Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sobota, późne popołudnie. Razem z małżonką wybraliśmy się do kina, mieszczącego się…

Sobota, późne popołudnie. Razem z małżonką wybraliśmy się do kina, mieszczącego się w galerii handlowej.

Dojeżdżając na miejsce moja żona zauważyła, że przed wejściem do galerii ktoś leży. Zatrzymałem samochód tak, żeby nie blokował drogi. Nikt na leżącego chłopaka nie zwracał uwagi, z wyjątkiem jednej dziewczyny, tak na oko 15-16 lat. Kiedy podszedłem do niej, szybko sprawdziłem co z leżącym - chłopak nieprzytomny, oddycha miarowo, ale czuć było alkohol. Zapytałem dziewczyny, czy wzywała pomoc. Odparła, że koledzy pobiegli do galerii po ochronę.

Najpierw zadzwoniłem na Straż miejską (dlatego, że już nie raz byłem świadkiem sytuacji, że pogotowie olewało takie zgłoszenia). Od dyżurnego dostałem polecenie wezwania pogotowia z zaznaczeniem, że to oni kazali zadzwonić. I faktycznie, rozmowa z dyspozytorem była ciężka. Dopiero po argumentach, że na polecenie Straży Miejskiej oraz że nie wiem czy wyczuwalna woń alkoholu, to przypadkiem nie przejaw cukrzycy, dyspozytor wysłał karetkę. Patrol Straży Miejskiej pojawił się na miejscu w mniej niż 5 minut. Pogotowie było dopiero po około 25 minutach. Przyjechali bez sygnałów, z sąsiedniej miejscowości - podobno w szpitalu w naszej miejscowości nie było wolnej karetki.

Później dowiedziałem się od znajomego ze Straży Miejskiej, że chłopak miał prawie 5 promili, i że był mocno wychłodzony.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dopóki ja i ta grupa młodzieży nie zareagowaliśmy, to każdy odwracał głowę. I tak, ochrona magicznie zniknęła.

centrum miasta galeria

by aspirancik
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mama_muminka
7 9

Myślę, że zarówno ochrona jak i pogotowie takich przypadków ma X dziennie. Z perspektywy pogotowia to oni jadą do kogoś kto jest pijany i w tym czasie, ktoś kto ma zawał, nie dostanie pomocy i umrze. A potem na pogotowiu się pielęgniarki i lekarze szarpią z kimś kto jest pijany i agresywny i ich wyzywa. Rozumiem, że po kilku latach nikt entuzjastycznie nie podchodzi do pomagania pijanym. Pamiętaj, że mamy w ochronie zdrowia "gospodarkę niedoboru". Skoro pomagają pijanemu, to nie pomogą komuś innemu w tym samym czasie.

Odpowiedz
avatar Balbina
-1 3

Ostatnio: 3 października 2021 - 12:56

Odpowiedz
avatar bloodcarver
4 4

Nie. Najgorsze jest to, że przez kogoś kto zdecydował się pić, karetka może nie dojechać do osoby która potrzebuje jej nie z własnej winy. Taki pijany może dość dosłownie zostać mordercą i nawet o tym nie wiedzieć.

Odpowiedz
avatar marcelka
0 2

@bloodcarver: w żadnym razie nie usprawiedliwiam pijaków, ale morderca... Czy ktoś, kto ma zawał, do którego przyczyniło się niezdrowe odżywianie i brak ruchu (czyli rzeczy, na które człowiek ma wpływ, tak samo jak na picie alkoholu), też może być mordercą?

Odpowiedz
avatar mujer_verdadera
-2 2

@bloodcarver: Zawały się ma głównie ze swojej winy, pracuje się na nie latami (poza innymi niezdrowymi nawykami także nadużywając alkoholu) Szczerze mówiąc nie rozumiem takiego podejścia - upił się niech zdycha. Bezczynne minięcie kogoś, kto właśnie umiera tylko dlatego że czujemy wyższość moralną jest właśnie cholernie niemoralne, nieludzkie.

Odpowiedz
avatar marcelka
1 3

W sumie trudna sytuacja. Z jednej strony nikt gościowi siłą alkoholu nie wlewał, więc doprowadził się do takiego stanu na własne życzenie, a niestety, jak się weźmie pod uwagę ograniczone zasoby polskiej służby zdrowia, to jak karetka wyjedzie do pijanego, to znaczy, że nie wyjedzie lub dojedzie później do kogoś, kto ma udar czy zawał, a tam liczą się minuty. Z drugiej strony, idąc tym tokiem rozumowania, można by analizować, czy ktoś, kto ma zawał, też nie ma go "na własne życzenie" - ze względu np. na niezdrowy tryb życia czy nadwagę, albo czy ktoś, kto złamał nogę, szedł do pracy - czyli musiał iść, wyjście usprawiedliwione, czy np. do koleżanki na kawę - czyli po co wychodził, jakby nie wyszedł, to by i nogi nie złamał.

Odpowiedz
avatar Mateusz2609
2 2

ZRM w większości nie stacjonują przy szpitalu. Przyjechali z sąsiedniej miejscowości bo widocznie bliżej nie było wolnego zespołu. Przyjechali bez sygnałów bo widocznie dyspozytor uznał że nie są niezbędne (to dyspozytor wysyłający decyduje czy ZRM jedzie do pacjenta na sygnale czy nie). Osoby upojone alkoholem to plaga. Ilość ZRM jest ograniczona.

Odpowiedz
Udostępnij