostał odpowiednio w łapę ;). A wiadomo, że jak przyjdzie co do czego, to nikt z urzędników nie poniesie odpowiedzialności, jak zwykle.

Odpowiedz
avatar Zunrin
16 16

A po powodzi w 1997 tak się oburzano, że pozwolono ludziom budować się na terenach zalewowych. Jak widać niewiele się zmieniło.

Odpowiedz
avatar kierofca
9 9

Chcącemu nie dzieje się krzywda. Można wydać pieniądze na ruletkę, można wydać pieniądze na budowanie domu na terenie zalewowym. Można wygrać, można przegrać. Tylko budowa na takich terenach powinna się wiązać z obowiązkowym, potwierdzonym notarialnie dokumentem "jeśli mnie zaleje, nie będę jęczeć w telewizji i nie przyjmę pieniędzy od państwa". Na terenie bagnistym można wybudować suche budynki, nawet bloki (patrz ul Łepkowskiego w Krakowie, wieżowce z wielkiej płyty - masa pali wielkich pod fundamentami), albo niewysokie budynki z podziemnymi garażami, do których woda się wlewa przez łączenia fundamentów (Nuszkiewicza w Krakowie). Zwyczajnie technologia musi być dobrana do terenu, ale budowanie na bagnach nie jest tanie! Biorąc pod uwagę że mamy coraz gwałtowniejszą pogodę, to takie miejsca będą coraz bardziej ryzykowne.

Odpowiedz
avatar crash_burn
3 3

@kierofca: jeśli chodzi o Kraków, wystarczy przejechać się ścieżka rowerowa do Tyńca. Aż dziw bierze ilu ludzi buduje się w tak bliskiej odległości od wału. Cóż, ich kasa-ich sprawa. Ale też jestem zwolenniczką takich oświadczeń.

Odpowiedz
avatar kierofca
3 3

@crash_burn: Tam był od zawsze teren zalewowy. Ziemia była tania i nie wolno się było budować. No cóż, jak chcą to niech się budują. Ale powinni mieć świadomość że miasto np w przypadku ryzyka zalania powinno mieć prawo rozszczelnić wały. Jak to "przypadkiem" się stało gdy ratowano EC Łęg.

Odpowiedz
avatar crash_burn
4 4

@kierofca: zdaję sobie z tego sprawę, dlatego dziwi mnie, że domów tam przybywa. Ale, nie moje pieniądze... Z drugiej strony w przypadku powodzi jak z 2010 chciałabym żeby Ci ludzie nie wyciągali łapek po zapomogę. Nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć że ryzyko jest ogromne...

Odpowiedz
avatar Pierzasta
1 1

@kierofca: Mieszkałam na Nuszkiewicza. Na szczęście w bloku, na wyższym piętrze i nie potrzebowaliśmy garażu. Ale potwierdzam, że w trakcie deszczu, to marzyło się o łódce, żeby na przystanek autobusowy dopłynąć :-/

Odpowiedz
avatar kojot_pedziwiatr
1 3

Urzędnicy. Szefowie biorą w łapę, a urzędnicy niższego szczebla przymykają oczy na to. Zresztą zwykle niewiele mogą zrobić. Kiedyś może opiszę sytuację jaka się dzieje w jednej z dzielnic warszawy, gdy nie da się łapówki...

Odpowiedz
avatar 0303
2 4

Wina leży po stronie osoby, która złożyła wniosek o odrolnienie gruntów. Taka osoba dobrze wiedziała z jakimi gruntami ma do czynienia i zapewne wiedziała po co je sprzedaje, więc jeśli dziadkowie najpierw odrolnili ziemie a później ją sprzedali (ziemia rolna jest duuuużo tańsza od odrolnionej), to wiedzieli, że na odrolnionej ziemi można albo wybudować dom, albo mieć działkę rekreacyjną ewentualnie zbudować magazyny czy inne budynki. Jeśli dziadkowie odrolnili tę ziemię i jako odrolnioną sprzedali to oni są winni.

Odpowiedz
avatar KittyBio
2 2

@0303: Wydaje mi się że to nawet nie były gruntu orne,to po prostu były "łąki" albo "nieużytki rolne" i tak zostały sprzedane. Dziadkowie wzięli za to dosłownie grosze, starczyło to ledwo na meble (nie wiem, czy cena 1 ha przekroczyła ostatecznie 3 tys zł, ale tyle własnie chcieli). Na skarpie zostało 10 ha gruntów rolnych (nie tak dawno sprzedanych także jako grunt rolny i też już w większości stoją na tym domki - 1 ha kosztował wtedy jakieś 13 tys zł) + działka rolno-budowlana (czy jakoś tak) 3500 m2 na ktorej stoi dom (pobudowany 70 lat temu - nie ma absolutnie żadnych oznak, jakby ziemia się osuwała czy coś) i mieszkają w nim rodzice. Natomiast wiem, że sprzedali to prywatnej osobie, która miała zrobić tam jakiś agroturystyczny cud (i faktycznie przez 0,5 roku, może rok pasły się tam konie, mieszkające praktycznie w tymczasowym "namiocie"), ale facet zbankrutował i się powiesił (podobno) i potem jeszcze jakieś 2 lata to sobie zarastało. Kto to sprzedał na działki, to nie wiem, ale wcześniej już pobudowano się w dolinie tejże rzeczki tylko bliżej centrum wsi. Tak dla ciekawości dodam, że niedawno była na sprzedaż działka budowlana (własnie na skarpie na końcu "naszego" pola) za 120 tys za 719 mkw. Cóż, gdyby nie "głupi" dziadkowie i rodzice, właśnie byłabym milionerką (dosłownie)...

Odpowiedz
avatar yfa
2 2

@0303: i to oni przystawili broń do głowy kupującemu i zabronili spojrzeć na okolicę, wykopać dziury czy choćby obejrzeć porastającą roślinność. Tak, pod przymusem, zaprowadzili do notariusza i zmusili do budowy domu. Socjalizm pełną gębą - to inni mają uważać, żeby jakiś 0303 nie zrobił sobie krzywdy, bo przecież sam o swoje interesy zadbać nie umie. Co jeszcze, urzędnik w każdym sklepie, pilnujący czy aby cena nie jest za wysoka?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

Piekielny jest nasz system prawny. NIK o tym trąbił jakiś czas temu, jak się po kontroli okazało, że całe osiedla powstają na terenach poprzemysłowych, gdzie żadne budownictwo mieszkalne nie powinno powstać ze względu na skażenie wykraczające wielokrotnie ponad wszelkie miary. Słynny jest już przypadek, gdzie na urządzeniu pomiarowym po prostu zabrakło skali. Tak naprawdę burdel w przepisach i papierach jest taki, że nie ma przepływu informacji i nikt nic nie wie oraz nikt za nic nie odpowiada w przypadku "gdyby jednak coś".

Odpowiedz
avatar yfa
0 0

@Lobo86: czyżby nasz system prawny zobowiązywał do kupowania terenów bez samodzielnej analizy ich właściwości? Czy może zabraniał bardzo drogiego budowania obiektów odpornych na takie warunki? Za odpowiednie dostosowanie do warunków gruntowych odpowiada projektant. To on, a nie urzędnik, uwzględnia zachcianki inwestora. Jeżeli zachcianką inwestora jest "tani grunt" i "tanio wybudować", to dostaje produkt domopodobny - zadaniem urzędu jest WYŁĄCZNIE sprawdzenie tego pod kątem formalnym.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@yfa: jak miasto sprzedaje grunt po regularnej, rynkowej cenie pod zabudowę mieszkaniową, to nikt nie wnika co tam było wcześniej i co będzie później. Deweloper stawia osiedle i heja. To, że w latach 70 czy 80 był np magazyn chemiczny, to może nikt nawet już nie wiedzieć. Notabene - plan zagospodarowania przestrzennego to mit. Od lat wychodziło taniej zapłacić karę od samowolki niż tracić czas na niezbędne papierologie. Lex developer tylko to zalegalizowało.

Odpowiedz
avatar yfa
-1 1

Kto jest piekielny? Ten, co chciał przyoszczędzić na gruncie - inwestor. Bo budowy się nie rozpoczyna bez analizy gruntu - w skrajnie prostych przypadkach można samemu szpadlem dziurę wykopać i rozpytać sąsiadów, w skomplikowanych zamawia się badanie gruntu (koszt ok. 500 zł) Czyli albo sam właściciel domu, albo developer, który zbudował osiedle i sprzedał ludziom, którzy uwierzyli w jego profesjonalizm. Na pewno odezwą się głosy, że winni są urzędnicy - bo miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dopuszczał zabudowę mieszkaniową, albo w ogóle go nie było; w obu tych przypadkach urzędnik MA OBOWIĄZEK wydać pozwolenie na budowę! w tym drugim poprzedzone wydaniem warunków zabudowy, a tę się określa na podstawie sąsiedztwa, czyli dosyć uznaniowo i jak się właściciel gruntu uprze, to wymusi warunki na dom. Jedyna możliwość, gdy pozwolenia na budowę się nie dostanie, to sztywne wykluczenie gruntów z takiego użytkowania poprzez MPZP czy jakieś odrębne przepisy (rezerwaty, parki przyrody, poligony, obręby dróg, jeziora itp.) - ale przecież jak sama nazwa wskazuje, pozwolenie tylko DOPUSZCZA taką inwestycję, nikogo do niej nie zmusza. Krótko mówiąc: chcącemu nie dzieje się krzywda. Urząd ani nie nakazał osiedlania się w tym miejscu, ani nie wydał żadnego poręczenia za jakość gruntów, ani nie gwarantował stabilności budynku. A nawet na bagnach da się budować - za ADEKWATNE zabezpieczenia przed lokalnymi zagrożeniami odpowiada projektant i konstruktor. Ale im płaci ten sam inwestor. Nikt inny, niż inwestor, nie ponosi konsekwencji budowania podpiwniczonych domów na zalewowym terenie bez odpowiedniego zabezpieczenia budynku. Oczywiście mogło być tak, że błąd popełnił projektant - nie uwzględnił wody w projekcie z własnego zaniedbania (a nie wyraźnego życzenia inwestora); ale w sytuacji, gdy w domach tych są piwnice, szczerze wątpię - nikt rozsądny na takim gruncie nie robi piwnic. Może być również tak, że w projekcie są zabezpieczenia, ale puściły - wtedy winny jest kierownik budowy i wykonawca. Ale również - piwnicy przed wodą zabezpieczyć się nie da (w rozsądnych pieniądzach).

Odpowiedz
avatar Kamil2586
0 0

Winny jest architekt. Bo to architekt ma się zapoznać z gruntem i sprawdzić czy to będzie stało. Czy tego nie zaleje albo czy się nie przewróci. Dlatego też do bycia architektem należy mieć kilka lat studiów, praktyki i zdany egzamin.

Odpowiedz
Udostępnij