Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pewnego razu naszło mnie, żeby wymienić meble. Ale zanim kupi się nowe,…

Pewnego razu naszło mnie, żeby wymienić meble. Ale zanim kupi się nowe, trzeba pozbyć się starych. Ponieważ były w bardzo dobrym stanie, postanowiłam spróbować szczęścia ze sprzedażą. Na pierwszy ogień poszła sypialnia. Wrzuciłam ogłoszenie na grupę polonijną na fejsbuniu i czekałam na wysyp turystów "oni tylko pooglądać", "horych curek", tudzież próśb o wysłanie na mój koszt na drugi koniec Niemiec lub do Polski. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu nic takiego nie nastąpiło, nie było najmniejszych problemów, każdy klient przyjechał, zapłacił, nawet nie targując się o cenę, zabrał pasujący mu mebel, i w ciągu trzech, czterech dni wszystko się rozeszło.

Kilka miesięcy później przyszła kolej na duży pokój. Ponownie, meble wystawione na grupie polonijnej, ja tym razem pełna optymizmu. Stół z krzesłami, komoda i stolik do kawy faktycznie sprzedały się od ręki, ale została meblościanka i przylegający do niej regał na książki. Tymi nikt nie był zainteresowany. Wrzuciłam w takim razie ogłoszenie jeszcze na Facebook Marketplace i na coś w rodzaju niemieckiego OLXa (eBay Kleinanzeigen). I się zaczęło…

Poniedziałek. Dzwoni para z Rumunii, zainteresowani, chcieliby przyjechać wieczorem zobaczyć. Zapraszam. Para przyjechała, obejrzała, podobają im się, biorą. Tylko nie dzisiaj, bo duży samochód mają w warsztacie, odbiorą go w środę i przyjadą. A żebym ja im te meble do środy przytrzymała. Mówię, że nie ma sprawy, przytrzymam, usunę ogłoszenie, ale proszę o zadatek i zaznaczam, że w razie ich rezygnacji, zadatek przepada. Zgadzają się. Później dzwonią jeszcze dwie osoby, ale mówię im, że ogłoszenie nieaktualne.

Środa. W południe dzwoni pani Rumunka, że nie mają jednak pieniędzy. Ja, że no trudno, szkoda. Ona kontynuuje, że nie mają pieniędzy, ale meble im się bardzo podobają i bardzo by się przydały. I czy nie można by tak za darmo. No nie można by. Ale czy na pewno nie można? Na pewno nie można. Ale im się podobają. No mnie też się wiele rzeczy podoba, ale mnie na nie nie stać, więc muszę się obyć bez nich. Do widzenia.

Wstawiam ogłoszenie ponownie. Dzwoni pan Chorwat, że on by wieczorem przyszedł obejrzeć.

Pan przyszedł, pooglądał, pochrząkał, pocmokał, pomacał meble i mówi, że telewizor i kanapę to on bierze od ręki, nad resztą musiałby się zastanowić. Uprzejmie informuję pana, że telewizor (kupiony miesiąc wcześniej) i kanapa nie są na sprzedaż. Tylko meblościanka i regał. Jak to nie są? No nie są, czytał pan ogłoszenie? Nie, bo za dużo tekstu. Ale jego zdaniem, skoro coś nie jest na sprzedaż, to na czas jego wizyty powinnam wynieść to z pokoju, bo wprowadzam potencjalnych klientów w błąd. Liczę w myślach do dziesięciu, hamuję ripostę na temat uczenia się czytać i pytam pana, jaka jest jego decyzja. Bierze czy nie. On nie wie, bo te meble to w sumie nie dla niego, tylko dla znajomej, która jest w Chorwacji, on ma na dniach do niej jechać i jej opowie, i ona zdecyduje. A ja żebym mu te meble przez dwa, może trzy tygodnie przytrzymała, on wróci i da znać czy bierze. I żebym sobie przemyślała, czy na pewno nie chcę w gratisie dorzucić telewizora. Pohamowuję kolejną ripostę, tym razem o zamienianiu się na głowy z różnymi częściami ciała, mówię, że niestety nie ma takiej opcji i żegnam się z panem.

W międzyczasie na tym niby OLXie dostaję mnóstwo zapytań, czy nie sprzedam za połowę ceny (wystawiłam naprawdę niedrogo, więc bez przesady), a na FB Marketplace nastąpił wysyp "pokemonów". Trzy najciekawsze:
- Amerykanka. Meble całkiem fajnie wyglądają na zdjęciach, ale chciałaby zobaczyć na żywo. Problem tylko, bo nie ma samochodu, a komunikacją nie chce jeździć, bo jest przeziębiona, to czy mogłabym je może jej przywieźć, ona zobaczy na żywo i zdecyduje, czy bierze. No raczej nie.
- Student z Francji. Właśnie urządza sobie mieszkanie, meble mu się podobają, wziąłby. Tylko, że nie ma samochodu, więc przyjechałby metrem. Czy mogłabym mu powiedzieć, czy ta meblościanka zmieści mu się do metra (w ogłoszeniu podane łączne wymiary 420x220x50 cm). Obawiam się, że raczej zdecydowanie się nie zmieści.
- Jakiś Niemiec. Czy mogłabym mu przysłać dodatkowe zdjęcia. No dobrze. Porobiłam jeszcze kilka zdjęć mebli i mu wysłałam. Yyyy, jemu nie o to chodziło. A o co? O inne zdjęcia. Ale jakie inne zdjęcia? Moje, takie nooo… bez ubrań. Gościu, pomyliłeś portale…

Piątek. Dzwoni jakiś pan, Niemiec mieszkający w sąsiedztwie, że on by wpadł w sobotę obejrzeć meble. Dobrze, umawiamy się na 16.

Sobota. Godzina 11:00, dzwonek do drzwi. Pan przyszedł obejrzeć meble. Mówię, że trochę mnie zaskoczył, bo o ile pamiętam umawialiśmy się na inną godzinę. Pan na to, że wie, ale akurat teraz mu pasowało, to przyszedł. Poza tym jest klientem, więc ja powinnam się do niego dostosować. Oho, miło się zapowiada. Ale jak już pan jest, to pan wejdzie. Obejrzał meble, podobają się, bierze. Cena też pasuje. Tylko czy żona mogłaby jeszcze rzucić okiem. Czeka na dole, bo są właśnie z dzieckiem na spacerze, nie chcieli się tarabanić po schodach z wózkiem z niemowlakiem, więc najpierw poszedł on, a ona czeka. Faktycznie, pod blokiem stoi jakaś babka z wózkiem. To on zejdzie na dół, da jej znać i ona zaraz przyjdzie sama zobaczyć. Ale on jest zdecydowany, zaraz po wizycie żony dogadamy się odnośnie odbioru itd. Wyszedł. Czekam, czekam, czekam, nikt nie przychodzi. Patrzę za okno, poszli sobie.

Zaczęłam tracić nadzieję, że te meble w ogóle sprzedam.

Wieczorem zadzwonił jakiś Albańczyk, czy mogę je mu przytrzymać do poniedziałku, on by po pracy przyjechał. Pytam, czy przyjedzie kupić czy pooglądać. Kupić. Przyjedzie dostawczakiem i bierze. Dlatego dopiero w poniedziałek, bo musi auto zorganizować. I faktycznie. Przyjechał, nie targował się, kupił, zabrał. I jeszcze w podziękowaniu za przytrzymanie mebli dał mi butelkę wina.

Dwa tygodnie później, kiedy zdążyłam zapomnieć o całej sprawie, dzwoni jakiś nieznany numer. Obieram. Pan Chorwat. Właśnie wrócił z odwiedzin u tej znajomej. Znajoma chce te meble, ale za pół ceny. Albo za całą, jeśli dorzucę telewizor. Pan bardzo się zdziwił, ze nieaktualne, no jak to, przecież wyraźnie powiedział, że mam mu te meble zarezerwować, aż się zdecyduje. Stwierdził, że jestem niepoważna i się rozłączył.

zagranica

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Tolek
2 2

A czy w końcu wzięłaś ten zadatek od pary z Rumunii?

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 8

@Tolek: Tak. Biedactwom nie dość, że nie udało się wyłudzić mebli, to jeszcze stracili zadatek

Odpowiedz
avatar GoshC
2 2

@Crannberry: a nie kłócili się o zwrot?

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 12

@GoshC: Próbowali, ale sie nie wdawałam w dyskusję, tylko przypomniałam im warunki umowy, na które się zgodzili

Odpowiedz
avatar Tolek
7 7

@Crannberry: No i tak trzeba. Jestem bardzo dumny i zadowolony z Twjej postawy. Tak trzymać.

Odpowiedz
avatar singri
10 10

Padłam przy kolesiu, który chciał transportować meblościankę metrem :D

Odpowiedz
avatar GoshC
7 7

@singri: ja padłam trochę wcześniej, przy lasce, co chciała, żeby jej zawieźć i ona ewentualnie zdecyduje czy się jej podobają.

Odpowiedz
avatar hulakula
9 9

@singri: no kto wie, moze by skrzyknal pol akademika i daliby rade :D

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@singri: Moim zdaniem był w porządku, bo po prostu spytał o konkretne wymiary. Okazało się, że za duże, to zrezygnował. A jeśli wymiar byłby odpowiedni... Studenci bywają bardzo pomysłowi i zaradni.

Odpowiedz
avatar Agatorek
6 6

Jak zaczniesz pisać książki/bloga, to daj znać. Lubię Ciebie czytać :) (chociaż z drugiej strony mogę tylko współczuć tych historii)

Odpowiedz
avatar kojot_pedziwiatr
3 5

Czyli jednak Polacy nie są jedyni tacy zdolni inaczej.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@kojot_pedziwiatr: z Polakami mam akurat pod tym względem super doświadczenia. Są bezproblemowi, a jeśli oddaję coś za darmo (np. kartony po przeprowadzce) nigdy nie przyjdą z pustymi rekami. Jeśli chodzi o inne nacje, to zauważyłam prawidłowośc, że na Marketplace przewazają ameby umysłowe z Europy Zachodniej i USA oraz afrykańscy "hodowcy drobiu", chcący płacic walutą "big black cock". Na eBay Kleinanzeigen z kolei królują cwaniacy z Turcji i Bałkanów

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

@Crannberry: Widać najnormalniejsi powyjeżdżali z Polski ;)

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

Ta strona to jedna z największych wylęgarnii patusów w niemieckim necie, pomijając ogłoszenia pisane nawet przez "biznesmenów" niechlujnym, łamanym niemieckim, to jako kobieta na zamieszczane ogłoszenia dostawałam w 70% debile, sprośne wiadomości nawet jak chodziło o sprzedaż lodówki, a jak raz głupia podałam numer telefonu to pisali do mnie na whatsappie jacyś idioci udając, że niby numery im się pomyliły, ale jak już napisali to może się zapoznamy?? Za pierwszym razem myślałam, że to faktycznie pomyłka, ta drugim zaczęłam coś podejrzewać, a każdego następnego już trolowałam pisząc, że z tej strony Jurgen i owszem, chętnie spotkam się na kawę z happy endem.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 2

@digi51: Mówisz o Kleinanzeigen? Dlatego zawsze jak mam coś na sprzedaż, wstawiam na Polakach w Monachium i pokrewnych grupach (tam też zdarzy się czasem debil, ale na dużo mniejszą skalę). Dopiero jak tam nie ma chętnych, to jako ostatnią opcję przed wywiezieniem na Sperrmüll próbuję jeszcze na Kleinanzeigen i dostaję "Bruder was ist letzte Preis" (oczywiście napisane z inną ortografią) oraz inne oferty po turk- i bałkamiecku. Na Marketplace królują z kolei ameby umysłowe i afrykańscy, chyba handlarze drobiem, bo jako walutę proponują "big black cock". Twój patent z Jurgenem jest zacny, musze kiedyś wypróbować. Ale zastanawia mnie, swoją drogą, na co liczą ludzie, którzy wysyłają takie oferty, czy ktoś im kiedykolwiek nie odmówił?

Odpowiedz
avatar yfa
1 1

Na patoli jest jedna rada - takiemu panu Chorwatowi mówisz, że nie ma sprawy, niech przyjedzie. Jak przyjedzie to mówisz, że sprzedały się pół godziny wcześniej. Amerykance mówisz, że nie ma sprawy, przyjedziesz - umawiasz się na jakąś szkodliwą godzinę (4 rano, albo 23, albo w godzinach pracy), olewasz. Niech sobie poczeka. Ja to stosuję na spamerów telefonicznych - podaję naprędce wymyślony adres, żeby wysłali zaproszenia, z "doradcami" umawiam się na spotkania w istniejących miejscach, gdzie mnie na pewno nie będzie, niech inwestują czas i środki. Praktycznie przestali do mnie dzwonić, mimo że w bazach przecież zawsze sobie pewnie zaznaczają "potencjalny klient, nie rzucił słuchawką".

Odpowiedz
Udostępnij