Eh, roszczeniowość społeczeństwa mnie przeraża.
Pani ogłasza się na lokalnej grupie, że potrzebuje rzeczy dla noworodka, za darmo, bo bieda itd. Piszę do niej, że mam ubranka, dużo nowiutkich i czy na chłopca, czy na dziewczynkę, czy coś może kupić skoro bieda itd.
Pani na to, że ona nie wie, co będzie miała, bo jest w 9 tygodniu! Ale zaklepuje te rzeczy, mam jej przetrzymać, bo ona nie ma teraz gdzie, ale zgłosi się za pół roku i poda mi adres, gdzie przywieźć, ale nie wszystko, tylko te nowe z metkami.
Gdyby jednak zapomniała, to mam się jej przypomnieć, że mam jej dać i jeszcze poprosi o (tu lista ponad 50 rzeczy typu gryzaki, wózek, pościel, ale nie byle jaka, tylko ta konkretna itd.). Nie dość, że DEJ, to jeszcze przetrzymaj, przypomnij, przywieź i kup.
Zaczęłam się trochę bawić w stylizację paznokci, poszłam na kurs, poczytałam, zakupiłam, co trzeba i ogłosiłam się, że szukam osób, na których mogę ćwiczyć, że chcę tylko 10 zł za pilniczki itp. I tu się zaczyna wysyp.
Panie piszą w środku nocy nagminnie, ale jedna pobiła wszystko.
Niedziela 22.12. godz 23.30 - pani chce paznokcie jeszcze przed świętami i ma czas we wtorek. Odpisuję, że nie da rady, ale może być poniedziałek. Pani z łaską się zgadza, ale uwaga - uważa, że 10 zł to za mało, ona chce 50.
Zaraz, zaraz jak to pani chce? Ano pani uważa, że to ja mam zapłacić jej za "zaoferowanie dłoni do ćwiczeń jakiejś pseudostylistce, która na pewno zarazi ją jakimś g****m".
Odmawiam, pani się zgadza zapłacić mi 15 zł, jak do niej przyjadę bo ona ma małe dziecko. Uwaga – 70 km w jedną stronę.
Odmawiam, pani ŻĄDA, że mam jej zrobić, bo się ogłaszam i mam obowiązek jej zrobić, bo ona ma małe dziecko i ona nie ma czasu i kasy iść zapłacić prawdziwej kosmetyczce.
Odmawiam, wiadomości z obelgami nie było końca.
Panie, które się umawiają i nie przychodzą to już norma, ale zdarzyła się i taka, która przyszła o 15, chociaż umawiałyśmy się na 12. Uważała, że nic się nie stało, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty. Odmówiłam.
Pani, która zapłaci mi 10 zł, jak jej zrobię konkretnym lakierem (którego nie mam, a który kosztuje 45 zł). Ale o co pani chodzi? Przecież zostanie na inne klientki.
Takich smaczków jest dużo więcej. Jak sobie przypomnę, to opiszę.
Ludzie mają tupet, i co gorsze oni naprawdę myślą, że należy im się lepsze traktowanie.
Odpowiedz@aganieshka: Przecież klient nasz pan, tak?
OdpowiedzNawet nie rozumiesz, że jesteś taka sama, jak one, żądając pieniędzy za to, że sobie na nich poćwiczysz.
Odpowiedz@Jorn: nie za to, że sobie na nich poćwiczy, tylko za zużyte materiały. Teraz cię pewnie zaskoczę, ale (uwaga teraz) pilniczki, waciki, cleaner, aceton... Żadna z tych rzeczy nie rośnie na drzewie i trzeba je kupić. Za pieniądze. To normalne, że dziewczyna chce zwrot za chociaż część zużytego materiału skoro ma być sterylnie i zdrowo.
Odpowiedz@Jorn: chodzi o to by autorka nie zbankrutowała na jednorazowych pilniczkach i miała za co powiększać asortyment na przyszłość. To tez motywuje. Cos jak początkujący youtuber, który daje jedną reklamę na końcu filmiku - fajnie byłoby zarobić na tym, co się robi. @Katherinneee, w jakiej miejscowości robisz paznokcie? I jakimi lakierami? Według mnie cena uczciwa i kusi ;)
Odpowiedz@Jorn: a Ty nawet nie wiesz, ile Karyn robi paznokcie i rzęsy po domach biorąc regularne ceny, a mając tygodniowe doświadczenie. I mają rzesze zadowolonych klientów (czasem robią naprawdę ładnie, czasem niedoswiasczony klient nie wiemy jak ma wyglądać efekt końcowy dobrze wykonanego zabiegu). Autorka pracuje za darmo i chce tylko paru groszy za materiały. A może też jesteś zdania, że powinna jeszcze dopłacać za to, że panie poświęcają swój czas i paznokcie na otrzymanie darmowej usługi? Bo usługa jest darmowa, kosztują tylko materiały
Odpowiedz@Driada: @Shi: @digi51: Wyobraźcie sobie, że wiem, iż materiały i narzędzia kosztują. Wszystko kosztuje, nawet gdy coś jest "za darmo", to oznacza, że po prostu ktoś inny za to zapłacił. I co z tego? Albo manikiurzystka ufa w swoje umiejętności i po prostu oferuje płatną usługę (gdzie koszt tych materiałów, jest częścią kosztów biznesu), albo twierdzi, że jeszcze za mało umie i ćwiczy na ochotnikach gratis, a koszt materiałów jest częścią kosztu nauki.
Odpowiedz@Jorn: to twoje zdanie, mało popularne w branży zresztą - nazywanie autorki piekielną jest trochę na wyrost.
Odpowiedz@digi51: ale Jorn ma całkowitą rację. Ja muszę odwalić kilkaset godzin kolejnych praktyk za darmo, ponosząc przy tym ogromne koszty. Tak jest wszędzie. W każdej branży w zasadzie. Nie widzę powodu, dla którego tutaj miałoby być inaczej. Moja żona również musiała odwalić "murzyniadę" za darmo jak zdobywała swoje uprawnienia i kilkanaście/kilkadziesiąt osób przepracowała za darmo wydając kilkaset złotych na specjalistyczne wyposażenie (inna branża niż autorka historii). To kompletnie nie ta skala inwestycji, ale jak się chce być profesjonalistą, to nie ma opcji inaczej. Żądanie zapłaty - jakiejkolwiek - w czasie przyuczania jest słabe i psuje rynek (każdy). Bo po co zapłacić za dobrą usługę pełną cenę, skoro zawsze znajdzie się ktoś "na przyuczeniu", co zrobi robotę za jej znikomą część? To trochę śmieszne, ale przy darmowych praktykach tego efektu nie ma, bo ludzie mają wtedy zupełnie inne podejście do usługodawcy. Koszty darmowych praktyk (materiałów, wydatków na kurs/szkolenie) wliczasz sobie w późniejszą marżę usługi. Poza tym, tak buduje się też pozycję na rynku i bazę klientów. Dajesz darmową usługę i stały rabat dożywotni. Uczysz się i masz pole do błędu. Ale potem dajesz odpowiednio wysoką cenę. Cenisz siebie, a ludzie widzą w tobie specjalistę. Osobiście uważam, że przez takie praktyki wiele branż mocno kuleje i wszyscy płaczą, że "nie da się podnieść ceny". No nie da, bo jak, skoro znajdują się osoby gotowe wykonać to samo, ale za kilka % rynkowej ceny?
Odpowiedz@Lobo86: Psuje rynek? Podobno mamy ten rynek wolny i każdy może sobie ustalać zasady wykonywania usług, jakie chce. Niepełnowartościowa usługa za niepełną cenę. Jakby autorka wykonywała usługę pełnowartościową za koszty materiałów to byłoby ok czy też problem, bo psuje rynek? Jedyne co jest oczywiście nie ok w stosunku do zarejestrowanych przedsiębiorców to wykonywania usług na czarno za cenę obniżoną o koszty działalności, to potępiam. Szczerze to ja wolę iść do normalnej kosmetyczki z certyfikatami i kasą fiskalną, bo mam gwarancję na usługę i w razie spaprania czegoś (nawet podczas nakładania hybrydy można klientce zrobić krzywdę) mogę ją pociągnąć do odpowiedzialności. Ale jeśli ktoś woli robić za modela za darmo czy za symboliczną sumę to może jest to dla niego jedyny sposób na otrzymanie takiej usługi, bo na inną go nie stać - zabronisz, bo psuje rynek? Albo zabronisz robienia paznokci rodzinie i znajomym, żeby poszli do kosmetyczki i wydali więcej?
Odpowiedz@digi51: tak psuje rynek. Tak samo jak jest popsuty rynek outdoorowy przez podobne praktyki - absurdalną wojnę cenową czy sprzedaż detaliczną przez dystrybutorów, którzy zabijają swoimi "promocjami" detalistów. W efekcie czego albo nie ma u nas wielu brandów w ogóle, albo są droższe niż w krajach zachodnich. Porównaj ceny np polskiego i brytyjskiego Decathlona. Ta sama para butów łącznie z przesyłką z WB może być tańsza niż u nas, co jest powodem wielu płaczy na grupach np biegowych. Tak jest z wieloma rzeczami właśnie poprzez dziwaczne/niespotykane nigdzie indziej w cywilizowanym świecie, praktyki handlowo-usługowe. Dla zobrazowania, rynek kosmetyczny, przez takich dorabiaczy w wawie jest tak zepsuty, że regularne ceny są absurdalnie wysokie. Taniej wychodzi pojechać do Białegostoku, bo na jednej wizycie fryzjersko-kosmetycznej już się potrafi przejazd zwrócić. Apteki? To samo. Przez debilne regulacje 15g maść w PL kosztuje tyle, co 30g tej samej, ale importowanej z Grecji. W dodatku, jak żona musiała mieć krople robione na zlecenie, to dwie (słownie DWIE) apteki w całej stolicy były wstanie to zrobić. W Białymstoku kilka i każda oferowała 1/4 ceny Warszawskiej, gdzie rynek zdominowały sieciówki, bo te pojedyncze-prywatne wykończyły się wzajemnie niepotrzebnie ze sobą konkurując w chory sposób.
Odpowiedz@Jorn: to naucz sie czegos i cwicz za darmo poswiecajac swoj czas i nerwy na wybrzydzajace dziunie, nieprzychodzacych klientow itp. bo taki mniej wiecej jest target jak dajesz ogloszenie, ze zrobisz cos za darmo, zleca sie prawie sami deje i Janusze nikt ci nie broni ;)
Odpowiedz@bazienka: czy ktoś przychodzi czy nie, to nie ma znaczenia ile płacą i czy płacą w ogóle. Bywają takie dni, że z umówionych 8 osób przychodzą dwie. Kwestia zlewania umówionych wizyt, to temat na osobną historię....
Odpowiedz@Lobo86: nie wiem jak ty, ale ja mam co robic w zyciu zmaiast czekac na kogos, kto sobie nie przyjdzie moj czas jest cenny a nieprzychodzenie to zwyczajny brak szacunku nawet jesli usluga jest za darmo szczegolnie jak z tych 8 osob przychodza np. 3-4, ale "w kratke", poza tym na kazdego czekasz, bo zawsz emoze byc poslizg przez np. korki, wiec raczej ciezko sobie zaplanowac alternatywne zajecie jesli nie bedzie to np. ogladanie netflixa za darmo nawet umawia sie po to, by cwiczyc, a nie siedziec i wpatrywac sie w telefon i drzwi
Odpowiedzchciałaś dobrze, chciałaś być uczciwa - nie wyszło. będą cię cenić, jeśli sama się docenisz. daj ogłoszenie normalne, że robisz paznokcie, daj cenę bardziej "normalną" - np. 40-50 zł, nie pisz, żeś początkująca - i od razu będziesz lepiej traktowana. a ćwiczyć możesz na swoich i na plastikowych... nie to samo, co prawdziwe, ale zawsze trochę wprawy nabierzesz.
OdpowiedzZastanawiam się, do jakiego stopnia to kwestia tego, gdzie mieszkasz albo gdzie się ogłaszasz. Tyle się tu czyta o piekielnych ludziach z ogłoszeń, a ja chyba mam szczęście ;). Oczywiście nie sugeruję żadnego fejka, tylko zastanawiam się nad tym, z czego to wynika.
Odpowiedz@szafa: deje znajda sie wszedzie
Odpowiedz